Czułem
się okropnie i to z kilku powodów. Zaczynało świtać, a od
przyjazdu Agnes nikt nie zmrużył oka. Mój umysł powoli
przestawał wyłapywać pojedyncze słowa, które czarnulka
wydobywała z siebie. Właściwie, to nie były słowa, tylko jęki
oraz szloch. Musicie mi uwierzyć, ale ona naprawdę płakała przez
cały ten czas. Do tej pory nie dowiedziałem się, w jaki sposób
zabrano Carlosa lub kto mógł za tym stać. Poszukiwania
powinny ruszyć od razu, a jedyny świadek pogrążał się w
rozpaczy.
Cholera! Zawsze myślałem, że jestem wrażliwy, ale to
ponad moje siły. Ostatecznie tliła się we mnie iskierka nadziei,
którą miała być Cassie. Niestety, jedno spojrzenie w jej
stronę obaliło moją teorię, gdyż siedziała na fotelu i kimała
się raz do przodu, raz do tyłu. W dodatku gapiła się w jeden
punkt, jakby coś ją opętało. Medytowała, czy co? Nie mogła
później? Po raz pierwszy potrzebowałem pomocy. Nawet się do
tego przyznałem, a ona się zawiesiła.
Spojrzałem znowu na Agi,
bo na Mike'a i Alexa wolałem sobie darować. Potrząsnąłem nią,
lecz wydała z siebie niezidentyfikowany dźwięk. No i dogadaj się
człowieku z kobietą!
Zawróciłem w bezpieczniejsze
rejony, czyli do mojej żony.
-Cassie, musimy zająć się
Agnes-szturchnąłem ją delikatnie.-Słyszysz?!
-To moja
wina-odpowiedziała beznamiętnie, w ogóle na mnie nie
patrząc.
Po prostu świetnie! Teraz będzie się zadręczać! Z
jakiej racji jej wina?!
-Nie wygłupiaj się, chodź-nie dawałem
za wygraną.
Odsunęła się, jakbym był trędowaty i znowu
zaczęła mówić głosem zjawy zza światów.
-Nic
nie rozumiesz, to naprawdę moja wina. Jak myślisz, kto porwał
Carlosa?
Wtedy dotarł do mnie sens jej słów. Czemu
wcześniej nie skojarzyłem faktów? Czerwonowłosa pomyślała
albo raczej była przekonana, że...że to jej ojciec był
porywaczem! Tylko do czego potrzebny mu mój przyjaciel? Użyje
go jako przynęty? Bezsensu!
Skoro nic nie wskórałem u obu
pań, musiałem sam podjąć działania.
-Mike!-przywołałem
blondyna, a on pojawił się natychmiast.-Jedź po Ernesta i przywieź
go tu, czy się będzie mu podobało, czy nie.
-Jasne, szefie!
Ale...Nie za wcześnie?
-Czy ja się Ciebie pytałem o godzinę?!
Rusz się!-warknąłem.
-Dd...Dobra, już!-wyskoczył jak z
procy.
Nagle Cassie ożyła i uwiesiła mi się na
ramieniu.
-Przywieziecie dziadka?!-wytrzeszczyła oczy.
-Idąc
Twoim tokiem myślenia, Ernesto również jest w
niebezpieczeństwie-odwróciłem głowę oraz krzyknąłem na
Alexa.-Zbierz ludzi i sprawdźcie okolicę. Nie tylko wokół
domu, ale także w obrębie lasu. Jak napotkasz na intruza, to wiesz,
co robić.
Starszy z braci kiwnął potakująco, a potem
wybiegł.
Została jeszcze zapłakana czarnulka, więc wziąłem
ją na ręce. Okazało się, iż to będzie najtrudniejsze zadanie,
bo rzucała się jak dzika klacz.
-Puść ją!-oberwałem pięścią
od ognistowłosej.
Znalazła się obrończyni uciśnionych.
-Nie
wtrącaj się! Trzeba jej dać coś na uspokojenie! Agi,
przestań!-ścisnąłem ją mocniej, bo prawie się wyrwała.
Z
trudem wdrapałem się po schodach z piszczącą panną Robinson w
ramionach. Położyłem ją na łóżku i próbowałem
dać wody, ale wypluła na mnie wszystko.
-Jak się nie uspokoisz,
to będę zmuszony do podjęcia innych kroków!
Czarne oczy
wypełniły się łzami, a ból wymieszany ze strachem musiał
wstrząsnąć najdrobniejszą częścią jej ciała, gdyż trzęsła
się jak zastraszone zwierzątko. Grzecznie połknęła tabletki,
które przygotowałem oraz zwinęła się w kłębek.
-Zaraz
zaśnie-szepnąłem.
-Co jej chciałeś zrobić?-Cassie
podejrzliwie świdrowała mnie wzrokiem.
-Nic takiego,
zastrzyk-wzruszyłem ramionami, chowając ręce do
kieszeni.
Wybałuszyła oczy, jakbym poinformował ją co najmniej
o zamachu bombowym.
-Narkotyki?!-wrzasnęła.
No jasne!
Rozprowadzam w miasteczku, a domownicy mają za darmo. W końcu nie
będę skąpy, z rodziny ostatniego grosza się nie ściąga.
Zatkałem
mojemu skarbowi usta, wyciągając na korytarz zanim wpadnie na
kolejne głupoty.
-Co sobie znowu ubzdurałaś?-przyparłem ją do
ściany.
-Chciałeś otumanić Agi, tak powiedziałeś!-skrzyżowała
palce.
-Skarbeńku-prychnąłem pod nosem.-Nic nie brałaś i
majaczysz. Strach pomyśleć, co by było, gdybyś czegoś
spróbowała.
-Nie rób ze mnie głupiej, wiem co
słyszałam!
Masz Ci los! Raczej, co chciała usłyszeć. Nawet
kawy nie powinna pić, bo to też używka.
Popatrzyłem na nią
badawczo, zachowując obojętny wyraz twarzy, przez co zmieszała
się. Widocznie lubi brutali, bo wyłącznie używając siły mam
jakiekolwiek skutki. Dlatego chwyciłem ją za ramiona, ustawiając
do pionu.
-Nie mam dziś nastroju na żarty-zmieniłem ton na
groźny.-Radzę Ci zapomnieć o wszelkich wybrykach, bo przestanę
traktować Cię jak moją żonę. Sytuacja się zmieniła, chyba sama
widzisz.
Milczała przez ułamek sekundy, by następnie pocałować
mnie z dziką pasją. W głowie wystrzeliły mi fajerwerki, ponieważ
prędzej spodziewałbym się cudownego powrotu Carlo. Całowaliśmy
się wiele razy, ale ten był zdecydowanie wyjątkowy.
Oderwaliśmy
się od siebie, a ona uśmiechnęła się złośliwie.
-Jesteś
nawet seksowny, kiedy się tak spinasz-przejechała palcem po mojej
dolnej wardze.-Ale się nie boję.
-Słuchaj!-szarpnąłem tą
bezczelną diablicę, bo wściekłem się, ale ktoś udaremnił
nadchodzącą awanturę chrząknięciem.
-Przepraszam,
przeszkodziłem wam?-Ernesto stał na najwyższym stopniu, trzymając
się poręczy.
Tradycyjnie ubrany w szare, lniane spodnie oraz
jasną koszulę w granatową kratkę. Tylko siwe włosy sterczały w
nieładzie. Pewnie Mike bardzo dosłownie zrozumiał polecenie i
staruszek miał ekspresową pobudkę.
-Dziadek!-rozanielona Cassie
pobiegła go wyściskać, a ja zaniemówiłem.
Ciekawe, czy
widział nasz pocałunek? Dobra, swoje przeżył i zapewne nie jedno
widział. Zresztą, jego wnuczka nie jest dzieckiem, a w dodatku sam
nas zeswatał.
-Lubię rano wstawać, ale obudziliście mnie
wcześniej, niż mój kogut otwiera jadaczkę-skwitował.
-No
bo...Dziadku, jest problem-czerwonowłosa zaczęła tłumaczyć,
skubiąc nerwowo paznokcie.
-Ernesto, zaraz przejdziemy do
gabinetu i porozmawiamy-ominąłem ją oraz podałem mu rękę.-Cassie
pójdzie do sypialni.
-Nie ma mowy!-tupnęła nogą.-Co Ty
sobie wyobrażasz?! Zbo...Znaczy, jesteś taki troskliwy-poprawiła
się pod wpływem obecności dziadka.-No, to już idę.
Kocham
Evansa! Jak on to robi? Lata praktyki albo chłopina ma dar. Zapiszę
się do niego na kurs.
Zaprowadziłem go do gabinetu i od razu
przeszedłem do rzeczy.
-Porwano Carlosa i dla Twojego
bezpieczeństwa musisz tu zostać.
-Więc podejrzewasz, że
Guillermo za tym stoi, prawda? Inaczej nie ściągałbyś mnie tu o
czwartej nad ranem.
-Nie da się Ciebie oszukać. Kto inny maiłby
powód. Denerwuje mnie tylko ta cisza i przeklęty spokój.
Na razie nie było żadnych żądań, więc nie wiem, co
myśleć.
Staruszek zasępił się.
-Jeśli to faktycznie
sprawka Navarro, to odezwie się. Jest cwany i nie robi niczego
pochopnie.
-Mam nadzieję, że moi ludzie wpadną ja jakiś top.
Carlo jest dla mnie jak brat i nie chcę, żeby zapłacił za to
najwyższą cenę. Ktoś doniósł, że poza Cassie równie
ważni są dla mnie przyjaciele. Zastanawiam się, czy Agnes też
planowali zabrać, tylko im się nie udało.
-Nie wychylaj się
pierwszy, Diego. Teraz nie możesz ryzykować.
Miał rację.
Typowa zagrywka Navarro, który uwielbiał bawić się ludzkim
życiem. Podejrzewałem, że chce, abym to ja zdecydował o życiu
Carlosa. Bałem się, iż nie tylko jego...
****
Poczucie
winy zżerało mnie od środka. Oddałabym wszystko, by Pajac wrócił
i podroczył się ze mną. Niepewność był gorsza od najgorszej
prawdy. Ja powinnam się znaleźć na jego miejscu, a jeśli...Nie!
Nie zniosłabym świadomości, że skrzywdzili go z mojego powodu.
Nie zasłużył sobie na taki koniec. No i jest jeszcze Agi...Co
robić?!
Dragon naturalnie ustawił ludzi tak, żeby nie
spuszczali ze mnie oka, ale wiem, że przeżywał zniknięcie
Carlosa. Nigdy nie chciałam zniszczyć ich przyjaźni.
Nie mogłam
usiedzieć w czterech ścianach, bo zadręczyłabym się na śmierć.
Mężuś zamknął się w gabinecie, więc drzwi ku wolności stały
otworem. Wymknęłam się na świeże powietrze, ale wciąż miałam
mętlik w głowie. Słońce już wzeszło, jednak nie potrafiłam
cieszyć się bezchmurnym niebem. Normalnie usiadłabym na trawie i
wsłuchiwałabym się w bijące tętno ziemi.
Tak się zamyśliłam,
że za późno zorientowałam się, iż dotarłam do głównej
bramy. Oczywiście należę do pechowców, ponieważ akurat
Dave stróżował. Cudownie! Zdenerwowałam się, a strach
sparaliżował mnie, gdy brunet zdjął kapelusz. Jestem cholernie
naiwna, bo myślałam, że nie zauważy i ucieknę. Ulotne nadzieje,
gdyż jego zielone oczy patrzyły wprost na mnie. Mimo iż się nie
odzywał, podświadomie słyszałam przywołujący głos. Matko!
Popadłam w paranoję!
Krzyknęłam na całe gardło, bo ktoś
dotknął mojej ręki.
-Szefowo, spokojnie.
-Mike!-wypuściłam
powietrze.
-W porządku?
-Tak...Już dobrze...
-Z szefowej
to niespokojny duch. No, nie do upilnowania.
Jeszcze on będzie
narzekał. Tylko tego brakowało.
-Co tu robisz sama?!
A niech
to! Teraz przyszedł pan czepialski!
-Nie jestem sama. Mike mi
towarzyszy-wzięłam blondyna pod ramie.
Diego skrzywił się, bo
chyba nie bardzo kupował moją historyjkę. Zwłaszcza, że miał na
celu swojego rywala.
-Pójdę i posiedzę przy
Agnes-starałam się załagodzić sytuację.
-Dobrze, ale nie
więcej nie wychodź bez informowanie mnie.
Nie sprzeciwiałam
się, bo pokłócilibyśmy się. Nie mogę być egoistką,
która ciągle myśli o sobie.
Usiadłam w fotelu w pokoju
czarnulki, która nadal spała. Żal mi się jej zrobiło, była
taka bezbronna. Włożyłam rękę do kieszeni i...brakowało
telefonu. Z tego wszystkiego zupełnie o nim zapomniałam. Ciekawe,
ile kilometrów dziś zrobię?
Jestem leniwa, ale zawróciłam
do wspólnej sypialni, a komórka leżała na nocnej
szafce. Rozłożyłam się na łóżku i zobaczyłam, ze mam
kilaka nieodebranych wiadomości. Jakieś głupie reklamy, a jedna od
nieznanego mi numeru. Odczytałam ją i zamarłam:
Jeśli
chcesz pomóc przyjacielowi
czekam na ciebie przy
skrzyżowaniu
drogi miasteczka z lasem. Bądź o
północy
sama. Masz na to dwa dni-
dziś i jutro. Jeśli się nie
pojawisz
albo ktoś się dowie, Carlos zgine.
Pamiętaj, on
liczy na ciebie
Wypuściłam
telefon z rąk, zasłaniając usta. Łzy same popłynęły z oczu, bo
niestety nie pomyliłam się. Głupi Dragon na nieszczęście
sprowadził mnie pod dach tego domu. Jak się stąd wydostanę?! Mike
i Alex zamienili się w dwa psy, bo wykonywali rozkazy szefa. Wielki
wódz Montalvo wyposażył się w specjalne radary, gdyż
wykrywał każdy mój najmniejszy ruch. Jestem stracona! Nie
przyznam się, że dostałam sms'a, bo pojedzie w umówione
miejsce z bandą uzbrojonych wariatów i pośle Pajaca na
tamten świat.
Wytarłam twarz oraz złożyłam komórkę w
popłochu. Rozleciała się przy upadku, a Diego zrobił się
upierdliwy. Gdyby ją znalazł...Rany!
Oszaleję przez ciągłe
bieganie z pokoju do pokoju, ale słowo się rzekło. Trzeba
grzecznie siedzieć u Agnes. Weszłam w nieodpowiednim momencie,
ponieważ Panna Gaduła mruknęła głośno i przekręciła się na
plecy. Podniosła się gwałtownie, toteż doskoczyłam do
niej.
-Agi, jestem tu. Lepiej się czujesz?
Popatrzyła na mnie
mętnym wzrokiem.
-Carlos...Gdzie on jest?
Moje serce pękło,
bo co mogłam powiedzieć? Kłamać? Przytuliłam ją zwyczajnie,
gładząc po włosach. Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłyśmy w
ciszy, ale postanowiłam ją przełamać. Wpadłam na pewien
pomysł.
-Dasz radę pogadać? Mogę pomóc.
-Ja...Ja
sama nie wiem...Nie znam tamtych ludzi-załamała się.
Podbiegłam
do drzwi, zamykając je od środka.
-Owszem, znasz-zniżyłam
głos.-Jesteś wierna Dragonowi, ale czas wybierać. Lojalność
wobec niego, czy miłość do Carlosa?
-Co?! Cassie...Ty
bredzisz...-zaszlochała.
-Uspokój się-wzięłam ją za
rękę.-Jeśli nie będziesz trzymać języka za zębami, to nawet
Diego ze swoim arsenałem nie uratuje Carlo. Ludzie mojego ojca go
porwali, a Ty mi pomożesz.
-Nic nie rozumiem...
-Skup
się!-potrząsnęłam nią.-Przecież wiesz, że im chodzi o mnie.
Jeżeli dziś lub jutro nie wydostanę się z tego więzienia, to
Twój ukochany zginie. Teraz jasne?!
-Co?!
-Cicho!-rzuciłam
w nią poduszką.-Masz klucze od każdej dziury w tym domu, prawda? I
nie próbuj kłamać!
Spuściła głowę.
-Diego nie ma
prawa się dowiedzieć! Zniszczy wszystko.
-To szaleństwo. Tak
nie wolno.
-Agnes!-warknęłam.-Proszę bardzo, wygadaj! Najpierw
pożegnaj się z Carlosem.
-Daj mi pomyśleć. Nic nie
obiecuję...
-Dobrze, ale zapamiętaj sobie moje słowa. Wieczorem
chcę mieć odpowiedź.
Szczerze powiedziawszy, to straciłam
wiarę w powodzenie misji. Zostawiłam decyzję największej
plotkarze pod słońcem...
W
kolejnym rozdziale Carlos oraz efekt dumania Agnes. Chyba Was trochę
zdenerwuję :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz