poniedziałek, 18 lutego 2013

Epizod specjalny

Mike i Alex- o dwóch takich, co nawiali z konsolą


 Dwóch braci, choć tak różni od siebie, to jeden za drugiego w ogień by wskoczył. Mimo, że życie nie rozpieszczało rozbrykanych młodzieńców, obaj byli urodzonymi optymistami.
Mike, młodszy od Alexa o dwa lata, potrafił trzymać nerwy na wodzy, ale dowcip trzymał się go nieustannie. Natomiast jego brat znacznie impulsywniej reagował na zaczepki i wdawał się w bójki. Chociaż chciał być dla niego wzorem, to niebieskooki w lot przechwytywał wady blondyna, zamiast zalet.
Jak trafili do dragonowej bandy? Całkiem przypadkowo, bo najpierw natknęli się na Carlosa. Kilka lat wcześniej Rubio prowadził barwny tryb życia i to nie przez wzgląd na zmieniający się, jak w kalejdoskopie kolor jego włosów. Często zaglądał do kieliszka oraz był stałym bywalcem wszystkich szynków w mieście. Bracia Contreras również nie stronili od pijackich burd i w ten oto sposób zbłąkane owieczki odnalazły się w stadzie pijanych kojotów.
Dniem, który młodzi gangsterzy celebrowali była niedziela. Nie musieli harować na hacjendzie, czy też planować kolejnego przemytu. Reasumując-błogie lenistwo.
Poranek:
Dywan kleił się od resztek wczorajszej pizzy, a kropelki z przewróconej butelki po coli skapywały na jasnobrązowe panele.
Mike leżał na brzuchu z rękoma zwisającymi swobodnie, a przez spierzchnięte usta wydobywał się świst powietrza. Gdyby nie jego brat, spałby do południa.
-Mike!!! Wstawaj słoniu!-skórzany pasek odbił się od wypiętych pośladków chłopaka.
-Aaałaaa!!!-przekoziołkował na podłogę.-Zamorduję Cię, jeśli nie masz mi do powiedzenia nic poważnego!
-Mam-Alex dumnie wypiął nagą klatę, ponieważ był ubrany tylko w zielone bokserki.-Która szczoteczka do zębów jest Twoja? Lazurowa, czy niebieska?
-Niebieska-wskazał na tą, którą blondyn uważała za lazurową.
-Ale ta jest lazurowa-podrapał się po głowie końcówką drugiej szczoteczki.
-Daltonista z Ciebie-Mike usiadł na łóżku po turecku.-Moja jest niebieska, a Twoja granatowa.
-Chrzanisz! Gdzie Ty tu widzisz granatowe?!
-W Twojej prawej ręce-odchrząknął, patrząc na niego jak na durnia.
-Czyli niebieska, a Ty nią szorujesz kły.
-Przedawkowałeś kawę?! Niebieską masz w lewej!
-Serio?-blond czupryna stanęła dęba albo to efekt tony żelu.-Tak szczerze powiedziawszy, to już wczoraj umyłem nią zęby.
-Co?! Twoje bakterie grasują po moich zębach?!
-Skorzystasz na tym, bo...
Nie dane mu było dokończyć, gdyż zwijał się sprężynowo do łazienki. Mike nie zdążył go złapać, ponieważ zaplatał się w swoją koszulkę, która leżała pod nogami i osobiście sprawdził twardość nawierzchni. Przegrał poranną walkę z próchnicą.
Śniadanko:
-”Jesteś szalona, mówię Ci! Ty zawsze nią byłaś, skończysz wreszcie śnić!” Tra rara rara, lala la la!-Carlos wyśpiewywał nad patelnią, mieszając prawie gotową jajecznicę.
Dołączył jeszcze choreografię autorskiego wykonania i Davie z politowaniem patrzył na niego.
-Jesteś zdrowo porypany-Alex wychylił się przez ramię pajaca oraz łyżką próbował sięgnąć żółtą papkę
-Wara!-obruszył się, odpychając natręta.-Rączki masz?! Masz!
-No podziel się! Wpisowe za korzystanie z naszej kuchni. A jak nie, to spadaj do Agnes.
-Agnes usiłuje wcisnąć mi zieleninę. Niech Dragon wcina sam.
-A, co porabia nasz ponurak?-teraz Alex zaczepił bruneta, dumającego nad kubkiem aromatycznej kawy.
-Jak tu zarobić, żeby się nie narobić.-Mike odpowiedział za niego.
Magana nie zamierzał reagować na głupie teksty, do których był przyzwyczajony. Braci Contreras nie poważał za kolegów, tylko za dwa szkodniki nadające się do czarnej roboty.
-Rozrywkowy facet, jak zawsze-młodszy blondyn poklepał go po plecach.
-Dave nie lubi rozmawiać z dziećmi-Zack dołączył do grupy. Pycha biła od niego na kilka metrów.-Nie zauważyłeś tego, Mike'usiu?
-Dorosły się znalazł-Carlo kończył swoje śniadanie. Widok młodego Navarro wzmagał w nim niestrawność.-Bezpańskie szczenię przygarnięte z ulicy zaczyna kąsać. Uważaj, bo ktoś przysłuży się ludzkości i zakończy Twój marny żywot.
-Grozisz mi?-zazgrzytał zębami.
-Nie. Pokazuję Ci, gdzie jest Twoje miejsce.
-Ej chłopaki, dajcie spokój-Alex pomachał ugodowo rękoma, lecz pod jego uśmiechem krył się podstęp.-Zackie, siadaj druhu.
Naiwny chłopak przecisnął się obok stolika i klapnął na oprawionym czerwonym materiałem krześle. Specyficzne chrupnięcie doprowadziło do wybuchu niekontrolowanego śmiechu. Brunet zerwał się na równe nogi, a po jego dżinsach spływała przeźroczysta maż z przyczepionymi skorupkami.
-Jaja Ci pękają chłopaczku, ale wstyd!-Rubio czerpał przyjemność z dokuczania młodszemu koledze.-Lepiej ugotuj je na twardo.
-Zapłacicie mi za to!-wściekł się, lecz nie wyglądał przy tym poważnie, więc sytuacja była groteskowa.-Nie odpuszczę, zobaczycie!
-Na razie, to widzimy, że popuściłeś-starszy Contreras prawie płakał ze śmiechu.
Zacka pożegnały gwizdy oraz wyzwiska. Jedynie Dave nie okazał żadnych emocji, taka już jego natura.
Konsola:
Każdy posiada jakieś słabości, chociaż z trudem do nich przyznajemy. Diego bez czekolady zrobiłby z kuchni pobojowisko. Carlo przed przemianą dopasowywał kolor włosów pod koszulę. Natomiast Mike i Alex zawzięcie grali na konsoli. Nie było niedzieli bez strzelanek i wyścigówek, którym towarzyszyła silna ekscytacja.
-Może szefowa ma ochotę z nami pograć?-Alex doczepił się do Cassie, która skubała pestki słonecznika.
-Nie będę wam przeszkadzać? Marnie idzie mi zabijanie. Odkąd nie ma Inez instynkt morderczy ucichł.
-Nie ma mowy o przeszkadzaniu. Miejsce już czeka. Mike przygotował popcorn.
-A, to idę!-czerwonowłosa była łasuchem, więc przyłączyła się do gry.
Chłopcy po raz setny tłumaczyli jej obsługę sprzętu, ale dziewczynę bardziej ciągnęło do miski z przekąskami.
-Dlaczego szefowa celuje do swoich?-Mike uderzył ręką o kolano.-Przecież, to proste.
-Nie wiem, wszyscy wyglądają tak samo.
-Przesada. Trzeba poznać po zbroi.
-Który podprowadził moje ciasteczka!!!-Carlo ze zwinnością drapieżnika wyskoczył na środek pokoju.
Oczy podeszły mu krwią, a z ust toczyła się piana.
-Mówić, bo wykastruję!!!
Bracia pobladli, bo obaj po połowie mieli coś na sumieniu.
-My...no...głodni byliśmy-Mike wybrał złe wytłumaczenie.
-Widzisz, tym razem nie ja zjadłam Twoje cudeńka-Cassie miała odwagę żartować. W dodatku przyciągnęła do siebie miseczkę z popcornem.
-Tam, gdzie was zaraz poślę nie będziecie czuć głodu-pajac teatralnie wymawiał każde słowo.
Ściszył głos oraz przeciągał ostatnie litery, aż wyjął z kieszeni broń i bardzo powoli wymierzył ją w chłopaków.
-Carlo...No...Co Ty-Alex przełknął ślinę.-Jesteśmy kumplami...
-Liczę do trzech-Rubio miał w oczach dziki blask.-Raz...dwa...
-Aaaa!!! Nie!!!-Mike zaczął uciekać pierwszy, a że nie wypuścił z ręki kontrolera, to wyrwał go razem z zawleczką i ta majtała za nim pewnie do końca punku jego ucieczki.
Z Alexem wręcz kurzyło się, lecz nie założył nawet butów i trampki poniewierały się pod stołem.
-Ale nerwowi-pajac wzruszył ramionami, chowając pistolet.-Posuń się Wiewióra i daj trochę-zabrał garść białych prażynek, wpychając sobie do buzi.
-To moje! Oddali walkowerem, więc sio!
-Pomogłem Ci się ich pozbyć?-wypiął jej język.-Nie rzucaj się. Co oglądamy?-sięgnął po pilota.-Może być „Moda na sukces”?
-Tobie się na pewno przyda-potrząsnęła głową. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz