Co
można robić w piękną, gwieździstą noc? Z pewnością spać
smacznie, śniąc o niespełnionych marzeniach. Chyba jednak nie
wszyscy mieli takie plany, ponieważ było już późno po
północy, a światło w gabinecie Dragona nadal się paliło.
Szalona Cassie siedziała na podłodze i chichrała z każdego
wypowiedzianego słowa. Z kolei, Diego usadowił się na przeciw niej
oraz z niezwykłym rozczuleniem obserwował zachowanie ukochanej.
Zupełnie mu nie przeszkadzało, że jego żona odpłynęła do innej
krainy i raczej nie zdawała sobie sprawy, co wygadywała. Co kawałek
zasłaniała buzię, bo dostała czkawki, lecz dzikie konwulsje
doprowadzały ją do kolejnych napadów śmiechu. Dlatego też
,Dragon schował niepostrzeżenie butelkę z winę. Natomiast
czerwonowłosa była przekonana, iż trunek się skończył.
Chociaż,
początkowo naszej parze nie szło najgorzej. Dziewczyna dla żartu
zapytała męża, czy kiedykolwiek spał nago. Ten zrobił się
zielony na twarzy, ale musiał odpowiedzieć i to twierdząco. „No
co?! Błędy młodości!” mówił podniesionym głosem, a na
odwet nie trzeba było długo czekać. Gdy zapytał o rozmiar
stanika, doszło do małej szarpaniny, na szczęście szybko
opanowanej.
-Nooo...tooo...teeraaz...moojaa...kooleej-Cassie
zrobiła zeza i pomachała palcem przed nosem szatyna.-Uwaga!
Pyytaniee nr 5!
-Czemu z Tobą można pogadać tylko wtedy, gdy
jesteś pijana?-Diego pokręcił głową, opierając się o
biurko.
-A, kto powiedział, żee...żee jestem pijana? Hi! Hi!
Jasiębardzodobrzeczuję!-krzyknęła niewyraźnie.
-Z
pewnością.
-Cichoo! Bo pytam!-czerwonowłosa wyciągnęła się
na dywanie i zapatrzyła przed siebie. Trudno powiedzieć, co
zobaczyła, bo nic ciekawego poza ścianą tam nie było.
-To
już?
-Co już?
-No, Twoje pytanie. Szybko Ci poszło, nawet
nie zauważyłem, kiedy odpowiedziałem-szatyn prychnął ze
śmiechu.
Dziewczyna nadęła policzki ze złości oraz chwyciła
poduszkę, którą miała w zasięgu ręki i zdzieliła nią
żartownisia.
-Ej! Już dobrze! Poddaję się! Pytaj
skarbeńku-Diego próbował przybrać poważną minę, lecz
bardziej przypominał pewnego siebie cwaniaczka.
Jednak Cassie
udawała, że tego nie widzi, bo starała się skupić na kolejnym
pytaniu. Niby nie wypiła zbyt wiele, ale alkohol fatalnie na nią
wpływał. Tym bardziej, gdyż nie chciała przegrać, ponieważ
musiała by pocałować Dragona. Z jednej strony był to przyjemny
aspekt. Niestety tym samym, pokazałaby swoja słabość i właśnie
ta myśl krążyła po jej głowie, motywując do utrzymania silnej
woli.
-Ok, mam! Najgłupsza rzecz jaką zrobiłeś?-poważną minę
zastąpił złośliwy uśmieszek.
-Nie chcesz wiedzieć-Dragon
próbował się ratować.
-Ależ oczywiście, że chcę!
Chętnie usłyszę o Twojej porażce-przysunęła się bliżej
męża.
-Powiem tylko dlatego, że przystałem na tę głupią
grę.
-Nie no, pewnie!
Szatyn posłał jej wrogie spojrzenie,
mimo to, nie miał odwrotu.
-Dwa lata temu, podobnie jak teraz z
Tobą, założyłem się z Carlosem, który z nas więcej
wypije. Pajac wpadł na ten „świetny” pomysł, a zakład, to
zakład. Cała impreza zakończyła się koszmarnie. Wylądowałem w
rowie bez portfela i telefonu. Chociaż Carlo wyszedł na tym gorzej,
bo stracił Agnes. Nakryła go z jakąś cizią w łóżku,
chociaż zaprzeczał, że do niczego nie doszło.
Cassie wyglądała
na zaskoczoną, ponieważ wreszcie poznała historię, do której
próbowała dotrzeć.
-A Ty, jak sądzisz?-zapytała
niepewnie.
-Moje zdanie w tej sprawie, raczej nie jest
ważne.
-Pytam z ciekawości-zrobiła maślane oczka, przecz co
Diego poczuł, iż jego serce topnieje.
-Ech...nie wiem, materacem
nie byłem. Z drugiej strony, panna wyglądała na niezłą ździrę,
a żeby przespać się z takim wypłochem trzeba mieć nieźle w
czubie.
Tym razem czerwonowłosa chichotała nie mogąc się
powstrzymać. Nagle wzięła kieliszek, który wcześniej
postawiła na podłodze oraz jednym tchem wypiła całą zawartość.
Po kilku sekundach, policzki naszej bohaterki zarumieniły się, a
wzrok błądził po gabinecie. Z kolei, Diego opadła szczęka i
podrapał się po głowie. Chwycił ukochaną za ramiona, potrząsając
delikatnie.
-Cassie, żyjesz?
-Ehe...
-Czyli nie
żyjesz-powiedział jakby sam do siebie.-Teraz ja miałem zadać
pytanie, słyszysz?!-krzykną z wyrzutem, lecz jego żona wyglądała
na śpiącą.-Skarbeńku, nie usypiaj.
-Hę?...-dziewczyna
jęknęła, a jej powieki zapadały się coraz bardziej.
-Cassie,
nie!-chłopak nie poddawał się, jednak na próżno. Oczy
małej złośnicy zaszły mgłą i upadła mu wprost na kolana.-No,
to sobie poromansowałem-mruknął niezadowolony, lecz na jego twarzy
ponownie zagościł uśmiech.-Było pięć pytań, czyli wygrałem!
Oj Cassie, co ja z Tobą mam- wziął ją na ręce oraz zaniósł
do pokoju.
****
Kolejny
dzień w domu Montalvo mógł przynieść tylko następne
szaleństwa.
Zajrzyjmy zatem do naszego drogiego Carlosa. Otóż
pajac, a właściwie ex-pajac gimnastykował się przed lustrem już
od godziny, bo nie wiedział, w co się ubrać. Bardzo chciał
zaimponować Agi, ale troszkę się pogubił w stercie nowych ubrań.
Ten krawat do niebieskiej koszuli, tamten do białej...zwariować
można! Znacznie łatwiej było założyć ulubione dresy, koszulę w
groszki oraz wygodne mokasyny. Natomiast pantofle, które teraz
miał na sobie, choć eleganckie i wypucowane, cholernie uwierały.
Blondyn usiadł na łóżku, ciężko wzdychając. Wreszcie
wbił się w ciemne jeansy, które podrzuciła mu Cassie.
-Skąd
ona to wytrzasnęła? Nie! Niee...niemożliwe-chłopak odrzucił
myśl, że mogą należeć do jego przyjaciela.
Strach się bać,
co mógłby mu odstrzelić, gdyby faktycznie były jego. Mimo
to, iż Carlo oddał koszulę wypraną oraz wyprasowaną, to oberwał
porządnie. Przecież wiewióra, oj przepraszam, od niedawna
wiewióreczka, podwędziła te fatałaszki. Jednak teraz nie
był w stanie się na nią gniewać, ponieważ dzięki niej odzyskał
Agnes. Zdawał sobie sprawę, że już zawsze będzie miał dług
wdzięczności. Dlatego postanowił, że przynajmniej podziękuje, a
tym samym zakopie topór wojenny .
Blondyn ostatni raz
rzucił okiem na swoje odbicie w lustrze, lecz w dalszym ciągu nie
rozwiał swoich wątpliwości. Czy aby na pewno dobrze
wygląda?
Chłopak wymknął się ostrożnie z pokoju, ponieważ
nie chciał zwracać na sobie uwagi. Niestety Cassie nie było w
salonie, ani w kuchni, jak wcześniej przypuszczał. Z resztą, w
kuchni nie krążyła nawet czarnulka.
-Ale jestem głupi!-klepnął
się w czoło.-Jest niedziela! Na pewno jeszcze śpią.
Carlos nie
miał nic innego do roboty, więc postanowił sprawdzić teren. Na
nieszczęście wpadł na Mike'a, który zaniemówił z
wrażenia.
-Ca...Carlos? Chłopie! Ale się wystroiłeś, jakaś
impreza się szykuje?
Biedak spuścił wzrok i włożył ręce do
kieszeni, o mało nie zrobił w nich dziury. Poczuł się znacznie
gorzej, niż wtedy, gdy naśmiewano się z jego poprzedniego
wyglądu.
-Coś Ci nie pasuje? Nie ma żadnej imprezy! Wyglądam
normalnie!
-Uj, co Cię tak złości?-Mike zdziwił się.-A może
podwędziłeś te wdzianko Dragonowi? Jasne! Dlatego tak się
denerwujesz!-klasnął w dłonie, śmiejąc się szaleńczo.
Carlo
miał wrażenie, iż ten wściekły chichot rozwala mu bębenki. Miał
ogromną ochotę rozstrzelać kolegę.
-Zabierz się do roboty, bo
widzę, że z nudów Ci odbija!
-Jest niedziela, nie muszę
nic robić.
-Owszem, musisz! W imieniu Dragona, to ja wydaję
polecenia! Zapie*aj do stajni! Nasi czterokopytni przyjaciele mogą
mieć mały nieporządek.
Mike wyglądał na załamanego. Gdyby
wiedział, co go spotka za zwyczajny żart, wówczas prze nigdy
by się nie odezwał. Niedoszły dowcipniś odwrócił się na
pięcie i niczym skazaniec poszedł wykonać rozkaz Carlosa, który
nadąsał się oraz zawrócił do domu.
****
Budzik
dzwonił już chyba po raz setny, doprowadzając mnie do szału.
Złapałem te piekielne urządzenie i rąbałem nim o podłogę.
Rozwalona sprężyna zadyndała, co dało mi większą satysfakcję.
Wczorajszy wieczór z Cassie był wyjątkowy. No, może troszkę
groteskowy, ale było miło. Chociaż, moja żona pewnie nic nie
będzie pamiętać. Jednak parę rzeczy zamierzam jej przypomnieć.
Oczywiście upomnę się o nagrodę! Obiecała, więc będzie musiała
dotrzymać słowa.
Wreszcie staszczyłem się z łóżka, bo
wstaniem tego nie można nazwać. Powłóczyste ruchy
zaprowadziły mnie do łazienki. Dopiero po prysznicu orzeźwiłem
się wystarczająco, aby znów myśleć logicznie. Poza tym,
miałem ochotę na porządne śniadanie, ponieważ kolację
spenetrowała Cassie. Skąd mogłem wiedzieć, że się
zdenerwuje, gdyż nie potrafi jeść pałeczkami i wszystko
wyrzuci.
Po kąpieli wskoczyłem w dżinsy oraz ulubioną białą
koszulę. Chyba powinienem unikać czerwonowłosej, bo kiedy zetknie
się moimi ubraniami, to zawsze kończy się katastrofą. Po chwili
byłem gotowy i wyszedłem z pokoju. Tuż przy schodach przed samym
nosem śmignęła moja żona. Prawie oberwałem w twarz jej lokami,
ale nawet to jej nie zatrzymało. Miałem wrażenie, że frunie po
stopniach w białej, długiej sukience na ramiączka. Falbanki
unosiły się delikatnie, co jeszcze bardziej mi się podobało.
Chciałem za nią krzyknąć, lecz w tym momencie do salonu wbiegł
Carlos z dzikim rykiem.
-Wiewióreczko! Uwielbiam Cię!-wziął
Cassie na ręce i ściskał, jak przytulankę.
Cholera, gdzie on
te łapy pcha?!
-Naćpałeś się człowieku?!-zaczęła się
szarpać.
-Nie, Agnes do mnie wróciła-pajac
sprostował.
-Aaaa!!! To cudownie!-chwyciła go za ręce i oboje
podskakiwali, jak dwie małpy.
-No masz! Przecież, to się nie
może dziać naprawdę.
-Możecie mi wytłumaczyć ten
cyrk?-wysiliłem się na spokojny ton.
-Bracie!-Carlo rzucił się
na mnie, wieszając na szyi.-Szczęście do mnie wróciło.
-Rozumiem,
że jest nim moja żona?
Blondyn najpierw osłupiał, a potem wbił
we mnie ślepia. Nagle zaczął się trząść ze śmiechu.
-Cassie,
Dragon oszalał-zagadnął do czerwonowłosej, ale nic się nie
odezwała.
Spoglądała jedynie w moją stronę i była dziwnie
spokojna. Jeszcze przed chwilą robiła hałas na cały dom, a tu
mamy zmianę o sto osiemdziesiąt stopni. Miałem wrażenie, że tym
razem jej wzrok był jakiś inny, tak jakby czuły...Niemożliwe! Z
głodu zaczynam wygadywać głupoty. Spróbowałem skupić
uwagę na czymś innym. Akurat los chciał, iż padło na Carlosa.
Musiał zauważyć, bo wyglądał na przestraszonego, tylko
dlaczego.
-To Twoje spodnie?-zapytał, łamiąc język.
-Nie,
nie noszę obcisałek-odpowiedziałem zupełnie
szczerze.
-Wiedziałem, że coś jest nie tak-podrapał się po
głowie.
-A nie pomyślałeś po prostu o większym
rozmiarze?
-Dragon, jesteś geniuszem!-pajac znowu próbował
mnie uściskać, ale wymigałem się.-Zresztą, to Cassie dała mi te
spodnie-niczym małe dziecko wskazał na mojego skarba.
-A, co
ja?! Nie mam centymetra w oczach!-wybuchła ze złości.-Idę na
śniadanie, a wy się do mnie nie zbliżajcie!-pogroziła palcem i
poszła do kuchni.
Chwilunia! Jak, to nie zbliżajcie? Mam gdzieś
Carlosa, ale ja chcę moją nagrodę! Nic mnie nie powstrzyma.
Cassie
właśnie kończyła pałaszować tosta, a Agnes nalewała kawę do
kubków. Właściwie poza nędznymi tostami, nie było nic
innego.
-Co na śniadanie?-zapytałem dla pewności.
-Nie
widzisz? Tosty-Agnes wskazała ręką.-Nie moja wina, że Twój
pomocnik nie pojechał ze mną na zakupy. W sobotę zawsze
uzupełniamy zapasy, a tak lodówka jest pusta. Na obiad będą
kiełki-wzruszyła ramionami.
Możecie sobie wyobrazić moją
minę. Taka informacja z rana znaczy dla mnie tyle samo, co wszystkie
plagi egipskie. Mój mózg zdążył przetworzyć sto
sposobów na zabicie Carlosa. Tylko sto? Dal niego zrobię
wyjątek, dam radę i tysiąc!
-Można prosić czekoladę?-jakieś
zadośćuczynienie należało mi się.
-Skończyła się-czarnulka
powiedziała triumfalnie.
To jakiś koszmar! Odechciało mi się
jeść! Zresztą i tak miałem coś załatwić-poderwałem się od
stołu, aby jak najszybciej znaleźć się w aucie. Zaplanowałem
wyjazd do Roblesów, więc mogłem zrobić to od ręki. Jednak
zanim zareagowałem, Cassie przylgnęła do mojego ramienia.
-Jadę
z Tobą-zapiszczała beztrosko.
-Nic z tego, nie możesz!
-Nie
pytam o zgodę. Jadę i koniec.
-Nie pojedziesz, jasne?!-wkurzyłem
się na serio. Nie mogłem pozwolić, żeby dowiedziała się o
Roblesach. Obiecałem im, że nikt nie będzie wiedział o moim
wsparciu.
-Jeszcze zobaczymy-ruszyła pędem w stronę
drzwi.
Pobiegłem za nią, lecz usadowiła się w samochodzie oraz
pomachała mi, robiąc przy tym głupawe miny. Przecież, jak
spróbuję ją wyciągnąć, to zrobi aferę na pół
miasteczka, o ile nie na całe. Usiadłem za kierownicą i spojrzałem
na Cassie-jeszcze takie rozbawionej jej nie widziałem.
-No,
odpalaj te furę-zapięła pas, włączając radio.
****
Siedziałam
w samochodzie obok Diega oraz stukałam palcami o szybę w rytm
muzyki. Atmosfera była dziwnie napięta, bo mój mąż
milczał. Jednak czuła, że chciał coś powiedzieć. Skierowałam
wzrok na drogę i zorientowałam się, iż nie prowadzi do miasta,
toteż moja ciekawość wzrosła.
-Pamiętasz wczorajszy
wieczór?-Dragon odezwał się wreszcie.
-Yyy...a
powinnam?
-Przegrałaś zakład, skarbeńku-odparł
zadowolony.
-No popatrz, nic takiego sobie nie przypominam-kurcze!
Miałam nadzieję, że odpuści.
Niestety, wszystko bardzo dobrze
pamiętałam..
-Tak myślałem, dlatego wolałem Ci przypomnieć.
Czekam na nagrodę.
-Poczekaj, ja Ci dam nagrodę...-mruknęła
pod nosem, ale ten burak. No, przystojny burak, usłyszał.
-Mam
taką nadzieję-uuughhh...jak on mi działa na nerwy.
Przywarłam
głową do szyby, bo inaczej musiałabym udusić tego...tego
bezczelnego, aroganckiego, uroczego. Stop! Za nic w świecie
uroczego!
Ku mojej radości Diego skręcił w bok, aż wreszcie
zatrzymał auto. Wysiadła pierwsza, więc od razu zaczęłam się
rozglądać. Okolica była przyjemna ze względu na zieleń, która
ją otaczała oraz rzekę. Domyśliłam się, że musimy być po
drugiej stronie rzeki, ponieważ nigdy tu nie byłam. Odwróciłam
się i dostrzegłam niewielki domek z ogródkiem pełnym
kwiatów. Zastanawiało mnie jedynie, po co Pan Gangsterka tu
przyjechał? Niestety ocknęła się zbyt późno, bo mój
mąż zastawił mi drogę tak, że przylgnęła całym ciałem do
maski.
-Czekam na całusa-zamrugał brwiami.
Sparaliżowało
mnie, jak tylko zrozumiałam sens jego słów.
Diego!-nagle
usłyszałam radosny pisk małego dziecka.
Drobne rączki
przetorowały sobie drogę, aby znaleźć się w ramionach Pana
Gangsterki. Okazało się, że intruzem był mały chłopiec, chyba
dziesięcioletni. Miał czarne, kręcone włosy oraz oczy w tym samym
kolorze. Ubrany był w zieloną, lecz trochę wyblakłą koszulkę i
wytarte jeansy. Zresztą buty też pozostawiały wiele do życzenia.
Najbardziej zaskoczyła mnie jego reakcja na bruneta. Patrzył na
niego z takim podziwem, jak na bohatera.
-Kto to jest?-chłopiec
wskazał na mnie.
-To moja żona, Cassie-wyjaśnił
Dragon.-Cassie, poznaj Manola, mojego małego przyjaciela.
Byłam
tak zaskoczona, że nie potrafiłam wykrztusić żadnego słowa.
Jednak Manolo okazał się bardzo otwarty.
-Ale ładna! Schylisz
się?-pokiwał do mnie palcem.
Zrobiłam to, o co prosił, bo nie
spodziewałam się całusa w policzek. Stałam, jak słup soli, a
psotnik zwiał do domu.
-Bywa zbyt bezpośredni-Diego powiedział,
patrząc w stronę furtki.
Poszłam jego śladem i zobaczyłam
starszą kobietę. Pomachała w naszą stronę, a mój mąż
wziął mnie za rękę, więc podreptałam za nim nieśmiało.
-Tak
się ciesze, że mogę ją poznać-Pani Robles była wyraźnie
zachwycona moją osobą.
Weszliśmy do domu, ale Manolo zajął
się Dragonem, namawiając do gry w piłkę. Dlatego gospodyni domu
„zaopiekowała się” mną.
-Ach kochaniutka, jestem taka dumna
z Diega, że tak dobrze wybrał-kurcze, znowu poczułam się, jak
dziwadło.-Pamiętam, gdy był nastolatkiem. Trudno było do niego
dotrzeć i zawsze chodził swoimi drogami. Przyjaźnił się z córką
Robinsonów, jak jej tam było...-kobieta zmarszczyła
czoło.
-Agnes?
-Tak! Masz racje! Urocze stworzenie, ale
strasznie hałaśliwe-hmmm...polemizowałabym na ten temat.-Później
zaczęło mu się dobrze powodzić i pomaga nam, chociaż
niepotrzebnie. Czuję się nieswojo, ale kocham tego chłopaka jak
syna. Ach kochaniutka, żebyś wiedziała, jak on Cię kocha.
POMOCY!
Po co, ta kobieta mi to wszystko opowiada?! Wolę myśleć, że Diego
jest chociaż trochę zły, a takie przykłady wcale nie były
pomocne. Za chwilę wyjdzie na jaw, iż nie jest gangsterem, a mnie
mianują wyrodną żoną!
Nie wiem, kiedy ocknęłam się od
słuchania opowieści starszej pani, bo dopiero wrzaski Manola
przywróciły moją duszę do świata żywych. Natomiast Drago
wyglądał, jakby go stratowało stado dzikich kotów, dysząc
za chłopcem niczym smok.
-Może napijecie się czegoś-Amelia po
raz kolejny próbowała nas uszczęśliwić.
-Czekolady,
jeśli można.
No jasne, cały mój mężuś. Łakomy
głupek!
-Ja poproszę herbatę malinową-odpowiedziałam przez
grzeczność.
Napoje pojawiły się błyskawicznie na stole, toteż
Diego przysiadł się, a właściwie usiadł na przeciwko. Z kolei
sprytny Manolo klapnął obok mnie z ogromnym wyszczerzem.
-Cassie,
naprawdę jesteś żoną Diega?
-Tak-powiedziałam całkiem
spokojnie oraz upiłam łyk herbaty.
-To czemu nie jesteś w
ciąży?
Niech to szlak! Dzieci teraz stanowczo za szybko
dorastają! Dragon miał pecha, że był w moim pobliżu. Wyplułam
całą zawartość, którą miałam w ustach wprost na jego
koszulę. Cholera, białą koszulę!
-Nienawidzę malinowej
herbaty!-z rozpaczą patrzył na kochaną koszulkę.-Wracamy!-wrzasnął
wściekły, a Pani Roble miała oczy wielkości spodków
kosmicznych.-Przepraszam Amelio, jeszcze do was zajrzę. Cassie, do
samochodu!
Z jednej strony było mi go żal, lecz miałam ochotę
płakać ze śmiechu. Oczywiście wsiadłam do auta, udając
posłuszną żonkę. Dieguś rzucał gromami na prawo i lewo, więc
postanowiłam wyrazić skruchę.
-Nabroiłam?
-Niee, skąd.
Najwyżej zamalujesz to lakierem do paznokci.
-A wiesz, że to nie
głupi pomysł?
-Cassie!
-Wiem, mam siedzieć cicho-ups, chyba
się nie udało.
****
Dave
stał oparty o ogrodzenie oraz wpatrywał się w jeden punkt,
przygryzając słomkę od trawy. Przed jego oczami zatrzymał
się jeden widok, mianowicie czerwone loki powiewające pod wpływem
wiatru. Niestety Cassie była obiektem, który tak namiętnie
obserwował. Niby ją pilnował, ale czy w tym wypadku potrzeba była
ochrona? Niekoniecznie, gdyż dziewczyna siedziała z Agnes na
werandzie i zwyczajnie plotkowały. Poza tym, w pobliżu kręcił się
Carlos, ale bardziej przez wzgląd na czarnulkę. Mimo to, brunet nie
mógł oderwać wzroku od żony szefa. Trudno stwierdzić, co
chodziło po jego głowie, lecz z pewnością nic miłego. Wyraz
twarzy miał, jak zawsze poważny, a dłonie zaciśnięte w
pięści.
-Podoba Ci się, co?-Zack pojawił się nie wiadomo
skąd, a ton jego głosu świadczyło z zwyczajnej kpinie.
Oparł
się plecami o barierkę i uśmiechnął łobuzersko
-Jesteś
nienormalny! Pilnuję Cassidy, nie widzisz?
-Jasne. Słuchaj, mogę
Ci pomóc zdobyć tę małą-powiedział tuż przy uchu Dave'a,
a ten miał wrażenie, że słyszy syk jadowitej żmii.
-Sam
rozwiązuję swoje problemy, nic Ci do tego!-warknął
nieprzyjemnie.-Wiesz, co Ci grozi, jeśli powiem Dragonowi o Twojej
„przyjacielskiej” propozycji?
Zack skrzywił się, lecz po
chwili zacisnął dłoń na ramieniu bruneta.
-O nie przyjacielu,
to Ty będziesz w nieciekawej sytuacji, jak opowiem o zdarzeniu w
piwnicy. Jak to wytłumaczysz? Nadmierną troską? No właśnie,
szefunio wywali Cię na zbity pysk i zdechniesz na ulicy.
Dave
zmieszał się bardzo, a na jego twarzy malował się strach.
-Nie
chciałem jej skrzywdzić-tłumaczył szybko.-Przecież wiesz!
-Może
wiem, a może nie-Zack pokręcił głową oraz spojrzał przebiegle w
stronę Cassie.-Nie wchodź mi w drogę Dave, a wszystko zostanie po
staremu. Zgoda?- wyciągnął rękę, a brunet uścisnął ją, lecz
zaraz odepchnął „kolegę”.
-Jesteś gnidą.
-Owszem, ale
mała poprawka przyjacielu-wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo.-
Obaj jesteśmy tacy sami. Ty chcesz zaliczyć żonę szefa, a ja...No
cóż, to już mój mały sekret-odwrócił się na
pięcie i powolnym krokiem ruszył w stronę stajni.
Dave był
wściekły, ale na samego siebie. Dał się łatwo podjeść takiemu
smarkaczowi, dlatego nie mógł tego znieść. Faktycznie, Zack
odkrył prawdę- Cassie podobała mu się od zawsze. Niestety była
zakazanym owocem, który kusił każdego dnia. Nie potrafił
zmienić uczuć, które powoli stawały się obsesją...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz