Do
tej pory rano budziły mnie promienie słoneczne, śpiew ptaków
oraz zapach świeżo parzonej kawy. Jednak tego dnia zgadzała się
tylko jedna rzecz- promienie słoneczne. W głowie dudniła mi chyba
cała orkiestra dęta z bębnem na czele. Trudno powiedzieć, co
wczoraj jadłam, bo nie dość, że miałam w głowie czarną dziurę,
to mój żołądek przechodził turbulencje. W zasadzie trudno
powiedzieć, gdzie się znajdował, bo cała byłam w totalnej
rozsypce. Jeszcze większego szoku doznałam, kiedy zorientowałam
się, że mój materac oddycha. Jak to oddycha? Zsunęłam się
z czegoś w natychmiastowym tempie i uderzyłam głową o poręcz.
Mało tego, poczułam, że nagle coś dotyka mojego pośladka. O
zgrozo! Zwaliłam czyjaś rękę z moich czterech liter i odwróciłam
się w drugą stronę. Na łóżku leżał nikt inny, tylko Pan
Gangsterka! Miał rozczochrane włosy i leżał w rozpiętej koszuli,
w całości prezentując swoją umięśnioną klatę. Z uśmiechem na
ustach przyciągnął mnie do siebie.
-Aaaaa!! Gwałciciel!!
-
Zwariowałaś kobieto?! Nawet Cię nie tknąłem. Nie jestem, aż tak
zdesperowany!- wykrzyczał mi wprost do ucha.
Zaczęliśmy się
szamotać i niestety znalazłam się w dość niewygodnej pozycji.
Teraz leżałam na plecach, a ten typ na mnie.
- Akurat! Jeszcze
przed chwilą lepiłeś łapska do mojego tyłka!
- Po prostu
poczułem coś miękkiego. Z resztą, mam Ci przypomnieć, kto się
do kogo wczoraj lepił?
- Kłamca!-Już miałam go spoliczkować,
ale się odchylił.
Znowu się szarpaliśmy, aż zaplątaliśmy
się w koc i wylądowaliśmy na podłodze. W baaardzo „sportowej
pozycji”- ja plecami do podłogi, a ten dinozaur na mnie, a raczej
między moimi nogami. Chyba wszystko sprzysięgło się przeciwko
mnie, bo jak na złość do pokoju weszła Agnes.
- Ups,
przepraszam- no i wyszła równie szybko, jak weszła. Swoją
drogą ktoś powinien nauczyć ją pukać.
Skorzystałam z okazji
i kopnęła mojego narzeczonego prosto w czuły punkt.
-Aaaaaaa!!
Do cholery!
Dragon zwijał się z bólu, a ja uciekłam do
łazienki słysząc za sobą krzyki i przekleństwa.
****
Po
pobudce jaką zafundowała mi Cassie miałem ochotę kogoś
zastrzelić. Kto by pomyślał, że taka drobna istota ma w sobie
tyle siły. Wyczołgałem się z tego nieszczęsnego pokoju w mękach.
Niech no tylko dorwę tę małą sekutnicę, to inaczej się
zabawimy.
-Uuu...chyba było ostro-usłyszałem nad sobą głos
Agnes.
-Lepiej przynieś mi lód, to polecenie
służbowe!
-Się robi, ale ja nie będę Ci go przykładać.
Nawet, jeśli to będzie polecenie służbowe- powiedziała dławiąc
się ze śmiechu.
-Aaagness!
Zwiała, aż się kurzyło. Panie,
z kim ja w ogóle pracuję? Czuję się jak masochista.
Mieszkam w cyrku z bandą małp, mam na karku najgroźniejszego
mafioza w całym Meksyku i ratuję tyłek cudzej wnuczce. No dobra-
jestem w niej zakochany, ale co mam z tej miłości? Prędzej dorobię
się bezpłodności, niż rodziny.
Wziąłem zimny prysznic,
próbując zmyć z siebie całą złość. Założyłem czarną
koszulę, bo białą na amen załatwiła Cassie, oraz granatowe
jeansy. Agnes oczywiście ścigała mnie ze śniadaniem, lecz są
rzeczy ważne i ważniejsze. Tym razem ważniejsza była rozmowa z
Ernesto oraz nakłonienie go do wyznania wnuczce prawdy. Na wszelki
wypadek zabrałem ze sobą Carlo. Może i jest roztrzepany, ale ma
dobrego cela, a przez wygląd wszyscy uważają go za geja. Dzięki
temu sprawia wrażenie niegroźnego.
Wreszcie dojechałem na
miejsce. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do różowego.
-Rozejrzyj
się dookoła i wypytaj pozostałych, czy nie działo się tu coś
niepokojącego.
-Oczywiście Dragon. Wiesz, że możesz na mnie
liczyć.
-Wiem przyjacielu, wiem- poklepałem go po
plecach.
Patrzyłem przez chwilę na oddalającą się sylwetkę
Carlosa i ruszyłem na poszukiwania Ernesto. Jak zwykle był w
zagrodzie dla koni i dawał im pić. Ach, ten staruszek jest
niezniszczalny, w dodatku świata nie widzi poza tymi zwierzakami. W
końcu stary Evans zauważył mnie.
-Witaj Diego-podszedł i podał
mi rękę na powitanie.-Nie spodziewałem się dziś Ciebie.
Szczególnie po wczorajszym incydencie.
-Właśnie dlatego
tu jestem. Musimy porozmawiać- westchnąłem ciężko.
-Dobrze,
zatem wejdźmy do środka.
Wszedłem za staruszkiem, a on
zaprowadził mnie do salonu. Tu poraz pierwszy oficjalnie poznałem
Cassie, ale na tym koniec przyjemności, bo moja piękna mnie
nienawidzi.
Ernesto usiadł na kanapie oraz spoglądał uważnie.
Widocznie czekał, aż pierwszy zacznę rozmowę.
-Chodzi o to, że
Cassie powinna znać prawdę-powiedziałem spokojnie.
-To nie jest
dobry pomysł chłopcze.
-Lepiej aby żyła w kłamstwie? Wiesz,
że ją kocham i dlatego zgodziłem się chronić, ale ona musi
wiedzieć, że jej ojciec żyje i chce skrzywdzić.
Evans pokręcił
nerwowo głową.
-Wykluczone. Cassie od dziecka myśli, że jej
rodzice zginęli w wypadku. Niestety prawda jest zupełnie inna- w
tym momencie zniżył głoś i bardzo spoważniał.- Guiermo nie
chciał dziecka, a moja córka Miranda załamała się i
popełniła samobójstwo.
Byłem w szoku p tym, co
usłyszałem. Nigdy nie przypuszczałem, że ten starszy Pan może
skrywać taką straszną tajemnicę. Cassidy od tylu lat żyje w
kłamstwie. W tej sytuacje zupełnie nie wiedziałem, co myśleć.
Byłem zdezorientowany. Chciałem pomóc, ale nie sądziłem,
że losy tej rodziny są tak pogmatwane.
-Wczoraj otrzymałem
wiadomość- Ernesto wyrwał mnie z zamyślenia.
-Ale jak? Kiedy?
Przecież moi ludzie...
-Guillermo jest sprytniejszy, niż
myślisz. Ostrzegł mnie, że Cassie nawet u Ciebie nie jest
bezpieczna i żebym miał się na baczności.
Byłem wściekły,
że ten facet jest tak bezczelny! Jak można dla kawałka ziemi
krzywdzić własną córkę. Wstałem od stołu i nerwowo
poprawiłem koszulę.
-Nie tknie jej nawet palcem! Jutro zostanie
z moimi najlepszymi ludźmi, są gotowi oddać za nią życie.
****
Pan
Zboczuch gdzieś pojechał, a ja przebolałam kaca. Agnes dała mi
jakieś czerwone paskudztwo do picia, ale pomogło. Później
banda mięśniaków ubranych na czarno zaprowadziła mnie do
ogrodu. Pierwszy raz skorzystałam z tego przywileju i podziwiałam
widoki. Równo przystrzyżona, zielona trawa tworzyła alejki
między krzewami czerwonych i żółtych róż. Wokół
ogrodzenia posadzone były świerki, które tworzyły pewnego
rodzaju azyl. Gdyby nie goryle, którzy chodzili za mną krok w
krok, to mogłabym odprężyć się. Położyłam się na leżaku, bo
pogoda była piękna, a niebo bez żadnej chmurki. Miałam na sobie
krótkie, białe szorty oraz biały topik bez ramiączek.
Czułam, jak promienie słoneczne ogrzewają moją skórę i
popadam w błogi stan. Nagle...słońce zaszło? Niemożliwe,
przecież jeszcze przed chwilą nie było nawet obłoczka. Otworzyłam
oczy z niedowierzaniem i znalazłam odpowiedź na moje pytanie.
Dragon stał nade mną zasłaniając kochane słoneczko. No tego, to
już za wiele! Nie jestem u siebie, ale też mi się coś
należy.
-Robisz za parasol? No popatrz, ale się rozpadało-
powiedziałam z sarkazmem.
-Nie tym razem królowo. Innego
dnia się poopalasz, a teraz chodź ze mną- posłał mi czarujący
uśmiech i podał rękę.
-Czemu ja zawsze muszę robić to, co Ty
chcesz?- zapytałam głośno wzdychając.
-Bo mnie kochasz, bo
jestem przystojny, czarujący...-wymieniał całkowicie przekonany do
swoich słów.
-Taaa...chciałbyś.
Nic nie odpowiedział,
ale zauważyłam, że cały się trzęsie ze śmiechu. Po prostu
pięknie! Kompletnie straciłam ochotę na spieranie się z nim, bo i
tak by mnie wyśmiał. Tuptałam za Dragonem, jak na grzeczną
dziewczynkę przystało. Zaprowadził mnie na tyły posesji, a nie
przypuszczałam, że są tam jeszcze inne budynki. Doszliśmy do
pierwszego, najbliżej wysuniętego z nich. Był pomarańczowy z
czerwoną dachówką, a okna były przysłonięte niebieskimi
roletami. Spodobał mi się, ale w dalszym ciągu nie wiedziałam,
czemu Diego mnie tu przyprowadził. Otworzył drzwi i znaleźliśmy
się w ciemnym korytarzu, ale już tu było słychać głośną
muzykę połączoną z dzikimi piskami. Zatrzymałam się ze strachu,
ale Pan Gangsterka objął mnie ramieniem oraz otworzył te „piekielne
wrota”. To, co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze
oczekiwania. Na podłodze poniewierały się puste pudełka po pizzy
i puszki po napojach. Mike wraz Alex siedzieli na podłodze oraz grali
na konsoli, przekrzykując się co chwilę. Dave z kamienną twarzą
przeniósł wzrok z telewizora na nas, lecz jakoś nie był
specjalnie zaskoczony naszym widokiem. Zack zleciał ze swojego
prowizorycznego hamaku z hukiem lądując na podłodze. Jednak
zupełnie coś innego przykuło moją uwagę- przerażające wrzaski
z drugiego końca pokoju. Jakby obdzierali jakiegoś zwierzaka ze
skóry. Zapuściłam się w głąb tej „dżungli” i
zasłoniłam dłonią usta.
-”Balançar que é uma
loucura Morena vem a meu lado Ninguém vai ficar parado Oi, oi,
oi, oi, oi, oi, oi…”*- śpiewał,a raczej darł się zielonowłosy
Carlo, wymachując przy tym rytmicznie tyłkiem w lewo i w prawo.
Różowe rurki opinały jego zadek, ale to nie przeszkadzało
mu w tych furiackich pląsach. Nagle zdarł z siebie koszulę w
hawajskie wzory, podrzucając ją pod sam sufit. Dławiłam się ze
śmiechu i już chciałam się odezwać, aby pajac nie próbował
darmowego striptizu, ale Dragon mi przeszkodził.
-Co to do
cholery ma znaczyć?!!- wrzasnął na cały głos, zasłaniając mnie
przy okazji, abym nie oglądała golizny Carlosa. Oj, a chciałam
sobie klaty porównać.
Zielonowłosy ze zdziwienia zastygł
w zabawnej pozycji. Wyglądał, jak połamany Pinokio. Nagle stracił
równowagę i wylądował w stercie śmieci. Już nie mogłam
wytrzymać, bo parsknęłam śmiechem, trzymając się za brzuch, a
pozostali patrzyli na mnie jak na wariatkę.
-Nie myśleliście
aby zaangażować go cyrku? Zarobiłby krocie.
-Ty mała, wredna,
ruda...- niestety Carlosowi nie było dane skończyć, bo sfrunęła
na niego kolejna sterta śmieci.
-Ups, worek nie wytrzymał-
powiedział Mike z mina niewiniątka, wzruszając ramionami.
Spojrzałam na Dragona, który aż kipiał ze
złości. Zacisnął dłonie w pieści oraz odchrząknął
nerwowo.
-Koniec tego przestawienia! Macie posprzątać ten chlew
natychmiast! Prosiłem was o to dziś rano, czy mówiłem po
chińsku?
-Nie, ale im lepiej rysować rebusy- powiedział Dave i
wskazał na resztę. -Chciałem żeby mi pomogli, ale przyłożyli
się jedynie do jedzenia pizzy.
-Dobra, koniec tego dobrego.
Zbierać dupska i na kanapę!
Tego nie trzeba było im dwa razy
powtarzać. Cała piątka siedziała grzecznie, jak wierne pieski
gotowe merdać ogonem na znak właściciela. Pan Gangsterka
usatysfakcjonowany ich zachowaniem przeszedł do sedna
sprawy.
-Cassie zostanie z wami do jutra i mam nadzieję, że pod
waszą opieką nic się jej nie stanie. Szczególnie liczę na
Twoje pewne oko Dave.
-Masz to jak w baku. Wiem na co zwrócić
uwagę, kiedy pilnuję Twoją księżniczkę -powiedział chłodno i
spojrzał na mnie tak, jak by miał rentgena w oczach. Schowałam się
za Dragonem, bo nie mogłam znieść tego wzroku.
-Dobrze, w takim
razie ja się zbieram. Agnes będzie oczywiście do was zaglądać-
nagle odwrócił się w moją stronę.- A Ty bądź grzeczna,
to wszystko będzie dobrze- powiedział oraz cmoknął mnie w
czoło.
Zaskoczył mnie takim zachowaniem, ale jeszcze większym
szokiem było to, co w tej chwili poczułam. Niezwykłe ciepło
ogarnęło moje serce i miałam wrażenie, że już za nim tęsknię,
kiedy zamykał za sobą drzwi. Nie! Przecież to niemożliwe! Coś
jest ze mną nie tak, to na pewno stres i wszystko mi się
miesza.
Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie w pasie.
-To
jak maleńka. Ja, Ty i...partyjka Piotrusia?- powiedział zielony,
mrugając zalotnie rzęsami.
-Taa, a co powiesz na
bierki?-zapytałam w nadziei, że się odczepi, ale niestety dało to
przeciwny efekt.
-Mam! Chwilunia, mam!- Carlo pobiegł, jak
oparzony po upragnioną rzecz, a mi całkiem odebrało mowę. Mina
chłopaków- bezcenna.
-Zastanawiam się, co będzie dla
mnie większą traumą-powiedział Zack kładąc się z powrotem na
hamak.- Jego tyłek w różowych spodniach, czy jego trzęsący
się tyłek w różowych spodniach?
-Faktycznie masz ciężki
orzech do zgryzienia-dopiekł mu Alex, rzucając w niego paczką
chipsów.
-To co, gramy?- Carlo pomachał kolorowymi
patyczkami.
-Nieeee!!
Cały kolejny dzień minął w zabawnej
atmosferze. Ciągle siedziałam w domku chłopaków, a Carlo
dwoił się i troił, abym się nie nudziła. Przestałam się z nim
kłócić i nawet polubiłam. Mike i Alex uczyli mnie grać na
konsoli, co było nie lada wyczynem. Chichraliśmy się przy tym bez
opamiętania, bo po chwili byłam „trupem”. Alex stwierdził, że
biję rekordy umieralności. No cóż, ktoś musi. Agnes
przynosiła nam jedzenie i chodziłam z nią do ogrodu, aby odpocząć
od tych pajaców. Zauważyłam również, że Carlos na
widok czarnulki robi maślane oczy, a ona cała się rumieni.
Hmm..może być zabawnie. Najtrudniej było mi przyzwyczaić się do
towarzystwa Dave'a. Był taki tajemniczy, opanowany i chłodny. Z
nich wszystkich najbardziej pasował na gangstera. Z resztą tylko
jego się obawiałam. No, może nie tylko jego, bo jeszcze Zack był
dziwny, ale trzymał się ode mnie z daleka. W przeciwieństwie do
Dave'a, który po ostatnim incydencie coraz bardziej mnie
przerażał.
Usnęłam na kanapie i nagle poczułam dotyk na
policzku. Zerwałam się, jak oparzona i zorientowałam się, że to
właśnie brunet siedzi i wpatruje się we mnie. Chciałam uciec, ale
chwycił mnie mocno za rękę, że nie mogłam jej wyrwać.
-Chcę
iść do Mike'a i Alexa!
-Chyba źle zrozumiałaś polecenie
Dragona, bo mam Cie pilnować!
-To chyba Ty coś źle zrozumiałeś,
bo nie tylko Ty masz to robić. Powiem mu o wszystkim!- nagle pobladł
i w końcu puścił moją rękę, a ja uciekłam do
chłopaków.
Wieczorem byłam bardzo niespokojna, ale sama
nie wiem czemu. Miałam jakieś dziwne przeczucie, a do tego Diego
ciągle nie wracał. Pytałam o niego nawet Carlosa, a ten tylko się
śmiał, że stęskniłam się za swoim księciem. Wreszcie poczułam
się senna i poszłam do najbardziej oddalonego pokoju. Chłopcy
odstąpili go dla mnie, abym miała spokój. Położyłam się
i przez chwilę patrzyłam przez okno na gwiaździste niebo, aż
usnęłam.
Musiało być po północy, kiedy obudziły mnie
straszne krzyki. Ocknęłam się i poczułam smród dymu. Coś
się paliło! Zeskoczyłam z łóżka i pobiegłam do drzwi,
ale w tym samym momencie otworzyły się i ktoś uderzył we mnie z
całej siły, aż walnęłam z jękiem o podłogę. Do pokoju
wtargnęły kłęby dymu i zrozumiałam, że to nasz dom się pali.
Do moich oczu napłynęły łzy i zaczęłam panikować, w ogóle
nie zwracając uwagi na Dave'a, który coś krzyczał. Pomógł
mi wstać, ale odepchnęłam go i pobiegłam do okna. Szarpałam za
klamkę, ale było zablokowane. Wściekły brunet rzucił na mnie koc
i wziął na ręce. Nic nie widziałam, ale czułam, że jesteśmy w
samym środku piekła. Bałam się, że spłoniemy żywcem oboje. Nie
wiem ile to trwało, ale poczułam grunt pod nogami i koc zsunął
się z mojej głowy. Zachłysnęłam się powietrzem dusząc przy
tym, aż wreszcie wyrównałam oddech. Widziałam, jak
pozostali desperacko gasili ogień, który rozprzestrzenił się
w głąb budynku. Przez łzy dostrzegłam Agi, która płakała
w ramionach Carlosa. Chciałam do niej iść, ale Dave tak mocno mnie
ściskał, że nie miałam siły się wyrwać.
-Puść mnie! Puść
wreszcie!-okładałam go pięściami, ale w cały chaosie w ogóle
nie reagował.
-Nie rozumiesz?! Zostaw ją!-usłyszałam nagle i
znalazłam się w innych ramionach. To był Diego! Musiał właśnie
wrócić, bo był cały zdyszany, a w jego oczach malowało się
jednocześnie przerażenie i wściekłość.
-Diego...-mój
głos załamał się i wtuliłam się w niego.
-Ciii...-wziął
mnie na ręce i pocałował w głowę.- Już dobrze, jestem przy
Tobie i zawsze będę.
*„Danza
Kuduro”
Don Omar feat.Lucenzo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz