Kolejny
dzień nie był łatwy ani przyjemny dla małej Shony. Już wcześnie
rano Mamoru zbudził ją gwałtownie i kazał założyć szkolny
mundurek. Dziewczynka była zdezorientowana, że od razu po
przyjeździe musi iść do szkoły. Tym bardziej, iż brunet wybrał
najlepszą placówkę, ale w drugim końcu miasta. Na sam
dźwięk słowa „najlepsza” wiedziała, że nie oznacza to nic
dobrego. Zdążyła jeszcze schować do plecaka pamiętnik, a potem
pobiegła do samochodu.
W czasie drogi Chiba nie odezwał się
słowem, a mała z obawą obserwowała drogę. Kiedy dojechali na
miejsce, przytuliła ojca na pożegnanie.
-Dam
Ci buziaka-uśmiechnęła się radośnie.
-Nie
jesteś na to za duża?-odsunął ją od siebie.-Dorośnij
wreszcie-skwitował sucho.
Aizawa
wysiadła z auta w osłupieniu oraz powolnym krokiem ruszyła w
stronę szkoły.
-Shona!-brunet
krzyknął nagle, a ta odwróciła się z nadzieją w oczach.
-Dziś
odbiorę Cię ze szkoły, ale od jutra zajmie się Tobą
opiekunka-dorzucił na koniec i odjechał z piskiem opon.
„Co
ja sobie w ogóle wyobrażałam?”-pomyślała
ze smutkiem.
Następnie
wpadła w troskliwe objęcia nauczycielki, która przedstawiła
uczniom nową koleżankę. Zrządzeniem losu brunetka usiadła przed
zielonookim Hiro. Ku jej wielkiemu szczęściu, bo nie sądziła, że
chłopiec może być taki pomocny. Szczególnie na lekcjach
matematyki, z której nigdy nie była dobra.
„Ojciec
się wścieknie, jak znowu nie zaliczę”-trapiła się nad
zadaniem, aż poczuła kopnięcie w krzesełko.
-Pssyt!
Chyba masz problem?-mały Kou szepnął w jej stronę.
-Tak
jakby-odpowiedziała speszona.
-Trzymaj-podał
jej kartkę z odpowiedziami.
-Dzięki-z
entuzjazmem chwyciła zawiniątko, aby nikt nie zauważył.
Po
zajęciach niebieskooka szukała swojego „wybawcy”, lecz na
próżno. W końcu zawróciła na parking, jednak Chiby
też nie było, jak obiecywał rano. Zrezygnowana poszła na boisko i
usiadła po drzewem, wyjmując z plecaka pamiętnik. Otworzyła na
ostatnim wpisie, czyli kolejnym liście do matki. Jednym z wielu,
które wysłałaby, tylko dokąd?
Dziewczynka
naszykowała jeszcze długopis, gdy nagle poczuła mocne uderzenie w
głowę i upadła na ziemię. Dopiero po kilku minutach ocknęła
się, ponieważ ktoś nią potrząsał.
-Zabiłeś
ją, baranie-usłyszała czyjś głos, a potem ujrzała przerażonego
blondaska oraz znajomą twarz srebrnowłosego.
-To
Ty...-wyjąkała i usiadła, masując obolałe miejsce.
-Litości,
nie skarż na mnie. Strasznie Cię przepraszam-młodszy z chłopców
złożył ręce w geście błagalnym.
-Zabawny
jesteś-zasłoniła usta dłonią i zaczęła chichotać.-Nie martw
się, nikomu nie powiem. Jak masz na imię?
-Ichiro
Kou-chłopiec uścisnął jej dłoń.
-Kou?
Jesteście braćmi?
-Nie!
Jeszcze tego by brakowało-Hiro naburmuszył się. -Niestety mam
siostrę i jest o wiele gorsza, niż on.
-Słyszałaś
o zespole Trzy Gwiazdy?-Ichi wtrącił się do rozmowy.-Seiya, to mój
tata!-krzyknął z wyraźną dumą.
-Jasne,
ale...zgrywasz się-spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-Nie,
tym razem mówi prawdę. Chodź z nami do studia, to się
przekonasz. Zobaczysz, będzie świetnie-dodał Hiro.
-Chciałabym,
tylko...-zawahała się, gdyż trudno było zrezygnować z takiej
propozycji.
-Shona!!!-brunetka
usłyszała głos Mamoru, a z jego tonu wynikało, że jest wściekły.
-Muszę
iść!-wpadła w panikę i w pośpiechu pozbierała swoje
rzeczy.-Spotkamy się jutro!
Chłopcy
patrzyli, jak pobiegła w stronę czarnego audi.
****
Seiya
był w złym nastroju już od samego rana. Sam nie potrafił
wytłumaczyć, czemu wszystko go drażniło, a może po prostu wstał
z łóżka lewą nogą. Do studia dotarł pierwszy, ale nie
mógł znaleźć kluczy od drzwi. Gdy wreszcie wpadły mu w
ręce, rozsypał cały pęk na podłogę.
-Ku*wa!
Niech, to szlak!-zaklął siarczyście pod nosem i po trudach
dopasował właściwy klucz.
Niestety
nie zauważył dziwnego blasku, który rozpłynął się w
powietrzu ani nie usłyszał złośliwego chichotu, dochodzącego z
pobliskiego drzewa.
Zaraz
za liderem zespołu zjawił się Yaten i od razu wyczuł napiętą
atmosferę.
-Jeszcze
mi się od Ciebie udzieli-powiedział na wstępie.
-Nie
musi-brunet odgryzł się.
-Sugerujesz
coś?
-Nie,
ależ skąd.
-Więc
bierz się do roboty!
Seiya
rzucił bratu złowrogie spojrzenie oraz zamknął się w kabinie,
zakładając słuchawki. Pierwsze takty muzyki zabrzmiały w
pomieszczeniu, lecz nie przyniosły mu ukojenia. Zawsze kiedy śpiewał
czuł się wolny i odprężony. Jednak tym razem nic nie szło po
jego myśli. Nie potrafił skupić się nawet nad tekstem.
Natychmiast przerwał nagranie i wybiegł ze środka.
-Co
się dzieje?-srebrnowłosy zastąpił mu drogę.
-Nie
wiem! Nie mam pojęcia! Przepuść mnie!-popchnął go z całej siły.
-Co
on najlepszego wyprawia?-Taiki był kompletnie zdruzgotany.
-A
jak myślisz?! Zaraz usłyszy, co o tym wszystkim sądzę!
-Yaten!
-Nie
wtrącaj się!
Zielonooki
pobiegł za Seiyą i zastał go opartego o barierkę. W drżącej
dłoni trzymał papierosa oraz mamrotał coś pod nosem.
-Podobno
nie palisz.
-Podobno,
a to niekoniecznie oznacza prawdę.
-Obiecałeś
Usagi, że nie będziesz palił.
-Robisz
za moją niańkę? Jesteś śmieszny-odpowiedział drwiąco.
Yaten
nie był w stanie dłużej hamować swojej złości.
-Wiesz,
co Ci powiem?! To Ty jesteś śmieszny! Nigdy jej nie znajdziesz,
więc odpuść sobie!
Seiya
poczuł, jak nieopisany dreszcze przechodzi przez jego ciało.
Zacisnął pięści, a resztki niedopalonego papierosa wylądowały
na posadzce.
-Kiedy
dotrze do Ciebie, że jest już za późno?! Trzeba było
lepiej pilnować dzieciaka!
-Powtórz
to!!!-brunet warknął ostrzegawczo.
-Lekkomyślnie
postąpiłeś, zostawiając małą z Usagi.
-Ty
pieprzony draniu!-starszy Kou rzucił się na brata. Złapał go za
marynarkę i przyparł do muru.-Po cholerę wtedy do mnie dzwoniłeś?!
Wiedziałeś, że zostaną same! Odszczekaj to, słyszysz?!
Yaten
zacisnął zęby, ale nie zamierzał ulec. W dalszym ciągu patrzył
mu hardo w oczy.
-Seiya!!!-Taiki
przybył w samą porę i rozdzielił awanturników.-Odbiło
Ci?!
-Dajcie
mi spokój! A zwłaszcza Ty!-krzyknął na srebrnowłosego,
patrząc na niego z pogardą. Odwrócił się na pięcie i
szybkim krokiem ruszył przed siebie.
-Musiałeś
mu, to wszystko mówić?-szatyn zapytał z wyrzutem.
-Niech
zejdzie na ziemię.
-A
nie uważasz, że to da odwrotny skutek?!
-Idź
go pociesz!
-Chyba
sam powinieneś zejść na ziemię-pokręcił głową z
niezadowolenia.
-Próba
skończona.
-Doprawdy?
****
Usagi
ze zdziwieniem wybiegła z pokoju, gdy jej mąż przekroczył próg
domu, a raczej wpadł niczym piorun, trzaskając drzwiami aż huknęło
w całej okolicy.
Wyminął
blondynkę i popędził do gabinetu.
-Też
się cieszę, że Cię widzę-powiedziała sama do siebie.-Inaczej
pogadamy, Panie Kou-zebrała się na odwagę, lecz przeszkodził jej
dźwięk telefonu.
Zmartwiony
głos Mianko nie wróżył niczego dobrego.
-Co?!-krzyknęła
z zawodem.-O co poszło?
-...
-Dobrze
Mina-chan, zaraz będę. Mam już tego dość!
-...
-Nic
mnie, to nie obchodzi! Może nawet podpalić mieszkanie! Już do
Ciebie lecę-zdenerwowana odłożyła słuchawkę i szybko naciągnęła
płaszcz.
Niestety
na parkingu spotkała ją niemiła niespodzianka, bo na miejscu gdzie
zwykle stało auto była totalna pustka.
-Świetnie!
Mój facet dziecinnieje z wiekiem! Wygląda na to, że czeka
mnie spacer-z rezygnacją spojrzała na pokaźne obcasy.
Blondynka
wbiegła do „Crown” prawie w podskokach, odczuwając na stopach
okropne odciski. Z daleka rozpoznała przyjaciółkę, więc
ostatkiem sił dotarła do stolika.
-Moje
biedne nogi.
-To
ma być „zaraz”?
-Ami-chan!-Usa
wrzasnęła, widząc drugą przyjaciółkę.-Co, Ty tu robisz?!
-Właściwie,
to ja prosiłam o spotkanie-niebieskowłosa odstawiła filiżankę z
kawą oraz spoważniała.-Są dwa powody. Po pierwsze, faktycznie
chodzi o awanturę Yatena i Seiyi, a po drugie o Rei.
-O
Rei?!-teraz Minako zdziwiła się.
-Tak,
dokładnie. Pozwólcie, że zacznę od początku, bo za godzinę
mam dyżur w szpitalu i nie mam dużo czasu. Usagi, porozmawiaj z
Seiyą. Z nim nie jest dobrze...
-Wiem,
ale on nie chce rozmawiać albo udaje, że jest w porządku. Skąd
wiesz, o co się pokłócili?
-Taiki,
rzecz jasna. Przyznam, że Yaten też sympatyczny nie był, a poszło
o...o porwanie Amayi-Ami z trudem wypowiedziała ostatnie słowa.
Sama
Minako dostała gęsiej skórki i z przestrachem spojrzała na
złotowłosą.
-Usagi,
przepraszam za niego...
-Daj
spokój, to nie Twoja wina. Mam zupełnie inne rozwiązanie,
otóż nie będziemy ich godzić! Obaj powinni dojść do
porozumienia, ale sami! Natomiast Seiya, musi porozmawiać ze mną
otwarcie-przygryzła usta, próbując opanować emocje.
-Ami,
a co z Rei?-Mina przeszła do kolejnego tematu.
-Wraca
do Tokio, chociaż powody chyba nie są zbyt dobre.
-Nic
z tego nie rozumiem-Usagi pokręciła głową.-Tak nagle wraca z
Kanady?
-Sama
nam wszystko wyjaśni, po jutrze-Mekrury dodała tajemniczo oraz
chwyciła za torebkę i pośpiesznie opuściła kawiarnię.
****
W
gabinecie panował półmrok, a pomimo tego brunet przeglądał
stertę dokumentów. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie
informacje, jakie zawierały.
-”Trzy
Gwiazdy nagrywają kolejną płytę”-przeczytał nagłówek
artykułu, lecz w jego głosie było słychać kpinę.-Zobaczymy, czy
zdążysz ją nagrać, Seiya-odrzucił na bok gazetę i wziął do
ręki kilka fotografii.
Pierwsze
zdjęcie wywołało na jego twarzy wzruszenie i to o wiele większe,
niż się spodziewał. Natomiast na drugim zatrzymał wzrok.
-Masz
jeszcze syna-ściszył drżący głos.-To nie dobrze...dla
Niej...-zmiażdżył fotkę, a potem wyrzucił w ciemny kąt.
Następnie wyjął z biurka pudełko.
-Endymionie...-surowy
głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, a towarzysząca mu poświata
oślepiła mężczyznę.
Ten
oprzytomniał i natychmiast poderwał się z miejsca. Zachowywał
się, jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
-Czego
chcesz?! Akurat teraz?!-warknął gniewnie.
-Nie
tym tonem! Mam Ci przypomnieć, kto komu pomaga?-blask nasilił się,
a brunet skrzywił się w bólu.-Masz być gotowy, kiedy dam Ci
znak!
-Będę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz