Elizjon
Błękitnowłosa
kapłanka opuściła wczesnym rankiem mury świątyni. Codziennie
przed świtem odwiedzała miejsce, w którym strzeżono złoty
kryształ. Nigdzie nie czuła się bezpieczniej, a panujący we
wnętrzu spokój działał na nią kojąco. Zdecydowanie
łatwiej zbierała myśli, które krążyły wokół
Ziemi. Przez cały czas zastanawiała się, czy właściwie
postąpili, wysyłając w ich imieniu wojowniczkę o wielkiej mocy,
ale także ciętym języku. Zabronili jej się ujawniać, a przede
wszystkim, używać zdolności jakimi była obdarzona. Niestety za
każdym razem, gdy śledziła aurę dziewczyny, czuła, że ta jest
na granicy wytrzymałości.
Sayuri zbiegła po marmurowych
stopniach, a długa, szara tunika ciągnęła się za nią po ziemi.
Przysłoniła ręką oczy, gdyż słońce oślepiało ją oraz
westchnęła głęboko, napawając się świeżym powietrzem.
Odskoczyła gwałtownie, kiedy ktoś położył dłoń na jej
ramieniu.
-Przepraszam, nie chciałem Cię
przestraszyć.
-Heliosie...-zaskoczył ją widok przyjaciela.-Nic
nie szkodzi. Ostatnio jestem trochę zagubiona, to na pewno
minie...
-Ukrywasz coś?-wolał nie lekceważyć jej słów
.
-Nie obawiaj się. Przynajmniej nie teraz-uśmiechnęła się
niewyraźnie.-Nie miałam żadnych wizji. Jednak czuję, że są
zablokowane.
-I twierdzisz, że nie powinienem się obawiać?
Gorsza może być tylko rozmowa z Risą, która nas czeka.
Chodź-wyciągnął do niej dłoń.-Tak będzie szybciej-rozpłynęli
się we mgle.
Zamiast w pełnym kwiatów elizjońskim
ogrodzie, znaleźli się w pogrążonej ciemnościami sali.
-Czy
tu zawsze musi być tak ponuro?-Sayuri mruknęła pod nosem.
-Twoja
euforia wystarczyłaby, żeby oświetlić całą galaktykę,
kuzyneczko-usłyszeli dźwięczny, lecz przesycony sarkazmem
głos.
Wystarczyło klaśnięcie i pomieszczenie rozświetliło
się, a smukła postać fioletowowłosej kobiety pojawiła tuż przed
nimi. Jej suknia idealnie komponowała się z kolorem włosów,
podkreślając fiołkowe oczy.
-Myślałam, że zajmie to wam
więcej czasu-stanęła za plecami błękitnowłosej, a ta przymknęła
powieki.
Nigdy nie pałały do siebie sympatią, lecz Risa
przodowała w złośliwościach. Zawsze uważała się za lepszą i
na wysoką samoocenę nie działała krytyka.
Sayuri odwróciła
się, lecz głos ugrzązł jej w gardle, gdyż natrafiła na ostrze
noża. Nie zdążyła zamrugać powiekami, bo akcja potoczyła się
natychmiastowo. Helios wytrącił narzędzie z rąk kapłanki cienia,
które wylądowało w kącie, odbijając się łoskotem od
ściany.
-Chociaż Ty masz dobry refleks-zadrwiła, śmiejąc mu
się prosto w twarz.
-To miało być zabawne?-zablokował jej
przejście, ale zignorowała go.
-Dla mnie było-usiadła oraz
wskazał pozostałej dwójce, by zrobili to samo.-Zmieńcie te
grobowe miny, litości! Przecież żartowała m!
-Najwidoczniej
mamy inne poczucie humoru-białowłosy odparł z przekąsem.
Zerknął
na młodszą towarzyszkę, która nadal trzymała rękę na
szyi. W końcu odezwała się.
-Chciałaś rozmawiać,
słuchamy-uniosła odważnie głowę.
-Chciałam-odchrząknęła.-Chodzi
o sytuację na Ziemi. Zdajecie sobie sprawę, że nic nie idzie po
naszej myśli?-skoncentrowała się na moment i przed nimi widniał
obraz Mamoru.-Znacie go?
-To Endymion, ziemski książę-strażnik
kryształu odpowiedział bez wahania.-Bardzo mi pomógł przy
mojej ostatniej misji.
-On, czy Sailor Moon? Zaraz się okaże, że
mamy nie tylko inne poczucie humoru, ale także inaczej
interpretujemy pewne fakty. Jestem zmuszona zburzyć Twoją piękną
wizję o księciu, o ile on w ogóle istniał-wybuchnęła
śmiechem.
-O czym Ty mówisz?!-wytrzeszczył oczy.
-Jesteś
strasznie dziecinny, skoro uwierzyłeś w bajeczkę o przeznaczeniu.
Naprawdę uważasz, że matka Serenity chciałaby, żeby jej córka
miała z góry zaplanowaną przyszłość? Logiczne, że każdy
władca przechodzi próbę i Sailor Moon przeszła ją
pomyślnie. Jaka byłaby z niej wojowniczka, gdyby ciągle poddawała
się cudzej woli oraz pozwoliła, aby inni kierowali jej życiem?!
Nigdy nie było mowy o zaplanowanej przyszłości!-podniosła głos,
a na jej twarz wrócił cierpki uśmiech.-Pojawiły się
komplikacje i to z powodu jaśnie pana Endymiona. Nie patrz tak na
mnie, Heliosie. Dobrze wiesz, że zależy mi na bezpieczeństwie
dziewczynki. Jednak z drugiej strony, muszę być pewna, że Serenity
i Seiya są gotowi na przekazanie mocy córce.
-Dlaczego
zabroniłaś interweniować naszej wysłanniczce-Sayuri przerwała
kuzynce.
-Spałaś, kiedy mówiłam? To próba dla obu
stron i jak na razie jestem rozczarowana. Gwiazdeczka wciąż jest w
niewłaściwych rękach i całe szczęście, że ten osioł nie ma
pojęcia o jej zdolnościach.
-Co z Chibiusą?-białowłosy zadała
pytanie, które męczyło go od tylu lat.
-Aż tak Cię to
boli? Chyba zapomniałeś, że opiekuję się gwiezdnymi ziarnami, a
jej czeka na właściwy moment-powiedziała obojętnie.
-Zatem,
wybieram się na Ziemię-wstał z fotela.
Obie kobiety były
zszokowane.
-Ogłuchłeś?!-Risa wpadła w szał.-Jakim prawem sam
podejmujesz decyzje?! Kto będzie pilnował złotego
kryształu?!
-Ty.
-Co?! To nie jest moje zadanie! Nie zgadzam
się, rozumiesz?!
-Mamy takie same prawa, więc nie widzę
problemu. Zresztą, kilka dni temu twierdziłaś, że się
nudzisz.
-Po pierwsze, jestem starsza i bardziej doświadczona. Po
drugie, naprawdę umrę z nudów! Heliosie, stój! Mówię
do Ciebie!
Mężczyzna przepuścił w drzwiach błękitnowłosą,
która stanęła po jego stronie. Następnie zatrzasnął je za
sobą...
****
Monocros
Strażnicy
szybko odgadnęli po minie Cabire, iż nie przynosi z Ziemi dobrych
wieści. Powoli oswoili się z myślą, że władczyni wyładuje
złość na nich lub na samej nieszczęśnicy, która mozolnie
zmierzała do komnaty Sakamae. Długo zbierała się do zdania
relacji z misji, a po ostatniej klęsce bała się powrotu na
ojczystą planetę. W końcu zostawiła Misao na posterunku i zjawiła
się na Monocrosie.
Od kilku minut w całym pałacu rozchodziło
się echo przepełnione krzykiem, piskiem oraz żałosnym jękiem.
Jedna ze służących wycofała się, gdy z sypialni jej Pani wydobył
się huk wymieszany z dźwiękiem pękającego szkła. Nikt nie
chciałby być na miejscu elfki. Której ciało leżało w
odłamkach pękniętego lustra. Gdyby nie unosząca się klatka
piersiowa, uznano by ją za martwą.
Otworzyła powoli oczy i
próbowała unieść głowę. Ból, jaki przeszył każdą
cząstkę jej ciała był nie do zniesienia, lecz gorsze okazały się
słowa Sakamae.
-Wolałabym, żebyś nie przeżyła. Mimo to,
wrócisz na tą przeklętą planetę i posuniesz się do
ostateczności. Kakyuu chyba nie zależy na jej Gwiazdach.
Znienawidzą ją, kiedy stracą to, co dla nich najważniejsze.
Rozumiesz, co mam na myśli?
-Taaak...moja Pani-wsparła się na
kolanach.
-Natychmiast się wynoś-odwróciła głowę.
-Nie
wiem...Czy dam radę...
-Precz!!!
Cabire z wielkim trudem
wypowiedziała zaklęcie, a potem zniknęła. Niestety nie starczyło
jej sił, by znaleźć się w planowanym miejscu i zmaterializowała
się przed główną bramą, pod nogami strażnika, z którym
ona oraz jej zielonowłosa partnerka toczyły odwieczny
spór.
Mężczyzna uśmiechnął się lubieżnie, chwytając
elfkę za poszarpane ubranie i unosząc do góry.
-No i co,
mała wiedźmo? Kiedyś Ci powiedziałem, że jeszcze będziesz
błagała mnie o litość.
Poczuła jego cuchnący oddech na
twarzy, odchylając się do tyłu.
-Gdybyś nie była potrzebna
tej wariatce na górze, to zapłaciłabyś za wszystkie swoje
przekręty-potrząsnął nią i wylądowała w błocie.
Otarła
zabrudzoną twarz, wbijając palce w mokry piasek. Przekonała się
na własnej skórze, że grze stanowi tylko mały pionek...
****
Drzwi od szkolnej
świetlicy zaskrzypiały leciutko i do środka weszła para
dziesięciolatków. Dziewczynka rozejrzała się po wnętrzu,
zawieszając wzrok na zabawkach ustawionych na półce. Poza
pluszakami, nikogo nie było w środku, więc podała koledze rękę
i poprowadziła go na zieloną wykładzinę. Oboje usiedli po
turecku, a chłopiec wyjął z plecaka dzienniczek i ze skwaszoną
miną otworzył na ostatniej stronie.
-I po co się spierałeś,
Hiro-chan?-Shona wychyliła się przez jego ramię, czytając treść
uwagi.
-Chyba mogę mieć swoje zdanie-naburmuszył się.-No i
tata powiedział, że zawsze mam być sobą.
Brunetka podrapała
się po głowie, mrugając oczkami.
-Masz bardzo wyrozumiałego
tatę. On też uważa, że psy idą do nieba?
-Opinie są
podzielone, ale wolę nie pytać-potrząsną srebrną
czuprynką.
Bardziej martwiło go, jak ukryć naganę przed
wścibską siostrą, która wtargnęła do środka niczym
huragan. W tak drobnej istotce spoczywały ogromne pokłady energii i
biedna Emi została przetargana przez korytarz, gubiąc po drodze
książki. Natomiast Ichi szedł powoli za kuzynkami, zbierając
zguby. Dlatego dotarł na końcu, ale wyglądał na
załamanego.
-Cześć, głupku!-Mai popchnęła brata z całej
siły, zajmując miejsce obok swojej ulubienicy.-Wiem, że dostałeś
uwagę.
-Skąd wiesz?!
-Wszyscy się śmieją. Oberwałeś za
świato...świato...światowgląd!
-Chodziło jej o
światopogląd-Emi szepnęła na ucho Aizawie, a ta uśmiechnęła
się krzywo. -Nie ważne, dajcie spokój przez chwilę. Co jemu
się stało?-niebieskowłosa kiwnęła głową na Ichiego.-Znowu
plastyka?
-Nie-mały Kou odburknął.
-Matematyka?
-Też
nie-skulił się bardziej.-Dobra, angielski!
-O rany, to jeden z
nielicznych przedmiotów, z których jestem dobra.
-Jak
to?-Mai rozszerzyła oczy w zaciekawieniu.
-Oj, bo urodziłam się
w Stanach-odpowiedziała, jakby to był oczywisty fakt.-Gdy jeszcze
tam mieszkałam, to z opiekunkami rozmawiałam najczęściej po
angielsku. Chociaż z ostatnią był problem. Włożyłam jej gumę
do żucia we włosy i tak wrzeszczała, że nic nie zrozumiałam. Z
Elzą jest fajnie. Nawet mogę jeść czekoladę.
-Uratuj mi
życie-blondynek podszedł do niej, składając dłonie w geście
błagalnym.-Bardzo proszę, Onee-chan.
-Onee-chan?-rozchyliła
usta, nie mogąc wymówić słowa.
-Za dużo je słodyczy i
cukier zalazł mu za komórki-Hiro skomentował po swojemu, ale
Shona nie słuchała go.
-No...no dobrze...Daj mi ćwiczenia,
które masz zadane. Jutro na przerwie Ci oddam. Teraz musicie
się zbierać.
Yaten przekroczył próg świetlicy lekkim
zażenowaniem malującym się na jego chmurnym obliczu.
-Zawsze
trzeba was szukać-włożył ręce do kieszeni.-Zabieram całą
czwórkę. Tak, Ciebie geniuszu też-odpowiedział na wrogą
minę Emi.
Niebieskowłosa z niechęcią zebrała książki i bez
słowa wyszła pierwsza, a on przerzucił oczami, ponaglając
pozostałych. Teraz żałował, że zgodził się przyjechać, ale
gdzieś musiał odreagować rozmowę z managerem.
Odwrócił
się po raz ostatni oraz zatrzymał dłużej wzrok na
Shonie.
„Dziwne, ale to dziecko ma takie znajome oczy...Ech,
bzdura! O czym ja w ogóle myślę?!”-skarcił się i poszedł
za rozrabiakami...
****
Na parkingu przed
studiem nagrań od kilkunastu minut stała taksówka. Rei
siedziała w środku i w napięciu spoglądała na zegarek. Przed
chwilą dzwoniła do Usagi, więc musiała dać jej czas. Pierwsza
część planu powiodła się, tylko co dalej?
Brunetka schyliła
się, bo rozpoznała auto Yatena, który zaparkował dalej. On
mógłby jej zaszkodzić, dlatego nie pozwoliła, aby ją
zauważył. Na pewno zabroniłby jej wejść i doszłoby do awantury.
Wówczas zrujnowałby cały plan, a Mamoru na pewno by się
wściekł.
Hino nawet nie przypuszczała, jak bardzo Seiya
denerwował się przed spotkaniem z nią. Nie chciał, by jego nerwy
udzielił się reszcie, toteż siedział sam w pokoju socjalnym.
Podczas gdy Minako i Taiki rozmawiali obok. Blondynka leżała na
kanapie z zamkniętymi oczami, trzymając się za brzuch, a
opakowanie po rogalikach poniewierało się na stoliku.
-Matkooo,
ale się najadłam-przewróciła się leniwie na bok.
-W
życiu nie widziałem, żebyś tyle jadła. Jeśli denerwujesz
teledyskiem, to porozmawiamy z managerem jeszcze raz. Yaten nie może
ciągle rządzić-szatyn zaniepokoił się.
-Spokojnie, naprawdę
byłam godna. Wiesz, właściwie zjadłabym coś
konkretnego-zarumieniła się, wstydząc swoim łakomstwem.
-Powiedz
na co masz ochotę, to zamówię.
-Dzięki, ale nie.
Zaciągnę mężusia na obiad-podniosła się do pozycji
siedzącej.-Tak w ogóle, to nasza gwiazda przepadła. Pojechał
po dzieci i zaginął.
-Szkoła to miejsce, gdzie mój brat
niekoniecznie potrafi się odnaleźć. Miejmy nadzieję, że nie
będziemy wynajmować detektywa.
-Nie martw się, już ja go
nauczę orientacji w terenie-uśmiechnęła się
figlarnie.-Hmm...Chyba słyszę hałasy.
Wenus miała świetną
intuicję, gdyż jej pociechy z prędkością strzały pokonały
drogę z parkingu do studia. Przytulił się do niej, dając po
buziaku w oba policzki. Mina oraz Yaten mogli zapomnieć o ciszy do
końca dnia.
-Gdzie Seiya?-srebrnowłosy odetchnął, gdy
dzieciaki zajęły się sobą.
-W socjalnym. Czeka na gościa-Taiki
zachował spokój.
-Coś Ty taki oficjalny? Jaki gość?
-Rei
Hino.
Młodszy Kou zacisnął zęby, starając się nie wybuchnąć.
Dlaczego tylko on nie ufał wojowniczce z Marsa? Zanim księżniczka
Kakyuu kazała na nią uważać, już omijał tę kobietę z daleka.
Według niego miała wypisane na twarzy problemy, a ich życie
skomplikowało się wraz z jej powrotem. Po co wróciła?
Opowiastkę o snach i wizjach słyszał setki razy od Minako. Jednak
chciał rozwiązał zagadkę oraz zdemaskować Hino, bo nienawidził
obłudy.
Gdy zielonooki bił się ze swoją demoniczną aurą,
szatyn odebrał telefon.
-Dobrze, niech wejdzie-rzucił krótko,
odkładając słuchawkę.
Pewnym krokiem ruszył do drzwi,
otwierając je przed Rei. Nawet Mina oniemiała na widok
przyjaciółki, ponieważ ta nie przywitała się z nią. Od
razu skierowała się do pokoju, wskazanego przez najstarszego z
braci.
-Rei!-Seiya oderwał się od okna, słysząc kroki.
Kobieta
zatrzymała się pod ścianą przy wejściu, zostawiając uchylone
drzwi. Była spięta, co zbiło bruneta z tropu. Czemu trzymała go
na dystans, jeśli wiedziała o nim i Usagi prawie wszystko? Skąd
taka dziwna zmiana? Silna oraz odważna kobieta za jaką ją miał,
bała się spojrzeć mu w oczy.
-Usiądź, proszę-wysilił się
na delikatny ton.
Początkowo chciał przejść do sedna sprawy,
lecz zmienił zdanie.
-Wszystko w porządku, Rei?!
-Moja wizyta
będzie krótka.
-Nie rozumiem, w co Ty grasz-zezłościł
się, podchodząc parę kroków bliżej.
Mars była
przerażona. Serce skoczyło jej do gardła i ku jej szczęściu,
dosłyszała wypowiedziane entuzjastycznie przez Minę słowo
„Usagi-chan”. Teraz mogła działać!
-Chciałam
tylko...Musisz wiedzieć to-ujęła w dłonie twarz Seiyi, wpijając
się w jego usta.
Kou był sparaliżowany, bo ostatnia rzecz
jakiej się spodziewał, to pocałunek z przyjaciółką żony.
Za późno odepchnął Hino, gdyż po odzyskaniu świadomości
napotkał na wypełnione łzami oczy, które tak
kochał.
-Odango...-jęknął boleśnie.
Usa cofnęła się do
tyłu, wybiegając na korytarz. Nie reagowała na krzyk Yatena,
którego potrąciła po drodze, ani na rozpaczliwe wołanie
Seiyi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz