-Całkiem
zwariowałaś, a ja idiota miałem cień nadziei, że
zmądrzałaś!!!-Dragon pienił się jak wściekły pies, motając po
naszej sypialni.
Po starciu z Zackiem siłą zaciągnął mnie do
domu. Próbowałam stawić mu opór, bo chciałam
sprawdzić, co z Agi, lecz nie miałam szans. Złość zawładnęła
nim i w ogóle się nie kontrolował. Myślałam, że złamie
mi rękę, ale zacisnęłam zęby z bólu.
Od jego słowotoku
wręcz kręciło mi się w głowie. Nie będzie mi prawił kazań!
Jeśli uważał, że po jednej nocy stałam się własnością
wszechwładnego gangstera, to był w ogromnym błędzie! Wyznałam mu
miłość, a nie podpisałam cyrograf. Chociaż, jak się głębiej
zastanowić, to na jedno wychodzi...Nieważne!
Czy naprawdę nie
mógłby przestać nadawać, jak radio? Jeszcze trochę i
zaślini dywan albo pościel.
-A co miałam zrobić?! Zack uderzył
Agnes, a Carlosa zaatakował nożem!-stanęłam przed moim
rozjuszonym mężem.
-Kobieto, masz metr pięćdziesiąt i
postanowiłaś dołączyć do bijących się goryli?! Brawo!
Wykazałaś się zdrowym rozsądkiem!-przyłożył mi rękę do
czoła.-Aż wrze!
-Po pierwsze!-strąciłam jego łapsko.-Chciałam
pomóc! Po drugie, mam metr pięćdziesiąt siedem!
No co,
nie będzie mi centymetrów odejmował.
-Najmocniej
przepraszam, że nie mam linijki w oczach-pokręcił głową z
zażenowaniem.
Chwycił mnie za ramiona i z łatwością posadził
na łóżku.
-Zastanowiłaś się, co by było gdybym się
nie pojawił?! Mogłem być w gabinecie i nie zauważyłbym bójki!
Cassie, dorośnij!
Ale się wczuł...Miał trochę racji, ponieważ
Zack był nieobliczalny. Izolował się od wszystkich, a skoro
dołączył do gangu, to powinien współpracować z chłopkami.
Jednak Alex wspominał mi, że nie potrafią nim rozmawiać.
Właściwie, on sam nie garnął się do nawiązywania
znajomości.
-Nie żałuję...-odpowiedziałam
cicho.
-Cassie...-westchnął, kładąc głowę na moim
ramieniu.
Chyba wyczerpałam wszystkie pokłady cierpliwości,
zahaczając nawet o zapasy. W końcu będzie musiał się
przyzwyczaić, że ja zawszę stawiam na swoim.
Trwaliśmy tak w
jednej pozie i Diego wstał raptownie, łapiąc się za głowę.
-Mam
tego dość! Rozumiesz?!-wpadł w jeszcze większy szał, niż za
pierwszym razem.
Przestraszyłam się go po raz pierwszy. Bywały
momenty, że napędził mi strachu, lecz nie do tego stopnia, iż
każda część mojego ciała krzyczała: Wiej, póki
możesz!
Analizując położenie w jakim się znalazłam, to
nadzieje o ucieczce malały drastycznie.
-Naprawdę mnie kochasz,
czy wczorajszy napływ człowieczeństwa i wyznanie rzekomych uczuć,
to próba zabawienia się moim kosztem?
Nie wiem, jakim
cudem znalazłam się blisko niego i spoliczkowałam, aż echo
uderzenia rozniosło się po całym pokoju.
Cofnęłam się do
tyłu z niedowierzaniem patrząc na własną dłoń, a on stał w
bezruchu z odwróconą twarzą. Nie chciałam go uderzyć, ale
zwątpił...Nie miał prawa!
Otumaniona niemocą, która
zapanowała nade mną, pozwoliłam by ścisnął moje nadgarstki oraz
przygarnął do siebie. Z ledwością utrzymywałam się na
palcach.
-Bolało?! No odpowiedz?!-potrząsnął mną.-Od samego
początku jestem z Tobą szczery i nie pozwolę robić z siebie
idioty! Skoro nie chcesz po dobroci, to od teraz będziemy grać
według moich zasad! Zaraz rozwiążemy wszystkie problemy, a
zaczniemy od Dave'a! Co Cię z nim łączy?!
Wytrzeszczyłam oczy.
Trafił mi się zazdrosny idiota!
-Nic mnie z nim nie
łączy!-zapiszczałam
-Więc czemu tak go bronisz, zamiast
powiedzieć mi prawdę?!
Puścił mnie i upadłam na dywan. Co
robić? Cała prawda źle się skończy zarówno dla Dave'a,
jak i dla Dragona. Pozabijają się!
-Tłumaczyłam Ci, że go nie
znoszę! Nie chę mieć z nim nic wspólnego!-starałam się
powstrzymać łzy.
-W takim razie, musisz mieć powód!-nie
ustępował.-Chyba, że ma krzywy nos i Twoje wrażliwe usposobienie
nie może znieść mało estetycznego widoku!
Gdybym była
mężczyzną, to wybiłabym zęby temu aroganckiemu padalcowi.
-Jest
dziwny! Ile razy mam to powtarzać?!
-Z milion razy to
słyszałem!!!
Chyba żyrandol zatrząsł się pod wpływem
krzyków. Oby spadł na jego pusty sagan.
-Carlos też jest
dziwny i jakoś nie narzekałaś! Natychmiast wyjaśnij, o co
chodzi!
-W przeciwieństwie do Dave'a, Carlos pożera wzrokiem
Agnes, a nie mnie!
No i powiedziałam parę słów za
dużo...
-Dotknął Cię?
Od tak zimnego tonu dostałam
dreszczy, ale musiała skłamać, żeby nie rozpętać
piekła.
-Nie..
-Bez mojej zgody nie opuścisz sypialni-rzucił
oschle, kierując się do wyjścia.
Nie zdążyłam dobiec na
czas, toteż odbiłam się od drzwi. Zamek zazgrzytał pod wpływem
przekręcanego klucza, a ja podjęłam próbę szamotania się
z zamkiem. Kopałam w przeklęty mur oddzielający mnie od świata
oraz krzyczałam, aż ochrypłam. W końcu opadłam z sił i choćbym
pozdzierała paznokcie, to nie zmiękczyłabym serca zaślepionego
zazdrością faceta.
Położyłam się na łóżku i
pozostało mi czekać na informację o pogrzebie domniemanego
konkurenta mojego męża. Będę musiała wygarnąć dziadkowi, że
nie nauczył ukochanej wnusi trzymać języka za zębami. W
kontaktach z gangsterami oraz ich niedorozwiniętymi przyjaciółmi
taka cecha jest droższa od złota.
Zrobiłam nieład wszędzie,
gdzie się dało. Poustawiane przez pedantycznego Diegusia drobiazgi
przewalały się na szafkach. Wylałam jego ulubione perfumy do
umywalki w łazience, ale najlepsze zostawiłam na koniec.
Otworzyłam
szafę, w której poukładane były w kosteczkę białe
koszule. Wyjęła pierwszą z brzegu, zapewne nową oaz rozłożyłam
na łóżku, czując zapach płynu do płukania. Następnie
wygrzebałam z torebki krwistoczerwoną szminkę i na plecach białego
cuda nakreśliłam coś na wzór osła. Artystką nie zostanę,
ale Dragon dostanie zawału.
Złożyłam koszulę z powrotem,
odkładając na półkę, a potem usiadłam na bujanym fotelu.
Trudno, posiedzę cały dzień w klatce, a później będę
delektować się zemstą.
Po piętnastu minutach doszły do mnie
szmery od strony drzwi. Ktoś ostrożnie majstrował przy zamku.
Pilnie nasłuchiwałam każdy odgłos i niespodziewanie do sypialni
wsunęła się Agnes. Schowała klucze do kieszonki fartuszka oraz
podsunęła mogą pufę, żeby usiąść na przeciw
mnie.
-Wytłumaczysz mi, co tu zaszło?
Jak przyjrzałam się
jej przygaszonym oczom, to zrezygnowałam z kąśliwej
odpowiedzi.
-Twojemu przyjacielowi odbiło. Dokładniej nie da się
wytłumaczyć-wzruszyłam ramionami.
-Posłuchaj, Cassie. Znam
Diego od dziecka i widywałam go w różnych, skrajnych
sytuacjach. Z żalem Ci powiem, że tak wściekły i chamski w życiu
nie był. Kazał mi zwołać Dave'a i Alexa do gabinetu, kiedy
skończą z Zackiem. Przyjemny nie był i odkąd pracuję w tym domu,
to dopiero dziś poczułam się jak służąca.
-Agi...-dotknęłam
jej ręki.-Przepraszam, to moja wina. Nie rozumiem tylko, po co
mieszać w to Alexa?
Czyli w co?
-Dobrze...Powiem Ci...Poszło
właściwie o całokształt, ale oliwy do ognia dolał Dave.
Pokłóciłam się z Diego, a on nagle wyskoczył z jakimiś
insynuacjami, więc powiedziałam prawdę. To znaczy, prawie
prawdę...
-Cassie...-czarnulka przerzuciła oczy bezradnie.-Tak
się nie da żyć.
-Miałam mu opowiedzieć, jak to Dave przykleił
do mnie łapy w piwnicy?!
-Podejrzewałam, że macie konflikt, ale
nie tej natury!-naprawdę ją zaskoczyłam.-Dave jest w gangu od
początku, bo zawsze działał zdecydowanie i skutecznie. Nigdy nie
sprawiał problemów, ale do wylewnych też nie należał.
Widzę tylko jedno wyjście, albo odejdzie sam, albo Diego go
zabije-zakończyła entuzjastycznie.
-Błagam Cię, nie wydawaj
mnie! Przecież do niczego nie doszło. Niedługo wszystko wróci
do normy.
-Nie wiem...-wypuściła powietrze.-Wszystko pogmatwało
się odkąd Zack się pojawił. Niezdrowa atmosfera zapanowała wśród
chłopców Zaobserwowałam, że podzielili się na kilka
obozów. Mój Carlos z Mikiem i Alexem trzymają razem.
Dave wiecznie snuł się zamyślony, a ten młody kundel na
doczepkę...-spoważniała.- Nigdy mu nie ufałam. Ja wiem, że macie
mnie za głupią gęś, ale swoje wiem. Najmłodszy w grupie wcale
nie oznacza, że najsłabszy.
-Nie jesteś głupia!-oburzyłam
się.-Masz dużo racji. Wiesz, mi nie pasowało coś jeszcze. Nagła
przyjaźń Zack'a z Davem.
-Przyjaźń...-zasępiła się.
Wierzysz, że dwóch pustelników może się przyjaźnić?
Uspokoję się dopiero, gdy ostatni ślad po Zacku zatrze się na
amen. Poza tym, martwię się o Carlosa.
-Dlaczego? Poradzi
sobie.
-Właśnie-mruknęła.-Zbyt krótko z nami mieszkasz
i nie poznałaś go dobrze. Carlo ma dwie twarze, a gdy bierze udział
w akcjach jest nieobliczalny. Wolałabym, żeby imali się innych
zajęć, ale nie mam na to wpływu.
-Agi-uwiesiłam się jej na
szyi, kołysząc w prawo i w lewo.-Wszystko będzie w porządku,
zobaczysz. Obiecuję wzorowe zachowanie.
-I tak Cię stąd nie
wypuszczę. Nie mogę.
-Ok, czy ja coś mówię? Mi tu nawet
dobrze. Poczekam na tresera, nic nie tracę-posłałam jej buziaka na
pożegnanie.
-Nie będę rozszyfrowywać Twoich słów, bo
aż się boję.
-No idź już, bo i Ciebie zamkną.
Obdarzyła
mnie zagadkowym spojrzeniem i zwlekała nad odpowiedzią, którą
ostatecznie przemilczała.
****
Koniec
pobłażania w tym domu! Najwidoczniej moi ludzie zapomnieli za co im
płacę. Przepychanki z Cassie przysłoniły mi pozostałe obowiązki,
ale Dragon wrócił. Zmiażdżę każdego, kto dopuścił się
zaniedbania i nie radzę stawać mi na drodze. Jeśli Dave'owi
wydawało się, że będzie mi grał na nosie oraz osaczał moją
żonę, to pokrzyżuję jego szyki. Pohańbiona duma zaboli go
najbardziej, a wiem jaki jest próżny.
Usiadłem za
biurkiem, gorączkowy czekając na chłopaków. Jak długo
można oklepywać niewyrośniętego gówniarza?! Sam szybciej
załatwiłbym śmiecia.
Wreszcie usłyszałem głośne pukanie i
do gabinetu energicznie wszedł Alex. Za nim wlókł się Dave,
a jego zobojętniały wyraz twarzy zirytował mnie bardziej.
-Co z
Zackiem?-zapytałem na początek.-Carlos się wyżył, sam
rozumiesz-blondy wyrwał się z odpowiedzią.
-Tak-kiwnąłem
głową, podnosząc się z fotela.
Stanąłem za ich plecami i
wyczułem, iż są zmieszani.
-Wytłumacz mi, Dave. Czemu tak
bardzo skupiasz się na Cassidy?-zatrzymałem się przy boku
bruneta.
-Wydałeś polecenie, by pilnować Twojej
żony-wyrecytował bez zająknięcia.
-Nie przypominam sobie,
żebym kazał Ci ją szpiegować albo napastować.
-Nie
przekroczyłem granicy! Znam swoje miejsce!-zareagował
ostro.
-Przypominam Ci z kim rozmawiasz!-podniosłem głos.-Ulżę
Ci w obowiązkach, bo od dziś nie będziesz pilnował bezpieczeństwa
Cassie.
Z satysfakcją doszukałem się w jego oczach zawodu.
-Nie
rozumiem...
-Czego nie rozumiesz? Wydałem Ci polecenie, a raczej
je odwołałem-uśmiechnąłem się gorzko.-Liczę, że kolejne
pojmiesz w lot. Twoje miejsce w szeregu zajmie Alex, a Ty będziesz
wykonywał jego zadania.
-Dragon, może...
-Nie pytałem Ciebie
o zdanie!-wrzasnąłem na Alexa.-Też masz problem z przyswajaniem
informacji?!
Spuścił wzrok.
-Jeśli coś się nie podoba, to
pomogę wam odejść. Uprzedzam tylko, że skończy się to gorzej
niż dla waszego przyjaciela. Teraz jasne?!
-Tak!-blondyn
przytaknął, prostując się jak żołnierz na warcie.
Mierzyłem
się z Davem wzrokiem, aż pierwszy odpuścił. Jego mroczna
osobowość nie budziła we mnie strachu.
-Jasne, jak
słońce-burknął.
-To wynocha!
Zobaczymy, jaki będzie
następny ruch pana Magany.
****
Carlos
wbiegł do łazienki i nie zauważył, że Agnes ruszyła za nim.
Chłopak zdarł z siebie poplamioną koszulę oraz odkręcił kurek
nad umywalką. Zanurzył ręce w wodzie, a strumień zabarwił się
na czerwono. Czystymi już dłońmi przemył twarz, a gdy odłożył
ręcznik zerknął w lusterko. Wtedy zobaczył czarnulkę, która
stała oparta o framugę. Ze wstrętem popatrzyła na koszulę
pokrytą rdzawymi zaciekami.
-Po co przyszłaś?-udał obojętny
ton.-Nie lubię, kiedy wtrącasz się do mojej pracy.
-Wiem,
przecież nic się nie odezwałam.
-Nie jestem ślepy-założył
czysty podkoszulek.-Gołym okiem widać, co czujesz. Zack żyje, nie
musisz się martwić.
-Przestań! Chciałabym, żebyś...
-Wiem,
wiem. Nie strzelał, nikogo nie zabijał, a najlepiej pracował w
wolontariacie. Agi, dopóki Drago nie spasuje, ja też tego nie
zrobię. Nie roztrząsajmy tematu-ominął rozczarowaną
dziewczynę.
Blondyn zbiegł po schodach i przy samym zejściu
zatrzymał go Alex. Ożywiony chłopak wciągnął kumpla do kuchni,
a Panna Gaduła pognała za nimi. Wcisnęła się w mały kącik,
wyczekując w napięciu sensacji.
-Dragon oszalał-Contreras
stwierdził konspiracyjnym tonem.
-Żadna nowość. Zakochany, że
aż mdli-Rubio pokręcił nosem.
-Nieee, ja nie o tym. Lepiej
usiądź, bo w przeciwnym razie zaliczysz glebę.
-Dobra,
mów-usiadł na taborecie.
Wyjął z kieszeni papierosa, ale
czarnulka rzuciła w niego ścierką, w dodatku celnie.
-Szef
zdegradował Dave'a! Co Ty na to?-skrzyżował ręce.
-Pieprzysz!
Niby z jakiego powodu?! Dave jest mi potrzebny!
-Ja wskoczyłem na
jego miejsce.
Carlo skrzywił się, jakby dostał
niestrawności.
-Wydaje mi się, że znam powód-Agnes
ściągnęła usta w zadumie.-Spodziewałam się innego obrotu spraw
i teraz naprawdę się boję. Dave niepotrzebnie zadarł z Diego,
spoglądając w niewłaściwą stronę.
Szare komórki
Pajaca powoli zaczęły pracować i dzięki temu kojarzyć fakty.
Nawet on połapał się uczuciowym labiryncie, w którym drogę
zgubił jego przyjaciel.
-Jasne, Wiewióra!-syknął
złowrogo.-Gdzie ona jest?!
-Zamknął ją w pokoju, a Ty nie
zaczynaj!-nerwowo trzasnęła szafką.-Bez względu na dalszy ciąg
jesteśmy po jego stronie. Żałuję tylko, że Diego nie widzi, iż
najważniejszą bitwę już wygrał...
****
5
dni później
Podrzędna
speluna w Las Cruces wyróżniała się w zapadłej mieścinie
jednym, charakterystycznym szczegółem-ilością potłuczonego
szkła we wszystkich kolorach tęczy. Mieniące się drobinki
odstraszały smakoszy piwa oraz mocniejszych trunków na
kilometr. Jednak Ci najbardziej zahartowani w boju nie lękali się
niczego.
We wnętrzu podejrzanego lokalu cuchnący zapach dymu po
wypalonych papierosach mieszał się z nieprzyjemnymi aromatami,
które wnosili bądź zostawiali po sobie szemrani klienci.
Starszego mężczyznę o ostrych rysach twarzy ciężko było nazwać
barmanem, chociaż świetnie pasował do klimatu. Nawet Dave nie
odstawał zbytnio od towarzystwa, kiedy wolnego popołudnia
przekroczył próg baru. Niewiele osób siedziało o tej
porze w środku, dlatego od razu ruszył w kierunku młodszego
chłopaka. Badawczo przyglądał się ranom na jego twarzy, ale
współczucia nie wykazał.
-No popatrz. Kto by pomyślał,
że Carlo może skatować człowieka-zadrwił.-Przypominałeś trupa,
jak Cię wrzucili na samochód.
Zack wydał z siebie dziwne
charknięcie, który miał przypominać śmiech. Rana na
rozciętej wardze przeszkadzała mu w mówieniu, a spuchnięte
lewe oko miało barwę granatowo-fioletową.
-Od kiedy...jesteś
taki chętny...do współpracy?-wypowiedział z
trudem.
-Powiedzmy, że zmieniłem zdanie. Ja pomogę Tobie, a Ty
spełnisz obietnicę.
Chłopak zatrząsł się, ale nie wiadomo
czy ze śmiechu, czy z bólu.
-Posłuchaj Zack. Najpierw
powiedz mi, kim jesteś. Należysz do ludzi Guillerma i co jeszcze?
Jak się tam dostałeś?
Młodszy brunet poruszył się
niespokojnie.
-Nie musiałem...daleko szukać...Nazywam się
Navarro...
Dave odchylił się do tyłu, opierając o
krzesło.
-Jesteś jego synem.
-Owszem...
-I bratem
Cassidy-dodał dla pewności.
-Przyrodnim...Ale nie będziemy...o
tym dyskutować...Zbliż się, przyjacielu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz