Osaka
W
niewielkiej restauracji położonej w centrum miasta, od rana było
pełno gości. Jedni przychodzili na pyszne, domowe śniadanie,
drudzy po prostu pili kawę i zamawiali coś na wynos. Każdy, kto
wychodził, nigdy nie wychodził z pustymi rękoma. Kilka lat
wcześniej mała kawiarenka z domowymi wypiekami nie zapowiadała się
na dobrze prosperującą restaurację. Mieszkańcy zauroczyli się
klimatem, który stworzyli właściciele, dlatego lokal była
najczęstszym miejsce spotkań towarzyskich.
Właścicielka chociaż nie musiała, często sama obsługiwała
wielbicieli swojej kuchni. Nawet teraz, promiennie uśmiechnięta
szatynka o lśniących, zielonych oczach pojawiła się przy ladzie,
ponieważ dostrzegła nową klientkę. Kobieta stała do niej tyłem,
obserwując salę.
-Dzień dobry, podać coś?-zapytała
uprzejmie.Wówczas nieznajoma odwróciła się do niej
przodem, odwzajemniając uśmiech.
-Witaj,
Mako.
-Setsuna?-zielonooka szepnęła sama do siebie, a jej lekko
uchylone usta zadrżały.
-Wyglądam tak strasznie?
-Nie, ależ
skąd!-potrząsnęła nerwowo głową.-Chyba sama rozumiesz, że nie
spodziewałam się Ciebie.
-Naturalnie. Zapewne domyślasz się,
że moja wizyta nie jest przypadkowa. Chętnie napiję się kawy i
wyjaśnię Ci wszystko.
Meio wybrała stolik w głębi
sali, żeby mieć spokój oraz nie skupiać uwagi pozostałych.
Przed wszystkim, musiała zastanowić się nad doborem słów,
aby przekonać Czarodziejkę z Jowisza do powrotu. Wiedziała, iż
wzięła na siebie niełatwe zadanie, lecz obrona planety stanowiła
priorytet. Dlatego nie mogła wrócić do Tokio z kwitkiem.
Mako postawiła przed zielonowłosą filiżankę z kawą
i sama usiadła na przeciw. Na jej szczęście Pluton nie zauważyła,
jak zacisnęła dłonie na białym fartuszku.
Setsuna opowiadała
rzeczowo, w jakim celu się zjawiła, a przerwy robiła tylko na łyk
kawy. W końcu skończyła swój wywód i uważnie
spojrzała na słuchaczkę.
-Chcesz, żebym wróciła z Tobą
do Tokio?
-Dokładnie tak.
-Jednego nie rozumiem-zasępiła
się.-Tak szybko zmieniłyście o nas zdanie?
-Nie wracajmy do
przeszłości.
-Dlaczego? Pamiętam dokładnie wasze słowa: „Nie
nadajecie się do niczego.” Mam rozumieć, że Haruka pogodziła
się ze ślubem Usagi i Seyi?
Kobieta spuściła głowę.
-Tak
myślałam-powiedziała z wyrzutem i poczuła się
pewniej.-Stworzyłyście między nami mur, który w ogóle
nie powinien był powstać. Same zwolniłyście nas z obowiązku
bycia czarodziejkami. Chociaż nie wiem, czy można to tak nazwać.
Właściwie, to po przymusem odebrałyście nam pałeczki do
transformacji.
-Jesteś bardzo niesprawiedliwa.
-Ja?-Mako nie
mogła uwierzyć w to, co usłyszała.-Zjawiasz się tu po 10 latach
i zarzucasz mi, że jestem niesprawiedliwa? Fatalną obrałaś
taktykę. Jeśli ktokolwiek był niesprawiedliwy, to wy. Szczególnie
wobec Usagi.
-Mogłaś na nią wpłynąć.
-Nie miałam prawa!
Postąpiłam zgodnie ze swoim sumieniem!
Zielonowłosa spoważniała
i zerknęła na bok. Jej uwagę przykuł mężczyzna stojący przy
wejściu na zaplecze. Nie spodobało się jej, że natarczywie
spoglądał w ich stronę.
-To Twój mąż?
Mako podążyła
za jej wzrokiem u uśmiechnęła się ciepło. Kiwnęła znacząco
głową i szatyn wrócił do swoich obowiązków.
-Tak,
to Shinozaki. Znamy się od dzieciństwa. Zawsze był przy mnie, gdy
go potrzebowałam.
-Więc nie podnoś niepotrzebnie głosu.
Lepiej, żeby nie słyszał, o czym rozmawiamy.
-Kolejne
tajemnice?-Kino oburzyła się.-Głównie ze względu na niego
nie wyobrażam sobie powrotu. Mam rodzinę, nie pomyślałaś o
tym?
-A Usagi? Nie jest Ci bliska?-Zawsze była dla mnie, jak
siostra-odpowiedziała szczerze.
-Masz okazje to udowodnić. Tylko
dziś jestem w Osace. Tu masz adres hotelu, w którym się
zatrzymałam-położyła na stoliku małą karteczkę.-Mój
pociąg odjeżdża o godz.19:00. Wraz z wybiciem tej godziny
przekonamy się, czy byłaś godna tytułu Czarodziejki z Jowisza.
Meio założyła fioletowy płaszcz i stanowczym krokiem
opuściła restaurację. Zostawiła po sobie niesmak, a przede
wszystkim, ogromne wątpliwości...
****
Seiya
chodził po pokoju w tę i z powrotem od dobrych kilku minut.
Ostatnie wydarzenia wstrząsnęły nim, a bierność doprowadzała do
szału. Zbyt wiele spadło na jego głowę na raz, co jedynie
potęgowało złość. Chciał porozmawiać z Rei o poszukiwaniach
małej oraz wyjawić sprawę Usagi, lecz ciągle coś mu
przeszkadzało. W dodatku zbliżał się termin wydania płyty i
premierowego koncertu, a oni ciągle nie mieli wokalistki.
Przynajmniej tę sprawę chciał doprowadzić do końca, a jak na
złość Yaten zapadł się pod ziemię.
-Gdzie on u licha
jest?!-warknął zdegustowany.
Taiki przeniósł wzrok z
gazety na brata.
-Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Jak on jest, to
nie ma Ciebie albo odwrotnie. Na jedno wychodzi, bo obaj jesteście
tak samo popaprani.
-Zapomniałem, jaki potrafisz być
szczery-brunet obruszył się i usiadł na sofie.
-Najwyższy czas
Ci przypomnieć-stwierdził od niechcenia oraz przerzucił kolejną
kartkę.
-Skoro go nie ma, to powiem Tobie. Mam odpowiednią
kandydatkę na wokalistkę.
-Chyba nie powiesz, że któraś
z tych biednych dziewuszek się nadaje?
-Oczywiście, że nie.
Chodzi o Minako.
Starszy Kou odrzucił gazetę na bok oraz zdjął
okulary.
-Yaten prędzej skoczy z dziesiątego piętra, niż
pozwoli wplątać w to Minako.
-W takim razie, życzę mu długiego
lotu-Seiya uśmiechnął się szelmowsko.
-Kochany braciszek, do
rany przyłóż-niespodziewanie srebrnowłosy stanął w
drzwiach pokoju socjalnego.-Co takiego wymyśliłeś, że mam nauczyć
się latać?
-To, ja idę-szatyn próbował się
ewakuować.
-Siedź! Chętnie posłucham.
-Nie ma sprawy!
Uznałem, iż jedyną osobą, która nadaje się na wokalistkę
jest Minako.
Jeśli komuś się wydawało, że już
widział wściekłego Yatena, to był w błędzie. Zielonooki
skamieniał, jak posąg rzeźbiony z marmuru. Z jego twarzy można
było odczytać całą paletę barw, od czerwonego po granatowy.
Gdyby nie szybka interwencja Taikiego, zakleszczyłby palce na szyi
bruneta.
-Haruka wytrząsnęła Ci resztki mózgu? Radzę Ci
powiedzieć, że pomyliłeś imiona!
-Niczego nie
pomyliłem-upierał się przy swoim.-Terminy nas gonią i to
najlepsze wyjście!
-Trzymajcie mnie, bo oszaleję!!!
-Taiki,
trzymaj go-zakpił.-A teraz dzwonię!
-Skąd masz numer mojej
żony?!
-Litości...-szatyn zatkał sobie uszy.
-Sms-uje z nią
co noc! Stary, aż mi się klawisze palą!
Yaten cały drżał ze
złości, gdy Seiya nacisnął zieloną słuchawkę. Ostatecznie
liczył, iż Mina nie odbierze. Niestety, nadzieja matką głupich,
bo w ostatniej chwili w słuchawce rozbrzmiał piskliwy głosik
blondynki.
-Cześć Minako, tu Twój szwagier.
-...
-Jak
to, który? Ten ulubiony. Słuchaj...musisz przyjechać do
studia. Mam propozycję nie do odrzucenia.
-Dawaj ten
telefon!-srebrnowłosy nie wytrzymał.-Cześć! Tu Twój
ulubiony mąż!
-...
-Bardzo się Cieszę, że nie przypominasz
sobie, abyś miała innego. Posłuchaj mnie uważnie. Nigdzie nie
przyjeżdżaj, jasne?!
Tym razem lider zespołu wyszarpał telefon
z rąk brata.
-Mina, nie słuchaj go. Biedaczysko, jest taki
zestresowany. To, jak będzie? Mogę na Ciebie
liczyć?
-...
-Idealnie, czekamy!
Do przyjazdu
Wenus w studiu panowała grobowa cisza. Każdy z braci zaszył się w
oddzielnym kącie i poruszyli się dopiero na dźwięk stukających
obcasów. Błękitnooka weszła energicznie do środka,
zdejmując ciemne okulary. Od razu straciła humor, kiedy ujrzała
trzech skwaszonych facetów. Podeszła do męża i próbowała
pocałować go w policzek, lecz odchylił się.
-Co znowu?!
Dopiero przyjechałam, a on już stroi fochy! Seiya, obyś miał
dobre wytłumaczenie!
-Spokojnie, już mówię-objął ją
troskliwie ramieniem.-Usiądź sobie wygodnie, zrelaksuj się.Yaten
zajął miejsce obok żony, ale dalej się nie odzywał.
-Pewnie
wiesz, że potrzebujemy wokalistki. Co prawda, to występ gościnny,
ale również wielkie wydarzenie. Casting rozwaliły nam nasze
nowe „przyjaciółki”, chociaż akurat za to mogę im
podziękować. Żadna z dziewcząt się nie nadawała.
Mina wytrzeszczyła oczy, bo w mig załapała, co się święci.
Podniosła się w popłochu oraz desperacko chwyciła za torebkę.
-Ja
spadam! Muszę przygotować obiad!-ruszyła do drzwi.
Jednak Kou
był szybszy i zastawił jej drogę.
-Proszę, wysłuchaj
mnie-zaprowadził ją z powrotem na sofę.-Uratujesz nas w ten
sposób. Musimy wreszcie nagrać ten utwór.
Yaten!-szturchnął srebrnowłosego.-Odezwij się!
Ten zacisnął
zęby, aż w końcu złamał się.
-A niech was! Zgodzę się pod
jednym warunkiem-pogroził palcem.-Wszystko odbędzie się pod moją
kontrolą.
-O matko...-blondynka jęknęła.
-Ustąpmy
mu-szatyn załagodził sytuację.-Miejmy to już z głowy.
Na twarzy zielonookiego zagościł triumfalny uśmiech i jakby
nigdy nic, objął Wenus ramieniem.
-Wiesz co, z tym obiadem, to
przesadziłaś-pstryknął ją w nos.
****
Ostatni
dzwonek zadźwięczał na korytarzu, zwiastując wolność. Dzieci
wybiegły pospiesznie do wyjścia, a wśród nich Mai i Emi.
Pierwsza podskakiwała radośnie, nucąc coś pod nosem, a druga
taszczyła ze sobą gruby tom wierszy. Z ledwością nadążała za
żywiołową kuzynką.
Przed szkołą dołączyły
do Shony i Hiro, którzy dyskutowali o czymś. Chłopiec od
razu zauważył, że jego siostra je cukierki, ale na myśl o
ostatnim guzie, szybko zrezygnował z nowego pomysłu.
-Gdzie
Ichi-chan?-brunetka zainteresowała się nieobecnością
przyjaciela.
-Na świetlicy, dostał pałę za
rysunek!-srebrnowłosa stwierdziła beztrosko.
-Chciałyśmy mu
pomóc, ale się nie zgodził-Emi posmutniała.
-Pójdę
do niego.
Aizawa pobiegła na świetlicę, a poza
małym Kou nikogo tam nie było. Blondynek siedział na wykładzinie
i podpierał się rękoma. Wokół niego leżały porozrzucane
kredki oraz pogniecione kartki bloku.
Dziewczynka podeszła do
niego ostrożnie i przysiadła się.
-Hej!
-Mhmm...-mruknął
-Co
robisz?
Nie usłyszała odpowiedzi, więc wzięła
kartkę, leżącą koło nogi i rozwinęła ją. Przez dłuższą
chwilę zastanawiała się, co mógł rysunek mógł
przedstawiać.
-Fajny...yyy...smok?
-Nie wysilaj się-zabrał
jej swoje „arcydzieło” oraz wyrzucił w najdalszy kąt.-A jeśli
już, to miał być pies.
-Acha...-skrzywiła się.-Widocznie masz
talent do czegoś innego.
-Ale tylko z tego mam pały!-krzyknął
ze łzami w oczach.
-Nie becz, pomogę Ci-wzięła go za
rękę.
-Nie!-zaprotestował dumnie.
-Ichi-chan! Nie bądź
uparty! Tylko Ci pomogę. Ja narysuję, ty pomalujesz.
Mały niechętnie się zgodził i wspólnymi siłami stworzyli
obrazek, który wreszcie nadawał się do oceny. Nawet nie
zauważyli, jak czas im zleciał, bo dla zabawy obsypali się stratą,
kolorową kredą. Gdyby nie ich piski, zdenerwowana Usagi znacznie
dłużej szukałaby syna.
-Tu się schowałeś!-udała srogą
minę.
-Mama!-umorusany w kredowym pyle Ichiro pobiegł w jej
ramiona.-Musisz coś zobaczyć, Shona mi pomogła.
Usa podeszła
do zawstydzonej dziewczynki.
-Nie wiedziałam, że mój syn
ma takie ładne koleżanki. Nie widziałam Cię
wcześniej.
-Właściwie, to...jestem nowa i chodzę do wyższej
klasy-zarumieniła się.-Shona Aizawa, miło mi.-podała kobiecie
dłoń.
Złotowłosa zmieszała się, gdy
odwzajemniła uścisk. Doznała dziwnego, lecz przyjemnego
uczucia.
Odruchowo wyjęła z torebki chusteczkę oraz wytarła
buzię dziecka. Sama nie wiedziała, czemu zdecydowała się na taki
gest.
-Nie powinnaś iść do domu?-zapytała, patrząc czule na
małą.
-Czekam na opiekunkę.
-Rozumiem-kiwnęła głową.-My
się zbieramy, ale mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
Brunetka odprowadziła ich wzrokiem do wyjścia i zabrała się
za sprzątanie przyborów.
„Taka mogłaby być moja
mama.”-rozmarzyła się.
****
Pędziła
ile sił w nogach z przewieszoną przez ramię torbą podróżną.
Patrzyła nerwowo na zegarek, został tylko kwadrans! Musiała
zdążyć! Nie mogła się poddać!
Wbiegła na
stację, potrącając niechcący kogoś. Trudno, bilet kupi u
konduktora. Na peronie rozglądała się po podróżnych, ale
nigdzie nie wdziała tej, której szukała. Chociaż, nie!
Znalazła ją, wchodziła już do przedziału.
-Setsuna!-Mako
krzyknęła ochrypniętym głosem.
Strażniczka czasu odwróciła
się.
-A jednak...Słusznie wybrałaś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz