poniedziałek, 18 lutego 2013

XVII Blaski i cienie miłości


Co, za ciężki dzień, chyba najcięższy w moim życiu. Rodzice Agnes wjechali z samego rana, ale trochę żal mi się zrobiło, bo jakby nie patrzeć, to dzięki nim nastąpił przełom w moich relacjach z Cassie. Powinienem też podziękować czarnulce, przecież wymyśliła dzielenie wspólnej sypialni. Teraz muszę opracować plan zdobycia serca czerwonowłosej. Uwielbiam wyzwania, a gdy mi się uda...to jeszcze nie wiem, ale świętować będę po królewsku.
Wracając do pożegnania Robinsonów, wzruszyłem się. Agi płakała i przytulała rodziców, jednocześnie przepraszając za kłamstwo. Areli wyglądała na niewzruszoną, lecz dostrzegłem maleńką łezkę w jej oku. W końcu nie udało się nakłonić ukochanej córki do wyjazdu. Stolica czekała otworem, ale dziewczyna nie skusiła się. Tym lepiej dla wszystkich na ranczu, a ja miałem „siostrę” przy sobie.
Najbardziej podobało mi się zachowanie Thomasa. Facet zawsze miał klasę i nigdy nie robił afery z byle czego. Uważam, że zachował się świetnie, kiedy podał Carlosowi rękę oraz poklepał go po plecach. Nawet powiedział, iż zostawia córkę w odpowiednich rękach. Blondynowi odjęło mowę, a skwaszonej Areli humor. Jednak nie skomentowała tego w typowy dla niej sposób. Po prostu, wsiadła do taksówki i ostatni raz pomachała jedynaczce.
Ciśnienie opadło, więc każdy mógł zabrać się do swoich obowiązków. Natomiast ja, miałem do pogadania z Carlo. Był mi winny wyjaśnienie po pijackiej kabale w nocy i nie zamierzałem mu darować. Od wszystkich wymagam lojalności oraz szczerości i w żadnym wypadku nie robię wyjątków. Mój szanowny przyjaciel skrywał jakaś tajemnicę, która dotyczyła Cassidy. Miałem prawo wiedzieć, zwłaszcza teraz. Jeśli wczoraj wymigiwał się kacem, to dziś na pewno czuł się świetnie. Aż tak słabej łepetyny nie posiada. Za dobrze znam jego możliwości.
Zatem, wziąłem się do poszukiwań, ale nie zajęło mi to wiele czasu. Akurat wychodził z kuchni, pogwizdują wesoło.
-Stój i nie ruszaj się! Wszystko, co powiesz może zostać użyte przeciwko Tobie.
Wykręcił się na pięcie z rezygnacją.
-Ale Cię się na żarty zebrało-mruknął.-Mam robotę.
-Owszem masz. W tej chwili do mojego gabinetu, to polecenie służbowe.
-A jak służbowo, to rozumiem.
-Polecenie służbowe, ale rozmowa prywatna-dorzuciłem, żeby nie cieszył się za bardzo.
Przepościłem go przodem i szedł jak skazaniec. Z pewnością domyślał się, o o chcę zapytać. Wskazałem mu fotel, a sam usiadłem na kanapie.
-Słucham-blondyn spojrzał na mnie z przestrachem.
-To ja słucham. Wiesz coś, co jest bardzo interesujące i chętnie posłucham.
-Taaak? No, na ranczu nic szczególnego się nie dzieje. Koniki zdrowe...
-Nie strugaj durnia! Doskonale wiesz, o co pytam!
-Dragon, miej litość!-złożył błagalnie dłonie.-Nie mogę Ci powiedzieć, obiecałem Agi-wystękał, jakby go coś bolało.
Nie ma mowy! W tym momencie nie obchodzą mnie durne obietnice! Jestem za bardzo zdeterminowany.
Podniosłem się z miejsca i stanąłem za jego plecami.
-Jestem Twoim pracodawcą, przyjacielem, a przede wszystkim, traktuję Cię jak brata! Bądź mężczyzną i porozmawiaj ze mną otwarcie.
Chyba go złamałem, bo zamachnął pięścią w stół.
-Dobrze! Powiem Ci, ale będziesz wściekły, kiedy usłyszysz w jakich okolicznościach się tego dowiedziałem. Lepiej usiądź...
Spełniłem jego prośbę. Już nie mogłem znieść tej dziecinnej przepychanki.
-Jak tu zacząć...-zająknął się.
-Najlepiej od początku.
-Dobra! Nie poganiaj mnie!-westchnął.-Jakiś czas temu zaproponowałem Cassie strzelanie do butelek...
-Co?! Padło Ci na mózg?!
-Nie dramatyzuj! Nie zrobiłbym jej krzywdy. Zresztą, żyje prawda? No, dziewczyna była tak przybita, że chciałem jej pomóc odstresować się i...-urwał w połowie.
-I...Carlos, nie denerwuj mnie.
-Wyrwało się naszej wiewiórze, że żałuje, iż nie odwzajemniła Twoich uczuć!- o mało nie wpadł pod biurko, jak wykrzyczał tę sensacyjną wiadomość.
Sam prawie zbierałem zęby z podłogi. W takim razie, nie tylko podobałem się Cassie, ale też czuła coś więcej. Czyli będę mieć większe pole do popisu! Dragon myśl! Jak to najlepiej wykorzystać?
-Możesz powtórzyć?-chciałem się upewnić.
Niestety mój druh błyskawicznie ulotnił się z gabinetu. Trudno, miałem mu postawić. Najwyżej wypiję sam albo nie. Muszę mieć trzeźwy umysł.
Zszedłem na dół, a w zasadzie, to wydawało mi się, że lecę. Pewnie ze szczęścia. Nikt nie był w stanie zepsuć mi dobrego humoru.
-Diego! Diego, Diego!
Tia, nawet Agnes...
-Co tam, siostra?-odwróciłem się w zachwycie. Przynajmniej się staram, bo mam dobre serduszko.
-Chodź ze mną do kuchni, mam niespodziankę.
A, co ona taka milutka? Dobra, nic nie tracę. Idę!
Wszedłem do kuchni, ale już z daleka czułem unoszące się w powietrzu zapachy. Zapowiadała się uczta? Od razu rzucił mi się w oczy tort truskawkowy, a gdy usiadłem czarnulka podsunęła mi pod nos kubek z czekoladą. Ha! Ewidentna próba przekupstwa.
-Zamordowałaś kogoś?
-Jeszcze nie, ale kto wie-zabrała się do jedzenia truskawek.
-Ok, zacznijmy poważnie. Na pewno coś chcesz.
-A dlaczego miałabym czegoś chcieć? Hę?
No widzicie, jaka przebiegła istota? Zna wszystkie moje słabe punkty i jeszcze ma czelność igrać ze mną. Kto mieczem wojuje, nie...Kto czekoladą wojuje, eee...też nie bardzo. Nie mam głowy do rymowanek.
-Agi, ile lat się znamy?
Skonsumowałem słodki napój, bo trzeba korzystać póki dają.
-Na tyle długo, abyś zdradził mi pewien sekret-przygryzła dolną wargę.
Sekret? W tym domu można mieć jakieś sekrety? Najgłupsze pytanie, jakie mogłem usłyszeć.
-Nie wiem, co masz na myśli.
-Oj, wiesz-wzięła ręce pod boki.-Chodzi o Cassie i Ciebie. Jak się sprawy mają?
No nie! Znokautowała moją skromną osobę, diablica jedna. Powiedzieć, czy nie?
-Hmmm...bo ja wiem. Trudno powiedzieć-wzruszyłem ramionami.
-Jak to, nie wiesz?-jakaś nagle ożywiona się zrobiła i przysunęła taboret do stolika.-No, nie daj się prosić.
-Chętnie bym Ci powiedział, ale to zawiła sprawa-spróbowałem kawałek tortu, przecież nie może się zmarnować.-Dobry, wiesz.
-Diego! Znam Cię i wiem, że kłamiesz! Natychmiast mi powiedz albo rozwalę Ci te ciasto na głowie!
Uuu, agresywna kobieta. Ciekawe, czy Carlos też tego doświadczył?
-Spuść z tonu, bo tylko żartowałem. Jestem tak zadowolony, że Ci powiem. Cassie wyznała, że...się jej podobam!
-Aaa! Gratuluję-wyściskała mnie, jak ciocia Frania na imieninach.-Wiedziałam! Wiedziałam! Nie możesz zaprzepaścić takiej szansy.
-Nie musisz dwa razy powtarzać. Teraz mam problem innej natury. Co dalej?
-No jak? Bara...
-Agi!!!
Przerwałem jej rytmiczne pląsy. Wyczuwam ogromny wpływ drogiego Carlo.
-Sory, poniosło mnie-poprawiła białą spódnicę z falbanami.-I tak Ci pomogę.
-Doprawdy? Mam już pakować walizki? Jak namieszasz, to nic Cassie nie powstrzyma przed wypruciem mi flaków.
-Ha, ha, ha! Bardzo zabawne-pokręciła głową.-Jeszcze będziesz mi dziękować.
-Jeśli zobaczę profity, to mogę Ci nawet zafundować wycieczkę do Disneylandu.
-Wolę coś, co podnosi adrenalinę. Wiesz, jakieś safari pośród dzikich zwierząt-rzekła z fascynacją.
-Aha...
Ludzie, co ta dziewczyna w sobie skrywa? Mało adrenaliny? Wystarczy dać nogę za próg i już jesteś zestresowany. Dzikie zwierzęta? Przecież tu mieszkają same dzikie zwierzęta.
Musiałem odreagować i włożyłem do buzi największą porcję cista. Wtedy czarnulka zabrała pozostałe, ruszając z tym do wyjścia.
-Ej, oddaj!
-Nie ma mowy, idę dalej święcić triumfy-pomachała mi na pożegnanie.
Ech...odbiję sobie przy następnej okazji.

****
   Jestem biednym, małym żuczkiem, którego spotykają same nieszczęścia. Tak! I nie śmiejcie się. Nasłuchałam się od dziadka za wszystkie czasy. Suszył mi głowę przez pół dnia kazaniami na temat odpowiedzialności. Zarzucił, że nie tak mnie wychowywał. Cholercia! Wiem o tym, ale Agnes nie. Ją trzeba było uświadomić, a nie roztrząsać się nad takim biedactwem jak ja. Naturalnie do staruszka nic nie docierało, więc mogłam sobie gadać na pusto. Tak w ogóle, nie dał mi dojść do słowa, więc tylko przytakiwałam głową jak osioł. Już nigdy nie wejdę z żaden układ z nikim! Człowiek na błędach się uczy, a ja w szczególności.
Skoro cudownie ozdrowiałam, to postanowiłam wyjść na świeże powietrze i pojeździć konno. Zeszłam na dół, aż tu...
-Wiewióruniu...
Usłyszałam za plecami przesłodzony głosik, który mógł należeć tylko do jednej osoby,
-Agnes Robinson, kreatorka mojego ostatniego wizerunku. Mów czego chcesz i spadaj!
Odwróciłam się, ale popełniłam błąd. Moja przyjaciółka w jednej ręce trzymała tort, a w drugiej widelec.
-Masz okres, czy humorek nie dopisuje?-zapiszczała.
-Schizofrenię. Niestety pogłębia się za każdym razem, jak Cię widzę lub Twojego tresowanego pajaca.
-Przekochana, jak zawsze. Przyszłam Cię trochę podtuczyć. Masz za mało tu-dźgnęła widelcem moje bioderko.- I tu-a teraz pupę!- Za to tu, masz za dużo!
Co ona ma do moich piersi? Są idealne!
-Maszeruj do pokoju, pogadamy.
-A, jak nie?
-To wpakuję w Ciebie całą zawartość tego talerza.
Poddaję się. Nie pozostało mi nic innego, jak dać się wykończyć słowotokiem. Panna Gaduła ruszyła przodem krokiem w stylu szarpanym. Biedaczka, chyba za dużo czasu spędza z Carlo.
Szybko rozgościła się na moim łóżku, przeciągając się leniwie. Sama usiadłam na pufie, bo nigdy nie wiadomo, czy te zachowanie nie jest zaraźliwe.
-O czym chciałaś rozmawiać?-niecierpliwiłam się.
-O Tobie i Diego-wypaliła.
Ale sobie moment wybrała. Po prostu, mistrzowskie wyczucie czasu.
-Nie ma o czym gadać. Temat wyczerpał się wieki temu. Rozmawiałam z kukułką na ścianie i doradziła mi spokój oraz wyciszenie. I wiesz, to działa!
-Wiem, że lubisz błyszczeć, ale nie wyszło Ci. Mów, co się narodziło.
Moja głupota. Chociaż nie, to już od dawna posiadam,
-Przestań mi wiercić dziurę w brzuchu. Między mną, a Dragonem nic nie ma!
-Ładne nic. Prawie zjedliście się na korytarzy, gdy was nakryłam.
Zaraz wybuchnę, a lawa mojej złości zaleje ten pokój.
-On mnie pocałował!
-Ale Ty odwzajemniłaś pocałunek. Wybacz kochanie, nie jestem ślepa.
-Więc koniecznie zmień okulistę!
-Cassie, po co te ceregiele. Wystarczy spojrzeć na Diega. Facet promienieje!
Ha! Już ja znam powód.
-Bo powiedziałam temu bałwanowi, że mi się podoba!-walnęłam pięścią w komodę.
-A jednak!-czarnulka zeskoczyła z łóżka i migiem usiadła na podłodze przede mną-Teraz będzie szał ciał!
-Dilujesz razem z Carlosem? Jak się najaracie, to może i macie szał ciał!
-Czego się wstydzisz?
Ta znowu swoje! Czy ona działa na baterie? Ktoś ją nakręcił?
-Słuchaj Agi, nasza rozmowa nie ma sensu. Idę do Księcia.
Wyszłam z pokoju, a ona oczywiście za mną. Przyspieszyłam korku, Panna Gaduła także. Do jasnej...anielki!
Nie wiem, czy mam pecha, bo kolejna zmora wyrosła na mojej drodze. Dragon!
-Witaj, Skarbeńku-posłał mi szarmancki uśmiech.
-Witaj-błądziłam wzrokiem po ścianach.
Nie powinnam na niego patrzeć. Raz, dwa, trzy, oddychamy!
-Mam dla Ciebie propozycję.
-Dla mnie?
O nie, po co patrzyłam? Jego oczy są niesamowicie pociągające.
-Chciałbym...-zdenerwował się.-Chciałbym zaprosić Cię na kolację.
Gdybym miała protezę, to na pewno by mi wypadła. Kolacja z moim przystojnym mężusiem? Brzmi dziwnie...zachęcająco! Co robić? No co?
-Yyyy...tak?
-Pytasz, czy odpowiadasz?
-Odpowiadam, tak!
-Świetnie! Bądź gotowa jutro o 18:00.
Myślenie nie jest moją mocną stroną, ale pierdyknęłam. Agnes trzęsła się za mną jak opętana, trzymając kciuki w górze. Najwyżej na nią zwalę winę...

****
   Stał przy wejściu dla służby i słyszał całą rozmowę. Szef zaprosił Cassidy na kolacje, a ona zgodziła się. Czyżby coś czuła do Dragona? Niemożliwe, przecież nie znosiła go.
Dave nie mógł dłużej stać w tym miejscu, bo ktoś mógł go zauważyć. Wściekł się, że szatyn spędzi wieczór z jego ukochaną. Tak, w myślach należała tylko do niego i nikogo więcej.
Wbiegł do pomieszczenia „El Tesoro” oraz chwycił za butelkę tequili. Nalał do kieliszka, a następnie wypił jednym haustem. Skrzywił się, lecz wypił kolejny. Wolałby nie słyszeć tego, mniej by bolało.
-Wcześnie zaczynasz, przyjacielu-Zack wypełzł ze swojego pokoju.
-Gówno Ci do tego!
-Być może, ale chciałbym znać powód. Jeśli chlejesz przez rudą, to szkoda trunku.
Brunet spojrzał na chłopaka pogardliwie. Maił dość, że takie ścierwo śledziło każdy jego krok.
-Wsadź sobie w dupę tę butelkę! Wreszcie ktoś, a raczej coś Ci dogodzi.
-Niestety przez nią-młody Navarro udał zmartwionego.-Nigdy nie wiesz, kiedy karta się odwróci.
„W końcu miłość ma swoje blaski i cienie.”-Magana pomyślał, czując gorzki smak alkoholu w ustach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz