Leżała
na łóżku w pustej sali. Nieskazitelna biel ścian
przytłaczała jej myśli, a bezbarwny płyn spływał przez wenflon
do żył dziewczyny. Całe życie wydawało się pozbawione barw po
rozmowie z lekarzem. Dopiero zaczęła iść własną drogą, nie
zrealizowała żadnego z wyznaczonych celów. Może się
przesłyszała albo trzeba powtórzyć badania?
Dlaczego?! Przecież lekarze powinni nieść
pomoc. Ami tyle razy opowiadała o osiągnięciach współczesnej
medycyny. Nagle nauka okazuje się być bezradna?
„Za późno
się Pani zgłosiła.”
Co o w ogóle oznacza?! Skąd mogła
wiedzieć, że jej przeznaczenie zapisano inaczej, niż sobie
wymarzyła.
„Zapiszę Pani leki. Pomogą wyłącznie przy
zawrotach głowy.”
Niewielkie pocieszenie po wyroku, który
już zapadł. Właściwie, czy potrzebne były tabletki? Bardziej
bolała myśl, iż będzie musiała liczyć każdy dzień po wyjściu
ze szpitala. Nie będzie przyszłości, tylko teraźniejszość.
Odgłos
powolnych, lecz ciężkich kroków odbił się od białej,
zimnej podłogi. Mężczyzna zapukał do drzwi, aby upewnić się,
czy Minako nie śpi. Nie odpowiedziała, ale pokusa okazała się
silniejsza i podszedł do łóżka. Blondynka nie spała,
jednak wyraz jej twarzy sprawił, że słowa ugrzęzły mu w gardle.
Spodziewał się jakiejkolwiek reakcji, lecz błękitne oczy Sailor
Venus były puste.
-Aino-san, chciałem...
-Sprawdzić, czy
żyję i pozbyć się wyrzutów sumienia. Możesz spać
spokojnie, do widzenia.
Yaten rozszerzył swoje tęczówki
w zdumieniu. Niezwykle „ciepłe” powitanie przeszło jego
najśmielsze oczekiwania.
-Dobrze się czujesz? Zawołać
lekarza?-pochylił się nad chorą.
-Cudownie, nie widać?-odparła
opryskliwie.
„Tak się składa, że nie.”-pomyślał i usiadł
na krześle.
Zerkał dyskretnie w stronę dziewczyny, która
milczała jak zaklęta. Odkąd przyszedł w ogóle nie zmieniła
pozycji, więc jedną oznaką życia była unosząca się
równomiernie klatka piersiowa. Kou zawsze uważał, że kocha
ciszę, ale teraz zaczęła go męczyć.
Naprawdę głośno
zrobiło się, gdy do sali wbiegła Thea. Nieduże obcasy butów
stukały o płytki, a rude loki ułożyły się w nieładzie.
Najwidoczniej całą drogę do szpitala pokonała sprintem, bo nawet
nie zapięła zielonego płaszcza.
-Mina-chan, co się
stało?-bursztynowłosa wypuściła powietrze.
Dopiero wtedy Aino
poruszyła się, a jej tęczówki odzyskały dawną
iskierkę.
-Co on tu robi?-wskazała na siedzącego w kącie
Yatena.
-Nie wiem, robi za wieszak. Chcę z Tobą porozmawiać na
osobności.
Srebrnowłosy zrozumiał aluzję Wenus. Zwłaszcza, że
jej obrończyni patrzyła na niego, jak na wroga publicznego numer
jeden. Zostawił je same, ale obserwował przez szybę. Thea pomogła
Minie usiąść oraz poprawiła poduszkę. Potem przysiadła na
brzegu łóżka i słuchała, co przyjaciółka ma do
powiedzenia. Nagle drżąca blondynka wtuliła się w rudowłosą i
dla chłopaka było jasne, że dzieje się coś złego...
****
Kolejny
dzień był bardzo stresujący dla Taikiego, ponieważ zaprosił Theę
do apartamentu, który zajmował wraz z braćmi. W takich
momentach żałował, że nie jest jedynakiem, bo perspektywa randki
pod okiem szaleńca oraz gbura napawała go przerażeniem.
Wiatr
rozwiewał starannie spięty kucyk chłopaka, gdy ten wracał z
zakupów. Dokładnie zaplanował wieczór, ale po
przekroczeniu progu mieszkania musiał je zmienić. Wypuścił z rąk
ciężkie siatki, bo poczuł aromat dochodzący z kuchni. Ktoś
gotował i starszemu Kou zapaliła się ostrzegawcza lampka o nazwie
kataklizm. Pognał na złamanie karku , żeby przepędzić
niedoszłego kucharza, lecz spóźnił się. Ogień pod
garnkami buchał, a woda wrzała. Niezniechęcony incydentem ze
spalonymi naleśnikami Seiya, właśnie wsypywał makaron. Może i
nie rozsypał mąki, ale sos pomidorowy skapywał z blaty na
podłogę.
-Wytłumacz mi ten burdel, pókim dobry-szatyn
stanął obok brata, gotowy go udusić.
-Pomagam Ci-brunet
odwrócił uwagę od swojego eksperymentu kulinarnego i
niechcący wsypał całą zawartość paczki, aż woda zaczęła się
ulewać.
-Uważaj!!!-Taiki wyłączył piekarnik oraz wyrwał mu
puste opakowanie.-Prosiłem, nie dotykaj niczego! Trzeba było iść
do Tsukino-san. Oboje macie lewe ręce. Za wszelką cenę chcesz mnie
skompromitować?!
-Spokojnie braciszku-Seiya wziął się za
ratowanie potrawy.-Będę waszym kelnerem.
-Nawet sprzątaczką
nie zostaniesz! Rano wyczyściłem wszystko na błysk, a Ty
zamieniłeś dom w pobojowisko!
Czarnowłosy rozejrzał się wokół
i zrobił minę niewiniątka.
-Bez nerwów, to się da
załatwić.
Starszy Kou oparł się o szafkę oraz z politowaniem
patrzył jak niebieskooki miesza czerwoną pakę, którą nawet
pies bałyby się zjeść.
-Gdzie ten drugi wyrzutek?
Jak na
zawołanie dobiegły kobiece krzyki, męski śmiech i...uderzenie
łańcuchów.
Bracia zostawili problem z bałaganem, pędząc
w stronę hałasu. Na szczęście nikogo nie zamordowano, ponieważ
Yaten urządził seans z wampirami oraz wilkołakami. Wylegiwał się
na kremowej kanapie w butach , opychając się
prażynkami.
-Przerzuciłeś się z telenowel na horrory?-Seiya
nie odrywał wzroku od ekranu telewizora.
-A czemu nie? To teraz
modne-srebrnowłosy nawet nie odwrócił się do nich.-Mam
jeszcze „Zmierzch”-pomachał okładką w górze.-Seiya, to
coś dla Ciebie. Gdyby reżyser Cię znał, to zagrałbyś główną
rolę. A Twój zając...
-Króliczek!
-Mniejsza o
większość. Jak na o nie spojrzeć, to para cudaków z
was-odpowiedział z krzywym uśmieszkiem.
-Nie wysilaj się i tak
wiem, co Cię gryzie. Minako wywaliła Cię na zbity pysk. Wychodzi
na to, że Twój urok osobisty wyparował.
-Zamknij
się.
-Zaraz obaj spędzicie noc w przytułku!-Taiki stracił
cierpliwość.-Wyrzuć tą breją albo sam ją zjedz!-szarpnął
bruneta za fartuch.-A Ty, zapisz się na terapię jak sobie nie
radzisz z odrzuceniem.
Zielonooki pokręcił dumnie głową i
specjalnie otworzył puszkę z colą. Napój wyprysł pod
pływem ciśnienia, brudząc odkurzony wcześniej dywan. Brązowowłosy
kipiał ze złości, ale szkoda mu było cennego czasu na kłótnie.
Postanowił, że ugości Theę w swoim pokoju, oddzielając ją
braci-dzikusów.
Zbliżała się 17:00, kiedy kończył
ustawiać książki na półkach i usłyszał dźwięk
dzwonka. Poprawił kołnierzyk, a potem ruszył otworzyć. Pech
chciał, iż uprzedził Yaten.
-Cześć! Miło było Cię nie
poznać-minął speszoną dziewczynę, najzwyczajniej
wychodząc.
Taiki miał przeprosić, gdy Seiya odepchnął go i z
gracją podał gościowi ramię.
-Witaj! Bardzo się cieszymy, że
do nas wpadłaś. Ja pomogę-odwiesił jej kurtkę.
-Chyba wasz
brat nie był zachwycony.
-Ten? A nieee...To hydraulik, oni tak
mają-posłał Thei czarujący uśmiech, obejmując ją w
pasie.-Pozwól, że Cię odprowadzę.
Wtedy szatyn otrząsnął
się, odciągając gawędziarza na bok.
-Przestań błaznować!
Weź przykład z Yatena i idź, gdzie Ci się podoba!
-Nie będę
przeszkadzał-młodszy Kou wyszeptał błagalnym głosikiem.
-A co
niby robisz?!
-Przeszkadzam?
-Taiki,może przyszłam nie w
porę?-Thea przerwała mały spór.
-Nie, my tylko...Chodźmy
do mnie-puścił bursztynowłosą przodem, grzecznie wskazując
drogę.
Podczas gdy on poszedł po zakąski, panna Aider
rozgościła się. Była pod wrażeniem, że w pokoju mężczyzny
może panować idealny porządek. Przejrzała książki oraz płyty,
uśmiechnęła się na widok kwiatów na parapecie.
Zainteresowała się plikiem tekstów, ułożonym na biurku.
Wzięła do ręki pierwszy z brzegu, a pod spodem odkryła kartki
zapisane nutami.
-Nakryłem Cię-Kou bezszelestnie pojawił się
za jej plecami.
Odwróciła głowę, natrafiając na jego
fiołkowe spojrzenie.
Jesteś pełen niespodzianek. Grasz na
czymś?
-Na gitarze i czasami na pianinie. W ten sposób
najlepiej wyraża się uczucia. Napijesz się?-wlał do kieliszków
czerwone wino.
-Chętnie-wypił łyk.-Wiesz, ja też gram. No,
trochę ciężko to nazwać muzyką-zarumieniła się.
-Naprawdę?
Mówisz mi to dopiero teraz-udał obrażonego.-Przyznaj się
więc na czym.
-Na skrzypcach-odpowiedziała
nieśmiało.
-Żartujesz? To świetnie! W ramach rekompensaty
muszę posłuchać. Co powiesz na prywatny występ?
-Jeszcze byś
ogłuchł-wymamrotała.
-Nie wykręcaj się. Pozwolę Ci
przeczytać moje nowe teksty-puścił jej oczko.-I jak?
-W
porządku, ale najpierw Ty dotrzymaj słowa.
W dowód
szczerości wyjął z szuflady biurka teczkę oraz podał ją
dziewczynie. Resztę wieczoru spędzili na wymianie opinii o jego
twórczości. Dyskutowali i śmiali się na przemian, a
pozostawiony w samotności Seiya zatykał uszy poduszką.
Wreszcie
butelka została opróżniona. Płomienne loki okalały twarze
śpiącej Thei, która po ostatnim kieliszku straciła poczucie
czasu. Szatyn posprzątał pozostałości po kolacji i zgasił
światło, zostawiając tylko płonące świece.
„Nawet nie
wiesz, ile świeżości wprowadziłaś w moje życie.”-przykrył ją
kocem.
****
Minako leżała na boku, spoglądając melancholijnie w okno. Kou odczytał to jako dobry znak, bo liczył, że wyciągnie z niej prawdę.
-Dzień dobry-przywitał się lekką ironią w głosie.
-Był dobry-odburknęła.
-Może być lepszy-włożył ręce do kieszeni, kręcąc się po sali.
-Idź do diabła!
-Nie miał czasu i kazał mi przyjść do Ciebie-zachichotał głośno, mrużąc kocie oczy.
Blondynka zakryła się kołdrą po same uszy, ale to rozbawiło srebrnowłosego.
-Jadłaś już kolację?
-Nie, a co?-zapytała, ukryta pod poszewką.
-Nic, zgłodniałem-rozsiadł się na krześle pod ścianą.
Mina zrzuciła nakrycie z głowy, aby posłać mu kilka słów prawdy. Jednak bukiet herbacianych róż oraz filmowy uśmiech Alana odebrały jej głos. Z kolei Yaten zatkał nos, gdy wyperfumowany mężczyzna przeszedł obok niego.
-Nawet nie wiesz, jak się o Ciebie martwiłem-położył kwiaty na stoliku.
-Niepotrzebnie, dobrze się mną opiekują.
-Na pewno? Może porozmawiać z lekarzem?
-Nie!-krzyknęła panicznie.
-Co Ci właściwie dolega?
-A...Anemia!
-Kto Ci kazał nie jeść?-zielonooki przypomniał o swojej obecności.
-Witaj Yaten, nie zauważyłem Cię-Alan jak zwykle starał się uchodzić za kulturalnego.
-Ależ nie szkodzi-sięgnął po gazetę.-Nie przeszkadzajcie sobie-machnął ręką, udając zainteresowanie przeglądem sportowym.
Wenus z przyjemnością powiesiłaby obu adoratorów na stojaku od kroplówki, ale naprawdę była osłabiona.
-Cieszę się, że wracasz do zdrowia. Wybacz mi tak krótką wizytę, ale obowiązki wzywają.
-Rozumiem i nie gniewam się-zaszczebiotała.-To cześć.
-Trzymaj się, wpadnę jutro-pocałował ją w policzek, powoli wychodząc z sali.
-Brakuje tylko napisu: Ostatnie pożegnanie-wyrwała płatek, przesuwając nim między opuszkami palców.
-Humorek wraca, Aino-san. Pozbyć się tego?
-Rób z tym, co chcesz. Nawet sałatkę.
Yaten pochwycił bukiet, otwierając szeroko okno. Zamachnął nim energicznie i wyrzucił. Kwiaty szybko poszybowały w dół, odbijając się od głowy niebieskookiego.
-Coś Ty nawyprawiał?!
-Oddałem właścicielowi.
-Nabijasz się.
-Poczekaj-spojrzał na Colinsa, trzymającego własny podarek.-Nie.
-Kouuu!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz