Diego
był coraz bliżej mnie, a ja wstrzymałam oddech ze strachu. On
chciał mnie pocałować! Gdyby sytuacja była zupełnie inna, gdybym
poznała go w w innych okolicznościach, to...Stop! O nie Cassidy
Evans, weź się w garść! To Twój wróg!. Pan
Gangsterka już miał złożyć pocałunek na moich ustach, aż tu
nagle...
-Cassie, dziecko moje!
Dziadziuś! Poczułam, że
narodziłam się na nowo, cały strach minął i wróciła
pewność siebie. Oderwałam się od Dragona, aby przytulić
staruszka. Miałam wrażenie, że zaraz rozpadnę się na drobne
kawałeczki ze szczęścia. Dziadek patrzyła na mnie z taką
czułością w oczach. Widać, że tęsknił równie mocno jak
ja oraz tak samo jak ja, potrzebował tego spotkania.
-Wejdźmy do
środka, porozmawiamy i nacieszę się tobą.
Zadowolona ruszyłam
w stronę domu, ale dobry humor znikł równie szybko jak się
pojawił. Przypomniałam sobie o „kochanym” narzeczonym, który
rozmawiał z dziadkiem przy samochodzie. Wiedziała, że to nie wróży
nic dobrego, bo staruszek nagle posmutniał. W końcu skończyli
rozmowę, a Drago skierował się w stronę zagrody dla koni. Na
szczęście najważniejsza osoba była już przy mnie i poczułam się
bezpieczniej.
-Diego zostawił nas samych. Dołączy później,
bo chce porozmawiać, a w zasadzie omówić coś bardzo
ważnego. Z resztą domyślasz się o co chodzi- dziadek popatrzył
na mnie znacząco.
Przytaknęłam tylko na znak, że rozumiem. W
milczeniu weszliśmy do środka i cały smutek znikł-byłam w swoim
domu. Wszystko pozostało dokładnie takie samo, kiedy musiałam
odejść.Zasłony w słoneczniki, morelowy obrus na drewnianym stole
oraz zapach malin, który towarzyszył mi od dzieciństwa.
Kiedy byłam smutna lub narozrabiałam, dziadek zawsze robił
malinowa herbatę, wyjmował kruche ciasteczka i rozmawialiśmy. Im
byłam starsza, to rozmowy były dłuższe, ale uwielbiałam je.
Teraz schemat był podobny, lecz wiedziałam, że to już nic nie
zmieni w moim życiu.
Upiłam łyk herbaty i popatrzyłam na
dziadka. Myślał nad czymś intensywnie, aż w końcu odezwał
się.
-Mam nadzieję, że dobrze Ci w domu Montalvo?
-O ile
więzienie można nazwać domem, to tak.
-Cassie...Diego chce Cię
chronić. Uwierz, tak będzie...
-Chronić?! Przed czym, a może
raczej przed kim?! Nic już nie rozumiem, cała ta sytuacja jest
chora. Przecież mogliśmy oddać zwierzaki sąsiadom, a sami
przenieść się w inne miejsce. Myślę, że...że ucieczka jest
nadal możliwa- powiedziałam z nadzieją w głosie, ale dziadek
tylko pokręcił głową.
-To nie takie proste, jak myślisz.
Wszystkiego dowiesz się w sowim czasie, a wtedy zrozumiesz.
-Co
zrozumiem? Nie jestem już dzieckiem, przed którym trzeba
wszystko ukrywać- powiedziałam nerwowo tupiąc nogę.
-Niestety
tak się zachowujesz.
Tego było już za wiele. Wstałam do stołu
i podeszłam do okna. Starałam się uspokoić. A moje myśli
dosłownie szalały. Nie rozumiem czemu dziadek tak łatwo się
poddał i czemu był w stanie przebywać w towarzystwie tego typa?
Rozmowa z nim przychodziła mu tak łatwo, a ja nie potrafiłam
powiedzieć nawet „cześć”. O co w tym wszystkim chodziło?
Nagle usłyszałam chrząknięcie i skierowałam wzrok na drzwi. No
tak, mój koszmar powrócił, w dodatku na jawie.
-Myślę,
że nie przeszkadzam. Najwyższy czas porozmawiać o istotnych
sprawach.
Uuuuugg...jak ja nie znoszę tej jego pewności siebie.
Do tego jeszcze ten cwaniaczkowaty uśmieszek. W tym pomieszczeniu
jest stanowczo za ciasno dla jego przerośniętego ego.
Szanowny
narzeczony przysiadł wygodnie obok dziadka i spoglądał na mnie
bezczelnie. Podejrzewam, że gdyby mógł, to by się na mnie
rzucił. Wreszcie zdecydował się zaszczycić nas przemową.
-Ernesto
informowałem Cię, że zaszła istotna zmiana w naszych planach.
Chodzi o termin ślubu.
Przełknęłam głośno ślinę w obawie,
co tym razem wymyślił. Może przełożył termin? Tak! Tak! Może
musi wyjechać i wszystko ulegnie opóźnieniu? Najlepiej niech
wyjedzie na miesiąc, a jeszcze lepiej na dwa! Ha!
-Uważam, że
ślub powinien odbyć się w najbliższą sobotę. Im szybciej, tym
lepiej. Nie ma z czym zwlekać- powiedział, usmiechając się do
mnie.
W kuchni zapanowała cisza. Było słychać tylko nasze
oddechy,a w zasadzie mój przyspieszony. Czułam jak cała krew
się we mnie gotuje.
-Co Ty sobie wyobrażasz?! Idź do diabła! W
życiu się na to nie zgodzę!- wykrzyczałam mu prosto w
twarz.
-Cassidy opanuj się, to Twój narzeczony.
-Jak
możesz?! Nie broń tego mordercy, bo tym właśnie jest!
-Cassie,
powiedziałem coś!- dziadek dalej był po jego stronie.
-Spokojnie
Ernesto. Umiem sobie radzić z Twoją krnąbrną wnuczką- powiedział
ten typek śmiejąc się głupkowato.
-Krnąbrną?! Jesteś tego
taki pewny? To zaraz się przekonamy.
Chwyciłam szklankę, którą
miałam pod ręką i wylałam całą jej zawartość na ulubioną,
bielusieńką koszulę Pana Gnagsterki. Koszula pokryła się
szkarłatną plamą, a ja wybiegłam z tamtą z piskiem.
Biegłam
ile sił w nogach, ale wiedziałam, że mnie dogania. Jednak nie
chciałam się poddawać i pokazać, iż jestem słaba. Nagle
poczułam ręce na moich biodrach, a następnie mocne szarpnięcie.
Wreszcie świat wokół mnie zawirował i zanim się
zorientowałam, zwisałam głową w dół. Cholera, a co ja
jestem- worek ziemniaków?
-Bawisz się w tarzana?-
zapytałam z przekąsem.
-Wybacz, ale daleko Ci do Jane-
powiedział śmiejąc się na głos.
A niech go! Doprowadzał mnie
do szału. Zaczęłam bić go pięściami po plecach, ale nawet nie
drgnął.
-Prostak! Gbur! Cham!...-wyliczałam, ale przerwał
mi.
-Tak, tak. Możesz jeszcze dodać do swojej listy morderca,
gwałciciel i narkoman. Acha, zapomniałem o najważniejszym- w nocy
poluje na małe, rude wieówrki i wysysam z nich krew.
Już
miała się odgryźć, ale nie zdążyłam. Z hukiem wylądowałam na
tylnym siedzeniu tego grata, którego on nazywał samochodem.
Nachylił się nade mną oraz przycisnął palec do ust.
-Nie chę
słyszeć ani jednego słówka! Masz siedzieć cicho, bo
skończysz, jak jedna z tych wiewiór. Zrozumiano?!
Kiwnęłam
głową twierdząco, a Pan Gangsterka zatrzasnął za sobą drzwi.
Przeniósł się na miejsce kierowcy i odjechał z piskiem
opon. Cała droga przebiegła bardzo ekstremalnie. Dragon jechał jak
wariat, toteż nie omijał żadnej przeszkody. Mam wrażenie, że
robił to specjalnie, bo nawet z zapiętymi pasami podskakiwałam,
jak na gumowej piłce. W końcu znaleźliśmy się na terenie jego
posiadłości. Z samochodu pomógł my wysiąść z równym
„wdziękiem”, co wsiąść. Ciągnął mnie za sobą w kierunku
schodów, jak psa na smyczy. Nawet Agnes wycofała się do
kuchni, kiedy zobaczyła w jakim jest stanie, no i humorze. Mimo
wszystko, znalazła się osoba, która odważyła się stanąć
mu na drodze. Mianowicie ten pajac- Carlos. Swoją drogą, jak on się
ubrał? Zielona koszula, wokół szyi czerwona chustka,
fioletowe spodnie w kratę, no i te mokasyny. Nie wspomnę o
nastroszonych, różowych włosach. Jak ten cały gang się
rozpadnie, to prace w cyrku ma zaklepaną. Nie będzie musiał nic
robić, wystarczy spojrzeć.
-Dragon, jest sprawa!- z zamyślenia
wyrwał mnie głos Carlo.
-Co?
-No przecież mówię, że
jest sprawa.
-Nie jestem głuchy. Pytam, o co chodzi?!- Pan
Gangsterka był już wyraźnie wkurzony.
-Nie będę mówił
przy niej- powiedział i wskazał na mnie.
-Ej! Ja mam imię, Ty
różowa ropucho!-krzyknęłam wściekła próbując
wyrwać się z uścisku Diega, ale chwycił mnie jeszcze
mocniej.
-Spokój! Ok, masz rację Carlo. Agnes!
Nie
zdążyłam mrugnąć,a czarnulka już z nami była.
-Tak
Dragon?
-Zabierz Cassie na górę i zajmij się
nią.
Chciałam się sprzeciwić, ale Agnes mi nie pozwoliła.
Wzięła mnie pod ramię i zaprowadziła do pokoju. Nie miałam
ochoty z nią rozmawiać, ale jak widać ona miała na ten temat inne
zdanie.
-Co tym razem zrobiłaś? Dragon jest cierpliwy i uwielbia
Cię, ale widzę, że dałaś mu popalić. Dziewczyno, co...
-Możesz
się zamknąć?! Nie przyszło Ci do głowy, że nie mam ochoty
gadać?!
Czarnulka wytrzeszczyła na mnie oczy. Chyba po raz
pierwszy nie wiedziała, co powiedzieć.
-Ok, wystarczyło
grzeczniej.
-A teraz wyjdź. Chcę zostać sama-powiedziałam
kładąc się na łóżku oraz odkręcając do niej
plecami.
-Jasne-odburkeła.-Gdybyś czegoś potrzebowała, to
wołaj.- No i wyszła. Z pewnością się obraziła, ale nic mnie to
nie obchodziło.
Do samego wieczora nudziłam się zamknięta w
czterech ścianach. Panna Gaduła nie odwiedziła mnie ani razu, więc
pogniewała się na amen. Miałam dość tkwienia w jednym
pomieszczeniu, więc postanowiłam się wymknąć. Dragona nie było
i na pewno zabrał większość ludzi. Pozostali pilnowali terenów
na zewnątrz i wejścia. Zatem góra była tylko dla mnie.
Wymknęłam się po cichu z pokoju i znalazłam się na
nieoświetlonym korytarzu. Jakieś szmery dochodziły z dołu, ale
nie zwróciłam na nie uwagi. Na pewno Agnes robiła
obchód.
Zatrzymałam się przed dużymi, drewnianymi
drzwiami. Możliwe, że to sypialnia Diega lub inne pomieszczenie,
które należało do niego. Pociągnęłam za klamkę i
było...otwarte! Wślizgnęłam się szybko do środka, aby nikt mnie
nie zauważył. Rozejrzałam się dookoła i okazało się, że
znajduję w gabinecie Diega, który okazał się bardzo
stylowy. Podeszłam do biurka, aby zapalić lampkę, która
rzuciła zieloną poświatę na wnętrze. W oknie wisiały bordowe
zasłony, a miękki dywan był tego samego koloru. Ściany były
chyba czerwone, ale przeszkadzało mi światło lampy i nie byłam do
końca pewna. Pod ścianą stałą brązowa, skórzana kanapa,
a po bokach dwa fotele. Wydać Pan Gangsterka lubi wygodę. Usiadłam
przy biurku, bo postanowiłam w nim trochę poszperać. Na wierzchu
leżał tylko kalendarz oraz wieczne pióro, jednak w
szufladzie znalazłam coś ciekawego. W dłoniach trzymałam
czarno-białe zdjęcie w pozłacanej ramce, na którym
znajdowały się cztery osoby: kobieta, mężczyzna i dójka
dzieci. Najmłodszy chłopczyk, to na pewno Diego, poznałam po
czekoladowych oczach. W takim razie pozostałe osoby, to jego rodzice
i siostra. Co się z nimi stało? Agnes nigdy nie wspominała o jego
rodzinie. Odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce, ponieważ poczułam
się nieswojo grzebiąc w cudzej przeszłości. Mój wzrok
zatrzymał się na prostokątnej szafce z kluczami w zamku.
Otworzyłam ją i odkryłam...minibarek! Do tej pory nie piłam, ale
kiedyś musi być ten pierwszy raz. Wyjęłam kryształową karafkę,
a następnie kieliszki. Nie mam pojęcia co to było, ale śmierdziało
okropnie. Nalałam cały kieliszek i poszło...
****
Wróciłem
do domu późno po północy, toteż marzyłem aby
wreszcie się położyć. Udało się przeszmuglować cały towar,
ale wolę mieć na oku chłopaków. Moje myśli nadal krążyły
wokół Cassie oraz całego dzisiejszego wydarzenia. Ostro ją
potraktowałem, ale tym razem zasłużyła sobie. Nie zna mnie, a
krytykuje na każdym kroku, chociaż naprawdę się staram. Chciałem
iść do swojego pokoju, ale ktoś mnie powstrzymał.
-Dragon
zaczekaj.
-Agnes? Czemu jeszcze nie śpisz?
Czarnulka była
bardzo speszona i małomówna, a milcząca Agnes oznacza
kłopoty.
-Chodzi o Cassie...
-Co z nią?! Coś się
stało?!
-Nie! Tzn tak, a z resztą sam zobaczysz.
Agi
pociągnęła mnie za ramię, prowadząc pod drzwi gabinetu.
Otworzyła je, a w środku siedziała Cassie, a w zasadzie leżała w
fotelu. Na biurku stała karafka z resztą brandy. Zaraz, zaraz z
resztą?!
-Jest totalnie zalana. Przepraszam, nawet nie wiem,
kiedy i jak. Znalazłam ją w tym stanie i nie mogłam dać sobie
rady.
-Nie martw się, z nią trudno sobie pradzić nawet, jak
jest trzeźwa. Proszę, zostaw nas samych.
Gdy tylko drzwi się
zamkneły, podszedłem do mojej pięknej buntowniczki.
-Cassie
obudź się, idziemy do Twojego pokoju.
Czerwonowłosa zmrużyła
oczy i z grymasem na twarzy spojrzała na mnie. Podparła się na
poręczach fotela, a potem rozłożyła nogi na biurku.
-Oooo!
Wrróciłł mójj uukochanyy- powiedziała śmiejąc się
przy tym, jak szalona.- Może się ze mną naaapijesz? Albo nieee,
reszta dla mnie!
-Nic z tego królowo, Tobie już wystarczy.
Coś Ty najlepszego zrobiła?- powiedziałem i wyrwałem z jej
rąk karafkę.
-Jak to co? Zaalaałaam roobaka!- i znowu ten
chichot.
-Nazwałbym to inaczej, ale jeśli o to Ci chodziło, to
biedak już dawno się utopił. Chodź, idziemy spać.
-Ale tak
raazem? Ty śśświntuchu- z uśmiechem uwiesiła mi się na
szyi.
Próbowałem ją wyprowadzić, ale nie była w stanie
utrzymać się na nogach , więc potykała się na prostej drodze. W
końcu wziąłem ją na ręce, bo tak szamotać się, to mogliśmy do
białego rana. Miała tak króciutką koszulkę, że ledwo
zasłaniała bieliznę. Przełknąłem głośno ślinę i starałem
się skupić na czymś innym uwagę, ale Cassie nie ułatwiała mi
sprawy, jeżdżąc dłońmi po moim karku, a to było baaardzo
przyjemne. Wreszcie dotarliśmy do jej pokoju i z ulgą położyłem
ją na łóżku, ale nie sądziłem, że pociągnie mnie za
sobą i razem w nim wylądujemy. Gdyby nie była pijana, to już
dawno próbowałaby mnie znokautować, a tak mogłem bezkarnie
tulić ją do siebie. Wreszcie mój anioł usnął przytulony
do mnie.
-Wiesz, kiedy nic nie mówisz, to jesteś całkiem
milutka- powiedziałem i odgarnąłem czerwony kosmyk z jej
twarzy.
Nie zamierzałem stamtąd ruszać bez względu na
to, co mogło się zdarzyć się kolejnego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz