Dwóch
braci, choć tak różni od siebie, to jeden za drugiego w
ogień by wskoczył. Mimo, że życie nie rozpieszczało rozbrykanych
młodzieńców, obaj byli urodzonymi optymistami.
Mike,
młodszy od Alexa o dwa lata, potrafił trzymać nerwy na wodzy, ale
dowcip trzymał się go nieustannie. Natomiast jego brat znacznie
impulsywniej reagował na zaczepki i wdawał się w bójki.
Chociaż chciał być dla niego wzorem, to niebieskooki w lot
przechwytywał wady blondyna, zamiast zalet.
Jak trafili do
dragonowej bandy? Całkiem przypadkowo, bo najpierw natknęli się na
Carlosa. Kilka lat wcześniej Rubio prowadził barwny tryb życia i
to nie przez wzgląd na zmieniający się, jak w kalejdoskopie kolor
jego włosów. Często zaglądał do kieliszka oraz był stałym
bywalcem wszystkich szynków w mieście. Bracia Contreras
również nie stronili od pijackich burd i w ten oto sposób
zbłąkane owieczki odnalazły się w stadzie pijanych
kojotów.
Dniem, który młodzi gangsterzy celebrowali
była niedziela. Nie musieli harować na hacjendzie, czy też
planować kolejnego przemytu. Reasumując-błogie
lenistwo.
Poranek:
Dywan
kleił się od resztek wczorajszej pizzy, a kropelki z przewróconej
butelki po coli skapywały na jasnobrązowe panele.
Mike leżał
na brzuchu z rękoma zwisającymi swobodnie, a przez spierzchnięte
usta wydobywał się świst powietrza. Gdyby nie jego brat, spałby
do południa.
-Mike!!! Wstawaj słoniu!-skórzany pasek
odbił się od wypiętych pośladków
chłopaka.
-Aaałaaa!!!-przekoziołkował na podłogę.-Zamorduję
Cię, jeśli nie masz mi do powiedzenia nic poważnego!
-Mam-Alex
dumnie wypiął nagą klatę, ponieważ był ubrany tylko w zielone
bokserki.-Która szczoteczka do zębów jest Twoja?
Lazurowa, czy niebieska?
-Niebieska-wskazał na tą, którą
blondyn uważała za lazurową.
-Ale ta jest lazurowa-podrapał
się po głowie końcówką drugiej szczoteczki.
-Daltonista
z Ciebie-Mike usiadł na łóżku po turecku.-Moja jest
niebieska, a Twoja granatowa.
-Chrzanisz! Gdzie Ty tu widzisz
granatowe?!
-W Twojej prawej ręce-odchrząknął, patrząc na
niego jak na durnia.
-Czyli niebieska, a Ty nią szorujesz
kły.
-Przedawkowałeś kawę?! Niebieską masz w
lewej!
-Serio?-blond czupryna stanęła dęba albo to efekt tony
żelu.-Tak szczerze powiedziawszy, to już wczoraj umyłem nią
zęby.
-Co?! Twoje bakterie grasują po moich
zębach?!
-Skorzystasz na tym, bo...
Nie dane mu było
dokończyć, gdyż zwijał się sprężynowo do łazienki. Mike nie
zdążył go złapać, ponieważ zaplatał się w swoją koszulkę,
która leżała pod nogami i osobiście sprawdził twardość
nawierzchni. Przegrał poranną walkę z
próchnicą.
Śniadanko:
-”Jesteś
szalona, mówię Ci! Ty zawsze nią byłaś, skończysz
wreszcie śnić!” Tra rara rara, lala la la!-Carlos wyśpiewywał
nad patelnią, mieszając prawie gotową jajecznicę.
Dołączył
jeszcze choreografię autorskiego wykonania i Davie z politowaniem
patrzył na niego.
-Jesteś zdrowo porypany-Alex wychylił się
przez ramię pajaca oraz łyżką próbował sięgnąć żółtą
papkę
-Wara!-obruszył się, odpychając natręta.-Rączki masz?!
Masz!
-No podziel się! Wpisowe za korzystanie z naszej kuchni. A
jak nie, to spadaj do Agnes.
-Agnes usiłuje wcisnąć mi
zieleninę. Niech Dragon wcina sam.
-A, co porabia nasz
ponurak?-teraz Alex zaczepił bruneta, dumającego nad kubkiem
aromatycznej kawy.
-Jak tu zarobić, żeby się nie narobić.-Mike
odpowiedział za niego.
Magana nie zamierzał reagować na głupie
teksty, do których był przyzwyczajony. Braci Contreras nie
poważał za kolegów, tylko za dwa szkodniki nadające się do
czarnej roboty.
-Rozrywkowy facet, jak zawsze-młodszy blondyn
poklepał go po plecach.
-Dave nie lubi rozmawiać z dziećmi-Zack
dołączył do grupy. Pycha biła od niego na kilka metrów.-Nie
zauważyłeś tego, Mike'usiu?
-Dorosły się znalazł-Carlo
kończył swoje śniadanie. Widok młodego Navarro wzmagał w nim
niestrawność.-Bezpańskie szczenię przygarnięte z ulicy zaczyna
kąsać. Uważaj, bo ktoś przysłuży się ludzkości i zakończy
Twój marny żywot.
-Grozisz mi?-zazgrzytał zębami.
-Nie.
Pokazuję Ci, gdzie jest Twoje miejsce.
-Ej chłopaki, dajcie
spokój-Alex pomachał ugodowo rękoma, lecz pod jego uśmiechem
krył się podstęp.-Zackie, siadaj druhu.
Naiwny chłopak
przecisnął się obok stolika i klapnął na oprawionym czerwonym
materiałem krześle. Specyficzne chrupnięcie doprowadziło do
wybuchu niekontrolowanego śmiechu. Brunet zerwał się na równe
nogi, a po jego dżinsach spływała przeźroczysta maż z
przyczepionymi skorupkami.
-Jaja Ci pękają chłopaczku, ale
wstyd!-Rubio czerpał przyjemność z dokuczania młodszemu
koledze.-Lepiej ugotuj je na twardo.
-Zapłacicie mi za
to!-wściekł się, lecz nie wyglądał przy tym poważnie, więc
sytuacja była groteskowa.-Nie odpuszczę, zobaczycie!
-Na razie,
to widzimy, że popuściłeś-starszy Contreras prawie płakał ze
śmiechu.
Zacka pożegnały gwizdy oraz wyzwiska. Jedynie Dave nie
okazał żadnych emocji, taka już jego natura.
Konsola:
Każdy
posiada jakieś słabości, chociaż z trudem do nich przyznajemy.
Diego bez czekolady zrobiłby z kuchni pobojowisko. Carlo przed
przemianą dopasowywał kolor włosów pod koszulę. Natomiast
Mike i Alex zawzięcie grali na konsoli. Nie było niedzieli bez
strzelanek i wyścigówek, którym towarzyszyła silna
ekscytacja.
-Może szefowa ma ochotę z nami pograć?-Alex
doczepił się do Cassie, która skubała pestki
słonecznika.
-Nie będę wam przeszkadzać? Marnie idzie mi
zabijanie. Odkąd nie ma Inez instynkt morderczy ucichł.
-Nie ma
mowy o przeszkadzaniu. Miejsce już czeka. Mike przygotował
popcorn.
-A, to idę!-czerwonowłosa była łasuchem, więc
przyłączyła się do gry.
Chłopcy po raz setny tłumaczyli jej
obsługę sprzętu, ale dziewczynę bardziej ciągnęło do miski z
przekąskami.
-Dlaczego szefowa celuje do swoich?-Mike uderzył
ręką o kolano.-Przecież, to proste.
-Nie wiem, wszyscy
wyglądają tak samo.
-Przesada. Trzeba poznać po zbroi.
-Który
podprowadził moje ciasteczka!!!-Carlo ze zwinnością drapieżnika
wyskoczył na środek pokoju.
Oczy podeszły mu krwią, a z ust
toczyła się piana.
-Mówić, bo wykastruję!!!
Bracia
pobladli, bo obaj po połowie mieli coś na
sumieniu.
-My...no...głodni byliśmy-Mike wybrał złe
wytłumaczenie.
-Widzisz, tym razem nie ja zjadłam Twoje
cudeńka-Cassie miała odwagę żartować. W dodatku przyciągnęła
do siebie miseczkę z popcornem.
-Tam, gdzie was zaraz poślę nie
będziecie czuć głodu-pajac teatralnie wymawiał każde
słowo.
Ściszył głos oraz przeciągał ostatnie litery, aż
wyjął z kieszeni broń i bardzo powoli wymierzył ją w
chłopaków.
-Carlo...No...Co Ty-Alex przełknął
ślinę.-Jesteśmy kumplami...
-Liczę do trzech-Rubio miał w
oczach dziki blask.-Raz...dwa...
-Aaaa!!! Nie!!!-Mike zaczął
uciekać pierwszy, a że nie wypuścił z ręki kontrolera, to wyrwał
go razem z zawleczką i ta majtała za nim pewnie do końca punku
jego ucieczki.
Z Alexem wręcz kurzyło się, lecz nie założył
nawet butów i trampki poniewierały się pod stołem.
-Ale
nerwowi-pajac wzruszył ramionami, chowając pistolet.-Posuń się
Wiewióra i daj trochę-zabrał garść białych prażynek,
wpychając sobie do buzi.
-To moje! Oddali walkowerem, więc
sio!
-Pomogłem Ci się ich pozbyć?-wypiął jej język.-Nie
rzucaj się. Co oglądamy?-sięgnął po pilota.-Może być „Moda
na sukces”?
-Tobie się na pewno przyda-potrząsnęła głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz