poniedziałek, 18 lutego 2013

XI Larwa z wielkim biustem


Z samego rana odebrałem telefon, który zwiastował „cudowną” wiadomość. Jeden z inwestorów za wszelką cenę chciał, aby jego kochana córeczka spędziła tydzień na moim ranczu. Stwierdził, że będzie to dla niej nowe doświadczenie oraz zapoznanie z życiem na wsi. Przenigdy nie słyszałem takich głupot, chociaż nic nie tracę. Niech smarkula przyjedzie i spędzi trochę czasu na łonie natury. A, zapomniałbym o zdobyciu doświadczenia, cokolwiek miało to znaczyć. Nawet wiem z kogo zrobię nianię-tak, Carlos świetnie się nadaje. Małej na pewno spodoba się wujek-pajac, tylko trzeba będzie wrócić przez ten czas do jego starego image.
Poinformowałem wszystkich o całym przedsięwzięciu i zareagowali pozytywnie. Carlo był zachwycony, bo chociaż przez chwilę mógł przyodziać ulubione dresy. Poza tym, biegał po całym domu jak wariat, ponieważ ściągał ze strychu jakieś graty. Nasz gość miał się pojawić tego samego dnia, więc wysłałem Alexa z Mikem na lotnisko. Cholera, zapomniałem zapytać, ile lat ma latorośl pana Martineza. No nic, lepiej sobie przypomnę jej imię...yyy...coś na „I”...Inez! Biedne dziecko, jest od tego jakieś zdrobnienie?
Zszedłem na dół, a w salonie blondyn przechodził samego siebie. Porozwalał wszystkie gałgany, a na ręce pozakładał stare kukły.
-Manamana!-krzyknął, machając tymi cudakami przy mojej twarzy. Mało brakowała, a wydłubałby mi oczy.
-Chcesz, żeby dzieciak miał uraz do końca życia?! Ja już mam!-zdenerwowałem się, bo jak smarkula poskarży się tatusiowi, to klękajcie narody.
Niestety blondy nie wziął sobie do serca tych obiekcji, toteż zostawiłem go w „mapetowym” świecie i udałem się do kuchni. Z kolei tam atmosfera była grobowa, delikatnie powiedziawszy. Agnes siedziała przy stole z miną seryjnego mordercy, aż bałem się odezwać.
-Dlaczego to zrobiłeś? Był prawie normalny-powiedziała z wyrzutem.
-Prawie, a to robi wielką różnicę-próbowałem zażartować, lecz skutek był odwrotny.
Czarnulka rąbnęła pokrywką o podłogę, którą chwyciła z blatu kuchennego. Miałem wrażenie, że z jej uszu zaraz pójdzie dym.
-Siostra, przepraszam. Później wszystko wróci do normy. Zrozum, robię to wyłącznie w dobrej wierze.
-Taaa...jasne-burknęła pod nosem.
-A tak w ogóle, gdzie jest Cassie?-zapytałem, bo jakoś za spokojnie było.
-Zamknęła się w swoim pokoju-Agi westchnęła ciężko.-Miała jakieś starcie z Davem, znowu. Uważam, że coś jest nie tak.
Musiałem przyznać jej rację, bo Cassie panicznie bała się z nim zostawać. Cholera, na początku nie zwróciłem na to uwagi, zwalając winę na charakter czerwonowłosej. Chyba byłem w błędzie.
-Nie martw się, zajmę się tym. Najpierw uporam się z wizytą córki Martineza.
-Trzymam Cię za słowo-pogroziła mi palcem, puszczając oczko.
Ufff, chociaż trochę ją rozbawiłem. Z drugiej strony, przejąłem się sprawą mojej żony. Musiało wydarzyć się coś poważnego, skoro zamknęła się w swoim pokoju. Wolałbym wyjaśnić to od ręki, ale w tym momencie nie wypadało.
Usiadłem w salonie, aby poczekać na mojego gościa, lecz Carlo doprowadzał mnie do szału. Wymachiwał pacynkami na wszystkie strony, a na koniec przytachał konia na biegunach! Litości! Nagle drzwi otworzyły się i moim oczom ukazało się dziwo natury w postaci dorodnej nastolatki. Przecież, to miała być urocza dziewczynka! Zamiast tego, przyjechało dziewczę z natapirowanymi włosami w kolorze marchewki. Spódnica ledwo zasłaniała jej tyłek, a wyżej wolałem nie patrzeć. Jedynie Mike i Alex wyglądali na zachwyconych. Ach...szli z tyłu.
Carlos miał minę, jakby zobaczył Yeti. Zerwał się z podłogi, przy tym o mało nie zabił się o własne nogi oraz sprytnie ukrył się za plecami Agi. Natomiast czarnulka zmierzyła Inez wzrokiem, a później zerknęła na mnie, jak na jakiegoś wyrzutka. Jednak najgorsze miało dopiero nastąpić. Odwróciłem głowę w stronę schodów, bo usłyszałem stukot obcasów. Oczywiście, to była Cassie. Stanęła obok Agnes, opierając ręce na biodrach i z pokerową twarzą patrzyła na wszystkich. Jeśli kiedykolwiek moje notowania wzrosły, to w tym momencie równały się zeru. W skali od 0 do 10 dostałem minus 100.
-Inez?-zapytałem dziewczynę dla pewności.
-Jasne, że ja! Jesteś Diego? Przystojniak!-zaszczebiotała, a moje biedne bębenki zadrżały.
-Witaj w moim domu-uścisnąłem jej dłoń.-Pozwól, że Ci przedstawię...
-Nieważne! Później przedstawisz mi służbę.
Nie dość, że mi przerwała, to jeszcze wzięła pod ramię, jakbym był jej starym znajomym.
-Masz jakiś gabinet, prawda? Więc chodźmy, a z chęcią napiję się kawy.
Czy mi się zdaje, czy właśnie zostałem zdominowany? W dodatku przez paskudną gówniarę!
Nie zdążyłem powiedzieć A, bo Inez już ciągła mnie na górę. Na plecach czułem wściekły wzrok przyjaciół. Gdy będą chcieli mnie po wszystkim zabić, to zrozumiem.

****
Miałam wrażenie, iż odgrywam główną rolę w jednym z moich koszmarów. Marchewkowe straszydło molestowało Dragona, a on nic z tym nie robił. Mało tego, stał jak słup soli, gapiąc się na silikony tej całej Inez. Właściwie, co to za imię? Kojarzy mi się tylko z jednym, ale przemilczę. Miałam ochotę powyrywać jej kłaki, gdy nazwała pozostałych służbą, w tym mnie! Już ja Cię obsłużę...
-Co, to było?-Agi wybałuszyła oczy.
-Larwa z wielkim biustem-stwierdziłam, jak wcześniej pomyślałam.
-Dobrze trafione, wiewióreczko-Carlo wyszczerzył zęby.
-Wiesz co, już wolałam wiewiórę.
-Myślicie, że się w niego wessie?-blondyn kontynuował swoją „inteligentną” wypowiedź.
-Ej! Jestem jego żoną i wszystko słyszę!
-Bez komentarza-mruknął.
-Carlos!!!-obie wrzasnęłyśmy na pajaca, a on zasłonił głowę poduszką.
-Odpowiadając na Twoje pytanie, jak Dragon wyssie jej botoks i padnie trupem, to Ty będziesz go reanimował!-wykręciłam się na pięcie i poszłam do kuchni.
Naturalnie tamci dwoje pobiegli za mną, bo cóż mogli zrobić. Nie reagowałam na ich durne miny, tylko ustawiłam filiżanki na tacy, wsypałam kawę oraz nastawiłam czajnik z wodą.
-Co, Ty wyprawiasz?-Panna Gaduła odważyła się zapytać.
-Jak, to co? Kawę dla Dragona i jego gościa, przecież miał przedstawić służbę-zebrało mi się na śmiech, więc zachichotałam.
-Już się boję-Carlos zbladł i zapchał sobie buzię ciastkiem, które leżało na stole.
-Zostaw!-Agi strzeliła go w łapska, gdy chciał wziąć następne.-Miały być dla tej małej, co wreszcie małą nie jest...nieważne. Nie ruszaj!
-No właśnie, czyli już nie są. Poza tym, mogłoby jej wejść w biodra-powiedział oblizując paluchy.
Zerknęłam na czarnulkę, a ona na mnie.
-Dawaj!-wyrwałyśmy mu z rąk te cholerne ciastka, niczym dwie hieny głodne zemsty.
Już po chwili wędrowałam do gabinetu z tacą pełną smakołyków. Oczywiście wścibska parka skradała się za mną. Bez pukania wkroczyłam do środka, a drzwi zatrzasnęłam nogą. Nie wiem, ale miałam dziwne wrażenie, iż w tej samej chwili coś jęknęło i bardzo przypominało głos Carlosa. Potem nastąpił wielki huk, a później wszystko ucichło.
Postawiłam przed zaskoczonym Diegusiem kawę, opierając się swobodnie o biurko.
-O kawa, jak miło-Larwa zapiszczała, podciągając sobie kieckę.-No, to możesz iść-machnęła na mnie ręką.
Zamiast tego, ostentacyjnie przecisnęłam się obok niej, aby usiąść na kolanach mojego mężusia, który chyba schodził na zawał.
-Ej, lalka! Coś Ty za jedna?-panna Martinez zamlaskała gumą.
-Jestem żoną Diega-pociągnęłam szatyna za policzek.-Mój misio pysio-tym razem poczochrałam jego włosy.- Zapomniał Ci powiedzieć? Oj, to na pewno z nerwów. Chociaż większe problemy ma z si...-nie zdążyłam powiedzieć, bo Dragon zasłonił mi usta dłonią.
-Inez, chciałem Ci przedstawić Cassie, ale mi nie pozwoliłaś-cmoknął mnie w policzek oraz zabrał pazury z buzi.
Niestety zrobił to tylko dlatego, ponieważ przykleił je do moich ud. Zacisnęłam zęby, żeby nie dać się sprowokować.
-Może napijesz się kawy, bardzo się starałam-podałam piersiastej filiżankę, ale niechcący ręka mi zadrżała, toteż wszystko wylało się na jej mikro topik.
Krzyczała tak, jakby się paliło. Oj, może było trochę gorące, żadna tragedia. Chyba, że jej implanty się rozpuszczą i kasa, którą tatuś przeznaczył utonie w plastiku i to dosłownie.
Inez wybiegła z gabinetu, a przy otwieraniu drzwi po raz kolejny usłyszałam huk połączony z jękiem. Dumna z siebie poprawiłam włosy, aż poczułam ból w nadgarstku. Dragon posadził mnie na biurku.
-Co to miało być?-pstryknął palcem w mój nos.-Sprawdzasz, jakie są granice ludzkiej możliwości? I z czym mam problem? Chętnie rozwieję Twoje wątpliwości-zaczął rozpinać moją bluzkę.
Próbowałam się wydostać się z jego objęć, ale był zbyt silny. Wreszcie ugryzłam go i udało mi się wyswobodzić.
-Zajmę się gościem-rzuciłam na odchodne.
Z kolei Diego klął pod nosem, lecz nie bardzo się przejęłam. Przy wyjściu prawie się przewróciłam, a przeszkodą okazał się Carlo, który leżał na podłodze oraz trzymał się za nos. Ha! Kara za podsłuchiwanie! Naprawdę zabawny dzień dziś mamy. No, to ja idę szukać Inez. Biedaczka się zgubi albo połamie i będziemy musieli odesłać ją tatusiowi w kawałkach.

****
Niech piekło pochłonie dzień, w którym zgodziłem się na przyjazd Inez do tego domu. Od tamtego czasu nie posiadałem prywatności ani kąta, gdzie mógłbym schować się przed tym kołchozem.
Carlo chodził ze spuchniętym nosem oraz wyręczał się innymi, kiedy kazałem mu się zająć tą upiorną dziewuchą. Agnes nie odzywała się do mnie, pewnie nadal była wściekła, bo jej ukochany musiał pilnować ponętnej nastolatki. Natomiast Cassie...jej zachowanie było najdziwniejsze. Chyba zrobiła się zazdrosna, ale o mnie? Zbyt abstrakcyjne pojęcie, żeby zmieściło się w głowie.
Wracając do mojego „sympatycznego” gościa, to zacząłem tracić zdolność do myślenia, którą zastąpiły mordercze zapędy. Jednak, co mogłem zrobić? Już widziałem tę wizję, jak wmawia tatusiowi, że ją molestowałem. Nigdy w życiu! Nawet patykiem bym nie tknął. Chociaż czerwonowłosa miała odmienne zdanie, gdyż ciągle słyszałem jakieś docinki. „Idzie Twoja lalka” labo „Król i królowa silikonu” oraz najgorsze „A, co będzie, jak z waszego związku wyjdą pokemony?” Wtedy na serio się wściekłem, bo Inez wszystko słyszała. Może i dziewczyna nie należała do rozgarniętych, ale musiałem zmyślać, iż chodziło o Carlosa, który pała ogromnym zamiłowaniem do filmów animowanych. Ten, jak na zawołanie wysypał z torebki figurki przedstawiające te cudaki. Niestety Cassie zwiała, a blondyn zanosił się od płaczu, bo Inez wlazła buciorami na jego ulubieńców i połamała kilka. Hmmm...nierozgarnięta-fakt! Wredna? Z pewnością tak! Dopiero, kiedy Agnes zaczęła pocieszać ukochanego i dała mu całą miskę ciastek, to przeszło od ręki. Szepnąłem czarnulce na ucho, żeby upiekła ich więcej. Trzeba dmuchać na zimne.
Wieczorem panna Martinez wpadła na genialny pomysł, aby zjeść kolację na werandzie. Z ledwością ubłagałem Agi, żeby zrealizowała ten kaprys. Naturalnie moi przyjaciele mieli dołączyć do stołu.
Kiedy nadeszła pora posiłku, pierwszy pojawiłem się na werandzie. Po chwili przyszła Inez i przylepiła się do mnie, niczym mucha do lepu. Później zjawili się pozostali, a w tym Cassie, na widok której odebrało mi mowę. Czerwonowłosa wystroiła się w małą czarną, włosy spięła na bok oraz zrobiła delikatny makijaż. Na nogach miała czarne szpilki, co efektownie podkreśliło, jakie są zgrabne.
-Ja bym brał od razu-Carlos mruknął wystarczająco głośno, żeby słyszeć.
Mój upragniony obiekt odepchnął delikatnie Inez oraz zajął jej miejsce.
-Urocze z Twojej strony, że zajęłaś się moim mężem-Cassie zwróciła się do przylepy, która z wielką chęcią wydrapała by jej oczy.-Mój kochany zawsze się denerwuje, gdy jest sam. Ostatnio tak się spocił, że musiał zmienić koszulę.
-Moja żabka lubi żartować-klepnąłem ją w pupę, a że spaliła buraka, nie było moim problemem.
-Usiądźmy jeść, bo wszystko wystygnie-Agnes przerwała przedstawienie. Szkoda, bo właśnie się rozkręcałem.
Jedliśmy w ciszy. W zasadzie straciłem apetyt, ponieważ czułem się, jak na stypie. Nikt nie zamierzał się odezwać. Nawet Agi, której przeważnie jadaczka chodziła na wszystkie strony. Nigdy nie spędziłem tak koszmarnego wieczoru.

****
Po kolacji ulotniłam się do ogrodu, gdyż nie mogłam ścierpieć sztywnej atmosfery. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem oraz uporządkować uczucia, które ostatnio wymknęły mi się spod kontroli. Robiąc na złość Dragonowi nieumyślnie zbliżyłam się do niego. Kiedy na arenie pojawiła się Inez, to miałam zamiar ją zamordować. Zresztą, co mnie to obchodzi? Właściwie nie powinno w ogóle. Ja i Diego jesteśmy małżeństwem tylko na papierze. Niedługo całe zamieszanie się skończy, dostanę rozwód, a potem...No właśnie? Doznałam jakiegoś dziwnego ukłucia w dołku na myśl o rozwodzie.
-Palant!-krzyknęłam oraz kopnęłam kamień. Dobrze, że nie rozwaliłam buta.
-Z pewnością mówisz o mnie, skarbie-mój mężuś zawsze pojawia się tam, gdzie nie trzeba.
Zaczął podchodzić do mnie coraz bliżej, aż wreszcie zatrzymał się na przeciw. Ku mojemu zaskoczeniu, najpierw uśmiechnął się czarująco, a później zakleszczył w ramionach, z których nie było ucieczki.
-Bawi Cię to, prostaku?
-Owszem, nawet nie wiesz jak bardzo-powiedział z rozbierającą szczerością.
-Wykastruję Cię za nielegalne obmacywanie!-wysyczałam bliska ataku furii.
-Według prawa mogę obmacywać ile chcę, jesteś moją żoną-znowu ten przeklęty spokój w jego głosie.
-W dupie mam Twoje prawo!-tym razem próbowałam wydostać się żelaznych macek. Do oczu powoli napływały mi łzy, a mózg pracował na najwyższych obrotach.
-Kretyn! Cham! Zbocz...-nie skończyłam, ponieważ Diego zatkał mi usta swoimi. Pocałował tak, że nogi zaczynały mięknąć w kolanach.
Zacisnęłam dłonie na jego koszuli, bo cały świat wirował wokół mnie. W końcu przerwał i odsunął się na tyle blisko, iż czułam ciepły oddech we włosach.
-To była moja nagroda, pamiętasz?-spojrzał na mnie z takim dziwnym blaskiem w oczach, przejechał delikatnie palcem po policzku, a potem poszedł. Tak po prostu sobie poszedł.
Zostałam ewidentnie znokautowana, bo inaczej nie mogę tego nazwać. Powinnam była znaleźć chociaż odrobinę siły, żeby go odtrącić.
Nagle usłyszałam szmery dochodzące zza krzewów, a za kawałek wystające nogi. Bez zastanowienia ruszyłam w tamtą stronę i zgadnijcie, kogo zobaczyłam? Dwoje szpiegów, czyli Pajaca i Pannę Gadułę! Siedzieli na trawie, śmiejąc się  wniebogłosy.
-Ale scena!-szurnięty Carlo nabijał się z mojego nieszczęścia.
-O, co się założyliście, że przegrałaś? Błagam, bo ciekawość mnie zżera-teraz Agnes musiała zadać mi ostateczny cios.
-A niech zeżre! Jesteście...okropni!-zdjęłam buty i wycelowałam w te dwie pijawki. Niestety odbiły się od drzewa
-Nie denerwuj się, wiewióreczko-pajac wtórował dalej.-Całkiem nieźle wam poszło, ale potrzebujecie więcej praktyki. Agi kochanie, pokażmy jej, jak się to robi prawidłowo.
Z opadniętą szczęką obserwowałam, jak tych prawie połyka się w całości.
-Zaraz zwymiotuję- odwróciłam się, rzucając się do ucieczki.
Było mi wszystko jedno. Biegłam na boso po mokrej trawie i przemknęłam przez taras. Minęłam korytarz, zahaczając o palmę, która huknęła na podłogę. Już finiszowałam na schodach, aż poczułam przenikliwy ból w łydce. Niemożliwe, skurcz w takiej chwili? A więc, taka będzie moja śmierć. Żegnaj okrutny świecie.
Zacisnęłam mocno powieki, wyczekując ostatecznego momentu, który...coś długo nadchodził. Otworzyłam oczy, lecz szybko pożałowałam, ponieważ Dragon trzymał mnie na rękach. Nieee!!!
-Wiedziałem, że Ci się podobam
Czy ja kiedyś, kogoś zamordowałam?
-Puszczaj!-warknęłam.
-Zamierzasz doczołgać się do pokoju? Skarbeńku, nie bądź uparta. W nagrodę zrobisz striptiz i będziemy kwita.
-Nienawidzę Cię!
-Też Cię kocham.

****
Inez Martinez ledwo skończyła osiemnaście lat, a już postanowiła skorzystać z uroków dorosłego życia. Ojciec nie miał łatwo z dorastającą nastolatką, później było już tylko gorzej. Dziewczyna traktowała dom, jak trzygwiazdkowy hotel z pełnym limitem kart kredytowych. Poza tym, nigdy nie była skłonna do głębszych przemyśleń nad swoim życiem.
Pan Martinez miał nadzieję, że jego krnąbrna córka nauczy się czegoś pożytecznego podczas pobytu na wsi. Niestety nie wziął pod uwagę, iż rządnej przygód Inez spodoba się Diego. Kompletnie nie interesował ją stan cywilny szatyna. Natomiast Cassidy najchętniej utopiłaby w łyżce wody. Czerwonowłosa stała się główną przeszkodą w drodze do uwiedzenia przystojnego Montalvo. Relacje tej pary były dla niej skomplikowane, ponieważ zauważyła, że mają oddzielne sypialnie. Jednak niezwątpienia Dragon kochał żonę i to było trudne do przetrawienia.
Rudowłosa spacerowała w pobliżu stajni, bo nikt nie miał ochoty dotrzymać jej towarzystwa. W stolicy zostawiła przyjaciół, z którymi imprezowała całe noce. Tęskniła za tempem życia wielkiego miasta. W Las Cruces było nudno, za wolno oraz monotonnie. Dragon za każdym razem odrzucał jej sympatie, toteż była bezradna.
Jednak los się do niej uśmiechnął, iż napotkała na swojej drodze Zacka, który akurat pilnował wejścia. Przez głowę od razu przemknęła jej „cudowna” myśl o przelotnym flircie. Chłopak był niczego sobie, ale nawet w połowie nie mógł dorównać Diego. Mimo to, lepszy rydz, niż nic. Dlatego Inez zabrała się do dzieła.
-Cześć przystojniaku-dziewczyna oparła się o bramę, pożerając aktualny cel wzrokiem.
-Panienka mówi do mnie?-brunet obejrzał się do tyłu, aby upewnić się, czy nikt za nim nie stoi. Nie posiadał doświadczenia z kobietami, więc zgłupiał, kiedy ta sama go zaczepiła.
-Jasne, że tak!-nawinęła kosmyk włosów na palec, bawiąc się nim.-Jesteś słodki.
-Panienka wybaczy, ale jestem zajęty. Mam swoje obowiązki-brunet próbował być miły, lecz zerknął w stronę przykrótkiej sukienki.
-Aj, naprawdę urocze. Nie daj się prosić. Może pójdziemy do stajni? Powiedzmy, że będziesz moim przewodnikiem.
Chłopak był przez chwilę zmieszany, ale szybko pozbył się wątpliwości. W końcu, czemu miał nie skorzystać z okazji? Poprawił odruchowo koszulę oraz podał ramię nowej znajomej. Para rzeczywiści zawędrowała do stajni, po czym Inez przyciągnęła chłopaka do siebie i namiętnie pocałowała. Na ich nieszczęście, w stajni był ktoś jeszcze. Otóż Cassie schowała się w boxie Księcia, kiedy usłyszała śmiechy, a następnie odkryła, że Inez baraszkuje z Zackiem. Czerwonowłosa wyjęła z kieszeni telefon, schyliła się najniżej jak mogła, aż nacisnęła przycisk START.
-Zdzirowata smarkula, nie przepuści żadnemu. Zobaczymy, co tatuś na to powie-szepnęła po nosem.
Kiedy filmik został nagrany, Cassie po cichutku wymknęła się ze środka. Była tak zdezorientowana, że wpadła na Alexa i gdyby blondyn nie złapał jej w ostatniej chwili, upadła by na żwir.
-Mała, co robisz? Uważaj troszkę, bo Dragon nas wszystkich rozstrzela, jak coś Ci się stanie-uśmiechnął się pogodnie. Zawsze lubił żonę szefa, toteż chętnie jej pilnował.
-Nic takiego, a Dragonem się nie przejmuj. Nic by wam z mojego powodu nie zrobił-odciągnęła chłopaka, jak najdalej od stajni.
-Nie byłbym taki pewny, ale na pewno wszystko ok? Jesteś jakaś zdenerwowana.
-Tak...nic mi nie jest. A Ty? Chciałeś coś ode mnie?
-Mam zaszczyt Ci towarzyszyć. Dziś jestem Twoim ochroniarzem, cieszysz się?
-Jasne! Chodź ochroniarzu, idziemy po winogrona.
-Na rozkaz!-Alex zasalutował zabawnie.
Dziewczyna z niepokojem spojrzała w stronę stajni, lecz potrząsnęła głową i ruszyła za chłopakiem. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak przydatne będzie jej nagranie, które zapisała w telefonie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz