czwartek, 21 lutego 2013

Prolog

Czyli druga seria Gwiazdy Nadziei :)


Nawet powietrze tamtego dnia wydawało się cięższe niż zazwyczaj. Jeszcze rankiem niebo było bezchmurne i czyste niczym tafla krystalicznej wody. Cieszę zakłócał wiatr, który szeleścił liśćmi na drzewach oraz trzepot ptasich skrzydeł. Ulice zalewały samochody, a charkot silników zmącił myśli Ami Mizuno. Lekarka snuła się mozolnie tokijskimi ulicami, nie znając celu swojej wędrówki. Zbyt wiele niepotrzebnych słów padło, by była w stanie tak po prostu wrócić do domu. Jedyną osobą, którą w danym momencie pragnęła zobaczyć była jej córeczka. Jej wewnętrzny głos wciąż krzyczał jedno imię-Emi...

Mówi się, że gdy coś się kończy, to jednocześnie zaczyna coś nowego. Mizuno czuła, iż zakończyła pewien etap w życiu. Jednak nic nadzwyczajnego nie nastąpiło później, wręcz przeciwnie. Gdyby mogła zmienić bieg wydarzeń, to...Nie, nie zrezygnowałaby z córki.
Ciemnoniebieskie tęczówki kobiety zadrżały, gdy usłyszała dzwonek komórki. Wyjęła z kieszeni telefon i przeczytała napis na wyświetlaczu: Taiki. Pospiesznie rozłączyła połączenie, chowając urządzenie z powrotem. W drugiej kieszeni wyczuła przedmiot z którym kiedyś w ogóle się nie rozstawała, zresztą jak każda z wojowniczek. 1,5 roku temu po powrocie z Kinmoku, Taiki zwrócił jej pałeczkę do transformacji, którą podstępem ukradła Misao. Powinna mu była podziękować, tylko czy na pewno miała za co?
Kiedy na Ziemi zjawił się nowy wróg, a wraz z nim Kakyuu, Ami często rozmyślała nad swoim związkiem. Wiedziała, że Taiki jest szczęśliwy, bo ma Emi. Tylko, czy na pewno cieszył się z wyborów jakie dokonał? Czy to na pewno był ten samo rodzaj szczęścia, jaki połączył Seiyę i Usagi lub Minako i Yatena? Przecież nie był przy niej od samego początku. Po dokończeniu nauki skorzystał ze stypendium i wyjechał do Francji. Naprawdę była z niego dumna, w końcu zapracował na to ciężko. Dlaczego miałaby go zatrzymywać? Niepotrzebnie się obawiała, bo wrócił. Tylko inny...
Co podkusiło lekarkę, by akurat rano zadać mężowi tak trudne pytanie? Być może dla niej nie było trudne, lecz ważne.
-Myślałam, że będziesz chciał zostać na Kinmoku.
-Zostać?-w jego fiołkowych oczach zobaczyła zdziwienie, ale także zawód.
-Chciałabym, żebyś powiedział mi prawdę-spuściła głowę.
Wiedział, że niebieskowłosa denerwuje się. Wyczuł napięcie, które wybudowało między nimi mur.
-Nigdy Cię nie okłamałem-odpowiedział spokojnie, odgarniając czoła brązowe kosmki włosów.
Nawet nie zdążył zjeść śniadania, więc odstawił talerze na bok, a zimną kawę wylał do zlewu.
-Słucham-podciągnął do góry rękawy koszuli.
-Żałujesz, że związałeś się ze mną?-niepewnie skierowała na niego wzrok.
-Znowu będziesz maglować ten temat? Na siłę doszukujesz się problemów. Nadal chodzi Ci o Kakyuu? Jej nie ma! Nie poprosi już o pomoc! Tak bardzo Cię boli, że udzieliliśmy jej schronienia?!
-Pytałam o coś zupełnie innego-Ami zacisnęła ręce ukryte pod koronkowym obrusem.-Byłbyś ze mną, gdyby nie Emi?
-Nie będziemy w ten sposób rozmawiać!-odepchnął energicznie krzesło.-Tracisz czas na wymyślanie niestworzonych historii! Dawna Ami nie zadawałaby absurdalnych pytań. Do tej pory uważałem, że mnie znasz.
-Ja też-wstała mechanicznie, nie patrząc mu w oczy.-Dawny Taiki po prostu powiedziałby prawdę.
Wyszła i nawet nie odwróciła się, chociaż wołał jej imię...
Tak wyglądał początek dnia Ami Mizuno i zarazem ostatni, kiedy miała możliwość szczerze porozmawiać z mężem, ale nie udało się. Rozwaga z którą zawsze stawiała każdy krok, tym razem zawiodła. Rozkojarzona, a przede wszystkim oślepiona promieniami słońca weszła na ulicę. Za późno odwróciła głowę w stronę rozpędzonego auta, skąd dochodził rozdzierający sygnał klaksonu...

****
Malaga, Hiszpania

Uśmiechnięty Seiya zatrzymał się przed drzwiami wynajętego mieszkanka. Przy jego boku stała Shona ubrana w krótkie dżinsowe spodenki oraz białą koszulkę na ramiączka. Uwieszony na szyi siostry Ichiro, tupał niecierpliwe nóżkami o stopnie schodów.
-Dłuuugo jeszcze?-maluch zapytał chyba już po raz setny.-Jestem głodny!
-Ty ciągle jesteś głodny. Godzinę temu wchłonąłeś deser za dwie osoby.
-Już przetrawiłem.
-Powtórzę się, ale naprawdę łatwiej Cię ubierać...
-Niż wykarmić!-Ichi dokończył.
Dziewczynka zachichotała, słysząc wymianę zdań między tatą i bratem, a Kou rozczochrał jej ciemne włosy.
-Ja wejdę pierwszy. Kiedy dam wam znak, wbiegniecie i wręczycie mamie prezent-podał córce elegancko zapakowaną paczuszkę.
Sam wszedł do środka bezszelestnie, by zrobić żonie niespodziankę. Niestety już na korytarzu wpadł na siedzącą na podłodze Usagi. Znieruchomiał, kiedy usłyszał szloch, a potem dostrzegł szczątki telefonu na dywanie.
-Odango...-przyklęknął i ujął twarz ukochanej w dłonie, ścierając łzy z policzków.
-Odango, co się stało?
-Ami-chan...Ami-chan, nie żyje...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz