-Usagi-chan,
błagam! No zgódź się!-Minako spędziła całe przedpołudnie
w domu przyjaciółki na bezowocnych próbach
wyciągnięcia jej na zakupy.
Tonący brzytwy się chwyta i
blondynka rozpaczliwie szukała wsparcia, ale szansa na zyskanie go
malała z minuty na minutę. Usa sama nie widziała się w roli
mediatorki między wrzeszczącym Yatenem, a piszczącą Miną na
środku centrum handlowego. Dlatego krążyła po mieszkaniu,
potrząsając przecząco głową. Problem w tym, iż uparta
zawodniczka zdawała się nie zauważać negatywnej odpowiedzi.
Podążała krok w krok za gospodynią, wyliczając niezliczone
argumenty, które miały ją przekonać, że jej obecność
jest niezbędna. Jedyny plus, jaki Tsukino miała z tej wizyty, to
wymyta na błysk podłoga w kuchni oraz ugotowany na czas
obiad.
-Mina-chan, nawet gdybyś wyszorowała za mnie kafelki w
łazience i tak nie pójdę-nadal trwała przy swojej
decyzji.
„Naważyła sobie piwa, więc niech sama je
wypije.”-pomyślała o całej sytuacji z dystansem.
Rozłożyła
na desce do prasowania białą koszulę i włączyła żelazko.
-Ja
to zrobię!-Mina próbowała wyszarpać z jej rąk
żelazko.-Uwinę się i będziemy mogły iść!
-Zrozum wreszcie,
że nigdzie nie pójdę!
Przepychankę przerwało wejście
Ichiego. Chłopiec wrócił ze szkoły i chyba nie spodziewał
się dodatkowych atrakcji w domu. Jego matka ciągnęła za kabel od
żelazka, a ciotka zaciskała dłoń na uchwycie. Obie zaprzestały
„walki”, gdy zerknęły na chłopca.
-Ichi, dziecko
drogie!-Aino potrząsnęła nim, łapiąc za wątłe ramiona.-Powiedz
coś mamie! Przemów jej do rozsądku!
-Ciocia źle się
czuje?-cofnął się do tyłu.
„Nie! Jestem
zdesperowana!”-krzyczała w myślach.
-Ja...ja mam...strasznie
dużo zadane!
Mały Kou załapał, że jeśli chce ratować skórę,
to musi działać i zwiał do pokoju.
-Jaki pilny uczeń-Seiya
wychylił nos zza kremowej kanapy.
Do tej pory leżał przed
telewizorem, przełączając z programu na program i udawał, że go
nie ma. Trochę się zawiódł wynikiem zakładu, ale też
współczuł szwagierce. Chociaż potrzeby w niesieniu pomocy
za specjalnie nie odczuwał.
-Co tak śmierdzi?-zaniepokoił
się.-Jakby się coś paliło...
-Aj! Koszulaaa!!!-złotowłosa
oderwała buchające parą żelazko od pozostałości
materiału.
Wielka dziura świeciła na samym środku pleców.
Brunet wcale nie rozpaczał po stracie, tylko podszedł i przełożył
przez głowę spalony frak.
-Na kaftan się
nadaje-zażartował.
-Chyba bezpieczeństwa-Usa skarciła go.-Co
ja z tym teraz zrobię?
-Już wiem! Seiya ze mną pójdzie!-Minako
wynalazła kolejną alternatywę.-Przy okazji odkupię zniszczoną
koszulę-przyklasnęła.
Kou poczuł się, jak zwierze złapane w
potrzask. Teraz jego mózg pracował na najwyższych
obrotach.
-Ale...wiesz...Tak w ogóle...Ja właściwie nie
potrzebuję nowej koszuli. Ta nawet mi się nie podobała.
-Nie
krępuj się. Z przyjemnością naprawię szkodę.
-Ja...znaczy
się...Muszę zbroić pranie! Tyle się nazbierało przez
tydzień...
Usagi wzięła ręce pod boki, patrząc na męża
podejrzliwie.
-Taak? Pranie, powiadasz? W takim razie, nie krępuj
się-zacytowała słowa przyjaciółki.-Liczę, że po moim
powrocie wszystko będzie skończone.
-Po...powrocie?-zająknął
się.
-Mój przystojny mąż robi pranie, a jego seksowna
żona idzie na zakupy-zaszczebiotała i dała się wyprowadzić
przeszczęśliwej blondynce.
Seiya stał przed drzwiami, jak słup
soli. Nie bardzo zorientowany w tym, co przed chwilą zaszło.
-Ale
wdepnąłeś, tata-Ichi wyszedł z pokoju, trzymając piłkę pod
pachą.-Idę grać sam! Pantoflarz!
Blondynek wyminął ojca i
trzasnął mu drzwiami przed samym nosem. Muzyk został sam w pustym
domu, ze stertą prania, ale z ugotowanym obiadem.
W tym samym
czasie Yaten czekał na żonę przed domem. Podejrzewał, że będzie
chciała wykręcić się od wspólnych zakupów, lecz nie
brał pod uwagę odstąpienia od zakładu. Choćby miała błagać go
na kolanach.
Przeciągnął na swoją stronę dzieciaki i mały
podstęp z przekupstwem opłacił się. Mai już siedziała w aucie,
wiercąc się z niecierpliwości.
-Kiedy jedziemy?-wychyliła
główkę przez okno.
-Zaraz, uspokój się-zbył
małą.
Gorzej było z Hiro, bo chłopiec nie chciał mieć
wycieczki po sklepach z damską odzieżą. Przed wszystkim, podróż
obok młodszej siostry nie napawała go radością.
-Wracam do
domu!-srebrnowłosy maluch przybrał buntowniczą postawę i ruszył
w kierunku domu.
-A Ty dokąd?-Kou złapał syna za kaptur od
bluzy oraz przykucnął, aby zrównać się z nim.
-Jak się
umawialiśmy?
-Ale, to sklep dla bab! Jam nie ktoś zobaczy ze
szkoły, to umrę ze wstydu!
-Nie umrzesz ze wstydu, bo nikogo
znajomego nie spotkasz. Obiecałem Ci coś, tak?
-Nooo,
taaak-maluch spojrzał chmurnie na ojca.
-Więc wracaj do
auta-poklepał go po plecach.
Zadowolonego wyrazu twarzy nie był
w stanie zetrzeć nawet widok Usagi. Domyślał się, że Minako
będzie asekurował się na każdy z możliwych sposobów.
Właściwie, to mogłaby zabrać do kompletu Mai i nie widziałby
różnicy.
„Obie będą uciekały, gdzie pieprz
rośnie.”-podrzucił kluczyki do góry i wyszedł im na
przeciw.
-Usagi będzie pilnowała Twojej cnoty?-nachylił się
nad żoną i szepną jej do ucha.-Nici z seksu w przebieralni.
Ta
poczerwieniał po same uszy oraz cisnęła w niego torebką. Niestety
10 lat to za mało, by oswoić się z jego poczuciem humoru.
Yaten
celowo wybrał sklep w drugim końcu miasta. Mniejszy tłum, zaufana
i sprawdzona obsługa oraz najważniejsze-tu nikogo nie raziły w
oczy wybryki dzieciaków.
-Nie jest źle-Usagi wymieniła
spojrzenie z Minako.
Zielonooki nie usłyszał uwagi i wysunął
się na przód. Ekspedientki od razu rozpoznały gwiazdora,
więc ustawiły się na baczność.
-W czym możemy pomóc
teraz?
-Dziękuję, żona zda się na mój gust-posłał
sympatycznym paniom szarmancki uśmiech.
-Teraz? Można wiedzieć.
Po co tu przyjeżdżasz?-Wenus skrzywiła się.
-Jakbyś nie
zauważyła, to w drugiej części są męskie ubrania. Gdzie ma
jeździć po krawat, do Paryża?!
-Nie kłóćcie
się!-złotowłosa syknęła na parę.-Wybacz Yaten-kun, ale Twój
urok osobisty może przestać działać szybciej, niż mylisz.
Sprzedawczynie dziwnie na nas patrzą-zniżyła głos.
-Nie ma w
tym nic dziwnego. Jestem na zakupach z dwoma kobietami. Pewnie się
zastanawiają, która z was jest moją zoną, a która
kochanką.
Biedna odeszła z podkulonym ogonem, siadając przed
przymierzalnią pomiędzy Mai, która przeżuwała kolejnego
cukierka i grającym na telefonie Hiro. Natomiast dla Minako miała
zacząć się prawdziwa gehenna. Jej mąż, jak prawdziwy zakupoholik
ściągał z wieszaków sukienki oraz siłą wepchnął ją do
przebieralni.
„Czyżby przeczuwał żałobę? Zamorduję go!
Zamorduję!-ze łzami w oczach patrzyła na swoje odbicie w lustrze.
„Każda jest obrzydliwie czarna! Obrzydliwie długa! I ma
obrzydliwie długi rękaw! To jakiś koszmar.”
Kotara rozsunęła
się i błękitnooka wyprostowała się, jak kij od szczotki,
zaciskając ręce oraz szczekając zębami. Sailor Moon odebrało
mowę, a dzieciaki odwróciły się tyłem. Ostatecznie Hiro
odważył się odezwać.
-Oglądałem wczoraj „Rodzinę
Adamsów”. Mamo, jest gorzej.
Niepozorny brzdąc dolał
oliwy do ognia, bo Wenus wybuchnęła głośnym płaczem. Przebrała
się w tempie, w jakim kierowca rajdowy dociera do mety, a yatenowe
kreacje wyrzuciła na środek sklepu i oddalił się z miejsca
zdarzenia.
Srebrnowłosy musiał przyjąć do wiadomości, że
przesadził. Udało mu się zatrzymać żonę jeszcze przed wyjściem
ze sklepu.
-Spokojnie...tylko żartowałem...
-Ża...żartowałeś?!
Może kabaret załóż?! Jakoś mi nie jest do śmiechu!-drżała
na całym ciele z nerwów.
-Chodź, wybierzemy razem strój
na koncert-podał jej chusteczkę.
Wytarła zapłakane oczy oraz
wysmarkała ceremonialnie nos, oddając chustkę właścicielowi.
Muzyk
mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i na znak zgody pozwolił
wybrać jej kilka sukienek. Usagi doszła do wniosku, iż były to
najgorsze zakupy w jej życiu. Teraz ona wyjadała cukierki od Mai i
marzyła, aby ten koszmar wreszcie się skończył. Ciężko jej było
uwierzyć, że dwa wulkany energii dojdą do porozumienia.
Wreszcie
Minako zaprezentowała się w krótkiej, czerwonej sukience z
frędzelkami i odkrytymi plecami.
-Co to jest?!-mężczyzna
posiniał ze złości.
-Coś, co ludzie zazwyczaj mają z tyłu.
Plecy!-zakołysała rytmicznie biodrami.
-Zdejmij...to...-zaczął
mówić bardzo powoli.-Zanim...porwę tę szmatę na drobne
kawałeczki!-wystrzelił jak z karabinu maszynowego.
-Co jest nie
tak?! W tym sklepie nie ma nic odpowiedniego.
-Ta!-wskazał palcem
i cztery pary oczu patrzyły na wystawę, jak na objawienie.
-Srebrna?
Nie do twarzy mi w tym kolorze.
-To bardzo twarzowy kolor!
Przymierzysz!-uparł się.
Efekt nie okazał się tragiczny, jak
się tego spodziewała. Sukienka była krótka i ładnie
eksponowała talię. Mieniła się w świetle, co Yatenowi skojarzyła
się z blaskiem gwiazd.
-Bierzemy!-zadecydował.
-Mina-chan!-Usa
zachichotała.-Wyglądasz dobrze. Przypomnij sobie wcześniejsze
sukienki.
To podziałało niczym kubeł zimnej wody. Potulnie poszła
za mężem do kasy i klamka zapadła. Tylko na całym wydarzeniu
powstała mała rysa, bo skoro już były problemy, to co dalej?
****
Ami
siedziała wieczorem na werandzie, otulona białym kocem. Dzisiejszy
dzień nadszarpnął jej nerwy, ale nie to zabolało ją najbardziej.
Świadomość, że kłótnię sprowokował Mamoru, sprawiła
jej przykrość. Kiedyś uważała go za przyjaciela, a obecnie
zabrakło jej słów, by zrozumieć powody jego zachowania.
Patrzył na nią z taką nienawiścią, że dostała dreszczy. Gdyby
nie ordynator, doszłoby do awantury przy pacjentach.
„Dlaczego
tak się zmienił? Czy w ogóle można zmienić w tak krótkim
czasie? Niemożliwe. Nie ten Mamoru, którego
znałam.”
-Ami...
Niebieskowłosa nie poruszyła się. Wciąż
zapatrzona w rozgwieżdżone niebo, analizowała postępowanie
Chiby.
-Ami!-Taiki był zmuszony podnieść głos.
-Przepraszam,
zamyśliłam się-poprawiła potargane przez wiatr włosy.
-Widzę,
że coś Cię trapi. Zamieniam się w słuch-wsunął się pod koc,
kładąc rękę na jej talii.
-Mamoru...-spuściła głowę.
-Znowu
on?! Zauważyłem, że ostatnio Twoje problemy jedno mają imię. Sam
załatwię sprawę!
-Nie, daj spokój. Jedna z pacjentek
przełożyła kartę do mnie i wyskoczył z pretensjami, że buntuję
ludzi przeciwko niemu.
Wtuliła się w męża mocniej.
Potrzebowała ciepła, które od niego biło. Tak drogiego i
ukochanego. Tylko przy nim czuła się bezpieczna.
-Odpuszczę i
sytuacja się powtórzy, tak?-szatyn nie chciał bagatelizować
sprawy.
-Ordynator rozmawiał z nami i wyjaśnił
nieporozumienie.
-Nieporozumienie? Tak to się teraz
nazywa?
-Taiki...-przybliżyła swoją twarz bliżej, a ich usta
dzieliły milimetry.
Światło księżyca spłynęła na nich,
zostawiając srebrzystą poświatę. Gdyby nie wyczuli czyjejś
obecności, pewnie przypieczętowaliby ten moment
pocałunkiem.
-Księżniczka?-Kou z trudem oderwał się od
żony.
-Przepraszam, chciałam z wami porozmawiać-czerwonowłosa
speszyła się.-Czekam w salonie.
-Dostanę zawału, jeśli ona
nie przestanie tego robić-Ami od dłuższego czasu był rozdrażniona
pomieszkiwaniem Kakyuu w jej domu. Chociaż nie chciała tego
okazywać.
Wolałaby, żeby władczyni Kinmoku zniknęła z jej
życia równie szybko, jak się pojawiła.
-Później
porozmawiamy, chodź-blask jego fioletowych oczu zmiękczył jej
serce i z wysiłkiem spełniła życzenie gościa.
Księżniczka
sprawiała wrażenie poddenerwowanej, kiedy do niej
dołączyli.
-Chciałam was zapytać, co wiecie o Mamoru
Chibie.
Oboje nie widzieli sensu dyskutować na temat człowieka,
za którym nie przepadali.
-Pracuję z mim w szpitalu. To
były narzeczony Usagi-Mizuno odparła chłodnym tonem.
-Na pewno
nie jest naszym przyjacielem po tym, jak Seiya sprzątnął mu
dziewczynę sprzed nosa.-Taiki dorzucił od siebie.
-Nie to miałam
na myśli. Obserwowałam go ostatnio i...-potrząsnęła głową.-nie
podoba mi się jego aura. Jest mroczna, całkowicie pozbawiona
jasnej, dobrej energii.
-Co radzisz, księżniczko?-Kou poważnie
potraktował słowa ognistowłosej.-Powinniśmy mieć go na
oku?
-Owszem, koniecznie uważajcie na niego. Zamierzam lepiej
przyjrzeć się jego osobie. On wzbudza we mnie niepokój...
****
Mamoru
siedział w swoim gabinecie odkąd wrócił ze szpitala.
Liczył, że Cabire raczy zdać mu sprawozdanie z ostatniego ataku.
Jednak nie spieszyła się ze złożeniem mu wizyty, Misao zresztą
też.
Zaklął pod nosem, bo doskonale wiedział, czemu elfki nie
pokazały się od wczoraj. Poniosły klęskę i to było
oczywiste.
-Dwie nieudolne pluskwy Sakamae-powiedział na
głos.-Niepotrzebnie zdałem się na ich pomoc. Zatrzymałem się w
martwym punkcie!-rzucił telefonem o podłogę.-Albo Sakamae zjawi
się na Ziemi, albo sam rozprawię się z Seiyą Kou! I Rei mi w tym
pomoże. Mam nad nim przewagę i wtedy się przekona, że w złą
godzinę staną na mojej drodze.
Chiba był przekonany, że późnym
wieczorem powinien być sam w domu. Miał pecha, bo blondwłosa
postać przechodziła obok gabinetu i słyszała całą wypowiedź.
Osunęła się po ścianie, zakrywając dłonią usta.
„Endymion
zdradził! To on sprowadził wroga na Ziemię!”-Elza ze wszystkich
sił starała się nie krzyczeć. „Jak mogła tego nie
zauważyć?!”
Uciekła do pokoju Shony,aby ochłonąć.
Potrzebowała rady od swoich zwierzchników...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz