środa, 20 lutego 2013

Rozdział XIX


Seiya odrzucił na bok telefon, ponieważ ciągłe wybieranie tego samego numeru oraz słuchanie automatycznej sekretarki doprowadzały go do szału. Nie należał do osób, które siedzą z założonymi rękoma i czekają, aż problemy same się rozwiążą. Nie spodziewał się, że rei zachowa się niedojrzale, próbując się przed nim ukryć. Sama zadeklarowała, że pomoże przy poszukiwaniach Amayi, do niczego jej nie zmuszał. Jeśli postanowiła zrezygnować, to powinna powiedzieć mu osobiście, a nie bawić się w kotka i myszkę.

Brunet sprawdził godzinę, zgarną ze stołu kluczyki od samochodu i wybiegł z mieszkania. Okoliczności mu sprzyjały, ponieważ Usagi poszła na spotkanie z Ami. Z kolei Ichiego maił odebrać ze szkoły za godzinę. Zatem, nic nie stało na przeszkodzie, by złożył wizytę Rei Hino.
Już w czasie jazdy zastanawiał się, co powie, aby nie urazić kapłanki. Chciał na spokojnie wyjaśnić nieporozumienie, a także odzyskać zdjęcie oraz ubranka po małej. To były jedyne rzeczy, jakie po niej zostały.
Zaparkował samochód przed hotelem i od razu skierował się do recepcji. Kobieta o krótkich, piaskowych włosach wyprostowała się na jego widok, poprawiając granatowy żakiet.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?-zapytała bardzo grzecznym służbowym tonem.
-Szukam Rei Hino.
-Bardzo mi przykro, ale nie zastanie je pan u nas-blondynka odpowiedziała bez mrugnięcia okiem.
-Jest pani pewna? Proszę sprawdzić, dobrze? Miałem informacje, że zatrzymała się u was.
Kobieta westchnęła, lecz spełniła jego prośbę.
-Dokładnie tak, jak powiedziałam. Nie mieszka już u nas. Pani Hino wymeldowała się trzy dni temu.
-To żart, prawda?
-Bynajmniej. Do moich obowiązków nie należy opowiadanie kawałów. Czy, coś jeszcze?-odchyliła dumnie głowę.
-Nie...Dziękuję i przepraszam-odwrócił się, przeczesując ręką włosy.
„Rei, byłoby dla Ciebie lepiej, żeby obawy Kakyuu się nie potwierdziły.”

Zajechał pod szkołę, ale czarne myśli nie opuszczały go. Stukał nerwowo o tapicerkę, wciąż nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszał. Czyżby Rei uciekła? Tylko dlaczego? Jeszcze trudniej było mu uwierzyć, że zostawiła przyjaciółki same w walce z wrogiem. Tak nie mogła postąpić prawdziwa wojowniczka! W dodatku nie zostawiła żadnej wiadomości, a to nie w jej stylu.
Całe szczęście, że pojawił się Ichi i sprowadził Seiyę do świata żywych. Zapukał drobną rączką w okno auta, dlatego mężczyzna otrząsnął się momentalnie.
-Mógłbyś być delikatniejszy-Kou wysiadł, głaszcząc małego po głowie.
-Tata, nie moja wina, że spisz za kierownicą-rezolutny maluch szybko znalazł odpowiedź.
-Nad Twoim dobrym wychowaniem też pomyślimy. Ile dziś pał zarobiłeś?-wrzucił tornister na tylne siedzenie.
-Żadnej!-chłopiec nadał różowe policzki.
-Przecież miałeś dziś plastykę, a ja nic za Ciebie nie rysowałem. Nauczycielka doceniła Twoją inwencję twórczą?
-Było zastępstwo.
-Już myślałem, że wychowawczyni ma gorsze dni. Gdzie Mai i reszta?-zainteresował się nieobecnością pozostałych łobuziaków.
-Mai jest na zajęciach sportowych. Hiro powiedział, że wszystko jest nudne, więc siedzi na świetlicy. No, a Emi poszła na kółko dla dziwadeł-zakończył wyliczanie.
-Ichi!-brunet pogroził mu palcem.-Może wreszcie znalazłbyś coś dla siebie.
-Po co?
Teraz zrozpaczony ojciec czeka na innowacyjne powody.
-Umiem czytać, liczyć i pisać. W piłkę gram dobrze, a dziwadłem nie bardzo chcę zostać-stwierdził z rozbrajającą szczerością.
-Przypomnij mi na drugi raz, żebym nie myślał głośno.
-Nie ma sprawy!
Kou nie prowokował synka do dalszej dyskusji. Jak dla niego, stanowczo za szybko się uczył, ale tego, co nie trzeba. Wolał nie sprawdzać kolejnych postępów.
-Jestem głodny-blondynek wziął ręce pod boki.-Zjadłbym czekoladę!
„Jasne, całą górę słodyczy. Króliczkowi też się oczy świecą na wzmiankę o jedzeniu.”-pomyślał, patrząc na błogie spojrzenie dziecka.
Powędrował wzrokiem dalej, a postać czarnowłosej dziewczynki siedzącej samotnie na ławce, na nowo zburzyła jego równowagę.
-Czy to nie przypadkiem Twoja koleżanka?-zapytał dla pewności.
-Tak. Czeka ponad godzinę, ale nikt się nie pojawił.
-Niedorzeczne-Seiya zabrał się na odwagę i podszedł do małej.-Witaj Shona, czekasz na opiekunkę?
-Dzień dobry-uniosła główkę.-Nie, Elza ma dziś wolny dzień. Czekam na tatę, ale się spóźnia...Jak zwykle...-dodała ciszej.
-Na pewno zaraz przyjedzie. Poczekamy z Tobą.
-Albo Cię podwieziemy!-Ichi usiadł obok koleżanki.
-Dziękuję, poradzę sobie-wstała, wyprostowując granatową spódniczkę oraz założyła plecak.-Wrócę sama.
Zanim muzyk pojął sens jej słów, już była poza bramą. Poderwał się z ławki i dogonił czym prędzej.
-Nie możesz iść sama! Wracasz ze mną!
-Ale pan jest uparty!-zacisnęła usta, a ciemnoniebieskie oczy zaiskrzyły.-Jakoś trafię!
-Jakoś?! Koniec dyskusji!-złapał mocno za jej rękę oraz zaciągnął na parking.-Wsiądźcie do auta. Ja pójdę do sekretariatu i zostawię wiadomość, że pojechałaś z nami.
-Z czego się śmiejesz?!-naskoczyła na chłopca, gdy zostali sami.
-Ale masz minę. Przypominasz mi...-już chciał powiedzieć, ale powstrzymał się, bo sam z trudem wierzył w swój nieoczekiwany przebłysk wyobraźni.-Nieważne...
-Jestem-Kou zajął miejsce kierowcy.-Shona, będziesz pilotem-uśmiechnął się na zgodę.
Zerknął w lusterko, a Aizawa spuściła głowę. Gęste, czarne włosy zasłoniły jej buzię. Jeszcze nie spotkał tak upartego dziecka, może poza jego synem, ale nad nim potrafił zapanować. Na razie...
Seiya czuł rosnącą irytację, kiedy zorientował się, że zajechali w drugi koniec miasta. Kompletnie nierozsądne było wozić dziewczynkę do szkoły, która była oddalona od domu kilkanaście kilometrów. Nie rozumiał postępowania jej ojca, bo ten nieszczególnie interesował się córką. Co za przewrotność losu. On zrezygnowałby ze wszystkiego, aby tylko odzyskać Amayę. Czemu ludzie nie doceniali skarbu, jakim jest rodzina? Dlaczego cierpienie spotyka niewłaściwe osoby?
-Niech się pan zatrzyma!
Brunet wysiadł z samochodu, stając przed bramą białej posiadłości obrośniętej winoroślą. Nacisnął na domofon i czekał, aż ktoś się odezwie. Powtórzył czynność ponownie, lecz jedyne, co usłyszał, to odgłosy dochodzące z ulicy.
-Pewnie jest w pracy-Shona posmutniała.
-Gdzie Twój tata pracuje, jeśli można wiedzieć?
-W szpitalu, jest lekarzem.
„Bardzo lubię lekarzy, mam nawet zaufanego.”-najwidoczniej ten zwód kojarzył mu się wyłącznie z Mamoru.
-Damy Twojemu tacie czas, a teraz zabiorę was na obiad.
-Ale...
-Żadnych ale... Wiesz, że masz niewyparzony język, jak na tak młodą osóbkę? Chodź, bo Ichiro umiera z głodu-objął ją ramieniem.
-On zawsze jest głodny.
-Też to zauważyłaś?

Mały Kou śpiewał przez całą drogę piosenkę, której nauczył się w szkole. Pomimo, że nie fałszował, to brunet nabrał wątpliwości, czy powinien zapisać syna do szkoły muzycznej.
Istniała na świecie rzecz, dla której blondynek był w stanie porzucić śpiew, a mianowicie jedzenie. Właśnie zapychał buzię kawałkiem pizzy, a niebieskooka sączyła przez słomkę colę. Krępowała się przy Seiyi, chociaż zdobył jej sympatię. Zatroszczył się o nią mimo, iż nie musiał.
-Masz żołądek bez dna-zaczepiła kolegę, korzystając z nieobecności mężczyzny, który poszedł zapłacić.
-Potrzebuję witamin, żeby rosnąć-przeżuwał chrupkie ciasto.
-Które są w pizzy?
-Też.
-Ichi-chan, nie chciałabym Ci przeszkadzać, ale upaćkałeś się sosem. Chodź do łazienki, póki Twój tata stoi w kolejce-wzięła chłopca za rękę.
Problem pojawił się kiedy, kiedy zatrzymali się przed toaletą.
-Nie wejdę do damskiej-przeraził się.
-A ja do męskiej! Mogłeś uważać!
-A ja zdążyłem spuścić was z oczu i już znikacie!
Dzieci odwróciły się w popłochu, bo zdenerwowany mężczyzna znalazł zaskakująco szybko. 
-Młody, teraz wiemy na jakie zajęcia się zapiszesz. Sztuka prawidłowego jedzenia, co Ty na to?
-Tata!
-Spokojnie-zachichotał.-Shona, mam dobrą wiadomość. Dzwoniła Elza i czeka przed szkołą, więc zbieramy się. Z młodym rozliczę się w domu.

Otulona czarnym płaszczem oraz białą chustką, która utrzymywała jej jasne włosy w ładzie, spacerowała po szkolnym parkingu. Nikogo już nie było na terenie, bo ostatnie zajęcia zakończyły się kilka godzin temu. Miała pilnować bezpieczeństwa Gwiazdy, bo tylko to się dla niej liczyło, lecz nie przewidziała ruchu Chiby. Usiłowała zrezygnować z dnia wolnego, ale był tak sztucznie uprzyjmy, że patrzeć na niego nie mogła. Na pewno nie przyjechał specjalnie, bo wszystko zaplanował z góry. Chciał sprawić małej przykrość.
„Chiba-san zapłaci za całe zło, do którego się przyczynił. Myśli, że nie poznałam tajemnicy jego zepsutej duszy. Ziemski książę, ukrywający się pod maską dzielnego Tuxedo. Bzdura!”-potrząsnęła głową. „Wizja nieistniejącej przyszłości była dla Ciebie świetną wymówką, Endymionie. Gdybyś był szlachetny, to nie mściłbyś się na niewinnym dziecku. Nie mogę zwrócić Czarodziejce dziecka, ale jak dać jej znak, że jest blisko?! Gdzie do cholery jest Fighter?! On też ma klapki na oczach! Jak tak dalej pójdzie, to nawet Rada mnie nie powstrzyma!”-zacisnęła pięści, prawie przebijając skórę paznokciami.
Uścisk zelżał, gdy poczuła na zimnej dłoni ciepły dotyk. Złość przeszła równie szybko, kiedy dziewczynka przytuliła się do niej, jakby ta była jej matką.
-Przepraszam, ze musiałaś czekać. Twój tata późno mnie powiadomił.
-Wiem ,ale jesteś...
-Koniec dnia wolnego?-Seiya wtrącił się.
-Właściwie, to nie był mi potrzebny-Elza wyprostowała się, kładąc ręce na ramionach brunetki.-Dziękuję za opiekę nad Shoną.
-To była przyjemność. Dobrze, że pani się ze mną skontaktowała.
-Widujemy się na tyle często, że może przejść na ty-zrobiła krok do przodu.-Elza Amiyake.
-Miło mi, Elzo-uścisnął jej rękę.
Ogarnęło go dziwne uczucie przenikliwego chłodu, które towarzyszyło mu za każdym razem, gdy spotykał intrygującą dziewczynę. Przez ułamek sekundy miał wrażenie, iż w jej oczach mieni się znajomy odcień złota. Jednak w brązowych tęczówkach nie wyczytał już nic. Nie mógł przebić się przez tarczę, która skutecznie chroniła ich sekret.

****
Minako nie miała za sobą udanego dnia. Nie czuła się najlepiej, a ten stan utrzymywał się od samego rana. Dzieci dały jej w kość, a słodka córeczka w przeciągu całego tygodnia zarobiła pięć uwag.
Wenus weszła do kuchni, aby zaparzyć kawę i zbladła natychmiast, gdy zobaczyła, jak Mai trzyma nowy zegarek Yatena nad zlewem, a Hiro dyryguje siostrą.
-Liczę do trzech i wrzucasz-chłopiec powiedział spokojnie.
„Do jasnej anielki, tylko nie to!”-kolana jej zmiękły.
-...dwa...
-Nieee!!!-wrzasnęła na całe gardło, a rodzeństwo skupiło na niej uwagę.-Mai, oddaj mi zegarek tatusia!
-Nie, bo zniszczysz nasz eksperyment.
-Jaki znowu eksperyment?!
-Sprawdzamy prędkość wody.
-Co?!-twarz blondynki wykrzywiła się w bolesnym grymasie.-To był bardzo...drogi...zegarek!!!
-Ma wypasiony stoper-zielonooki zeskoczył z blatu.
-Dziecko współpracuj ze mną!-zacisnęła zęby.-Chcesz w ogóle mieć mamusię?!
Dziewczynka nie zdążyła odpowiedzieć, bo usłyszała dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Zapominając o zabawie, pobiegła razem z bratem do salonu. Natomiast Mina w zwolnionym tempie patrzyła, jak upragniony przedmiot ląduje w wodzie, a zostaje po nim głośne chlupnięcie oraz kilka kropel wody na podłodze.
Desperacko rzuciła się do zlewu i wyjęła zegarek w ostatnim momencie.
-Mina-chan!-Yaten miał wyjątkowo dobry humor.
Wybiegła mu na przeciw, ściskając zdobycz w garści za plecami.
-O, już wróciłeś-zaśmiała się nerwowo.
-Już? Raczej dopiero-pocałował ją.-Jutro mamy spotkanie z managerem, też musisz być obecna-usiadł na krześle, wlewając sok do szklanki.-Coś się stało? Nic nie mówisz.
-Nie, wszystko w porządku.
-Nie widziałaś mojego zegarka?
-Nie!!!
-Dobrze, nie jestem głuchy. Musiałem go gdzieś zawieruszyć-wzruszył ramionami.
-Tak, tak. Na pewno-ruszyła bokiem w stronę drzwi.
-Minako. Co Ty wyprawiasz?
-Ja?-zamrugała rzęsami.-Odchudzam się! Aerobik!-czmychnęła do sypialni.
Rzuciła własność męża na łózko, a sama wyjęła z szuflady ręcznik. Wytarła pospiesznie mokre ręce i potrząsnęła zegarkiem.
-Działaj! No działaj!-wytrzeszczyła błękitne oczy, gdyż minutnik chodził prawidłowo.-Działa!-pisnęła i opadła z ulgą na łóżko.-Jesteś wart swojej ceny.
Odzyskała energię oraz wróciła do kuchni, uwieszając się Yatenowi na szyi.
-Znalazłam!-oddała mu zgubę.
-No popatrz, gdzie był?-objął ją mocniej
-Yyy...W łazience!
-A myślałem, że dzieci go zabrały.
-No wiesz? Dzieci były bardzo grzeczne-skłamała, chociaż srebrnowłosy domyślił się, że to mało prawdopodobne.
Dobrze, że nie wiedział przy czym teraz majstrują jego pociechy.

****
Nie mógł skupić się na niczym, ponieważ widok żony w krótkiej, turkusowej sukience, która opinała jej ponętne ciało, rozpraszał go na każdym kroku. Wzdychał, jakby zakochał się po raz pierwszy, wodząc za ukochaną maślanym wzrokiem.
Usa nachyliła się nad stolikiem, ponieważ Ichi obrabiał lekcje, a ona kontrolowała poczynania synka.
-Mogłabyś przesunąć się bardziej w prawo?-Seiya uśmiechnął się zadziornie, świdrując jej zgrabne pośladki.
Złotowłosa zorientowała się, co tak naprawdę chodzi mu po głowie, toteż poczerwieniała ze wstydu.
-Podobno jesteś głodny-warknęła groźnie.
-Mam ochotę na deser-posłał je buziaka w powietrzu.
-Tata, deser się po obiedzie-chłopiec oderwał się od lekcji.
-Tatuś na pewno dziś nie dostanie deseru-powiedziała chłodnym tonem.
-Sam sobie wezmę.
-Seiya!-Usagi zbulwersowała się.
Podeszła do niego i uderzyła w ramię.
-Zachowuj się przy dziecku-wysyczała mu wprost do ucha.
-Króliczku, przecież nie należysz do wstydliwych-musnął jej szyję.
Zapowietrzyła się, szykując do kolejnego ciosu, lecz dźwięk wibrującego telefonu przeszkodził w ataku.
-Możecie podać?-Kou wyciągnął błagalnie dłoń.
-No nie wiem-przyłożyła palce do ust.-Tata dokuczał mamie, więc mu nie pomożemy. Prawda?
-Prawda!-blondynek przytaknął.
-Ech!-brunet podniósł się leniwie , ale nie zdążył odebrać.
Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer, co go zaskoczyło. Najwidoczniej rozmówca nie rezygnował, ponieważ melodia zabrzmiała na nowo. Nie miał wyjścia, więc zatrzasnął za sobą drzwi gabinetu i odebrał połączenie.
-Halo.
-...
-Rei?! Gdzie się podziewasz?! Wszędzie Cię szukałem.
-...
-Faktycznie, musimy porozmawiać-był wyraźnie zły.
-...
-Przyjdź jutro do studia, akurat mam spotkanie z managerem.
-...
-Do zobaczenia...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz