Usagi
Tsukino zupełnie inaczej wyobrażała sobie okres narzeczeństwa.
Była przekonana, że po pokonaniu Galaxi Mamoru zrozumiał, ile
stracili i z nawiązką nadrobią ten czas. Niestety rozczarowała
się, bo Chiba nie poświęcał jej tyle uwagi, jak na początku
oczekiwała. Mało tego, od razu pobiegł na uczelnię, a potem
załatwiał sobie praktyki w jednym z tokijskich szpitali. Dla Usy
łaskawie zagospodarował w swym grafiku wolną niedzielę, ale nawet
wtedy wydawał się nieobecny duchem. Siedział sztywno, jak głaz i
przytakiwał na każde słowo.
Na
początku naiwna blondynka była szczęśliwa, że narzeczony tak się
poświęca, a w dodatku jest świetnie zorganizowany. Natomiast w
przeszłości, każda dziewczyna będzie zazdrościć przystojnego i
wykształconego męża.
Myśli
o dumie, niekończącym się szczęściu, a zwłaszcza o zakładaniu
rodziny powoli się ulatniały z głowy panny Tsukino. Przeznaczenie
także zaczynało ciążyć. Nie potrzebny był jej mężczyzna,
który traktował ją jak dziecko i pouczał. Nie czuła się
przy nim swobodnie, ponieważ zawsze pilnowała się żeby nie
popełnić gafy. Znowu w jego oczach byłaby głupiutką i
prowincjonalną panienką.
-
Usako, dorośnij wreszcie! Zachowuj się poważnie! Naprawdę jest
taki ślepy?! – zirytowana Usagi maszerowała przez park.
Żal
i gorycz dusiły ją od środka, bo zabrakło jej cierpliwości.
Mamoru po raz setny nie odebrał telefonu, chociaż wcześniej
obiecał wypad do kina. Podobno miał wolny dzień, a zapadł się
pod ziemię. Czasami miała ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że
ma dość jego obojętności. Westchnęła ciężko, zasuwając
błękitny sweter podkreślający jej kolor oczu.
Powietrze
było ciepłe, ale po wczorajszym deszczu wilgotne. Chyba jesień
zamierzała przypomnieć o sobie wcześniej.
-
Wyglądasz uroczo, kiedy mamroczesz pod nosem, Odango.
Seiya
nie wiadomo skąd pojawił się przy boku złotowłosej. Energią
mógłby obdarzyć całe miasto, bo tradycyjnie tryskał
energią.
-
Seiya?! Co, Ty tu robisz?
-
Prawie poparzyłaś mnie swoimi gorącym powitaniem. Nie ciesz się
tak, bo czuję się zawstydzony.
-
Akurat uwierzę w Twoją nieśmiałość – odfuknęła.
-
Co się dzieje ? – zaszedł jej drogę, a przez roztargnięcie
wpadła na niego.
Zapach
perfum bruneta uderzył do jej nozdrzy, przyprawiając o palpitacje
serca. Przestraszyła się przyjemnych dreszczy, które poczuła
na całym ciele i odskoczyła od przyjaciela.
-
Odango, przecież nie gryzę. Skąd ta nagła zmiana? Już nie
cieszysz się, że wróciłem?
-
Oczywiście, że się cieszę. Tylko mam dziś gorszy dzień –
odpowiedziała, ale patrzyła w inną stronę.
-
A mogę coś zrobić, aby ten dzień zamienił się w najpiękniejsze
wspomnienie twojego życia?
„Zamień
mojego narzeczonego w prawdziwego mężczyznę” – przymknęła
powieki.
-
Gdzie się podział twój narzeczony? Nie boi się, że sama
jesteś wystawiona na różne pokusy?
-
A Ty pewnie jesteś jedną z nich – z łatwością połknęła
haczyk.
Kou
od początku do końca miał wyznaczony cel – zdobyć ukochaną.
Przez
dwa lata pisali do siebie listy, dzięki którym jego notowania
wzrosły. Miał zamiar zawalczyć o Usagi, bez względu na jej
przeznaczanie.
-
Potraktuję to, jako komplement – uśmiechnął się zawadiacko –
Wyleczę Cię z handry, jeśli przystaniesz na moją propozycję –
objął Usę opiekuńczym ramieniem.
-
Jaką propozycję? Znowu coś kręcisz – potrząsnęła głową,
lecz tak naprawdę umierała z ciekawości.
-
Wieczorem idę z braćmi do klubu. Taiki twierdzi, że to najlepszy
klub w mieście. Rozerwiesz się w naszym towarzystwie i zapomnisz o
problemach.
-
Sama nie wiem… – zacisnęła usta – Poczekaj chwilkę. Oddaliła
się na bezpieczną odległość oraz wyjęła z kieszeni telefon.
Wybrała numer i po kilku sekundach usłyszała dźwięk sygnału.
Tupała nerwowo nogą, jakby to miało zdopingować rozmówcę
po drugiej stronie do odebrania. Syknęła z zawodu, gdy odezwała
się automatyczna sekretarka i rozłączyła się. Dotarło do niej,
że nie potrzebnie łudziła się, iż Mamoru tym razem odbierze.
Dała mu ostatnią szansę, a może chciała zagłuszyć własne
sumienie. W końcu była mu winna lojalność.
-
Więc, o której mam być gotowa? – zapytała, jakby nic się
nie wydarzyło.
-
Przyjadę po Ciebie o 19:00.
„Punkt
dla mnie, Mamoru-san” – muzyk poczuł się jak zwycięzca. Jednak
prawdziwa bitwa jeszcze się nie zaczęła.
-
Świetnie, to do wieczora!
-
Odango, podwiozę Cię – zatrzymał ją, łapiąc za rękę.
Oboje
znieruchomieli, a Tsukino znowu poczuła wzbierającą fale ciepła.
Seiya
pierwszy przerwał napięty moment, bo nie chciał jej spłoszyć.
Jak na początek, osiągnął dużo.
-Wiesz…
zabiorę się z Tobą – złotowłosa zaskoczyła go bardziej niż
przypuszczał.
****
Mamoru
zaszył się w bibliotece, kiedy Usagi bezskutecznie próbowała
się do niego dodzwonić. Wibrujący w kieszeni telefon doprowadzał
go do szaleństwa, więc wrzuciła aparat do czarnej, skórzanej
teczki. Nie interesowało go z czym problem ma jego narzeczona, bo to
była na pewno jakaś błahostka. Miał istotniejsze sprawy do
załatwienia, a raczej do podziwiania. Przed oczami bruneta
prezentował się widok zapierający mu dech w piersiach.
Niebieskowłosy anioł skrupulatnie przeglądał medyczne księgi.
Kilka lat wcześniej nie pomyślałby, że cicha i skromna Ami Mizuno
obudzi w nim skrywane dotąd uczucia. Potrzebował inteligentnej, a
przede wszystkim, obytej kobiety. Z nią mógł dyskutować na
każdy temat i dla żartu sprzeczał się z dziewczyną. Zobligował
się, że pomoże jej w nauce, ponieważ dostała się na tą samą
uczelnię.
-
Zastanawiałaś się już nad specjalizacją?- zapytał cicho,
ponieważ przenieśli się do czytelni. Ami uniosła głowę znad
encyklopedii i sprawiała wrażenie otumanionej.
-
Mówiłeś coś?
-
Pytałem, czy wybrałaś specjalizację.
-
A… Marzy mi się chirurgia dziecięca. Praca z małymi dziećmi na
pewno nie jest łatwa, ale przeraża mnie cierpienie niewinnych
istot. W przyszłości chciałabym dać z siebie jak najwięcej, by
pomagać maluchom. Podziwiam w dzieciach wiarę w drugiego człowieka,
to niezwykłe… Oj, przepraszam…- zarumieniła się, gdy
zorientowała się, że się rozgadała.
-
Nic nie szkodzi, to piękne. Pamiętaj, że możesz liczyć na moją
pomoc- wpatrywał się w nią jak w obrazek- Wybrałaś już coś?
-
Tak, wezmę te dwie książki. Możemy się zbierać, nie chcę Ci
zabierać więcej czasu. Na pewno jesteś umówiony z Usagi.
-
Nie…- skłamał bez mrugnięcia okiem. Doskonale pamiętał, co
obiecał narzeczonej- Właściwie, to możemy pójść na kawę.
Co Ty na to?
-
Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Merkury
ciągle myślała o Usagi i tylko to podtrzymywało jej silną wolę.
-
Nie daj się prosić. To raptem godzina.
„Mamoru
najwyraźniej wie, co robi”- pokusa najwidoczniej była ogromna-
„Nic się nie stanie, jak wypijemy razem kawę”
-
Masz rację. Z resztą, mam do Ciebie kilka pytań.
-
Służę radą.
****
Zgodnie
z poleceniem przyszłego szefa, Minako znalazła się w pracy kilka
godzin wcześniej. Musiała zapoznać się z zasadami panującymi w
lokalu, póki nie było tłumów. Wenus ulżyło, że
stała pracownica wesprze ją w pierwszych dniach, a później
zacznie pracę na zmiany. Blondynka stanęła przed barem, ale nikt
nie spieszył się z powitaniem.
„Może
przyszłam za wcześnie”- zerknęła na zegarek.„Nie, jestem na
czas.”
Podskoczyła
do góry, gdy czyjaś zimna dłoń dotknęła jej ramienia.
-
Ale wrażliwa z Ciebie osóbka- bursztynowłosa dziewczyna
zaśmiała się perliście- Ty jesteś nowa?
-
Tak…
-
Witaj na pokładzie. Jestem Thea.
-
Minako- podała zielonookiej dłoń.
-
Wprowadzę Cię w tajemniczy świat gwiazd, ale uprzedzam Cię, nie
jest kolorowy.
-
Wiem, co masz na myśli- Aino nie przejęła się ostrzeżeniem-
Dostosuję się do Twoich rad.
-
Podoba mi się Twoje nastawienie. Zatem, nie ma na co czekać.
Bierzemy się do pracy!
Mina
jak przykładna uczennica kroczyła za Theą oraz lustrowała
wzrokiem każdy szczegół, który ta wskazała.
Najbardziej przerażało ją przygotowywanie drinków, lecz
tego wieczoru opierała się na doświadczeniu nowej znajomej.
-
Długo tu pracujesz?- niebieskooka zapytała w trakcie przymierzania
stroju roboczego.
-
Prawie dwa lata. To nie jest wymarzona praca, ale chociaż nie jest
nudno. Daj, pomogę Ci- dopięła sukienkę na plecach- Dobrze leży.
-
Skromna- blondynka wyprostowała się przed lustrem.
Czarna
sukienka bez rękawów przylegała do jej ponętnej sylwetki, a
plisowany dół kończył się przed kolanami.
-
Nie mamy rzucać się w oczy. Wracamy na salę, bo lwy salonowe
zjeżdżają w nasze progi.
Kilka
stolików faktycznie było okupowane przez amatorów
napojów wyskokowych. Nowa kelnerka ustawiła się przy barze,
niczym żołnierz na warcie. Gdyby miała karabin, to z wrażenia
wystrzeliłaby na oślep. W wejściu zobaczyła Yatena, Taikiego oraz
Seiyę w towarzystwie Usagi!
-
U… u… Usagi- chan?- podtrzymywała się blatu, bo groziło jej
połamanie nóg w nowych szpilkach.
-
Znasz ich?- Thea również zainteresowała się gośćmi, ale
ze względu na szatyna.
-
To byli wokaliści zespołu Three Lights.
-
Naprawdę?- otworzyła szeroko usta.
-
Nie wiedziałaś? Z choinki się urwałaś?
-
Idę do nich.
“Nawet
nie wiesz, jaką przysługę mi robisz”.
Szmaragdowe
oczy Thei uśmiechały się do najstarszego z barci Kou, bo domyśliła
się w jakim celu przyszedł do klubu. Zaintrygował ją chłopak, o
szczerym spojrzeniu i teraz czekała na jego kolejny ruch.
-Powiedz
blondi, żeby nas obsłużyła-Yaten ostentacyjnie zamachnął
palcem.
Pierwszy
spostrzegł znienawidzoną Minako, więc natrafiła się okazja, by
udowodnił jej, kto jest górą.
-Ja
przyjmę zamówienie-burszytnowłosa zachowała spokój.
-Wyraziłem
się niejasno? Mam pogadać z kim trzeba?
-On
tylko żartuje, prawda?-Taiki z chęcią spuściłby bratu manto.
-Nie,
nie żartuję. Aino-san przyniesie whisky z lodem. Mam powtórzyć,
czy zrozumiałaś?-srebrnowłosy dawał popis swoich umiejętności,
korzystając z nieobecności Seiyi i Usagi.
Brunet
wyciągnął rozpormienioną dziewczynę na parkiet, by nacieszyć
nią zanim ktoś zechce im przerwać.
-Klient
nasz pan. A tak swoją drogą, zansz tego buca, co na mnie
nawrzeszaczał?
-Mówisz
o Yatenie-obijętnie popatrzyła na stolik w drugim końcu sali.
Zielonooki
wyniośle kręcił głową, a brązowowłosy usilnie starał się mu
coś wytłumaczyć.
-Znam
go, ale nie wiem, czy tą znajomością mogę się pochwalić.
-Nie
dziwię się. Gapi się na Ciebie, jak myśliwy na zwierzynę łowną.
-Chce
mi dopiec, ale poradzę sobie-już chciała wziąć tacę z napojami,
gdy wysoki, niebieskowłosy mężczyzna powstrzymał ją.
-Witaj
Minako-jego głos sprawił, że serce dziewczyny zadrżało.
-Allan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz