Paring: Usagi/Seiya
Pozostali bohaterowie: Taiki, Yaten, Thea, Mamoru, Ami
30-letnia
Usagi Chiba jadąc samochodem w czerwcowy poranek nie miała
szczęścia. Nie dość, że wszystkie znaki na niebie i ziemi
wskazywały, że znowu spóźni się do pracy, to jeszcze
musiała zawieść 3-letnią córeczkę do przedszkola. Przez
co będzie zmuszona nadłożyć drogi, a szef na pewno zrobi jej
awanturę.
„Czy ja kiedyś wstanę wcześniej?
Cholerne korki!”-mruknęła,
zerkając w lusterko.
Nacisnęła
na pedał gazu i w tym momencie stała się najgorsza rzecz o jakiej
nawet nie śniła. Nim zdążyła zahamować, skromne autko kobiety
uderzyło w tył sportowego samochodu. Chociaż pracowałaby przez
cały rok włącznie z weekendami, to raczej nie byłoby ją na nie
stać.
Skuliła
się, drżąc jak osika i zacisnęła dłonie na kierownicy. W głębi
duszy błagała opatrzność o ratunek, ale zamiast skrzydlatego
anioła, drzwi otworzył poszkodowany mężczyzna.
-
Wiedziałem! - wrzasnął wściekły. - Naturalnie baba! W dodatku
blondynka! Ślepa jesteś, czy co?! Kto Ci w ogóle dał prawo
jazdy?!
Usa
uniosła powoli głowę, a jej przestraszony wzrok natrafił na
przystojnego bruneta o długich włosach, związanych starannie w
kucyk. Ubrany w jasne spodnie oraz białą sportową koszulkę, która
uwydatniała jego umięśniony tors, gestykulował nerwowo rękoma.
Najbardziej pociągające były ciemnoniebieskie oczy nieznajomego.
Od tak dawna przestała zwracać uwagę na mężczyzn, a o
przyspieszonym biciu serca nawet nie było mowy.
Potrząsnęła
głową, gdy padły bardzo nieprzyjemne słowa.
-
Specjalnie dla Ciebie nie zaczną stawiać gumowych słupów,
więc przerzuć się na rower!
Nadęła
poczerwieniałe policzki i energicznie wysiadła, zupełnie nie
przypominając zastraszonej osoby.
-
Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na Ty! Zapłacę za naprawę,
tylko niech pan nie robi przedstawienia! - sięgnęła po torebkę,
która leżała na siedzeniu pasażera i wyjęła portfel, lecz
zaalarmował ją płacz dziecka.
-
Chibiusa!
Od
razu szarpnęła za tylne drzwi, odpinając pasy fotelika i wzięła
różowowłosą dziewczynkę w ramiona.
Brunet
zawstydził się, że naskoczył na kobietę. W końcu mogła się
spieszyć, do tego wiozła dziecko. Na szczęście mała wyglądała
na zdrową.
-
Niech pani jedzie! Na pewno jest pani spóźniona, a naszą
sprawę załatwimy później. Proszę mi dać swój numer
telefonu.
-
Numer? - spąsowiała.
-
Co w tym dziwnego? Przecież nie chcę się umawiać na randkę.
Dogadamy się, czy będziemy tu tkwić cały dzień, aż się
usmażymy?
-
Dobrze - wygrzebała z kieszeni dżinsów wizytówkę,
podając niebieskookiemu.
Posadziła
córeczkę z powrotem na foteliku, pospiesznie zajmując
miejsce kierowcy. Przekręciła kluczyk w stacyjce, dodając gazu, a
przystojny nieznajomy uśmiechnął się pod nosem.
-
Mógłbym coś zasugerować? - oparł się o opuszczoną szybę.
-
Co znowu?! - warknęła.
-
Przeważnie rusza się z pierwszego biegu, ale w pani położeniu
najpierw proponuję wsteczny. Inaczej zaliczy pani kolejną stłuczkę
z moim nieszczęsnym autem. Wtedy nasza ugoda skończy się prędzej,
niż się zaczęła.
Zirytowana
jego górnolotną paplaniną Usa, przystosowała się do
wskazówek i odjechała z piskiem opon. Gdyby ktoś jej
powiedział, iż to spotkanie było nieuniknione, z pewnością
zaśmiałaby mu się prosto w twarz.
****
Seiya
Kou, bo tak nazywał się ten wyjątkowo przemądrzały oraz
przystojny mężczyzna, którego los zetknął z roztrzepaną i
zagubioną we własnych problemach blondynką. Wzięty prawnik
dzielił czas między kancelarią adwokacką, którą prowadził
razem z bratem oraz życiowymi przyjemnościami. Właściwie już po
dwóch dniach zapomniał o incydencie z samochodem, ale
wizytówka leżąca na biurku w jego gabinecie odświeżyła mu
pamięć. Jakaś nieopisana siła kazała mu chwycić za telefon,
lecz złośliwość Yatena okazała się szybsza.
- Za godzinę
masz spotkanie z klientką - srebrnowłosy ogłosił władczym tonem.
Seiya
rozłożył nogi na biurku, patrząc obojętnie na brata. Nigdy nie
przejmował się jego zrzędliwym charakterkiem.
-
Co tym razem usiłujesz mi wcisnąć? Sprawa spadkowa? Nudy - wyjął
z szuflady zapalniczkę i zapalił papierosa.
Szary
dymek rozpłynął się tuż przed nosem zielonookiego.
-
Klientka się rozwodzi, ale trzymaj łapy przy sobie! I jeszcze
jedno, tu się nie pali!!!
-
Twój wybór, ja też mam połowę udziałów -
wypuścił z ust następne kłęby dymu.-Mam wycisnąć z jakiegoś
nieszczęśnika ostatni grosz? Dobra. A teraz Cię przeproszę, ważny
telefon.
Młodszy
Kou obraził się, lecz dzięki temu czarnowłosy mógł
zaspokoić ciekawość i zadzwonił do pani Chiby.
Nie
wiadomo, czy Usagi po prostu urodziła się pod nieszczęśliwą
gwiazdą, czy najzwyczajniej w świecie przegrała walkę z
lenistwem. Gdyby wyłączyła odkurzacz na te kilka minut rozmowy
telefonicznej, to na pewno usłyszałaby prawidłową godzinę
spotkania. Niestety chwila prawdy nadeszła wraz z godziną 17:00,
kiedy powitała gościa w potarganych włosach i rozciągniętym,
granatowym dresie. Przy jego idealnie wyprasowanej koszuli oraz
ciemnych dżinsach, prezentowała się jak Kopciuszek.
-
Już 18:00? - przywitała go niestandardowo, zdmuchując grzywkę z
czoła.
-
Umawialiśmy się na 17:00. Jeśli przeszkadzam, to...
-
Nie! Proszę wejść, to ja wszystko poplątałam.
W
puściła mężczyznę do mieszkania, a panujący w środku nieład
od razu rzucił się w oczy.
-
Przepraszam, akurat sprzątałam.
-
W porządku, rozumiem. Może przejdziemy na Ty? Seiya Kou - wyciągnął
do niej rękę.
-
Usagi Chiba - chciała odwzajemnić gest, lecz przypomniała sobie,
że ma mokrą dłoń.
Przed
przybyciem Seiyi zmywała talerze i pobiegła otworzyć, rozchlapując
wodę na podłodze. Problem rozwiązała wycierając ręce o
wystający spod bluzy podkoszulek. Natomiast Kou ledwo powstrzymał
śmiech, by nie obrazić gospodyni.
-
Usiądź - zrzuciła z fotela zabawki Chibiusy. - Masz ochotę napić
się czegoś?
-
Kawy, jeśli można.
Złotowłosa
poszła do kuchni, stawiając czajnik na palniku. Mały niebieski
płomyk obudził się do życia, a ona sięgnęła po słoiczek z
kawą, który wydawał się podejrzanie lekki. Jęknęła z
zawodu, bo otworzyła wieczko i wnętrze było puste. Tylko
aromatyczny zapach świadczył, iż kiedyś była tam znakomita
mieszanka ciemnych ziarenek.
-
A co powiesz na herbatę? Kawa...Skończyła się...
-
Wszystko jedno.
Zadowolona,
że gość nie jest wymagający, poszła zaparzyć swoją ulubioną
karmelową herbatę. Ustawiła filiżanki na tacy i już miała
włożyć esencję, gdy pudełko także świeciło pustkami.
-
O nie. Jestem beznadziejna.
Wróciła
do salonu ze spuszczoną głową.
-
Strasznie Cię przepraszam, ale...
-
Herbata się skończyła? - dokończył za nią, trzęsąc się ze
śmiechu. - A zapłaciłaś w tym miesiącu rachunki?
-
Tak, bo co? - oburzyła się.
-
Więc wody Ci nie odcięli. Poproszę o szklaneczkę.
Usa
sama wybuchnęła perlistym śmiechem i po chwili siedziała
naprzeciw bruneta.
-
W takim razie, ile jestem Ci winna?
-
Słucham? - Kou otrząsnął się z zamysłu.
-
Miałam Ci oddać za naprawę auta, pamiętasz?
-
A to, daj spokój - machnął ręką.-Drobiazg.
-
Myślisz, że mnie nie stać? Naprawdę jestem gotowa pokryć koszty.
-
Spokojnie, źle mnie zrozumiałaś. Dałem Ci się poznać od złej
strony i proponuję zacząć od początku. Chyba, że Twojemu mężowi
się nie spodoba.
Po
twarzy kobiety przemknął bolesny grymas.
-
Mój mąż nie żyje. Zginął w wypadku 1,5 roku temu -
zmarkotniała.
-
Wybacz...Ja...Plotę bzdury.
-
Miałeś prawo nie wiedzieć-odwróciła głowę w bok.
-
Mamo - Chibiusa wybiegła z drugiego pokoju i siadła na klanach
rodzicielki.
Wówczas
Seiya pomyślał, że jego życie wcale nie jest takie wspaniałe i
czegoś w nim brakuje. Może najważniejsze już go ominęło albo
dopiero na niego czekało.
****
W
przeciągu tygodnia Usagi odebrała kilka telefonów od pana
mecenasa i poczuła się jak dziewczynka przyłapana na gorącym
uczynku. Podobał się jej sposób w jaki mężczyzna z nią
rozmawiał. Od śmierci męża nie pozwoliła sobie na flirt, a przy
Seiyi to wyszło naturalnie. Zgodziła się nawet na kolację i po
rozłączeniu połączenia dostała palpitacji.
Większy kłopot
pojawił się, kiedy otworzyła szafę, w której królowały
ubrania barwy czarnej. Jej najlepsza przyjaciółka Rei
wylegiwała się na łóżku, bawiąc się z różowowłosą
dziewczynką.
-
Wybierasz się na randkę, czy do kościoła? - zapytała, gdy
blondynka wyjęła czarną koszulę.
-
To kolacja ze znajomym, a nie randka! Idziemy do eleganckiej
restauracji i muszę wyglądać jak człowiek.
-
Ale nie jak zakonnica. Chibi, pójdziesz po zabawki?
-
Mhm - dziewczynka wybiegła, stawiając drobne kroczki.
Hino
pozbyła się na moment małej i podała złotowłosej niewielkie
zawiniątko.
-
Przymierz - wepchnęła ją do łazienki.
Usa
wyszła z miną cierpiętnicy, wystrojona w kusą sukieneczkę w
kolorze intensywnego fioletu.
-
Mam odkryte ramiona - próbowała się zasłonić.
-
Ramiona są po to, żeby je odsłaniać-brunetka skwitowała,
prowadząc przyjaciółkę do lustra.
-Wyglądam
jak wywłoka! Co on sobie pomyśli?!-obciągała materiał do dołu.
-
Że jesteś gotowa na wszystko.
-
Nie jestem! Nie chcę się z nim przespać!
-
A skąd wiesz, że on nie chce?
-
Rei-chan!
-
Żartowałam - włożyła do ust czekoladkę. - Założysz żakiet i
nie będziesz siać zgorszenia.
-
Daj jedną - Usagi wyciągnęła błagalnie ręce po słodkości.
-
Nie mam mowy. Wciągnij brzuch i do przodu.
-
Jaki brzuch?!
-
A co Ci tak odstaje?
-Rei-chaaan!
****
Rozanielona
Usagi właśnie wróciła z kolejnej udanej randki. Seiya Kou
sprawił, że czuła się jak nastolatka i przestała się nad sobą
użalać. Po śmierci Mamoru wpadła w jeszcze większe kompleksy i
chyba znalazła na nie lekarstwo. Stopniowo zbliżała się do
bruneta, bo odpowiadało jej, iż nie naciskał. Imponował blondynce
pewnością siebie oraz swobodnym zachowaniem.
Najbardziej
zaskarbił sobie jej względy zaakceptowaniem Chibiusy. Nigdy nie
udawał, że dziewczynka nie istnieje lub jest dodatkiem do matki.
Zabawa z nią przychodziła mu stosunkowo łatwo i różowowłosa
nabrała do niego zaufania. Usa traktowała to jako dobry znak na
przyszłość. Nareszcie wychodziła na prostą.
Para
nie zawsze mogła dopasować czas do swoich obowiązków, lecz
gdy Seiya wygospodarował dwie godzinki przed kolejną rozprawą,
błękitnooka natychmiast zgodziła się na kawę. Postarała się i
przyszła pół godziny wcześniej. Krocząc z dumnie uniesioną
głową, już z daleka rozpoznała swojego wybranka siedzącego przy
stoliku. Jedynie postać bursztynowowłosej kobiety zepsuła jej
dobry humor, a całus którym obdarowała prawnika w policzek,
zburzył dotychczasowe wizje.
Z
trudem pohamowała narastający gniew i szybkim krokiem wykręciła
się w druga stronę. Kou zauważył ją, gdy znikała na zakręcie,
dlatego ruszył ją zatrzymać.
-
Usagi! - chwycił złotowłosą za ramiona. - Co Ty wyprawiasz?
Zmartwił
się, kiedy posłała mu pełne nienawiści spojrzenie.
-
Każdą tu zabierasz?!
-
Co?
-
Nie wiem, ile panienek poderwałeś na swoje sztuczki, ale ze mną Ci
się nie uda! - odepchnęła go.
-
Pozwól coś wytłumaczyć! - z acisnął ręce wokół
jej szczupłej tali. - Jesteś zazdrosna o moją bratową?! Nie do
wiary!
-
Taaa, akurat! Puszczaj!
-
Przepraszam, że przeszkadzamy.
Zajęta
kłótnią para umilkła, ponieważ dołączył do nich szatyn
o fiołkowych oczach oraz kobieta o miedzianych włosach i
szmaragdowych tęczówkach.
-
Poznaj mojego starszego brata - Seiya ucieszył się, że sprawcy
nieporozumienia przybyli mu na ratunek.
-
Taiki Kou, a Ty zapewne Usagi - przywitał się. - Miło Cię poznać.
-
Ja jestem Thea, żona tego tu – zażartowała.- Jak na razie znamy
Cię z opowieści Seiyi i miło mnie zaskoczył, że ma taki dobry
gust.
-
Bardzo zabawne - młodszy Kou skrzywił się.
-Może
umówimy się na dłuższą rozmowę? Teraz musimy lecieć, ale
czuj się zaproszona - Thea zaszczebiotała i razem z mężem
pożegnała się.
-
Nadal zazdrosna? - brunet szepnął Usie do ucha.
-
Nie byłam zazdrosna!
-
Kłamczucha.
-
A... - słowa ugrzęzły jej w gardle, gdyż usta zostały zamknięte
przez miękkie wargi mężczyzny.
Zaskoczona
pocałunkiem odwzajemniła go, trzymając się kurczowo połów
marynarki. Kiedy odzyskała dopływ powietrza, spojrzała mu
nieśmiało w oczy.
-
Kolejny etap naszej znajomości-odparł usatysfakcjonowany.
****
Dla
pewności Usagi poznała także najmłodszego z braci Kou, by Seiya
nie był powtórnie posądzony o romanse z bratowymi. Może
srebrnowłosy nie był tak uprzejmy oraz szarmancki jak Taiki, ale
również miał pewien urok osobisty.
Teoretycznie nie
istniała już żadna przeszkoda na drodze do szczęścia
zakochanych, lecz w życiu zdarzają się różne
niespodzianki. Przypadek chciał, że podczas wizyty w centrum
handlowym Usa dostrzegła lustrzane odbicie swojego zmarłego męża.
Nie wiedziała, czy wyobraźnia płata jej figle, ale była
przekonana, iż widzi Mamoru rozmawiającego z Taikim.
Nim
przecisnęła się przez tłum zakupoholików, mężczyźni
zniknęli, zostawiając ją z ogromnymi wątpliwościami.
-
Kochanie, co się stało?-Kou późno zorientował się, że
ukochana odłączyła się od niego.
-
Po prostu...Chciałam przywitać się z Taikim. Już nic...
****
Seiya
wlepił wzrok w przesuwające się wskazówki na tarczy zegara.
Chociaż dla niego czas zatrzymał się, a myśli liczyły dni przez
które Usagi nie dawała znaku życia. Odchodził od zmysłów,
ponieważ nie odpowiedziała na ani jedną wiadomość. Nie chciała
go wpuścić nawet do mieszkania i miał przeczucie, że nagła
zmiana musi być związana z dniem zakupów. Jedynym punktem
zaczepnym był Taiki, dlatego poprosił brata o spotkanie.
Szatyn
przyjechał do kancelarii i sekretarka zaprowadziła go gabinetu
brata.
-
Streszczaj się, bo mam dyżur w szpitalu. Przez telefon brzmiałeś,
jakby się paliło.
-
W poniedziałek byłeś w galerii handlowej, prawda?
-
Często tam bywam - fioletowooki wzruszył ramionami.
-
Chodzi mi konkretnie o poniedziałek. Rozmawiałeś z kimś? Skup
się.
-
Nie nakręcaj się tak. Wpadłem na kumpla ze studiów i
zamieniliśmy kilka słów, to raczej nie przestępstwo. Mamoru
był przejazdem w Tokio.
-
Chwileczkę, jak się nazywa? - Seiya poczuł, jak krew pulsuje mu w
żyłach.
-
Oj, Chiba Mamoru! Skończysz to przesłuchanie?! - Taiki zirytował
się.
-
Masz jego adres?
-
Jest o coś podejrzany?
-
Taiki, miej litość!
Szatyn
niechętnie przekazał informacje na temat pana Chiby. Nie uspokoił
brata, bo ten bardziej drążył sprawę by z mocnymi dowodami zjawić
się pod drzwiami domu Usagi.
-
Otwórz, proszę! - nacisnął na dzwonek, ale bez rezultatu,
więc zaczął pukać. - Wiem, że chodzi o Twojego męża!
Usłyszał
dźwięk przekręcanego klucza i w końcu ujrzał twarz za którą
tak tęsknił.
-Między
nami od początku stoi duch Mamoru, o ile można go nazwać marą zza
światów. Jestem tu, aby potwierdzić Twoje przypuszczenia.
Ten cwaniak ma się całkiem dobrze.
-
Co?! Skąd Ty...
-
Odstawiłaś mnie na bok jak zepsutą zabawkę. Ja nie zostawiam
spraw niedokończonych. Wykorzystałem chyba każdy z moich kontaktów
i proszę - podał jej karteczkę z wypisanym adresem.
-
Co to?
-
Dokładnie tam mieszka teraz Mamoru.
-
Ale... - blondynka usiadła.-To niemożliwe, on nie żyje.
Rozmawiałam wtedy z policją, rozpoznałam ciało.
-
Słuchaj, on wszędzie figuruje jako tryskający zdrowiem człowiek.
Co prawda wyniósł się z Tokio, ale żyje. Jesteś
przekonana, że na 100% rozpoznałaś ciało?
-
Miał obrączkę, a twarz...
-
Przykro mi-Kou westchnął.
Złotowłosa
otarła policzki z łez i zwinęła ręce w pięści.
-
Zawieź mnie do niego.
-
Na pewno?
-
Tak. Chibi jest w przedszkolu, więc zdążymy.
Na
widok przytulnego domku położonego na wsi i otoczonego niewielkim
zagajnikiem, blondynce zrobiło się niedobrze. Do dziś huczała jej
w głowie awantura z mężem, kiedy prosiła go by przeprowadzili się
na wieś. Wyśmiał ją i musiała dostosować się do jego kariery
medycznej.
Pokonała drewniane schodki z żalem patrząc na mały
ogródek z białymi liliami. Mając przy swoim boku Seiyę,
czuła rosnącą w siłę odwagę, więc zapukała. Po minucie drzwi
otworzyła niebieskowłosa kobieta, która ewidentnie nie
spodziewała się intruzów.
-
Państwo do kogo?
-
Zastałam Chibę Mamoru?
-
Tak, ale kim pani jest?
-
Jego żoną! - nie zważając na protesty, Usa wtargnęła do środka.
Długo
nie szukała zguby, gdyż Mamoru siedział w kuchni pochylony nad
laptopem, stukając w klawisze.
-
Ami skarbie, kto przyszedł? - nie oderwał wzroku od monitora.
-
Ja.
Na
dźwięk dobrze znanego głosu wyprostował się sztywno. Niebieskie
spojrzenie przeniósł na porzuconą żonę, zdejmując
okulary.
-
Usako, co Ty tu robisz?
-
Co ja tu robię?! Masz czelność pytać, co ja tu robię?! Może i
lepiej, że nie wciskasz mi kolejnego kitu. Pomyślałeś chociaż o
Chibiusie, kiedy układałeś swój plan?! Przez 1,5 roku
nosiłam po Tobie żałobę i obwiniałam się, że nigdy nie byłam
w stanie Ci dorównać!
-
Bo to prawda.
Charakterystyczny
odgłos uderzenia przeszył powietrze, niczym ostrze noża
przecinające kartkę papieru. Chiba przyłożył dłoń do palącego
policzka.
-
Nie myśl, że Ci daruję! Jesteś wyrachowany i bezczelny, ale z
Usagi którą znałeś niż nic nie zostało! To koniec!
-
Nie dawałaś sobie rady z najprostszymi czynnościami domowymi.
Powinnaś się cieszyć, że ktoś taki jak jak, w ogóle
zwrócił na Ciebie uwagę.
-
Wiesz co? Cieszę się z jednej rzeczy, że niedługo już na zawsze
znikniesz z mojego życia. Tym razem nawet z Tobą sobie poradzę! -
rzuciła na odchodne.
****
5
miesięcy później
Iskierki
sztucznych ogni rozświetlały nocne niebo kolorami tęczy, które
odbijały się od sopelków lodu przymarzniętych do poręczy
balkonu. Para zakochanych wyszła na zewnątrz, podziwiając
widowisko. Seiya podał Usagi kieliszek wypełniony złotym trunkiem
i wznieśli toast.
Blondwłosa
uwolniła się od męża oszusta z pomocą Yatena, który był
jej pełnomocnikiem. Przy okazji posłała szanownego pana doktora
tam, gdzie mógł patrzeć na świat w kratkę.
-
Masz jakieś marzenia? - Kou zapytał po krępującej pauzie.
-
Mam, ale Ci nie zdradzę - wypięła mu język. - Nauczyłam się, że
to co jest nieuniknione i tak kiedyś się spełni.
-
Jak na przykład ślub?
-
Już jeden mam za sobą.
-
Czyli mogę to oddać? - pomachał malutkim, czerwonym pudełeczkiem.
-
O nie!-zabrała mu drobiazg, chowając go w garści. - To jest
właśnie nieuniknione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz