niedziela, 17 lutego 2013

III Danza Kuduro


Do tej pory rano budziły mnie promienie słoneczne, śpiew ptaków oraz zapach świeżo parzonej kawy. Jednak tego dnia zgadzała się tylko jedna rzecz- promienie słoneczne. W głowie dudniła mi chyba cała orkiestra dęta z bębnem na czele. Trudno powiedzieć, co wczoraj jadłam, bo nie dość, że miałam w głowie czarną dziurę, to mój żołądek przechodził turbulencje. W zasadzie trudno powiedzieć, gdzie się znajdował, bo cała byłam w totalnej rozsypce. Jeszcze większego szoku doznałam, kiedy zorientowałam się, że mój materac oddycha. Jak to oddycha? Zsunęłam się z czegoś w natychmiastowym tempie i uderzyłam głową o poręcz. Mało tego, poczułam, że nagle coś dotyka mojego pośladka. O zgrozo! Zwaliłam czyjaś rękę z moich czterech liter i odwróciłam się w drugą stronę. Na łóżku leżał nikt inny, tylko Pan Gangsterka! Miał rozczochrane włosy i leżał w rozpiętej koszuli, w całości prezentując swoją umięśnioną klatę. Z uśmiechem na ustach przyciągnął mnie do siebie.
-Aaaaa!! Gwałciciel!!
- Zwariowałaś kobieto?! Nawet Cię nie tknąłem. Nie jestem, aż tak zdesperowany!- wykrzyczał mi wprost do ucha.
Zaczęliśmy się szamotać i niestety znalazłam się w dość niewygodnej pozycji. Teraz leżałam na plecach, a ten typ na mnie.
- Akurat! Jeszcze przed chwilą lepiłeś łapska do mojego tyłka!
- Po prostu poczułem coś miękkiego. Z resztą, mam Ci przypomnieć, kto się do kogo wczoraj lepił?
- Kłamca!-Już miałam go spoliczkować, ale się odchylił.
Znowu się szarpaliśmy, aż zaplątaliśmy się w koc i wylądowaliśmy na podłodze. W baaardzo „sportowej pozycji”- ja plecami do podłogi, a ten dinozaur na mnie, a raczej między moimi nogami. Chyba wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie, bo jak na złość do pokoju weszła Agnes.
- Ups, przepraszam- no i wyszła równie szybko, jak weszła. Swoją drogą ktoś powinien nauczyć ją pukać.
Skorzystałam z okazji i kopnęła mojego narzeczonego prosto w czuły punkt.
-Aaaaaaa!! Do cholery!
Dragon zwijał się z bólu, a ja uciekłam do łazienki słysząc za sobą krzyki i przekleństwa.

****
Po pobudce jaką zafundowała mi Cassie miałem ochotę kogoś zastrzelić. Kto by pomyślał, że taka drobna istota ma w sobie tyle siły. Wyczołgałem się z tego nieszczęsnego pokoju w mękach. Niech no tylko dorwę tę małą sekutnicę, to inaczej się zabawimy.
-Uuu...chyba było ostro-usłyszałem nad sobą głos Agnes.
-Lepiej przynieś mi lód, to polecenie służbowe!
-Się robi, ale ja nie będę Ci go przykładać. Nawet, jeśli to będzie polecenie służbowe- powiedziała dławiąc się ze śmiechu.
-Aaagness!
Zwiała, aż się kurzyło. Panie, z kim ja w ogóle pracuję? Czuję się jak masochista. Mieszkam w cyrku z bandą małp, mam na karku najgroźniejszego mafioza w całym Meksyku i ratuję tyłek cudzej wnuczce. No dobra- jestem w niej zakochany, ale co mam z tej miłości? Prędzej dorobię się bezpłodności, niż rodziny.
Wziąłem zimny prysznic, próbując zmyć z siebie całą złość. Założyłem czarną koszulę, bo białą na amen załatwiła Cassie, oraz granatowe jeansy. Agnes oczywiście ścigała mnie ze śniadaniem, lecz są rzeczy ważne i ważniejsze. Tym razem ważniejsza była rozmowa z Ernesto oraz nakłonienie go do wyznania wnuczce prawdy. Na wszelki wypadek zabrałem ze sobą Carlo. Może i jest roztrzepany, ale ma dobrego cela, a przez wygląd wszyscy uważają go za geja. Dzięki temu sprawia wrażenie niegroźnego.
Wreszcie dojechałem na miejsce. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do różowego.
-Rozejrzyj się dookoła i wypytaj pozostałych, czy nie działo się tu coś niepokojącego.
-Oczywiście Dragon. Wiesz, że możesz na mnie liczyć.
-Wiem przyjacielu, wiem- poklepałem go po plecach.
Patrzyłem przez chwilę na oddalającą się sylwetkę Carlosa i ruszyłem na poszukiwania Ernesto. Jak zwykle był w zagrodzie dla koni i dawał im pić. Ach, ten staruszek jest niezniszczalny, w dodatku świata nie widzi poza tymi zwierzakami. W końcu stary Evans zauważył mnie.
-Witaj Diego-podszedł i podał mi rękę na powitanie.-Nie spodziewałem się dziś Ciebie. Szczególnie po wczorajszym incydencie.
-Właśnie dlatego tu jestem. Musimy porozmawiać- westchnąłem ciężko.
-Dobrze, zatem wejdźmy do środka.
Wszedłem za staruszkiem, a on zaprowadził mnie do salonu. Tu poraz pierwszy oficjalnie poznałem Cassie, ale na tym koniec przyjemności, bo moja piękna mnie nienawidzi.
Ernesto usiadł na kanapie oraz spoglądał uważnie. Widocznie czekał, aż pierwszy zacznę rozmowę.
-Chodzi o to, że Cassie powinna znać prawdę-powiedziałem spokojnie.
-To nie jest dobry pomysł chłopcze.
-Lepiej aby żyła w kłamstwie? Wiesz, że ją kocham i dlatego zgodziłem się chronić, ale ona musi wiedzieć, że jej ojciec żyje i chce skrzywdzić.
Evans pokręcił nerwowo głową.
-Wykluczone. Cassie od dziecka myśli, że jej rodzice zginęli w wypadku. Niestety prawda jest zupełnie inna- w tym momencie zniżył głoś i bardzo spoważniał.- Guiermo nie chciał dziecka, a moja córka Miranda załamała się i popełniła samobójstwo.
Byłem w szoku p tym, co usłyszałem. Nigdy nie przypuszczałem, że ten starszy Pan może skrywać taką straszną tajemnicę. Cassidy od tylu lat żyje w kłamstwie. W tej sytuacje zupełnie nie wiedziałem, co myśleć. Byłem zdezorientowany. Chciałem pomóc, ale nie sądziłem, że losy tej rodziny są tak pogmatwane.
-Wczoraj otrzymałem wiadomość- Ernesto wyrwał mnie z zamyślenia.
-Ale jak? Kiedy? Przecież moi ludzie...
-Guillermo jest sprytniejszy, niż myślisz. Ostrzegł mnie, że Cassie nawet u Ciebie nie jest bezpieczna i żebym miał się na baczności.
Byłem wściekły, że ten facet jest tak bezczelny! Jak można dla kawałka ziemi krzywdzić własną córkę. Wstałem od stołu i nerwowo poprawiłem koszulę.
-Nie tknie jej nawet palcem! Jutro zostanie z moimi najlepszymi ludźmi, są gotowi oddać za nią życie.

****
Pan Zboczuch gdzieś pojechał, a ja przebolałam kaca. Agnes dała mi jakieś czerwone paskudztwo do picia, ale pomogło. Później banda mięśniaków ubranych na czarno zaprowadziła mnie do ogrodu. Pierwszy raz skorzystałam z tego przywileju i podziwiałam widoki. Równo przystrzyżona, zielona trawa tworzyła alejki między krzewami czerwonych i żółtych róż. Wokół ogrodzenia posadzone były świerki, które tworzyły pewnego rodzaju azyl. Gdyby nie goryle, którzy chodzili za mną krok w krok, to mogłabym odprężyć się. Położyłam się na leżaku, bo pogoda była piękna, a niebo bez żadnej chmurki. Miałam na sobie krótkie, białe szorty oraz biały topik bez ramiączek. Czułam, jak promienie słoneczne ogrzewają moją skórę i popadam w błogi stan. Nagle...słońce zaszło? Niemożliwe, przecież jeszcze przed chwilą nie było nawet obłoczka. Otworzyłam oczy z niedowierzaniem i znalazłam odpowiedź na moje pytanie. Dragon stał nade mną zasłaniając kochane słoneczko. No tego, to już za wiele! Nie jestem u siebie, ale też mi się coś należy.
-Robisz za parasol? No popatrz, ale się rozpadało- powiedziałam z sarkazmem.
-Nie tym razem królowo. Innego dnia się poopalasz, a teraz chodź ze mną- posłał mi czarujący uśmiech i podał rękę.
-Czemu ja zawsze muszę robić to, co Ty chcesz?- zapytałam głośno wzdychając.
-Bo mnie kochasz, bo jestem przystojny, czarujący...-wymieniał całkowicie przekonany do swoich słów.
-Taaa...chciałbyś.
Nic nie odpowiedział, ale zauważyłam, że cały się trzęsie ze śmiechu. Po prostu pięknie! Kompletnie straciłam ochotę na spieranie się z nim, bo i tak by mnie wyśmiał. Tuptałam za Dragonem, jak na grzeczną dziewczynkę przystało. Zaprowadził mnie na tyły posesji, a nie przypuszczałam, że są tam jeszcze inne budynki. Doszliśmy do pierwszego, najbliżej wysuniętego z nich. Był pomarańczowy z czerwoną dachówką, a okna były przysłonięte niebieskimi roletami. Spodobał mi się, ale w dalszym ciągu nie wiedziałam, czemu Diego mnie tu przyprowadził. Otworzył drzwi i znaleźliśmy się w ciemnym korytarzu, ale już tu było słychać głośną muzykę połączoną z dzikimi piskami. Zatrzymałam się ze strachu, ale Pan Gangsterka objął mnie ramieniem oraz otworzył te „piekielne wrota”. To, co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Na podłodze poniewierały się puste pudełka po pizzy i puszki po napojach. Mike wraz Alex siedzieli na podłodze oraz grali na konsoli, przekrzykując się co chwilę. Dave z kamienną twarzą przeniósł wzrok z telewizora na nas, lecz jakoś nie był specjalnie zaskoczony naszym widokiem. Zack zleciał ze swojego prowizorycznego hamaku z hukiem lądując na podłodze. Jednak zupełnie coś innego przykuło moją uwagę- przerażające wrzaski z drugiego końca pokoju. Jakby obdzierali jakiegoś zwierzaka ze skóry. Zapuściłam się w głąb tej „dżungli” i zasłoniłam dłonią usta.
-”Balançar que é uma loucura Morena vem a meu lado Ninguém vai ficar parado Oi, oi, oi, oi, oi, oi, oi…”*- śpiewał,a raczej darł się zielonowłosy Carlo, wymachując przy tym rytmicznie tyłkiem w lewo i w prawo. Różowe rurki opinały jego zadek, ale to nie przeszkadzało mu w tych furiackich pląsach. Nagle zdarł z siebie koszulę w hawajskie wzory, podrzucając ją pod sam sufit. Dławiłam się ze śmiechu i już chciałam się odezwać, aby  pajac nie próbował darmowego striptizu, ale Dragon mi przeszkodził.
-Co to do cholery ma znaczyć?!!- wrzasnął na cały głos, zasłaniając mnie przy okazji, abym nie oglądała golizny Carlosa. Oj, a  chciałam sobie klaty porównać.
Zielonowłosy ze zdziwienia zastygł w zabawnej pozycji. Wyglądał, jak połamany Pinokio. Nagle stracił równowagę i wylądował w stercie śmieci. Już nie mogłam wytrzymać, bo parsknęłam śmiechem, trzymając się za brzuch, a pozostali patrzyli na mnie jak na wariatkę.
-Nie myśleliście aby zaangażować go cyrku? Zarobiłby krocie.
-Ty mała, wredna, ruda...- niestety Carlosowi nie było dane skończyć, bo sfrunęła na niego kolejna sterta śmieci.
-Ups, worek nie wytrzymał- powiedział Mike z mina niewiniątka, wzruszając ramionami.
Spojrzałam na Dragona, który aż kipiał ze złości. Zacisnął dłonie w pieści oraz odchrząknął nerwowo.
-Koniec tego przestawienia! Macie posprzątać ten chlew natychmiast! Prosiłem was o to dziś rano, czy mówiłem po chińsku?
-Nie, ale im lepiej rysować rebusy- powiedział Dave i wskazał na resztę. -Chciałem żeby mi pomogli, ale przyłożyli się jedynie do jedzenia pizzy.
-Dobra, koniec tego dobrego. Zbierać dupska i na kanapę!
Tego nie trzeba było im dwa razy powtarzać. Cała piątka siedziała grzecznie, jak wierne pieski gotowe merdać ogonem na znak właściciela. Pan Gangsterka usatysfakcjonowany ich zachowaniem przeszedł do sedna sprawy.
-Cassie zostanie z wami do jutra i mam nadzieję, że pod waszą opieką nic się jej nie stanie. Szczególnie liczę na Twoje pewne oko Dave.
-Masz to jak w baku. Wiem na co zwrócić uwagę, kiedy pilnuję Twoją księżniczkę -powiedział chłodno i spojrzał na mnie tak, jak by miał rentgena w oczach. Schowałam się za Dragonem, bo nie mogłam znieść tego wzroku.
-Dobrze, w takim razie ja się zbieram. Agnes będzie oczywiście do was zaglądać- nagle odwrócił się w moją stronę.- A Ty bądź grzeczna, to wszystko będzie dobrze- powiedział oraz cmoknął mnie w czoło.
Zaskoczył mnie takim zachowaniem, ale jeszcze większym szokiem było to, co w tej chwili poczułam. Niezwykłe ciepło ogarnęło moje serce i miałam wrażenie, że już za nim tęsknię, kiedy zamykał za sobą drzwi. Nie! Przecież to niemożliwe! Coś jest ze mną nie tak, to na pewno stres i wszystko mi się miesza.
Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie w pasie.
-To jak maleńka. Ja, Ty i...partyjka Piotrusia?- powiedział zielony, mrugając zalotnie rzęsami.
-Taa, a co powiesz na bierki?-zapytałam w nadziei, że się odczepi, ale niestety dało to przeciwny efekt.
-Mam! Chwilunia, mam!- Carlo pobiegł, jak oparzony po upragnioną rzecz, a mi całkiem odebrało mowę. Mina chłopaków- bezcenna.
-Zastanawiam się, co będzie dla mnie większą traumą-powiedział Zack kładąc się z powrotem na hamak.- Jego tyłek w różowych spodniach, czy jego trzęsący się tyłek w różowych spodniach?
-Faktycznie masz ciężki orzech do zgryzienia-dopiekł mu Alex, rzucając w niego paczką chipsów.
-To co, gramy?- Carlo pomachał kolorowymi patyczkami.
-Nieeee!!

Cały kolejny dzień minął w zabawnej atmosferze. Ciągle siedziałam w domku chłopaków, a Carlo dwoił się i troił, abym się nie nudziła. Przestałam się z nim kłócić i nawet polubiłam. Mike i Alex uczyli mnie grać na konsoli, co było nie lada wyczynem. Chichraliśmy się przy tym bez opamiętania, bo po chwili byłam „trupem”. Alex stwierdził, że biję rekordy umieralności. No cóż, ktoś musi. Agnes przynosiła nam jedzenie i chodziłam z nią do ogrodu, aby odpocząć od tych pajaców. Zauważyłam również, że Carlos na widok czarnulki robi maślane oczy, a ona cała się rumieni. Hmm..może być zabawnie. Najtrudniej było mi przyzwyczaić się do towarzystwa Dave'a. Był taki tajemniczy, opanowany i chłodny. Z nich wszystkich najbardziej pasował na gangstera. Z resztą tylko jego się obawiałam. No, może nie tylko jego, bo jeszcze Zack był dziwny, ale trzymał się ode mnie z daleka. W przeciwieństwie do Dave'a, który po ostatnim incydencie coraz bardziej mnie przerażał.
Usnęłam na kanapie i nagle poczułam dotyk na policzku. Zerwałam się, jak oparzona i zorientowałam się, że to właśnie brunet siedzi i wpatruje się we mnie. Chciałam uciec, ale chwycił mnie mocno za rękę, że nie mogłam jej wyrwać.
-Chcę iść do Mike'a i Alexa!
-Chyba źle zrozumiałaś polecenie Dragona, bo mam Cie pilnować!
-To chyba Ty coś źle zrozumiałeś, bo nie tylko Ty masz to robić. Powiem mu o wszystkim!- nagle pobladł i w końcu puścił moją rękę, a ja uciekłam do chłopaków.
Wieczorem byłam bardzo niespokojna, ale sama nie wiem czemu. Miałam jakieś dziwne przeczucie, a do tego Diego ciągle nie wracał. Pytałam o niego nawet Carlosa, a ten tylko się śmiał, że stęskniłam się za swoim księciem. Wreszcie poczułam się senna i poszłam do najbardziej oddalonego pokoju. Chłopcy odstąpili go dla mnie, abym miała spokój. Położyłam się i przez chwilę patrzyłam przez okno na gwiaździste niebo, aż usnęłam.
Musiało być po północy, kiedy obudziły mnie straszne krzyki. Ocknęłam się i poczułam smród dymu. Coś się paliło! Zeskoczyłam z łóżka i pobiegłam do drzwi, ale w tym samym momencie otworzyły się i ktoś uderzył we mnie z całej siły, aż walnęłam z jękiem o podłogę. Do pokoju wtargnęły kłęby dymu i zrozumiałam, że to nasz dom się pali. Do moich oczu napłynęły łzy i zaczęłam panikować, w ogóle nie zwracając uwagi na Dave'a, który coś krzyczał. Pomógł mi wstać, ale odepchnęłam go i pobiegłam do okna. Szarpałam za klamkę, ale było zablokowane. Wściekły brunet rzucił na mnie koc i wziął na ręce. Nic nie widziałam, ale czułam, że jesteśmy w samym środku piekła. Bałam się, że spłoniemy żywcem oboje. Nie wiem ile to trwało, ale poczułam grunt pod nogami i koc zsunął się z mojej głowy. Zachłysnęłam się powietrzem dusząc przy tym, aż wreszcie wyrównałam oddech. Widziałam, jak pozostali desperacko gasili ogień, który rozprzestrzenił się w głąb budynku. Przez łzy dostrzegłam Agi, która płakała w ramionach Carlosa. Chciałam do niej iść, ale Dave tak mocno mnie ściskał, że nie miałam siły się wyrwać.
-Puść mnie! Puść wreszcie!-okładałam go pięściami, ale w cały chaosie w ogóle nie reagował.
-Nie rozumiesz?! Zostaw ją!-usłyszałam nagle i znalazłam się w innych ramionach. To był Diego! Musiał właśnie wrócić, bo był cały zdyszany, a w jego oczach malowało się jednocześnie przerażenie i wściekłość.
-Diego...-mój głos załamał się i wtuliłam się w niego.
-Ciii...-wziął mnie na ręce i pocałował w głowę.- Już dobrze, jestem przy Tobie i zawsze będę.

*„Danza Kuduro” Don Omar feat.Lucenzo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz