niedziela, 17 lutego 2013

II Zalać Robaka


Diego był coraz bliżej mnie, a ja wstrzymałam oddech ze strachu. On chciał mnie pocałować! Gdyby sytuacja była zupełnie inna, gdybym poznała go w w innych okolicznościach, to...Stop! O nie Cassidy Evans, weź się w garść! To Twój wróg!. Pan Gangsterka już miał złożyć pocałunek na moich ustach, aż tu nagle...

-Cassie, dziecko moje!
Dziadziuś! Poczułam, że narodziłam się na nowo, cały strach minął i wróciła pewność siebie. Oderwałam się od Dragona, aby przytulić staruszka. Miałam wrażenie, że zaraz rozpadnę się na drobne kawałeczki ze szczęścia. Dziadek patrzyła na mnie z taką czułością w oczach. Widać, że tęsknił równie mocno jak ja oraz tak samo jak ja, potrzebował tego spotkania.
-Wejdźmy do środka, porozmawiamy i nacieszę się tobą.
Zadowolona ruszyłam w stronę domu, ale dobry humor znikł równie szybko jak się pojawił. Przypomniałam sobie o „kochanym” narzeczonym, który rozmawiał z dziadkiem przy samochodzie. Wiedziała, że to nie wróży nic dobrego, bo staruszek nagle posmutniał. W końcu skończyli rozmowę, a Drago skierował się w stronę zagrody dla koni. Na szczęście najważniejsza osoba była już przy mnie i poczułam się bezpieczniej.
-Diego zostawił nas samych. Dołączy później, bo chce porozmawiać, a w zasadzie omówić coś bardzo ważnego. Z resztą domyślasz się o co chodzi- dziadek popatrzył na mnie znacząco.
Przytaknęłam tylko na znak, że rozumiem. W milczeniu weszliśmy do środka i cały smutek znikł-byłam w swoim domu. Wszystko pozostało dokładnie takie samo, kiedy musiałam odejść.Zasłony w słoneczniki, morelowy obrus na drewnianym stole oraz zapach malin, który towarzyszył mi od dzieciństwa. Kiedy byłam smutna lub narozrabiałam, dziadek zawsze robił malinowa herbatę, wyjmował kruche ciasteczka i rozmawialiśmy. Im byłam starsza, to rozmowy były dłuższe, ale uwielbiałam je. Teraz schemat był podobny, lecz wiedziałam, że to już nic nie zmieni w moim życiu.
Upiłam łyk herbaty i popatrzyłam na dziadka. Myślał nad czymś intensywnie, aż w końcu odezwał się.
-Mam nadzieję, że dobrze Ci w domu Montalvo?
-O ile więzienie można nazwać domem, to tak.
-Cassie...Diego chce Cię chronić. Uwierz, tak będzie...
-Chronić?! Przed czym, a może raczej przed kim?! Nic już nie rozumiem, cała ta sytuacja jest chora. Przecież mogliśmy oddać zwierzaki sąsiadom, a sami przenieść się w inne miejsce. Myślę, że...że ucieczka jest nadal możliwa- powiedziałam z nadzieją w głosie, ale dziadek tylko pokręcił głową.
-To nie takie proste, jak myślisz. Wszystkiego dowiesz się w sowim czasie, a wtedy zrozumiesz.
-Co zrozumiem? Nie jestem już dzieckiem, przed którym trzeba wszystko ukrywać- powiedziałam nerwowo tupiąc nogę.
-Niestety tak się zachowujesz.
Tego było już za wiele. Wstałam do stołu i podeszłam do okna. Starałam się uspokoić. A moje myśli dosłownie szalały. Nie rozumiem czemu dziadek tak łatwo się poddał i czemu był w stanie przebywać w towarzystwie tego typa? Rozmowa z nim przychodziła mu tak łatwo, a ja nie potrafiłam powiedzieć nawet „cześć”. O co w tym wszystkim chodziło? Nagle usłyszałam chrząknięcie i skierowałam wzrok na drzwi. No tak, mój koszmar powrócił, w dodatku na jawie.
-Myślę, że nie przeszkadzam. Najwyższy czas porozmawiać o istotnych sprawach.
Uuuuugg...jak ja nie znoszę tej jego pewności siebie. Do tego jeszcze ten cwaniaczkowaty uśmieszek. W tym pomieszczeniu jest stanowczo za ciasno dla jego przerośniętego ego.
Szanowny narzeczony przysiadł wygodnie obok dziadka i spoglądał na mnie bezczelnie. Podejrzewam, że gdyby mógł, to by się na mnie rzucił. Wreszcie zdecydował się zaszczycić nas przemową.
-Ernesto informowałem Cię, że zaszła istotna zmiana w naszych planach. Chodzi o termin ślubu.
Przełknęłam głośno ślinę w obawie, co tym razem wymyślił. Może przełożył termin? Tak! Tak! Może musi wyjechać i wszystko ulegnie opóźnieniu? Najlepiej niech wyjedzie na miesiąc, a jeszcze lepiej na dwa! Ha!
-Uważam, że ślub powinien odbyć się w najbliższą sobotę. Im szybciej, tym lepiej. Nie ma z czym zwlekać- powiedział, usmiechając się do mnie.
W kuchni zapanowała cisza. Było słychać tylko nasze oddechy,a w zasadzie mój przyspieszony. Czułam jak cała krew się we mnie gotuje.
-Co Ty sobie wyobrażasz?! Idź do diabła! W życiu się na to nie zgodzę!- wykrzyczałam mu prosto w twarz.
-Cassidy opanuj się, to Twój narzeczony.
-Jak możesz?! Nie broń tego mordercy, bo tym właśnie jest!
-Cassie, powiedziałem coś!- dziadek dalej był po jego stronie.
-Spokojnie Ernesto. Umiem sobie radzić z Twoją krnąbrną wnuczką- powiedział ten typek śmiejąc się głupkowato.
-Krnąbrną?! Jesteś tego taki pewny? To zaraz się przekonamy.
Chwyciłam szklankę, którą miałam pod ręką i wylałam całą jej zawartość na ulubioną, bielusieńką koszulę Pana Gnagsterki. Koszula pokryła się szkarłatną plamą, a ja wybiegłam z tamtą z piskiem.
Biegłam ile sił w nogach, ale wiedziałam, że mnie dogania. Jednak nie chciałam się poddawać i pokazać, iż jestem słaba. Nagle poczułam ręce na moich biodrach, a następnie mocne szarpnięcie. Wreszcie świat wokół mnie zawirował i zanim się zorientowałam, zwisałam głową w dół. Cholera, a co ja jestem- worek ziemniaków?
-Bawisz się w tarzana?- zapytałam z przekąsem.
-Wybacz, ale daleko Ci do Jane- powiedział śmiejąc się na głos.
A niech go! Doprowadzał mnie do szału. Zaczęłam bić go pięściami po plecach, ale nawet nie drgnął.
-Prostak! Gbur! Cham!...-wyliczałam, ale przerwał mi.
-Tak, tak. Możesz jeszcze dodać do swojej listy morderca, gwałciciel i narkoman. Acha, zapomniałem o najważniejszym- w nocy poluje na małe, rude wieówrki i wysysam z nich krew.
Już miała się odgryźć, ale nie zdążyłam. Z hukiem wylądowałam na tylnym siedzeniu tego grata, którego on nazywał samochodem. Nachylił się nade mną oraz przycisnął palec do ust.
-Nie chę słyszeć ani jednego słówka! Masz siedzieć cicho, bo skończysz, jak jedna z tych wiewiór. Zrozumiano?!
Kiwnęłam głową twierdząco, a Pan Gangsterka zatrzasnął za sobą drzwi. Przeniósł się na miejsce kierowcy i odjechał z piskiem opon. Cała droga przebiegła bardzo ekstremalnie. Dragon jechał jak wariat, toteż nie omijał żadnej przeszkody. Mam wrażenie, że robił to specjalnie, bo nawet z zapiętymi pasami podskakiwałam, jak na gumowej piłce. W końcu znaleźliśmy się na terenie jego posiadłości. Z samochodu pomógł my wysiąść z równym „wdziękiem”, co wsiąść. Ciągnął mnie za sobą w kierunku schodów, jak psa na smyczy. Nawet Agnes wycofała się do kuchni, kiedy zobaczyła w jakim jest stanie, no i humorze. Mimo wszystko, znalazła się osoba, która odważyła się stanąć mu na drodze. Mianowicie ten pajac- Carlos. Swoją drogą, jak on się ubrał? Zielona koszula, wokół szyi czerwona chustka, fioletowe spodnie w kratę, no i te mokasyny. Nie wspomnę o nastroszonych, różowych włosach. Jak ten cały gang się rozpadnie, to prace w cyrku ma zaklepaną. Nie będzie musiał nic robić, wystarczy spojrzeć.
-Dragon, jest sprawa!- z zamyślenia wyrwał mnie głos Carlo.
-Co?
-No przecież mówię, że jest sprawa.
-Nie jestem głuchy. Pytam, o co chodzi?!- Pan Gangsterka był już wyraźnie wkurzony.
-Nie będę mówił przy niej- powiedział i wskazał na mnie.
-Ej! Ja mam imię, Ty różowa ropucho!-krzyknęłam wściekła próbując wyrwać się z uścisku Diega, ale chwycił mnie jeszcze mocniej.
-Spokój! Ok, masz rację Carlo. Agnes!
Nie zdążyłam mrugnąć,a czarnulka już z nami była.
-Tak Dragon?
-Zabierz Cassie na górę i zajmij się nią.
Chciałam się sprzeciwić, ale Agnes mi nie pozwoliła. Wzięła mnie pod ramię i zaprowadziła do pokoju. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, ale jak widać ona miała na ten temat inne zdanie.
-Co tym razem zrobiłaś? Dragon jest cierpliwy i uwielbia Cię, ale widzę, że dałaś mu popalić. Dziewczyno, co...
-Możesz się zamknąć?! Nie przyszło Ci do głowy, że nie mam ochoty gadać?!
Czarnulka wytrzeszczyła na mnie oczy. Chyba po raz pierwszy nie wiedziała, co powiedzieć.
-Ok, wystarczyło grzeczniej.
-A teraz wyjdź. Chcę zostać sama-powiedziałam kładąc się na łóżku oraz odkręcając do niej plecami.
-Jasne-odburkeła.-Gdybyś czegoś potrzebowała, to wołaj.- No i wyszła. Z pewnością się obraziła, ale nic mnie to nie obchodziło.
Do samego wieczora nudziłam się zamknięta w czterech ścianach. Panna Gaduła nie odwiedziła mnie ani razu, więc pogniewała się na amen. Miałam dość tkwienia w jednym pomieszczeniu, więc postanowiłam się wymknąć. Dragona nie było i na pewno zabrał większość ludzi. Pozostali pilnowali terenów na zewnątrz i wejścia. Zatem góra była tylko dla mnie. Wymknęłam się po cichu z pokoju i znalazłam się na nieoświetlonym korytarzu. Jakieś szmery dochodziły z dołu, ale nie zwróciłam na nie uwagi. Na pewno Agnes robiła obchód.
Zatrzymałam się przed dużymi, drewnianymi drzwiami. Możliwe, że to sypialnia Diega lub inne pomieszczenie, które należało do niego. Pociągnęłam za klamkę i było...otwarte! Wślizgnęłam się szybko do środka, aby nikt mnie nie zauważył. Rozejrzałam się dookoła i okazało się, że znajduję w gabinecie Diega, który okazał się bardzo stylowy. Podeszłam do biurka, aby zapalić lampkę, która rzuciła zieloną poświatę na wnętrze. W oknie wisiały bordowe zasłony, a miękki dywan był tego samego koloru. Ściany były chyba czerwone, ale przeszkadzało mi światło lampy i nie byłam do końca pewna. Pod ścianą stałą brązowa, skórzana kanapa, a po bokach dwa fotele. Wydać Pan Gangsterka lubi wygodę. Usiadłam przy biurku, bo postanowiłam w nim trochę poszperać. Na wierzchu leżał tylko kalendarz oraz wieczne pióro, jednak w szufladzie znalazłam coś ciekawego. W dłoniach trzymałam czarno-białe zdjęcie w pozłacanej ramce, na którym znajdowały się cztery osoby: kobieta, mężczyzna i dójka dzieci. Najmłodszy chłopczyk, to na pewno Diego, poznałam po czekoladowych oczach. W takim razie pozostałe osoby, to jego rodzice i siostra. Co się z nimi stało? Agnes nigdy nie wspominała o jego rodzinie. Odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce, ponieważ poczułam się nieswojo grzebiąc w cudzej przeszłości. Mój wzrok zatrzymał się na prostokątnej szafce z kluczami w zamku. Otworzyłam ją i odkryłam...minibarek! Do tej pory nie piłam, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Wyjęłam kryształową karafkę, a następnie kieliszki. Nie mam pojęcia co to było, ale śmierdziało okropnie. Nalałam cały kieliszek i poszło...

****
Wróciłem do domu późno po północy, toteż marzyłem aby wreszcie się położyć. Udało się przeszmuglować cały towar, ale wolę mieć na oku chłopaków. Moje myśli nadal krążyły wokół Cassie oraz całego dzisiejszego wydarzenia. Ostro ją potraktowałem, ale tym razem zasłużyła sobie. Nie zna mnie, a krytykuje na każdym kroku, chociaż naprawdę się staram. Chciałem iść do swojego pokoju, ale ktoś mnie powstrzymał.

-Dragon zaczekaj.
-Agnes? Czemu jeszcze nie śpisz?
Czarnulka była bardzo speszona i małomówna, a milcząca Agnes oznacza kłopoty.
-Chodzi o Cassie...
-Co z nią?! Coś się stało?!
-Nie! Tzn tak, a z resztą sam zobaczysz.
Agi pociągnęła mnie za ramię, prowadząc pod drzwi gabinetu. Otworzyła je, a w środku siedziała Cassie, a w zasadzie leżała w fotelu. Na biurku stała karafka z resztą brandy. Zaraz, zaraz z resztą?!
-Jest totalnie zalana. Przepraszam, nawet nie wiem, kiedy i jak. Znalazłam ją w tym stanie i nie mogłam dać sobie rady.
-Nie martw się, z nią trudno sobie pradzić nawet, jak jest trzeźwa. Proszę, zostaw nas samych.
Gdy tylko drzwi się zamkneły, podszedłem do mojej pięknej buntowniczki.
-Cassie obudź się, idziemy do Twojego pokoju.
Czerwonowłosa zmrużyła oczy i z grymasem na twarzy spojrzała na mnie. Podparła się na poręczach fotela, a potem rozłożyła nogi na biurku.
-Oooo! Wrróciłł mójj uukochanyy- powiedziała śmiejąc się przy tym, jak szalona.- Może się ze mną naaapijesz? Albo nieee, reszta dla mnie!
-Nic z tego królowo, Tobie już wystarczy. Coś Ty najlepszego zrobiła?- powiedziałem i wyrwałem z jej rąk karafkę.
-Jak to co? Zaalaałaam roobaka!- i znowu ten chichot.
-Nazwałbym to inaczej, ale jeśli o to Ci chodziło, to biedak już dawno się utopił. Chodź, idziemy spać.
-Ale tak raazem? Ty śśświntuchu- z uśmiechem uwiesiła mi się na szyi.
Próbowałem ją wyprowadzić, ale nie była w stanie utrzymać się na nogach , więc potykała się na prostej drodze. W końcu wziąłem ją na ręce, bo tak szamotać się, to mogliśmy do białego rana. Miała tak króciutką koszulkę, że ledwo zasłaniała bieliznę. Przełknąłem głośno ślinę i starałem się skupić na czymś innym uwagę, ale Cassie nie ułatwiała mi sprawy, jeżdżąc dłońmi po moim karku, a to było baaardzo przyjemne. Wreszcie dotarliśmy do jej pokoju i z ulgą położyłem ją na łóżku, ale nie sądziłem, że pociągnie mnie za sobą i razem w nim wylądujemy. Gdyby nie była pijana, to już dawno próbowałaby mnie znokautować, a tak mogłem bezkarnie tulić ją do siebie. Wreszcie mój anioł usnął przytulony do mnie.
-Wiesz, kiedy nic nie mówisz, to jesteś całkiem milutka- powiedziałem i odgarnąłem czerwony kosmyk z jej twarzy.
Nie zamierzałem  stamtąd ruszać bez względu na to, co mogło się zdarzyć się kolejnego dnia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz