poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział II

Ten też starałam się poprawić ;)


  Kolejny dzień nie był łatwy ani przyjemny dla małej Shony. Już wcześnie rano Mamoru zbudził ją gwałtownie i kazał założyć szkolny mundurek. Dziewczynka była zdezorientowana, że od razu po przyjeździe musi iść do szkoły. Tym bardziej, iż brunet wybrał najlepszą placówkę, ale w drugim końcu miasta. Na sam dźwięk słowa „najlepsza” wiedziała, że nie oznacza to nic dobrego. Zdążyła jeszcze schować do plecaka pamiętnik, a potem pobiegła do samochodu.
  W czasie drogi Chiba nie odezwał się słowem, a mała z obawą obserwowała drogę. Kiedy dojechali na miejsce, przytuliła ojca na pożegnanie.

-Dam Ci buziaka-uśmiechnęła się radośnie.
-Nie jesteś na to za duża?-odsunął ją od siebie.-Dorośnij wreszcie-skwitował sucho.
Aizawa wysiadła z auta w osłupieniu oraz powolnym krokiem ruszyła w stronę szkoły.
-Shona!-brunet krzyknął nagle, a ta odwróciła się z nadzieją w oczach.
-Dziś odbiorę Cię ze szkoły, ale od jutra zajmie się Tobą opiekunka-dorzucił na koniec i odjechał z piskiem opon.
Co ja sobie w ogóle wyobrażałam?”-pomyślała ze smutkiem.
Następnie wpadła w troskliwe objęcia nauczycielki, która przedstawiła uczniom nową koleżankę. Zrządzeniem losu brunetka usiadła przed zielonookim Hiro. Ku jej wielkiemu szczęściu, bo nie sądziła, że chłopiec może być taki pomocny. Szczególnie na lekcjach matematyki, z której nigdy nie była dobra.
Ojciec się wścieknie, jak znowu nie zaliczę”-trapiła się nad zadaniem, aż poczuła kopnięcie w krzesełko.
-Pssyt! Chyba masz problem?-mały Kou szepnął w jej stronę.
-Tak jakby-odpowiedziała speszona.
-Trzymaj-podał jej kartkę z odpowiedziami.
-Dzięki-z entuzjazmem chwyciła zawiniątko, aby nikt nie zauważył.
     Po zajęciach niebieskooka szukała swojego „wybawcy”, lecz na próżno. W końcu zawróciła na parking, jednak Chiby też nie było, jak obiecywał rano. Zrezygnowana poszła na boisko i usiadła po drzewem, wyjmując z plecaka pamiętnik. Otworzyła na ostatnim wpisie, czyli kolejnym liście do matki. Jednym z wielu, które wysłałaby, tylko dokąd?
    Dziewczynka naszykowała jeszcze długopis, gdy nagle poczuła mocne uderzenie w głowę i upadła na ziemię. Dopiero po kilku minutach ocknęła się, ponieważ ktoś nią potrząsał.
-Zabiłeś ją, baranie-usłyszała czyjś głos, a potem ujrzała przerażonego blondaska oraz znajomą twarz srebrnowłosego.
-To Ty...-wyjąkała i usiadła, masując obolałe miejsce.
-Litości, nie skarż na mnie. Strasznie Cię przepraszam-młodszy z chłopców złożył ręce w geście błagalnym.
-Zabawny jesteś-zasłoniła usta dłonią i zaczęła chichotać.-Nie martw się, nikomu nie powiem. Jak masz na imię?
-Ichiro Kou-chłopiec uścisnął jej dłoń.
-Kou? Jesteście braćmi?
-Nie! Jeszcze tego by brakowało-Hiro naburmuszył się. -Niestety mam siostrę i jest o wiele gorsza, niż on.
-Słyszałaś o zespole Trzy Gwiazdy?-Ichi wtrącił się do rozmowy.-Seiya, to mój tata!-krzyknął z wyraźną dumą.
-Jasne, ale...zgrywasz się-spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-Nie, tym razem mówi prawdę. Chodź z nami do studia, to się przekonasz. Zobaczysz, będzie świetnie-dodał Hiro.
-Chciałabym, tylko...-zawahała się, gdyż trudno było zrezygnować z takiej propozycji.
-Shona!!!-brunetka usłyszała głos Mamoru, a z jego tonu wynikało, że jest wściekły.
-Muszę iść!-wpadła w panikę i w pośpiechu pozbierała swoje rzeczy.-Spotkamy się jutro!
Chłopcy patrzyli, jak pobiegła w stronę czarnego audi.
****
     Seiya był w złym nastroju już od samego rana. Sam nie potrafił wytłumaczyć, czemu wszystko go drażniło, a może po prostu wstał z łóżka lewą nogą. Do studia dotarł pierwszy, ale nie mógł znaleźć kluczy od drzwi. Gdy wreszcie wpadły mu w ręce, rozsypał cały pęk na podłogę.
-Ku*wa! Niech, to szlak!-zaklął siarczyście pod nosem i po trudach dopasował właściwy klucz.
    Niestety nie zauważył dziwnego blasku, który rozpłynął się w powietrzu ani nie usłyszał złośliwego chichotu, dochodzącego z pobliskiego drzewa.
Zaraz za liderem zespołu zjawił się Yaten i od razu wyczuł napiętą atmosferę.
-Jeszcze mi się od Ciebie udzieli-powiedział na wstępie.
-Nie musi-brunet odgryzł się.
-Sugerujesz coś?
-Nie, ależ skąd.
-Więc bierz się do roboty!
Seiya rzucił bratu złowrogie spojrzenie oraz zamknął się w kabinie, zakładając słuchawki. Pierwsze takty muzyki zabrzmiały w pomieszczeniu, lecz nie przyniosły mu ukojenia. Zawsze kiedy śpiewał czuł się wolny i odprężony. Jednak tym razem nic nie szło po jego myśli. Nie potrafił skupić się nawet nad tekstem. Natychmiast przerwał nagranie i wybiegł ze środka.
-Co się dzieje?-srebrnowłosy zastąpił mu drogę.
-Nie wiem! Nie mam pojęcia! Przepuść mnie!-popchnął go z całej siły.
-Co on najlepszego wyprawia?-Taiki był kompletnie zdruzgotany.
-A jak myślisz?! Zaraz usłyszy, co o tym wszystkim sądzę!
-Yaten!
-Nie wtrącaj się!
Zielonooki pobiegł za Seiyą i zastał go opartego o barierkę. W drżącej dłoni trzymał papierosa oraz mamrotał coś pod nosem.
-Podobno nie palisz.
-Podobno, a to niekoniecznie oznacza prawdę.
-Obiecałeś Usagi, że nie będziesz palił.
-Robisz za moją niańkę? Jesteś śmieszny-odpowiedział drwiąco.
Yaten nie był w stanie dłużej hamować swojej złości.
-Wiesz, co Ci powiem?! To Ty jesteś śmieszny! Nigdy jej nie znajdziesz, więc odpuść sobie!
Seiya poczuł, jak nieopisany dreszcze przechodzi przez jego ciało. Zacisnął pięści, a resztki niedopalonego papierosa wylądowały na posadzce.
-Kiedy dotrze do Ciebie, że jest już za późno?! Trzeba było lepiej pilnować dzieciaka!
-Powtórz to!!!-brunet warknął ostrzegawczo.
-Lekkomyślnie postąpiłeś, zostawiając małą z Usagi.
-Ty pieprzony draniu!-starszy Kou rzucił się na brata. Złapał go za marynarkę i przyparł do muru.-Po cholerę wtedy do mnie dzwoniłeś?! Wiedziałeś, że zostaną same! Odszczekaj to, słyszysz?!
Yaten zacisnął zęby, ale nie zamierzał ulec. W dalszym ciągu patrzył mu hardo w oczy.
-Seiya!!!-Taiki przybył w samą porę i rozdzielił awanturników.-Odbiło Ci?!
-Dajcie mi spokój! A zwłaszcza Ty!-krzyknął na srebrnowłosego, patrząc na niego z pogardą. Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył przed siebie.
-Musiałeś mu, to wszystko mówić?-szatyn zapytał z wyrzutem.
-Niech zejdzie na ziemię.
-A nie uważasz, że to da odwrotny skutek?!
-Idź go pociesz!
-Chyba sam powinieneś zejść na ziemię-pokręcił głową z niezadowolenia.
-Próba skończona.
-Doprawdy?
****
       Usagi ze zdziwieniem wybiegła z pokoju, gdy jej mąż przekroczył próg domu, a raczej wpadł niczym piorun, trzaskając drzwiami aż huknęło w całej okolicy.
Wyminął blondynkę i popędził do gabinetu.
-Też się cieszę, że Cię widzę-powiedziała sama do siebie.-Inaczej pogadamy, Panie Kou-zebrała się na odwagę, lecz przeszkodził jej dźwięk telefonu.
Zmartwiony głos Mianko nie wróżył niczego dobrego.
-Co?!-krzyknęła z zawodem.-O co poszło?
-...
-Dobrze Mina-chan, zaraz będę. Mam już tego dość!
-...
-Nic mnie, to nie obchodzi! Może nawet podpalić mieszkanie! Już do Ciebie lecę-zdenerwowana odłożyła słuchawkę i szybko naciągnęła płaszcz.
Niestety na parkingu spotkała ją niemiła niespodzianka, bo na miejscu gdzie zwykle stało auto była totalna pustka.
-Świetnie! Mój facet dziecinnieje z wiekiem! Wygląda na to, że czeka mnie spacer-z rezygnacją spojrzała na pokaźne obcasy.
Blondynka wbiegła do „Crown” prawie w podskokach, odczuwając na stopach okropne odciski. Z daleka rozpoznała przyjaciółkę, więc ostatkiem sił dotarła do stolika.
-Moje biedne nogi.
-To ma być „zaraz”?
-Ami-chan!-Usa wrzasnęła, widząc drugą przyjaciółkę.-Co, Ty tu robisz?!
-Właściwie, to ja prosiłam o spotkanie-niebieskowłosa odstawiła filiżankę z kawą oraz spoważniała.-Są dwa powody. Po pierwsze, faktycznie chodzi o awanturę Yatena i Seiyi, a po drugie o Rei.
-O Rei?!-teraz Minako zdziwiła się.
-Tak, dokładnie. Pozwólcie, że zacznę od początku, bo za godzinę mam dyżur w szpitalu i nie mam dużo czasu. Usagi, porozmawiaj z Seiyą. Z nim nie jest dobrze...
-Wiem, ale on nie chce rozmawiać albo udaje, że jest w porządku. Skąd wiesz, o co się pokłócili?
-Taiki, rzecz jasna. Przyznam, że Yaten też sympatyczny nie był, a poszło o...o porwanie Amayi-Ami z trudem wypowiedziała ostatnie słowa.
Sama Minako dostała gęsiej skórki i z przestrachem spojrzała na złotowłosą.
-Usagi, przepraszam za niego...
-Daj spokój, to nie Twoja wina. Mam zupełnie inne rozwiązanie, otóż nie będziemy ich godzić! Obaj powinni dojść do porozumienia, ale sami! Natomiast Seiya, musi porozmawiać ze mną otwarcie-przygryzła usta, próbując opanować emocje.
-Ami, a co z Rei?-Mina przeszła do kolejnego tematu.
-Wraca do Tokio, chociaż powody chyba nie są zbyt dobre.
-Nic z tego nie rozumiem-Usagi pokręciła głową.-Tak nagle wraca z Kanady?
-Sama nam wszystko wyjaśni, po jutrze-Mekrury dodała tajemniczo oraz chwyciła za torebkę i pośpiesznie opuściła kawiarnię.
****
    W gabinecie panował półmrok, a pomimo tego brunet przeglądał stertę dokumentów. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie informacje, jakie zawierały.
-”Trzy Gwiazdy nagrywają kolejną płytę”-przeczytał nagłówek artykułu, lecz w jego głosie było słychać kpinę.-Zobaczymy, czy zdążysz ją nagrać, Seiya-odrzucił na bok gazetę i wziął do ręki kilka fotografii.
Pierwsze zdjęcie wywołało na jego twarzy wzruszenie i to o wiele większe, niż się spodziewał. Natomiast na drugim zatrzymał wzrok.
-Masz jeszcze syna-ściszył drżący głos.-To nie dobrze...dla Niej...-zmiażdżył fotkę, a potem wyrzucił w ciemny kąt. Następnie wyjął z biurka pudełko.
-Endymionie...-surowy głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, a towarzysząca mu poświata oślepiła mężczyznę.
Ten oprzytomniał i natychmiast poderwał się z miejsca. Zachowywał się, jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
-Czego chcesz?! Akurat teraz?!-warknął gniewnie.
-Nie tym tonem! Mam Ci przypomnieć, kto komu pomaga?-blask nasilił się, a brunet skrzywił się w bólu.-Masz być gotowy, kiedy dam Ci znak!
-Będę...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz