Seiya
odrzucił na bok telefon, ponieważ ciągłe wybieranie tego samego
numeru oraz słuchanie automatycznej sekretarki doprowadzały go do
szału. Nie należał do osób, które siedzą z
założonymi rękoma i czekają, aż problemy same się rozwiążą.
Nie spodziewał się, że rei zachowa się niedojrzale, próbując
się przed nim ukryć. Sama zadeklarowała, że pomoże przy
poszukiwaniach Amayi, do niczego jej nie zmuszał. Jeśli postanowiła
zrezygnować, to powinna powiedzieć mu osobiście, a nie bawić się
w kotka i myszkę.
Brunet sprawdził godzinę, zgarną ze stołu
kluczyki od samochodu i wybiegł z mieszkania. Okoliczności mu
sprzyjały, ponieważ Usagi poszła na spotkanie z Ami. Z kolei
Ichiego maił odebrać ze szkoły za godzinę. Zatem, nic nie stało
na przeszkodzie, by złożył wizytę Rei Hino.
Już w czasie
jazdy zastanawiał się, co powie, aby nie urazić kapłanki. Chciał
na spokojnie wyjaśnić nieporozumienie, a także odzyskać zdjęcie
oraz ubranka po małej. To były jedyne rzeczy, jakie po niej
zostały.
Zaparkował samochód przed hotelem i od razu
skierował się do recepcji. Kobieta o krótkich, piaskowych
włosach wyprostowała się na jego widok, poprawiając granatowy
żakiet.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?-zapytała
bardzo grzecznym służbowym tonem.
-Szukam Rei Hino.
-Bardzo
mi przykro, ale nie zastanie je pan u nas-blondynka odpowiedziała
bez mrugnięcia okiem.
-Jest pani pewna? Proszę sprawdzić,
dobrze? Miałem informacje, że zatrzymała się u was.
Kobieta
westchnęła, lecz spełniła jego prośbę.
-Dokładnie tak, jak
powiedziałam. Nie mieszka już u nas. Pani Hino wymeldowała się
trzy dni temu.
-To żart, prawda?
-Bynajmniej. Do moich
obowiązków nie należy opowiadanie kawałów. Czy, coś
jeszcze?-odchyliła dumnie głowę.
-Nie...Dziękuję i
przepraszam-odwrócił się, przeczesując ręką włosy.
„Rei,
byłoby dla Ciebie lepiej, żeby obawy Kakyuu się nie
potwierdziły.”
Zajechał pod szkołę, ale czarne myśli
nie opuszczały go. Stukał nerwowo o tapicerkę, wciąż nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszał. Czyżby Rei
uciekła? Tylko dlaczego? Jeszcze trudniej było mu uwierzyć, że
zostawiła przyjaciółki same w walce z wrogiem. Tak nie mogła
postąpić prawdziwa wojowniczka! W dodatku nie zostawiła żadnej
wiadomości, a to nie w jej stylu.
Całe szczęście, że pojawił
się Ichi i sprowadził Seiyę do świata żywych. Zapukał drobną
rączką w okno auta, dlatego mężczyzna otrząsnął się
momentalnie.
-Mógłbyś być delikatniejszy-Kou wysiadł,
głaszcząc małego po głowie.
-Tata, nie moja wina, że spisz za
kierownicą-rezolutny maluch szybko znalazł odpowiedź.
-Nad
Twoim dobrym wychowaniem też pomyślimy. Ile dziś pał
zarobiłeś?-wrzucił tornister na tylne siedzenie.
-Żadnej!-chłopiec
nadał różowe policzki.
-Przecież miałeś dziś
plastykę, a ja nic za Ciebie nie rysowałem. Nauczycielka doceniła
Twoją inwencję twórczą?
-Było zastępstwo.
-Już
myślałem, że wychowawczyni ma gorsze dni. Gdzie Mai i
reszta?-zainteresował się nieobecnością pozostałych
łobuziaków.
-Mai jest na zajęciach sportowych. Hiro
powiedział, że wszystko jest nudne, więc siedzi na świetlicy. No,
a Emi poszła na kółko dla dziwadeł-zakończył
wyliczanie.
-Ichi!-brunet pogroził mu palcem.-Może wreszcie
znalazłbyś coś dla siebie.
-Po co?
Teraz zrozpaczony ojciec
czeka na innowacyjne powody.
-Umiem czytać, liczyć i pisać. W
piłkę gram dobrze, a dziwadłem nie bardzo chcę zostać-stwierdził
z rozbrajającą szczerością.
-Przypomnij mi na drugi raz, żebym
nie myślał głośno.
-Nie ma sprawy!
Kou nie prowokował
synka do dalszej dyskusji. Jak dla niego, stanowczo za szybko się
uczył, ale tego, co nie trzeba. Wolał nie sprawdzać kolejnych
postępów.
-Jestem głodny-blondynek wziął ręce pod
boki.-Zjadłbym czekoladę!
„Jasne, całą górę
słodyczy. Króliczkowi też się oczy świecą na wzmiankę o
jedzeniu.”-pomyślał, patrząc na błogie spojrzenie
dziecka.
Powędrował wzrokiem dalej, a postać czarnowłosej
dziewczynki siedzącej samotnie na ławce, na nowo zburzyła jego
równowagę.
-Czy to nie przypadkiem Twoja
koleżanka?-zapytał dla pewności.
-Tak. Czeka ponad godzinę,
ale nikt się nie pojawił.
-Niedorzeczne-Seiya zabrał się na
odwagę i podszedł do małej.-Witaj Shona, czekasz na
opiekunkę?
-Dzień dobry-uniosła główkę.-Nie, Elza ma
dziś wolny dzień. Czekam na tatę, ale się spóźnia...Jak
zwykle...-dodała ciszej.
-Na pewno zaraz przyjedzie. Poczekamy z
Tobą.
-Albo Cię podwieziemy!-Ichi usiadł obok
koleżanki.
-Dziękuję, poradzę sobie-wstała, wyprostowując
granatową spódniczkę oraz założyła plecak.-Wrócę
sama.
Zanim muzyk pojął sens jej słów, już była poza
bramą. Poderwał się z ławki i dogonił czym prędzej.
-Nie
możesz iść sama! Wracasz ze mną!
-Ale pan jest
uparty!-zacisnęła usta, a ciemnoniebieskie oczy zaiskrzyły.-Jakoś
trafię!
-Jakoś?! Koniec dyskusji!-złapał mocno za jej rękę
oraz zaciągnął na parking.-Wsiądźcie do auta. Ja pójdę
do sekretariatu i zostawię wiadomość, że pojechałaś z nami.
-Z
czego się śmiejesz?!-naskoczyła na chłopca, gdy zostali
sami.
-Ale masz minę. Przypominasz mi...-już chciał powiedzieć,
ale powstrzymał się, bo sam z trudem wierzył w swój
nieoczekiwany przebłysk wyobraźni.-Nieważne...
-Jestem-Kou
zajął miejsce kierowcy.-Shona, będziesz pilotem-uśmiechnął się
na zgodę.
Zerknął w lusterko, a Aizawa spuściła głowę.
Gęste, czarne włosy zasłoniły jej buzię. Jeszcze nie spotkał
tak upartego dziecka, może poza jego synem, ale nad nim potrafił
zapanować. Na razie...
Seiya czuł rosnącą irytację, kiedy
zorientował się, że zajechali w drugi koniec miasta. Kompletnie
nierozsądne było wozić dziewczynkę do szkoły, która była
oddalona od domu kilkanaście kilometrów. Nie rozumiał
postępowania jej ojca, bo ten nieszczególnie interesował się
córką. Co za przewrotność losu. On zrezygnowałby ze
wszystkiego, aby tylko odzyskać Amayę. Czemu ludzie nie doceniali
skarbu, jakim jest rodzina? Dlaczego cierpienie spotyka niewłaściwe
osoby?
-Niech się pan zatrzyma!
Brunet wysiadł z samochodu,
stając przed bramą białej posiadłości obrośniętej winoroślą.
Nacisnął na domofon i czekał, aż ktoś się odezwie. Powtórzył
czynność ponownie, lecz jedyne, co usłyszał, to odgłosy
dochodzące z ulicy.
-Pewnie jest w pracy-Shona
posmutniała.
-Gdzie Twój tata pracuje, jeśli można
wiedzieć?
-W szpitalu, jest lekarzem.
„Bardzo lubię
lekarzy, mam nawet zaufanego.”-najwidoczniej ten zwód
kojarzył mu się wyłącznie z Mamoru.
-Damy Twojemu tacie czas,
a teraz zabiorę was na obiad.
-Ale...
-Żadnych ale... Wiesz,
że masz niewyparzony język, jak na tak młodą osóbkę?
Chodź, bo Ichiro umiera z głodu-objął ją ramieniem.
-On
zawsze jest głodny.
-Też to zauważyłaś?
Mały Kou
śpiewał przez całą drogę piosenkę, której nauczył się
w szkole. Pomimo, że nie fałszował, to brunet nabrał wątpliwości,
czy powinien zapisać syna do szkoły muzycznej.
Istniała na
świecie rzecz, dla której blondynek był w stanie porzucić
śpiew, a mianowicie jedzenie. Właśnie zapychał buzię kawałkiem
pizzy, a niebieskooka sączyła przez słomkę colę. Krępowała się
przy Seiyi, chociaż zdobył jej sympatię. Zatroszczył się o nią
mimo, iż nie musiał.
-Masz żołądek bez dna-zaczepiła kolegę,
korzystając z nieobecności mężczyzny, który poszedł
zapłacić.
-Potrzebuję witamin, żeby rosnąć-przeżuwał
chrupkie ciasto.
-Które są w pizzy?
-Też.
-Ichi-chan,
nie chciałabym Ci przeszkadzać, ale upaćkałeś się sosem. Chodź
do łazienki, póki Twój tata stoi w kolejce-wzięła
chłopca za rękę.
Problem pojawił się kiedy, kiedy zatrzymali
się przed toaletą.
-Nie wejdę do damskiej-przeraził się.
-A
ja do męskiej! Mogłeś uważać!
-A ja zdążyłem spuścić was
z oczu i już znikacie!
Dzieci odwróciły się w popłochu,
bo zdenerwowany mężczyzna znalazł zaskakująco szybko.
-Młody,
teraz wiemy na jakie zajęcia się zapiszesz. Sztuka prawidłowego
jedzenia, co Ty na to?
-Tata!
-Spokojnie-zachichotał.-Shona,
mam dobrą wiadomość. Dzwoniła Elza i czeka przed szkołą, więc
zbieramy się. Z młodym rozliczę się w domu.
Otulona
czarnym płaszczem oraz białą chustką, która utrzymywała
jej jasne włosy w ładzie, spacerowała po szkolnym parkingu. Nikogo
już nie było na terenie, bo ostatnie zajęcia zakończyły się
kilka godzin temu. Miała pilnować bezpieczeństwa Gwiazdy, bo tylko
to się dla niej liczyło, lecz nie przewidziała ruchu Chiby.
Usiłowała zrezygnować z dnia wolnego, ale był tak sztucznie
uprzyjmy, że patrzeć na niego nie mogła. Na pewno nie przyjechał
specjalnie, bo wszystko zaplanował z góry. Chciał sprawić
małej przykrość.
„Chiba-san zapłaci za całe zło, do
którego się przyczynił. Myśli, że nie poznałam tajemnicy
jego zepsutej duszy. Ziemski książę, ukrywający się pod maską
dzielnego Tuxedo. Bzdura!”-potrząsnęła głową. „Wizja
nieistniejącej przyszłości była dla Ciebie świetną wymówką,
Endymionie. Gdybyś był szlachetny, to nie mściłbyś się na
niewinnym dziecku. Nie mogę zwrócić Czarodziejce dziecka,
ale jak dać jej znak, że jest blisko?! Gdzie do cholery jest
Fighter?! On też ma klapki na oczach! Jak tak dalej pójdzie,
to nawet Rada mnie nie powstrzyma!”-zacisnęła pięści, prawie
przebijając skórę paznokciami.
Uścisk zelżał, gdy
poczuła na zimnej dłoni ciepły dotyk. Złość przeszła równie
szybko, kiedy dziewczynka przytuliła się do niej, jakby ta była
jej matką.
-Przepraszam, ze musiałaś czekać. Twój tata
późno mnie powiadomił.
-Wiem ,ale jesteś...
-Koniec
dnia wolnego?-Seiya wtrącił się.
-Właściwie, to nie był mi
potrzebny-Elza wyprostowała się, kładąc ręce na ramionach
brunetki.-Dziękuję za opiekę nad Shoną.
-To była przyjemność.
Dobrze, że pani się ze mną skontaktowała.
-Widujemy się na
tyle często, że może przejść na ty-zrobiła krok do przodu.-Elza
Amiyake.
-Miło mi, Elzo-uścisnął jej rękę.
Ogarnęło go
dziwne uczucie przenikliwego chłodu, które towarzyszyło mu
za każdym razem, gdy spotykał intrygującą dziewczynę. Przez
ułamek sekundy miał wrażenie, iż w jej oczach mieni się znajomy
odcień złota. Jednak w brązowych tęczówkach nie wyczytał
już nic. Nie mógł przebić się przez tarczę, która
skutecznie chroniła ich sekret.
****
Minako
nie miała za sobą udanego dnia. Nie czuła się najlepiej, a ten
stan utrzymywał się od samego rana. Dzieci dały jej w kość, a
słodka córeczka w przeciągu całego tygodnia zarobiła pięć
uwag.
Wenus weszła do kuchni, aby zaparzyć kawę i zbladła
natychmiast, gdy zobaczyła, jak Mai trzyma nowy zegarek Yatena nad
zlewem, a Hiro dyryguje siostrą.
-Liczę do trzech i
wrzucasz-chłopiec powiedział spokojnie.
„Do jasnej anielki,
tylko nie to!”-kolana jej zmiękły.
-...dwa...
-Nieee!!!-wrzasnęła
na całe gardło, a rodzeństwo skupiło na niej uwagę.-Mai, oddaj
mi zegarek tatusia!
-Nie, bo zniszczysz nasz eksperyment.
-Jaki
znowu eksperyment?!
-Sprawdzamy prędkość wody.
-Co?!-twarz
blondynki wykrzywiła się w bolesnym grymasie.-To był
bardzo...drogi...zegarek!!!
-Ma wypasiony stoper-zielonooki
zeskoczył z blatu.
-Dziecko współpracuj ze mną!-zacisnęła
zęby.-Chcesz w ogóle mieć mamusię?!
Dziewczynka nie
zdążyła odpowiedzieć, bo usłyszała dźwięk przekręcanego
klucza w zamku. Zapominając o zabawie, pobiegła razem z bratem do
salonu. Natomiast Mina w zwolnionym tempie patrzyła, jak upragniony
przedmiot ląduje w wodzie, a zostaje po nim głośne chlupnięcie
oraz kilka kropel wody na podłodze.
Desperacko rzuciła się do
zlewu i wyjęła zegarek w ostatnim momencie.
-Mina-chan!-Yaten
miał wyjątkowo dobry humor.
Wybiegła mu na przeciw, ściskając
zdobycz w garści za plecami.
-O, już wróciłeś-zaśmiała
się nerwowo.
-Już? Raczej dopiero-pocałował ją.-Jutro mamy
spotkanie z managerem, też musisz być obecna-usiadł na krześle,
wlewając sok do szklanki.-Coś się stało? Nic nie mówisz.
-Nie,
wszystko w porządku.
-Nie widziałaś mojego
zegarka?
-Nie!!!
-Dobrze, nie jestem głuchy. Musiałem go
gdzieś zawieruszyć-wzruszył ramionami.
-Tak, tak. Na
pewno-ruszyła bokiem w stronę drzwi.
-Minako. Co Ty
wyprawiasz?
-Ja?-zamrugała rzęsami.-Odchudzam się!
Aerobik!-czmychnęła do sypialni.
Rzuciła własność męża na
łózko, a sama wyjęła z szuflady ręcznik. Wytarła
pospiesznie mokre ręce i potrząsnęła zegarkiem.
-Działaj! No
działaj!-wytrzeszczyła błękitne oczy, gdyż minutnik chodził
prawidłowo.-Działa!-pisnęła i opadła z ulgą na łóżko.-Jesteś
wart swojej ceny.
Odzyskała energię oraz wróciła do
kuchni, uwieszając się Yatenowi na szyi.
-Znalazłam!-oddała mu
zgubę.
-No popatrz, gdzie był?-objął ją mocniej
-Yyy...W
łazience!
-A myślałem, że dzieci go zabrały.
-No wiesz?
Dzieci były bardzo grzeczne-skłamała, chociaż srebrnowłosy
domyślił się, że to mało prawdopodobne.
Dobrze, że nie
wiedział przy czym teraz majstrują jego pociechy.
****
Nie
mógł skupić się na niczym, ponieważ widok żony w
krótkiej, turkusowej sukience, która opinała jej
ponętne ciało, rozpraszał go na każdym kroku. Wzdychał, jakby
zakochał się po raz pierwszy, wodząc za ukochaną maślanym
wzrokiem.
Usa nachyliła się nad stolikiem, ponieważ Ichi
obrabiał lekcje, a ona kontrolowała poczynania synka.
-Mogłabyś
przesunąć się bardziej w prawo?-Seiya uśmiechnął się
zadziornie, świdrując jej zgrabne pośladki.
Złotowłosa
zorientowała się, co tak naprawdę chodzi mu po głowie, toteż
poczerwieniała ze wstydu.
-Podobno jesteś głodny-warknęła
groźnie.
-Mam ochotę na deser-posłał je buziaka w
powietrzu.
-Tata, deser się po obiedzie-chłopiec oderwał się
od lekcji.
-Tatuś na pewno dziś nie dostanie deseru-powiedziała
chłodnym tonem.
-Sam sobie wezmę.
-Seiya!-Usagi zbulwersowała
się.
Podeszła do niego i uderzyła w ramię.
-Zachowuj się
przy dziecku-wysyczała mu wprost do ucha.
-Króliczku,
przecież nie należysz do wstydliwych-musnął jej
szyję.
Zapowietrzyła się, szykując do kolejnego ciosu, lecz
dźwięk wibrującego telefonu przeszkodził w ataku.
-Możecie
podać?-Kou wyciągnął błagalnie dłoń.
-No nie
wiem-przyłożyła palce do ust.-Tata dokuczał mamie, więc mu nie
pomożemy. Prawda?
-Prawda!-blondynek przytaknął.
-Ech!-brunet
podniósł się leniwie , ale nie zdążył odebrać.
Na
wyświetlaczu pojawił się nieznany numer, co go zaskoczyło.
Najwidoczniej rozmówca nie rezygnował, ponieważ melodia
zabrzmiała na nowo. Nie miał wyjścia, więc zatrzasnął za sobą
drzwi gabinetu i odebrał połączenie.
-Halo.
-...
-Rei?!
Gdzie się podziewasz?! Wszędzie Cię szukałem.
-...
-Faktycznie,
musimy porozmawiać-był wyraźnie zły.
-...
-Przyjdź jutro
do studia, akurat mam spotkanie z managerem.
-...
-Do
zobaczenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz