poniedziałek, 18 lutego 2013

XXIV Bolesna prawda


Kiedyś myślałam, że najgorsze już dawno za mną, ale znowu się pomyliłam. Gdy obudziłam się w śmierdzącej wilgocią piwnicy, to dostałam kolejną lekcję od życia. Do tej pory chronili mnie ludzie Dragona, przez co nie zdawałam sobie sprawy z zagrożenia, a w dodatku naprzykrzałam się wszystkim. Dopiero teraz zrozumiałam, że skierowałam gniew mojego męża na Agnes. Nie miałam pojęcia, ile czasu byłam nieprzytomna, ale w domu na pewno zorientowali się, iż zniknęłam.
Poza tym, czarnulka nie potrafiła długo trzymać języka za zębami. Jeśli przeżyję, to będę ją błagała na kolanach o wybaczenie.

Próbowałam rozprostować ręce, ale były związane i przy każdym ruchu sznur wrzynał się w skórę. Musiałam przypominać rybę wijącą się na dnie rzeki. Piski dochodzące z ciemnego kąta potęgowały przerażenie, które we mnie rosło. Boże, jeśli to szczury, to od razu umrę na widok pierwszego. Nienawidzę gryzoni z ich długimi, obślizgłymi ogonami. Pająki też są wstrętne, na samą myśl dostaję wysypki.
Przeturlałam się i udało mi się usiąść. Wówczas zorientowałam się, że nie jestem sama. Para błękitnych oczu płonęła z nienawiści, przewiercając moją duszę.
-Zmieniłem o Tobie zdanie, jesteś skończoną idiotką-blondyn patrzył na mnie, jak na najniższą jednostkę społeczną.
-Domyślam się, że Diego z własnej woli Cię nie wypuścił, więc dałaś nogę!
-Carlos, jak się czujesz?! Niedługo Cię uwolnią...
-Czy Ty naprawdę jesteś głupia?! Zresztą, po co pytam-pokręcił głową.-Najwidoczniej przewidzieli, że Twoja naiwność nie zna granic! Jak widać, punkt dla nich! Zabiją nas oboje, gdy osiągną cel!
-Ale ja chciałam...-wydukałam tylko początek zdania, bo Carlo przerwał mi.
-Co chciałaś kretynko?!-rozsierdził się.-Zabawiłaś się w bohaterkę?! Być może to będzie Twoja życiowa rola!-uderzył plecami o ścianę, jakby chciał się uwolnić.-Jesteś rozpieszczoną smarkulą! Najpierw Ernesto spełniał zachcianki swojej wnusi, a potem Diego chronił przed światem, żeby ktoś przypadkiem nie chuchnął na biedną Cassie. Szkoda, że tak późno zrozumiesz, na czym polega prawdziwe życie-odwrócił twarz.
A jeśli wcale nie jest za późno? Zabolały mnie jego słowa. Zachowałam się nieodpowiedzialnie, ale chciałam ratować tego głupka! Czy to przestępstwo? Nie miałam planu B, właściwie to planu A też nie, więc musiałam przyznać Pajacowi rację.
-Nie wiem, co zrobili z Agnes-przerwał męczącą ciszę, lecz wciąż na mnie nie patrzył.
Zamrugałam powiekami, bo nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi.
-Dlaczego o nią pytasz?
-Co się z Tobą dzieje?! Już zapomniałaś o swojej przyjaciółce?
Zwariował w tym zamknięciu? Co to za brednie?!
-Nie oskarżaj mnie o brak uczuć. Agi znajduje się w znacznie lepszym położeniu, niż my.
-Co?! Przecież ją porwali!-wyglądał na zdruzgotanego.
Zachichotałam nerwowo. Nieodpowiednia reakcja, ale stało się.
-Brak powietrza Ci zaszkodził? Twoja dziewczyna jest cała i zdrowa! Mam powtórzyć?
Chociaż raz go czymś zaskoczyłam, bo siedział jak słup z rozchylonymi szeroko ustami. W oczach zalśniła iskierka nadziei.
-To było kłamstwo, Boże...-odetchnął.
-Jakie kłamstwo.
-Nieważne-uciął krótko.-Słuchaj Wiewióra, skoro już tu jesteś, nie będę czekać na śmierć. Jesteś mała i lekka, to dasz radę się przysunąć. W tylnej kieszeni mam nóż.
-Przenigdy! Nie będę Ci grzebać w tyłku. Jesteś zboczony!
-Słuchaj dziewczyno...
-O przepraszam, kobieto-nie pozwolę, by się ze mnie śmiał.
-Aha, czyli już coś tam...Konsumato? Materacem nie byłem, ale zapytam Dragona. Niech mi zdradzi jak to jest spędzić noc z kobietą, która ma wściekliznę. Jakiś nowy afrodyzjak?
-Zamknij się!-zaczęłam wierzgać nogami.
-Widzę, że temperament nie ucierpiał. No rusz się, nie traćmy czasu!
Powoli przesuwałam się po kolejnej posadzce i nakierowałam tak, żeby moje plecy oraz Carlo stykały się ze sobą. Dostałam gęsiej skórki, gdy próbowałam włożyć rękę do kieszeni. Nagle usłyszałam brzęk kluczy, ktoś otwierał drzwi...

****
Podczas gdy dwójka więźniów myślała, że poza ich „celą” świat również jest skąpany w mroku, na zewnątrz słońce rozpościerało złote promienie pośród błękitnych obłoków. Na skraju drogi wznosiła się imponująca hacjenda, a na jej tyłach mieściła się prywatna stadnina koni. Żelazne wrota otworzyły się przed rozgruchotaną terenówką i młody Navarro wybiegł naprzeciw gościa. Kierowca wychylił głowę przez okno, lustrując przepych panujący wokół. Sam podjazd przypominał gościniec pałacu.

Mężczyzna wysiadł z auta, nie tracąc czujności. W rzeczywistości nie ufał swojemu „sprzymierzeńcowi”, dlatego pofatygował się do siedziby wroga byłego pracodawcy. Wolał dopilnować umowy, którą zawarli.
-Co tu robisz tak wcześnie?!-Zack uścisnął jego dłoń Dave'a ale był wyraźnie niezadowolony.
-Gdzie ona jest?!
-Spokojnie Romeo. Twoja Julia później wyjdzie na balkon. Jeszcze za wcześnie-wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu.
-Dobrze Ci radzę, nie kombinuj!
-Złość piękności szkodzi. Chodź-szarpnął go za ramię.
Zaprowadził Maganę do swojego pokoju, a sam poszedł szukać ojca. Skierował kroki prosto do gabinetu, lecz dwóch osiłków ubranych na czarno zatrzymało chłopaka przed wejściem.
-Szef jeździ konno-jeden z ochroniarzy mruknął chłodno.
-Poczekam w środku-wszedł na siłę.
Podszedł do biurka i wziął do reki cygaro, od którego Guillermo był szczególnie uzależniony. Powąchał aromatyczną woń oraz wyobraził sobie, że też zyskał szacunek całego gangu.
Fantazjowanie bruneta przerwało trzaśnięcie drzwi. Odwrócił się raptownie i zobaczył mafioza ubranego w strój do jazdy konnej.
-Ojcze, świetnie Cię...-nie skończył, ponieważ wymierzono mu siarczysty policzek.
-Pozwoliłem Ci tu wejść?! Przestań się szarogęsić i pokazywać innym, że niby jesteś lepszy! Jesteś takim samym pracownikiem jak pozostali, jasne?!
Kiwnął głową twierdząco, trzymając dłoń na piekących miejscu.
-Masz dziewczynę?
-Tak, zamknęliśmy ją razem z tym przygłupem.
-Przyprowadź ją. Natychmiast!
Zack ruszył pędem przez korytarz. Znowu został poniżony, ale zemsta miała się wreszcie dopełnić …

****
Zacisnęłam dłoń na trzonku noża, lecz ze strachu puściłam. Ktoś kopnął drzwi z impetem oraz wpadł do piwnicy jak piorun. Okazało się, że to purpurowy ze złości Zack. Złapał mnie za włosy, stawiając do pozycji pionowej, aż krzyknęłam z bólu przeciągle.

-Zostaw ją!-Carlo stanął w mojej obronie, ale to na nic się zdało.
-Stul pysk! Przyszedłem przywitać się z moją siostrzyczką-syknął tuż przy moim uchu, przez co poczułam jego oddech na szyi.
-Nie opowiadaj głupot, tylko nas uwolnij!-jęknęłam błagalnym tonem.
-Głupoty?!-szarpnął mocniej za warkocz i łzy cisnęły mi się do oczu.-Jesteśmy rodzeństwem. Co, zatkało?
Zadrżałam, a Carlosa zamurowało. Jak to możliwe? Zack moim bratem?! Nie dość, że biologiczny ojciec jest mordercą, to na końcu dowiaduję się, iż jestem spokrewniona z kolejnym psychopatą.
Pozwoliłam, żeby wypchnął mnie i o mało nie przewróciłam się na wąskich schodkach. Nawet nie pamiętam, jak znalazłam się w ekskluzywnym salonie. Ciągle czułam szturchnięcia na plecach, a potem zorientowałam, że stoję na środku gabinetu. Zack przeciął sznur krępujący moje ręce i ulotnił się. Jednak nie byłam sama, bo przy biurku siedział mężczyzna w średnim wieku. Nie przestraszyłam się faktu, że to chyba mój ojciec, ale już wcześniej widziałam tego człowieka! Wydarzenie sprzed kilku miesięcy powróciło ze zdwojoną siłą. Wycieczka do centrum handlowego-wykiwałam wtedy Mike'a i Alexa, a on niby przypadkiem na mnie wpadł. Szarmancko przepraszał i w dodatku proponował spotkanie przy kawusi! Prawdziwa ironia losu! Diego już wtedy miał rację, a ja obwiniałam go o wszystko.
Zrobiło mi się niedobrze, kiedy ten...Guillermo gapił się na mnie. W ogóle nie ukrywał, że jest cynicznym draniem. Uśmiechał się w taki sposób, iż miałam ochotę udusić tego potwora.
-Usiądź-powiedział łagodnie, wskazując na fotel.
Nie zareagowałam. Jak śmiał się odzywać po tym, co zrobił mamie.
-Siadaj!!!-ryknął, aż podskoczyłam.
W końcu posłuchałam, ale uniosłam dumnie głowę.
-Napijesz się?-nalał do kryształowych kieliszków whisky albo brandy.
-Nic od Ciebie nie chcę!-odważyłam się podnieść głos.-Nienawidzę Cię! Jesteś nic nie wartym śmieciem! Wolałbym, abyś to Ty nie żył! Przez Ciebie nie poznałam mamy!-skończyłam, dysząc ze wzburzenia.
Spodziewałam się, że go rozwścieczę, ale zamiast krzyków usłyszałam śmiech. Chichotał jak opętany, popijając w najlepsze drinka.
-Niesamowite-odchrząknął.-Twoja matka to przeszłość. Na tym świecie przetrwają tylko Ci najsilniejsi, czego Miranda jest najlepszym dowodem. Nie prosiłem się o kolejne dziecko. Jedno i tak miałem do niańczenia. Wybacz, ale jestem szczery.
-Raczej bezczelny! Nie myśl sobie...
-Zamilcz!-uderzył pięścią w blat.-Lepiej zachowuj się grzecznie, bo nie interesuje mnie fakt, że w Twoich żyłach płynie moja krew. Gdyby stary Ernesto nie był tak uparty, to obyłoby się bez tego spotkania. Teraz wspólnie dobijemy targu.
Akurat! Chyba facet przedawkował niebieskie pigułki.
-Masz dwie możliwości. Jesteś pełnoprawną właścicielką ziemi, więc możesz się zrzec na moją korzystać albo sprzedać. Oczywiście chodzi o fikcyjną sprzedaż.
Krew się we mnie zagotowała. Chciał położyć łapę na wieloletniej pracy dziadka.
-A jeśli się nie zgodzę?
-Posłuchaj prowincjonalna dziewczynko, nie jestem cierpliwy, dlatego decyduj. Czy kupa piachu jest ważniejsza od życia osób, które kochasz? Zapłacisz wysoką cenę, jeżeli odmówisz.
W co ja się wpakowałam? Jaką miałam pewność, że ten typ nie kłamie? Zgarnie ziemię, a nas zabije. Diego, gdzie jesteś? Nie poradzę sobie sama, żałuję ucieczki.
-Muszę się zastanowić-język zaczął mi się plątać.
-Nonsens! Odpowiedz teraz! To czysty interes.
Zmrużyłam powieki, próbując ukryć zdenerwowanie. Wiem, co zrobiłby dziadek, ale czy to właściwa decyzja?
-N...Nieee...
-Przesłyszałem się?-odstawił kieliszek na bok.
-Nie, nie przesłyszałeś się-tym razem zabrzmiałam stanowczo.
Navarro szybkim krokiem podszedł do drzwi i zawołał swoich goryli. Już nie czułam bólu, kiedy związali mi dłonie oraz taszczyli jak worek ziemniaków. Bałam się tylko o los moich bliskich.
Wrzucili mnie do piwnicy jak niepotrzebny mebel. Uderzyłam żebrami o deski i z bólu zakręciło mi się w głowie. Powoli traciłam nadzieję, że wyjdę stąd żywa. Po raz pierwszy miałam kontakt z ludźmi pozbawionymi wszelkich hamulców. Banda Dragona to był pikuś.
-Żyjesz?-Carlo zapytał z troską w głosie.
-Sama już nie wiem.
-Odpocznij, bo później znowu spróbujesz wyjąć nóż. Diego na pewno nas nie zostawi, ale na cud też nie możemy liczyć. Zobaczymy, czy Zack będzie taki mocny, jak stanie ze mną oko w oko.
-To mój brat-powiedziałam sama do siebie, ale Pajac to wychwycił.
-Pomińmy temat o Twojej rodzinie. Nie mam Ci czego gratulować, chociaż to pewnie wiesz. Zaznaczam, że jak dopadną tą gnidę, to nie wezmę pod uwagę waszego pokrewieństwa. Nie jestem sentymentalny-wycedził.
Pięknie! Jego pomysły prędzej zaprowadzą mnie do grobu. Jednak powinnam zacząć modlić się o cud...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz