poniedziałek, 18 lutego 2013

XXVI Niespodzianka


Kurczowo wtuliłam się w plecy Diego, gdy padł strzał. Chciałam krzyczeć, zasłonić go, zrobić cokolwiek, by nie stracić mężczyzny którego pokochałam. Byłam wściekła, że to znowu on mnie ratował. Usłyszałam huk upadającego na podłogę ciała. Jednak wciąż czułam ciepło i zapach mojego męża, więc otworzyłam oczy. Wstrzymałam oddech, kiedy zobaczyłam leżącego Navarro, a nad nim stojącego Carlo, który opuścił spokojnie broń. Wtedy Dragon ukucnął i stwierdził, że Guillermo nie żyje.
Nie potrafiłam się ruszyć, bo zrobiło mi się niedobrze. Dopiero trzask pękającego drewna sprawił, iż nasza trójka oprzytomniała. Droga do wyjścia została odcięta, ale szatyn pociągnął mnie w głąb domu, gdzie ogień nie zdążył się rozprzestrzenić.

Wbiegliśmy do kuchni, skąd dalsza ucieczka była możliwa tylko przez okno. Dlatego Pajac pociągnął za klamkę, lecz ku jego zaskoczeniu napotkał na opór.
-Cholera! Zaklinowało się!
-Odsuńcie się!-Diego złapał za krzesło, które stało pod ręką i cisnął nim prosto w okno.
Schyliłam się pod stół, a szyba pękła na drobne kawałeczki.
-Cassie, chodź tu!-wyciągnął mnie z kryjówki jak szmacianą lalkę.-Bierzemy ją w środek-stwierdził.
-Ciesz się, że jesteś lekka-Carlos mruknął mi do ucha.
Uczepiłam się silnych ramion i dzięki temu uniosłam się w górze. Obejrzałam się za siebie , a kłęby czarnego dymu zajęły korytarz.
-To na trzy-blondyn podpowiedział.
Wszystko pięknie, tylko nie wiedziałam, że liczy na skróty! Od razu wrzasnął „trzy” i obaj rozpędzili się jak dwa huragany. Nie zdążyłam mrugnąć powieką, a oni wskoczyli na parapet, wybijając się w górę. Zamknęłam oczy bojąc się upadku, który przejął na siebie Diego i wylądowałam na jego torsie. Nie chciałam wstawać, wolałam żeby to był sen. Z oddali słyszałam przyspieszone kroki, a potem rozpoznałam głos Mike'a oraz Alexa.
-Jesteś cała-Dragon pocałował mnie w czoło.
Kiwnęłam głową, bo nie miałam siły mówić. Chłopcy zajęli się Carlosem. Wszędzie unosił się siwy pył i panował totalny zamęt.
-Zgarnijcie naszych i zajmijcie się ludźmi Guillerma-Pan Gangsterka wydał braciom polecenie, podtrzymując mnie w pasie.
-Co z Davem?-Pajac zapytał niespodziewanie.
-Ani śladu. Czemu pytasz?-Alex zdziwił się.
-Przestrzeliłem draniowi kolano, więc jakim cudem zniknął?! Szukajcie go!
Niczego tak nie pragnęłam jak powrotu do domu. Nie obchodził mnie ten kretyn Magana. Może znalazł się tam, gdzie było jego miejsce-czyli w piekle. Poczułam się bezpiecznie dopiero, gdy siedziałam w samochodzie między mężczyznami, którzy ocalili moje życie...

****
Już żegnałem się z tym światem , ale Carlos zachował się fenomenalnie. Nigdy nie zdołam się mu odwdzięczyć. Naprawdę odczułem ulgę, kiedy Navarro padł martwy. Jedynie Cassie zrobiło mi się żal. Odkąd zobaczyła jak jej ojciec zginął, nie odezwała się ani słowem. Chociaż udało się zlikwidować największą przeszkodę, to najtrudniejsze było przed nami...

Słońce chyliło się ku horyzontowi, a okolicę zalały barwy purpury, gdy wjechaliśmy na drogę prowadzącą do domu. Ledwo auto zostało zaparkowane na podjeździe i Agnes wybiegła z piskiem. Naturalnie rzuciła się Carlosowi na szyję, całując po umorusanej twarzy.
-Jesteś cały! Tak się martwiłam-uczepiła się go, a biedak chwiał się na nogach.
-Agi, on potrzebuje odpoczynku-wysiliłem się uśmiech.
Oderwała się od ukochanego, ale zaraz cmoknęła mnie w policzek i na koniec wyściskała Cassie, jeszcze bardziej czochrając jej potargane włosy.
-Chodźcie, zajmę się wami-puściła nas przodem.
Z kuchni wychylił się zatroskany Ernesto i wreszcie moja zona ożywiła się. Wpadła staruszkowi prosto w ramiona szlochając. Zostawiłem ich samych, udając się na górę-to nie był czas na trudne rozmowy...
Zszedłem około 22:00, a przy schodach stała czarnulka.
-Czemu nie jesteś z Carlosem?
-Opatrzyłam mu rękę i usnął. Trochę mi opowiedział, co się wydarzyło i fatalnie się z tym czuję-potarła ręką o fartuszek.-Ja...Ja wiem, że to po części moja wina.
Raczej ja ją utwierdziłem w tym przekonaniu.
-Wyjaśnijmy coś, ok?-usiadłem na przedostatnim stopniu, wskazując na miejsce obok siebie.-Okropnie się zachowywałem przez ostatnie dni. Nerwy mnie poniosły, ale nic nie wytłumaczy tego, że Cię uderzyłem.
-Ale...
-Nie przerywaj, proszę. Zawsze traktowałem Cię jak siostrę i chciałbym, żebyś mi wybaczyła. O ile jest to możliwe.
-Diego...-odezwała się łagodnie.-Już dawno zapomniałam.
No i kamień z serca.
-Jesteś cudowna.
-Wiem-puściła mi oczko.-Mike i Alex wrócili godzinę temu, byli wykończeni. Kazałam im zmykać. Jutro zdadzą Ci relacje.
-Nie ma problemu.
Na dziś miałem po wyżej uszu Guillerma i spółki.
-Coś jeszcze?-zauważyłem jej kwaśną minę.
-Cassie zajęła swój stary pokój.
-Jasne-mruknąłem posępnie.
Tego mogłem się spodziewać. Moje małżeństwo wisiało na włosku.
-Z lepszych wiadomości, to Ernesto czeka na Ciebie w kuchni.
Mozolnie wkroczyłem do pomieszczenia i klapnąłem na tabloidzie. Evans popijał kawę, zerkając na mnie badawczo. W końcu nie wytrzymał ciszy.
-Może wybrałem nieodpowiedni moment, lecz muszę zapytać. Co teraz?
-Koniec życia w strachu. Nikt Cię nie przepędzi z Twojej ziemi-zgrabnie ominąłem temat czerwonowłosej.
-Nie o to mi chodziło. Mówiłem o Tobie i mojej wnuczce-zmarszczył czoło.
Z chęcią bym mu powiedział, iż jego wnusia dała mi do zrozumienia, że mogę się wypchać. Przynajmniej tak odebrałem jej powrót do dawnej sypialni.
-Sam chciałbym wiedzieć, co Cassidy sobie ubzdurała. Ona jest zmienna jak pogoda, a ja chyba wymiękam.
-Czyli Twoje uczucia uległy zmianie?
Co on mi tak wiercił dziurę w brzuchu?!
-Ależ skąd! Musiałbym nieźle oberwać w głowę. Jednak na siłę nie utrzymam związku. Jutro postawię sprawę jasno.
-Rozsądna decyzja-zamieszał łyżeczką w filiżance, z której pachniało aromatycznie.-Pamiętaj, że dobrze Ci życzę bez względu na to, jak potoczą się wasze losy. Odwiedzaj mnie czasem.
Tymi słowami sprawił, iż uśmiechnąłem się szczerze.
-Z przyjemnością będę stałym gościem w Twoim domu-poklepałem go po plecach.-Idę odpocząć. Miłej nocy.
-Dobranoc, chłopcze.

****
Zerwałam się z łóżka jak oparzona, kiedy promienie słoneczne przedarły się przez odsłonięte firany. Dostałam olśnienia, gdyż popełniłam kolejną życiową głupotę-dlaczego nie dzieliłam pokoju z Dragonem?! Co on pomyślał?

Stałam na środku pokoju w samej bieliźnie, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie. Miałam rzucić w intruza poduszka, ale to mój mąż gapił się na mnie jak wygłodniałe zwierzę.
-Nie ma sensu przedłużać-powiedział drżącym głosem.-Chcę jasnej sytuacji, więc wybór należy do Ciebie. Wrócę wieczorem i wtedy powiesz, co postanowiłaś.
Czy ja dobrze zrozumiałam? Wbił sobie głupoty tego ptasiego móżdżka. Dlatego naciągnęłam o wiele za duży szlafrok i pobiegłam za nim.
-Diego!-krzyknęłam za nim rozpaczliwie, zatrzymując się w progu.
-Nie teraz! Nie mam czasu!-odpalił auto i odjechał.
-Co jest ważniejsze od tego, że chcę z Tobą być?! Ty...Ty palancie!-uderzyłam pięścią w futrynę.
-Jej, ale romantyczne. Powiedz to wieczorem, tylko opuść palanta-Panna Gaduła zaćwierkała mi nad głową.-Zapraszam na tacos, pyyycha.
Akurat pałałam rządzą mordu, lecz mój żołądek miał inne potrzeby, toteż poczłapałam za czarnulką. Z kuchni wydobywały się apetyczne zapachy, więc ciężko było się oprzeć. Po drodze minęłyśmy Carlosa rozłożonego na kanapie z salonie.
-Nie powinieneś towarzyszyć Dragonowi?-zaczepiłam go.
-Przechodzę okres rekonwalescencji. Zresztą, nie chciał abym z nim jechał.
-Nie przesadzasz? Poharatałeś sobie rękę, a zachowujesz się jak inwalida wojenny.
-Spadaj, Twoje notowania u mnie zmalały-opuścił kciuk do dołu.
-Normalnie się popłaczę-wypięłam Pajacowi język.
-Czy w tym domu będzie kiedyś spokój?-Agi westchnęła, biorąc mnie pod ramię.
Usiadłam na blacie kuchennym i przyglądałam się rytuałowi przygotowania tacos. Agnes wyjęła ciepłe placki z piecyka, mięso i sos były już gotowe. Podsunęła mi porcję pod nos, to zaczęłam się nią delektować. Nagle zemdliło mnie, dlatego uciekłam do łazienki, upuszczając talerz. Spędziłam w środku chyba pół godziny, ale wcale nie czułam się lepiej po wyjściu. Z pomocą przyjaciółki dotarłam do sypialni.
-Strasznie zbladłaś-zmartwiła się.-Po raz pierwszy ktoś pochorował się po moim jedzeniu. Zaskakujące, bo Carlosowi nic nie dolega, a pochłonął górę placków.
-Nie przejmuj się. Stres powoduje różne dolegliwości.
-Hmmm...To może oznaczać wiele rzeczy-na je twarzy zagościł podstępny uśmieszek.
Załapałam dość szybko, co insynuowała.
-Który dziś jest?-zapytałam ze strachu.
-15, a co?
-3 tygodnie...-wytrzeszczyłam oczy.
-Że jak?!
-Spóźnia mi się 3 tygodnie!-zamachałam desperacko rękoma.
-Łooo!-zaklaskała.-Prawdopodobnie jesteś w ciąży!-zapiszczała, jakby wygrała na loterii.
-Przycisz się, bo inni usłyszą. Przecież...Przecież nie ma pewności.
-Już ja się postaram, inaczej nie nazywam się Agnes Robinson-wypięła dumnie pierś.-No dobra, to ja pojadę do miasteczka i kupię test, a Ty leż spokojnie. Najlepiej się nie ruszaj.
-Hej, ewentualna ciąża to nie choroba!
-Łuu...Wahania nastrojów. Hormony Ci buzują-zarechotała.
Już miałam się wyładować, lecz uciekła.
Czarnulka obróciła kurs do apteki w przeciągu godziny, podczas gdy ja zjadłam paczkę ciastek. Podkradłam je Carlosowi, ale chrapał jak bizon, więc później będzie rozpaczał.
-Ile trzeba czekać?-ściskałam zegarek.
-Napisali, że 5 minut.
-To poczekamy 25.
-Zwariowałaś?!-obruszyła się.-Ja sprawdzę!
Naprawdę jej odbiło. W życiu nie była tak podekscytowana.
-Będę ciocią!-zaczęła tańczyć wokół mnie.
-Zrobię jeszcze jeden-dostałam dreszczy na całym ciele.
-Dobra-wzruszyła ramionami.
Musiałam mieć 100% pewności, zanim ukatrupię tego dziecioroba. Pojechał gdzieś, a ja obgryzałam paznokcie z nerw. Za karę jego palce odrobię siekierą!
Minęło 10 minut, więc czarnulka znowu udawała pielęgniarkę, idąc do łazienki.
-Pozytywny! Gratuluję, kochana!-zostałam wycałowana za wszystkie czasy.
Następnie nakryła mnie kołdrą, jakbym sama był dzieckiem.
-Jesteś głodna? Może napijesz się czegoś? Wiem! Świeży sok pomarańczowy!
-Agi!-jakimś cudem zatrzymałam ją.-Chciałabym pobyć sama, dobrze? Nie gniewaj się.
-Aha-entuzjazm dziewczyny przygasł momentalnie.
-To...To będę w kuchni.
Odruchowo położyłam rękę na brzuchu. Trudno było w kilka minut oswoić się ze świadomością, iż zostanę mamą. Popadłam w dziwny stan otępienia, z którego należało się otrząsnąć. Dlatego też ubrałam się, żeby przewietrzyć umysł...

****
Świerszcze rozpoczynały wieczorny koncert, a niebo nad Las Cruces poszarzało. Diego wysiadł z terenowego vana, z ciężkim sercem ruszając do domu. Bał się, iż następnego dnia będzie kontaktował się z prawnikiem w sprawie rozwodu.

Szatyn nacisnął na klamkę i niczym strzała wpadła na niego Agnes.
-Gdzie jest Cassie?!-chwyciła go za poły marynarki.
-Dziewczyno, uspokój się. Dopiero wróciłem i skąd mam...-zaciął się, bo trafił do niego sens słów czarnulki.-Zniknęła?!
-Pewnie dała nogę albo zwinęła manatki do Evansa-Carlo wychylił się zza pleców ukochanej, popijając piwo.
-Nie wierzę! Może pozbyłeś się ciężarnej kobiety!-panna Robinson szarpała przyjaciela za rękaw.
-Co Ty pleciesz? Poza Tobą i Cassie nie ma żadnych kobiet...-wytrzeszczył brązowe tęczówki.-Cassie jest w ciąży?! Ze mną?!
-Nie, ze mną!-brunetka spiorunowała go wzrokiem.
-Przeszukaliście dom?! Miałem z nią porozmawiać. Agi, nic jej nie zrobiłem!
-Przy aferze z tatusiem sadystą zrobienie dziecka, to faktycznie pikuś-blondyn skwitował.
-Hej, o co ten hałas?
Cała trójka odwróciła się, a przed nimi stała czerwonowłosa zguba ubrana w białe ponczo. Diego od razu porwał ją w ramion, chociaż próbowała się wyrwać.
-Myśleliśmy, że uciekłaś-nadal trzymał żonę w swych ramionach.
-Bałwan!-szturchnęła go.-Spacerowałam w sadzie. Rano chciałam Ci powiedzieć, że...że...
-Że? Skarbeńku, litości!
-Że Cię kocham, kretynie!
-Wiewióra jest niesamowicie subtelna-Rubio szepnął do Agnes.
W skupieniu podpatrywali jaki będzie ruch Dragona.
-Powiedz, czy naprawdę spodziewasz się dziecka?-zapytał z nadzieją w głosie.
-Dzięki za dochowanie tajemnicy!-Cassie pogroziła przyjaciółce.
-A więc to prawda!-zawirował wkoło, nie puszczając najdroższej złośnicy.
Nawet pracownicy zbiegli się, patrząc jak ich szef krzyczy z radości oraz biega, trzymając żonę na rękach.
-No upuści bidulkę-czarnowłosa zdenerwowała się.
-Słońce-Carlo objął ją w pasie.-I tak głupsza nie będzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz