środa, 20 lutego 2013

Rozdział XXII


Najtrudniej jest zrobić pierwszy krok, a później słowa same płyną jak nurt rwącej rzeki. Wielokrotnie dusimy w sobie niepokój, strach, czasami prawdziwe fakty lub nasze przewinienia. Nic nie chce być potępiony, ani odrzucony przez bliską osobę. Najgorzej, gdy pojawiają się wątpliwości...
Morskowłosa Kaio już od dłuższego czasu odczuwała niepewność. Bardzo chciała być wierna przekonaniom swojej partnerki, tylko coraz mniej w nie wierzyła. Po co wywołały konflikt z inner senshi, który ciągnie się od dziesięciu lat? Czy Usagi naprawdę nie miała wyboru? Niemożliwe, bu utrata córki byłą karą jak twierdziła Haruka. A jeśli odnalezienie dziewczynki naprawdę jest kluczem do pokonania wroga? Czy nie warto zapomnieć o dumie i nienawiści do Seiyi? Przecież tylko o niego chodziło. Przyszła królowa pokochała niewłaściwego mężczyznę, chociaż przyszłość była wszystkim znana. Przynajmniej tak uważały. Zresztą, Chibiusa była tego najlepszym dowodem. W końcu czyim dzieckiem mogła być? Sama powiedziała, że jej rodzicami są Serenity i Endymion.
Michiru ukryła twarz w dłoniach, kołysząc się powoli. Popatrzyła ospale na puste miejsce obok i pomyślała, że to odpowiedni czas. Haruka wstała wcześniej, bo codziennie biegała. Ćwiczenia stały się rutyną i teraz na pewno mknęła przez park. Natomiast jej ukochana zrezygnowała z dłuższego snu, zakładając długi, błękitny szlafrok oraz spinając potargane włosy i zeszła na dół.
Setsuna krzątała się w kuchni i nie usłyszała nadejścia współlokatorki. Dopiero, gdy się odwróciła, zamrugała pytająco.
-Ranny ptaszek, nie masz dziś wolnego?
-Mam, tylko...Chciałam z Tobą porozmawiać-usiadła przy stole, wskazując Meio by zrobiła to samo.
-Mów, słucham.
-Mam totalny mętlik w głowie i straszne wyrzuty sumienia. Pewnie pomyślisz, że zwariowałam, ale nie jestem przekonana, czy dobrze postępujemy. Może Seiya Kou wcale nie jest taki zły? Każdy ma prawo do pomyłki, nawet my. Wiem, że niełatwo przyznać się do błędu, lecz coś tu nie pasuje. Świat nie zawalił się po ślubie Usagi, więc o co cała afera? Powinnyśmy zjednoczyć siły, ale boję się reakcji Haruki...
-Masz mnie za potwora?-blondynka wyszła z cienia.
Wróciła z treningu wcześniej i wysłuchała całej rozmowy. Z trudem przełknęła gorzką pigułkę, bo prawda często boli najbardziej.
-Dlaczego mi nie ufasz?-jej głos był pełen wyrzutu.
-Ru...Ja przepraszam-Neptun poczuła się jak zdrajczyni.
-Twierdzisz, że świat się nie zawalił, Chibiusa?! Oni ją zabili!-krzyknęła, zaciskając ręce na poręczy krzesła.
-Spokojnie-zielonowłosa położyła dłoń na ramieniu Urana.-Muszę wam coś wyjaśnić. Nie będę dłużej zwlekać.
Obie wojowniczki były zaskoczone. Co mogła ukrywać strażniczka czasu?
-Tydzień temu, kiedy myślałyście, że mam wyjazd służbowy, tak naprawdę wybrałam się do przyszłości. Bałam się tego bardziej, niż możecie sobie wyobrazić. Jednak nie mogłam uciekać przed obowiązkami i wiecie, co? Podjęłam słuszną decyzję. Zapewniam was, że Mała Dama ma się dobrze i bardzo chciałaby spotkać się z nami-uśmiechnęła się ciepło.-Poza tym, poznałam kogoś jeszcze i pojęłam na czym polega przyszłość. Sami mamy prawo ją tworzyć i oczywiście ponosimy za to konsekwencje, ale ślub Usagi z innym mężczyzną niż Mamoru nie oznacza, że Chibiusa nie żyje lub ma się nie urodzić. Nie możemy tego przewidzieć.
Tenoh była w szoku. Nowina podziałała na nią, jak zimny prysznic. Przez tyle lat wierzyła w...kłamstwo?
-Zdajesz sobie sprawę z tego, co powiedziałaś-zapytała bezbarwnym tonem.
-Tak, przecież mnie znasz.
-Więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby udać się z wizytą do Usagi i Seiyi-Michiru wyglądała na zadowoloną z obrotu sprawy.
-Obawiam się, że w tym momencie to nie jest dobry pomysł-Hotaru zeszła ostatniego schodka, zatrzymując się.
W jej ruchach było coś niepokojącego, że pozostała trójka zatrwożyła się.
-Oni się rozstali...
-Co ten drań jej zrobił?!-reakcję najimpulsywniejszej outerki można było przewidzieć.
-To nie tak!-brunetka pomachała bezradnie rękoma.
Chwila upłynęła zanim wyjaśniła całe zajście oraz opowiedziała o podejrzeniach Mako oraz Minako.
-Zniszczę oboje!
-Haruka, uspokój się!-Setsuna po raz pierwszy tak ostro skarciła przyjaciółkę.-Zacznij używać mózgu, a nie mięśni! I tak nie unikniemy rozmowy z nimi. Czy są razem, czy osobno!
Jasnowłosa krzyżowała ręce na piersiach, zadzierając dumnie głowę.
-Szybciej by było obić Kou facjatę, a Hino zrównać z ziemią-zakończyła według swojego uznania.

****
Niebieskowłosa dziewczynka przemknęła przez salon, trzymając w drobnych rączkach kubek gorącego napoju. Była tak skupiona na naczyniu, bo nie chciała rozlać najmniejszej kropelki, że nie zauważyła skradającego się za nią Taikiego. Zatroskany ojciec znowu sprawdzał, co porabia jego jego pociecha. Marzył, by zaczęła spędzać czas z rówieśnikami, co chyba było niewykonalne. 
Mężczyzna wszedł po cichu do pokoju córeczki i usiadł na dywanie obok biurka, spoglądając jak mała coś notuje.
-Co robisz?-postanowił zapytać.
-Rozwiązuję równanie-odpowiedziała, nie zwracając na niego uwagi.
-Myślałem, że odrobiłaś lekcje.
-Tak, ale to na dodatkowe zajęcia. Mam szanse na wyższy stopień z matematyki.
-Aha-westchnął.-A nie masz ochoty iść się pobawić z koleżankami? Jest taka ładna pogoda.
-Nie-krótka, rzeczowa odpowiedź.
Szatyn poluzował kołnierzyk, odpinając jeden guzik.
-A dlaczego?
Emi uniosła nosek znad zeszytu i zrobiła bardzo poważną minkę.
-Nie moja wina, że są lata świetlne za mną-zabrzmiała szczerze.-Tato, dlaczego się martwisz?-usiadła mu na kolanach, wpatrując się w jego twarz przenikliwie.
Co miał powiedzieć? Że wolałaby, aby spędzała czas jak każda 8-latka? Nie mógł jej zmienić na siłę, co nie oznaczało, iż przestanie się martwić.
-Zdaje Ci się, słoneczko-pogładził ją po główce.-Co będziemy później czytać?
-O gwiazdach-uśmiechnęła się promiennie.
-Dobrze-pocałował ją w czoło i zostawił samą.
Czasem odnosił wrażenie, że ta mała istotka ma nad nim władzę.
Prosto z wizytacji poszedł do kuchni, gdzie Ami kończyła robić obiad.
-Teraz przyszedłeś mi przeszkadzać?-zachichotała.
-Znowu to samo-mruknął niezadowolony.
-Daj spokój-zbagatelizowała problem.-Emi jest ciekawa świata. Chciałaby go poznać jak najlepiej, ale swój sposób.
-A nie mogłaby go poznawać z innymi dziećmi?
-Najwidoczniej nie-wzruszyła ramionami i sięgnęła po łyżkę.
Nad głową Mizuno przeleciał różowy motylek, a ciepłe światło w tym samym kolorze rozprysnęło na tysiące drobinek. Kobieta pisnęła, bo na podłodze leżała Kakyuu, która zwijała się z bólu.
-Szybko! Zanieś ją do pokoju!
Kou wziął czerwonowłosą na ręce oraz przeniósł ja do pokoju, który zajmowała. Widok cierpiącej księżniczki przerósł nawet jego, bo cały draż z nerwów. W końcu Ami wyprosiła go ze środka, tłumacząc, że ma dopilnować by ich córka niczego się nie domyśliła. Trzasnęła mu drzwiami przed nosem, a chrobotanie w zamku dało do zrozumienia, iż wstęp jest wzbroniony.
Szatyn krążył z salonu z salonu do kuchni, potem z kuchni do sypialni, ponieważ w jego głowie szalało tornado. Jak powinien się zachować? Dzwonić po braci? Domagać się wstępu na zakazany teren?
Wreszcie jego żona raczyła wyjść, ale nie przypominała osoby, która przynosi złe wieści.
-Co się stało?! Jest poważnie ranna?!-zapytał gorączkowo.
-Ma złamaną rękę i uprzedzę Twoje następne pytanie. Nie chciała za wiele tłumaczyć. Wywnioskowałam, że walczyła z którąś z czarodziejek Sakamae.
-Ale, jak to?!
-Po co zmuszać ją do mówienia? Nie, to nie-stwierdziła ozięble.
Taiki zdziwił się, lecz nadal nie był świadomy, iż obecność władczyni Kinmoku negatywnie wpływa na jego małżeństwo...

****
Kolejny tydzień, dzień, godzina w której Usagi starała się normalnie funkcjonować. Na dźwięk imienia męża, łzy same cisnęły się do oczu, ale była dorosłą kobietą. Nie mogła bez końca polegać na pomocy Mako, czy Hotaru. Musiała nauczyć się bez Seiyi Kou, dzięki któremu jej świat nabrał barw, a teraz legł w gruzach. Została sama, ale poradzi sobie, choćby ze względu na Ichiego...
Niestety złotowłosy chłopczyk był odmiennego zdania. Siedział obok matki w samochodzie i nie odezwał się do niej przez całą drogę. Kiedy pochyliła się nad nim, żeby dać mu całusa na pożegnanie, odwrócił głowę w drugą stronę.
-Kochanie, co się stało?
-Gdzie jest tata?!-maluch odpiął pas i naburmuszył się.
-Później porozmawiamy.
-Mówisz tak od tygodnia! Gdzie jest tata?!-powtórzył głośniej, uderzając pięścią w siedzenie.
-Obiecuję, że później...-Usa nie dokończyła, bo jej synek ożywił się nagle.
-Tataa!-zapiszczał radośnie i wyskoczył z auta.
Seiya czekał przy szkolnym budynku i ukląkł, kiedy zobaczył biegnącego malca. Ten z łatwością uwiesił mu się ojcu na szyi, tuląc się do niego ze wszystkich sił.
-Gdzie byłeś?! Kiedy wracasz do domu?! Czemu nic nie powiedziałeś?!-nastąpił szereg pytań, które przytłoczyły bruneta.
-Bardzo za Tobą tęskniłem-uniknął odpowiedzi.
-Ja też-mały Kou trzymał się kurczowo jego kurtki.-Coś się stało, prawda?
Na to pytanie nie był gotowy. Pragnął po prostu zobaczyć syna. Głos ugrzązł mu w gardle, a Tsukino znalazła złą porę na przedstawienie.
-Co tutaj robisz?! Zabroniłam Ci przychodzić!-stanęła w bojowym nastawieniu, ale gdy jej mąż wyprostował się, cofnęła się instynktownie.
-To absurd, nie zgadzam się-powiedział spokojnie, lecz stanowczo.
Miał dość oskarżeń wyssanych z palca. Liczył, że Usagi bardziej mu ufa i zawiódł się jak nigdy dotąd.
-Rozwiążemy problem drogą prawną-zagroziła.
-Co nazywasz problemem?
Ichiro po raz pierwszy był świadkiem kłótni swoich rodziców. Może nie był na tyle duży, żeby zrozumieć wszystko, ale wiedział jedno-między mamą, a tatą źle się działo.
-Oszukujecie mnie!-krzyknął, przerywając nieciekawą wymianę zdań.-Nie kochacie się już i mnie pewnie też nie!-wyszarpał się z objęć Seiyi u ciekł do szkoły.
Muzyk był wściekły na ukochaną Odango, że roztrząsała się przy dziecku. Jednak przede wszystkim, miał pretensje do samego siebie. Ichi nie powinien słuchać zmyślonych bzdur.
-Tego chciałaś?! Gratuluję!
-Trzeba było myśleć zanim mnie zdradziłeś!-szturchnęła go w ramię i szybkim krokiem wróciła na parking.
Dopiero w samochodzie napięcie opadło, ale nie potrafiła inaczej uwolnić emocji, tylko poprzez łzy...

****
W życiu nie odczuwał takiej satysfakcji. Nawet, gdy wyjmował z kołyski bezbronne niemowlę, by rozdzielić je z prawdziwymi rodzicami. Bezczelny szczeniak i niewdzięczna ex-narzeczona mieli cierpieć. Udało się, ale teraz osiągnął znacznie więcej, niż kilkanaście lat temu. Nie dość, że miał ich córkę, to wprowadził w przesłodzone życie zamęt i w dodatku rozdzielił. Co mógłby jeszcze zrobić, aby doszczętnie zniszczyć Seiyę Kou?
Wewnętrzny głos podsycał w Mamoru nienawiść do sławnego gwiazdora. Chociaż cel był prawie osiągnięty, to żądza zemsty dopominała się o więcej. Gdy patrzyła na niedbale porozrzucane dziecięce ubranka, które wyjął ze schowka w biurku, jego oczy aż iskrzyły. Słodkie, różowe śpioszki oraz błękitny kocyk-w to była ubrana Amaya Kou. Doskonale pamiętał tamten dzień i nie przypuszczał, że pójdzie mu tak łatwo. Roztargniona Usagi została sama i tylko czekał, aż zostawi na chwilę dziecko. Czasu wystarczyło, bo każdy szczegół precyzyjnie zaplanował.
„A gdyby tak wysłać panu Kou zdjęcia rzeczy jego pierworodnej? Oszalałby z rozpaczy, co przypieczętowałoby rozstanie z Usako.”-rozłożył nogi na biurku, uśmiechając się triumfalnie.
„Z drugiej strony, to byłoby zbyt proste. Nie zamierzam długo utrzymywać darmozjada, ale on nigdy nie pozna córki.”-zacisnął usta.
Ktoś zapukał do drzwi i Chiba zgarnął wszystko do szuflady. Zostawił tylko papierosy oraz zapalniczkę.
-Proszę!
Rei wślizgnęła się nieśmiało do gabinetu i usiadła naprzeciw bruneta.
-Świetnie się spisałaś. Głupia Usagi pewnie teraz rozpacza. Szkoda, że nie mogę tego zobaczyć. Zapalisz?
-Nie, nie pale-skrzywiła się lekko.-Minako i Yaten mnie znaleźli.
-Czym się przejmujesz? Boisz się pustej laluni i jej zgorzkniałego mężusia? Mogą Ci naskoczyć-prychnął ze śmiechu.
-Nie boję się-skłamała.-Kiedy wyjeżdżamy?
-Niedługo, kwestia paru tygodni.
Hino nagle poczuła czyjś oddech na szyi, a potem chropowaty dotyk na skórze. Zerwała się z fotela jak poparzona i krzyknęła na widok elfki.
-Mamoru, co ona tu robi?! Co to ma znaczyć?!
-Chcesz, to się z Tobą zabawię-Misao zmrużyła szmaragdowe oczy.
-Kurwa! Zamknijcie się obie!-mężczyzna stanął między nimi.
Szarpnął przestraszoną Mars, ale zielonowłosa nie dała się złapać.
-Płocha jak zając ta Twoja wojowniczka. Pracuję z Tobą, ale z łapami precz!-rzuciła ostrzegawczo.
-Co tu się dzieje?! To żart?!-Rei kręciła głową w obie strony, nie mogąc wyjść ze wstrząsu.
Jej ukochany był w zmowie z wrogiem!
-Chodź tu!-pchnął ją na ścianę i mocno chwycił za podbródek.-Podejrzewam, że już się znacie, więc przestań wrzeszczeć. Współpraca z nią, to czysty interes i radzę Ci się przyzwyczaić. Każda strona czerpie korzyści, Ty również.
-Ale...
-Cicho-przyłożył palec do jej ust.-Rozumiesz, że to najlepsze wyjście?
Nie usłyszał odpowiedzi.
-Rozumiesz?!
-Tak...
Przyjrzał się jej uważnie i rozluźnił uścisk.
-Zostaw nas samych.
Brunetka wyszła posłusznie i nawet w najgorszych koszmarach nie śniła, że przyłoży rękę do ludzkiej krzywdy...

Mamoru omówił z Misao plan uprowadzenia dzieci. Naturalnie nie obyło się bez awantury, bo zielonowłosa inaczej definiowała słowo „pozbyć się”. Jednak brunet przekonał ją, że z żywych maluchów będzie miała większe profity. Przede wszystkim, potarguje się z Trzema Gwiazdami o kryształy. Dlatego przystanęło na jego wersji, klamka zapadła.
Nikt poza Yatenem, który nerwowo kręcił się po studiu nagrań, nie zdawał sobie sprawy, że może wydarzyć się coś złego. Włącznie z jego żoną, która nucąc coś beztrosko pod nosem, zaparkowała auto blisko szkoły. Czar dobrze zaczętego dnia prysł niczym bańka mydlana, kiedy zobaczyła szkaradę trzymającą jej dziecko. Reszta szkrabów także była nieprzytomna, a Minako skryła się za drzewami.
Nie było czasu na wzywanie pomocy, musiała działać.
-Venus love and beauty shock!-zaatakowała Misao z zaskoczenia.
Ta wypuściła Mai i uskoczyła w bok.
-Nieudana ździra! I tak nie odpuszczę!-uwolniła swoją energię, ale blondynka była doświadczoną wojowniczką.
Uniknęła ciosu, wybijając się w powietrze i z gracją wylądowała na ziemi. Teraz mogła dotrzeć do dzieci, gdyby nie następna przeszkoda.
-Nie zbliżaj się!-Mars zastawiła jej przejście, mierząc w nią płonącą strzałą.
-Oszalałaś?!-zacisnęła pięści.-Sądzisz, że pozwolę zabrać moje dzieci?!
Dla Miny nie liczyło się nic, poza ocaleniem tego, co kochała nad życie. Mimo ostrzeżenia, poderwała się do biegu, a ognista fala uderzyła wprost w nią. Chociaż srebrnowłosy właśnie dotarł na miejsce razem z braćmi oraz zaalarmowaną Ami oraz Mako, spóźnił się. Powietrze zrobiło się cięższe, a czas zatrzymał się, gdy Wenus odbiła się od metalowego ogrodzenia. Później działał mechanicznie, nie słyszał, co krzyczała Ami, nie pamiętał jak szybko dojechał do szpitala. Nie chciał przyjąć do świadomości, że krew na jego dłoniach, to krew Minako.
Białe ściany poczekalni kurczyły się z każdą minutą. Jedyne, co miał zapamiętać już po kres swoich dni, to ból na zmęczonej twarzy Mizuno, kiedy wyszła z sali operacyjnej oraz jej słowa:
-Yaten, tak mi przykro.
Zielone tęczówki najmłodszego z braci zadrżały...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz