poniedziałek, 18 lutego 2013

Inevitable

Paring: Usagi/Seiya
Pozostali bohaterowie: Taiki, Yaten, Thea, Mamoru, Ami



  30-letnia Usagi Chiba jadąc samochodem w czerwcowy poranek nie miała szczęścia. Nie dość, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że znowu spóźni się do pracy, to jeszcze musiała zawieść 3-letnią córeczkę do przedszkola. Przez co będzie zmuszona nadłożyć drogi, a szef na pewno zrobi jej awanturę.
„Czy ja kiedyś wstanę wcześniej? Cholerne korki!”-mruknęła, zerkając w lusterko.

Nacisnęła na pedał gazu i w tym momencie stała się najgorsza rzecz o jakiej nawet nie śniła. Nim zdążyła zahamować, skromne autko kobiety uderzyło w tył sportowego samochodu. Chociaż pracowałaby przez cały rok włącznie z weekendami, to raczej nie byłoby ją na nie stać.
  Skuliła się, drżąc jak osika i zacisnęła dłonie na kierownicy. W głębi duszy błagała opatrzność o ratunek, ale zamiast skrzydlatego anioła, drzwi otworzył poszkodowany mężczyzna.
- Wiedziałem! - wrzasnął wściekły. - Naturalnie baba! W dodatku blondynka! Ślepa jesteś, czy co?! Kto Ci w ogóle dał prawo jazdy?!
Usa uniosła powoli głowę, a jej przestraszony wzrok natrafił na przystojnego bruneta o długich włosach, związanych starannie w kucyk. Ubrany w jasne spodnie oraz białą sportową koszulkę, która uwydatniała jego umięśniony tors, gestykulował nerwowo rękoma. Najbardziej pociągające były ciemnoniebieskie oczy nieznajomego. Od tak dawna przestała zwracać uwagę na mężczyzn, a o przyspieszonym biciu serca nawet nie było mowy.
Potrząsnęła głową, gdy padły bardzo nieprzyjemne słowa.
- Specjalnie dla Ciebie nie zaczną stawiać gumowych słupów, więc przerzuć się na rower!
Nadęła poczerwieniałe policzki i energicznie wysiadła, zupełnie nie przypominając zastraszonej osoby.
- Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na Ty! Zapłacę za naprawę, tylko niech pan nie robi przedstawienia! - sięgnęła po torebkę, która leżała na siedzeniu pasażera i wyjęła portfel, lecz zaalarmował ją płacz dziecka.
- Chibiusa!
Od razu szarpnęła za tylne drzwi, odpinając pasy fotelika i wzięła różowowłosą dziewczynkę w ramiona.
Brunet zawstydził się, że naskoczył na kobietę. W końcu mogła się spieszyć, do tego wiozła dziecko. Na szczęście mała wyglądała na zdrową.
- Niech pani jedzie! Na pewno jest pani spóźniona, a naszą sprawę załatwimy później. Proszę mi dać swój numer telefonu.
- Numer? - spąsowiała.
- Co w tym dziwnego? Przecież nie chcę się umawiać na randkę. Dogadamy się, czy będziemy tu tkwić cały dzień, aż się usmażymy?
- Dobrze - wygrzebała z kieszeni dżinsów wizytówkę, podając niebieskookiemu.
Posadziła córeczkę z powrotem na foteliku, pospiesznie zajmując miejsce kierowcy. Przekręciła kluczyk w stacyjce, dodając gazu, a przystojny nieznajomy uśmiechnął się pod nosem.
- Mógłbym coś zasugerować? - oparł się o opuszczoną szybę.
- Co znowu?! - warknęła.
- Przeważnie rusza się z pierwszego biegu, ale w pani położeniu najpierw proponuję wsteczny. Inaczej zaliczy pani kolejną stłuczkę z moim nieszczęsnym autem. Wtedy nasza ugoda skończy się prędzej, niż się zaczęła.
Zirytowana jego górnolotną paplaniną Usa, przystosowała się do wskazówek i odjechała z piskiem opon. Gdyby ktoś jej powiedział, iż to spotkanie było nieuniknione, z pewnością zaśmiałaby mu się prosto w twarz.
****
  Seiya Kou, bo tak nazywał się ten wyjątkowo przemądrzały oraz przystojny mężczyzna, którego los zetknął z roztrzepaną i zagubioną we własnych problemach blondynką. Wzięty prawnik dzielił czas między kancelarią adwokacką, którą prowadził razem z bratem oraz życiowymi przyjemnościami. Właściwie już po dwóch dniach zapomniał o incydencie z samochodem, ale wizytówka leżąca na biurku w jego gabinecie odświeżyła mu pamięć. Jakaś nieopisana siła kazała mu chwycić za telefon, lecz złośliwość Yatena okazała się szybsza.
- Za godzinę masz spotkanie z klientką - srebrnowłosy ogłosił władczym tonem.

Seiya rozłożył nogi na biurku, patrząc obojętnie na brata. Nigdy nie przejmował się jego zrzędliwym charakterkiem.
- Co tym razem usiłujesz mi wcisnąć? Sprawa spadkowa? Nudy - wyjął z szuflady zapalniczkę i zapalił papierosa.
Szary dymek rozpłynął się tuż przed nosem zielonookiego.
- Klientka się rozwodzi, ale trzymaj łapy przy sobie! I jeszcze jedno, tu się nie pali!!!
- Twój wybór, ja też mam połowę udziałów - wypuścił z ust następne kłęby dymu.-Mam wycisnąć z jakiegoś nieszczęśnika ostatni grosz? Dobra. A teraz Cię przeproszę, ważny telefon.
  Młodszy Kou obraził się, lecz dzięki temu czarnowłosy mógł zaspokoić ciekawość i zadzwonił do pani Chiby.
Nie wiadomo, czy Usagi po prostu urodziła się pod nieszczęśliwą gwiazdą, czy najzwyczajniej w świecie przegrała walkę z lenistwem. Gdyby wyłączyła odkurzacz na te kilka minut rozmowy telefonicznej, to na pewno usłyszałaby prawidłową godzinę spotkania. Niestety chwila prawdy nadeszła wraz z godziną 17:00, kiedy powitała gościa w potarganych włosach i rozciągniętym, granatowym dresie. Przy jego idealnie wyprasowanej koszuli oraz ciemnych dżinsach, prezentowała się jak Kopciuszek.
- Już 18:00? - przywitała go niestandardowo, zdmuchując grzywkę z czoła.
- Umawialiśmy się na 17:00. Jeśli przeszkadzam, to...
- Nie! Proszę wejść, to ja wszystko poplątałam.
W puściła mężczyznę do mieszkania, a panujący w środku nieład od razu rzucił się w oczy.
- Przepraszam, akurat sprzątałam.
- W porządku, rozumiem. Może przejdziemy na Ty? Seiya Kou - wyciągnął do niej rękę.
- Usagi Chiba - chciała odwzajemnić gest, lecz przypomniała sobie, że ma mokrą dłoń.
Przed przybyciem Seiyi zmywała talerze i pobiegła otworzyć, rozchlapując wodę na podłodze. Problem rozwiązała wycierając ręce o wystający spod bluzy podkoszulek. Natomiast Kou ledwo powstrzymał śmiech, by nie obrazić gospodyni.
- Usiądź - zrzuciła z fotela zabawki Chibiusy. - Masz ochotę napić się czegoś?
- Kawy, jeśli można.
Złotowłosa poszła do kuchni, stawiając czajnik na palniku. Mały niebieski płomyk obudził się do życia, a ona sięgnęła po słoiczek z kawą, który wydawał się podejrzanie lekki. Jęknęła z zawodu, bo otworzyła wieczko i wnętrze było puste. Tylko aromatyczny zapach świadczył, iż kiedyś była tam znakomita mieszanka ciemnych ziarenek.
- A co powiesz na herbatę? Kawa...Skończyła się...
- Wszystko jedno.
Zadowolona, że gość nie jest wymagający, poszła zaparzyć swoją ulubioną karmelową herbatę. Ustawiła filiżanki na tacy i już miała włożyć esencję, gdy pudełko także świeciło pustkami.
- O nie. Jestem beznadziejna.
Wróciła do salonu ze spuszczoną głową.
- Strasznie Cię przepraszam, ale...
- Herbata się skończyła? - dokończył za nią, trzęsąc się ze śmiechu. - A zapłaciłaś w tym miesiącu  rachunki?
- Tak, bo co? - oburzyła się.
- Więc wody Ci nie odcięli. Poproszę o szklaneczkę.
Usa sama wybuchnęła perlistym śmiechem i po chwili siedziała naprzeciw bruneta.
- W takim razie, ile jestem Ci winna?
- Słucham? - Kou otrząsnął się z zamysłu.
- Miałam Ci oddać za naprawę auta, pamiętasz?
- A to, daj spokój - machnął ręką.-Drobiazg.
- Myślisz, że mnie nie stać? Naprawdę jestem gotowa pokryć koszty.
- Spokojnie, źle mnie zrozumiałaś. Dałem Ci się poznać od złej strony i proponuję zacząć od początku. Chyba, że Twojemu mężowi się nie spodoba.
Po twarzy kobiety przemknął bolesny grymas.
- Mój mąż nie żyje. Zginął w wypadku 1,5 roku temu - zmarkotniała.
- Wybacz...Ja...Plotę bzdury.
- Miałeś prawo nie wiedzieć-odwróciła głowę w bok.
- Mamo - Chibiusa wybiegła z drugiego pokoju i siadła na klanach rodzicielki.
Wówczas Seiya pomyślał, że jego życie wcale nie jest takie wspaniałe i czegoś w nim brakuje. Może najważniejsze już go ominęło albo dopiero na niego czekało.
****
  W przeciągu tygodnia Usagi odebrała kilka telefonów od pana mecenasa i poczuła się jak dziewczynka przyłapana na gorącym uczynku. Podobał się jej sposób w jaki mężczyzna z nią rozmawiał. Od śmierci męża nie pozwoliła sobie na flirt, a przy Seiyi to wyszło naturalnie. Zgodziła się nawet na kolację i po rozłączeniu połączenia dostała palpitacji.
Większy kłopot pojawił się, kiedy otworzyła szafę, w której królowały ubrania barwy czarnej. Jej najlepsza przyjaciółka Rei wylegiwała się na łóżku, bawiąc się z różowowłosą dziewczynką.

- Wybierasz się na randkę, czy do kościoła? - zapytała, gdy blondynka wyjęła czarną koszulę.
- To kolacja ze znajomym, a nie randka! Idziemy do eleganckiej restauracji i muszę wyglądać jak człowiek.
- Ale nie jak zakonnica. Chibi, pójdziesz po zabawki?
- Mhm - dziewczynka wybiegła, stawiając drobne kroczki.
Hino pozbyła się na moment małej i podała złotowłosej niewielkie zawiniątko.
- Przymierz - wepchnęła ją do łazienki.
Usa wyszła z miną cierpiętnicy, wystrojona w kusą sukieneczkę w kolorze intensywnego fioletu.
- Mam odkryte ramiona - próbowała się zasłonić.
- Ramiona są po to, żeby je odsłaniać-brunetka skwitowała, prowadząc przyjaciółkę do lustra.
-Wyglądam jak wywłoka! Co on sobie pomyśli?!-obciągała materiał do dołu.
- Że jesteś gotowa na wszystko.
- Nie jestem! Nie chcę się z nim przespać!
- A skąd wiesz, że on nie chce?
- Rei-chan!
- Żartowałam - włożyła do ust czekoladkę. - Założysz żakiet i nie będziesz siać zgorszenia.
- Daj jedną - Usagi wyciągnęła błagalnie ręce po słodkości.
- Nie mam mowy. Wciągnij brzuch i do przodu.
- Jaki brzuch?!
- A co Ci tak odstaje?
-Rei-chaaan!
****
  Rozanielona Usagi właśnie wróciła z kolejnej udanej randki. Seiya Kou sprawił, że czuła się jak nastolatka i przestała się nad sobą użalać. Po śmierci Mamoru wpadła w jeszcze większe kompleksy i chyba znalazła na nie lekarstwo. Stopniowo zbliżała się do bruneta, bo odpowiadało jej, iż nie naciskał. Imponował blondynce pewnością siebie oraz swobodnym zachowaniem.
  Najbardziej zaskarbił sobie jej względy zaakceptowaniem Chibiusy. Nigdy nie udawał, że dziewczynka nie istnieje lub jest dodatkiem do matki. Zabawa z nią przychodziła mu stosunkowo łatwo i różowowłosa nabrała do niego zaufania. Usa traktowała to jako dobry znak na przyszłość. Nareszcie wychodziła na prostą.

  Para nie zawsze mogła dopasować czas do swoich obowiązków, lecz gdy Seiya wygospodarował dwie godzinki przed kolejną rozprawą, błękitnooka natychmiast zgodziła się na kawę. Postarała się i przyszła pół godziny wcześniej. Krocząc z dumnie uniesioną głową, już z daleka rozpoznała swojego wybranka siedzącego przy stoliku. Jedynie postać bursztynowowłosej kobiety zepsuła jej dobry humor, a całus którym obdarowała prawnika w policzek, zburzył dotychczasowe wizje.
  Z trudem pohamowała narastający gniew i szybkim krokiem wykręciła się w druga stronę. Kou zauważył ją, gdy znikała na zakręcie, dlatego ruszył ją zatrzymać.
- Usagi! - chwycił złotowłosą za ramiona. - Co Ty wyprawiasz?
Zmartwił się, kiedy posłała mu pełne nienawiści spojrzenie.
- Każdą tu zabierasz?!
- Co?
- Nie wiem, ile panienek poderwałeś na swoje sztuczki, ale ze mną Ci się nie uda! - odepchnęła go.
- Pozwól coś wytłumaczyć! - z acisnął ręce wokół jej szczupłej tali. - Jesteś zazdrosna o moją bratową?! Nie do wiary!
- Taaa, akurat! Puszczaj!
- Przepraszam, że przeszkadzamy.
Zajęta kłótnią para umilkła, ponieważ dołączył do nich szatyn o fiołkowych oczach oraz kobieta o miedzianych włosach i szmaragdowych tęczówkach.
- Poznaj mojego starszego brata - Seiya ucieszył się, że sprawcy nieporozumienia przybyli mu na ratunek.
- Taiki Kou, a Ty zapewne Usagi - przywitał się. - Miło Cię poznać.
- Ja jestem Thea, żona tego tu – zażartowała.- Jak na razie znamy Cię z opowieści Seiyi i miło mnie zaskoczył, że ma taki dobry gust.
- Bardzo zabawne - młodszy Kou skrzywił się.
-Może umówimy się na dłuższą rozmowę? Teraz musimy lecieć, ale czuj się zaproszona - Thea zaszczebiotała i razem z mężem pożegnała się.
- Nadal zazdrosna? - brunet szepnął Usie do ucha.
- Nie byłam zazdrosna!
- Kłamczucha.
- A... - słowa ugrzęzły jej w gardle, gdyż usta zostały zamknięte przez miękkie wargi mężczyzny.
Zaskoczona pocałunkiem odwzajemniła go, trzymając się kurczowo połów marynarki. Kiedy odzyskała dopływ powietrza, spojrzała mu nieśmiało w oczy.
- Kolejny etap naszej znajomości-odparł usatysfakcjonowany.
****
  Dla pewności Usagi poznała także najmłodszego z braci Kou, by Seiya nie był powtórnie posądzony o romanse z bratowymi. Może srebrnowłosy nie był tak uprzejmy oraz szarmancki jak Taiki, ale również miał pewien urok osobisty.
Teoretycznie nie istniała już żadna przeszkoda na drodze do szczęścia zakochanych, lecz w życiu zdarzają się różne niespodzianki. Przypadek chciał, że podczas wizyty w centrum handlowym Usa dostrzegła lustrzane odbicie swojego zmarłego męża. Nie wiedziała, czy wyobraźnia płata jej figle, ale była przekonana, iż widzi Mamoru rozmawiającego z Taikim.

Nim przecisnęła się przez tłum zakupoholików, mężczyźni zniknęli, zostawiając ją z ogromnymi wątpliwościami.
- Kochanie, co się stało?-Kou późno zorientował się, że ukochana odłączyła się od niego.
- Po prostu...Chciałam przywitać się z Taikim. Już nic...
****
  Seiya wlepił wzrok w przesuwające się wskazówki na tarczy zegara. Chociaż dla niego czas zatrzymał się, a myśli liczyły dni przez które Usagi nie dawała znaku życia. Odchodził od zmysłów, ponieważ nie odpowiedziała na ani jedną wiadomość. Nie chciała go wpuścić nawet do mieszkania i miał przeczucie, że nagła zmiana musi być związana z dniem zakupów. Jedynym punktem zaczepnym był Taiki, dlatego poprosił brata o spotkanie.
Szatyn przyjechał do kancelarii i sekretarka zaprowadziła go gabinetu brata.

- Streszczaj się, bo mam dyżur w szpitalu. Przez telefon brzmiałeś, jakby się paliło.
- W poniedziałek byłeś w galerii handlowej, prawda?
- Często tam bywam - fioletowooki wzruszył ramionami.
- Chodzi mi konkretnie o poniedziałek. Rozmawiałeś z kimś? Skup się.
- Nie nakręcaj się tak. Wpadłem na kumpla ze studiów i zamieniliśmy kilka słów, to raczej nie przestępstwo. Mamoru był przejazdem w Tokio.
- Chwileczkę, jak się nazywa? - Seiya poczuł, jak krew pulsuje mu w żyłach.
- Oj, Chiba Mamoru! Skończysz to przesłuchanie?! - Taiki zirytował się.
- Masz jego adres?
- Jest o coś podejrzany?
- Taiki, miej litość!
Szatyn niechętnie przekazał informacje na temat pana Chiby. Nie uspokoił brata, bo ten bardziej drążył sprawę by z mocnymi dowodami zjawić się pod drzwiami domu Usagi.
- Otwórz, proszę! - nacisnął na dzwonek, ale bez rezultatu, więc zaczął pukać. - Wiem, że chodzi o Twojego męża!
Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza i w końcu ujrzał twarz za którą tak tęsknił.
-Między nami od początku stoi duch Mamoru, o ile można go nazwać marą zza światów. Jestem tu, aby potwierdzić Twoje przypuszczenia. Ten cwaniak ma się całkiem dobrze.
- Co?! Skąd Ty...
- Odstawiłaś mnie na bok jak zepsutą zabawkę. Ja nie zostawiam spraw niedokończonych. Wykorzystałem chyba każdy z moich kontaktów i proszę - podał jej karteczkę z wypisanym adresem.
- Co to?
- Dokładnie tam mieszka teraz Mamoru.
- Ale... - blondynka usiadła.-To niemożliwe, on nie żyje. Rozmawiałam wtedy z policją, rozpoznałam ciało.
- Słuchaj, on wszędzie figuruje jako tryskający zdrowiem człowiek. Co prawda wyniósł się z Tokio, ale żyje. Jesteś przekonana, że na 100% rozpoznałaś ciało?
- Miał obrączkę, a twarz...
- Przykro mi-Kou westchnął.
Złotowłosa otarła policzki z łez i zwinęła ręce w pięści.
- Zawieź mnie do niego.
- Na pewno?
- Tak. Chibi jest w przedszkolu, więc zdążymy.
Na widok przytulnego domku położonego na wsi i otoczonego niewielkim zagajnikiem, blondynce zrobiło się niedobrze. Do dziś huczała jej w głowie awantura z mężem, kiedy prosiła go by przeprowadzili się na wieś. Wyśmiał ją i musiała dostosować się do jego kariery medycznej.
Pokonała drewniane schodki z żalem patrząc na mały ogródek z białymi liliami. Mając przy swoim boku Seiyę, czuła rosnącą w siłę odwagę, więc zapukała. Po minucie drzwi otworzyła niebieskowłosa kobieta, która ewidentnie nie spodziewała się intruzów.

- Państwo do kogo?
- Zastałam Chibę Mamoru?
- Tak, ale kim pani jest?
- Jego żoną! - nie zważając na protesty, Usa wtargnęła do środka.
Długo nie szukała zguby, gdyż Mamoru siedział w kuchni pochylony nad laptopem, stukając w klawisze.
- Ami skarbie, kto przyszedł? - nie oderwał wzroku od monitora.
- Ja.
Na dźwięk dobrze znanego głosu wyprostował się sztywno. Niebieskie spojrzenie przeniósł na porzuconą żonę, zdejmując okulary.
- Usako, co Ty tu robisz?
- Co ja tu robię?! Masz czelność pytać, co ja tu robię?! Może i lepiej, że nie wciskasz mi kolejnego kitu. Pomyślałeś chociaż o Chibiusie, kiedy układałeś swój plan?! Przez 1,5 roku nosiłam po Tobie żałobę i obwiniałam się, że nigdy nie byłam w stanie Ci dorównać!
- Bo to prawda.
Charakterystyczny odgłos uderzenia przeszył powietrze, niczym ostrze noża przecinające kartkę papieru. Chiba przyłożył dłoń do palącego policzka.
- Nie myśl, że Ci daruję! Jesteś wyrachowany i bezczelny, ale z Usagi którą znałeś niż nic nie zostało! To koniec!
- Nie dawałaś sobie rady z najprostszymi czynnościami domowymi. Powinnaś się cieszyć, że ktoś taki jak jak, w ogóle zwrócił na Ciebie uwagę.
- Wiesz co? Cieszę się z jednej rzeczy, że niedługo już na zawsze znikniesz z mojego życia. Tym razem nawet z Tobą sobie poradzę! - rzuciła na odchodne.
****
5 miesięcy później

  Iskierki sztucznych ogni rozświetlały nocne niebo kolorami tęczy, które odbijały się od sopelków lodu przymarzniętych do poręczy balkonu. Para zakochanych wyszła na zewnątrz, podziwiając widowisko. Seiya podał Usagi kieliszek wypełniony złotym trunkiem i wznieśli toast.
Blondwłosa uwolniła się od męża oszusta z pomocą Yatena, który był jej pełnomocnikiem. Przy okazji posłała szanownego pana doktora tam, gdzie mógł patrzeć na świat w kratkę.
- Masz jakieś marzenia? - Kou zapytał po krępującej pauzie.
- Mam, ale Ci nie zdradzę - wypięła mu język. - Nauczyłam się, że to co jest nieuniknione i tak kiedyś się spełni.
- Jak na przykład ślub?
- Już jeden mam za sobą.
- Czyli mogę to oddać? - pomachał malutkim, czerwonym pudełeczkiem.
- O nie!-zabrała mu drobiazg, chowając go w garści. - To jest właśnie nieuniknione.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz