-Nie
pójdę! Nie pójdę!-zaprotestował dziecięcy,
ochrypnięty głosik.
I tak od samego rana, a dokładnie od
godz.7:00. Seiya chciał zrobić Usagi niespodziankę i zabrać synka
do szkoły. Jednak mały dzielnie stawiał opór, więc Kou nic
nie wskórał. Czas biegł nieubłaganie, a chłopiec nadal
siedział w łóżku oraz nie kwapił się go opuścić.
Uparcie twierdził, że stan jego zdrowia nie pozwala na żadne
podróże, w szczególności do szkoły.
Brunet usiadł
na podłodze, opierając głowę o łóżko. Gdyby mógł waliłby nią w ścianę, lecz pewnie nie wzruszyłby małego
buntownika.
-Jestem chory, boli mnie gardło. Zobacz, pierwsze
oznaki wysypki-podciągnął rękaw od piżamki.
-To znamię, masz
je od urodzenia. Zresztą, obaj mamy takie samo.
-A skąd wiesz?
Może to jakaś choroba genetyczna?-otworzył szerzej błękitne
oczy.
-Jeśli masz coś do narysowania, to daj blok. Jak się
pospieszymy, to zdążę.
Mężczyzna zapał się jedynego
sensownego powody, czyli niechęci do zajęć plastycznych. Głównie
o to toczone były boje i na koniec, t on rysował prace. Może nie
przypominały dzieł sztuki. Ale dom był domem, a nie walącą się
stodołą.
-Nie mam dziś plastyki! Nigdzie nie pójdę, bo
zarażę kolegów.
„Troskę o bliźniego na pewno
odziedziczył po mnie”-pokręcił wymownie głową
-Co się
dzieje?-Usagi stanęła w drzwiach od pokoju.
Najwidoczniej sen
nie zszedł z jej powiek, bo przecierała zaspane oczy.
Seiya
zatrzymał dłużej wzrok na żonie. W rozpuszczonych włosach
przypominała anioła. Chociaż dla niego zawsze nim była. Kiedy
ujrzał ją po raz pierwszy, oddał serce bezpowrotnie. Tylko ona
była warta wszelkich poświęceń.
-Dlaczego mnie nie
obudziłeś?!-pisnęła donośnie przy jego uchu, aż podskoczył do
góry.
Czar prysł niczym bańka mydlana i wróciła
brutalna rzeczywistość.
-Ichi spóźni się do
szkoły!
-Oto bym się nie martwił, Króliczku. Akurat tam
nasz syn się nie wybiera.
-Co?!
Ściągnęła energicznie
kołdrę z chłopca, który leżał pod nią
skulony.
-Mamo!-jękną z zawodu, trzymając się za zaróżowione
policzki.-jestem śmiertelnie chory!
-Pokaż-dotknęła dłonią
jego ciepłe czoło.-Może mieć gorączkę. Pojadę z nim do
lekarza.
-Chyba żartujesz!-mężczyzna nie wierzył w to, co
słyszy.-Nic mu nie jest. Nie chce iść do szkoły i tyle.
-Skąd
możesz to wiedzieć? Wolę być spokojniejsza i zabiorę go
przychodni. Ichi, zmykaj do łazienki.
-Już się robi!-mały
zaskakująco radośnie przyjął wiadomość
-Ja was zawiozę-Seiya
podążył za blondynką do kuchni.
-nie macie wywiadu?
-Poprawka,
wywiad jest jutro-sięgnął po dzbanek z kawą.-Planowałem spędzić
z wami popołudnie, ale młody sprytnie nas wyrolował, więc
będziemy kwitnąć w kolejce do doktorka.
-Nie przesadzaj. Szykuj
się i daj kluczyki!
-O nie, nie, nie! Ja prowadzę!-krzyknął za
jej zgrabną sylwetką, znikającą w łazience.
2
godz.później
Kou krążył smętnym wzrokiem
po tablicy informacyjnej w przyszpitalnej przychodni. Na sam widok
igły, która na plakacie dobitnie informowała o nadchodzących
szczepieniach, robiło mu się gorąco. Najchętniej ulotniłby się
z tego przybijającego miejsca. Niestety Usagi uparła się na
wizytę, bo liczyła, że Ami ich przyjmie. Po raz kolejny musieli
liczyć się z zawodem, ponieważ niebieskowłosa nie miała dyżuru.
Główny prowokator siedział na czerwonym krzesełku
przeznaczonym dla dzieci i układał ogromne, piankowe puzzle.
Natomiast liczne grono mam skupił się na przystojnym tatusiu, który
z minuty na minutę zmieniał miejsce, aż wylądował przy
recepcji.
„Jeszcze trochę i mnie zjedzą”-docisnął mocniej
czarne okulary, ale zdjął je po namyśle sądząc, iż wyjdzie na
głupka.
-Doktor Chiba zaraz panią przyjmie-pielęgniarka
poinformowała blondynkę przesłodzonym
tonem.
„Chiba???!!!”-brunetowi przez głowę przeszedł rażący
wstrząs. Chyba los nie był na tyle przewrotny i okrutny, aby to
miał być ten Chiba.
Momentalnie znalazł się przy żonie i
synku, nie zważając na natrętne oraz ciekawskie spojrzenia
pacjentów. Gdy drzwi od gabinetu otworzyły się, wolałby to
uznać za koszmar.
Przed nimi faktycznie stał Mamoru w białym
kitlu oraz ze stetoskopem na szyi. Jego wyraz twarzy nie wykazał
żadnych emocji. Przypominał wyrzeźbiony posąg. Chociaż muzyk
poprzysiągłby, że przez ułamek sekundy dostrzegł złość
pomieszaną z drwiną, ale zaskoczony na pewno nie
był
-Zapraszam-odezwał się bezbarwnym głosem.
-Dzięku...
-Nie
rób scen-Usa wysyczała przez zaciśnięte zęby.
-Oszalałaś?
Ten konował nie będzie dotykał mojego
dziecka!
-Seiya!
-Wchodzicie, czy mam poprosić następną
osobę?-Mamoru świetnie bawił się z nieszczęścia swojego
wroga.
Jeśli teraz zareagował tak impulsywnie, to co powiedzieć
później. Dzięki temu miał większe pole do popisu, bo znał
wszystkie słabe punkty Seiyi Kou. W zasadzie, najsłabszy punk był
jego asem w rękawie.
-Wchodzimy-kobieta musiała coś postanowić,
lecz z trudem panowała nad nerwami.
Winnych okolicznościach
prędzej zapadłaby się pod ziemię, niż doprowadziła do
konfrontacji z byłym narzeczonym. Tylko nieświadomy niczego Ichiro
wbiegł do środka i usiadł na kozetce.
-Bystry pacjent.
Życzyłbym sobie więcej takich-udawał sympatycznego.
Seiya
oparł się o ścianę przy wejściu oraz założonymi rękoma
przygryzał dolną wargę. Nie mógł znieść, że jego
Króliczek siedzi tak blisko mężczyzny, którego nie
znosił. Przede wszystkim, nie ufał za grosz.
-Wygląda na
przeziębionego...
-Więc postaw diagnozę na podstawie badania, a
nie domysłów-brunet nie powstrzymał irytacji.
-Jestem
lekarzem od 10 lat. Potrafię rozpoznać przeziębienie, wiec nie
musisz mną instruować-odgryzł się i wrócił do
pracy.-Otwórz buzię-zwrócił się do
małego.-Sprawdzimy Twoje gardło.
Maluch wykonał polecenie
mężnie zniósł całe badanie.
-Tak, ja mówiłem.
Zaziębił się-usiadł przy biurku, notując uwagi w karcie
pacjenta.-Przepiszę mu antybiotyk. Chyba nie chcecie, żeby zaraził
siostrę-ostatnie słowo podkreślił znacząco, zniżając
głos.
Seiya poczuł, jak odpływa mu krew z głowy, a Usagi
zadrżała.
-Ja nie ma siostry-chłopiec zamrugał oczami.-Mamo,
powiedz coś-szarpnął za rękaw jej czerwonego
płaszczyka.
-Nie?-Chiba dalej odgrywał swoją rolę.-Musiałem
się pomylić. Byłem przekonany, ze urodziłaś też córkę,
Usako.
Kou nie zamierzał podpierać ściany i słuchać, jak
„szanowny” doktor Mamoru kpi z ich nieszczęścia. Z pewnością
ulżyłby sobie i wepchnął mu stetoskop prosto do gardła.
-Koniec
wizyty!-doskoczył do biurka, mierząc go pogardliwym wzrokiem.-Nasza
służba zdrowia ostatnio schodzi na psy.
-Co masz na myśli?-ten
wstał, rzucając mu nie mniej wyzywające spojrzenie.
-Nic.
Mówię, co widzę-zgarnął z burka wypisane recepty oraz siłą
wyprowadził synka i osłupiałą żonę
Dopiero, gdy znaleźli
się na parkingu, dał upust emocją.
-Pieprzony
drań! Zrobił to celowo!-podarł recepty w drobny mak i wyrzucił do
kosza.
-Seiya...proszę...mały...-wykrztusiła, wciąż dygocząc
na całym ciele.
-Mamo, o czym ten pan mówił? Przecież
nie mam siostry-Ichi drążył temat.
-Wejdź do samochodu-brunet
wskazał czarne lamborghini.
-Ale...
-Powiedziałem
coś!
Blondynek nadął policzki i zatrzasnął drzwi
auta.
-Naigrywał się z nas, sama słyszałaś!
-Mógł
nie wiedzieć...-odpowiedziała cicho.
-Naprawdę jesteś taka
naiwna?!-uderzył ręką o maskę.-Media w tym kraju trąbiły na
prawo i lewo o porwaniu Amayi, a on co?! W puszczy kończył
studia?!
-Nie krzycz, wracajmy-skuliła
się.
-Przepraszam-przejechał dłonią po włosach.-Masz rację,
jedźmy do domu.
W czasie kiedy Seiya łamał każdy przepis
drogowy, Hotaru i Mako starały się odnaleźć mieszkanie małżeństwa
Kou w gąszczu luksusowych apartamentowców.
Szatyn
sprawdziła numerację budynków i z przykrością pokręciła
głową. Nogi bolały ją kręcenia w koło. Z kolei młodsza
dziewczyna wyglądała na zdeterminowaną ,by zobaczyć swoją
księżniczkę.
-Dobrze sprawdziłaś adres?-Kino usiadła na
ławce, masując obolałe łydki. Niepotrzebnie wybrała tak wysokie
obcasy.
Pogoda również nie zachęcała do spacerów.
Na niebie pojawiało się coraz więcej szarych chmur, a wręcz
granatowo-czarnych, które mogły zwiastować tylko deszcz.
Nawet wiatr zerwał się, a pożółkłe liście zawirowały na
zakurzonych chodnikach.
-Wiesz, ile się nagimnastykowałam, żeby
go wykraść Haruce? Dlatego nie mogłyśmy przyjść wcześniej. Nie
było łatwo-zasunęła fioletową kurtkę, bo owionął ją
nieprzyjemny ziąb.-Sprawdźmy po drugiej stronie, tam też jest
osiedle.
-Ale, to już inna ulica.
-Przecież nie mieszkają na
krańcu świata. Ja się przebiegnę, a Ty zaczekaj.
Tomoe
skróciła sobie drogę i ruszyła przez plac zabaw. Zaszła
od drugiej strony i nie dość, że znalazła się na właściwej
ulicy, to numer zgadzał się z tym, który był zapisany w
notatniku Haruki.
Już miała zawrócić, lecz auto, które
podjechało na parking przykuło jej uwagę. Podskoczyła do góry,
gdy rozpoznała postać Usagi oraz towarzyszącego jej Seiyę.
Krzyknęła z nimi, ale dzieliła ich za duża odległość. W
euforii nie spostrzegła, iż para w zdenerwowaniu weszła do klatki
schodowej.
Usa myślała, że jak na jeden dzień wyczerpała
limit atrakcji, al musiała przygotować się na kolejną. Spotkanie
z Mamoru oszołomiło ją zupełnie, a widok przyjaciółek
dopełnił efekt. Łzy same napłynęły jej do oczu, spływając z
nich słonym potokiem. Rozkleiła się progu mieszkania i gdyby nie
reakcja brązowowłosej, która zachowała zimną krew,
tkwiłyby w przejściu wystawione na widok sąsiadów.
-Wybaczcie
mi-wytarła spuchnięte oczy.-To dla mnie za dużo.
-Usagi-chan,
to my przepraszamy-Hotaru poczuła się wina.-Zjawiłyśmy się bez
zapowiedzi...
-Nie chodzi o was. Wiem, że nie widać, jak bardzo
cieszę się z waszych odwiedzin,ale naprawdę tak jest. Źle
zaczęłam dzisiejszy dzień.
-Pokłóciłaś się z Seiyą?
Nigdzie go nie widzę-Mako spodziewała się najgorszego.
-Nie,
ale na pewno przeżył to równie mocno, jak ja. Jest w pokoju
małego i rozmawia z nim. Ja nie dałabym rady-z goryczą przełknęła
myśl o słabości i strachu, które sparaliżowały ją od
środka.
Powinna być obecna przy rozmowie z synkiem. Nie mogła
przewidzieć, jak przyjmie do wiadomości prawdę.
-Zaraz wam
opowiem, co się stało. Najpierw zaparzę herbatę, niezła ze mnie
gospodyni. Na stepie przywitałam gości płaczem-wysiliła się na
żart.-Myślałam, że nie mieszkasz w Tokio, Mako-chan.
-Bo, to
prawda. Wróciłam z Setsuną i chcę Ci
pomóc.
-Dziękuję...
Blondynka wróciła do
salonu, niosąc tacę z gorącym napojem. Napełniła nim białe
filiżanki, ozdobione pączkami czerwonych róż oraz zaczęła
opowiadać. Hotaru wiedziała o przybyciu księżniczki Kakyuu, a
także o porwaniu Amayi, lecz nie podejrzewała ile wspólnego
mają ze sobą te dwie sprawy. W głębi duszy odczuła żal do
Haruki i Michiru, a zwłaszcza do Setsuny, że nie kiwnęły palcem,
aby dowiedzieć się o tym wcześniej. Rozczarowała się zachowanie
Puu, która zawsze kierowała się rozsądkiem. Odnalezienie
dziewczynki było kluczem do pokonania wroga.
„Sama muszę
działać. Jako wojowniczka nie mam obowiązek chronić księżniczkę
i jej rodzinę.”
Z melancholijnej zadumy wyrwało ją
skrzypnięcie drzwi. Nim się obejrzała, na kolanach Usy siedział
złotowłosy chłopczyk, tuląc się do matki.
-Mamo, ja też Ci
pomogę.
-W czym, skarbie?
-Razem znajdziemy moją
siostrę.
-Ichi...-wzruszyła się, słysząc w jego głosie tyle
szczerości i bezinteresownej chęci.
Seiya odetchnął. Przebrnął
przez trudny temat, a Ichiro wykazał więcej zrozumienia niż
niejeden dorosły.
-Młody, lekcje na Ciebie czekają.
Wolał
dalszą cześć rozmowy odbyć w ścisłym gronie.
-Miło was
widzieć-osiadł na skórzanym, brązowym fotelu.-Co słychać
u Haruki, Hotaru? Brakuje mi jej.
-On też tęskni-dziewczyna
puściła mu oczko.-Nie jesteś zdziwiony naszą wizytą?
-Nic
mnie już nie zdziwi. Nawet jeśli moja ulubienica Tenoh wyskoczy z
lodówki w środku nocy.
-Cały Ty-Mako zaśmiała się
perliście.-Mój Shinozaki śledzi karierę Trzech Gwiazd.
Podobno macie za tydzień premierowy koncert.
-Zgadza się i obie
jesteście zaproszone.
-Jest mały problem...-błękitnooka
skarciła się w myślach, że zapomniała dopilnować opieki nad
dziećmi. Zdeklarowała, iż poradzi sobie z tym zadaniem.-Kot zajmie
się dziećmi? Zapomniałam...
-Ja chętnie się nimi
zaopiekuję!-brunetka zgłosiła się na ochotnika.-Wasz synek jest
słodki.
-Tylko, że...w pakiecie jest jeszcze trójka.
-Nie
widzę najmniejszego problemu-tryskała optymizmem.
Kou wymienił
z żoną porozumiewawcze spojrzenie i awaryjnie wycofali się do
kuchni.
-Króliczku, lubię ją i chyba jej tego nie
zrobimy.
-Przestań przedstawiać dzieci, jako odrębne formy
życia.
-Jak chcesz, ale ostrzegałem-stwierdził z lekką
obawą.-Wygląda na to, że spadłaś nam z nieba Hotaru. Powierzymy
Ci nasze aniołki.
-Dam z siebie wszystko.
-Nie wątpię-odwrócił
głowę w drugą stronę.
Panna Tomoe nie wiedziała, w co się
dobrowolnie wpakowała. Opieka nad aniołkami? Nie w tym
przypadku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz