Nawet
powietrze tamtego dnia wydawało się cięższe niż zazwyczaj.
Jeszcze rankiem niebo było bezchmurne i czyste niczym tafla
krystalicznej wody. Cieszę zakłócał wiatr, który
szeleścił liśćmi na drzewach oraz trzepot ptasich skrzydeł.
Ulice zalewały samochody, a charkot silników zmącił myśli
Ami Mizuno. Lekarka snuła się mozolnie tokijskimi ulicami, nie
znając celu swojej wędrówki. Zbyt wiele niepotrzebnych słów
padło, by była w stanie tak po prostu wrócić do domu.
Jedyną osobą, którą w danym momencie pragnęła zobaczyć
była jej córeczka. Jej wewnętrzny głos wciąż krzyczał
jedno imię-Emi...
Mówi się, że gdy coś się kończy, to
jednocześnie zaczyna coś nowego. Mizuno czuła, iż zakończyła
pewien etap w życiu. Jednak nic nadzwyczajnego nie nastąpiło
później, wręcz przeciwnie. Gdyby mogła zmienić bieg
wydarzeń, to...Nie, nie zrezygnowałaby z córki.
Ciemnoniebieskie
tęczówki kobiety zadrżały, gdy usłyszała dzwonek komórki.
Wyjęła z kieszeni telefon i przeczytała napis na wyświetlaczu:
Taiki. Pospiesznie rozłączyła połączenie, chowając urządzenie
z powrotem. W drugiej kieszeni wyczuła przedmiot z którym
kiedyś w ogóle się nie rozstawała, zresztą jak każda z
wojowniczek. 1,5 roku temu po powrocie z Kinmoku, Taiki zwrócił
jej pałeczkę do transformacji, którą podstępem ukradła
Misao. Powinna mu była podziękować, tylko czy na pewno miała za
co?
Kiedy na Ziemi zjawił się nowy wróg, a wraz z nim
Kakyuu, Ami często rozmyślała nad swoim związkiem. Wiedziała, że
Taiki jest szczęśliwy, bo ma Emi. Tylko, czy na pewno cieszył się
z wyborów jakie dokonał? Czy to na pewno był ten samo rodzaj
szczęścia, jaki połączył Seiyę i Usagi lub Minako i Yatena?
Przecież nie był przy niej od samego początku. Po dokończeniu
nauki skorzystał ze stypendium i wyjechał do Francji. Naprawdę
była z niego dumna, w końcu zapracował na to ciężko. Dlaczego
miałaby go zatrzymywać? Niepotrzebnie się obawiała, bo wrócił.
Tylko inny...
Co podkusiło lekarkę, by akurat rano zadać mężowi
tak trudne pytanie? Być może dla niej nie było trudne, lecz
ważne.
-Myślałam, że będziesz chciał zostać na
Kinmoku.
-Zostać?-w jego fiołkowych oczach zobaczyła
zdziwienie, ale także zawód.
-Chciałabym, żebyś
powiedział mi prawdę-spuściła głowę.
Wiedział, że
niebieskowłosa denerwuje się. Wyczuł napięcie, które
wybudowało między nimi mur.
-Nigdy Cię nie
okłamałem-odpowiedział spokojnie, odgarniając czoła brązowe
kosmki włosów.
Nawet nie zdążył zjeść śniadania,
więc odstawił talerze na bok, a zimną kawę wylał do
zlewu.
-Słucham-podciągnął do góry rękawy
koszuli.
-Żałujesz, że związałeś się ze mną?-niepewnie
skierowała na niego wzrok.
-Znowu będziesz maglować ten temat?
Na siłę doszukujesz się problemów. Nadal chodzi Ci o
Kakyuu? Jej nie ma! Nie poprosi już o pomoc! Tak bardzo Cię boli,
że udzieliliśmy jej schronienia?!
-Pytałam o coś zupełnie
innego-Ami zacisnęła ręce ukryte pod koronkowym obrusem.-Byłbyś
ze mną, gdyby nie Emi?
-Nie będziemy w ten sposób
rozmawiać!-odepchnął energicznie krzesło.-Tracisz czas na
wymyślanie niestworzonych historii! Dawna Ami nie zadawałaby
absurdalnych pytań. Do tej pory uważałem, że mnie znasz.
-Ja
też-wstała mechanicznie, nie patrząc mu w oczy.-Dawny Taiki po
prostu powiedziałby prawdę.
Wyszła i nawet nie odwróciła
się, chociaż wołał jej imię...
Tak wyglądał początek dnia
Ami Mizuno i zarazem ostatni, kiedy miała możliwość szczerze
porozmawiać z mężem, ale nie udało się. Rozwaga z którą
zawsze stawiała każdy krok, tym razem zawiodła. Rozkojarzona, a
przede wszystkim oślepiona promieniami słońca weszła na ulicę.
Za późno odwróciła głowę w stronę rozpędzonego
auta, skąd dochodził rozdzierający sygnał klaksonu...
****
Malaga,
Hiszpania
Uśmiechnięty
Seiya zatrzymał się przed drzwiami wynajętego mieszkanka. Przy
jego boku stała Shona ubrana w krótkie dżinsowe spodenki
oraz białą koszulkę na ramiączka. Uwieszony na szyi siostry
Ichiro, tupał niecierpliwe nóżkami o stopnie
schodów.
-Dłuuugo jeszcze?-maluch zapytał chyba już po raz setny.-Jestem głodny!
-Ty ciągle jesteś głodny. Godzinę temu wchłonąłeś deser za dwie osoby.
-Już przetrawiłem.
-Powtórzę się, ale naprawdę łatwiej Cię ubierać...
-Niż wykarmić!-Ichi dokończył.
Dziewczynka zachichotała, słysząc wymianę zdań między tatą i bratem, a Kou rozczochrał jej ciemne włosy.
-Ja wejdę pierwszy. Kiedy dam wam znak, wbiegniecie i wręczycie mamie prezent-podał córce elegancko zapakowaną paczuszkę.
Sam wszedł do środka bezszelestnie, by zrobić żonie niespodziankę. Niestety już na korytarzu wpadł na siedzącą na podłodze Usagi. Znieruchomiał, kiedy usłyszał szloch, a potem dostrzegł szczątki telefonu na dywanie.
-Odango...-przyklęknął i ujął twarz ukochanej w dłonie, ścierając łzy z policzków.
-Odango, co się stało?
-Ami-chan...Ami-chan, nie żyje...
-Dłuuugo jeszcze?-maluch zapytał chyba już po raz setny.-Jestem głodny!
-Ty ciągle jesteś głodny. Godzinę temu wchłonąłeś deser za dwie osoby.
-Już przetrawiłem.
-Powtórzę się, ale naprawdę łatwiej Cię ubierać...
-Niż wykarmić!-Ichi dokończył.
Dziewczynka zachichotała, słysząc wymianę zdań między tatą i bratem, a Kou rozczochrał jej ciemne włosy.
-Ja wejdę pierwszy. Kiedy dam wam znak, wbiegniecie i wręczycie mamie prezent-podał córce elegancko zapakowaną paczuszkę.
Sam wszedł do środka bezszelestnie, by zrobić żonie niespodziankę. Niestety już na korytarzu wpadł na siedzącą na podłodze Usagi. Znieruchomiał, kiedy usłyszał szloch, a potem dostrzegł szczątki telefonu na dywanie.
-Odango...-przyklęknął i ujął twarz ukochanej w dłonie, ścierając łzy z policzków.
-Odango, co się stało?
-Ami-chan...Ami-chan, nie żyje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz