czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział XXVIII


Seiya miał wrażenie, że czas stanął w miejscu, a samochód wlecze się bardziej niż rower. W głębi serca tliła się iskierka nadziei, iż Usagi za wcześnie spanikowała, a ich synek jest cały i zdrowy. Może zrobił im psikusa i schował się na terenie szkoły. Nie mógł tak po prostu zniknąć, ktoś na pewno go widział.
Westchnął głośno, gdy Yaten zatrzymał się czerwonym świetle. Krew w nim zawrzała, bo musiał jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Wreszcie zapaliło się zielone, ale ujechali kilka metrów i utknęli w korku.
-Nie mogłeś jechać szybciej?!-warknął na brata.
-Mogłem, ale to zależy jaki jest Twój cel. Chcesz znaleźć syna, czy spocząć na wieki dwa metry pod ziemią-jak zwykle odpowiedział szczerze.
Na tym skończyła się wymiana zdań, a brunet był zmuszony uzbroić się w cierpliwość. Ostatecznie dojechał do szkoły, chociaż bał się, że już jest za późno. Biegł jak szalony po korytarzu, gdy dostrzegł żonę w towarzystwie dyrektorki, wychowawczyni oraz Ami. Natomiast dzieciaki siedziały pod klasą, obserwując dorosłych z zaciekawieniem.
-Gdzie jest Ichiro?!-zapytał w prost.
Nikt nie miał odwagi odpowiedzieć. Usa trzymała w rękach plecak oraz kurtkę małego. Jej błękitne oczy szkliły się od łez, a usta wykrzywiły w bolesnym grymasie.
-Nic nie zabrał...Przecież jest zimno...-wyszeptała nieobecnym głosem.
Kou popatrzył na złotowłosą i ścisnęło go w środku. Przypomniał sobie o zdarzeniu sprzed lat, przez co zrozumiał jedno-jego ukochana przeżywała koszmar na nowo. Nie uchronił jej przed cierpieniem, pomimo obietnicy.
-Jak to się stało, że 8-letni chłopiec zwyczajnie wyszedł z lekcji?! Taka sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca! Co będzie jutro?! Dzieci zaczną samowolnie spacerować po mieście! Poniesiecie państwo odpowiedzialność za znikniecie mojego syna!
-Proszę się uspokoić...-dyrektorka zwróciła się do mężczyzny oficjalnym tonem, co go tylko rozwścieczyło.
-Uspokoić?! To jakaś kpina! Jeśli ktoś nie potrafi pilnować małych dzieci, to nie powinien pracować jako nauczyciel! Kompletny brak wyobraźni!-wykrzyczał nauczycie prosto w twarz.
Ta przełknęła głośno ślinę i uciekła, zostawiając w osłupieniu swoją przełożoną.
-Seiya...Krzykiem nic nie zdziałasz-Ami upomniała go.
-Zabierze Emi i wracajcie do domu. Twoje użalanie też nic nie pomoże-odpowiedział oschle.
Mizuno ścisnęła ramię przyjaciółki, mówiąc coś do niej na pocieszenie, a potem wyszła. Z kolei Yaten patrzył na przedstawienie z miną cierpiętnika, gdy Mai dotknęła jego dłoni.
-Tatku-uśmiechnęła się niewinnie.
-Nie teraz księżniczko. Tatuś jest zajęty.
-Ale ja muszę-tupnęła nóżką.
-Dobrze, jakoś to zniosę-ukucnął.-Uwaga, czy jedynka?
Dziewczynka zmarszczyła nosek, a zielonooki zauważył, iż chowa coś za plecami. Jednak wolał, by sama mu pokazała.
-Ona jest popaprana! Ciągnęła za włosy swoją koleżankę. Jeszcze trochę i musiałbyś kupować perukę-Hiro wypiął język w stronę siostry.-Ukarz ją teraz.
Srebrnowłosa już się zastanawiała, jak zemści się na bracie, ale przyjemności zostawiła na koniec.
-To nie prawda...No, prawie prawda...-zawahała się.-Ja wyjaśnię. Powiedziałam psorze, że Ichiego nie ma. Ona kazała mi siedzieć cicho, bo przeszkadzam. Nie przeszkadzałam, tylko się martwiłam. Psora nazwała mnie głupiutkim dzieckiem. Ja jej na to, że sama jest głupia! A Miyuki się należało i nie żałuję. Niestety poskarżyła, więc musisz podpisać-spuściła główkę, wyjmując dzienniczek.
Yaten pomyślał przez moment, że jemu też wypadną włosy. Chwile, w których czytał nagany córki zaliczał do bezcennych. Przeleciał obojętnym wzrokiem po adnotacji, ale wyłącznie go rozbawiła.
-Marnowanie papieru-oddał małej dzienniczek.-Inaczej to załatwimy, a Ty nie możesz wyzywać nauczycielki.
-Dlaczego?

-Bo od tej pani zależy Twoja edukacja i moja emerytura.
-A co to jest eme...emerytura?-niebieskooka zainteresowała się tematem.
-W skrócie wyzysk, głupia-Hiro dogryzł jej.
-Nie mądrzyj się mały-srebrnowłosy szturchnął syna żartobliwie.-Idziemy.
Wszedł do klasy, gdzie załamana kobieta siedziała przy biurku, przeglądając zeszyt. Na widok rodzica swojej „ulubionej” uczennicy spochmurniała. Prawdę powiedziawszy miała konflikt z całą rodziną Kou. Czekała aż mężczyzna wyskoczy z pretensjami, kiedy rzucił niedbale dzienniczek prosto pod jej nos.
-Wystarczyło podpisać-mruknęła niegrzecznie.
-Nie zamierzam tego podpisywać-popatrzył na nią triumfalnie z góry.-Lubi pani wypisywać te śmieszne karteczki? Szkoda, że skupia pani energię na zbytecznych rzeczach.
-Co pan sugeruje?! Też mi pan ubliży? Z Mai są same problemy i takie są fakty!-poprawił okulary, które lekko się przekrzywiły.
-Nie przyszedłem tu, żeby sprawdzać pani iloraz inteligencji. Przypominam, że mój bratanek zaginął gównie z pani zaniedbania. Mai źle się wyraziła, ale słusznie zwróciła uwagę, że Ichiro zniknął. Teraz przeprosi i zakończymy sprawę-wyciągnął dziewczynkę zza pleców.
Niebieskooka zwinęła usta w dzióbek, a słowa utknęły jej w gardle. 
-Prze...Prze...Przepraaaszam!-zapiszczała, bo Hiro ją uszczypnął.
-Widzi pani? Można inaczej. Skoro się rozumiemy, to do widzenia-odparł z odrobiną sarkazmu i opuścił klasę.
Wychowawczyni zabrakło sił nawet na pożegnanie...
Seiya zakończył awanturę z dyrektorką, która nic nie wskórała. Teraz musiał poruszyć niebo i ziemię, żeby odnaleźć synka. 
-Mogę Ci jakoś pomóc?-Yaten ożywił się, gotowy do poszukiwań.
-Nie, lepiej będzie jak pojedziesz do domu. Jakoś sobie poradzę.
-Na pewno?-zerknął na szlochającą Usagi.-Z nią jest coraz gorzej.
-To moje zadanie, ale dziękuję-uścisnął dłoń zielonookiego.
Tęsknym wzrokiem odprowadził pociechy brata, gdy poczuł ból w klatce piersiowej.
-To Twoja wina!-złotowłosa wymierzyła mężowi kolejny cios.-Zawiodłeś i straciłam wszystko!-wyrzuciła z siebie całą gorycz.
Brunet stał sztywno, słuchając jej wyrzutów. Z jednej strony czuł się winny, lecz jego Odango przyłożyła ręki do ich nieszczęścia. Wreszcie nie wytrzymał, chwytając ją mocno za nadgarstki.
-Weź się w garść! Znajdziemy go, rozumiesz?! Nie ma innej opcji!
Wbiła w niego mokre od łez oczy, a potem przytuliła. Seiya był początkowo zdezorientowany, ale odwzajemnił gest.
-Nie zniosę tego. Dlaczego to wszystko przydarza się nam?-zapytała, kurczowo chowając się w jego ramionach.
-Nie wiem, ale nie pozwolę by małemu coś się stało-pocałował ją w czoło.-Chodź, założymy zeznania-objął ukochaną delikatnie w tali i po raz pierwszy od rozstania poczuł, że jednak są razem...

****
Maz uciekinier wsiadł autobusu o numerze, który nic mu nie mówił. Odbył pierwszą podróż bez biletu, ale nie miał o tym pojęcia. Przyglądał się pasażerom ze strachem w błękitnych tęczówkach. Nie rozumiał, dlaczego pojazd zatrzymuje się na przystankach, a jedne osoby wysiadają ustępując miejsca drugim. W środku robiło się coraz tłoczniej i nikt nie zwracał uwagi na zagubionego chłopca. Ludzie przepychali się, toteż przy następnym postoju mały Kou wyszedł ciągnięty przez tłum. Usiadł na ławce obok przystanku, majtając nóżkami. Nie znał okolicy, ani mijających go przechodniów. Wówczas zaczął się zastanawiać, gdzie się podzieje gdy zapadnie zmrok.
Powolnymi krokami przemierzał uliczki osiedla, zatrzymując się przed opustoszałym placem zabaw. Huśtawki leciutko kołysał wiatr, a na mokrym piasku były widoczne ślady rozsypanych domków.
-Ichi-chan!
Blondynek wzdrygnął się, lecz uśmiech wrócił na jego twarzyczkę, kiedy zobaczył dziewczynkę o ciemnoniebieskich oczach.
-Co Ty tu robisz? A Twoi rodzice? Dlaczego nie masz kurtki? Jest tak zimno-potarła dobre ręce.
Zrobił krok do tyłu, nieufnie na nią spoglądając.
-A nie powiesz nikomu?-ściszył głosik.
-Nie, ja lubię tajemnice!-krzyknęła podekscytowana.
-Ale nie tak głośno-nadąsał się.-Teraz posłuchaj, od dziś mieszkam sam.
Brunetka zachichotała, nie bardzo wierząc.
-To głupie. Masz drugi dom?
-Nie...Jeszcze nie...-zawstydził się.
-Chodź do mnie-wzięła go pod ramię.-Widziałam Cię przez okno, tam na przeciwko-wskazała palcem.-Nie daj się prosić, będzie fajnie.
-Nie-zaparł się.-Twoja niańka jest wścibska i na pewno wygada.
-To wejdziemy przez garaż, a potem szybko na strych. Tata ma dyżur, więc się nie zorientuje. No i musisz być głodny.
Shona trafiła w czuły punkt, któremu apetyt zawsze dopisywał. Głód już od godziny dawał się we znaki, ale dzielnie to znosił. Uległ jej namowom, nie wystawiając żołądka na dalszą próbę wytrzymałości.
Przebiegli przez ulicę, wkraczając na posesję Mamoru. Dziewczynka popchnęła ciężkie drzwi i prowadziła Ichiego za rękę. Elza krzątała się w kuchni, więc dzieci wykorzystały jej nieuwagę.
Strych był równie zaniedbany, co reszta domu. Mimo to, Chiba nie przejmował się tym mankamentem, bo nie planował na stałe się w nim osiedlać. Nawet nie zajrzał na samą górę, więc Aizawa często tam przesiadywała. Nie przeszkadzały jej obdrapane oraz poszarzałe ściany, ani skrzypiąca, drewniana podłoga.
Ichiro usiadł na starym materacu, który czarnowłosa wysunęła z kąta. Wyjęła ciastka spod koca, bo przeważnie tak je chowała.
-Na razie tylko tyle Ci dam. Jak Elza pójdzie spać, to przyniosę coś z kolacji-położyła się na brzuchu, roztwierając opakowanie.
Mały Kou chrupał smakołyki w milczeniu, gdy zadała mu pytanie.
-Czemu uciekłeś?
-Rodzice mnie okłamali. Wolę być sam, niż mieszkać w domu dziecka-oparł podbródek na kolanach.
-Może coś źle usłyszałeś? Twój tata jest miły. No, czasami dziwny, ale Cię kocha. Mamę też masz ładną. Chciałabym, żeby moja tak wyglądała-rozmarzyła się.-Trochę Ci zazdroszczę.
-To nie masz czego-obraził się.-Moja siostra też się nie znajdzie. Dorośli nie dotrzymują obietnic, pamiętaj.
-O rany, siostra?!-przysiadła bliżej chłopca.-Nie widziałam.
-Tata powiedział, że jej szuka. Co i co?-zapytał z wyrzutem.
-Nie martw się, będzie dobrze-próbowała go pocieszyć.
-Shona! Kolacja!-donośny, kobiecy głos zaalarmował parę rozrabiaków.
-Pędzę na dół, ale wrócę. Trzymaj się, Ichi-chan-cmoknęła malucha w policzek, wybiegając.

****
Taiki dość późno powiadomił Ami, że ma problem z autem i utknął w studiu. Lekarka ubrała się pospiesznie, zostawiając Emi pod opieką Kakyuu. Uznała, że to jedyny pożytek z obecności księżniczki w ich domu. Jednak nie bardzo podobało się jej, że dziewczynka jest zafascynowana władczynią Kinmoku. Przecież nie była członkiem rodziny. Nigdy nie powinna z nimi zamieszkać, bo przeważnie wtrącała się w nieswoje sprawy. Najgorsze, że szatyn słuchał głównie jej rad i Mizuno nie raz zaciskała zęby, by opanować złość.
„Sama jestem sobie winna. Nawet teraz nie jestem na tyle stanowcza, żeby pozbyć się jej na zawsze.”-pomyślała z goryczą, naciskając pedał gazu.
Tymczasem czerwonowłosa postać siedziała na łóżku i czytała bajkę na głos, a córka Taikiego słuchała z zapartym tchem. Obrazek wyglądałby sielankowo, gdyby nie para szmaragdowych oczu za oknem. Misao odkryła kryjówkę księżniczki i żałowała, że od razy nie zaczęła obserwacji od domów Gwiazd.
-Jest-Cabire zjawiła się niezapowiedzianie, zdejmując kaptur.
-Co tu robisz? Nie wydobrzałaś jeszcze-zielonowłosa skarciła partnerkę, gdy zobaczyła jej przygasłe oblicze.
-Mogę się przemieszczać, nic mi nie będzie. Endymion zapewniał, że odzyskam siły.
-Ech...I Ty mu wierzysz. Możemy liczyć tylko na siebie-położyła nacisk na ostatnie słowo.
-Wyleczył mnie, prawda?
-Tak, ale najpierw spełniłam jego warunek. Skontaktowałam go z naszą Panią. Inaczej pozwoliłby Ci umrzeć-odparła z pogardą.
-Nie wiedziałam...I tak musimy się kogoś poradzić. Wyboru nie mamy, więc zostaje tylko on. Jeżeli Kakyuu ukrywa się się u swojej Gwiazdy, to zdobędziemy też kryształy. Genialne!

Misao zasłoniła jej usta dłonią, odsuwając od okna.
-Przestań robić tyle szumu-syknęła złowrogo.-Opracujemy najdrobniejszy szczegół i wrócimy. Klęska nie wchodzi w grę, bo mam dość tej przeklętej planety.
Elfki rozpłynęły się w mroku, a światło latarni zamrugało przez ułamek sekundy. Ciszę nocną przerywał chwilami stukot obcasów lub warkot silnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz