środa, 20 lutego 2013

VII Spragniony gość


Ile razy w przeciągu tygodnia wściekamy się, gdy stworzony na nasz użytek wynalazek o nazwie budzik, przerywa upragniony sen w najmniej oczekiwanym momencie? Można jeszcze dodać, że niekoniecznie musimy wstać z samego rana do pracy albo jesteśmy gwiazdą rocka, która wznawia swoją karierę. 
Yaten na pewno należał do tej drugiej grupy, ale zapracowany na pewno nie był. O karierze też nie marzył, bo wrzaski i piski fanek zaliczał do efektów ubocznych sławy.
Zatem, o czym marzył srebrnowłosy młodzieniec, który jednym ruchem unieszkodliwił brząkający na półce zegarek? Z pewnością o chwili ciszy, a przede wszystkim, żeby Seiya nauczył się dokręcać kran w kuchni! Przez uchylone drzwi odgłos odbijających się o zlew kropel było słychać doskonale, co doprowadzało do szału najmłodszego z braci. Kiwał głową rytmicznie w górę i w dół, aż rzucił poduszką w kąt. Po co mu, skoro spać nie może?!
Usiadł z wisielczą miną na łóżku, nasłuchując piekielnego dźwięku. Dosłownie przez ułamek sekundy cieszył się, że natarczywe kapanie ucichło. No tak, bo ktoś zakręcił kran, ale teraz zaczął szperać w lodówce.
-Głodomory wyszły ze swoich nor! Super!-warknął i ruszył udzielić reprymendy.
Rzeczywiście wokół lodówki zaplątała się jakaś samotna dusza, szperając uparcie w jej wnętrzu. Tylko coś się nie zgadzało, bo zgrabne pośladki i długie nogi nie mogły należeć do któregoś z braci Kou. Chyba, że zaczęli się depilować. W zasadzie depilację można było jakoś wytłumaczyć, ale wieczorową, czarną sukienkę oraz długie, rozpuszczone włosy w kolorze złota już nie.
Odchrząknął dość głośno i nieznajoma okazała się być starą znajomą.
Usagi krzyknęła na jego widok, a jej policzki poczerwieniały, bo chłopak stał przed nią w samych bokserkach, ale zawstydzony na pewno nie był.
-Daj spokój, Tsukino-san. Masz narzeczonego, to chyba widziałaś nagiego faceta. Przepraszam, prawie nagiego-stwierdził z całą swoją wylewnością.
Dziewczynę zalała fala gorąca, bo nigdy nie znalazła się w tak niezręcznej sytuacji. Mamoru nie paradował przy niej w samych gadkach. 
Srebrnowłosy pewnie uraczyłby ją kolejną ze swoich złotych myśli, gdyby nie interwencja zdesperowanego bruneta.
-Odango, nie patrz!-zasłonił jej oczy.
Sam nie był lepszy, bo chociaż założył spodnie, to o górnej części garderoby zapomniał. Dlatego Usa nie wiedziała, co ją bardziej peszyło. Roznegliżowany Yaten, czy ciepły i przyjemny dotyk jej przyjaciela. Jedynie mogła żałować, że nie widziała reakcji Taikiego, kiedy minęła się z nim na korytarzu, a Seiya wciąż zasłaniał jej oczy.
Właściwie, to trudno było mówić o jakiejkolwiek reakcji, bo szatyn najzwyczajniej świecie nie zwrócił na parę uwagi. Potraktował ich jak powietrze, a sam zainstalował się z laptopem w kuchni. Wyglądał jakby wieczór spędził w SPA, a nie na dyskotece. Wypoczęty z rozmarzonymi, fiołkowymi oczami.
-Pobudka, Romeo!-młodszy Kou odmierzał w myślach stopień własnego zażenowania.-Widziałeś, co tu przed chwilą zaszło?!-krzyknął bratu nad głową.
Ten zamiast odpowiedzieć, przesuwał subtelnie palcem po kursorze.
-Ogłuchłeś?! Wiesz, kto jest w naszym mieszkaniu?!
-Kupić kwiaty, czy czekoladki?-padło pytanie, które zbiło zielonookiego z tropu.
Zwiesił bezradnie ręce, którymi wcześniej energicznie gestykulował. Zrozumiał, że został zlekceważony. Natomiast Taiki-najrozważniejszy z całej trójki, opanowany i stąpający twardo po ziemi, po prostu bujał w obłokach.
-Słuchaj, Usagi Tsukino robi sobie u nas wieczór panieński albo jak wolisz kolację ze śniadaniem, a Ty nic! Idź tam i wykop Seiyę przez okno!-włosy mężczyzny aż elektryzowały.
-Weź coś na uspokojenie, bo jesteś bardziej nerwowy niż zwykle-uśmiechnął się promiennie, a Yaten zdębiał.-Mam coś do załatwienia na mieście i zrobię zakupy po drodze-podszedł do drzwi wyjściowych oraz naciągnął kurtkę.-A i jeszcze jedno. Nie mój problem z kim sypia Seiya, przecież jest dorosły-odwrócił się i wyszedł, zostawiając brata w jeszcze większej konsternacji.
Problemy bruneta nie były póki co natury łóżkowej, ale sercowej na pewno. Przygarnął ukochaną Odango na noc, a sam cierpiał katusze na kanapie, gdyż oddał jej swój pokój. Z drugiej strony, nie można było tego porównać do męki przez którą przechodził nasłuchując szumu dochodzącego z łazienki. Usagi brała prysznic, przez co jego zmysły wariowały. Miał świadomość, że woda spływa po alabastrowej skórze dziewczyny i w danej chwili zaprzedałby duszę diabłu, aby znaleźć się tam razem z nią. Wystawił własną samokontrolę na ogromną próbę. Nawet, gdy zamykał oczy wyobrażał sobie ciało ukochanej.
Już miał wyjść z pokoju, bo prawie tracił nad sobą panowanie, lecz wibrujący na stoliku telefon zatrzymał go. Urządzenie należało do dziewczyny, ale i tak podszedł sprawdzić. Wczoraj ustawił tryb wyciszony, kiedy Usa położyła się spać. Wiedział, że Chiba będzie dzwonił. Teraz też na wyświetlaczu pojawił się napis Mamoru. Chłopak skrzywił się lekko, a potem nacisnął czerwoną słuchawkę. Możliwe, że kiedyś miałby wyrzuty sumienia, ale w tym momencie nie żałował...

    ****
Minako zatrzymała się przed budynkiem szpitala i z ciężkim sercem popatrzyła na szare mury. Im dłużej się zastanawiała, czy wchodzić, tym głośniej jej myśli krzyczały „NIE”. Jednak nie warto było ignorować zalecenia lekarza, w końcu chodziło o zdrowie. Chociaż była przekonana, że nic się nie dzieje, to głos pielęgniarki zasiał w niej ziarenko niepokoju. 
Blondynka usiadła na krzesełku w poczekalni, dzielnie czekając na swoją kolej. Wreszcie wyczytano jej nazwisko i poczuła zimny dreszcz na plecach. Weszła do gabinetu zabiegowego oraz zajęła wskazane miejsce. Igły leżące na stoliku przyprawiały ją o mdłości, dlatego natychmiast odwróciła głowę.
-Auć!-oburzyła się, ponieważ pielęgniarka szarpnęła za mocno rękę.
Nie wzruszyła się wrogim spojrzeniem Wenus i dalej wykonywała swoją pracę. Mimo iż pierwsze wrażenie nie było najlepsze, to efekt końcowy wynagrodził dotychczasowe cierpienie, bo Mina nie poczuła ukłucia.
-Już-kobieta powiedziała obojętnie.
-Już?
-Przecież mówię.
Przytrzymała wacik i czym prędzej opuściła znienawidzone pomieszczenie. Obawy zniknęły, więc mgła wracać do domu. Naszła ją wielka ochota na spanie, a powieki stawały się ociężałe. Ostatnio często miewała napady snu, ale tłumaczyła je sobie pracą. Najwidoczniej nie przestawiła się na tryb nocny.
Postanowiła przejść się na spacer, zamiast jechać autobusem. Zaduch panujący w środku tylko ją osłabiał albo dostawała migreny. Jeśli miała spędzić resztę dnia z opuchniętą głową, to piesza wycieczka naprawdę brzmiała cudownie.
Przechodziła koło parku, gdy z daleka usłyszała wołanie.
-Minako!!!
„O nie! Tylko nie to! Udaję, że nie słyszę!”-ruszyła sztywno przed siebie.
-Minako!!!-krzyk nasilił się.
„Zjeżdżaj!”
-Minako, no co jest?!-Allan dogonił dziewczynę, zastawiając jej przejście.-Chyba mnie nie unikasz?
-Nie słyszałam Cię-bąknęła.
-Jeżeli los chciał, żebyśmy się spotkali, to trzeba to wykorzystać. Wspaniały zbieg okoliczności, prawda?-niebieskowłosy mówił jak nakręcony.
„Tak, nieprawdopodobne.”-przerzuciła oczami.
-Co masz na myśli?-zniecierpliwiona jego zachowaniem.
-Zapraszam Cię na lunch. Powspominamy stare czasy-ucieszył się ze swojego pomysłu.
„Chyba śnisz, koleś!”
-Bardzo dziękuję, ale nie jestem w nastroju. Chciałabym odpocząć-usiłowała być grzeczna.
-Daj spokój, nie możesz mi odmówić-wziął ją pod rękę.
-Allan, odpuść dzisiaj. Naprawdę jestem zmęczona-postawiła mu opór.
-Oj, nie żartuj.
Przepychanka potrwałaby pewnie dłużej, gdyby nie „bohaterskie” wejście Yatena, którego pięść spotkała się ze szczęką Colins'a. Mężczyzna zatoczył się, a blondynka zapiszczała.
-Coś Ty narobił?!-złapała się za głowę.
-Powiedziałaś nie, a ten co? Nie rozumie japońskiego?-Kou wzruszył ramionami, jakby nigdy nic się nie stało.
-A kto Ci kazał wyskakiwać z pięściami?!
-W porządku, zaszło nieporozumienie-o dziwo Allan nie zezłościł się za bezpodstawną napaść.-Z daleka musiało to źle wyglądać.
-Z bliska też-srebrnowłosy nie szukał ugody.
-No cóż, zostawię Cię przyjacielem. Umówimy się innym razem-pożegnał się kulturalnie i odszedł.
Para nie miała możliwości zobaczyć w jego oczach tajemniczego blasku. Prawdopodobnie Wenus i tak by niczego nie dostrzegła, bo była pod wrażeniem niebieskowłoswgo. Według niej zachował się wspaniałomyślnie.
-Wyglądasz jakbyś najadła się zielska. Jesteś zielona na twarzy-Yaten zerknął na dziewczynę podejrzliwie.
-Sympatyczny jak zawsze. Idę wreszcie do domu!-wykręciła się na pięcie, ale zamarła w stalowym uścisku.
-Nic z tego, odwiozę Cię-stwierdził, nawet nie pytając o zgodę.
-Nie prosiłam o pomoc!-zaprotestowała.
Nie prosiła, ale w samochodzie znalazła się szybciej, niż zdążyłaby policzyć do dziesięciu. Nadąsała się i oparła głowę o siedzenie. Zmęczyła się kłótnią, więc zemstę odłożyła na później.
-Gdzie mieszkasz?-pytanie wyrwało ją z sennego nastroju.
-Słucham?-zamrugała rzęsami.
-Pytałem, gdzie mieszkasz.
-Za siedmioma górami, za siedmioma lasami...
-W Zasiedmiogórogrodzie. Tak, nawet tam pasujesz, ale pytałem poważnie.
-Na skrzyżowaniu w prawo-wymamrotała.
Dalej rozmowa się nie kleiła i Wenus rzucała tylko wskazówki, do do drogi. Wysiadła pospiesznie z auta, gdy podjechali pod blok, bo spotkań ze znajomymi miała powyżej uszu. Jednak znajomi odczuwali niedosyt, bo Yaten sam się wprosił do środka. Zawędrował do małego pokoiku i usiadł na fotelu.
-Czy ja Cię zapraszałam?!-stanęła nad nim, tupiąc nogą
-Coś mi się należy za fatygę. Napiłbym się herbaty-stwierdził, uśmiechając się złośliwie.
„Ty...Ty bezczelny gnoju! Bawisz się moim kosztem!”-zagryzła dolną wargę.
-Dobra! Wypijesz herbatę i wynocha!
-Gdzie Twoje dobre maniery, Aino-san?
„Wymarły jak dinozaury!”
Nie udzieliwszy głośnej odpowiedzi, poszła do kuchni nastawić wodę. Natomiast spragniony gość rozejrzał się po skromnym wnętrzu. Pokręcił głową z dezaprobatą na widok otwartego okna.
„Powinna zostawiać otwarte drzwi. Udaje dorosłą, a jest roztrzepana.”-docisnął klamkę.
Pech chciał, że Artemis wpadł na rutynową kontrolę i spotkało go bolesne rozczarowanie. Odbił się od szyby i runął na balkon. Oczy o mało nie wyskoczyły mu z orbit, gdy zobaczył członka zespołu Three Lights. Tętno podskoczyło dwukrotnie, a wąsy prawie odpadły. Za wszelką cenę musiał się dostać do środka! Drapał pazurami w szybę, podczas gdy Mina postawiła na okrągłej ławie gorący napój. Sama wsunęła się pod koc, czekając aż chłopak opróżni naczynie i będzie go mieć z głowy, ale jemu nie bardzo się spieszyło.
-Dlaczego nie pijesz?-zirytowała się.
-Wrzątek piję na poprawę humoru, dziś akurat mi dopisuje. Lepiej powiedz, co się dzieje-wsparł głowę na rękach.
-A niby co ma się dziać?
-Słuchaj, Aino-san-usiadł teraz na łóżku dziewczyny.-Nie przepadamy za sobą, to fakt. Jednak nie jestem ślepy i zauważyłem Twoje dziwne dolegliwości-pochylił się nad nią, a biały kocur za oknem przechodził kolejny zawał.
-Maniak!-odepchnęła zielonookiego.
-Wiesz, że do tej pory mnie nie przeprosiłaś?
-Choćbyś był ostatnim mężczyzną na ziemi, to Cię nie przeproszę! Zabieraj się z mojego mieszkania!-zrzuciła koc na podłogę i resztkami sił wyprowadziła nieproszonego gościa. Nawet, gdy zatrzasnęła za nim drzwi, wciąż słyszała jego wredny chichot.
Wróciła do łóżka i pragnęła zapomnieć o tym incydencie. Dobrze, że nie wiedziała, iż na balkonie leżał zemdlony futrzak, który do całej historii dopowiedział sobie więcej pikantnych szczegółów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz