Kraino
bezkresnych lamentów i cierpień witaj! Mam co chciałam,
czyli randez vous z pajacem. Kreatura jedna pilnuje mnie na
każdym kroku. Niezły sobie los zgotowałam, toteż mam nauczkę
na przyszłość. Czemu zawsze pakuję się w pogmatwane
sytuacje? Aj...Diego mógł nie wyjeżdżać, wówczas
nie męczyłabym się z Carlosem. Z drugiej strony, zastanawiam
się, które z nas gorzej znosiło wzajemną obecność.
Można powiedzieć, iż blondyn był bardziej zażenowany, niż
ja. Czasem przypominał skazanego na śmierć więźnia
albo nieszczęsnego pokutnika. No, powiedzcie sami, naprawdę
jestem taka straszna? Zresztą, chyba nie chcę znać odpowiedzi, bo
inaczej będę musiała wpaść w depresję.
Natomiast
wracając do moich niezapomnianych chwil z nowym
bodyguardem,
umierałam z nudów. Leżałam na łóżku i po raz setny
przeglądałam ten sam rozdział „Wichrowych Wzgórz”.
Carlos usadowił się w drugim końcu salonu, tuż przy samym
oknie. Nie mam pojęcia, co go tak absorbowało, gdyż od kilkunastu
minut gapił się na nie, jak wół na malowane wrota. Zsunęłam
się z sofy i po cichutku podeszłam do śpiącego marzyciela. W
tym momencie wyglądał, jakby dryfował w odległych
przestworzach, a celem jego wędrówki była przystań o
imieniu Agnes. Właśnie tak moi drodzy. Pajac pożerał wzrokiem
czarnulkę, która akurat zamiatała schody. Muszę
przyznać, że zrobiło mi się go żal, bo chłopak naprawdę
się zakochał. Mimo wszystkich starań, ciągle dostawał kosza
bądź obrywał szklanymi przedmiotami. Dlaczego Agi nie chciała
dać mu szansy? Wiele razy z nią rozmawiałam, lecz nigdy nie
zdradziła swojej tajemnicy. Jednak czułam, iż Carlo jest dla
niej ważny. Wiem, że jestem szalona, ale postanowiłam połączyć
tę dwójkę.
-Ślina Ci cieknie-szepnęłam tuż koło jego
ucha.
-Wariatka!-oderwał się od okna, piorunując mnie
wzrokiem.
-Ej, ej...bądź milszy-sięgnęłam po jabłuszko
leżące na stole i ugryzłam soczysty kawałek.-Mogę Ci pomóc
z Agnes.
-A ktoś Cię prosił o pomoc?
-Wystarczy, że widzę
Twój ślinotok. Zrobię przysługę całemu
społeczeństwu.
-Koniec gadania! Przymknij paszczę i rusz tę
rudą kitę!-szturchnął mnie dość mocno.
-Sam się rusz i
nie jestem ruda! Moje włosy są czer-wo-ne!
-Na jedno wychodzi
wiewióro-powiedział zajadliwie.
Zostałam przeciągnięta
przez cały korytarz, niczym stary, niepotrzebny mebel. Carlo
otworzył drzwi do ostatniego pokoju, wepchnął mnie do środka,
po czym z powrotem je zamknął. Z tym, że na klucz. Błagałam,
aby wrócił, jednak moje prośby na nic się zdały, bo
pajac musiał od razu się zmyć. Nie pozostało mi nic innego,
jak zapoznać się z nowym otoczeniem, zwanym inaczej-klatką
tego żółtodzioba. Mimo szczerych chęci, wolałam
poprzedni „kurnik” dragonowej bandy, gdyż pokój
Carlosa przerastał nawet moją wyobraźnię. Nie mam
zielonego pojęcia, co za traumę musiał przejść w
dzieciństwie, ale z pewnością musiała być straszna. Może
spadł ze stołu i biedaczkowi wszystko się poprzestawiało.
Wracając
do tematu, pokój przyjaciela mojego
męża przypominał...Właściwie sama nie bardzo wiem co.
Totalny bałagan panował w całym pomieszczeniu, ale to nie
było najgorsze, ponieważ wystrój był totalnie od czapy.
Zacznijmy od ścian, która naprawdę przypominały namiot
cyrkowy. Jedna ściana miała kolor czerwony, kolejna zielony, ta od
strony drzwi była lazurowa, natomiast ściana przy której
stało łóżko-fioletowa. Z kolei na niej, wisiała ogromna
tapeta ze smokiem. Po prostu urocze, jak można spać przy
takim paskudztwie, koszmary murowane. Jedynie skórzana
sofa na środku pokoju była w porządku. Zdecydowanie wolałabym
spać na niej, niż na tandetnym, rozkładanym fotelu, który
straszył jeszcze rozgrzebaną pościelą. Mimo to, w szafę już
łaska nie było zainwestować. Pajac zamontował wieszaki do
ściany, toteż cała jego malownicza garderoba była widoczna.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to...koszula w złote cekiny!
Gdzie on w tym chodził? Nawet w sylwestra wyróżniałby
się na kilometr. Może Diego za mało mu płacił i Carlo robił
zakupy w „ciuszkach”? Dragon przynajmniej posiadał jakieś
normalne rzeczy. Przyznaje, że kilka białych koszul
zdewastowałam osobiście, ale sam się o to prosił. Natomiast jeśli
chodzi o pajaca, nie znalazłam niczego nadającego się do noszenia
w biały dzień. W nocy może by uszło, ale trzeba być kurą,
żartowałam.
Trudno powiedzieć ile czasu minęło, lecz Carlos
nie wracał. Co on sobie do cholery myśli? Miał mnie pilnować,
a nie więzić! Gdyby chociaż przyprowadził Agnes, jednak
prymityw nie pomyślał. Chciałam pooglądać telewizję, ale
chyba coś popsułam, ponieważ na ekranie ciągle mrugały
czarne pasy. Jak coś, to wiecie-nie chciałam źle!
****
Późnym
wieczorem, Cassie obudziła się leżąc na kanapie w pokoju Carlosa.
W pomieszczeniu panował półmrok, ponieważ jedyne światło
padało od włączonego telewizora. Sądząc po rozczochranej
czuprynie, blondyn siedział do niej tyłem i coś oglądał.
Dziewczyna ziewnęła leniwie, przeciągając obolałe kości.
Przez
chwilę zastanawiała się, co właściwie robi w obcym lokum, ale
szybko sobie przypomniała o porannych
wydarzeniach.
Czerwonowłosa stanęła za chłopakiem i spojrzała
na ekran. Niestety obraz zmroził jej krewa w żyłach, bo po
raz pierwszy widziała niebieskiego kocura z czerwonym nochalem,
którego goniły trzy pokraczaste robale. Cassie przetarła
oczy z nadzieją, że mara zniknie albo obudzi się jeszcze raz.
-Co
oglądasz?-zapytała zdezorientowana.
-”Oggy i ferajna”-Carlo
odpowiedział z kamienną twarzą.
-O nie! Ja chcę „Pszczółkę
Maję”, dawaj pilota!-Cassie doskoczyła do chłopaka, lecz
odchylił się.
-Sory mała, ale Gryzelda ją zjadła.
Dziewczyna
ponowiła próbę odebrania pilota, więc rzuciła się
na blondyna. Ten wrzasnął, gdyż nie spodziewał się, że
wiewióra wpadnie na pomysł bójki. Para
przeturlała się po podłodze, lecz Carlo dzielnie zaciskał
swojego „pstrykacza”, toteż Cassie ugryzła go w
rękę.
-Aaaaa!!! Wariatka!!! Dragon powinien się z Tobą
rozwieść, bo jeszcze go czymś zarazisz!
-Najpierw zacznę
od Ciebie!
Nagle oczy pajaca pociemniały, sięgnął po bron
leżącą na stoliku oraz zaczął się skradać w stronę
dziewczyny.
-Ty wredna marchewo! Myślisz, że oddam Ci pilota? Po
moim trupie albo raczej Twoim-przystawił broń do jej głowy.
Cassie przełknęła głośno ślinę, cała dygocząc.
Chłopak
nacisnął na spust i...po twarzy czerwonowłosej ciurkiem spływała
woda. Nastąpił kolejny punkt zapalny, czyli duszenie pajaca.
Cassie z mordem w oczach zacisnęła dłonie na szyi Carlosa,
lecz przeceniła swoje możliwości. Została szybko obezwładniona
sznurem do bielizny, a zdyszany triumfator oparł się o
sofę.
-Jesteś nienormalna. Nie wiem, co Dragon w Tobie widzi.
-A
ja nie wiem, co Agnes widzi w Tobie-odpowiedziała, szamocząc
się.-Rozwiąż mnie szajbnięty clownie! Zobaczysz, Agi Cię
znienawidzi, dopilnuję tego!
-Odszczekaj to, ruda pokrako! Tylko
spróbuj, a odstrzelę tego mopa i mam w dupie, co potem
zrobi Diego! Lepiej bądź grzeczna, bo ostatnią rzeczą,
jaką zobaczysz przed śmiercią, będzie mój zwycięski
uśmiech.
-Opanuj się kretynie! Naprawdę mogę Ci pomóc,
jeśli Agnes jest dla Ciebie ważna!
W tym momencie Carlo zastygł
w bezruchu i zamrugał oczami w stronę dziewczyny.
-Co znowu
wymyśliłaś?! Mam Ci niby uwierzyć, a Ty zrobisz mi na złość i
moja ptaszyna przeklnie mnie na wieki. Nie ma mowy, nie jestem
taki głupi!-powiedział z rozpaczą w głosie.
-Właśnie,
że jesteś! Twoja ptaszyna na serio Ci odfrunie, jeśli dalej nie
będziesz nic robił.
-Ja nic nie robię?! Staję na uszach,
żeby do mnie wróciła, jednak skutek zawsze jest
odwrotny. Nie mam już siły-chłopak złamał ręce i spuścił
wzrok na swoje jakże oryginalne, fioletowe mokasyny.
-Rozwiąż
mnie, to Ci pomogę. Przysięgam!
-No,
dobrze-odburknął.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy
poczuła, że więzy rozluźniają się. Usiadła w rogu kanapy,
czyli jak najdalej od blondyna i podsunęła nogi pod brodę. Z
kolei Carlo, zastanawiał się, czy rzeczywiście może zaufać żonie
przyjaciela. Jeszcze przed chwilą o mało się nie pozabijali,
a ona nagle pomocna się zrobiła.
Jak nic śmierdziała
podstępem. Mimo wszystko, postanowił zaryzykować, ponieważ
wyczerpał swoje pomysły na zdobycie ukochanej czarnulki.
-I jak
Mózgu, wymyśliłaś coś?
-Zamknij się Pinky!
Chociaż...już wiem!-oczy Cassie zabłysnęły, niczym
dwa płomyki.
-Co wiesz?
-Najpierw zaczniemy od zmiany
twojego stylu. Z takim wyglądem nawet kota nie poderwiesz-spojrzała
z obrzydzeniem na zieloną koszulę w żółte groszki.
-Co?!
Akysz szarlatanie! Mój image jest wyjątkowy-chłopak
powiedział z dumą wypinając klatę.
-Oj, bardzo wyjątkowy.
Obudź się wreszcie! Heloł, jest tam ktoś?-puknęła go
w czoło.-Agnes potrzebuje mężczyzny, a nie pajaca!
-Przestań
już!-chłopak złapał się za głowę.-Zgadzam się na wszystko,
tylko daj mi już spokój!
Biedny Carlos nie spodziewał
się, na jakie katusze się zgadza.
Był jeszcze świt, a chłopak
spał smacznie, pochrapując na rozkładanym fotelu. Nagle
usłyszał jakieś szmery oraz dziwne mamrotanie. Podniósł
głowę z nad poduszki i z przerażeniem stwierdził, iż jego
ubrania fruwają po całym pokoju. Blondyn zerwał się na równe
nogi, prezentując się jedynie w samych bokserkach w czerwone
serduszka.
-Zakryj się, zanim oślepnę-Cassie warknęła w jego
stronę.
Carlo okrył się kocem i potruchtał w stronę
czerwonowłosej. Miał ogromną ochotę rzucić się na
dziewczynę, gdyż sponiewierała wszystkie jego rzeczy.
-Co Ty
poczwaro jedna wyprawiasz?!-wysyczał przez zęby.
-Zapomniałeś?
Pomagam Ci, ale będzie gorzej, niż myślałam. Człowieku, Ty
nie masz nic do ubrania! To są jakieś łachy!-ze wstrętem
wskazała na stertę porozrzucanych fatałaszków.-Zaraz
wracam, weź się ogarnij-Cassie wyszła z pokoju, zasłaniając
sobie oczy, a nieszczęsny Carlos coraz bardziej żałował swojej
decyzji.
****
Zawędrowałam
do sypialni mojego męża, aby pożyczyć kilka koszul dla Carlosa.
Jego cudactwa kompletnie do niczego się nie nadawały. Natomiast
w szafie Dragona był pełen asortyment, zupełnie jak w
sklepie. Otworzyłam garderobę, a przede mną ukazały się
równiutko poukładane cudeńka. Wyjęłam kilka pierwszych z
brzegu, żeby lepiej się przyjrzeć oraz dopasować do
naszego pajaca.. Wszystkie wydawały się całkiem odpowiednie,
chociaż nie, różowa totalnie odpadała. Dopiero co,
pozbyłam się uroczych spodni w tym kolorze.
Rzuciłam wprost na
Carlosa moimi zdobyczami, jednak nie bardzo zrozumiał, bo
wyglądał jak słoń w składzie porcelany. Czy mężczyznom
zawsze trzeba wszystko tłumaczyć?
-Napadłaś na bazar?-no
masz, a ten znowu swoje.
-Nie, pożyczyłam od Diega, jesteście
podobnej budowy.
-Odbiło Ci?! Jego rzeczy nie wolno ruszać, ma
świra na tym punkcie!
-Nie większego niż Ty. Przebierz się,
jak będziesz gotowy, to daj znać.
Carlo dość szybko się
uwinął, ponieważ po kilku minutach stanął w drzwiach niczym
nowy Brad Pitt. O cholercia, chyba dokonałam cudu! Należy przyznać,
że pajacowi było do twarzy w niebieskim. Musiałam jakoś
przedstawić Agnes moje arcydzieło, więc siłą wepchnęłam
tego głupola do kuchni. Niestety nie przewidziałam reakcji,
jaką wywołała jego przemiana.
-O matko!-czarnulka pisnęła i
wypuściła z rąk talerz. Jak się domyślacie, zostały z niego
jedynie szczątki. Jakby tego było mało, Agi dała nogi za pas,
zostawiając Carlosa samego. Miał minę dziecka, któremu
zabrano lizaka. Normalnie dom wariatów! Chciałam pomóc,
ale nie sądziłam, że będzie to takie trudne.
Zamierzałam
pobiec za tą głupią kuropatwą, jednak stan Carlo mi nie
pozwolił.
-Uszy do góry!-poklepałam go po ramieniu, lecz
nie zwrócił na mnie uwagi.
Próbował pozbierać
szkło z podłogi, również z marnym skutkiem.
-Zostaw to!
Zajmę się Agnes, a Ty naszykuj coś w ogrodzie. No wiesz,
nastrojowa kolacyjka. Masz godzinę!
-A jak to nie
pomoże?-uuuugghh! Co za optymizm!
-To wtedy ją zwiążemy i
nafaszerujemy psychotropami.
Pajac znowu zaczął stękać, toteż
zabrałam swoje cztery litery, ruszając na poszukiwania jego
lubej.
****
Agnes
Robinson nigdy nie należała do kobiet, które łatwo
wybaczały zdradę. Dokładnie tak było i tym razem. Kiedy
znalazła totalnie pijanego Carlosa w objęciach jakiejś
blondi, poprzysięgła, iż nigdy mu nie wybaczy. Dodam tylko, że
blond lala wcale nie była atrakcyjna. Naszej czarnulce skojarzyła
się wyłącznie z silikonem oraz doczepianymi włosami, toteż
o wiele bardziej bolała ją zdrada ukochanego.
Cassie
odnalazła swoją przyjaciółkę w gabinecie Dragona.
Dziewczyna uparcie odkurzała dywan, wywijając szczotką na
prawo i lewo. Czerwonowłosa uśmiechnęła się pod nosem oraz
z ogromną satysfakcją nadepnęła na wyłącznik narzędzia.
-Co
Ty wyprawiasz?-Agi stanęła w bojowej pozycji ze szczotką w
ręku.-Przeszkadzasz mi.
-Wow! Spokojnie Angelina, ja przychodzić
w pokoju.
-No to się wynosić!
-Daj spokój, chodź
tu-Cassie pociągnęła czarnulkę za ramię i pomogła usadowić
na fotelu, w którym przeważnie siedział Diego. Sama
przesunęła kalendarz, wskakując na biurko.
-On to zrobił
dla mnie?-Panna Gaduła zapytała ze smutną minką.
-A dla kogo
niby? Podobało Ci się?
-Bardzo...-westchnęła ciężko.
Spojrzała na zdjęcie stojące przed nią i przejechała palcem
po szybce. Widać Diego nadal wierzył w przetrwanie swojego
małżeństwa, skoro pieczołowicie oprawił ślubną
fotografię.
-Mam dla Ciebie niespodziankę słodziutka-Cassie
postanowiła spróbować podstępu.
-Naprawdę?-Agi
rozpromieniała cała, zupełnie jak by nic przed chwilą nie
zaszło.
-Oczywiście, że tak. Tylko najpierw przebierzesz się,
umalujesz i zobaczysz, będzie fajnie.
-Coś kombinujesz,
prawda?-czarnulka zmarszczyła brwi.
-Ja? Ależ skąd!-dziewczyna
zaciągnęła Pannę Gadułę w stronę wyjścia, a na jej twarzy
pojawił się złośliwy uśmieszek.
Carlo z niecierpliwością
wyczekiwał na ukochaną w ogrodzie. Nigdy nie przypuszczał, że
z miłości będzie gotowy na tyle poświęceń, jednak wiedział,
że Agnes była tego warta. Chociaż zadbał o całe
przygotowanie, biedak z nerwów obgryzał paznokcie. Nie
wyobrażajcie sobie, że nasz kochany pajac potrafi gotować. Nic z
tych rzeczy, gdyż mogłoby to się źle zakończyć. Po prostu,
blondyn skorzystał z pomocy fachowców, toteż jedzonko
dostarczono mu do domu. Natomiast stolik przystroił sam,
zapalając świece.
Wreszcie usłyszał z daleka podniesione głosy
i z łatwością rozpoznał Cassie oraz najdroższą Agnes.
Chłopak wyprostował się, jak żołnierz na warcie, zakładając
ręce za siebie. Kiedy czerwonowłosa wprowadziła Pannę Gadułę
do ogrodu, Carlosowi zaparło dech w piersiach, gdyż ta
wyglądała jak księżniczka w czerwonej, zwiewnej sukience na jedno
ramię. W końcu Cassie ściągnęła przyjaciółce
opaskę, która przysłaniała jej oczy. Czarnulka zasłoniła
usta dłonią, gdy ujrzała elegancko zastawiony stół, a
w tle usłyszała cichą, romantyczną muzykę. Już chciała dopaść
główną sprawczynię tego spisku, lecz nasza
spryciara zwiała.
-Usiądziesz? Proszę...-Carlo powiedział
nieśmiało i odsunął krzesło, jak na dżentelmena
przystało.
Agnes usiadła w milczeniu oraz z lekką obawą
spojrzała na nakrycie. Spaghetti wyglądało smakowicie, a
rubinowe wino wręcz kusiło. Zapowiadał się niezwykły
wieczór...
****
Dwa
dni minęły niczym z bicza strzelił. Udało mi się załatwić
nowych inwestorów, więc mogłem spokojnie wrócić
do domu. Pech chciał, że dopiero późnym wieczorem
zaparkowałem samochód na podjeździe. Wolałem nie
zwracać niczyjej uwagi, ani robić hałasu, że szef wrócił.
Przecież nie jestem taki zły. „El Tesoro” rozeszli się do
siebie, a ja sam udałem się do domu. Pomyślałem,iż lepiej
będzie, jak przemknę przez tylne wejście. Dzięki temu nie obudzę
Agi i będę mógł skonsumować swoje smakołyki. Jak by
to powiedzieć, „siostra” zawsze roi drakę, gdy nie jem w
domu tego, co sama ugotuje. Czy człowiek nie może czasem zaszaleć
i „truć się” na własną prośbę? Natomiast jeśli chodzi o
mój powrót.
Najpierw musiałem przejść przez
ogród, aby dostać się do kuchennych drzwi.
Miałem wielką
nadzieję, że moja czerwonowłosa złośnica już śpi, lecz
ujrzałem ją tuptającą za krzewem róż. A niech to,
znowu jakaś sensacja?! Z resztą, po co pytam. Łatwiej
zapytać, kiedy coś nie działo. Wówczas będzie znacznie
szybciej. Skierowałem wzrok dalej, a tam...odstrojona Agnes i
Carlos! Zaraz, zaraz...Carlos w mojej koszuli, do cholery! No to
już wiem, tylko jedna osoba mogła maczać w tym palce-Cassie!
Bez
zastanowienia chwyciłem ją w pasie, zasłaniając buzie oraz
wciągnąłem do domu.
-Chcesz mnie udusić?! A tak w ogóle,
to co Ty tu robisz?-zapytała zaskoczona.
-Dziękuje za miłe
powitanie. Jak wiesz, mieszkam tu, ale nie o tym będziemy
rozmawiać.
-A, o czym mężusiu?-zamrugała kokieteryjnie
rzęsami. Niech mnie kule biją!
-Po pierwsze, co znowu
zmajstrowałaś? Po drugie, z jakiej racji dałaś Carlosowi moją
koszulę? Zaznaczam, że to była moja nowa koszula!-wysyczałem
wkurzony.
-A będzie po trzecie i po czwarte?
-Cassie!!!
-Oj,
już się tak nie denerwuj, bo Ci żyłka pęknie-poprawiła
kołnierzyk, dotykając mojej szyi.-Chciałam pomóc
gołąbeczkom i chyba się uda. Musiałam zmienić wygląd
Carlosa, dlatego pożyczyłam Twoją koszulę. Z resztą, świrujesz
na punkcie białych, więc co w tym złego?-zrobiła minę
niewiniątka.
-W takim razie, jestem wdzięczny, iż okazałaś im
łaskę. W życiu nie spodziewałbym się tego.
-Widzisz,
wiedziałam, że się dogadamy. No, to ja idę
popatrzeć!-zaszczebiotała radośnie.
-Nic z tego skarbeńku-
znowu musiałem ją przytrzymać.-Zostajesz ze mną! Skoro chciałaś
dobrze, to teraz daj im spokój.
-Ale Ty jesteś
staroświecki-nadąsała się.
-Nazwałbym to inaczej. Jednak
możesz zostać przy swoim, ale teraz-Pani przodem-wskazałem
drogę do mojego gabinetu. Cassie jakby zawahała
się.
-Yyy...jestem głodna!-jak to mówią...acha, już
wiem! Tonący brzytwy się chwyta, widać moja żona
również.
-Myślę, że znajdziemy jakieś
rozwiązanie-puściłem jej oczko.
-Jesteś okropny!
-Wiem.
Kiedy
wróciłem z kuchni, Cassie siedziała na brzegu biurka,
wesoło majtając nogami. O wiele bardziej wolałem ją w
wydaniu słodkiej dziewczynki, niż upartej złośnicy. Chociaż
ta druga ubarwiła mi znacznie życie, czasem nawet za bardzo.
Jednak pierwsza opcja lepsza, jak człowiek jest zmęczony. Niestety
czar mijał, gdy czerwonowłosa otwierała buzię. W zasadzie nie
można mieć wszystkiego, a nikt nie mówił, że będzie
łatwo. Nawet sam Ernesto ostrzegał, iż jego wnuczka ma
temperament równoznaczny z kolorem włosów, a ja głupi
nie chciałem słuchać. Mówiłem już kiedyś o byciu
masochistą? Świetnie, gdyż potwierdzam!
-Zamierzasz
mnie upić?-wskazała na butelkę wina, którą trzymałem.-A
gdzie jeść?
-Bądź bardziej spostrzegawcza-pomachałem brązowym
pakunkiem. Początkowo przeznaczyłem go dla siebie, ale co
tam.-I nie zamierzam Cię upić, wolę nie ryzykować. Ostatni
raz skończył się dla mnie wyjątkowo boleśnie.
-Oj, przestań
paplać! Pokarz, co tam masz-oblizała apetycznie usteczka,
lecz minka jej zrzedła, kiedy rozpakowałem nasze
danie.
-Eee...co to?
-Sushi, zdrowe i smaczne.
-Mam jeść
jakieś glony?!-na jej twarzy znowu pojawił się grymas.-Jak się to
w ogóle je?-próbowała nabrać porcję pałeczkami,
ale dość niezgrabnie jej szło.
-Nie glony, tylko ryby. Pomogę
Ci, więc otwórz buźkę-podałem mojemu skarbowi pierwszy
kawałek.-I jak? Dobre?
-Trochę gumlaste-zamlaskała
zabawnie.-Jakoś przeżyję. Wiesz, podobno z braku laku i
kit...
-Ok, nie kończ-zakrztusiłem się ze śmiechu.
Nagle
zwróciłem uwagę na medalik mojej żony, nie wiem dlaczego.
Prawdę mówiąc, sam jej go przekazałem na prośbę
Evansa.
-Mogę zobaczyć?-niefortunnie dotknąłem go, zanim
zdążyła odpowiedzieć. Na szczęście kiwnęła głową
twierdząco.
W środku było czarno-białe zdjęcie...Cassie? Nie,
to musi być jej mama!
-Ale jesteś podobna do mamy!
-Wiem-upiła
łyk win. Spryciara, nawet nie zauważyłem, jak dobrała się do
butelki.
-Myślisz czasem o ojcu? Jeśli nie chcesz, to nie
odpowiadaj-chyba trafiłem na cienki lód, bo moja żona
miała dziwną minę albo alkohol zaczynał działać.
-Kiedyś
myślałam, całkiem sporo. Teraz już dla mnie nie istnieje. Mam
jedynie ochotę rozdeptać tego płaza.-uf...nie chciałbym być
na miejscu Guillerma.
-Ambitny plan-aż sam z wrażenia upiłem
kieliszek.
-Możesz się śmiać, ale mówię
poważnie-odgarnęła włosy za ucho, przy tym zachwiała się
lekko.
-Masz słabą główkę skarbeńku.
-Chyba Ty. Mam
pomysł! Zagrajmy w 100 pytań!
-Nie wytrzymasz do 10.
-A
założysz się?!-zadarła dumnie głowę, po raz kolejny tracąc
równowagę.
-Oczywiście! Jeśli przegrasz, dostanę
buziaka. Jeśli wygrasz, zrobię co będziesz chciała. Poza
rozwodem, rzecz jasna.
Już myślałem, że wydrapie mi oczy, bo
najpierw zrobiła się purpurowa, potem fioletowa, a na końcu
zbladła.
-Niech będzie!-widać ciekawość zwyciężyła. Z
kolei, dla mnie stawka była bardzo interesująca...
****
W
tym samym czasie, Carlos przeżywał jedną z najważniejszych chwil
w swoim życiu. Nie licząc kupna pierwszej konsoli, lecz bądźmy
poważni. Właśnie ważyły się jego losy, być albo nie być
na nieszczęsnym padole tej ziemi. No dobrze, wróćmy do
zakochanych.
Pajac zamiast jeść makaron dłubał widelcem w
talerzu i gapił się łakomie na Agnes, jakby to ona była
głównym daniem. Natomiast czarnulka nerwowo wyjadała
kawałki mięsa, dość głośno przełykając. Wreszcie blondyn
postanowił przerwać ciszę.
-Wszystko w porządku? Jesteś
jakaś milcząca-próbował dotknąć jej ręki, jednak
w ostatniej chwili cofnęła ją.
-Jestem zaskoczona i
zdezorientowana. Po co to wszystko?-zapytała z wyrzutem.
-Agi,
zrozum. Naprawdę zrobię dla Ciebie wszystko, tylko daj mi ostatnią
szansę,błagam...-chłopak zaskomlał, niczym mały piesek, zaś
czarnulka zawsze miała miękkie serce, więc jego żale zrobiły
wrażenie.
-Jaką mogę mieć pewność, że znowu nie powtórzą
się Twoje wygłupy?
Carlo westchnął ciężko, a na jego czole
pojawiły się drobne zmarszczki. Z pewnością starał się
znaleźć właściwą odpowiedź na pytanie. Mimo to, nie wszystko
było takie proste, jak nam się wydaje. Bardzo łatwo można kogoś
zranić, lecz naprawienie krzywdy jest zacznie trudniejsze.
Czasem bywa wręcz niemożliwe. Czy tak było w tym wypadku?
Blondyn
wyglądał na człowieka, który utknął gdzieś pośrodku
wyboistej drogi, a wyjście dla niego zostało spowite gęstą
mgłą.
-Przyznaję, jestem roztrzepanym pajacem, jak mówi
Cassie. Rozumiem, że denerwują Cię moje cholerne wady, ale
potrafię być odpowiedzialny. Carlos, który balangował
od świtu do nocy już dawno umarł. Daj szansę temu nowemu,
proszę.
Teraz Agnes miała ciężki orzech do zgryzienia. Serce
biło radośnie dla Carlo, lecz rozum uparcie przypominał o
zdarzeniach sprzed dwóch lat.
-Dd...dobrze-wykrztusiła
wreszcie.-Powiedzmy, że się zgodzę, ale na moich warunkach.
Nie chcę ryzykować kolejnego zawodu przez Ciebie. Powinieneś
to zrozumieć.
Chłopak rozpromieniał nagle oraz poderwał
się z miejsca, wpijając zachłannie w usta czarnulki, a ona
odwzajemniła pocałunek. Jednak szybko oderwała się od
ukochanego.
-Myślę, że wystarczy sensacji, jak na jeden dzień.
Dobranoc.
Carlos z lekkim oszołomieniem obserwował oddalającą
się postać Agnes.
Chciał za nią pobiec. Mimo to, zrezygnował
z tego pomysłu. Obawiał się, iż może zniszczyć ledwo
odzyskane szczęście.
-Juuuuhuuu!!! Wróciła do
mnie!-krzyknął na całe gardło i podskoczył do góry.- Wiewióro,
uwielbiam Cię-pomyślał, ile Cassie dla niego zrobiła...
---
Czas
nadmienić, że temu opowiadaniu towarzyszą dwa utwory: Alan Basski
"Tak miało być" (szczególnie, gdy piszę o Diegu i
Cassie) oraz Alyssa Reid "Alone Again"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz