poniedziałek, 18 lutego 2013

XXII Decyzja


Czułem się okropnie i to z kilku powodów. Zaczynało świtać, a od przyjazdu Agnes nikt nie zmrużył oka. Mój umysł powoli przestawał wyłapywać pojedyncze słowa, które czarnulka wydobywała z siebie. Właściwie, to nie były słowa, tylko jęki oraz szloch. Musicie mi uwierzyć, ale ona naprawdę płakała przez cały ten czas. Do tej pory nie dowiedziałem się, w jaki sposób zabrano Carlosa lub kto mógł za tym stać. Poszukiwania powinny ruszyć od razu, a jedyny świadek pogrążał się w rozpaczy.

Cholera! Zawsze myślałem, że jestem wrażliwy, ale to ponad moje siły. Ostatecznie tliła się we mnie iskierka nadziei, którą miała być Cassie. Niestety, jedno spojrzenie w jej stronę obaliło moją teorię, gdyż siedziała na fotelu i kimała się raz do przodu, raz do tyłu. W dodatku gapiła się w jeden punkt, jakby coś ją opętało. Medytowała, czy co? Nie mogła później? Po raz pierwszy potrzebowałem pomocy. Nawet się do tego przyznałem, a ona się zawiesiła.
Spojrzałem znowu na Agi, bo na Mike'a i Alexa wolałem sobie darować. Potrząsnąłem nią, lecz wydała z siebie niezidentyfikowany dźwięk. No i dogadaj się człowieku z kobietą!
Zawróciłem w bezpieczniejsze rejony, czyli do mojej żony.
-Cassie, musimy zająć się Agnes-szturchnąłem ją delikatnie.-Słyszysz?!
-To moja wina-odpowiedziała beznamiętnie, w ogóle na mnie nie patrząc.
Po prostu świetnie! Teraz będzie się zadręczać! Z jakiej racji jej wina?!
-Nie wygłupiaj się, chodź-nie dawałem za wygraną.
Odsunęła się, jakbym był trędowaty i znowu zaczęła mówić głosem zjawy zza światów.
-Nic nie rozumiesz, to naprawdę moja wina. Jak myślisz, kto porwał Carlosa?
Wtedy dotarł do mnie sens jej słów. Czemu wcześniej nie skojarzyłem faktów? Czerwonowłosa pomyślała albo raczej była przekonana, że...że to jej ojciec był porywaczem! Tylko do czego potrzebny mu mój przyjaciel? Użyje go jako przynęty? Bezsensu!
Skoro nic nie wskórałem u obu pań, musiałem sam podjąć działania.
-Mike!-przywołałem blondyna, a on pojawił się natychmiast.-Jedź po Ernesta i przywieź go tu, czy się będzie mu podobało, czy nie.
-Jasne, szefie! Ale...Nie za wcześnie?
-Czy ja się Ciebie pytałem o godzinę?! Rusz się!-warknąłem.
-Dd...Dobra, już!-wyskoczył jak z procy.
Nagle Cassie ożyła i uwiesiła mi się na ramieniu.
-Przywieziecie dziadka?!-wytrzeszczyła oczy.
-Idąc Twoim tokiem myślenia, Ernesto również jest w niebezpieczeństwie-odwróciłem głowę oraz krzyknąłem na Alexa.-Zbierz ludzi i sprawdźcie okolicę. Nie tylko wokół domu, ale także w obrębie lasu. Jak napotkasz na intruza, to wiesz, co robić.
Starszy z braci kiwnął potakująco, a potem wybiegł.
Została jeszcze zapłakana czarnulka, więc wziąłem ją na ręce. Okazało się, iż to będzie najtrudniejsze zadanie, bo rzucała się jak dzika klacz.
-Puść ją!-oberwałem pięścią od ognistowłosej.
Znalazła się obrończyni uciśnionych.
-Nie wtrącaj się! Trzeba jej dać coś na uspokojenie! Agi, przestań!-ścisnąłem ją mocniej, bo prawie się wyrwała.
Z trudem wdrapałem się po schodach z piszczącą panną Robinson w ramionach. Położyłem ją na łóżku i próbowałem dać wody, ale wypluła na mnie wszystko.
-Jak się nie uspokoisz, to będę zmuszony do podjęcia innych kroków!
Czarne oczy wypełniły się łzami, a ból wymieszany ze strachem musiał wstrząsnąć najdrobniejszą częścią jej ciała, gdyż trzęsła się jak zastraszone zwierzątko. Grzecznie połknęła tabletki, które przygotowałem oraz zwinęła się w kłębek.
-Zaraz zaśnie-szepnąłem.
-Co jej chciałeś zrobić?-Cassie podejrzliwie świdrowała mnie wzrokiem.
-Nic takiego, zastrzyk-wzruszyłem ramionami, chowając ręce do kieszeni.
Wybałuszyła oczy, jakbym poinformował ją co najmniej o zamachu bombowym.
-Narkotyki?!-wrzasnęła.
No jasne! Rozprowadzam w miasteczku, a domownicy mają za darmo. W końcu nie będę skąpy, z rodziny ostatniego grosza się nie ściąga.
Zatkałem mojemu skarbowi usta, wyciągając na korytarz zanim wpadnie na kolejne głupoty.
-Co sobie znowu ubzdurałaś?-przyparłem ją do ściany.
-Chciałeś otumanić Agi, tak powiedziałeś!-skrzyżowała palce.
-Skarbeńku-prychnąłem pod nosem.-Nic nie brałaś i majaczysz. Strach pomyśleć, co by było, gdybyś czegoś spróbowała.
-Nie rób ze mnie głupiej, wiem co słyszałam!
Masz Ci los! Raczej, co chciała usłyszeć. Nawet kawy nie powinna pić, bo to też używka.
Popatrzyłem na nią badawczo, zachowując obojętny wyraz twarzy, przez co zmieszała się. Widocznie lubi brutali, bo wyłącznie używając siły mam jakiekolwiek skutki. Dlatego chwyciłem ją za ramiona, ustawiając do pionu.
-Nie mam dziś nastroju na żarty-zmieniłem ton na groźny.-Radzę Ci zapomnieć o wszelkich wybrykach, bo przestanę traktować Cię jak moją żonę. Sytuacja się zmieniła, chyba sama widzisz.
Milczała przez ułamek sekundy, by następnie pocałować mnie z dziką pasją. W głowie wystrzeliły mi fajerwerki, ponieważ prędzej spodziewałbym się cudownego powrotu Carlo. Całowaliśmy się wiele razy, ale ten był zdecydowanie wyjątkowy.
Oderwaliśmy się od siebie, a ona uśmiechnęła się złośliwie.
-Jesteś nawet seksowny, kiedy się tak spinasz-przejechała palcem po mojej dolnej wardze.-Ale się nie boję.
-Słuchaj!-szarpnąłem tą bezczelną diablicę, bo wściekłem się, ale ktoś udaremnił nadchodzącą awanturę chrząknięciem.
-Przepraszam, przeszkodziłem wam?-Ernesto stał na najwyższym stopniu, trzymając się poręczy.
Tradycyjnie ubrany w szare, lniane spodnie oraz jasną koszulę w granatową kratkę. Tylko siwe włosy sterczały w nieładzie. Pewnie Mike bardzo dosłownie zrozumiał polecenie i staruszek miał ekspresową pobudkę.
-Dziadek!-rozanielona Cassie pobiegła go wyściskać, a ja zaniemówiłem.
Ciekawe, czy widział nasz pocałunek? Dobra, swoje przeżył i zapewne nie jedno widział. Zresztą, jego wnuczka nie jest dzieckiem, a w dodatku sam nas zeswatał.
-Lubię rano wstawać, ale obudziliście mnie wcześniej, niż mój kogut otwiera jadaczkę-skwitował.
-No bo...Dziadku, jest problem-czerwonowłosa zaczęła tłumaczyć, skubiąc nerwowo paznokcie.
-Ernesto, zaraz przejdziemy do gabinetu i porozmawiamy-ominąłem ją oraz podałem mu rękę.-Cassie pójdzie do sypialni.
-Nie ma mowy!-tupnęła nogą.-Co Ty sobie wyobrażasz?! Zbo...Znaczy, jesteś taki troskliwy-poprawiła się pod wpływem obecności dziadka.-No, to już idę.
Kocham Evansa! Jak on to robi? Lata praktyki albo chłopina ma dar. Zapiszę się do niego na kurs.
Zaprowadziłem go do gabinetu i od razu przeszedłem do rzeczy.
-Porwano Carlosa i dla Twojego bezpieczeństwa musisz tu zostać.
-Więc podejrzewasz, że Guillermo za tym stoi, prawda? Inaczej nie ściągałbyś mnie tu o czwartej nad ranem.
-Nie da się Ciebie oszukać. Kto inny maiłby powód. Denerwuje mnie tylko ta cisza i przeklęty spokój. Na razie nie było żadnych żądań, więc nie wiem, co myśleć.
Staruszek zasępił się.
-Jeśli to faktycznie sprawka Navarro, to odezwie się. Jest cwany i nie robi niczego pochopnie.
-Mam nadzieję, że moi ludzie wpadną ja jakiś top. Carlo jest dla mnie jak brat i nie chcę, żeby zapłacił za to najwyższą cenę. Ktoś doniósł, że poza Cassie równie ważni są dla mnie przyjaciele. Zastanawiam się, czy Agnes też planowali zabrać, tylko im się nie udało.
-Nie wychylaj się pierwszy, Diego. Teraz nie możesz ryzykować.
Miał rację. Typowa zagrywka Navarro, który uwielbiał bawić się ludzkim życiem. Podejrzewałem, że chce, abym to ja zdecydował o życiu Carlosa. Bałem się, iż nie tylko jego...

****
Poczucie winy zżerało mnie od środka. Oddałabym wszystko, by Pajac wrócił i podroczył się ze mną. Niepewność był gorsza od najgorszej prawdy. Ja powinnam się znaleźć na jego miejscu, a jeśli...Nie! Nie zniosłabym świadomości, że skrzywdzili go z mojego powodu. Nie zasłużył sobie na taki koniec. No i jest jeszcze Agi...Co robić?!

Dragon naturalnie ustawił ludzi tak, żeby nie spuszczali ze mnie oka, ale wiem, że przeżywał zniknięcie Carlosa. Nigdy nie chciałam zniszczyć ich przyjaźni.
Nie mogłam usiedzieć w czterech ścianach, bo zadręczyłabym się na śmierć. Mężuś zamknął się w gabinecie, więc drzwi ku wolności stały otworem. Wymknęłam się na świeże powietrze, ale wciąż miałam mętlik w głowie. Słońce już wzeszło, jednak nie potrafiłam cieszyć się bezchmurnym niebem. Normalnie usiadłabym na trawie i wsłuchiwałabym się w bijące tętno ziemi.
Tak się zamyśliłam, że za późno zorientowałam się, iż dotarłam do głównej bramy. Oczywiście należę do pechowców, ponieważ akurat Dave stróżował. Cudownie! Zdenerwowałam się, a strach sparaliżował mnie, gdy brunet zdjął kapelusz. Jestem cholernie naiwna, bo myślałam, że nie zauważy i ucieknę. Ulotne nadzieje, gdyż jego zielone oczy patrzyły wprost na mnie. Mimo iż się nie odzywał, podświadomie słyszałam przywołujący głos. Matko! Popadłam w paranoję!
Krzyknęłam na całe gardło, bo ktoś dotknął mojej ręki.
-Szefowo, spokojnie.
-Mike!-wypuściłam powietrze.
-W porządku?
-Tak...Już dobrze...
-Z szefowej to niespokojny duch. No, nie do upilnowania.
Jeszcze on będzie narzekał. Tylko tego brakowało.
-Co tu robisz sama?!
A niech to! Teraz przyszedł pan czepialski!
-Nie jestem sama. Mike mi towarzyszy-wzięłam blondyna pod ramie.
Diego skrzywił się, bo chyba nie bardzo kupował moją historyjkę. Zwłaszcza, że miał na celu swojego rywala.
-Pójdę i posiedzę przy Agnes-starałam się załagodzić sytuację.
-Dobrze, ale nie więcej nie wychodź bez informowanie mnie.
Nie sprzeciwiałam się, bo pokłócilibyśmy się. Nie mogę być egoistką, która ciągle myśli o sobie.
Usiadłam w fotelu w pokoju czarnulki, która nadal spała. Żal mi się jej zrobiło, była taka bezbronna. Włożyłam rękę do kieszeni i...brakowało telefonu. Z tego wszystkiego zupełnie o nim zapomniałam. Ciekawe, ile kilometrów dziś zrobię?
Jestem leniwa, ale zawróciłam do wspólnej sypialni, a komórka leżała na nocnej szafce. Rozłożyłam się na łóżku i zobaczyłam, ze mam kilaka nieodebranych wiadomości. Jakieś głupie reklamy, a jedna od nieznanego mi numeru. Odczytałam ją i zamarłam:

Jeśli chcesz pomóc przyjacielowi

czekam na ciebie przy skrzyżowaniu
drogi miasteczka z lasem. Bądź o
północy sama. Masz na to dwa dni-
dziś i jutro. Jeśli się nie pojawisz
albo ktoś się dowie, Carlos zgine.
Pamiętaj, on liczy na ciebie

Wypuściłam telefon z rąk, zasłaniając usta. Łzy same popłynęły z oczu, bo niestety nie pomyliłam się. Głupi Dragon na nieszczęście sprowadził mnie pod dach tego domu. Jak się stąd wydostanę?! Mike i Alex zamienili się w dwa psy, bo wykonywali rozkazy szefa. Wielki wódz Montalvo wyposażył się w specjalne radary, gdyż wykrywał każdy mój najmniejszy ruch. Jestem stracona! Nie przyznam się, że dostałam sms'a, bo pojedzie w umówione miejsce z bandą uzbrojonych wariatów i pośle Pajaca na tamten świat.

Wytarłam twarz oraz złożyłam komórkę w popłochu. Rozleciała się przy upadku, a Diego zrobił się upierdliwy. Gdyby ją znalazł...Rany!
Oszaleję przez ciągłe bieganie z pokoju do pokoju, ale słowo się rzekło. Trzeba grzecznie siedzieć u Agnes. Weszłam w nieodpowiednim momencie, ponieważ Panna Gaduła mruknęła głośno i przekręciła się na plecy. Podniosła się gwałtownie, toteż doskoczyłam do niej.
-Agi, jestem tu. Lepiej się czujesz?
Popatrzyła na mnie mętnym wzrokiem.
-Carlos...Gdzie on jest?
Moje serce pękło, bo co mogłam powiedzieć? Kłamać? Przytuliłam ją zwyczajnie, gładząc po włosach. Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłyśmy w ciszy, ale postanowiłam ją przełamać. Wpadłam na pewien pomysł.
-Dasz radę pogadać? Mogę pomóc.
-Ja...Ja sama nie wiem...Nie znam tamtych ludzi-załamała się.
Podbiegłam do drzwi, zamykając je od środka.
-Owszem, znasz-zniżyłam głos.-Jesteś wierna Dragonowi, ale czas wybierać. Lojalność wobec niego, czy miłość do Carlosa?
-Co?! Cassie...Ty bredzisz...-zaszlochała.
-Uspokój się-wzięłam ją za rękę.-Jeśli nie będziesz trzymać języka za zębami, to nawet Diego ze swoim arsenałem nie uratuje Carlo. Ludzie mojego ojca go porwali, a Ty mi pomożesz.
-Nic nie rozumiem...
-Skup się!-potrząsnęłam nią.-Przecież wiesz, że im chodzi o mnie. Jeżeli dziś lub jutro nie wydostanę się z tego więzienia, to Twój ukochany zginie. Teraz jasne?!
-Co?!
-Cicho!-rzuciłam w nią poduszką.-Masz klucze od każdej dziury w tym domu, prawda? I nie próbuj kłamać!
Spuściła głowę.
-Diego nie ma prawa się dowiedzieć! Zniszczy wszystko.
-To szaleństwo. Tak nie wolno.
-Agnes!-warknęłam.-Proszę bardzo, wygadaj! Najpierw pożegnaj się z Carlosem.
-Daj mi pomyśleć. Nic nie obiecuję...
-Dobrze, ale zapamiętaj sobie moje słowa. Wieczorem chcę mieć odpowiedź.
Szczerze powiedziawszy, to straciłam wiarę w powodzenie misji. Zostawiłam decyzję największej plotkarze pod słońcem...


W kolejnym rozdziale Carlos oraz efekt dumania Agnes. Chyba Was trochę zdenerwuję :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz