Najtrudniej
jest zrobić pierwszy krok, a później słowa same płyną jak
nurt rwącej rzeki. Wielokrotnie dusimy w sobie niepokój,
strach, czasami prawdziwe fakty lub nasze przewinienia. Nic nie chce
być potępiony, ani odrzucony przez bliską osobę. Najgorzej, gdy
pojawiają się wątpliwości...
Morskowłosa Kaio już od
dłuższego czasu odczuwała niepewność. Bardzo chciała być
wierna przekonaniom swojej partnerki, tylko coraz mniej w nie
wierzyła. Po co wywołały konflikt z inner senshi, który
ciągnie się od dziesięciu lat? Czy Usagi naprawdę nie miała
wyboru? Niemożliwe, bu utrata córki byłą karą jak
twierdziła Haruka. A jeśli odnalezienie dziewczynki naprawdę jest
kluczem do pokonania wroga? Czy nie warto zapomnieć o dumie i
nienawiści do Seiyi? Przecież tylko o niego chodziło. Przyszła
królowa pokochała niewłaściwego mężczyznę, chociaż
przyszłość była wszystkim znana. Przynajmniej tak uważały.
Zresztą, Chibiusa była tego najlepszym dowodem. W końcu czyim
dzieckiem mogła być? Sama powiedziała, że jej rodzicami są
Serenity i Endymion.
Michiru ukryła twarz w dłoniach, kołysząc
się powoli. Popatrzyła ospale na puste miejsce obok i pomyślała,
że to odpowiedni czas. Haruka wstała wcześniej, bo codziennie
biegała. Ćwiczenia stały się rutyną i teraz na pewno mknęła
przez park. Natomiast jej ukochana zrezygnowała z dłuższego snu,
zakładając długi, błękitny szlafrok oraz spinając potargane
włosy i zeszła na dół.
Setsuna krzątała się w kuchni
i nie usłyszała nadejścia współlokatorki. Dopiero, gdy się
odwróciła, zamrugała pytająco.
-Ranny ptaszek, nie masz
dziś wolnego?
-Mam, tylko...Chciałam z Tobą porozmawiać-usiadła
przy stole, wskazując Meio by zrobiła to samo.
-Mów,
słucham.
-Mam totalny mętlik w głowie i straszne wyrzuty
sumienia. Pewnie pomyślisz, że zwariowałam, ale nie jestem
przekonana, czy dobrze postępujemy. Może Seiya Kou wcale nie jest
taki zły? Każdy ma prawo do pomyłki, nawet my. Wiem, że niełatwo
przyznać się do błędu, lecz coś tu nie pasuje. Świat nie
zawalił się po ślubie Usagi, więc o co cała afera? Powinnyśmy
zjednoczyć siły, ale boję się reakcji Haruki...
-Masz mnie za
potwora?-blondynka wyszła z cienia.
Wróciła z treningu
wcześniej i wysłuchała całej rozmowy. Z trudem przełknęła
gorzką pigułkę, bo prawda często boli najbardziej.
-Dlaczego
mi nie ufasz?-jej głos był pełen wyrzutu.
-Ru...Ja
przepraszam-Neptun poczuła się jak zdrajczyni.
-Twierdzisz, że
świat się nie zawalił, Chibiusa?! Oni ją zabili!-krzyknęła,
zaciskając ręce na poręczy krzesła.
-Spokojnie-zielonowłosa
położyła dłoń na ramieniu Urana.-Muszę wam coś wyjaśnić. Nie
będę dłużej zwlekać.
Obie wojowniczki były zaskoczone. Co
mogła ukrywać strażniczka czasu?
-Tydzień temu, kiedy
myślałyście, że mam wyjazd służbowy, tak naprawdę wybrałam
się do przyszłości. Bałam się tego bardziej, niż możecie sobie
wyobrazić. Jednak nie mogłam uciekać przed obowiązkami i wiecie,
co? Podjęłam słuszną decyzję. Zapewniam was, że Mała Dama ma
się dobrze i bardzo chciałaby spotkać się z nami-uśmiechnęła
się ciepło.-Poza tym, poznałam kogoś jeszcze i pojęłam na czym
polega przyszłość. Sami mamy prawo ją tworzyć i oczywiście
ponosimy za to konsekwencje, ale ślub Usagi z innym mężczyzną niż
Mamoru nie oznacza, że Chibiusa nie żyje lub ma się nie urodzić.
Nie możemy tego przewidzieć.
Tenoh była w szoku. Nowina
podziałała na nią, jak zimny prysznic. Przez tyle lat wierzyła
w...kłamstwo?
-Zdajesz sobie sprawę z tego, co
powiedziałaś-zapytała bezbarwnym tonem.
-Tak, przecież mnie
znasz.
-Więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby udać się z
wizytą do Usagi i Seiyi-Michiru wyglądała na zadowoloną z obrotu
sprawy.
-Obawiam się, że w tym momencie to nie jest dobry
pomysł-Hotaru zeszła ostatniego schodka, zatrzymując się.
W
jej ruchach było coś niepokojącego, że pozostała trójka
zatrwożyła się.
-Oni się rozstali...
-Co ten drań jej
zrobił?!-reakcję najimpulsywniejszej outerki można było
przewidzieć.
-To nie tak!-brunetka pomachała bezradnie
rękoma.
Chwila upłynęła zanim wyjaśniła całe zajście oraz
opowiedziała o podejrzeniach Mako oraz Minako.
-Zniszczę
oboje!
-Haruka, uspokój się!-Setsuna po raz pierwszy tak
ostro skarciła przyjaciółkę.-Zacznij używać mózgu,
a nie mięśni! I tak nie unikniemy rozmowy z nimi. Czy są razem,
czy osobno!
Jasnowłosa krzyżowała ręce na piersiach,
zadzierając dumnie głowę.
-Szybciej by było obić Kou
facjatę, a Hino zrównać z ziemią-zakończyła według
swojego uznania.
****
Niebieskowłosa
dziewczynka przemknęła przez salon, trzymając w drobnych rączkach
kubek gorącego napoju. Była tak skupiona na naczyniu, bo nie
chciała rozlać najmniejszej kropelki, że nie zauważyła
skradającego się za nią Taikiego. Zatroskany ojciec znowu
sprawdzał, co porabia jego jego pociecha. Marzył, by zaczęła
spędzać czas z rówieśnikami, co chyba było niewykonalne.
Mężczyzna wszedł po cichu do pokoju córeczki i usiadł
na dywanie obok biurka, spoglądając jak mała coś notuje.
-Co
robisz?-postanowił zapytać.
-Rozwiązuję
równanie-odpowiedziała, nie zwracając na niego
uwagi.
-Myślałem, że odrobiłaś lekcje.
-Tak, ale to na
dodatkowe zajęcia. Mam szanse na wyższy stopień z
matematyki.
-Aha-westchnął.-A nie masz ochoty iść się pobawić
z koleżankami? Jest taka ładna pogoda.
-Nie-krótka,
rzeczowa odpowiedź.
Szatyn poluzował kołnierzyk, odpinając
jeden guzik.
-A dlaczego?
Emi uniosła nosek znad zeszytu i
zrobiła bardzo poważną minkę.
-Nie moja wina, że są lata
świetlne za mną-zabrzmiała szczerze.-Tato, dlaczego się
martwisz?-usiadła mu na kolanach, wpatrując się w jego twarz
przenikliwie.
Co miał powiedzieć? Że wolałaby, aby spędzała
czas jak każda 8-latka? Nie mógł jej zmienić na siłę, co
nie oznaczało, iż przestanie się martwić.
-Zdaje Ci się,
słoneczko-pogładził ją po główce.-Co będziemy później
czytać?
-O gwiazdach-uśmiechnęła się
promiennie.
-Dobrze-pocałował ją w czoło i zostawił
samą.
Czasem odnosił wrażenie, że ta mała istotka ma nad nim
władzę.
Prosto z wizytacji poszedł do kuchni, gdzie Ami
kończyła robić obiad.
-Teraz przyszedłeś mi
przeszkadzać?-zachichotała.
-Znowu to samo-mruknął
niezadowolony.
-Daj spokój-zbagatelizowała problem.-Emi
jest ciekawa świata. Chciałaby go poznać jak najlepiej, ale swój
sposób.
-A nie mogłaby go poznawać z innymi
dziećmi?
-Najwidoczniej nie-wzruszyła ramionami i sięgnęła po
łyżkę.
Nad głową Mizuno przeleciał różowy motylek, a
ciepłe światło w tym samym kolorze rozprysnęło na tysiące
drobinek. Kobieta pisnęła, bo na podłodze leżała Kakyuu, która
zwijała się z bólu.
-Szybko! Zanieś ją do pokoju!
Kou
wziął czerwonowłosą na ręce oraz przeniósł ja do pokoju,
który zajmowała. Widok cierpiącej księżniczki przerósł
nawet jego, bo cały draż z nerwów. W końcu Ami wyprosiła
go ze środka, tłumacząc, że ma dopilnować by ich córka
niczego się nie domyśliła. Trzasnęła mu drzwiami przed nosem, a
chrobotanie w zamku dało do zrozumienia, iż wstęp jest
wzbroniony.
Szatyn krążył z salonu z salonu do kuchni, potem z
kuchni do sypialni, ponieważ w jego głowie szalało tornado. Jak
powinien się zachować? Dzwonić po braci? Domagać się wstępu na
zakazany teren?
Wreszcie jego żona raczyła wyjść, ale nie
przypominała osoby, która przynosi złe wieści.
-Co się
stało?! Jest poważnie ranna?!-zapytał gorączkowo.
-Ma złamaną
rękę i uprzedzę Twoje następne pytanie. Nie chciała za wiele
tłumaczyć. Wywnioskowałam, że walczyła z którąś z
czarodziejek Sakamae.
-Ale, jak to?!
-Po co zmuszać ją do
mówienia? Nie, to nie-stwierdziła ozięble.
Taiki zdziwił
się, lecz nadal nie był świadomy, iż obecność władczyni
Kinmoku negatywnie wpływa na jego małżeństwo...
****
Kolejny tydzień,
dzień, godzina w której Usagi starała się normalnie
funkcjonować. Na dźwięk imienia męża, łzy same cisnęły się
do oczu, ale była dorosłą kobietą. Nie mogła bez końca polegać
na pomocy Mako, czy Hotaru. Musiała nauczyć się bez Seiyi Kou,
dzięki któremu jej świat nabrał barw, a teraz legł w
gruzach. Została sama, ale poradzi sobie, choćby ze względu na
Ichiego...
Niestety złotowłosy chłopczyk był odmiennego
zdania. Siedział obok matki w samochodzie i nie odezwał się do
niej przez całą drogę. Kiedy pochyliła się nad nim, żeby dać
mu całusa na pożegnanie, odwrócił głowę w drugą
stronę.
-Kochanie, co się stało?
-Gdzie jest tata?!-maluch
odpiął pas i naburmuszył się.
-Później
porozmawiamy.
-Mówisz tak od tygodnia! Gdzie jest
tata?!-powtórzył głośniej, uderzając pięścią w
siedzenie.
-Obiecuję, że później...-Usa nie dokończyła,
bo jej synek ożywił się nagle.
-Tataa!-zapiszczał radośnie i
wyskoczył z auta.
Seiya czekał przy szkolnym budynku i ukląkł,
kiedy zobaczył biegnącego malca. Ten z łatwością uwiesił mu się
ojcu na szyi, tuląc się do niego ze wszystkich sił.
-Gdzie
byłeś?! Kiedy wracasz do domu?! Czemu nic nie
powiedziałeś?!-nastąpił szereg pytań, które przytłoczyły
bruneta.
-Bardzo za Tobą tęskniłem-uniknął odpowiedzi.
-Ja
też-mały Kou trzymał się kurczowo jego kurtki.-Coś się stało,
prawda?
Na to pytanie nie był gotowy. Pragnął po prostu
zobaczyć syna. Głos ugrzązł mu w gardle, a Tsukino znalazła złą
porę na przedstawienie.
-Co tutaj robisz?! Zabroniłam Ci
przychodzić!-stanęła w bojowym nastawieniu, ale gdy jej mąż
wyprostował się, cofnęła się instynktownie.
-To absurd, nie
zgadzam się-powiedział spokojnie, lecz stanowczo.
Miał dość
oskarżeń wyssanych z palca. Liczył, że Usagi bardziej mu ufa i
zawiódł się jak nigdy dotąd.
-Rozwiążemy problem drogą
prawną-zagroziła.
-Co nazywasz problemem?
Ichiro po raz
pierwszy był świadkiem kłótni swoich rodziców. Może
nie był na tyle duży, żeby zrozumieć wszystko, ale wiedział
jedno-między mamą, a tatą źle się działo.
-Oszukujecie
mnie!-krzyknął, przerywając nieciekawą wymianę zdań.-Nie
kochacie się już i mnie pewnie też nie!-wyszarpał się z objęć
Seiyi u ciekł do szkoły.
Muzyk był wściekły na ukochaną
Odango, że roztrząsała się przy dziecku. Jednak przede wszystkim,
miał pretensje do samego siebie. Ichi nie powinien słuchać
zmyślonych bzdur.
-Tego chciałaś?! Gratuluję!
-Trzeba było
myśleć zanim mnie zdradziłeś!-szturchnęła go w ramię i szybkim
krokiem wróciła na parking.
Dopiero w samochodzie napięcie
opadło, ale nie potrafiła inaczej uwolnić emocji, tylko poprzez
łzy...
****
W życiu nie
odczuwał takiej satysfakcji. Nawet, gdy wyjmował z kołyski
bezbronne niemowlę, by rozdzielić je z prawdziwymi rodzicami.
Bezczelny szczeniak i niewdzięczna ex-narzeczona mieli cierpieć.
Udało się, ale teraz osiągnął znacznie więcej, niż kilkanaście
lat temu. Nie dość, że miał ich córkę, to wprowadził w
przesłodzone życie zamęt i w dodatku rozdzielił. Co mógłby
jeszcze zrobić, aby doszczętnie zniszczyć Seiyę Kou?
Wewnętrzny
głos podsycał w Mamoru nienawiść do sławnego gwiazdora. Chociaż
cel był prawie osiągnięty, to żądza zemsty dopominała się o
więcej. Gdy patrzyła na niedbale porozrzucane dziecięce ubranka,
które wyjął ze schowka w biurku, jego oczy aż iskrzyły.
Słodkie, różowe śpioszki oraz błękitny kocyk-w to była
ubrana Amaya Kou. Doskonale pamiętał tamten dzień i nie
przypuszczał, że pójdzie mu tak łatwo. Roztargniona Usagi
została sama i tylko czekał, aż zostawi na chwilę dziecko. Czasu
wystarczyło, bo każdy szczegół precyzyjnie zaplanował.
„A
gdyby tak wysłać panu Kou zdjęcia rzeczy jego pierworodnej?
Oszalałby z rozpaczy, co przypieczętowałoby rozstanie z
Usako.”-rozłożył nogi na biurku, uśmiechając się
triumfalnie.
„Z drugiej strony, to byłoby zbyt proste. Nie
zamierzam długo utrzymywać darmozjada, ale on nigdy nie pozna
córki.”-zacisnął usta.
Ktoś zapukał do drzwi i Chiba
zgarnął wszystko do szuflady. Zostawił tylko papierosy oraz
zapalniczkę.
-Proszę!
Rei wślizgnęła się nieśmiało do
gabinetu i usiadła naprzeciw bruneta.
-Świetnie się spisałaś.
Głupia Usagi pewnie teraz rozpacza. Szkoda, że nie mogę tego
zobaczyć. Zapalisz?
-Nie, nie pale-skrzywiła się lekko.-Minako
i Yaten mnie znaleźli.
-Czym się przejmujesz? Boisz się pustej
laluni i jej zgorzkniałego mężusia? Mogą Ci naskoczyć-prychnął
ze śmiechu.
-Nie boję się-skłamała.-Kiedy
wyjeżdżamy?
-Niedługo, kwestia paru tygodni.
Hino nagle
poczuła czyjś oddech na szyi, a potem chropowaty dotyk na skórze.
Zerwała się z fotela jak poparzona i krzyknęła na widok
elfki.
-Mamoru, co ona tu robi?! Co to ma znaczyć?!
-Chcesz,
to się z Tobą zabawię-Misao zmrużyła szmaragdowe oczy.
-Kurwa!
Zamknijcie się obie!-mężczyzna stanął między nimi.
Szarpnął
przestraszoną Mars, ale zielonowłosa nie dała się złapać.
-Płocha
jak zając ta Twoja wojowniczka. Pracuję z Tobą, ale z łapami
precz!-rzuciła ostrzegawczo.
-Co tu się dzieje?! To żart?!-Rei
kręciła głową w obie strony, nie mogąc wyjść ze wstrząsu.
Jej
ukochany był w zmowie z wrogiem!
-Chodź tu!-pchnął ją na
ścianę i mocno chwycił za podbródek.-Podejrzewam, że już
się znacie, więc przestań wrzeszczeć. Współpraca z nią,
to czysty interes i radzę Ci się przyzwyczaić. Każda strona
czerpie korzyści, Ty również.
-Ale...
-Cicho-przyłożył
palec do jej ust.-Rozumiesz, że to najlepsze wyjście?
Nie
usłyszał odpowiedzi.
-Rozumiesz?!
-Tak...
Przyjrzał się
jej uważnie i rozluźnił uścisk.
-Zostaw nas samych.
Brunetka
wyszła posłusznie i nawet w najgorszych koszmarach nie śniła, że
przyłoży rękę do ludzkiej krzywdy...
Mamoru omówił
z Misao plan uprowadzenia dzieci. Naturalnie nie obyło się bez
awantury, bo zielonowłosa inaczej definiowała słowo „pozbyć
się”. Jednak brunet przekonał ją, że z żywych maluchów
będzie miała większe profity. Przede wszystkim, potarguje się z
Trzema Gwiazdami o kryształy. Dlatego przystanęło na jego wersji,
klamka zapadła.
Nikt poza Yatenem, który nerwowo kręcił
się po studiu nagrań, nie zdawał sobie sprawy, że może wydarzyć
się coś złego. Włącznie z jego żoną, która nucąc coś
beztrosko pod nosem, zaparkowała auto blisko szkoły. Czar dobrze
zaczętego dnia prysł niczym bańka mydlana, kiedy zobaczyła
szkaradę trzymającą jej dziecko. Reszta szkrabów także
była nieprzytomna, a Minako skryła się za drzewami.
Nie było
czasu na wzywanie pomocy, musiała działać.
-Venus love and
beauty shock!-zaatakowała Misao z zaskoczenia.
Ta wypuściła
Mai i uskoczyła w bok.
-Nieudana ździra! I tak nie
odpuszczę!-uwolniła swoją energię, ale blondynka była
doświadczoną wojowniczką.
Uniknęła ciosu, wybijając się w
powietrze i z gracją wylądowała na ziemi. Teraz mogła dotrzeć
do dzieci, gdyby nie następna przeszkoda.
-Nie zbliżaj się!-Mars
zastawiła jej przejście, mierząc w nią płonącą
strzałą.
-Oszalałaś?!-zacisnęła pięści.-Sądzisz, że
pozwolę zabrać moje dzieci?!
Dla Miny nie liczyło się nic,
poza ocaleniem tego, co kochała nad życie. Mimo ostrzeżenia,
poderwała się do biegu, a ognista fala uderzyła wprost w nią.
Chociaż srebrnowłosy właśnie dotarł na miejsce razem z braćmi
oraz zaalarmowaną Ami oraz Mako, spóźnił się. Powietrze
zrobiło się cięższe, a czas zatrzymał się, gdy Wenus odbiła
się od metalowego ogrodzenia. Później działał
mechanicznie, nie słyszał, co krzyczała Ami, nie pamiętał jak
szybko dojechał do szpitala. Nie chciał przyjąć do świadomości,
że krew na jego dłoniach, to krew Minako.
Białe ściany
poczekalni kurczyły się z każdą minutą. Jedyne, co miał
zapamiętać już po kres swoich dni, to ból na zmęczonej
twarzy Mizuno, kiedy wyszła z sali operacyjnej oraz jej
słowa:
-Yaten, tak mi przykro.
Zielone tęczówki
najmłodszego z braci zadrżały...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz