wtorek, 19 lutego 2013

I Pewność siebie, to nie wszystko


Wschód słońca, to jeden z takich momentów, kiedy pod wpływem jego złotych promieni przyroda ożywa na naszych oczach. Ciemne barwy okalające niebo nocą ustępują miejsca błękitowi, a białe obłoki snują się ospale przybierają fantazyjne kształty. We wrześniu powietrze staje się chłodniejsze, chociaż rześkie i czuć charakterystyczny zapach mokrej trawy.
Niestety Yatena nie obudziło ani ćwierkanie ptaszków, ani odgłos stukających o szybkę kropel przelotnego deszczu. Wieczorem zostawił uchylone drzwi i jego uśpione zmysły powoli rozpoznały swąd spalenizny. Poruszył nosem oraz zerwał się raptownie do pozycji siedzącej. Przetarł oczy, ale wolałby się obudzić w swoje sypialni na Kinmoku. Tam przynajmniej przestrzegano przepisów BHP i nie musiał się obawiać, że jakiś szaleniec podpali go żywcem.
Wybiegł na korytarz, lecz dym zdążył się rozprzestrzenić i odrzuciło go do tyłu.
-Co jest, u licha?!-krzyknął przez zasłonięte usta.
Przedarł się przez szare smugi do kuchni, na widok Seiyi próbującego ugasić okopconą patelnię zrobiło mu się słabo.
„Panie, czemu karzesz mnie takim bratem? Jestem inteligentny, bystry i skromny. A on! Odszczepieniec! Rozumiem, że w każdej rodzinie trafia się czarna owca, ale to przerasta moje oczekiwania.”-biadolił nad swym losem.
W między czasie wymyślił kilka sposobów na pozbycie się bruneta. Chociaż na razie wolał zachować je dla siebie.
-Chciałeś popełnić samobójstwo? Trzeba było zapytać, chętnie bym ci doradził-zajrzał bratu przez ramię.-Właściwie, to nic straconego. Możesz zjeść spaloną podeszwę teraz. Efekt gwarantowany-ocenił niedoszłe śniadanie, które miało być naleśnikiem.
-Nie potrafisz nic, poza narzekaniem? Starałem się!
-A wyszło jak zwykle.
Towarzyską wymianą zdań przerwało wejście Taikiego z gaśnica w ręku. Odbezpieczył sprzęt i biała piana po brzegi wypełniła kuchenkę, a przy okazji pokryła twarz oraz głowę kucharza. Spod śnieżnej masy świeciły dwa punkciki ciemnoniebieskich oczu.
-Jesteś całkiem przystojny, wreszcie!-Yaten oparł się o szafkę z zadowalającą miną.-Proszę, nie zmywaj tego.
-Odczep się, znowu wstałeś z łóżka lewą nogą? Przepraszam, Ty codziennie wstajesz lewą nogą-starszy Kou wytarł twarz ręcznikiem.
-Nie wysilaj się-otworzył lodówkę i stukał palcami o drzwi, rozglądając się za jakimkolwiek śladem jedzenia.-Woda! Jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami wody mineralnej!-wyjął butelkę, potrząsając nią.-Mam nadzieję, że jej nie dotykałeś.
-Przymknijcie się obaj. Nie zamierzam głodować tylko dlatego, że Ty jesteś nie w humorze, a on nie potrafi gotować-szatyn ubrał skórzaną kurtkę i wyszedł, nie czekając na ich reakcję.
Seiya musiał posprzątać galimatias, którego był sprawcą. Ściereczka poszła w ruch i wyszorował usmoloną kuchnię. Natomiast zniszczony asortyment wylądował w śmietniku.
Yaten przebrał się dżinsy i oraz granatową koszulkę. Do powrotu Taikiego zadowolił się jabłkiem, a brunet skończył sprzątać.
-Powiedz mi coś, Seiya-srebrnowłosy zagadnął go.-Dlaczego ta Ci się spieszyło do powrotu? Korespondowaliście przez ten czas i co? Ona chciała Twojego powrotu?
-Nie, Odango jeszcze nic nie wie-spuścił wzrok.
-Kpisz ze mnie?! Myślałem, że wróciliśmy z jakiegoś konkretnego powodu. Porzuciliśmy obowiązki wobec księżniczki, dociera to do Ciebie?!
-A do Ciebie kiedy dotrze, że kocham Usagi Tsukino ponad wszystko?! Ona jest moim życiem, rozumiesz?! Czy kiedykolwiek byłeś zakochany?! Zresztą, po co pytam-machnął ręką.
Czy kiedykolwiek był zakochany? Zielonooki nigdy nie zadawał sobie tego pytania. Kochał księżniczkę Kakyuu, to oczywiste. Nikt nie podważał jego szczerych uczuć względem władczyni. Ognistowłosa stanowiła wzór mądrości, odwagi i miłości. Zasługiwała na szacunek, a przede wszystkim, miłość swych Gwiazd. Z kolei tu nasuwało się kolejne pytanie. Czy to było uczucie, jakim mężczyzna darzył kobietę? Znał wiele atrakcyjnych dziewcząt, ale żadnej nie pożądał. Zawsze był zdyscyplinowany, wystrzegał się kłopotliwych sytuacji. Od samego początku wiedział, po co przybyli na Ziemię za pierwszym razem. Teraz, niekoniecznie.
-Dyskusja wydaje się zbyteczna. Zapamiętaj jedną, istotną rzecz. Tsukino-san nigdy nie porzuci dla Ciebie swego księcia. Takie są fakty! Przyjmij to wreszcie do wiadomości!
-Z jednym się zgodzę, nie będziemy dyskutować! Wystarczy, że ją zobaczę-ostatnie zdanie wyszeptał.
Młodszy Kou odrzucił włosy na bok. Stracił ochotę na rozmowę, a zwłaszcza apetyt.
-Wróciłem!-Taiki wszedł do mieszkania obładowany pakunkami po same uszy.-Coś przegapiłem?-wyczuł grobową atmosferę.
-Nic-Yaten odparł obrażonym tonem.-Zupełnie nic.


****
Crown
-Wszystkiego najlepszego, Ami-chan!-Mako przytuliła przyjaciółkę, wręczając jej skromną paczuszkę.
-Dziękuję, Mako-chan. W ogóle dziękuję za niespodziankę. Mało brakowało, a sama zapomniałabym o własnych urodzinach-zarumieniła się.
Dziewczęta zorganizowały dla niej przyjęcie urodzinowe, ale bez ploteczek się nie obyło. Solenizantka zamknęła oczy oraz wypowiedziała w myślach życzenie:”Żebym nigdy nie przestała panować nad własnymi uczuciami.” Zdmuchnęła świeczki z czekoladowego tortu, uśmiechając się nieśmiało.
-Ami, skąd masz ten piękny łańcuszek?-Rei wskazała na srebrne serduszko wysadzane cykoriami na lśniącej żyłce.
Niebieskowłosa ścisnęła je odruchowo, czerwieniąc się jak piwonia.
-A...to. Dostałam od znajomego. Poznaliśmy się na kursie informatycznym-skłamała.
„Nie mogę im powiedzieć prawdy. Nie zrozumieją. Przecież nic takiego się nie stało.”-usprawiedliwiała się.
-Masz adoratora?!-Usagi wytrzeszczyła oczy.-Czemu nie powiedziałaś wcześniej? Jaki on jest? Przystojny?!
-To nie jest mój adorator. Zwykły kolega, nikt więcej. Rozkroję tort-szybko zmieniła temat.
-O tak!-złotowłosa pierwsza podała talerzyk.-Poproszę największą porcję.
-Usagiii...-brunetka skarciła ją.-To urodziny Ami, a nie Twoje. Zachowuj się. Swoją drogą, koledzy nie dają ot tak sobie drogich prezentów, ale dobrze. Powiedzmy, że Ci wierzę.
-Rei-chan, proszę...Dajmy już temu spokój. Myślę, że w moje urodziny możemy powstrzymać od przykrych komentarzy. A Usagi dostanie większy kawałek ciasta-puściła do Usy oczko.
Podzieliła łakocie między towarzyszki, a gdy porcja ciasta pojawiła się przed Minako, ta nawet nie drgnęła. Z nosem utkwionym w stosie kartek, studiowała namiętnie tekst, który zawierały.
-Minako-szatynka dźgnęła ją łokciem w bok.-Co Ty wyprawiasz?
-Aj, o co...-urwała w połowie zdania. Przerzuciła zamglony wzrok raz na tort, raz na przyjaciółki.-Przepraszam. Zaczytałam się.
-Dobrze się czujesz?-Hino nie mogła wyjść ze zdziwienia.-Zaczytałaś się?
-Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Martwimy się o Ciebie-Mizuno odłożyła swoje troski na bok.
-Wszystko w porządku...naprawdę-uśmiechnęła się dla niepoznaki.-Po prostu...trochę się denerwuję. Mam rozmowę kwalifikacyjną za godzinę.
Cała czwórka wydała odgłos podziwu.
-To dlatego tak się wystroiłaś-Usa powiedziała z pełną buzią.
Aino założyła białą, rozpinaną bluzkę z kołnierzykiem oraz czarną dopasowaną spódnicę do kolan. Nawet zrezygnowała z ulubionej czerwonej kokardy i przełożyła włosy przez prawe ramię, spinając je czarną spinką.
-Zjedz coś. Łatwiej pokonasz stres-Mako zachęcała ją.
-Wybaczcie, ale nie dam rady nic przełknąć.
-Będzie więcej dla mnie!-Sailor Moon krzyknęła beztrosko.
-Wiesz, co Ci grozi z przejedzenia? Moja dziewczyna nie może być gruba, Odango.
Dziewczęta znieruchomiały. Spodziewałyby się każdego, tylko nie braci Kou. Stali na środku kawiarni, przyciągając spojrzenia innych osób. 
Seiya zdjął ciemne okulary, a za jego przykładem poszedł Taiki i na końcu, choć niechętnie, Yaten. 
Usagi wypuściła z rąk łyżeczkę. Już miała rozpłakać się, ale nie chciała powitać najlepszego przyjaciela łzami.
-Seiya!-uwiesiła się chłopakowi na szyi. 
Chyba nie mógł sobie wymarzyć lepszego powitania. Dziewczyna tulił się do niego mocno, jakby bała się, że okaże się tylko pięknym snem. Nawet podarowała mu buziaka w policzek.
-Dlaczego nie napisałeś, że wracasz?
-Utrzymywaliście ze sobą kontakt?-Rei odzyskała trzeźwość umysłu.
-Pisanie lisów to sprawa prywatna, a nie zbrodnia-odpowiedział szorstko.-Możemy się dosiąść?
-Jasne-Ami przesunęła prezenty, by zrobić więcej miejsca.
Srebrnowłosy usiadł obok Minako, czego na początku nie zauważył, bo wciśnięta w kąt przy oknie milczała. Przybycie przystojnych muzyków po raz pierwszy nie poruszyło jej kochliwej natury.
Kou z lekką irytacją słuchał paplaniny ukochane brata. Takie pogawędki nie były dla niego, więc żałował, że nie został w domu. Z drugiej strony, spodziewał się gorszego hałasu.
„Czegoś mi tu brakuje. Jest głośno, ale...”-zasępił się. Kiedy zerknął na prawo, pojął co mu tak przeszkadzało. Mina był z nimi, a nie odezwała się słowem.
„Podmienili ją, czy struła się czymś? Już wiem...Dostała kosza, bo pewnie zadręczała jakiegoś nieszczęśnika. Ciekawe, kiedy znowu wyskoczy z propozycją randki.
Blondynka odwróciła głowę w jego stronę i zorientował się, że sam nachalnie się jej przygląda. Musiał jakoś wybrnąć, aby nie odczytała błędnie jego zachowania.
-Nie patrz tak na mnie, Aino-san. Nie jestem zainteresowany.
-Masz za wysokie mniemanie o sobie, Yaten-kun. Kto Ci powiedział, że jestem Tobą zainteresowana?-wstała oraz zmierzyła go obojętnym wzrokiem.-Przepraszam was, ale muszę już iść-zabrała torebkę ruszając do wyjścia.
Teraz było widać dokładnie, jak elegancko jest ubrana oraz zgrabnie się porusza.
Zielonooki poczuł się urażony. Nie tyle co on, ale jego męska duma. Żadna kobieta nie odważyła się go ośmieszyć. Nie mógł wytrzymać i wybiegł za Wenus.
-Aino-san, stój!-warknął za jej plecami.
Odwróciła się niezadowolona z obrotu spraw. Nie miała czasu na głupie sprzeczki.
-Można wiedzieć, co to przed chwilą miało oznaczać?-włożył ręce do kieszeni.
-Nie rozumiem...
-Zachowałaś się niegrzecznie. Powinnaś mnie przeprosić!
-Dlaczego ja mam przepraszać? Naskoczyłaś na mnie pierwszy. Rozwieję Twoje obawy i już teraz możesz się cieszyć, bo nie będę Ci się narzucać. Nie martw się, święty spokój masz zapewniony. Słuchaj, naprawdę się spieszę. Mam rozmowę w sprawie pracy.
-Zaczekaj!-sam nie wierzył w to, co robi.-Podwiozę Cię.
-Obejdzie się.
-Nie słyszałaś, co powiedziałem? Chcę Cię podwieźć.
-Słyszałam i dziękuję, ale poradzę sobie. O! Jedzie taksówka-kiwnęła ręką na kierowcę, aby się zatrzymał.-Cześć!-rzuciła na koniec i trzasnęła drzwiami na zawsze przekreślając dobre relacje.
Yaten patrzył na odjeżdżający samochód w osłupieniu. Czy w tym przypadku zawiodła go pewność siebie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz