Kiedyś
myślałam, że najgorsze już dawno za mną, ale znowu się
pomyliłam. Gdy obudziłam się w śmierdzącej wilgocią piwnicy, to
dostałam kolejną lekcję od życia. Do tej pory chronili mnie
ludzie Dragona, przez co nie zdawałam sobie sprawy z zagrożenia, a
w dodatku naprzykrzałam się wszystkim. Dopiero teraz zrozumiałam,
że skierowałam gniew mojego męża na Agnes. Nie miałam pojęcia,
ile czasu byłam nieprzytomna, ale w domu na pewno zorientowali się,
iż zniknęłam.
Poza tym, czarnulka nie potrafiła długo trzymać języka za zębami. Jeśli przeżyję, to będę ją błagała na kolanach o wybaczenie.
Poza tym, czarnulka nie potrafiła długo trzymać języka za zębami. Jeśli przeżyję, to będę ją błagała na kolanach o wybaczenie.
Próbowałam rozprostować ręce, ale
były związane i przy każdym ruchu sznur wrzynał się w skórę.
Musiałam przypominać rybę wijącą się na dnie rzeki. Piski
dochodzące z ciemnego kąta potęgowały przerażenie, które
we mnie rosło. Boże, jeśli to szczury, to od razu umrę na widok
pierwszego. Nienawidzę gryzoni z ich długimi, obślizgłymi
ogonami. Pająki też są wstrętne, na samą myśl dostaję
wysypki.
Przeturlałam się i udało mi się usiąść. Wówczas
zorientowałam się, że nie jestem sama. Para błękitnych oczu
płonęła z nienawiści, przewiercając moją duszę.
-Zmieniłem
o Tobie zdanie, jesteś skończoną idiotką-blondyn patrzył na
mnie, jak na najniższą jednostkę społeczną.
-Domyślam się,
że Diego z własnej woli Cię nie wypuścił, więc dałaś
nogę!
-Carlos, jak się czujesz?! Niedługo Cię uwolnią...
-Czy
Ty naprawdę jesteś głupia?! Zresztą, po co pytam-pokręcił
głową.-Najwidoczniej przewidzieli, że Twoja naiwność nie zna
granic! Jak widać, punkt dla nich! Zabiją nas oboje, gdy osiągną
cel!
-Ale ja chciałam...-wydukałam tylko początek zdania, bo
Carlo przerwał mi.
-Co chciałaś kretynko?!-rozsierdził
się.-Zabawiłaś się w bohaterkę?! Być może to będzie Twoja
życiowa rola!-uderzył plecami o ścianę, jakby chciał się
uwolnić.-Jesteś rozpieszczoną smarkulą! Najpierw Ernesto spełniał
zachcianki swojej wnusi, a potem Diego chronił przed światem, żeby
ktoś przypadkiem nie chuchnął na biedną Cassie. Szkoda, że tak
późno zrozumiesz, na czym polega prawdziwe życie-odwrócił
twarz.
A jeśli wcale nie jest za późno? Zabolały mnie
jego słowa. Zachowałam się nieodpowiedzialnie, ale chciałam
ratować tego głupka! Czy to przestępstwo? Nie miałam planu B,
właściwie to planu A też nie, więc musiałam przyznać Pajacowi
rację.
-Nie wiem, co zrobili z Agnes-przerwał męczącą ciszę,
lecz wciąż na mnie nie patrzył.
Zamrugałam powiekami, bo nie
bardzo wiedziałam, o co mu chodzi.
-Dlaczego o nią pytasz?
-Co
się z Tobą dzieje?! Już zapomniałaś o swojej
przyjaciółce?
Zwariował w tym zamknięciu? Co to za
brednie?!
-Nie oskarżaj mnie o brak uczuć. Agi znajduje się w
znacznie lepszym położeniu, niż my.
-Co?! Przecież ją
porwali!-wyglądał na zdruzgotanego.
Zachichotałam nerwowo.
Nieodpowiednia reakcja, ale stało się.
-Brak powietrza Ci
zaszkodził? Twoja dziewczyna jest cała i zdrowa! Mam
powtórzyć?
Chociaż raz go czymś zaskoczyłam, bo
siedział jak słup z rozchylonymi szeroko ustami. W oczach zalśniła
iskierka nadziei.
-To było kłamstwo, Boże...-odetchnął.
-Jakie
kłamstwo.
-Nieważne-uciął krótko.-Słuchaj Wiewióra,
skoro już tu jesteś, nie będę czekać na śmierć. Jesteś mała
i lekka, to dasz radę się przysunąć. W tylnej kieszeni mam
nóż.
-Przenigdy! Nie będę Ci grzebać w tyłku. Jesteś
zboczony!
-Słuchaj dziewczyno...
-Słuchaj dziewczyno...
-O przepraszam, kobieto-nie
pozwolę, by się ze mnie śmiał.
-Aha, czyli już coś
tam...Konsumato? Materacem nie byłem, ale zapytam Dragona. Niech mi
zdradzi jak to jest spędzić noc z kobietą, która ma
wściekliznę. Jakiś nowy afrodyzjak?
-Zamknij się!-zaczęłam
wierzgać nogami.
-Widzę, że temperament nie ucierpiał. No rusz
się, nie traćmy czasu!
Powoli przesuwałam się po kolejnej
posadzce i nakierowałam tak, żeby moje plecy oraz Carlo stykały
się ze sobą. Dostałam gęsiej skórki, gdy próbowałam
włożyć rękę do kieszeni. Nagle usłyszałam brzęk kluczy, ktoś
otwierał drzwi...
****
Podczas
gdy dwójka więźniów myślała, że poza ich „celą”
świat również jest skąpany w mroku, na zewnątrz słońce
rozpościerało złote promienie pośród błękitnych obłoków.
Na skraju drogi wznosiła się imponująca hacjenda, a na jej tyłach
mieściła się prywatna stadnina koni. Żelazne wrota otworzyły się
przed rozgruchotaną terenówką i młody Navarro wybiegł
naprzeciw gościa. Kierowca wychylił głowę przez okno, lustrując
przepych panujący wokół. Sam podjazd przypominał gościniec
pałacu.
Mężczyzna wysiadł z auta, nie tracąc czujności. W
rzeczywistości nie ufał swojemu „sprzymierzeńcowi”, dlatego
pofatygował się do siedziby wroga byłego pracodawcy. Wolał
dopilnować umowy, którą zawarli.
-Co tu robisz tak
wcześnie?!-Zack uścisnął jego dłoń Dave'a ale był wyraźnie
niezadowolony.
-Gdzie ona jest?!
-Spokojnie Romeo. Twoja Julia
później wyjdzie na balkon. Jeszcze za wcześnie-wykrzywił
usta w złośliwym uśmiechu.
-Dobrze Ci radzę, nie
kombinuj!
-Złość piękności szkodzi. Chodź-szarpnął go za
ramię.
Zaprowadził Maganę do swojego pokoju, a sam poszedł
szukać ojca. Skierował kroki prosto do gabinetu, lecz dwóch
osiłków ubranych na czarno zatrzymało chłopaka przed
wejściem.
-Szef jeździ konno-jeden z ochroniarzy mruknął
chłodno.
-Poczekam w środku-wszedł na siłę.
Podszedł do
biurka i wziął do reki cygaro, od którego Guillermo był
szczególnie uzależniony. Powąchał aromatyczną woń oraz
wyobraził sobie, że też zyskał szacunek całego
gangu.
Fantazjowanie bruneta przerwało trzaśnięcie drzwi.
Odwrócił się raptownie i zobaczył mafioza ubranego w strój
do jazdy konnej.
-Ojcze, świetnie Cię...-nie skończył,
ponieważ wymierzono mu siarczysty policzek.
-Pozwoliłem Ci tu
wejść?! Przestań się szarogęsić i pokazywać innym, że niby
jesteś lepszy! Jesteś takim samym pracownikiem jak pozostali,
jasne?!
Kiwnął głową twierdząco, trzymając dłoń na
piekących miejscu.
-Masz dziewczynę?
-Tak, zamknęliśmy ją
razem z tym przygłupem.
-Przyprowadź ją. Natychmiast!
Zack
ruszył pędem przez korytarz. Znowu został poniżony, ale zemsta
miała się wreszcie dopełnić …
****
Zacisnęłam
dłoń na trzonku noża, lecz ze strachu puściłam. Ktoś kopnął
drzwi z impetem oraz wpadł do piwnicy jak piorun. Okazało się, że
to purpurowy ze złości Zack. Złapał mnie za włosy, stawiając do
pozycji pionowej, aż krzyknęłam z bólu przeciągle.
-Zostaw
ją!-Carlo stanął w mojej obronie, ale to na nic się zdało.
-Stul
pysk! Przyszedłem przywitać się z moją siostrzyczką-syknął tuż
przy moim uchu, przez co poczułam jego oddech na szyi.
-Nie
opowiadaj głupot, tylko nas uwolnij!-jęknęłam błagalnym
tonem.
-Głupoty?!-szarpnął mocniej za warkocz i łzy cisnęły
mi się do oczu.-Jesteśmy rodzeństwem. Co, zatkało?
Zadrżałam,
a Carlosa zamurowało. Jak to możliwe? Zack moim bratem?! Nie dość,
że biologiczny ojciec jest mordercą, to na końcu dowiaduję się,
iż jestem spokrewniona z kolejnym psychopatą.
Pozwoliłam, żeby
wypchnął mnie i o mało nie przewróciłam się na wąskich
schodkach. Nawet nie pamiętam, jak znalazłam się w ekskluzywnym
salonie. Ciągle czułam szturchnięcia na plecach, a potem
zorientowałam, że stoję na środku gabinetu. Zack przeciął sznur
krępujący moje ręce i ulotnił się. Jednak nie byłam sama, bo
przy biurku siedział mężczyzna w średnim wieku. Nie
przestraszyłam się faktu, że to chyba mój ojciec, ale już
wcześniej widziałam tego człowieka! Wydarzenie sprzed kilku
miesięcy powróciło ze zdwojoną siłą. Wycieczka do centrum
handlowego-wykiwałam wtedy Mike'a i Alexa, a on niby przypadkiem na
mnie wpadł. Szarmancko przepraszał i w dodatku proponował
spotkanie przy kawusi! Prawdziwa ironia losu! Diego już wtedy miał
rację, a ja obwiniałam go o wszystko.
Zrobiło mi się
niedobrze, kiedy ten...Guillermo gapił się na mnie. W ogóle
nie ukrywał, że jest cynicznym draniem. Uśmiechał się w taki
sposób, iż miałam ochotę udusić tego
potwora.
-Usiądź-powiedział łagodnie, wskazując na fotel.
Nie
zareagowałam. Jak śmiał się odzywać po tym, co zrobił
mamie.
-Siadaj!!!-ryknął, aż podskoczyłam.
W końcu
posłuchałam, ale uniosłam dumnie głowę.
-Napijesz się?-nalał
do kryształowych kieliszków whisky albo brandy.
-Nic od
Ciebie nie chcę!-odważyłam się podnieść głos.-Nienawidzę Cię!
Jesteś nic nie wartym śmieciem! Wolałbym, abyś to Ty nie żył!
Przez Ciebie nie poznałam mamy!-skończyłam, dysząc ze
wzburzenia.
Spodziewałam się, że go rozwścieczę, ale zamiast
krzyków usłyszałam śmiech. Chichotał jak opętany,
popijając w najlepsze drinka.
-Niesamowite-odchrząknął.-Twoja
matka to przeszłość. Na tym świecie przetrwają tylko Ci
najsilniejsi, czego Miranda jest najlepszym dowodem. Nie prosiłem
się o kolejne dziecko. Jedno i tak miałem do niańczenia. Wybacz,
ale jestem szczery.
-Raczej bezczelny! Nie myśl
sobie...
-Zamilcz!-uderzył pięścią w blat.-Lepiej zachowuj się
grzecznie, bo nie interesuje mnie fakt, że w Twoich żyłach płynie
moja krew. Gdyby stary Ernesto nie był tak uparty, to obyłoby się
bez tego spotkania. Teraz wspólnie dobijemy targu.
Akurat!
Chyba facet przedawkował niebieskie pigułki.
-Masz dwie
możliwości. Jesteś pełnoprawną właścicielką ziemi, więc
możesz się zrzec na moją korzystać albo sprzedać. Oczywiście
chodzi o fikcyjną sprzedaż.
Krew się we mnie zagotowała.
Chciał położyć łapę na wieloletniej pracy dziadka.
-A jeśli
się nie zgodzę?
-Posłuchaj prowincjonalna dziewczynko, nie
jestem cierpliwy, dlatego decyduj. Czy kupa piachu jest ważniejsza
od życia osób, które kochasz? Zapłacisz wysoką cenę,
jeżeli odmówisz.
W co ja się wpakowałam? Jaką miałam
pewność, że ten typ nie kłamie? Zgarnie ziemię, a nas zabije.
Diego, gdzie jesteś? Nie poradzę sobie sama, żałuję
ucieczki.
-Muszę się zastanowić-język zaczął mi się
plątać.
-Nonsens! Odpowiedz teraz! To czysty interes.
Zmrużyłam
powieki, próbując ukryć zdenerwowanie. Wiem, co zrobiłby
dziadek, ale czy to właściwa decyzja?
-N...Nieee...
-Przesłyszałem
się?-odstawił kieliszek na bok.
-Nie, nie przesłyszałeś
się-tym razem zabrzmiałam stanowczo.
Navarro szybkim krokiem
podszedł do drzwi i zawołał swoich goryli. Już nie czułam bólu,
kiedy związali mi dłonie oraz taszczyli jak worek ziemniaków.
Bałam się tylko o los moich bliskich.
Wrzucili mnie do piwnicy
jak niepotrzebny mebel. Uderzyłam żebrami o deski i z bólu
zakręciło mi się w głowie. Powoli traciłam nadzieję, że wyjdę
stąd żywa. Po raz pierwszy miałam kontakt z ludźmi pozbawionymi
wszelkich hamulców. Banda Dragona to był
pikuś.
-Żyjesz?-Carlo zapytał z troską w głosie.
-Sama już
nie wiem.
-Odpocznij, bo później znowu spróbujesz
wyjąć nóż. Diego na pewno nas nie zostawi, ale na cud też
nie możemy liczyć. Zobaczymy, czy Zack będzie taki mocny, jak
stanie ze mną oko w oko.
-To mój brat-powiedziałam sama
do siebie, ale Pajac to wychwycił.
-Pomińmy temat o Twojej
rodzinie. Nie mam Ci czego gratulować, chociaż to pewnie wiesz.
Zaznaczam, że jak dopadną tą gnidę, to nie wezmę pod uwagę
waszego pokrewieństwa. Nie jestem sentymentalny-wycedził.
Pięknie!
Jego pomysły prędzej zaprowadzą mnie do grobu. Jednak powinnam
zacząć modlić się o cud...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz