Seiya
miał wrażenie, że czas stanął w miejscu, a samochód
wlecze się bardziej niż rower. W głębi serca tliła się iskierka
nadziei, iż Usagi za wcześnie spanikowała, a ich synek jest cały
i zdrowy. Może zrobił im psikusa i schował się na terenie szkoły.
Nie mógł tak po prostu zniknąć, ktoś na pewno go
widział.
Westchnął głośno, gdy Yaten zatrzymał się
czerwonym świetle. Krew w nim zawrzała, bo musiał jak najszybciej
znaleźć się na miejscu. Wreszcie zapaliło się zielone, ale
ujechali kilka metrów i utknęli w korku.
-Nie mogłeś
jechać szybciej?!-warknął na brata.
-Mogłem, ale to zależy
jaki jest Twój cel. Chcesz znaleźć syna, czy spocząć na
wieki dwa metry pod ziemią-jak zwykle odpowiedział szczerze.
Na
tym skończyła się wymiana zdań, a brunet był zmuszony uzbroić
się w cierpliwość. Ostatecznie dojechał do szkoły, chociaż bał
się, że już jest za późno. Biegł jak szalony po
korytarzu, gdy dostrzegł żonę w towarzystwie dyrektorki,
wychowawczyni oraz Ami. Natomiast dzieciaki siedziały pod klasą,
obserwując dorosłych z zaciekawieniem.
-Gdzie jest
Ichiro?!-zapytał w prost.
Nikt nie miał odwagi odpowiedzieć.
Usa trzymała w rękach plecak oraz kurtkę małego. Jej błękitne
oczy szkliły się od łez, a usta wykrzywiły w bolesnym
grymasie.
-Nic nie zabrał...Przecież jest zimno...-wyszeptała
nieobecnym głosem.
Kou popatrzył na złotowłosą i ścisnęło
go w środku. Przypomniał sobie o zdarzeniu sprzed lat, przez co
zrozumiał jedno-jego ukochana przeżywała koszmar na nowo. Nie
uchronił jej przed cierpieniem, pomimo obietnicy.
-Jak to się
stało, że 8-letni chłopiec zwyczajnie wyszedł z lekcji?! Taka
sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca! Co będzie jutro?!
Dzieci zaczną samowolnie spacerować po mieście! Poniesiecie
państwo odpowiedzialność za znikniecie mojego syna!
-Proszę
się uspokoić...-dyrektorka zwróciła się do mężczyzny
oficjalnym tonem, co go tylko rozwścieczyło.
-Uspokoić?! To
jakaś kpina! Jeśli ktoś nie potrafi pilnować małych dzieci, to
nie powinien pracować jako nauczyciel! Kompletny brak
wyobraźni!-wykrzyczał nauczycie prosto w twarz.
Ta przełknęła
głośno ślinę i uciekła, zostawiając w osłupieniu swoją
przełożoną.
-Seiya...Krzykiem nic nie zdziałasz-Ami upomniała
go.
-Zabierze Emi i wracajcie do domu. Twoje użalanie też nic
nie pomoże-odpowiedział oschle.
Mizuno ścisnęła ramię
przyjaciółki, mówiąc coś do niej na pocieszenie, a
potem wyszła. Z kolei Yaten patrzył na przedstawienie z miną
cierpiętnika, gdy Mai dotknęła jego dłoni.
-Tatku-uśmiechnęła
się niewinnie.
-Nie teraz księżniczko. Tatuś jest zajęty.
-Ale
ja muszę-tupnęła nóżką.
-Dobrze, jakoś to
zniosę-ukucnął.-Uwaga, czy jedynka?
Dziewczynka zmarszczyła
nosek, a zielonooki zauważył, iż chowa coś za plecami. Jednak
wolał, by sama mu pokazała.
-Ona jest popaprana! Ciągnęła za
włosy swoją koleżankę. Jeszcze trochę i musiałbyś kupować
perukę-Hiro wypiął język w stronę siostry.-Ukarz ją
teraz.
Srebrnowłosa już się zastanawiała, jak zemści się na
bracie, ale przyjemności zostawiła na koniec.
-To nie
prawda...No, prawie prawda...-zawahała się.-Ja wyjaśnię.
Powiedziałam psorze, że Ichiego nie ma. Ona kazała mi siedzieć
cicho, bo przeszkadzam. Nie przeszkadzałam, tylko się martwiłam.
Psora nazwała mnie głupiutkim dzieckiem. Ja jej na to, że sama
jest głupia! A Miyuki się należało i nie żałuję. Niestety
poskarżyła, więc musisz podpisać-spuściła główkę,
wyjmując dzienniczek.
Yaten pomyślał przez moment, że jemu też
wypadną włosy. Chwile, w których czytał nagany córki
zaliczał do bezcennych. Przeleciał obojętnym wzrokiem po
adnotacji, ale wyłącznie go rozbawiła.
-Marnowanie
papieru-oddał małej dzienniczek.-Inaczej to załatwimy, a Ty nie
możesz wyzywać nauczycielki.
-Dlaczego?
-Bo
od tej pani zależy Twoja edukacja i moja emerytura.
-A co to jest
eme...emerytura?-niebieskooka zainteresowała się tematem.
-W
skrócie wyzysk, głupia-Hiro dogryzł jej.
-Nie mądrzyj
się mały-srebrnowłosy szturchnął syna
żartobliwie.-Idziemy.
Wszedł do klasy, gdzie załamana kobieta
siedziała przy biurku, przeglądając zeszyt. Na widok rodzica
swojej „ulubionej” uczennicy spochmurniała. Prawdę
powiedziawszy miała konflikt z całą rodziną Kou. Czekała aż
mężczyzna wyskoczy z pretensjami, kiedy rzucił niedbale
dzienniczek prosto pod jej nos.
-Wystarczyło podpisać-mruknęła
niegrzecznie.
-Nie zamierzam tego podpisywać-popatrzył na nią
triumfalnie z góry.-Lubi pani wypisywać te śmieszne
karteczki? Szkoda, że skupia pani energię na zbytecznych
rzeczach.
-Co pan sugeruje?! Też mi pan ubliży? Z Mai są same
problemy i takie są fakty!-poprawił okulary, które lekko się
przekrzywiły.
-Nie przyszedłem tu, żeby sprawdzać pani iloraz
inteligencji. Przypominam, że mój bratanek zaginął gównie
z pani zaniedbania. Mai źle się wyraziła, ale słusznie zwróciła
uwagę, że Ichiro zniknął. Teraz przeprosi i zakończymy
sprawę-wyciągnął dziewczynkę zza pleców.
Niebieskooka
zwinęła usta w dzióbek, a słowa utknęły jej w gardle.
-Prze...Prze...Przepraaaszam!-zapiszczała, bo Hiro ją
uszczypnął.
-Widzi pani? Można inaczej. Skoro się rozumiemy,
to do widzenia-odparł z odrobiną sarkazmu i opuścił
klasę.
Wychowawczyni zabrakło sił nawet na pożegnanie...
Seiya
zakończył awanturę z dyrektorką, która nic nie wskórała.
Teraz musiał poruszyć niebo i ziemię, żeby odnaleźć synka.
-Mogę Ci jakoś pomóc?-Yaten ożywił się, gotowy do
poszukiwań.
-Nie, lepiej będzie jak pojedziesz do domu. Jakoś
sobie poradzę.
-Na pewno?-zerknął na szlochającą Usagi.-Z nią
jest coraz gorzej.
-To moje zadanie, ale dziękuję-uścisnął
dłoń zielonookiego.
Tęsknym wzrokiem odprowadził pociechy
brata, gdy poczuł ból w klatce piersiowej.
-To Twoja
wina!-złotowłosa wymierzyła mężowi kolejny cios.-Zawiodłeś i
straciłam wszystko!-wyrzuciła z siebie całą gorycz.
Brunet
stał sztywno, słuchając jej wyrzutów. Z jednej strony czuł
się winny, lecz jego Odango przyłożyła ręki do ich nieszczęścia.
Wreszcie nie wytrzymał, chwytając ją mocno za nadgarstki.
-Weź
się w garść! Znajdziemy go, rozumiesz?! Nie ma innej opcji!
Wbiła
w niego mokre od łez oczy, a potem przytuliła. Seiya był
początkowo zdezorientowany, ale odwzajemnił gest.
-Nie zniosę
tego. Dlaczego to wszystko przydarza się nam?-zapytała, kurczowo
chowając się w jego ramionach.
-Nie wiem, ale nie pozwolę by
małemu coś się stało-pocałował ją w czoło.-Chodź, założymy
zeznania-objął ukochaną delikatnie w tali i po raz pierwszy od
rozstania poczuł, że jednak są razem...
****
Maz uciekinier
wsiadł autobusu o numerze, który nic mu nie mówił.
Odbył pierwszą podróż bez biletu, ale nie miał o tym
pojęcia. Przyglądał się pasażerom ze strachem w błękitnych
tęczówkach. Nie rozumiał, dlaczego pojazd zatrzymuje się na
przystankach, a jedne osoby wysiadają ustępując miejsca drugim. W
środku robiło się coraz tłoczniej i nikt nie zwracał uwagi na
zagubionego chłopca. Ludzie przepychali się, toteż przy następnym
postoju mały Kou wyszedł ciągnięty przez tłum. Usiadł na ławce
obok przystanku, majtając nóżkami. Nie znał okolicy, ani
mijających go przechodniów. Wówczas zaczął się
zastanawiać, gdzie się podzieje gdy zapadnie zmrok.
Powolnymi
krokami przemierzał uliczki osiedla, zatrzymując się przed
opustoszałym placem zabaw. Huśtawki leciutko kołysał wiatr, a na
mokrym piasku były widoczne ślady rozsypanych
domków.
-Ichi-chan!
Blondynek wzdrygnął się, lecz
uśmiech wrócił na jego twarzyczkę, kiedy zobaczył
dziewczynkę o ciemnoniebieskich oczach.
-Co Ty tu robisz? A Twoi
rodzice? Dlaczego nie masz kurtki? Jest tak zimno-potarła dobre
ręce.
Zrobił krok do tyłu, nieufnie na nią spoglądając.
-A
nie powiesz nikomu?-ściszył głosik.
-Nie, ja lubię
tajemnice!-krzyknęła podekscytowana.
-Ale nie tak głośno-nadąsał
się.-Teraz posłuchaj, od dziś mieszkam sam.
Brunetka
zachichotała, nie bardzo wierząc.
-To głupie. Masz drugi
dom?
-Nie...Jeszcze nie...-zawstydził się.
-Chodź do
mnie-wzięła go pod ramię.-Widziałam Cię przez okno, tam na
przeciwko-wskazała palcem.-Nie daj się prosić, będzie
fajnie.
-Nie-zaparł się.-Twoja niańka jest wścibska i na pewno
wygada.
-To wejdziemy przez garaż, a potem szybko na strych. Tata
ma dyżur, więc się nie zorientuje. No i musisz być głodny.
Shona
trafiła w czuły punkt, któremu apetyt zawsze dopisywał.
Głód już od godziny dawał się we znaki, ale dzielnie to
znosił. Uległ jej namowom, nie wystawiając żołądka na dalszą
próbę wytrzymałości.
Przebiegli przez ulicę, wkraczając
na posesję Mamoru. Dziewczynka popchnęła ciężkie drzwi i
prowadziła Ichiego za rękę. Elza krzątała się w kuchni, więc
dzieci wykorzystały jej nieuwagę.
Strych był równie
zaniedbany, co reszta domu. Mimo to, Chiba nie przejmował się tym
mankamentem, bo nie planował na stałe się w nim osiedlać. Nawet
nie zajrzał na samą górę, więc Aizawa często tam
przesiadywała. Nie przeszkadzały jej obdrapane oraz poszarzałe
ściany, ani skrzypiąca, drewniana podłoga.
Ichiro usiadł na
starym materacu, który czarnowłosa wysunęła z kąta. Wyjęła
ciastka spod koca, bo przeważnie tak je chowała.
-Na razie tylko
tyle Ci dam. Jak Elza pójdzie spać, to przyniosę coś z
kolacji-położyła się na brzuchu, roztwierając opakowanie.
Mały
Kou chrupał smakołyki w milczeniu, gdy zadała mu pytanie.
-Czemu
uciekłeś?
-Rodzice mnie okłamali. Wolę być sam, niż mieszkać
w domu dziecka-oparł podbródek na kolanach.
-Może coś
źle usłyszałeś? Twój tata jest miły. No, czasami dziwny,
ale Cię kocha. Mamę też masz ładną. Chciałabym, żeby moja tak
wyglądała-rozmarzyła się.-Trochę Ci zazdroszczę.
-To nie
masz czego-obraził się.-Moja siostra też się nie znajdzie.
Dorośli nie dotrzymują obietnic, pamiętaj.
-O rany,
siostra?!-przysiadła bliżej chłopca.-Nie widziałam.
-Tata
powiedział, że jej szuka. Co i co?-zapytał z wyrzutem.
-Nie
martw się, będzie dobrze-próbowała go pocieszyć.
-Shona!
Kolacja!-donośny, kobiecy głos zaalarmował parę
rozrabiaków.
-Pędzę na dół, ale wrócę.
Trzymaj się, Ichi-chan-cmoknęła malucha w policzek, wybiegając.
****
Taiki dość późno
powiadomił Ami, że ma problem z autem i utknął w studiu. Lekarka
ubrała się pospiesznie, zostawiając Emi pod opieką Kakyuu.
Uznała, że to jedyny pożytek z obecności księżniczki w ich
domu. Jednak nie bardzo podobało się jej, że dziewczynka jest
zafascynowana władczynią Kinmoku. Przecież nie była członkiem
rodziny. Nigdy nie powinna z nimi zamieszkać, bo przeważnie
wtrącała się w nieswoje sprawy. Najgorsze, że szatyn słuchał
głównie jej rad i Mizuno nie raz zaciskała zęby, by
opanować złość.
„Sama jestem sobie winna. Nawet teraz nie
jestem na tyle stanowcza, żeby pozbyć się jej na
zawsze.”-pomyślała z goryczą, naciskając pedał gazu.
Tymczasem
czerwonowłosa postać siedziała na łóżku i czytała bajkę
na głos, a córka Taikiego słuchała z zapartym tchem.
Obrazek wyglądałby sielankowo, gdyby nie para szmaragdowych oczu za
oknem. Misao odkryła kryjówkę księżniczki i żałowała,
że od razy nie zaczęła obserwacji od domów
Gwiazd.
-Jest-Cabire zjawiła się niezapowiedzianie, zdejmując
kaptur.
-Co tu robisz? Nie wydobrzałaś jeszcze-zielonowłosa
skarciła partnerkę, gdy zobaczyła jej przygasłe oblicze.
-Mogę
się przemieszczać, nic mi nie będzie. Endymion zapewniał, że
odzyskam siły.
-Ech...I Ty mu wierzysz. Możemy liczyć tylko na
siebie-położyła nacisk na ostatnie słowo.
-Wyleczył mnie,
prawda?
-Tak, ale najpierw spełniłam jego warunek.
Skontaktowałam go z naszą Panią. Inaczej pozwoliłby Ci
umrzeć-odparła z pogardą.
-Nie wiedziałam...I tak musimy się
kogoś poradzić. Wyboru nie mamy, więc zostaje tylko on. Jeżeli
Kakyuu ukrywa się się u swojej Gwiazdy, to zdobędziemy też
kryształy. Genialne!
Misao zasłoniła
jej usta dłonią, odsuwając od okna.
-Przestań robić tyle
szumu-syknęła złowrogo.-Opracujemy najdrobniejszy szczegół
i wrócimy. Klęska nie wchodzi w grę, bo mam dość tej
przeklętej planety.
Elfki rozpłynęły się w mroku, a światło
latarni zamrugało przez ułamek sekundy. Ciszę nocną przerywał
chwilami stukot obcasów lub warkot silnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz