Z
samego rana odebrałem telefon, który zwiastował „cudowną”
wiadomość. Jeden z inwestorów za wszelką cenę chciał, aby
jego kochana córeczka spędziła tydzień na moim ranczu.
Stwierdził, że będzie to dla niej nowe doświadczenie oraz
zapoznanie z życiem na wsi. Przenigdy nie słyszałem takich głupot,
chociaż nic nie tracę. Niech smarkula przyjedzie i spędzi trochę
czasu na łonie natury. A, zapomniałbym o zdobyciu doświadczenia,
cokolwiek miało to znaczyć. Nawet wiem z kogo zrobię nianię-tak,
Carlos świetnie się nadaje. Małej na pewno spodoba się
wujek-pajac, tylko trzeba będzie wrócić przez ten czas do
jego starego image.
Poinformowałem wszystkich o całym
przedsięwzięciu i zareagowali pozytywnie. Carlo był zachwycony, bo
chociaż przez chwilę mógł przyodziać ulubione dresy. Poza
tym, biegał po całym domu jak wariat, ponieważ ściągał ze
strychu jakieś graty. Nasz gość miał się pojawić tego samego
dnia, więc wysłałem Alexa z Mikem na lotnisko. Cholera,
zapomniałem zapytać, ile lat ma latorośl pana Martineza. No nic,
lepiej sobie przypomnę jej imię...yyy...coś na „I”...Inez!
Biedne dziecko, jest od tego jakieś zdrobnienie?
Zszedłem na
dół, a w salonie blondyn przechodził samego siebie.
Porozwalał wszystkie gałgany, a na ręce pozakładał stare
kukły.
-Manamana!-krzyknął, machając tymi cudakami przy mojej
twarzy. Mało brakowała, a wydłubałby mi oczy.
-Chcesz, żeby
dzieciak miał uraz do końca życia?! Ja już mam!-zdenerwowałem
się, bo jak smarkula poskarży się tatusiowi, to klękajcie
narody.
Niestety blondy nie wziął sobie do serca tych obiekcji,
toteż zostawiłem go w „mapetowym” świecie i udałem się do
kuchni. Z kolei tam atmosfera była grobowa, delikatnie
powiedziawszy. Agnes siedziała przy stole z miną seryjnego
mordercy, aż bałem się odezwać.
-Dlaczego to zrobiłeś? Był
prawie normalny-powiedziała z wyrzutem.
-Prawie, a to robi wielką
różnicę-próbowałem zażartować, lecz skutek był
odwrotny.
Czarnulka rąbnęła pokrywką o podłogę, którą
chwyciła z blatu kuchennego. Miałem wrażenie, że z jej uszu zaraz
pójdzie dym.
-Siostra, przepraszam. Później
wszystko wróci do normy. Zrozum, robię to wyłącznie w
dobrej wierze.
-Taaa...jasne-burknęła pod nosem.
-A tak w
ogóle, gdzie jest Cassie?-zapytałem, bo jakoś za spokojnie
było.
-Zamknęła się w swoim pokoju-Agi westchnęła
ciężko.-Miała jakieś starcie z Davem, znowu. Uważam, że coś
jest nie tak.
Musiałem przyznać jej rację, bo Cassie panicznie
bała się z nim zostawać. Cholera, na początku nie zwróciłem
na to uwagi, zwalając winę na charakter czerwonowłosej. Chyba
byłem w błędzie.
-Nie martw się, zajmę się tym. Najpierw
uporam się z wizytą córki Martineza.
-Trzymam Cię za
słowo-pogroziła mi palcem, puszczając oczko.
Ufff, chociaż
trochę ją rozbawiłem. Z drugiej strony, przejąłem się sprawą
mojej żony. Musiało wydarzyć się coś poważnego, skoro zamknęła
się w swoim pokoju. Wolałbym wyjaśnić to od ręki, ale w tym
momencie nie wypadało.
Usiadłem w salonie, aby poczekać na
mojego gościa, lecz Carlo doprowadzał mnie do szału. Wymachiwał
pacynkami na wszystkie strony, a na koniec przytachał konia na
biegunach! Litości! Nagle drzwi otworzyły się i moim oczom ukazało
się dziwo natury w postaci dorodnej nastolatki. Przecież, to miała
być urocza dziewczynka! Zamiast tego, przyjechało dziewczę z
natapirowanymi włosami w kolorze marchewki. Spódnica ledwo
zasłaniała jej tyłek, a wyżej wolałem nie patrzeć. Jedynie Mike
i Alex wyglądali na zachwyconych. Ach...szli z tyłu.
Carlos
miał minę, jakby zobaczył Yeti. Zerwał się z podłogi, przy tym
o mało nie zabił się o własne nogi oraz sprytnie ukrył się za
plecami Agi. Natomiast czarnulka zmierzyła Inez wzrokiem, a później
zerknęła na mnie, jak na jakiegoś wyrzutka. Jednak najgorsze miało
dopiero nastąpić. Odwróciłem głowę w stronę schodów,
bo usłyszałem stukot obcasów. Oczywiście, to była Cassie.
Stanęła obok Agnes, opierając ręce na biodrach i z pokerową
twarzą patrzyła na wszystkich. Jeśli kiedykolwiek moje notowania
wzrosły, to w tym momencie równały się zeru. W skali od 0
do 10 dostałem minus 100.
-Inez?-zapytałem dziewczynę dla
pewności.
-Jasne, że ja! Jesteś Diego?
Przystojniak!-zaszczebiotała, a moje biedne bębenki
zadrżały.
-Witaj w moim domu-uścisnąłem jej dłoń.-Pozwól,
że Ci przedstawię...
-Nieważne! Później przedstawisz mi
służbę.
Nie dość, że mi przerwała, to jeszcze wzięła pod
ramię, jakbym był jej starym znajomym.
-Masz jakiś gabinet,
prawda? Więc chodźmy, a z chęcią napiję się kawy.
Czy mi się
zdaje, czy właśnie zostałem zdominowany? W dodatku przez paskudną
gówniarę!
Nie zdążyłem powiedzieć A, bo Inez już
ciągła mnie na górę. Na plecach czułem wściekły wzrok
przyjaciół. Gdy będą chcieli mnie po wszystkim zabić, to
zrozumiem.
****
Miałam
wrażenie, iż odgrywam główną rolę w jednym z moich
koszmarów. Marchewkowe straszydło molestowało Dragona, a on
nic z tym nie robił. Mało tego, stał jak słup soli, gapiąc się
na silikony tej całej Inez. Właściwie, co to za imię? Kojarzy mi
się tylko z jednym, ale przemilczę. Miałam ochotę powyrywać jej
kłaki, gdy nazwała pozostałych służbą, w tym mnie! Już ja Cię
obsłużę...
-Co, to było?-Agi wybałuszyła oczy.
-Larwa z
wielkim biustem-stwierdziłam, jak wcześniej pomyślałam.
-Dobrze
trafione, wiewióreczko-Carlo wyszczerzył zęby.
-Wiesz co,
już wolałam wiewiórę.
-Myślicie, że się w niego
wessie?-blondyn kontynuował swoją „inteligentną”
wypowiedź.
-Ej! Jestem jego żoną i wszystko słyszę!
-Bez
komentarza-mruknął.
-Carlos!!!-obie wrzasnęłyśmy na pajaca, a
on zasłonił głowę poduszką.
-Odpowiadając na Twoje pytanie,
jak Dragon wyssie jej botoks i padnie trupem, to Ty będziesz go
reanimował!-wykręciłam się na pięcie i poszłam do
kuchni.
Naturalnie tamci dwoje pobiegli za mną, bo cóż
mogli zrobić. Nie reagowałam na ich durne miny, tylko ustawiłam
filiżanki na tacy, wsypałam kawę oraz nastawiłam czajnik z
wodą.
-Co, Ty wyprawiasz?-Panna Gaduła odważyła się
zapytać.
-Jak, to co? Kawę dla Dragona i jego gościa, przecież
miał przedstawić służbę-zebrało mi się na śmiech, więc
zachichotałam.
-Już się boję-Carlos zbladł i zapchał sobie
buzię ciastkiem, które leżało na stole.
-Zostaw!-Agi
strzeliła go w łapska, gdy chciał wziąć następne.-Miały być
dla tej małej, co wreszcie małą nie jest...nieważne. Nie
ruszaj!
-No właśnie, czyli już nie są. Poza tym, mogłoby jej
wejść w biodra-powiedział oblizując paluchy.
Zerknęłam na
czarnulkę, a ona na mnie.
-Dawaj!-wyrwałyśmy mu z rąk te
cholerne ciastka, niczym dwie hieny głodne zemsty.
Już po chwili
wędrowałam do gabinetu z tacą pełną smakołyków.
Oczywiście wścibska parka skradała się za mną. Bez pukania
wkroczyłam do środka, a drzwi zatrzasnęłam nogą. Nie wiem, ale
miałam dziwne wrażenie, iż w tej samej chwili coś jęknęło i
bardzo przypominało głos Carlosa. Potem nastąpił wielki huk, a
później wszystko ucichło.
Postawiłam przed zaskoczonym
Diegusiem kawę, opierając się swobodnie o biurko.
-O kawa, jak
miło-Larwa zapiszczała, podciągając sobie kieckę.-No, to możesz
iść-machnęła na mnie ręką.
Zamiast tego, ostentacyjnie
przecisnęłam się obok niej, aby usiąść na kolanach mojego
mężusia, który chyba schodził na zawał.
-Ej, lalka! Coś
Ty za jedna?-panna Martinez zamlaskała gumą.
-Jestem żoną
Diega-pociągnęłam szatyna za policzek.-Mój misio pysio-tym
razem poczochrałam jego włosy.- Zapomniał Ci powiedzieć? Oj, to
na pewno z nerwów. Chociaż większe problemy ma z si...-nie
zdążyłam powiedzieć, bo Dragon zasłonił mi usta dłonią.
-Inez,
chciałem Ci przedstawić Cassie, ale mi nie pozwoliłaś-cmoknął
mnie w policzek oraz zabrał pazury z buzi.
Niestety zrobił to
tylko dlatego, ponieważ przykleił je do moich ud. Zacisnęłam
zęby, żeby nie dać się sprowokować.
-Może napijesz się
kawy, bardzo się starałam-podałam piersiastej filiżankę, ale
niechcący ręka mi zadrżała, toteż wszystko wylało się na jej
mikro topik.
Krzyczała tak, jakby się paliło. Oj, może było
trochę gorące, żadna tragedia. Chyba, że jej implanty się
rozpuszczą i kasa, którą tatuś przeznaczył utonie w
plastiku i to dosłownie.
Inez wybiegła z gabinetu, a przy
otwieraniu drzwi po raz kolejny usłyszałam huk połączony z
jękiem. Dumna z siebie poprawiłam włosy, aż poczułam ból
w nadgarstku. Dragon posadził mnie na biurku.
-Co to miało
być?-pstryknął palcem w mój nos.-Sprawdzasz, jakie są
granice ludzkiej możliwości? I z czym mam problem? Chętnie
rozwieję Twoje wątpliwości-zaczął rozpinać moją
bluzkę.
Próbowałam się wydostać się z jego objęć,
ale był zbyt silny. Wreszcie ugryzłam go i udało mi się
wyswobodzić.
-Zajmę się gościem-rzuciłam na odchodne.
Z
kolei Diego klął pod nosem, lecz nie bardzo się przejęłam. Przy
wyjściu prawie się przewróciłam, a przeszkodą okazał się
Carlo, który leżał na podłodze oraz trzymał się za nos.
Ha! Kara za podsłuchiwanie! Naprawdę zabawny dzień dziś mamy. No,
to ja idę szukać Inez. Biedaczka się zgubi albo połamie i
będziemy musieli odesłać ją tatusiowi w kawałkach.
****
Niech
piekło pochłonie dzień, w którym zgodziłem się na
przyjazd Inez do tego domu. Od tamtego czasu nie posiadałem
prywatności ani kąta, gdzie mógłbym schować się przed tym
kołchozem.
Carlo chodził ze spuchniętym nosem oraz wyręczał
się innymi, kiedy kazałem mu się zająć tą upiorną dziewuchą.
Agnes nie odzywała się do mnie, pewnie nadal była wściekła, bo
jej ukochany musiał pilnować ponętnej nastolatki. Natomiast
Cassie...jej zachowanie było najdziwniejsze. Chyba zrobiła się
zazdrosna, ale o mnie? Zbyt abstrakcyjne pojęcie, żeby zmieściło
się w głowie.
Wracając do mojego „sympatycznego” gościa,
to zacząłem tracić zdolność do myślenia, którą
zastąpiły mordercze zapędy. Jednak, co mogłem zrobić? Już
widziałem tę wizję, jak wmawia tatusiowi, że ją molestowałem.
Nigdy w życiu! Nawet patykiem bym nie tknął. Chociaż
czerwonowłosa miała odmienne zdanie, gdyż ciągle słyszałem
jakieś docinki. „Idzie Twoja lalka” labo „Król i
królowa silikonu” oraz najgorsze „A, co będzie, jak z
waszego związku wyjdą pokemony?” Wtedy na serio się wściekłem,
bo Inez wszystko słyszała. Może i dziewczyna nie należała do
rozgarniętych, ale musiałem zmyślać, iż chodziło o Carlosa,
który pała ogromnym zamiłowaniem do filmów
animowanych. Ten, jak na zawołanie wysypał z torebki figurki
przedstawiające te cudaki. Niestety Cassie zwiała, a blondyn
zanosił się od płaczu, bo Inez wlazła buciorami na jego
ulubieńców i połamała kilka. Hmmm...nierozgarnięta-fakt!
Wredna? Z pewnością tak! Dopiero, kiedy Agnes zaczęła pocieszać
ukochanego i dała mu całą miskę ciastek, to przeszło od ręki.
Szepnąłem czarnulce na ucho, żeby upiekła ich więcej. Trzeba
dmuchać na zimne.
Wieczorem panna Martinez wpadła na genialny
pomysł, aby zjeść kolację na werandzie. Z ledwością ubłagałem
Agi, żeby zrealizowała ten kaprys. Naturalnie moi przyjaciele mieli
dołączyć do stołu.
Kiedy nadeszła pora posiłku, pierwszy
pojawiłem się na werandzie. Po chwili przyszła Inez i przylepiła
się do mnie, niczym mucha do lepu. Później zjawili się
pozostali, a w tym Cassie, na widok której odebrało mi mowę.
Czerwonowłosa wystroiła się w małą czarną, włosy spięła na
bok oraz zrobiła delikatny makijaż. Na nogach miała czarne
szpilki, co efektownie podkreśliło, jakie są zgrabne.
-Ja bym
brał od razu-Carlos mruknął wystarczająco głośno, żeby
słyszeć.
Mój upragniony obiekt odepchnął delikatnie
Inez oraz zajął jej miejsce.
-Urocze z Twojej strony, że
zajęłaś się moim mężem-Cassie zwróciła się do
przylepy, która z wielką chęcią wydrapała by jej oczy.-Mój
kochany zawsze się denerwuje, gdy jest sam. Ostatnio tak się
spocił, że musiał zmienić koszulę.
-Moja żabka lubi
żartować-klepnąłem ją w pupę, a że spaliła buraka, nie było
moim problemem.
-Usiądźmy jeść, bo wszystko wystygnie-Agnes
przerwała przedstawienie. Szkoda, bo właśnie się
rozkręcałem.
Jedliśmy w ciszy. W zasadzie straciłem apetyt,
ponieważ czułem się, jak na stypie. Nikt nie zamierzał się
odezwać. Nawet Agi, której przeważnie jadaczka chodziła na
wszystkie strony. Nigdy nie spędziłem tak koszmarnego wieczoru.
****
Po
kolacji ulotniłam się do ogrodu, gdyż nie mogłam ścierpieć
sztywnej atmosfery. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem oraz
uporządkować uczucia, które ostatnio wymknęły mi się spod
kontroli. Robiąc na złość Dragonowi nieumyślnie zbliżyłam się
do niego. Kiedy na arenie pojawiła się Inez, to miałam zamiar ją
zamordować. Zresztą, co mnie to obchodzi? Właściwie nie powinno w
ogóle. Ja i Diego jesteśmy małżeństwem tylko na papierze.
Niedługo całe zamieszanie się skończy, dostanę rozwód, a
potem...No właśnie? Doznałam jakiegoś dziwnego ukłucia w dołku
na myśl o rozwodzie.
-Palant!-krzyknęłam oraz kopnęłam
kamień. Dobrze, że nie rozwaliłam buta.
-Z pewnością mówisz
o mnie, skarbie-mój mężuś zawsze pojawia się tam, gdzie
nie trzeba.
Zaczął podchodzić do mnie coraz bliżej, aż
wreszcie zatrzymał się na przeciw. Ku mojemu zaskoczeniu, najpierw
uśmiechnął się czarująco, a później zakleszczył w
ramionach, z których nie było ucieczki.
-Bawi Cię to,
prostaku?
-Owszem, nawet nie wiesz jak bardzo-powiedział z
rozbierającą szczerością.
-Wykastruję Cię za nielegalne
obmacywanie!-wysyczałam bliska ataku furii.
-Według prawa mogę
obmacywać ile chcę, jesteś moją żoną-znowu ten przeklęty
spokój w jego głosie.
-W dupie mam Twoje prawo!-tym razem
próbowałam wydostać się żelaznych macek. Do oczu powoli
napływały mi łzy, a mózg pracował na najwyższych
obrotach.
-Kretyn! Cham! Zbocz...-nie skończyłam, ponieważ
Diego zatkał mi usta swoimi. Pocałował tak, że nogi zaczynały
mięknąć w kolanach.
Zacisnęłam dłonie na jego koszuli, bo
cały świat wirował wokół mnie. W końcu przerwał i
odsunął się na tyle blisko, iż czułam ciepły oddech we
włosach.
-To była moja nagroda, pamiętasz?-spojrzał na mnie z
takim dziwnym blaskiem w oczach, przejechał delikatnie palcem po
policzku, a potem poszedł. Tak po prostu sobie poszedł.
Zostałam
ewidentnie znokautowana, bo inaczej nie mogę tego nazwać. Powinnam
była znaleźć chociaż odrobinę siły, żeby go odtrącić.
Nagle
usłyszałam szmery dochodzące zza krzewów, a za kawałek
wystające nogi. Bez zastanowienia ruszyłam w tamtą stronę i
zgadnijcie, kogo zobaczyłam? Dwoje szpiegów, czyli Pajaca i
Pannę Gadułę! Siedzieli na trawie, śmiejąc się
wniebogłosy.
-Ale scena!-szurnięty Carlo nabijał się z
mojego nieszczęścia.
-O, co się założyliście, że
przegrałaś? Błagam, bo ciekawość mnie zżera-teraz Agnes musiała
zadać mi ostateczny cios.
-A niech zeżre!
Jesteście...okropni!-zdjęłam buty i wycelowałam w te dwie
pijawki. Niestety odbiły się od drzewa
-Nie denerwuj się,
wiewióreczko-pajac wtórował dalej.-Całkiem nieźle
wam poszło, ale potrzebujecie więcej praktyki. Agi kochanie,
pokażmy jej, jak się to robi prawidłowo.
Z opadniętą szczęką
obserwowałam, jak tych prawie połyka się w całości.
-Zaraz
zwymiotuję- odwróciłam się, rzucając się do
ucieczki.
Było mi wszystko jedno. Biegłam na boso po mokrej
trawie i przemknęłam przez taras. Minęłam korytarz, zahaczając o
palmę, która huknęła na podłogę. Już finiszowałam na
schodach, aż poczułam przenikliwy ból w łydce. Niemożliwe,
skurcz w takiej chwili? A więc, taka będzie moja śmierć. Żegnaj
okrutny świecie.
Zacisnęłam mocno powieki, wyczekując
ostatecznego momentu, który...coś długo nadchodził.
Otworzyłam oczy, lecz szybko pożałowałam, ponieważ Dragon
trzymał mnie na rękach. Nieee!!!
-Wiedziałem, że Ci się
podobam
Czy ja kiedyś, kogoś
zamordowałam?
-Puszczaj!-warknęłam.
-Zamierzasz doczołgać
się do pokoju? Skarbeńku, nie bądź uparta. W nagrodę zrobisz
striptiz i będziemy kwita.
-Nienawidzę Cię!
-Też Cię
kocham.
****
Inez
Martinez ledwo skończyła osiemnaście lat, a już postanowiła
skorzystać z uroków dorosłego życia. Ojciec nie miał łatwo
z dorastającą nastolatką, później było już tylko gorzej.
Dziewczyna traktowała dom, jak trzygwiazdkowy hotel z pełnym
limitem kart kredytowych. Poza tym, nigdy nie była skłonna do
głębszych przemyśleń nad swoim życiem.
Pan Martinez miał
nadzieję, że jego krnąbrna córka nauczy się czegoś
pożytecznego podczas pobytu na wsi. Niestety nie wziął pod uwagę,
iż rządnej przygód Inez spodoba się Diego. Kompletnie nie
interesował ją stan cywilny szatyna. Natomiast Cassidy najchętniej
utopiłaby w łyżce wody. Czerwonowłosa stała się główną
przeszkodą w drodze do uwiedzenia przystojnego Montalvo. Relacje tej
pary były dla niej skomplikowane, ponieważ zauważyła, że mają
oddzielne sypialnie. Jednak niezwątpienia Dragon kochał żonę i to
było trudne do przetrawienia.
Rudowłosa spacerowała w pobliżu
stajni, bo nikt nie miał ochoty dotrzymać jej towarzystwa. W
stolicy zostawiła przyjaciół, z którymi imprezowała
całe noce. Tęskniła za tempem życia wielkiego miasta. W Las
Cruces było nudno, za wolno oraz monotonnie. Dragon za każdym razem
odrzucał jej sympatie, toteż była bezradna.
Jednak los się do
niej uśmiechnął, iż napotkała na swojej drodze Zacka, który
akurat pilnował wejścia. Przez głowę od razu przemknęła jej
„cudowna” myśl o przelotnym flircie. Chłopak był niczego
sobie, ale nawet w połowie nie mógł dorównać Diego.
Mimo to, lepszy rydz, niż nic. Dlatego Inez zabrała się do
dzieła.
-Cześć przystojniaku-dziewczyna oparła się o bramę,
pożerając aktualny cel wzrokiem.
-Panienka mówi do
mnie?-brunet obejrzał się do tyłu, aby upewnić się, czy nikt za
nim nie stoi. Nie posiadał doświadczenia z kobietami, więc
zgłupiał, kiedy ta sama go zaczepiła.
-Jasne, że tak!-nawinęła
kosmyk włosów na palec, bawiąc się nim.-Jesteś
słodki.
-Panienka wybaczy, ale jestem zajęty. Mam swoje
obowiązki-brunet próbował być miły, lecz zerknął w
stronę przykrótkiej sukienki.
-Aj, naprawdę urocze. Nie
daj się prosić. Może pójdziemy do stajni? Powiedzmy, że
będziesz moim przewodnikiem.
Chłopak był przez chwilę
zmieszany, ale szybko pozbył się wątpliwości. W końcu, czemu
miał nie skorzystać z okazji? Poprawił odruchowo koszulę oraz
podał ramię nowej znajomej. Para rzeczywiści zawędrowała do
stajni, po czym Inez przyciągnęła chłopaka do siebie i namiętnie
pocałowała. Na ich nieszczęście, w stajni był ktoś jeszcze.
Otóż Cassie schowała się w boxie Księcia, kiedy usłyszała
śmiechy, a następnie odkryła, że Inez baraszkuje z Zackiem.
Czerwonowłosa wyjęła z kieszeni telefon, schyliła się najniżej
jak mogła, aż nacisnęła przycisk START.
-Zdzirowata smarkula,
nie przepuści żadnemu. Zobaczymy, co tatuś na to powie-szepnęła
po nosem.
Kiedy filmik został nagrany, Cassie po cichutku
wymknęła się ze środka. Była tak zdezorientowana, że wpadła na
Alexa i gdyby blondyn nie złapał jej w ostatniej chwili, upadła by
na żwir.
-Mała, co robisz? Uważaj troszkę, bo Dragon nas
wszystkich rozstrzela, jak coś Ci się stanie-uśmiechnął się
pogodnie. Zawsze lubił żonę szefa, toteż chętnie jej
pilnował.
-Nic takiego, a Dragonem się nie przejmuj. Nic by wam
z mojego powodu nie zrobił-odciągnęła chłopaka, jak najdalej od
stajni.
-Nie byłbym taki pewny, ale na pewno wszystko ok? Jesteś
jakaś zdenerwowana.
-Tak...nic mi nie jest. A Ty? Chciałeś coś
ode mnie?
-Mam zaszczyt Ci towarzyszyć. Dziś jestem Twoim
ochroniarzem, cieszysz się?
-Jasne! Chodź ochroniarzu, idziemy
po winogrona.
-Na rozkaz!-Alex zasalutował zabawnie.
Dziewczyna
z niepokojem spojrzała w stronę stajni, lecz potrząsnęła głową
i ruszyła za chłopakiem. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak
przydatne będzie jej nagranie, które zapisała w telefonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz