środa, 20 lutego 2013

V Element zaskoczenia


Zimny, lecz rześki wiatr wdarł się przez uchylone okno pokoju srebrnowłosego. Chłopak wstał wcześniej, niż miał w zwyczaju, ponieważ męczył go niespokojny sen. Powinien przespać wczorajszą, nieudaną imprezę, jednak otworzył oczy z pierwszymi smugami światła, które przegoniły widmo nocy.

            Wyszedł na balkon w samych dresie oraz białej bawełnianej koszulce. Zapalił papierosa i zaciągnął się, kompletnie nie czując porannego chłodu. Nie wiedział, czemu obojętność Minako tak działała mu na nerwy. Możliwe, że przesadził na pierwszym spotkaniu, ale ona wcale nie była lepsza. Sama szybko przejęła pałeczkę i odpierała każdy jego atak.
Właśnie... o to mu chodziło! By hałaśliwa i natrętna Sailor Venus dała mu wreszcie odetchnąć. Wcześniej opędzał się od niej, jak od natarczywej muchy.
Teraz coś uległo zmianie, coś nie pasowało w układance.
Po co w ogóle ruszałem się z Kinmoku?! Zburzyłem swój spokój... Niepotrzebnie” - przetarł oczy, wypuszczając z ręki niedopałek.
Jeszcze nie przyznała się otwarcie, ale odmieniona Minako podobała mu się. Wczoraj miała ochotę potrząsnąć nią, gdy z nieopisaną zawziętością patrzyła mu prosto w  oczy, ale potem odpysknęła pogardliwie. Naprawdę nim gardziła? Nie przejmowała tego do wiadomości. Niby w czym był gorszy od faceta, który zaczepił ją w klubie?
            Seiya skupił się na swoim aniele, a Taiki o dziwo flirtował z barmanką, toteż nie zauważyli niebieskookiego mężczyzny. Najmłodszy z braci nie przyjrzał mu się dokładnie, ale do grona przyjaciół na pewno nie zaliczył.
Yaten drgnął nie spokojnie, bo ogromny huk rozniósł się po jego sypialni. Zawrócił do środka, lecz strach szybko zamienił się w politowanie.
-   Ile razy widziałeś się z Usagi? Stanowczo za dużo skoro taka sama z Ciebie fajtłapa - potrząsnął głową, bo widok brata szamoczącego się z doniczkową palmą był żałosny.
Brunet oderwał kilka liści, aż wreszcie wstał z podłogi, próbując oczyścić ubranie z ziemi. Niestety pogorszył tylko efekt, rozmazując czarne plamy na jasnej koszuli.
-   Hodujesz chwasty na środku pokoju?!
-   Ludożerca! Szkoda, że Cię nie połknął w całości - zielonooki rzucił się na łóżko- Słuchaj stary, naprawdę pasujesz do swojej królewny z Księżyca. Ona ciągle je śpi albo się spóźnia. Ty robisz wokół siebie kosmiczny bałagan, czyli wychodzi nam koszmarnie idealna kompozycja. Powiedz mi - zamachał ręką - Dlaczego nawet Ty niszczysz mój spokój, co?
-   Nawet ja? - Kou skrzyżował ręce - kto jest przede mną? Poczekaj! Już wiem! - usiadł na krawędzi łóżka, szturchając młodszego brata. - Aino-san, czyż nie?
-   Nieee!!! - ryknął tak, że niebieskooki zaleciał na dywan. - Mów czego chcesz i posprzątaj ten burdel!
-   Ogarnij się. Taiki załatwił nam spotkanie z managerem, ale po południu. Teraz sam wychodzi na miasto - Seiya odpowiedział z wyrzutem, masując obolałe miejsce.
-   Dziś!? Chyba oszalał! Znowu mamy zabawiać się w gwiazdorów? Kiedyś śpiewałem dla naszej księżniczki, a teraz? Dla rozkapryszonych dziewuch, które próbują zerwać ze mnie ubranie?! - Kpina! - srebrnowłosy ukrył twarz w poduszce.
-   Może wolałabyś, aby jakaś konkretna fanka zdarła z Ciebie ubranie, co? Mam śmiałe podejrzenia, która. Naturalnie Mi...
-   W tej chwili się stąd wyniesiesz - Yaten zeskoczył z posłania i bardzo kulturalnie wprowadził brata na korytarz.
 Z rozmachem zatrzymał drzwi, a po drodze rozdeptał ziemię. Jeśli poranek rozpoczął się tragicznie, to o reszcie dnia bał się pomyśleć...

****
            Biegła na tyle szybko, na ile wystarczyło jej sił. Wróciła do domu po czwartej nad ranem i stwierdziła, iż brak snu jest powodem fatalnej kondycji. Już w pracy rozbolała ją głowa, jednak dawała z siebie wszystko.
Przespała się kilka godzin w nadziei, że zregeneruje siły, ale obudziła się w jeszcze gorszym stanie. Po kąpieli wzięła tabletkę oraz ubrała się na sportowo, gdyż nie zamierzała stroić się na spotkanie z Allanem. Przystała na jego zaproszenie wyłącznie dla świętego spokoju.
            Wsiadła do autobusu i zajęła miejsce przy oknie. Witryny sklepów oraz krzykliwe hasła reklamowe na bilbordach migały w oczach blondynki w zaskakującym tempie. Stalowo-błękitne niebo przestało istnieć, bo w myślach przewijała cały wczorajszy wieczór. Najgorzej zapisało się wspomnienie o Yatenie, któremu pastwienie się nad nią sprawiało czystą przyjemność. Czy nie potrafił udawać, że się po prostu nie znają?
Nie dość, że sama zeszłam mu z drogi, to nagle zaczął pchać się na moją! Co on sobie wyobraża? Może lubi, jak ludzie błagają go choćby o skinienie nosa. Kiedyś jego gwiazda świeciła jaśniej, ale on niszczy jej blask. Nie pozwolę sobą pomiatać i Yaten Kou pożałuje! - uniosła triumfalnie rękę do góry.
Zarumieniłam się, zawstydzona własnym zachowaniem. Oprzytomniała, że znajduje się w autobusie. Jakaś staruszka posłała jej karcące spojrzenie, więc Mina ustąpiła kobiecie miejsca, chowając się za kasownikiem. „Marna próba dojrzałości w moim wykonaniu” - zniosła oczy ku górze...

****
            W przestronnie urządzonym biurze na umówione spotkanie zebrali się czterej mężczyźni. Yaten rozsiadł się wygodnie na obrotowym fotelu, a w ręku trzymał szklankę wody. Był bardziej zaabsorbowany przeźroczystym płynem, niż słowami managera. Sekundy dzieliły go od zaśnięcia z otwartymi oczami, ale podniesiony głos Taikiego wyrwał go z zadumy.
-   Nie rozumiem. Przecież cieszyłeś się, że wznowimy działalność. Nagle twierdzisz, że wycofujesz się z branży. Gdzie w tym zespół?
-   To bardzo proste - starszy pan o siwych włosach odpowiedział zagadkowo - Nadal myślę o reaktywacji zespołu i znalazłem dla Was świetną alternatywę. Dajcie mi chwilę - wykręcił numer i wydał asystentce polecenie.
            Do sali wszedł niebieskowłosy mężczyzna. Stał przy byłym już managerze zespołu, a ten poklepywał go po plecach.
-   To mój bratanek, Allan Colins - wypowiedział z dumą. - Niedawno przyjechał z Anglii. Chciałbym, żeby to on zajął się waszą karierą.
            Po krótkiej prezentacji nastąpiła długa pauza, którą wykorzystał Colin. Uścisnął dłoń Seiyi, a potem Taikiego, lecz z najmłodszym z braci nie poszło mu tak łatwo.
Srebrnowłosy patrzył na wyciągniętą rękę z ogromną niechęcią, gdyż chytry błysk w oczach nieznajomego nie wzbudzał w nim zaufania. Gdyby sytuacja nie wymagała kurtuazji, to wyszedłby bez słowa.
W końcu odwzajemnił gest, ale wykonał go z niechęcią, co szatyn  skwitował westchnieniem.
-   To dla nas niemałe zaskoczenie. Chcielibyśmy wiedzieć, czym się do tej pory zajmowałeś. Zależy nam na doświadczonej osobie - wyjaśnił dobitnie.
-   Nie jestem amatorem, jeśli o to Wam chodzi. W Anglii zajmowałem się promowaniem młodych talentów. Możecie to sprawdzić.
-    W takim razie, po co przyjechałeś do Tokio? - Yaten odezwał się po raz pierwszy. - Tak po prostu zrezygnowałeś z dobrze płatnej posady? - w jego głosie dało się słyszeć lekką nutkę ironii.
-   Powody osobiste - odparł nieco zmieszany.
-   Myślę, że damy Wam czas do namysłu- wuj Allana przerwał dyskusję. -Wiecie że nie oszukałbym Was.
            Nagle aparat telefoniczny wydał z siebie alarmujący dźwięk i starszy pan odebrał połączenie wcześniej przepraszając.
-   Tak.
-   ...
-   Rozumiem. Chwileczkę, dobrze? - zasłonił słuchawkę. - Allan, podobno byłeś z kimś umówiony.
-   Tak wuju. Przepraszam, że Cię nie uprzedziłem.
-   Nic nie szkodzi. Poproszę Twojego gościa, a sam znikam.
            Złośliwy los sprawił, że mężczyzna minął się w drzwiach z blondwłosą Wenus. Kiedy dziewczyna zorientowała się, iż trafiła w środek jaskini lwa zbladła. Przeklinała w myślach własną głupotę oraz brak intuicji. Gdy dotarła pod wskazany adres, patrzyła na wieżowiec jakby był co najmniej wieżą Elfia, a ona przyszła ubrana w dresy i trampki.
            Nerwowo skubała końce związanych na bok włosów, kiedy Allan przedstawił ją jako swoją przyjaciółkę. Natomiast Yaten uniósł brew do góry, a kąciki jego ust ułożyły się na kształt krzywego krzywego uśmiechu.
-   Minako, napijesz się czegoś? Minako! - niebieskowłosy szturchnął ją.
-   Yyy... tak! Może być woda...
            Colins wczuł się w rolę, dlatego osobiście udał się spełnić prośbę.
-   Świeża zdobycz? - Zielonooki kąśliwie szepnął do jej ucha.
-   Raczej odgrzewana -odskoczyła od chłopaka, jak oparzona. - Zresztą, nie Twój interes!
-   Grzeczniej, dobrze- ścisnął ramię blondynki.
            Taiki chciał ustawić brata do pionu, lecz Seiya powstrzymał go.
-   Zostaw, robi się zabawnie.
-   Naprawdę Cię to bawi?
-   Jasne! Miło wiedzieć, że nie tylko ja w tej rodzinie mam problemu z kobietami.
            Jakimś cudem Minie udało się wyswobodzić, lecz nie przewidziała, że zasłabnie. Kou podtrzymał ją i uniknęła upadku. Nawet jego słowa nie docierały do niej przez moment, a przed oczami miała jedynie czarne plamy. Szatyn również uklęknął przy niej, lecz nic nie zaradził.
            Błękitnooka wzięła kilka głębszych wdechów i powoli odzyskała świadomość. Przed jej nosem widniały dwie szklanki z wodą i to nie było przewidzenie, gdyż obaj panowie wykazali się nadgorliwością.
-   Dziękuję, odechciało mi się pić - Wenus wbiła palce w obicie skórzanej kanapy. Wiele by oddała, żeby wtopić się w tło. - Ja już pójdę - podniosła się chwiejnie.
-   Pomogę Ci! - znowu wyrwali się równocześnie.
            Jednak srebrnowłosy wycofał się, zaskoczony swoim zachowaniem.
-   Yaten? - Seiya z niepokojem patrzył, jak jego brat odwrócił się do wszystkich plecami.
-   Wychodzimy. Nic tu po nas - wyszedł z dumnie podniesioną głową...
****
Następnego dnia
Bar jeszcze świecił pustkami, a przenikliwa cisza wypełniająca każdy najmniejszy zakamarek sali, przyprawiła bursztynowłosą barmankę o melancholijny nastrój. Dziewczyna przeciągnęła wzdłuż połyskującego blatu białą ściereczkę, czując jego gładką nawierzchnię. Jej zamglone spojrzenie mówiło, iż odpłynęła do przyjemnych chwil. Poranek, który spędziła z przystojnym muzykiem zajmował w jej pamięci szczególne miejsce. Jednak z przykrością pomyślała, że zbyt pochopnie zakończyła ich znajomość. Tak naprawdę niewiele o sobie wiedzieli i nie miała pewności, czy szatyn odwiedzi klub.
Silne, męskie dłonie przysłoniły świat Thei, która przestraszyła się nagłego dotyku. Rozpoznała znajomy chichot, odpychając żartownisia.
-Akira!-krzyknęła oburzona.
Promiennie uśmiechnięty brunet patrzył na nią identycznymi, szmaragdowymi oczami. Czarna koszula opinała jego umięśniony tors i mimo, iż był młodszy, górował nad siostrą wzrostem.
-Wpadłem sprawdzić, co porabia najpiękniejsza dziewczyna w Tokio-powiedział beztrosko.
-W końcu powiem ochronie, żeby Cię nie wpuszczali-pogroziła mu palcem.-Kiedy Ty spoważniejesz? Masz być lekarzem, a zachowujesz się jak uliczny grajek.
-Nie uważasz, że jesteśmy do siebie podobni?-objął ją ramieniem.-Swoją drogą, byłaby z Ciebie fajna siostra oddziałowa.
Rozzłoszczona Thea dała chłopakowi sójkę w bok.
-Ałł! Zadałaś mi cios prosto w serce-udał mdlejącego.
-Student medycyny, a nie odróżnia serca od żebra.
-Uwielbiam Twoje poczucie humoru-potrząsnął głową.-Bądź dobrą siostrą i daj się napić. Umieram z pragnienia.
-Co z pływaniem-podała czarnowłosemu butelkę zimnego napoju, lustrując go podejrzliwie.
-Dziś miałem trening. Za dwa miesiące są zawodu i zamierzam obronić tytuł. Wiesz, że jestem najlepszy.
-Owszem, ale także zbyt pewny siebie-odrzekła z przekąsem.
Utrapieniem dla zielonookiej był nieutemperowany oraz zaborczy charakterek brata, który nieustannie się buntował. Optymizmu nie można mu było odmówić, bo tego akurat posiadał w nadmiarze. Poza tym, nie skupiał energii na jednej rzeczy, tylko na kilkunastu i tak z biegiem czasu stał się dumą rodziców.
Akira wyróżniał się nie tylko sprawnością fizyczną, czy też inteligencją. Bez wątpienia miał wady i jedną dość uciążliwą-spóźnialstwo. Otóż spóźniał się dosłownie wszędzie, na treningi, na spotkania z przyjaciółmi, a nawet randki. Jego ostatni związek trwał stosunkowo krótko, gdyż wybranka serca nie była wyrozumiała.
-Thea, nie musisz mnie ciągle karcić i pilnować. Może zajmij się sobą i swoim życiem prywatnym...
Jak na zawołanie radosny dźwięk nowego telefonu zadźwięczał w kieszeni dziewczyny.
-Taiki? A kto to?-chłopak wychwycił napis na wyświetlaczu.
-Nikt!-barmanka pokraśniała na twarzy, chowając za plecami wibrujące urządzenie.
-Dobra, nie gryź-zaśmiał się perliście.-Tylko nie daj się poderwać byle komu. Teraz ja będę pilnował-puścił do niej oczko, zostawiając samą.
Poczuła się jak nastolatka przyłapana na gorącym uczynku, ale z ekscytacją nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Taiki?!
-...
-Sprytny jesteś. Podkradłeś mój numer-starała się, żeby jej głos zabrzmiał karcąco.
-...
-Spędzić ze mną dzień? Yyy...Coś się znajdzie, tylko sprawdzę grafik.

-...
-Będziesz wieczorem w klubie? To do zobaczenia.
Po rozłączeniu się przejechała palcem po policzku, a z jej twarzy nie schodził uśmiech.
-Heeej...-zrezygnowana Minako doczłapała się do pracy.
Rzuciła torebkę w kąt i zaszyła się na zapleczu.
-Mina-chan, wszystko ok?!
-Niekoniecznie-blondynka wychyliła głowę z pomieszczenia.-Mężczyźni nie powinni istnieć. Są tępi i nie dociera do nich, co się mówi. Nie wiem...Sama wyniosę się na inną planetę.
„Ja bym się nie zgodziła”-Thea ustawiła czyste kieliszki na tacy, pocierając dłonie z satysfakcją.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz