środa, 20 lutego 2013

Rozdział XX


Elizjon
Błękitnowłosa kapłanka opuściła wczesnym rankiem mury świątyni. Codziennie przed świtem odwiedzała miejsce, w którym strzeżono złoty kryształ. Nigdzie nie czuła się bezpieczniej, a panujący we wnętrzu spokój działał na nią kojąco. Zdecydowanie łatwiej zbierała myśli, które krążyły wokół Ziemi. Przez cały czas zastanawiała się, czy właściwie postąpili, wysyłając w ich imieniu wojowniczkę o wielkiej mocy, ale także ciętym języku. Zabronili jej się ujawniać, a przede wszystkim, używać zdolności jakimi była obdarzona. Niestety za każdym razem, gdy śledziła aurę dziewczyny, czuła, że ta jest na granicy wytrzymałości.
Sayuri zbiegła po marmurowych stopniach, a długa, szara tunika ciągnęła się za nią po ziemi. Przysłoniła ręką oczy, gdyż słońce oślepiało ją oraz westchnęła głęboko, napawając się świeżym powietrzem. Odskoczyła gwałtownie, kiedy ktoś położył dłoń na jej ramieniu.
-Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć.
-Heliosie...-zaskoczył ją widok przyjaciela.-Nic nie szkodzi. Ostatnio jestem trochę zagubiona, to na pewno minie...
-Ukrywasz coś?-wolał nie lekceważyć jej słów .
-Nie obawiaj się. Przynajmniej nie teraz-uśmiechnęła się niewyraźnie.-Nie miałam żadnych wizji. Jednak czuję, że są zablokowane.
-I twierdzisz, że nie powinienem się obawiać? Gorsza może być tylko rozmowa z Risą, która nas czeka. Chodź-wyciągnął do niej dłoń.-Tak będzie szybciej-rozpłynęli się we mgle.
Zamiast w pełnym kwiatów elizjońskim ogrodzie, znaleźli się w pogrążonej ciemnościami sali.
-Czy tu zawsze musi być tak ponuro?-Sayuri mruknęła pod nosem.
-Twoja euforia wystarczyłaby, żeby oświetlić całą galaktykę, kuzyneczko-usłyszeli dźwięczny, lecz przesycony sarkazmem głos.
Wystarczyło klaśnięcie i pomieszczenie rozświetliło się, a smukła postać fioletowowłosej kobiety pojawiła tuż przed nimi. Jej suknia idealnie komponowała się z kolorem włosów, podkreślając fiołkowe oczy.
-Myślałam, że zajmie to wam więcej czasu-stanęła za plecami błękitnowłosej, a ta przymknęła powieki.
Nigdy nie pałały do siebie sympatią, lecz Risa przodowała w złośliwościach. Zawsze uważała się za lepszą i na wysoką samoocenę nie działała krytyka.
Sayuri odwróciła się, lecz głos ugrzązł jej w gardle, gdyż natrafiła na ostrze noża. Nie zdążyła zamrugać powiekami, bo akcja potoczyła się natychmiastowo. Helios wytrącił narzędzie z rąk kapłanki cienia, które wylądowało w kącie, odbijając się łoskotem od ściany.
-Chociaż Ty masz dobry refleks-zadrwiła, śmiejąc mu się prosto w twarz.
-To miało być zabawne?-zablokował jej przejście, ale zignorowała go.
-Dla mnie było-usiadła oraz wskazał pozostałej dwójce, by zrobili to samo.-Zmieńcie te grobowe miny, litości! Przecież żartowała m!
-Najwidoczniej mamy inne poczucie humoru-białowłosy odparł z przekąsem.
Zerknął na młodszą towarzyszkę, która nadal trzymała rękę na szyi. W końcu odezwała się.
-Chciałaś rozmawiać, słuchamy-uniosła odważnie głowę.
-Chciałam-odchrząknęła.-Chodzi o sytuację na Ziemi. Zdajecie sobie sprawę, że nic nie idzie po naszej myśli?-skoncentrowała się na moment i przed nimi widniał obraz Mamoru.-Znacie go?
-To Endymion, ziemski książę-strażnik kryształu odpowiedział bez wahania.-Bardzo mi pomógł przy mojej ostatniej misji.
-On, czy Sailor Moon? Zaraz się okaże, że mamy nie tylko inne poczucie humoru, ale także inaczej interpretujemy pewne fakty. Jestem zmuszona zburzyć Twoją piękną wizję o księciu, o ile on w ogóle istniał-wybuchnęła śmiechem.
-O czym Ty mówisz?!-wytrzeszczył oczy.
-Jesteś strasznie dziecinny, skoro uwierzyłeś w bajeczkę o przeznaczeniu. Naprawdę uważasz, że matka Serenity chciałaby, żeby jej córka miała z góry zaplanowaną przyszłość? Logiczne, że każdy władca przechodzi próbę i Sailor Moon przeszła ją pomyślnie. Jaka byłaby z niej wojowniczka, gdyby ciągle poddawała się cudzej woli oraz pozwoliła, aby inni kierowali jej życiem?! Nigdy nie było mowy o zaplanowanej przyszłości!-podniosła głos, a na jej twarz wrócił cierpki uśmiech.-Pojawiły się komplikacje i to z powodu jaśnie pana Endymiona. Nie patrz tak na mnie, Heliosie. Dobrze wiesz, że zależy mi na bezpieczeństwie dziewczynki. Jednak z drugiej strony, muszę być pewna, że Serenity i Seiya są gotowi na przekazanie mocy córce.
-Dlaczego zabroniłaś interweniować naszej wysłanniczce-Sayuri przerwała kuzynce.
-Spałaś, kiedy mówiłam? To próba dla obu stron i jak na razie jestem rozczarowana. Gwiazdeczka wciąż jest w niewłaściwych rękach i całe szczęście, że ten osioł nie ma pojęcia o jej zdolnościach.
-Co z Chibiusą?-białowłosy zadała pytanie, które męczyło go od tylu lat.
-Aż tak Cię to boli? Chyba zapomniałeś, że opiekuję się gwiezdnymi ziarnami, a jej czeka na właściwy moment-powiedziała obojętnie.
-Zatem, wybieram się na Ziemię-wstał z fotela.
Obie kobiety były zszokowane.
-Ogłuchłeś?!-Risa wpadła w szał.-Jakim prawem sam podejmujesz decyzje?! Kto będzie pilnował złotego kryształu?!
-Ty.
-Co?! To nie jest moje zadanie! Nie zgadzam się, rozumiesz?!
-Mamy takie same prawa, więc nie widzę problemu. Zresztą, kilka dni temu twierdziłaś, że się nudzisz.
-Po pierwsze, jestem starsza i bardziej doświadczona. Po drugie, naprawdę umrę z nudów! Heliosie, stój! Mówię do Ciebie!
Mężczyzna przepuścił w drzwiach błękitnowłosą, która stanęła po jego stronie. Następnie zatrzasnął je za sobą...

****
Monocros

Strażnicy szybko odgadnęli po minie Cabire, iż nie przynosi z Ziemi dobrych wieści. Powoli oswoili się z myślą, że władczyni wyładuje złość na nich lub na samej nieszczęśnicy, która mozolnie zmierzała do komnaty Sakamae. Długo zbierała się do zdania relacji z misji, a po ostatniej klęsce bała się powrotu na ojczystą planetę. W końcu zostawiła Misao na posterunku i zjawiła się na Monocrosie.
Od kilku minut w całym pałacu rozchodziło się echo przepełnione krzykiem, piskiem oraz żałosnym jękiem. Jedna ze służących wycofała się, gdy z sypialni jej Pani wydobył się huk wymieszany z dźwiękiem pękającego szkła. Nikt nie chciałby być na miejscu elfki. Której ciało leżało w odłamkach pękniętego lustra. Gdyby nie unosząca się klatka piersiowa, uznano by ją za martwą.
Otworzyła powoli oczy i próbowała unieść głowę. Ból, jaki przeszył każdą cząstkę jej ciała był nie do zniesienia, lecz gorsze okazały się słowa Sakamae. 
-Wolałabym, żebyś nie przeżyła. Mimo to, wrócisz na tą przeklętą planetę i posuniesz się do ostateczności. Kakyuu chyba nie zależy na jej Gwiazdach. Znienawidzą ją, kiedy stracą to, co dla nich najważniejsze. Rozumiesz, co mam na myśli?
-Taaak...moja Pani-wsparła się na kolanach.
-Natychmiast się wynoś-odwróciła głowę.
-Nie wiem...Czy dam radę...
-Precz!!!
Cabire z wielkim trudem wypowiedziała zaklęcie, a potem zniknęła. Niestety nie starczyło jej sił, by znaleźć się w planowanym miejscu i zmaterializowała się przed główną bramą, pod nogami strażnika, z którym ona oraz jej zielonowłosa partnerka toczyły odwieczny spór.
Mężczyzna uśmiechnął się lubieżnie, chwytając elfkę za poszarpane ubranie i unosząc do góry.
-No i co, mała wiedźmo? Kiedyś Ci powiedziałem, że jeszcze będziesz błagała mnie o litość.
Poczuła jego cuchnący oddech na twarzy, odchylając się do tyłu.
-Gdybyś nie była potrzebna tej wariatce na górze, to zapłaciłabyś za wszystkie swoje przekręty-potrząsnął nią i wylądowała w błocie.
Otarła zabrudzoną twarz, wbijając palce w mokry piasek. Przekonała się na własnej skórze, że grze stanowi tylko mały pionek...

****
Drzwi od szkolnej świetlicy zaskrzypiały leciutko i do środka weszła para dziesięciolatków. Dziewczynka rozejrzała się po wnętrzu, zawieszając wzrok na zabawkach ustawionych na półce. Poza pluszakami, nikogo nie było w środku, więc podała koledze rękę i poprowadziła go na zieloną wykładzinę. Oboje usiedli po turecku, a chłopiec wyjął z plecaka dzienniczek i ze skwaszoną miną otworzył na ostatniej stronie.
-I po co się spierałeś, Hiro-chan?-Shona wychyliła się przez jego ramię, czytając treść uwagi.
-Chyba mogę mieć swoje zdanie-naburmuszył się.-No i tata powiedział, że zawsze mam być sobą.
Brunetka podrapała się po głowie, mrugając oczkami.
-Masz bardzo wyrozumiałego tatę. On też uważa, że psy idą do nieba?
-Opinie są podzielone, ale wolę nie pytać-potrząsną srebrną czuprynką.
Bardziej martwiło go, jak ukryć naganę przed wścibską siostrą, która wtargnęła do środka niczym huragan. W tak drobnej istotce spoczywały ogromne pokłady energii i biedna Emi została przetargana przez korytarz, gubiąc po drodze książki. Natomiast Ichi szedł powoli za kuzynkami, zbierając zguby. Dlatego dotarł na końcu, ale wyglądał na załamanego.
-Cześć, głupku!-Mai popchnęła brata z całej siły, zajmując miejsce obok swojej ulubienicy.-Wiem, że dostałeś uwagę.
-Skąd wiesz?!
-Wszyscy się śmieją. Oberwałeś za świato...świato...światowgląd!
-Chodziło jej o światopogląd-Emi szepnęła na ucho Aizawie, a ta uśmiechnęła się krzywo. -Nie ważne, dajcie spokój przez chwilę. Co jemu się stało?-niebieskowłosa kiwnęła głową na Ichiego.-Znowu plastyka?
-Nie-mały Kou odburknął.
-Matematyka?
-Też nie-skulił się bardziej.-Dobra, angielski!
-O rany, to jeden z nielicznych przedmiotów, z których jestem dobra.
-Jak to?-Mai rozszerzyła oczy w zaciekawieniu.
-Oj, bo urodziłam się w Stanach-odpowiedziała, jakby to był oczywisty fakt.-Gdy jeszcze tam mieszkałam, to z opiekunkami rozmawiałam najczęściej po angielsku. Chociaż z ostatnią był problem. Włożyłam jej gumę do żucia we włosy i tak wrzeszczała, że nic nie zrozumiałam. Z Elzą jest fajnie. Nawet mogę jeść czekoladę.
-Uratuj mi życie-blondynek podszedł do niej, składając dłonie w geście błagalnym.-Bardzo proszę, Onee-chan.
-Onee-chan?-rozchyliła usta, nie mogąc wymówić słowa.
-Za dużo je słodyczy i cukier zalazł mu za komórki-Hiro skomentował po swojemu, ale Shona nie słuchała go. 
-No...no dobrze...Daj mi ćwiczenia, które masz zadane. Jutro na przerwie Ci oddam. Teraz musicie się zbierać.
Yaten przekroczył próg świetlicy lekkim zażenowaniem malującym się na jego chmurnym obliczu.
-Zawsze trzeba was szukać-włożył ręce do kieszeni.-Zabieram całą czwórkę. Tak, Ciebie geniuszu też-odpowiedział na wrogą minę Emi.
Niebieskowłosa z niechęcią zebrała książki i bez słowa wyszła pierwsza, a on przerzucił oczami, ponaglając pozostałych. Teraz żałował, że zgodził się przyjechać, ale gdzieś musiał odreagować rozmowę z managerem.
Odwrócił się po raz ostatni oraz zatrzymał dłużej wzrok na Shonie.
„Dziwne, ale to dziecko ma takie znajome oczy...Ech, bzdura! O czym ja w ogóle myślę?!”-skarcił się i poszedł za rozrabiakami...

****
Na parkingu przed studiem nagrań od kilkunastu minut stała taksówka. Rei siedziała w środku i w napięciu spoglądała na zegarek. Przed chwilą dzwoniła do Usagi, więc musiała dać jej czas. Pierwsza część planu powiodła się, tylko co dalej?
Brunetka schyliła się, bo rozpoznała auto Yatena, który zaparkował dalej. On mógłby jej zaszkodzić, dlatego nie pozwoliła, aby ją zauważył. Na pewno zabroniłby jej wejść i doszłoby do awantury. Wówczas zrujnowałby cały plan, a Mamoru na pewno by się wściekł.
Hino nawet nie przypuszczała, jak bardzo Seiya denerwował się przed spotkaniem z nią. Nie chciał, by jego nerwy udzielił się reszcie, toteż siedział sam w pokoju socjalnym. Podczas gdy Minako i Taiki rozmawiali obok. Blondynka leżała na kanapie z zamkniętymi oczami, trzymając się za brzuch, a opakowanie po rogalikach poniewierało się na stoliku.
-Matkooo, ale się najadłam-przewróciła się leniwie na bok.
-W życiu nie widziałem, żebyś tyle jadła. Jeśli denerwujesz teledyskiem, to porozmawiamy z managerem jeszcze raz. Yaten nie może ciągle rządzić-szatyn zaniepokoił się.
-Spokojnie, naprawdę byłam godna. Wiesz, właściwie zjadłabym coś konkretnego-zarumieniła się, wstydząc swoim łakomstwem.
-Powiedz na co masz ochotę, to zamówię.
-Dzięki, ale nie. Zaciągnę mężusia na obiad-podniosła się do pozycji siedzącej.-Tak w ogóle, to nasza gwiazda przepadła. Pojechał po dzieci i zaginął.
-Szkoła to miejsce, gdzie mój brat niekoniecznie potrafi się odnaleźć. Miejmy nadzieję, że nie będziemy wynajmować detektywa.
-Nie martw się, już ja go nauczę orientacji w terenie-uśmiechnęła się figlarnie.-Hmm...Chyba słyszę hałasy.
Wenus miała świetną intuicję, gdyż jej pociechy z prędkością strzały pokonały drogę z parkingu do studia. Przytulił się do niej, dając po buziaku w oba policzki. Mina oraz Yaten mogli zapomnieć o ciszy do końca dnia.
-Gdzie Seiya?-srebrnowłosy odetchnął, gdy dzieciaki zajęły się sobą.
-W socjalnym. Czeka na gościa-Taiki zachował spokój.
-Coś Ty taki oficjalny? Jaki gość?
-Rei Hino.
Młodszy Kou zacisnął zęby, starając się nie wybuchnąć. Dlaczego tylko on nie ufał wojowniczce z Marsa? Zanim księżniczka Kakyuu kazała na nią uważać, już omijał tę kobietę z daleka. Według niego miała wypisane na twarzy problemy, a ich życie skomplikowało się wraz z jej powrotem. Po co wróciła? Opowiastkę o snach i wizjach słyszał setki razy od Minako. Jednak chciał rozwiązał zagadkę oraz zdemaskować Hino, bo nienawidził obłudy.
Gdy zielonooki bił się ze swoją demoniczną aurą, szatyn odebrał telefon.
-Dobrze, niech wejdzie-rzucił krótko, odkładając słuchawkę.
Pewnym krokiem ruszył do drzwi, otwierając je przed Rei. Nawet Mina oniemiała na widok przyjaciółki, ponieważ ta nie przywitała się z nią. Od razu skierowała się do pokoju, wskazanego przez najstarszego z braci.
-Rei!-Seiya oderwał się od okna, słysząc kroki.
Kobieta zatrzymała się pod ścianą przy wejściu, zostawiając uchylone drzwi. Była spięta, co zbiło bruneta z tropu. Czemu trzymała go na dystans, jeśli wiedziała o nim i Usagi prawie wszystko? Skąd taka dziwna zmiana? Silna oraz odważna kobieta za jaką ją miał, bała się spojrzeć mu w oczy.
-Usiądź, proszę-wysilił się na delikatny ton. 
Początkowo chciał przejść do sedna sprawy, lecz zmienił zdanie.
-Wszystko w porządku, Rei?!
-Moja wizyta będzie krótka.
-Nie rozumiem, w co Ty grasz-zezłościł się, podchodząc parę kroków bliżej.
Mars była przerażona. Serce skoczyło jej do gardła i ku jej szczęściu, dosłyszała wypowiedziane entuzjastycznie przez Minę słowo „Usagi-chan”. Teraz mogła działać!
-Chciałam tylko...Musisz wiedzieć to-ujęła w dłonie twarz Seiyi, wpijając się w jego usta.
Kou był sparaliżowany, bo ostatnia rzecz jakiej się spodziewał, to pocałunek z przyjaciółką żony. Za późno odepchnął Hino, gdyż po odzyskaniu świadomości napotkał na wypełnione łzami oczy, które tak kochał.
-Odango...-jęknął boleśnie.
Usa cofnęła się do tyłu, wybiegając na korytarz. Nie reagowała na krzyk Yatena, którego potrąciła po drodze, ani na rozpaczliwe wołanie Seiyi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz