poniedziałek, 18 lutego 2013

XX Spisek


-Całkiem zwariowałaś, a ja idiota miałem cień nadziei, że zmądrzałaś!!!-Dragon pienił się jak wściekły pies, motając po naszej sypialni.
Po starciu z Zackiem siłą zaciągnął mnie do domu. Próbowałam stawić mu opór, bo chciałam sprawdzić, co z Agi, lecz nie miałam szans. Złość zawładnęła nim i w ogóle się nie kontrolował. Myślałam, że złamie mi rękę, ale zacisnęłam zęby z bólu.
Od jego słowotoku wręcz kręciło mi się w głowie. Nie będzie mi prawił kazań! Jeśli uważał, że po jednej nocy stałam się  własnością wszechwładnego gangstera, to był w ogromnym błędzie! Wyznałam mu miłość, a nie podpisałam cyrograf. Chociaż, jak się głębiej zastanowić, to na jedno wychodzi...Nieważne!
Czy naprawdę nie mógłby przestać nadawać, jak radio? Jeszcze trochę i zaślini dywan albo pościel.
-A co miałam zrobić?! Zack uderzył Agnes, a Carlosa zaatakował nożem!-stanęłam przed moim rozjuszonym mężem.
-Kobieto, masz metr pięćdziesiąt i postanowiłaś dołączyć do bijących się goryli?! Brawo! Wykazałaś się zdrowym rozsądkiem!-przyłożył mi rękę do czoła.-Aż wrze!
-Po pierwsze!-strąciłam jego łapsko.-Chciałam pomóc! Po drugie, mam metr pięćdziesiąt siedem!
No co, nie będzie mi centymetrów odejmował.
-Najmocniej przepraszam, że nie mam linijki w oczach-pokręcił głową z zażenowaniem.
Chwycił mnie za ramiona i z łatwością posadził na łóżku.
-Zastanowiłaś się, co by było gdybym się nie pojawił?! Mogłem być w gabinecie i nie zauważyłbym bójki! Cassie, dorośnij!
Ale się wczuł...Miał trochę racji, ponieważ Zack był nieobliczalny. Izolował się od wszystkich, a skoro dołączył do gangu, to powinien współpracować z chłopkami. Jednak Alex wspominał mi, że nie potrafią nim rozmawiać. Właściwie, on sam nie garnął się do nawiązywania znajomości.
-Nie żałuję...-odpowiedziałam cicho.
-Cassie...-westchnął, kładąc głowę na moim ramieniu.
Chyba wyczerpałam wszystkie pokłady cierpliwości, zahaczając nawet o zapasy. W końcu będzie musiał się przyzwyczaić, że ja zawszę stawiam na swoim.
Trwaliśmy tak w jednej pozie i Diego wstał raptownie, łapiąc się za głowę.
-Mam tego dość! Rozumiesz?!-wpadł w jeszcze większy szał, niż za pierwszym razem.
Przestraszyłam się go po raz pierwszy. Bywały momenty, że napędził mi strachu, lecz nie do tego stopnia, iż każda część mojego ciała krzyczała: Wiej, póki możesz!
Analizując położenie w jakim się znalazłam, to nadzieje o ucieczce malały drastycznie.
-Naprawdę mnie kochasz, czy wczorajszy napływ człowieczeństwa i wyznanie rzekomych uczuć, to próba zabawienia się moim kosztem?
Nie wiem, jakim cudem znalazłam się blisko niego i spoliczkowałam, aż echo uderzenia rozniosło się po całym pokoju.
Cofnęłam się do tyłu z niedowierzaniem patrząc na własną dłoń, a on stał w bezruchu z odwróconą twarzą. Nie chciałam go uderzyć, ale zwątpił...Nie miał prawa!
Otumaniona niemocą, która zapanowała nade mną, pozwoliłam by ścisnął moje nadgarstki oraz przygarnął do siebie. Z ledwością utrzymywałam się na palcach.
-Bolało?! No odpowiedz?!-potrząsnął mną.-Od samego początku jestem z Tobą szczery i nie pozwolę robić z siebie idioty! Skoro nie chcesz po dobroci, to od teraz będziemy grać według moich zasad! Zaraz rozwiążemy wszystkie problemy, a zaczniemy od Dave'a! Co Cię z nim łączy?!
Wytrzeszczyłam oczy. Trafił mi się zazdrosny idiota!
-Nic mnie z nim nie łączy!-zapiszczałam
-Więc czemu tak go bronisz, zamiast powiedzieć mi prawdę?!
Puścił mnie i upadłam na dywan. Co robić? Cała prawda źle się skończy zarówno dla Dave'a, jak i dla Dragona. Pozabijają się!
-Tłumaczyłam Ci, że go nie znoszę! Nie chę mieć z nim nic wspólnego!-starałam się powstrzymać łzy.
-W takim razie, musisz mieć powód!-nie ustępował.-Chyba, że ma krzywy nos i Twoje wrażliwe usposobienie nie może znieść mało estetycznego widoku!
Gdybym była mężczyzną, to wybiłabym zęby temu aroganckiemu padalcowi.
-Jest dziwny! Ile razy mam to powtarzać?!
-Z milion razy to słyszałem!!!
Chyba żyrandol zatrząsł się pod wpływem krzyków. Oby spadł na jego pusty sagan.
-Carlos też jest dziwny i jakoś nie narzekałaś! Natychmiast wyjaśnij, o co chodzi!
-W przeciwieństwie do Dave'a, Carlos pożera wzrokiem Agnes, a nie mnie!
No i powiedziałam parę słów za dużo...
-Dotknął Cię?
Od tak zimnego tonu dostałam dreszczy, ale musiała skłamać, żeby nie rozpętać piekła.
-Nie..
-Bez mojej zgody nie opuścisz sypialni-rzucił oschle, kierując się do wyjścia.
Nie zdążyłam dobiec na czas, toteż odbiłam się od drzwi. Zamek zazgrzytał pod wpływem przekręcanego klucza, a ja podjęłam próbę szamotania się z zamkiem. Kopałam w przeklęty mur oddzielający mnie od świata oraz krzyczałam, aż ochrypłam. W końcu opadłam z sił i choćbym pozdzierała paznokcie, to nie zmiękczyłabym serca zaślepionego zazdrością faceta.
Położyłam się na łóżku i pozostało mi czekać na informację o pogrzebie domniemanego konkurenta mojego męża. Będę musiała wygarnąć dziadkowi, że nie nauczył ukochanej wnusi trzymać języka za zębami. W kontaktach z gangsterami oraz ich niedorozwiniętymi przyjaciółmi taka cecha jest droższa od złota.
Zrobiłam nieład wszędzie, gdzie się dało. Poustawiane przez pedantycznego Diegusia drobiazgi przewalały się na szafkach. Wylałam jego ulubione perfumy do umywalki w łazience, ale najlepsze zostawiłam na koniec.
Otworzyłam szafę, w której poukładane były w kosteczkę białe koszule. Wyjęła pierwszą z brzegu, zapewne nową oaz rozłożyłam na łóżku, czując zapach płynu do płukania. Następnie wygrzebałam z torebki krwistoczerwoną szminkę i na plecach białego cuda nakreśliłam coś na wzór osła. Artystką nie zostanę, ale Dragon dostanie zawału.
Złożyłam koszulę z powrotem, odkładając na półkę, a potem usiadłam na bujanym fotelu. Trudno, posiedzę cały dzień w klatce, a później będę delektować się zemstą.
Po piętnastu minutach doszły do mnie szmery od strony drzwi. Ktoś ostrożnie majstrował przy zamku. Pilnie nasłuchiwałam każdy odgłos i niespodziewanie do sypialni wsunęła się Agnes. Schowała klucze do kieszonki fartuszka oraz podsunęła mogą pufę, żeby usiąść na przeciw mnie.
-Wytłumaczysz mi, co tu zaszło?
Jak przyjrzałam się jej przygaszonym oczom, to zrezygnowałam z kąśliwej odpowiedzi.
-Twojemu przyjacielowi odbiło. Dokładniej nie da się wytłumaczyć-wzruszyłam ramionami.
-Posłuchaj, Cassie. Znam Diego od dziecka i widywałam go w różnych, skrajnych sytuacjach. Z żalem Ci powiem, że tak wściekły i chamski w życiu nie był. Kazał mi zwołać Dave'a i Alexa do gabinetu, kiedy skończą z Zackiem. Przyjemny nie był i odkąd pracuję w tym domu, to dopiero dziś poczułam się jak służąca.
-Agi...-dotknęłam jej ręki.-Przepraszam, to moja wina. Nie rozumiem tylko, po co mieszać w to Alexa?
Czyli w co?
-Dobrze...Powiem Ci...Poszło właściwie o całokształt, ale oliwy do ognia dolał Dave. Pokłóciłam się z Diego, a on nagle wyskoczył z jakimiś insynuacjami, więc powiedziałam prawdę. To znaczy, prawie prawdę...
-Cassie...-czarnulka przerzuciła oczy bezradnie.-Tak się nie da żyć.
-Miałam mu opowiedzieć, jak to Dave przykleił do mnie łapy w piwnicy?!
-Podejrzewałam, że macie konflikt, ale nie tej natury!-naprawdę ją zaskoczyłam.-Dave jest w gangu od początku, bo zawsze działał zdecydowanie i skutecznie. Nigdy nie sprawiał problemów, ale do wylewnych też nie należał. Widzę tylko jedno wyjście, albo odejdzie sam, albo Diego go zabije-zakończyła entuzjastycznie.
-Błagam Cię, nie wydawaj mnie! Przecież do niczego nie doszło. Niedługo wszystko wróci do normy.
-Nie wiem...-wypuściła powietrze.-Wszystko pogmatwało się odkąd Zack się pojawił. Niezdrowa atmosfera zapanowała wśród chłopców Zaobserwowałam, że podzielili się na kilka obozów. Mój Carlos z Mikiem i Alexem trzymają razem. Dave wiecznie snuł się zamyślony, a ten młody kundel na doczepkę...-spoważniała.- Nigdy mu nie ufałam. Ja wiem, że macie mnie za głupią gęś, ale swoje wiem. Najmłodszy w grupie wcale nie oznacza, że najsłabszy.
-Nie jesteś głupia!-oburzyłam się.-Masz dużo racji. Wiesz, mi nie pasowało coś jeszcze. Nagła przyjaźń Zack'a z Davem.
-Przyjaźń...-zasępiła się. Wierzysz, że dwóch pustelników może się przyjaźnić? Uspokoję się dopiero, gdy ostatni ślad po Zacku zatrze się na amen. Poza tym, martwię się o Carlosa.
-Dlaczego? Poradzi sobie.
-Właśnie-mruknęła.-Zbyt krótko z nami mieszkasz i nie poznałaś go dobrze. Carlo ma dwie twarze, a gdy bierze udział w akcjach jest nieobliczalny. Wolałabym, żeby imali się innych zajęć, ale nie mam na to wpływu.
-Agi-uwiesiłam się jej na szyi, kołysząc w prawo i w lewo.-Wszystko będzie w porządku, zobaczysz. Obiecuję wzorowe zachowanie.
-I tak Cię stąd nie wypuszczę. Nie mogę.
-Ok, czy ja coś mówię? Mi tu nawet dobrze. Poczekam na tresera, nic nie tracę-posłałam jej buziaka na pożegnanie.
-Nie będę rozszyfrowywać Twoich słów, bo aż się boję.
-No idź już, bo i Ciebie zamkną.
Obdarzyła mnie zagadkowym spojrzeniem i zwlekała nad odpowiedzią, którą ostatecznie przemilczała.

****
Koniec pobłażania w tym domu! Najwidoczniej moi ludzie zapomnieli za co im płacę. Przepychanki z Cassie przysłoniły mi pozostałe obowiązki, ale Dragon wrócił. Zmiażdżę każdego, kto dopuścił się zaniedbania i nie radzę stawać mi na drodze. Jeśli Dave'owi wydawało się, że będzie mi grał na nosie oraz osaczał moją żonę, to pokrzyżuję jego szyki. Pohańbiona duma zaboli go najbardziej, a wiem jaki jest próżny.
Usiadłem za biurkiem, gorączkowy czekając na chłopaków. Jak długo można oklepywać niewyrośniętego gówniarza?! Sam szybciej załatwiłbym śmiecia.
Wreszcie usłyszałem głośne pukanie i do gabinetu energicznie wszedł Alex. Za nim wlókł się Dave, a jego zobojętniały wyraz twarzy zirytował mnie bardziej.
-Co z Zackiem?-zapytałem na początek.-Carlos się wyżył, sam rozumiesz-blondy wyrwał się z odpowiedzią.
-Tak-kiwnąłem głową, podnosząc się z fotela.
Stanąłem za ich plecami i wyczułem, iż są zmieszani.
-Wytłumacz mi, Dave. Czemu tak bardzo skupiasz się na Cassidy?-zatrzymałem się przy boku bruneta.
-Wydałeś polecenie, by pilnować Twojej żony-wyrecytował bez zająknięcia.
-Nie przypominam sobie, żebym kazał Ci ją szpiegować albo napastować.
-Nie przekroczyłem granicy! Znam swoje miejsce!-zareagował ostro.
-Przypominam Ci z kim rozmawiasz!-podniosłem głos.-Ulżę Ci w obowiązkach, bo od dziś nie będziesz pilnował bezpieczeństwa Cassie.
Z satysfakcją doszukałem się w jego oczach zawodu.
-Nie rozumiem...
-Czego nie rozumiesz? Wydałem Ci polecenie, a raczej je odwołałem-uśmiechnąłem się gorzko.-Liczę, że kolejne pojmiesz w lot. Twoje miejsce w szeregu zajmie Alex, a Ty będziesz wykonywał jego zadania.
-Dragon, może...
-Nie pytałem Ciebie o zdanie!-wrzasnąłem na Alexa.-Też masz problem z przyswajaniem informacji?!
Spuścił wzrok.
-Jeśli coś się nie podoba, to pomogę wam odejść. Uprzedzam tylko, że skończy się to gorzej niż dla waszego przyjaciela. Teraz jasne?!
-Tak!-blondyn przytaknął, prostując się jak żołnierz na warcie.
Mierzyłem się z Davem wzrokiem, aż pierwszy odpuścił. Jego mroczna osobowość nie budziła we mnie strachu.
-Jasne, jak słońce-burknął.
-To wynocha!
Zobaczymy, jaki będzie następny ruch pana Magany.

****
Carlos wbiegł do łazienki i nie zauważył, że Agnes ruszyła za nim. Chłopak zdarł z siebie poplamioną koszulę oraz odkręcił kurek nad umywalką. Zanurzył ręce w wodzie, a strumień zabarwił się na czerwono. Czystymi już dłońmi przemył twarz, a gdy odłożył ręcznik zerknął w lusterko. Wtedy zobaczył czarnulkę, która stała oparta o framugę. Ze wstrętem popatrzyła na koszulę pokrytą rdzawymi zaciekami.
-Po co przyszłaś?-udał obojętny ton.-Nie lubię, kiedy wtrącasz się do mojej pracy.
-Wiem, przecież nic się nie odezwałam.
-Nie jestem ślepy-założył czysty podkoszulek.-Gołym okiem widać, co czujesz. Zack żyje, nie musisz się martwić.
-Przestań! Chciałabym, żebyś...
-Wiem, wiem. Nie strzelał, nikogo nie zabijał, a najlepiej pracował w wolontariacie. Agi, dopóki Drago nie spasuje, ja też tego nie zrobię. Nie roztrząsajmy tematu-ominął rozczarowaną dziewczynę.
Blondyn zbiegł po schodach i przy samym zejściu zatrzymał go Alex. Ożywiony chłopak wciągnął kumpla do kuchni, a Panna Gaduła pognała za nimi. Wcisnęła się w mały kącik, wyczekując w napięciu sensacji.
-Dragon oszalał-Contreras stwierdził konspiracyjnym tonem.
-Żadna nowość. Zakochany, że aż mdli-Rubio pokręcił nosem.
-Nieee, ja nie o tym. Lepiej usiądź, bo w przeciwnym razie zaliczysz glebę.
-Dobra, mów-usiadł na taborecie.
Wyjął z kieszeni papierosa, ale czarnulka rzuciła w niego ścierką, w dodatku celnie.
-Szef zdegradował Dave'a! Co Ty na to?-skrzyżował ręce.
-Pieprzysz! Niby z jakiego powodu?! Dave jest mi potrzebny!
-Ja wskoczyłem na jego miejsce.
Carlo skrzywił się, jakby dostał niestrawności.
-Wydaje mi się, że znam powód-Agnes ściągnęła usta w zadumie.-Spodziewałam się innego obrotu spraw i teraz naprawdę się boję. Dave niepotrzebnie zadarł z Diego, spoglądając w niewłaściwą stronę.
Szare komórki Pajaca powoli zaczęły pracować i dzięki temu kojarzyć fakty. Nawet on połapał się uczuciowym labiryncie, w którym drogę zgubił jego przyjaciel.
-Jasne, Wiewióra!-syknął złowrogo.-Gdzie ona jest?!
-Zamknął ją w pokoju, a Ty nie zaczynaj!-nerwowo trzasnęła szafką.-Bez względu na dalszy ciąg jesteśmy po jego stronie. Żałuję tylko, że Diego nie widzi, iż najważniejszą bitwę już wygrał...

****
5 dni później
Podrzędna speluna w Las Cruces wyróżniała się w zapadłej mieścinie jednym, charakterystycznym szczegółem-ilością potłuczonego szkła we wszystkich kolorach tęczy. Mieniące się drobinki odstraszały smakoszy piwa oraz mocniejszych trunków na kilometr. Jednak Ci najbardziej zahartowani w boju nie lękali się niczego.
We wnętrzu podejrzanego lokalu cuchnący zapach dymu po wypalonych papierosach mieszał się z nieprzyjemnymi aromatami, które wnosili bądź zostawiali po sobie szemrani klienci. Starszego mężczyznę o ostrych rysach twarzy ciężko było nazwać barmanem, chociaż świetnie pasował do klimatu. Nawet Dave nie odstawał zbytnio od towarzystwa, kiedy wolnego popołudnia przekroczył próg baru. Niewiele osób siedziało o tej porze w środku, dlatego od razu ruszył w kierunku młodszego chłopaka. Badawczo przyglądał się ranom na jego twarzy, ale współczucia nie wykazał.
-No popatrz. Kto by pomyślał, że Carlo może skatować człowieka-zadrwił.-Przypominałeś trupa, jak Cię wrzucili na samochód.
Zack wydał z siebie dziwne charknięcie, który miał przypominać śmiech. Rana na rozciętej wardze przeszkadzała mu w mówieniu, a spuchnięte lewe oko miało barwę granatowo-fioletową.
-Od kiedy...jesteś taki chętny...do współpracy?-wypowiedział z trudem.
-Powiedzmy, że zmieniłem zdanie. Ja pomogę Tobie, a Ty spełnisz obietnicę.
Chłopak zatrząsł się, ale nie wiadomo czy ze śmiechu, czy z bólu.
-Posłuchaj Zack. Najpierw powiedz mi, kim jesteś. Należysz do ludzi Guillerma i co jeszcze? Jak się tam dostałeś?
Młodszy brunet poruszył się niespokojnie.
-Nie musiałem...daleko szukać...Nazywam się Navarro...
Dave odchylił się do tyłu, opierając o krzesło.
-Jesteś jego synem.
-Owszem...
-I bratem Cassidy-dodał dla pewności.
-Przyrodnim...Ale nie będziemy...o tym dyskutować...Zbliż się, przyjacielu...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz