Ile
razy w przeciągu tygodnia wściekamy się, gdy stworzony na nasz
użytek wynalazek o nazwie budzik, przerywa upragniony sen w najmniej
oczekiwanym momencie? Można jeszcze dodać, że niekoniecznie musimy
wstać z samego rana do pracy albo jesteśmy gwiazdą rocka, która
wznawia swoją karierę.
Yaten na pewno należał do tej drugiej
grupy, ale zapracowany na pewno nie był. O karierze też nie marzył,
bo wrzaski i piski fanek zaliczał do efektów ubocznych
sławy.
Zatem, o czym marzył srebrnowłosy młodzieniec, który
jednym ruchem unieszkodliwił brząkający na półce zegarek?
Z pewnością o chwili ciszy, a przede wszystkim, żeby Seiya nauczył
się dokręcać kran w kuchni! Przez uchylone drzwi odgłos
odbijających się o zlew kropel było słychać doskonale, co
doprowadzało do szału najmłodszego z braci. Kiwał głową
rytmicznie w górę i w dół, aż rzucił poduszką w
kąt. Po co mu, skoro spać nie może?!
Usiadł z wisielczą miną
na łóżku, nasłuchując piekielnego dźwięku. Dosłownie
przez ułamek sekundy cieszył się, że natarczywe kapanie ucichło.
No tak, bo ktoś zakręcił kran, ale teraz zaczął szperać w
lodówce.
-Głodomory wyszły ze swoich nor! Super!-warknął
i ruszył udzielić reprymendy.
Rzeczywiście wokół
lodówki zaplątała się jakaś samotna dusza, szperając
uparcie w jej wnętrzu. Tylko coś się nie zgadzało, bo zgrabne
pośladki i długie nogi nie mogły należeć do któregoś z
braci Kou. Chyba, że zaczęli się depilować. W zasadzie depilację
można było jakoś wytłumaczyć, ale wieczorową, czarną sukienkę
oraz długie, rozpuszczone włosy w kolorze złota już
nie.
Odchrząknął dość głośno i nieznajoma okazała się być
starą znajomą.
Usagi krzyknęła na jego widok, a jej policzki
poczerwieniały, bo chłopak stał przed nią w samych bokserkach,
ale zawstydzony na pewno nie był.
-Daj spokój,
Tsukino-san. Masz narzeczonego, to chyba widziałaś nagiego faceta.
Przepraszam, prawie nagiego-stwierdził z całą swoją
wylewnością.
Dziewczynę zalała fala gorąca, bo nigdy nie
znalazła się w tak niezręcznej sytuacji. Mamoru nie paradował
przy niej w samych gadkach.
Srebrnowłosy pewnie uraczyłby ją
kolejną ze swoich złotych myśli, gdyby nie interwencja
zdesperowanego bruneta.
-Odango, nie patrz!-zasłonił jej
oczy.
Sam nie był lepszy, bo chociaż założył spodnie, to o
górnej części garderoby zapomniał. Dlatego Usa nie
wiedziała, co ją bardziej peszyło. Roznegliżowany Yaten, czy
ciepły i przyjemny dotyk jej przyjaciela. Jedynie mogła żałować,
że nie widziała reakcji Taikiego, kiedy minęła się z nim na
korytarzu, a Seiya wciąż zasłaniał jej oczy.
Właściwie, to
trudno było mówić o jakiejkolwiek reakcji, bo szatyn
najzwyczajniej świecie nie zwrócił na parę uwagi.
Potraktował ich jak powietrze, a sam zainstalował się z laptopem w
kuchni. Wyglądał jakby wieczór spędził w SPA, a nie na
dyskotece. Wypoczęty z rozmarzonymi, fiołkowymi oczami.
-Pobudka,
Romeo!-młodszy Kou odmierzał w myślach stopień własnego
zażenowania.-Widziałeś, co tu przed chwilą zaszło?!-krzyknął
bratu nad głową.
Ten zamiast odpowiedzieć, przesuwał subtelnie
palcem po kursorze.
-Ogłuchłeś?! Wiesz, kto jest w naszym
mieszkaniu?!
-Kupić kwiaty, czy czekoladki?-padło pytanie, które
zbiło zielonookiego z tropu.
Zwiesił bezradnie ręce, którymi
wcześniej energicznie gestykulował. Zrozumiał, że został
zlekceważony. Natomiast Taiki-najrozważniejszy z całej trójki,
opanowany i stąpający twardo po ziemi, po prostu bujał w
obłokach.
-Słuchaj, Usagi Tsukino robi sobie u nas wieczór
panieński albo jak wolisz kolację ze śniadaniem, a Ty nic! Idź
tam i wykop Seiyę przez okno!-włosy mężczyzny aż
elektryzowały.
-Weź coś na uspokojenie, bo jesteś bardziej
nerwowy niż zwykle-uśmiechnął się promiennie, a Yaten
zdębiał.-Mam coś do załatwienia na mieście i zrobię zakupy po
drodze-podszedł do drzwi wyjściowych oraz naciągnął kurtkę.-A i
jeszcze jedno. Nie mój problem z kim sypia Seiya, przecież
jest dorosły-odwrócił się i wyszedł, zostawiając brata w
jeszcze większej konsternacji.
Problemy bruneta nie były póki
co natury łóżkowej, ale sercowej na pewno. Przygarnął
ukochaną Odango na noc, a sam cierpiał katusze na kanapie, gdyż
oddał jej swój pokój. Z drugiej strony, nie można
było tego porównać do męki przez którą przechodził
nasłuchując szumu dochodzącego z łazienki. Usagi brała prysznic,
przez co jego zmysły wariowały. Miał świadomość, że woda
spływa po alabastrowej skórze dziewczyny i w danej chwili
zaprzedałby duszę diabłu, aby znaleźć się tam razem z nią.
Wystawił własną samokontrolę na ogromną próbę. Nawet,
gdy zamykał oczy wyobrażał sobie ciało ukochanej.
Już miał
wyjść z pokoju, bo prawie tracił nad sobą panowanie, lecz
wibrujący na stoliku telefon zatrzymał go. Urządzenie należało
do dziewczyny, ale i tak podszedł sprawdzić. Wczoraj ustawił tryb
wyciszony, kiedy Usa położyła się spać. Wiedział, że Chiba
będzie dzwonił. Teraz też na wyświetlaczu pojawił się napis
Mamoru. Chłopak skrzywił się lekko, a potem nacisnął
czerwoną słuchawkę. Możliwe, że kiedyś miałby wyrzuty
sumienia, ale w tym momencie nie żałował...
****
Blondynka usiadła na krzesełku w poczekalni, dzielnie czekając na swoją kolej. Wreszcie wyczytano jej nazwisko i poczuła zimny dreszcz na plecach. Weszła do gabinetu zabiegowego oraz zajęła wskazane miejsce. Igły leżące na stoliku przyprawiały ją o mdłości, dlatego natychmiast odwróciła głowę.
-Auć!-oburzyła się, ponieważ pielęgniarka szarpnęła za mocno rękę.
Nie wzruszyła się wrogim spojrzeniem Wenus i dalej wykonywała swoją pracę. Mimo iż pierwsze wrażenie nie było najlepsze, to efekt końcowy wynagrodził dotychczasowe cierpienie, bo Mina nie poczuła ukłucia.
-Już-kobieta powiedziała obojętnie.
-Już?
-Przecież mówię.
Przytrzymała wacik i czym prędzej opuściła znienawidzone pomieszczenie. Obawy zniknęły, więc mgła wracać do domu. Naszła ją wielka ochota na spanie, a powieki stawały się ociężałe. Ostatnio często miewała napady snu, ale tłumaczyła je sobie pracą. Najwidoczniej nie przestawiła się na tryb nocny.
Postanowiła przejść się na spacer, zamiast jechać autobusem. Zaduch panujący w środku tylko ją osłabiał albo dostawała migreny. Jeśli miała spędzić resztę dnia z opuchniętą głową, to piesza wycieczka naprawdę brzmiała cudownie.
Przechodziła koło parku, gdy z daleka usłyszała wołanie.
-Minako!!!
„O nie! Tylko nie to! Udaję, że nie słyszę!”-ruszyła sztywno przed siebie.
-Minako!!!-krzyk nasilił się.
„Zjeżdżaj!”
-Minako, no co jest?!-Allan dogonił dziewczynę, zastawiając jej przejście.-Chyba mnie nie unikasz?
-Nie słyszałam Cię-bąknęła.
-Jeżeli los chciał, żebyśmy się spotkali, to trzeba to wykorzystać. Wspaniały zbieg okoliczności, prawda?-niebieskowłosy mówił jak nakręcony.
„Tak, nieprawdopodobne.”-przerzuciła oczami.
-Co masz na myśli?-zniecierpliwiona jego zachowaniem.
-Zapraszam Cię na lunch. Powspominamy stare czasy-ucieszył się ze swojego pomysłu.
„Chyba śnisz, koleś!”
-Bardzo dziękuję, ale nie jestem w nastroju. Chciałabym odpocząć-usiłowała być grzeczna.
-Daj spokój, nie możesz mi odmówić-wziął ją pod rękę.
-Allan, odpuść dzisiaj. Naprawdę jestem zmęczona-postawiła mu opór.
-Oj, nie żartuj.
Przepychanka potrwałaby pewnie dłużej, gdyby nie „bohaterskie” wejście Yatena, którego pięść spotkała się ze szczęką Colins'a. Mężczyzna zatoczył się, a blondynka zapiszczała.
-Coś Ty narobił?!-złapała się za głowę.
-Powiedziałaś nie, a ten co? Nie rozumie japońskiego?-Kou wzruszył ramionami, jakby nigdy nic się nie stało.
-A kto Ci kazał wyskakiwać z pięściami?!
-W porządku, zaszło nieporozumienie-o dziwo Allan nie zezłościł się za bezpodstawną napaść.-Z daleka musiało to źle wyglądać.
-Z bliska też-srebrnowłosy nie szukał ugody.
-No cóż, zostawię Cię przyjacielem. Umówimy się innym razem-pożegnał się kulturalnie i odszedł.
Para nie miała możliwości zobaczyć w jego oczach tajemniczego blasku. Prawdopodobnie Wenus i tak by niczego nie dostrzegła, bo była pod wrażeniem niebieskowłoswgo. Według niej zachował się wspaniałomyślnie.
-Wyglądasz jakbyś najadła się zielska. Jesteś zielona na twarzy-Yaten zerknął na dziewczynę podejrzliwie.
-Sympatyczny jak zawsze. Idę wreszcie do domu!-wykręciła się na pięcie, ale zamarła w stalowym uścisku.
-Nic z tego, odwiozę Cię-stwierdził, nawet nie pytając o zgodę.
-Nie prosiłam o pomoc!-zaprotestowała.
Nie prosiła, ale w samochodzie znalazła się szybciej, niż zdążyłaby policzyć do dziesięciu. Nadąsała się i oparła głowę o siedzenie. Zmęczyła się kłótnią, więc zemstę odłożyła na później.
-Gdzie mieszkasz?-pytanie wyrwało ją z sennego nastroju.
-Słucham?-zamrugała rzęsami.
-Pytałem, gdzie mieszkasz.
-Za siedmioma górami, za siedmioma lasami...
-W Zasiedmiogórogrodzie. Tak, nawet tam pasujesz, ale pytałem poważnie.
-Na skrzyżowaniu w prawo-wymamrotała.
Dalej rozmowa się nie kleiła i Wenus rzucała tylko wskazówki, do do drogi. Wysiadła pospiesznie z auta, gdy podjechali pod blok, bo spotkań ze znajomymi miała powyżej uszu. Jednak znajomi odczuwali niedosyt, bo Yaten sam się wprosił do środka. Zawędrował do małego pokoiku i usiadł na fotelu.
-Czy ja Cię zapraszałam?!-stanęła nad nim, tupiąc nogą
-Coś mi się należy za fatygę. Napiłbym się herbaty-stwierdził, uśmiechając się złośliwie.
„Ty...Ty bezczelny gnoju! Bawisz się moim kosztem!”-zagryzła dolną wargę.
-Dobra! Wypijesz herbatę i wynocha!
-Gdzie Twoje dobre maniery, Aino-san?
„Wymarły jak dinozaury!”
Nie udzieliwszy głośnej odpowiedzi, poszła do kuchni nastawić wodę. Natomiast spragniony gość rozejrzał się po skromnym wnętrzu. Pokręcił głową z dezaprobatą na widok otwartego okna.
„Powinna zostawiać otwarte drzwi. Udaje dorosłą, a jest roztrzepana.”-docisnął klamkę.
Pech chciał, że Artemis wpadł na rutynową kontrolę i spotkało go bolesne rozczarowanie. Odbił się od szyby i runął na balkon. Oczy o mało nie wyskoczyły mu z orbit, gdy zobaczył członka zespołu Three Lights. Tętno podskoczyło dwukrotnie, a wąsy prawie odpadły. Za wszelką cenę musiał się dostać do środka! Drapał pazurami w szybę, podczas gdy Mina postawiła na okrągłej ławie gorący napój. Sama wsunęła się pod koc, czekając aż chłopak opróżni naczynie i będzie go mieć z głowy, ale jemu nie bardzo się spieszyło.
-Dlaczego nie pijesz?-zirytowała się.
-Wrzątek piję na poprawę humoru, dziś akurat mi dopisuje. Lepiej powiedz, co się dzieje-wsparł głowę na rękach.
-A niby co ma się dziać?
-Słuchaj, Aino-san-usiadł teraz na łóżku dziewczyny.-Nie przepadamy za sobą, to fakt. Jednak nie jestem ślepy i zauważyłem Twoje dziwne dolegliwości-pochylił się nad nią, a biały kocur za oknem przechodził kolejny zawał.
-Maniak!-odepchnęła zielonookiego.
-Wiesz, że do tej pory mnie nie przeprosiłaś?
-Choćbyś był ostatnim mężczyzną na ziemi, to Cię nie przeproszę! Zabieraj się z mojego mieszkania!-zrzuciła koc na podłogę i resztkami sił wyprowadziła nieproszonego gościa. Nawet, gdy zatrzasnęła za nim drzwi, wciąż słyszała jego wredny chichot.
Wróciła do łóżka i pragnęła zapomnieć o tym incydencie. Dobrze, że nie wiedziała, iż na balkonie leżał zemdlony futrzak, który do całej historii dopowiedział sobie więcej pikantnych szczegółów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz