wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział XIV



-Nie pójdę! Nie pójdę!-zaprotestował dziecięcy, ochrypnięty głosik.
I tak od samego rana, a dokładnie od godz.7:00. Seiya chciał zrobić Usagi niespodziankę i zabrać synka do szkoły. Jednak mały dzielnie stawiał opór, więc Kou nic nie wskórał. Czas biegł nieubłaganie, a chłopiec nadal siedział w łóżku oraz nie kwapił się go opuścić. Uparcie twierdził, że stan jego zdrowia nie pozwala na żadne podróże, w szczególności do szkoły.
Brunet usiadł na podłodze, opierając głowę o łóżko. Gdyby mógł waliłby nią w ścianę, lecz pewnie nie wzruszyłby małego buntownika.
-Jestem chory, boli mnie gardło. Zobacz, pierwsze oznaki wysypki-podciągnął rękaw od piżamki.
-To znamię, masz je od urodzenia. Zresztą, obaj mamy takie samo.
-A skąd wiesz? Może to jakaś choroba genetyczna?-otworzył szerzej błękitne oczy.
-Jeśli masz coś do narysowania, to daj blok. Jak się pospieszymy, to zdążę.
Mężczyzna zapał się jedynego sensownego powody, czyli niechęci do zajęć plastycznych. Głównie o to toczone były boje i na koniec, t on rysował prace. Może nie przypominały dzieł sztuki. Ale dom był domem, a nie walącą się stodołą.
-Nie mam dziś plastyki! Nigdzie nie pójdę, bo zarażę kolegów.
„Troskę o bliźniego na pewno odziedziczył po mnie”-pokręcił wymownie głową
-Co się dzieje?-Usagi stanęła w drzwiach od pokoju.
Najwidoczniej sen nie zszedł z jej powiek, bo przecierała zaspane oczy.
Seiya zatrzymał dłużej wzrok na żonie. W rozpuszczonych włosach przypominała anioła. Chociaż dla niego zawsze nim była. Kiedy ujrzał ją po raz pierwszy, oddał serce bezpowrotnie. Tylko ona była warta wszelkich poświęceń.
-Dlaczego mnie nie obudziłeś?!-pisnęła donośnie przy jego uchu, aż podskoczył do góry.
Czar prysł niczym bańka mydlana i wróciła brutalna rzeczywistość.
-Ichi spóźni się do szkoły!
-Oto bym się nie martwił, Króliczku. Akurat tam nasz syn się nie wybiera.
-Co?!
Ściągnęła energicznie kołdrę z chłopca, który leżał pod nią skulony.
-Mamo!-jękną z zawodu, trzymając się za zaróżowione policzki.-jestem śmiertelnie chory!
-Pokaż-dotknęła dłonią jego ciepłe czoło.-Może mieć gorączkę. Pojadę z nim do lekarza.
-Chyba żartujesz!-mężczyzna nie wierzył w to, co słyszy.-Nic mu nie jest. Nie chce iść do szkoły i tyle.
-Skąd możesz to wiedzieć? Wolę być spokojniejsza i zabiorę go przychodni. Ichi, zmykaj do łazienki.
-Już się robi!-mały zaskakująco radośnie przyjął wiadomość
-Ja was zawiozę-Seiya podążył za blondynką do kuchni.
-nie macie wywiadu?
-Poprawka, wywiad jest jutro-sięgnął po dzbanek z kawą.-Planowałem spędzić z wami popołudnie, ale młody sprytnie nas wyrolował, więc będziemy kwitnąć w kolejce do doktorka.
-Nie przesadzaj. Szykuj się i daj kluczyki!
-O nie, nie, nie! Ja prowadzę!-krzyknął za jej zgrabną sylwetką, znikającą w łazience.


2 godz.później
Kou krążył smętnym wzrokiem po tablicy informacyjnej w przyszpitalnej przychodni. Na sam widok igły, która na plakacie dobitnie informowała o nadchodzących szczepieniach, robiło mu się gorąco. Najchętniej ulotniłby się z tego przybijającego miejsca. Niestety Usagi uparła się na wizytę, bo liczyła, że Ami ich przyjmie. Po raz kolejny musieli liczyć się z zawodem, ponieważ niebieskowłosa nie miała dyżuru.
Główny prowokator siedział na czerwonym krzesełku przeznaczonym dla dzieci i układał ogromne, piankowe puzzle. Natomiast liczne grono mam skupił się na przystojnym tatusiu, który z minuty na minutę zmieniał miejsce, aż wylądował przy recepcji.
„Jeszcze trochę i mnie zjedzą”-docisnął mocniej czarne okulary, ale zdjął je po namyśle sądząc, iż wyjdzie na głupka.
-Doktor Chiba zaraz panią przyjmie-pielęgniarka poinformowała blondynkę przesłodzonym tonem.
„Chiba???!!!”-brunetowi przez głowę przeszedł rażący wstrząs. Chyba los nie był na tyle przewrotny i okrutny, aby to miał być ten Chiba.
Momentalnie znalazł się przy żonie i synku, nie zważając na natrętne oraz ciekawskie spojrzenia pacjentów. Gdy drzwi od gabinetu otworzyły się, wolałby to uznać za koszmar. 
Przed nimi faktycznie stał Mamoru w białym kitlu oraz ze stetoskopem na szyi. Jego wyraz twarzy nie wykazał żadnych emocji. Przypominał wyrzeźbiony posąg. Chociaż muzyk poprzysiągłby, że przez ułamek sekundy dostrzegł złość pomieszaną z drwiną, ale zaskoczony na pewno nie był
-Zapraszam-odezwał się bezbarwnym głosem.
-Dzięku...
-Nie rób scen-Usa wysyczała przez zaciśnięte zęby.
-Oszalałaś? Ten konował nie będzie dotykał mojego dziecka!
-Seiya!
-Wchodzicie, czy mam poprosić następną osobę?-Mamoru świetnie bawił się z nieszczęścia swojego wroga.
Jeśli teraz zareagował tak impulsywnie, to co powiedzieć później. Dzięki temu miał większe pole do popisu, bo znał wszystkie słabe punkty Seiyi Kou. W zasadzie, najsłabszy punk był jego asem w rękawie.
-Wchodzimy-kobieta musiała coś postanowić, lecz z trudem panowała nad nerwami.
Winnych okolicznościach prędzej zapadłaby się pod ziemię, niż doprowadziła do konfrontacji z byłym narzeczonym. Tylko nieświadomy niczego Ichiro wbiegł do środka i usiadł na kozetce.
-Bystry pacjent. Życzyłbym sobie więcej takich-udawał sympatycznego.
Seiya oparł się o ścianę przy wejściu oraz założonymi rękoma przygryzał dolną wargę. Nie mógł znieść, że jego Króliczek siedzi tak blisko mężczyzny, którego nie znosił. Przede wszystkim, nie ufał za grosz. 
-Wygląda na przeziębionego...
-Więc postaw diagnozę na podstawie badania, a nie domysłów-brunet nie powstrzymał irytacji.
-Jestem lekarzem od 10 lat. Potrafię rozpoznać przeziębienie, wiec nie musisz mną instruować-odgryzł się i wrócił do pracy.-Otwórz buzię-zwrócił się do małego.-Sprawdzimy Twoje gardło.
Maluch wykonał polecenie mężnie zniósł całe badanie.
-Tak, ja mówiłem. Zaziębił się-usiadł przy biurku, notując uwagi w karcie pacjenta.-Przepiszę mu antybiotyk. Chyba nie chcecie, żeby zaraził siostrę-ostatnie słowo podkreślił znacząco, zniżając głos.
Seiya poczuł, jak odpływa mu krew z głowy, a Usagi zadrżała.
-Ja nie ma siostry-chłopiec zamrugał oczami.-Mamo, powiedz coś-szarpnął za rękaw jej czerwonego płaszczyka.
-Nie?-Chiba dalej odgrywał swoją rolę.-Musiałem się pomylić. Byłem przekonany, ze urodziłaś też córkę, Usako.
Kou nie zamierzał podpierać ściany i słuchać, jak „szanowny” doktor Mamoru kpi z ich nieszczęścia. Z pewnością ulżyłby sobie i wepchnął mu stetoskop prosto do gardła.
-Koniec wizyty!-doskoczył do biurka, mierząc go pogardliwym wzrokiem.-Nasza służba zdrowia ostatnio schodzi na psy.
-Co masz na myśli?-ten wstał, rzucając mu nie mniej wyzywające spojrzenie.
-Nic. Mówię, co widzę-zgarnął z burka wypisane recepty oraz siłą wyprowadził synka i osłupiałą żonę
Dopiero, gdy znaleźli się na parkingu, dał upust emocją.

-Pieprzony drań! Zrobił to celowo!-podarł recepty w drobny mak i wyrzucił do kosza.
-Seiya...proszę...mały...-wykrztusiła, wciąż dygocząc na całym ciele.
-Mamo, o czym ten pan mówił? Przecież nie mam siostry-Ichi drążył temat.
-Wejdź do samochodu-brunet wskazał czarne lamborghini.
-Ale...
-Powiedziałem coś!
Blondynek nadął policzki i zatrzasnął drzwi auta.
-Naigrywał się z nas, sama słyszałaś!
-Mógł nie wiedzieć...-odpowiedziała cicho.
-Naprawdę jesteś taka naiwna?!-uderzył ręką o maskę.-Media w tym kraju trąbiły na prawo i lewo o porwaniu Amayi, a on co?! W puszczy kończył studia?!
-Nie krzycz, wracajmy-skuliła się.
-Przepraszam-przejechał dłonią po włosach.-Masz rację, jedźmy do domu.
W czasie kiedy Seiya łamał każdy przepis drogowy, Hotaru i Mako starały się odnaleźć mieszkanie małżeństwa Kou w gąszczu luksusowych apartamentowców.
Szatyn sprawdziła numerację budynków i z przykrością pokręciła głową. Nogi bolały ją kręcenia w koło. Z kolei młodsza dziewczyna wyglądała na zdeterminowaną ,by zobaczyć swoją księżniczkę.
-Dobrze sprawdziłaś adres?-Kino usiadła na ławce, masując obolałe łydki. Niepotrzebnie wybrała tak wysokie obcasy.
Pogoda również nie zachęcała do spacerów. Na niebie pojawiało się coraz więcej szarych chmur, a wręcz granatowo-czarnych, które mogły zwiastować tylko deszcz. Nawet wiatr zerwał się, a pożółkłe liście zawirowały na zakurzonych chodnikach.
-Wiesz, ile się nagimnastykowałam, żeby go wykraść Haruce? Dlatego nie mogłyśmy przyjść wcześniej. Nie było łatwo-zasunęła fioletową kurtkę, bo owionął ją nieprzyjemny ziąb.-Sprawdźmy po drugiej stronie, tam też jest osiedle.
-Ale, to już inna ulica.
-Przecież nie mieszkają na krańcu świata. Ja się przebiegnę, a Ty zaczekaj.
Tomoe skróciła sobie drogę i ruszyła przez plac zabaw. Zaszła od drugiej strony i nie dość, że znalazła się na właściwej ulicy, to numer zgadzał się z tym, który był zapisany w notatniku Haruki.
Już miała zawrócić, lecz auto, które podjechało na parking przykuło jej uwagę. Podskoczyła do góry, gdy rozpoznała postać Usagi oraz towarzyszącego jej Seiyę. Krzyknęła z nimi, ale dzieliła ich za duża odległość. W euforii nie spostrzegła, iż para w zdenerwowaniu weszła do klatki schodowej.
Usa myślała, że jak na jeden dzień wyczerpała limit atrakcji, al musiała przygotować się na kolejną. Spotkanie z Mamoru oszołomiło ją zupełnie, a widok przyjaciółek dopełnił efekt. Łzy same napłynęły jej do oczu, spływając z nich słonym potokiem. Rozkleiła się progu mieszkania i gdyby nie reakcja brązowowłosej, która zachowała zimną krew, tkwiłyby w przejściu wystawione na widok sąsiadów.
-Wybaczcie mi-wytarła spuchnięte oczy.-To dla mnie za dużo.
-Usagi-chan, to my przepraszamy-Hotaru poczuła się wina.-Zjawiłyśmy się bez zapowiedzi...
-Nie chodzi o was. Wiem, że nie widać, jak bardzo cieszę się z waszych odwiedzin,ale naprawdę tak jest. Źle zaczęłam dzisiejszy dzień.
-Pokłóciłaś się z Seiyą? Nigdzie go nie widzę-Mako spodziewała się najgorszego.
-Nie, ale na pewno przeżył to równie mocno, jak ja. Jest w pokoju małego i rozmawia z nim. Ja nie dałabym rady-z goryczą przełknęła myśl o słabości i strachu, które sparaliżowały ją od środka.
Powinna być obecna przy rozmowie z synkiem. Nie mogła przewidzieć, jak przyjmie do wiadomości prawdę.
-Zaraz wam opowiem, co się stało. Najpierw zaparzę herbatę, niezła ze mnie gospodyni. Na stepie przywitałam gości płaczem-wysiliła się na żart.-Myślałam, że nie mieszkasz w Tokio, Mako-chan.
-Bo, to prawda. Wróciłam z Setsuną i chcę Ci pomóc.
-Dziękuję...
Blondynka wróciła do salonu, niosąc tacę z gorącym napojem. Napełniła nim białe filiżanki, ozdobione pączkami czerwonych róż oraz zaczęła opowiadać. Hotaru wiedziała o przybyciu księżniczki Kakyuu, a także o porwaniu Amayi, lecz nie podejrzewała ile wspólnego mają ze sobą te dwie sprawy. W głębi duszy odczuła żal do Haruki i Michiru, a zwłaszcza do Setsuny, że nie kiwnęły palcem, aby dowiedzieć się o tym wcześniej. Rozczarowała się zachowanie Puu, która zawsze kierowała się rozsądkiem. Odnalezienie dziewczynki było kluczem do pokonania wroga.
„Sama muszę działać. Jako wojowniczka nie mam obowiązek chronić księżniczkę i jej rodzinę.”
Z melancholijnej zadumy wyrwało ją skrzypnięcie drzwi. Nim się obejrzała, na kolanach Usy siedział złotowłosy chłopczyk, tuląc się do matki.
-Mamo, ja też Ci pomogę.
-W czym, skarbie?
-Razem znajdziemy moją siostrę.
-Ichi...-wzruszyła się, słysząc w jego głosie tyle szczerości i bezinteresownej chęci.
Seiya odetchnął. Przebrnął przez trudny temat, a Ichiro wykazał więcej zrozumienia niż niejeden dorosły.
-Młody, lekcje na Ciebie czekają.
Wolał dalszą cześć rozmowy odbyć w ścisłym gronie.
-Miło was widzieć-osiadł na skórzanym, brązowym fotelu.-Co słychać u Haruki, Hotaru? Brakuje mi jej.
-On też tęskni-dziewczyna puściła mu oczko.-Nie jesteś zdziwiony naszą wizytą?
-Nic mnie już nie zdziwi. Nawet jeśli moja ulubienica Tenoh wyskoczy z lodówki w środku nocy.
-Cały Ty-Mako zaśmiała się perliście.-Mój Shinozaki śledzi karierę Trzech Gwiazd. Podobno macie za tydzień premierowy koncert.
-Zgadza się i obie jesteście zaproszone.
-Jest mały problem...-błękitnooka skarciła się w myślach, że zapomniała dopilnować opieki nad dziećmi. Zdeklarowała, iż poradzi sobie z tym zadaniem.-Kot zajmie się dziećmi? Zapomniałam...
-Ja chętnie się nimi zaopiekuję!-brunetka zgłosiła się na ochotnika.-Wasz synek jest słodki.
-Tylko, że...w pakiecie jest jeszcze trójka.
-Nie widzę najmniejszego problemu-tryskała optymizmem.
Kou wymienił z żoną porozumiewawcze spojrzenie i awaryjnie wycofali się do kuchni.
-Króliczku, lubię ją i chyba jej tego nie zrobimy.
-Przestań przedstawiać dzieci, jako odrębne formy życia.
-Jak chcesz, ale ostrzegałem-stwierdził z lekką obawą.-Wygląda na to, że spadłaś nam z nieba Hotaru. Powierzymy Ci nasze aniołki.
-Dam z siebie wszystko.
-Nie wątpię-odwrócił głowę w drugą stronę.
Panna Tomoe nie wiedziała, w co się dobrowolnie wpakowała. Opieka nad aniołkami? Nie w tym przypadku...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz