niedziela, 17 lutego 2013

IX Bo to jest miłość


Kraino bezkresnych lamentów i cierpień witaj! Mam co chciałam, czyli randez vous z pajacem. Kreatura jedna pilnuje mnie na każdym kroku. Niezły sobie los zgotowałam, toteż mam nauczkę na przyszłość. Czemu zawsze pakuję się w pogmatwane sytuacje? Aj...Diego mógł nie wyjeżdżać, wówczas nie męczyłabym się z Carlosem. Z drugiej strony, zastanawiam się, które z nas gorzej znosiło wzajemną obecność. Można powiedzieć, iż blondyn był bardziej zażenowany, niż ja. Czasem przypominał skazanego na śmierć więźnia albo nieszczęsnego pokutnika. No, powiedzcie sami, naprawdę jestem taka straszna? Zresztą, chyba nie chcę znać odpowiedzi, bo inaczej będę musiała wpaść w depresję.
Natomiast wracając do moich niezapomnianych chwil z nowym
bodyguardem, umierałam z nudów. Leżałam na łóżku i po raz setny przeglądałam ten sam rozdział „Wichrowych Wzgórz”. Carlos usadowił się w drugim końcu salonu, tuż przy samym oknie. Nie mam pojęcia, co go tak absorbowało, gdyż od kilkunastu minut gapił się na nie, jak wół na malowane wrota. Zsunęłam się z sofy i po cichutku podeszłam do śpiącego marzyciela. W tym momencie wyglądał, jakby dryfował w odległych przestworzach, a celem jego wędrówki była przystań o imieniu Agnes. Właśnie tak moi drodzy. Pajac pożerał wzrokiem czarnulkę, która akurat zamiatała schody. Muszę przyznać, że zrobiło mi się go żal, bo chłopak naprawdę się zakochał. Mimo wszystkich starań, ciągle dostawał kosza bądź obrywał szklanymi przedmiotami. Dlaczego Agi nie chciała dać mu szansy? Wiele razy z nią rozmawiałam, lecz nigdy nie zdradziła swojej tajemnicy. Jednak czułam, iż Carlo jest dla niej ważny. Wiem, że jestem szalona, ale postanowiłam połączyć tę dwójkę.
-Ślina Ci cieknie-szepnęłam tuż koło jego ucha.
-Wariatka!-oderwał się od okna, piorunując mnie wzrokiem.
-Ej, ej...bądź milszy-sięgnęłam po jabłuszko leżące na stole i ugryzłam soczysty kawałek.-Mogę Ci pomóc z Agnes.
-A ktoś Cię prosił o pomoc?
-Wystarczy, że widzę Twój ślinotok. Zrobię przysługę całemu społeczeństwu.
-Koniec gadania! Przymknij paszczę i rusz tę rudą kitę!-szturchnął mnie dość mocno.
-Sam się rusz i nie jestem ruda! Moje włosy są czer-wo-ne!
-Na jedno wychodzi wiewióro-powiedział zajadliwie.
Zostałam przeciągnięta przez cały korytarz, niczym stary, niepotrzebny mebel. Carlo otworzył drzwi do ostatniego pokoju, wepchnął mnie do środka, po czym z powrotem je zamknął. Z tym, że na klucz. Błagałam, aby wrócił, jednak moje prośby na nic się zdały, bo pajac musiał od razu się zmyć. Nie pozostało mi nic innego, jak zapoznać się z nowym otoczeniem, zwanym inaczej-klatką tego żółtodzioba. Mimo szczerych chęci, wolałam poprzedni „kurnik” dragonowej bandy, gdyż pokój Carlosa przerastał nawet moją wyobraźnię. Nie mam zielonego pojęcia, co za traumę musiał przejść w dzieciństwie, ale z pewnością musiała być straszna. Może spadł ze stołu i biedaczkowi wszystko się poprzestawiało.
Wracając do tematu, pokój przyjaciela mojego męża przypominał...Właściwie sama nie bardzo wiem co. Totalny bałagan panował w całym pomieszczeniu, ale to nie było najgorsze, ponieważ wystrój był totalnie od czapy. Zacznijmy od ścian, która naprawdę przypominały namiot cyrkowy. Jedna ściana miała kolor czerwony, kolejna zielony, ta od strony drzwi była lazurowa, natomiast ściana przy której stało łóżko-fioletowa. Z kolei na niej, wisiała ogromna tapeta ze smokiem. Po prostu urocze, jak można spać przy takim paskudztwie, koszmary murowane. Jedynie skórzana sofa na środku pokoju była w porządku. Zdecydowanie wolałabym spać na niej, niż na tandetnym, rozkładanym fotelu, który straszył jeszcze rozgrzebaną pościelą. Mimo to, w szafę już łaska nie było zainwestować. Pajac zamontował wieszaki do ściany, toteż cała jego malownicza garderoba była widoczna. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to...koszula w złote cekiny! Gdzie on w tym chodził? Nawet w sylwestra wyróżniałby się na kilometr. Może Diego za mało mu płacił i Carlo robił zakupy w „ciuszkach”? Dragon przynajmniej posiadał jakieś normalne rzeczy. Przyznaje, że kilka białych koszul zdewastowałam osobiście, ale sam się o to prosił. Natomiast jeśli chodzi o pajaca, nie znalazłam niczego nadającego się do noszenia w biały dzień. W nocy może by uszło, ale trzeba być kurą, żartowałam.
Trudno powiedzieć ile czasu minęło, lecz Carlos nie wracał. Co on sobie do cholery myśli? Miał mnie pilnować, a nie więzić! Gdyby chociaż przyprowadził Agnes, jednak prymityw nie pomyślał. Chciałam pooglądać telewizję, ale chyba coś popsułam, ponieważ na ekranie ciągle mrugały czarne pasy. Jak coś, to wiecie-nie chciałam źle!

****
Późnym wieczorem, Cassie obudziła się leżąc na kanapie w pokoju Carlosa. W pomieszczeniu panował półmrok, ponieważ jedyne światło padało od włączonego telewizora. Sądząc po rozczochranej czuprynie, blondyn siedział do niej tyłem i coś oglądał. Dziewczyna ziewnęła leniwie, przeciągając obolałe kości.
Przez chwilę zastanawiała się, co właściwie robi w obcym lokum, ale szybko sobie przypomniała o porannych wydarzeniach.
Czerwonowłosa stanęła za chłopakiem i spojrzała na ekran. Niestety obraz zmroził jej krewa w żyłach, bo po raz pierwszy widziała niebieskiego kocura z czerwonym nochalem, którego goniły trzy pokraczaste robale. Cassie przetarła oczy z nadzieją, że mara zniknie albo obudzi się jeszcze raz.
-Co oglądasz?-zapytała zdezorientowana.
-”Oggy i ferajna”-Carlo odpowiedział z kamienną twarzą.
-O nie! Ja chcę „Pszczółkę Maję”, dawaj pilota!-Cassie doskoczyła do chłopaka, lecz odchylił się.
-Sory mała, ale Gryzelda ją zjadła.
Dziewczyna ponowiła próbę odebrania pilota, więc rzuciła się na blondyna. Ten wrzasnął, gdyż nie spodziewał się, że wiewióra wpadnie na pomysł bójki. Para przeturlała się po podłodze, lecz Carlo dzielnie zaciskał swojego „pstrykacza”, toteż Cassie ugryzła go w rękę.
-Aaaaa!!! Wariatka!!! Dragon powinien się z Tobą rozwieść, bo jeszcze go czymś zarazisz!
-Najpierw zacznę od Ciebie!
Nagle oczy pajaca pociemniały, sięgnął po bron leżącą na stoliku oraz zaczął się skradać w stronę dziewczyny.
-Ty wredna marchewo! Myślisz, że oddam Ci pilota? Po moim trupie albo raczej Twoim-przystawił broń do jej głowy. Cassie przełknęła głośno ślinę, cała dygocząc.
Chłopak nacisnął na spust i...po twarzy czerwonowłosej ciurkiem spływała woda. Nastąpił kolejny punkt zapalny, czyli duszenie pajaca. Cassie z mordem w oczach zacisnęła dłonie na szyi Carlosa, lecz przeceniła swoje możliwości. Została szybko obezwładniona sznurem do bielizny, a zdyszany triumfator oparł się o sofę.
-Jesteś nienormalna. Nie wiem, co Dragon w Tobie widzi.
-A ja nie wiem, co Agnes widzi w Tobie-odpowiedziała, szamocząc się.-Rozwiąż mnie szajbnięty clownie! Zobaczysz, Agi Cię znienawidzi, dopilnuję tego!
-Odszczekaj to, ruda pokrako! Tylko spróbuj, a odstrzelę tego mopa i mam w dupie, co potem zrobi Diego! Lepiej bądź grzeczna, bo ostatnią rzeczą, jaką zobaczysz przed śmiercią, będzie mój zwycięski uśmiech.
-Opanuj się kretynie! Naprawdę mogę Ci pomóc, jeśli Agnes jest dla Ciebie ważna!
W tym momencie Carlo zastygł w bezruchu i zamrugał oczami w stronę dziewczyny.
-Co znowu wymyśliłaś?! Mam Ci niby uwierzyć, a Ty zrobisz mi na złość i moja ptaszyna przeklnie mnie na wieki. Nie ma mowy, nie jestem taki głupi!-powiedział z rozpaczą w głosie.
-Właśnie, że jesteś! Twoja ptaszyna na serio Ci odfrunie, jeśli dalej nie będziesz nic robił.
-Ja nic nie robię?! Staję na uszach, żeby do mnie wróciła, jednak skutek zawsze jest odwrotny. Nie mam już siły-chłopak złamał ręce i spuścił wzrok na swoje jakże oryginalne, fioletowe mokasyny.
-Rozwiąż mnie, to Ci pomogę. Przysięgam!
-No, dobrze-odburknął.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy poczuła, że więzy rozluźniają się. Usiadła w rogu kanapy, czyli jak najdalej od blondyna i podsunęła nogi pod brodę. Z kolei Carlo, zastanawiał się, czy rzeczywiście może zaufać żonie przyjaciela. Jeszcze przed chwilą o mało się nie pozabijali, a ona nagle pomocna się zrobiła.
Jak nic śmierdziała podstępem. Mimo wszystko, postanowił zaryzykować, ponieważ wyczerpał swoje pomysły na zdobycie ukochanej czarnulki.
-I jak Mózgu, wymyśliłaś coś?
-Zamknij się Pinky! Chociaż...już wiem!-oczy Cassie zabłysnęły, niczym dwa płomyki.
-Co wiesz?
-Najpierw zaczniemy od zmiany twojego stylu. Z takim wyglądem nawet kota nie poderwiesz-spojrzała z obrzydzeniem na zieloną koszulę w żółte groszki.
-Co?! Akysz szarlatanie! Mój image jest wyjątkowy-chłopak powiedział z dumą wypinając klatę.
-Oj, bardzo wyjątkowy. Obudź się wreszcie! Heloł, jest tam ktoś?-puknęła go w czoło.-Agnes potrzebuje mężczyzny, a nie pajaca!
-Przestań już!-chłopak złapał się za głowę.-Zgadzam się na wszystko, tylko daj mi już spokój!
Biedny Carlos nie spodziewał się, na jakie katusze się zgadza.
Był jeszcze świt, a chłopak spał smacznie, pochrapując na rozkładanym fotelu. Nagle usłyszał jakieś szmery oraz dziwne mamrotanie. Podniósł głowę z nad poduszki i z przerażeniem stwierdził, iż jego ubrania fruwają po całym pokoju. Blondyn zerwał się na równe nogi, prezentując się jedynie w samych bokserkach w czerwone serduszka.
-Zakryj się, zanim oślepnę-Cassie warknęła w jego stronę.
Carlo okrył się kocem i potruchtał w stronę czerwonowłosej. Miał ogromną ochotę rzucić się na dziewczynę, gdyż sponiewierała wszystkie jego rzeczy.
-Co Ty poczwaro jedna wyprawiasz?!-wysyczał przez zęby.
-Zapomniałeś? Pomagam Ci, ale będzie gorzej, niż myślałam. Człowieku, Ty nie masz nic do ubrania! To są jakieś łachy!-ze wstrętem wskazała na stertę porozrzucanych fatałaszków.-Zaraz wracam, weź się ogarnij-Cassie wyszła z pokoju, zasłaniając sobie oczy, a nieszczęsny Carlos coraz bardziej żałował swojej decyzji.

****
    Zawędrowałam do sypialni mojego męża, aby pożyczyć kilka koszul dla Carlosa. Jego cudactwa kompletnie do niczego się nie nadawały. Natomiast w szafie Dragona był pełen asortyment, zupełnie jak w sklepie. Otworzyłam garderobę, a przede mną ukazały się równiutko poukładane cudeńka. Wyjęłam kilka pierwszych z brzegu, żeby lepiej się przyjrzeć oraz dopasować do naszego pajaca.. Wszystkie wydawały się całkiem odpowiednie, chociaż nie, różowa totalnie odpadała. Dopiero co, pozbyłam się uroczych spodni w tym kolorze.
Rzuciłam wprost na Carlosa moimi zdobyczami, jednak nie bardzo zrozumiał, bo wyglądał jak słoń w składzie porcelany. Czy mężczyznom zawsze trzeba wszystko tłumaczyć?
-Napadłaś na bazar?-no masz, a ten znowu swoje.
-Nie, pożyczyłam od Diega, jesteście podobnej budowy.
-Odbiło Ci?! Jego rzeczy nie wolno ruszać, ma świra na tym punkcie!
-Nie większego niż Ty. Przebierz się, jak będziesz gotowy, to daj znać.
Carlo dość szybko się uwinął, ponieważ po kilku minutach stanął w drzwiach niczym nowy Brad Pitt. O cholercia, chyba dokonałam cudu! Należy przyznać, że pajacowi było do twarzy w niebieskim. Musiałam jakoś przedstawić Agnes moje arcydzieło, więc siłą wepchnęłam tego głupola do kuchni. Niestety nie przewidziałam reakcji, jaką wywołała jego przemiana.
-O matko!-czarnulka pisnęła i wypuściła z rąk talerz. Jak się domyślacie, zostały z niego jedynie szczątki. Jakby tego było mało, Agi dała nogi za pas, zostawiając Carlosa samego. Miał minę dziecka, któremu zabrano lizaka. Normalnie dom wariatów! Chciałam pomóc, ale nie sądziłam, że będzie to takie trudne.
Zamierzałam pobiec za tą głupią kuropatwą, jednak stan Carlo mi nie pozwolił.
-Uszy do góry!-poklepałam go po ramieniu, lecz nie zwrócił na mnie uwagi.
Próbował pozbierać szkło z podłogi, również z marnym skutkiem.
-Zostaw to! Zajmę się Agnes, a Ty naszykuj coś w ogrodzie. No wiesz, nastrojowa kolacyjka. Masz godzinę!
-A jak to nie pomoże?-uuuugghh! Co za optymizm!
-To wtedy ją zwiążemy i nafaszerujemy psychotropami.
Pajac znowu zaczął stękać, toteż zabrałam swoje cztery litery, ruszając na poszukiwania jego lubej.

****
Agnes Robinson nigdy nie należała do kobiet, które łatwo wybaczały zdradę. Dokładnie tak było i tym razem. Kiedy znalazła totalnie pijanego Carlosa w objęciach jakiejś blondi, poprzysięgła, iż nigdy mu nie wybaczy. Dodam tylko, że blond lala wcale nie była atrakcyjna. Naszej czarnulce skojarzyła się wyłącznie z silikonem oraz doczepianymi włosami, toteż o wiele bardziej bolała ją zdrada ukochanego.
Cassie odnalazła swoją przyjaciółkę w gabinecie Dragona. Dziewczyna uparcie odkurzała dywan, wywijając szczotką na prawo i lewo. Czerwonowłosa uśmiechnęła się pod nosem oraz z ogromną satysfakcją nadepnęła na wyłącznik narzędzia.
-Co Ty wyprawiasz?-Agi stanęła w bojowej pozycji ze szczotką w ręku.-Przeszkadzasz mi.
-Wow! Spokojnie Angelina, ja przychodzić w pokoju.
-No to się wynosić!
-Daj spokój, chodź tu-Cassie pociągnęła czarnulkę za ramię i pomogła usadowić na fotelu, w którym przeważnie siedział Diego. Sama przesunęła kalendarz, wskakując na biurko.
-On to zrobił dla mnie?-Panna Gaduła zapytała ze smutną minką.
-A dla kogo niby? Podobało Ci się?
-Bardzo...-westchnęła ciężko. Spojrzała na zdjęcie stojące przed nią i przejechała palcem po szybce. Widać Diego nadal wierzył w przetrwanie swojego małżeństwa, skoro pieczołowicie oprawił ślubną fotografię.
-Mam dla Ciebie niespodziankę słodziutka-Cassie postanowiła spróbować podstępu.
-Naprawdę?-Agi rozpromieniała cała, zupełnie jak by nic przed chwilą nie zaszło.
-Oczywiście, że tak. Tylko najpierw przebierzesz się, umalujesz i zobaczysz, będzie fajnie.
-Coś kombinujesz, prawda?-czarnulka zmarszczyła brwi.
-Ja? Ależ skąd!-dziewczyna zaciągnęła Pannę Gadułę w stronę wyjścia, a na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
Carlo z niecierpliwością wyczekiwał na ukochaną w ogrodzie. Nigdy nie przypuszczał, że z miłości będzie gotowy na tyle poświęceń, jednak wiedział, że Agnes była tego warta. Chociaż zadbał o całe przygotowanie, biedak z nerwów obgryzał paznokcie. Nie wyobrażajcie sobie, że nasz kochany pajac potrafi gotować. Nic z tych rzeczy, gdyż mogłoby to się źle zakończyć. Po prostu, blondyn skorzystał z pomocy fachowców, toteż jedzonko dostarczono mu do domu. Natomiast stolik przystroił sam, zapalając świece.
Wreszcie usłyszał z daleka podniesione głosy i z łatwością rozpoznał Cassie oraz najdroższą Agnes. Chłopak wyprostował się, jak żołnierz na warcie, zakładając ręce za siebie. Kiedy czerwonowłosa wprowadziła Pannę Gadułę do ogrodu, Carlosowi zaparło dech w piersiach, gdyż ta wyglądała jak księżniczka w czerwonej, zwiewnej sukience na jedno ramię. W końcu Cassie ściągnęła przyjaciółce opaskę, która przysłaniała jej oczy. Czarnulka zasłoniła usta dłonią, gdy ujrzała elegancko zastawiony stół, a w tle usłyszała cichą, romantyczną muzykę. Już chciała dopaść główną sprawczynię tego spisku, lecz nasza spryciara zwiała.
-Usiądziesz? Proszę...-Carlo powiedział nieśmiało i odsunął krzesło, jak na dżentelmena przystało.
Agnes usiadła w milczeniu oraz z lekką obawą spojrzała na nakrycie. Spaghetti wyglądało smakowicie, a rubinowe wino wręcz kusiło. Zapowiadał się niezwykły wieczór...

****
Dwa dni minęły niczym z bicza strzelił. Udało mi się załatwić nowych inwestorów, więc mogłem spokojnie wrócić do domu. Pech chciał, że dopiero późnym wieczorem zaparkowałem samochód na podjeździe. Wolałem nie zwracać niczyjej uwagi, ani robić hałasu, że szef wrócił. Przecież nie jestem taki zły. „El Tesoro” rozeszli się do siebie, a ja sam udałem się do domu. Pomyślałem,iż lepiej będzie, jak przemknę przez tylne wejście. Dzięki temu nie obudzę Agi i będę mógł skonsumować swoje smakołyki. Jak by to powiedzieć, „siostra” zawsze roi drakę, gdy nie jem w domu tego, co sama ugotuje. Czy człowiek nie może czasem zaszaleć i „truć się” na własną prośbę? Natomiast jeśli chodzi o mój powrót.
Najpierw musiałem przejść przez ogród, aby dostać się do kuchennych drzwi.
Miałem wielką nadzieję, że moja czerwonowłosa złośnica już śpi, lecz ujrzałem ją tuptającą za krzewem róż. A niech to, znowu jakaś sensacja?! Z resztą, po co pytam. Łatwiej zapytać, kiedy coś nie działo. Wówczas będzie znacznie szybciej. Skierowałem wzrok dalej, a tam...odstrojona Agnes i Carlos! Zaraz, zaraz...Carlos w mojej koszuli, do cholery! No to już wiem, tylko jedna osoba mogła maczać w tym palce-Cassie!
Bez zastanowienia chwyciłem ją w pasie, zasłaniając buzie oraz wciągnąłem do domu.
-Chcesz mnie udusić?! A tak w ogóle, to co Ty tu robisz?-zapytała zaskoczona.
-Dziękuje za miłe powitanie. Jak wiesz, mieszkam tu, ale nie o tym będziemy rozmawiać.
-A, o czym mężusiu?-zamrugała kokieteryjnie rzęsami. Niech mnie kule biją!
-Po pierwsze, co znowu zmajstrowałaś? Po drugie, z jakiej racji dałaś Carlosowi moją koszulę? Zaznaczam, że to była moja nowa koszula!-wysyczałem wkurzony.
-A będzie po trzecie i po czwarte?
-Cassie!!!
-Oj, już się tak nie denerwuj, bo Ci żyłka pęknie-poprawiła kołnierzyk, dotykając mojej szyi.-Chciałam pomóc gołąbeczkom i chyba się uda. Musiałam zmienić wygląd Carlosa, dlatego pożyczyłam Twoją koszulę. Z resztą, świrujesz na punkcie białych, więc co w tym złego?-zrobiła minę niewiniątka.
-W takim razie, jestem wdzięczny, iż okazałaś im łaskę. W życiu nie spodziewałbym się tego.
-Widzisz, wiedziałam, że się dogadamy. No, to ja idę popatrzeć!-zaszczebiotała radośnie.
-Nic z tego skarbeńku- znowu musiałem ją przytrzymać.-Zostajesz ze mną! Skoro chciałaś dobrze, to teraz daj im spokój.
-Ale Ty jesteś staroświecki-nadąsała się.
-Nazwałbym to inaczej. Jednak możesz zostać przy swoim, ale teraz-Pani przodem-wskazałem drogę do mojego gabinetu. Cassie jakby zawahała się.
-Yyy...jestem głodna!-jak to mówią...acha, już wiem! Tonący brzytwy się chwyta, widać moja żona również.
-Myślę, że znajdziemy jakieś rozwiązanie-puściłem jej oczko.
-Jesteś okropny!
-Wiem.
Kiedy wróciłem z kuchni, Cassie siedziała na brzegu biurka, wesoło majtając nogami. O wiele bardziej wolałem ją w wydaniu słodkiej dziewczynki, niż upartej złośnicy. Chociaż ta druga ubarwiła mi znacznie życie, czasem nawet za bardzo. Jednak pierwsza opcja lepsza, jak człowiek jest zmęczony. Niestety czar mijał, gdy czerwonowłosa otwierała buzię. W zasadzie nie można mieć wszystkiego, a nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nawet sam Ernesto ostrzegał, iż jego wnuczka ma temperament równoznaczny z kolorem włosów, a ja głupi nie chciałem słuchać. Mówiłem już kiedyś o byciu masochistą? Świetnie,  gdyż potwierdzam!
-Zamierzasz mnie upić?-wskazała na butelkę wina, którą trzymałem.-A gdzie jeść?
-Bądź bardziej spostrzegawcza-pomachałem brązowym pakunkiem. Początkowo przeznaczyłem go dla siebie, ale co tam.-I nie zamierzam Cię upić, wolę nie ryzykować. Ostatni raz skończył się dla mnie wyjątkowo boleśnie.
-Oj, przestań paplać! Pokarz, co tam masz-oblizała apetycznie usteczka, lecz minka jej zrzedła, kiedy rozpakowałem nasze danie.
-Eee...co to?
-Sushi, zdrowe i smaczne.
-Mam jeść jakieś glony?!-na jej twarzy znowu pojawił się grymas.-Jak się to w ogóle je?-próbowała nabrać porcję pałeczkami, ale dość niezgrabnie jej szło.
-Nie glony, tylko ryby. Pomogę Ci, więc otwórz buźkę-podałem mojemu skarbowi pierwszy kawałek.-I jak? Dobre?
-Trochę gumlaste-zamlaskała zabawnie.-Jakoś przeżyję. Wiesz, podobno z braku laku i kit...
-Ok, nie kończ-zakrztusiłem się ze śmiechu.
Nagle zwróciłem uwagę na medalik mojej żony, nie wiem dlaczego. Prawdę mówiąc, sam jej go przekazałem na prośbę Evansa.
-Mogę zobaczyć?-niefortunnie dotknąłem go, zanim zdążyła odpowiedzieć. Na szczęście kiwnęła głową twierdząco.
W środku było czarno-białe zdjęcie...Cassie? Nie, to musi być jej mama!
-Ale jesteś podobna do mamy!
-Wiem-upiła łyk win. Spryciara, nawet nie zauważyłem, jak dobrała się do butelki.
-Myślisz czasem o ojcu? Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj-chyba trafiłem na cienki lód, bo moja żona miała dziwną minę albo alkohol zaczynał działać.
-Kiedyś myślałam, całkiem sporo. Teraz już dla mnie nie istnieje. Mam jedynie ochotę rozdeptać tego płaza.-uf...nie chciałbym być na miejscu Guillerma.
-Ambitny plan-aż sam z wrażenia upiłem kieliszek.
-Możesz się śmiać, ale mówię poważnie-odgarnęła włosy za ucho, przy tym zachwiała się lekko.
-Masz słabą główkę skarbeńku.
-Chyba Ty. Mam pomysł! Zagrajmy w 100 pytań!
-Nie wytrzymasz do 10.
-A założysz się?!-zadarła dumnie głowę, po raz kolejny tracąc równowagę.
-Oczywiście! Jeśli przegrasz, dostanę buziaka. Jeśli wygrasz, zrobię co będziesz chciała. Poza rozwodem, rzecz jasna.
Już myślałem, że wydrapie mi oczy, bo najpierw zrobiła się purpurowa, potem fioletowa, a na końcu zbladła.
-Niech będzie!-widać ciekawość zwyciężyła. Z kolei, dla mnie stawka była bardzo interesująca... 

****
W tym samym czasie, Carlos przeżywał jedną z najważniejszych chwil w swoim życiu. Nie licząc kupna pierwszej konsoli, lecz bądźmy poważni. Właśnie ważyły się jego losy, być albo nie być na nieszczęsnym padole tej ziemi. No dobrze, wróćmy do zakochanych.
Pajac zamiast jeść makaron dłubał widelcem w talerzu i gapił się łakomie na Agnes, jakby to ona była głównym daniem. Natomiast czarnulka nerwowo wyjadała kawałki mięsa, dość głośno przełykając. Wreszcie blondyn postanowił przerwać ciszę.
-Wszystko w porządku? Jesteś jakaś milcząca-próbował dotknąć jej ręki, jednak w ostatniej chwili cofnęła ją.
-Jestem zaskoczona i zdezorientowana. Po co to wszystko?-zapytała z wyrzutem.
-Agi, zrozum. Naprawdę zrobię dla Ciebie wszystko, tylko daj mi ostatnią szansę,błagam...-chłopak zaskomlał, niczym mały piesek, zaś czarnulka zawsze miała miękkie serce, więc jego żale zrobiły wrażenie.
-Jaką mogę mieć pewność, że znowu nie powtórzą się Twoje wygłupy?
Carlo westchnął ciężko, a na jego czole pojawiły się drobne zmarszczki. Z pewnością starał się znaleźć właściwą odpowiedź na pytanie. Mimo to, nie wszystko było takie proste, jak nam się wydaje. Bardzo łatwo można kogoś zranić, lecz naprawienie krzywdy jest zacznie trudniejsze. Czasem bywa wręcz niemożliwe. Czy tak było w tym wypadku?
Blondyn wyglądał na człowieka, który utknął gdzieś pośrodku wyboistej drogi, a wyjście dla niego zostało spowite gęstą mgłą.
-Przyznaję, jestem roztrzepanym pajacem, jak mówi Cassie. Rozumiem, że denerwują Cię moje cholerne wady, ale potrafię być odpowiedzialny. Carlos, który balangował od świtu do nocy już dawno umarł. Daj szansę temu nowemu, proszę.
Teraz Agnes miała ciężki orzech do zgryzienia. Serce biło radośnie dla Carlo, lecz rozum uparcie przypominał o zdarzeniach sprzed dwóch lat.
-Dd...dobrze-wykrztusiła wreszcie.-Powiedzmy, że się zgodzę, ale na moich warunkach. Nie chcę ryzykować kolejnego zawodu przez Ciebie. Powinieneś to zrozumieć.
Chłopak rozpromieniał nagle oraz poderwał się z miejsca, wpijając zachłannie w usta czarnulki, a ona odwzajemniła pocałunek. Jednak szybko oderwała się od ukochanego.
-Myślę, że wystarczy sensacji, jak na jeden dzień. Dobranoc.
Carlos z lekkim oszołomieniem obserwował oddalającą się postać Agnes.
Chciał za nią pobiec. Mimo to, zrezygnował z tego pomysłu. Obawiał się, iż może zniszczyć ledwo odzyskane szczęście.
-Juuuuhuuu!!! Wróciła do mnie!-krzyknął na całe gardło i podskoczył do góry.- Wiewióro, uwielbiam Cię-pomyślał, ile Cassie dla niego zrobiła...

---
Czas nadmienić, że temu opowiadaniu towarzyszą dwa utwory: Alan Basski "Tak miało być" (szczególnie, gdy piszę o Diegu i Cassie) oraz Alyssa Reid "Alone Again"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz