niedziela, 17 lutego 2013

V Wyznanie


Minęły dwa tygodnie odkąd zmieniłam swój stan cywilny, ale poza tym w moim życiu nie było żadnych sensacji. Miałam swój pokoik w domu Dragona i bandę goryli, która mnie pilnowała. Chociaż...odniosłam wrażenie, że Pan domu trzymał się znacznie na uboczu. Nie odwiedzał mnie, tak jak kiedyś. Nie szukał mojego towarzystwa oraz nie próbował sprzeczek. Czym mogła być spowodowana ta nagła zmiana? Tamtej nocy, kiedy wręczył mi medalik od dziadka, zobaczyłam inną twarz Diego. W takim mężczyźnie mogłabym się zakochać, ale to nie zmienia faktu, że nawet nie miałam okazji go poznać. Poza tym, nasz ślub ma drugie dno i Pan Gansterka udowodnił, iż to niekoniecznie nadgorliwa chęć posiadania żony. Musiałam dowiedzieć się, co było nagłą przyczyną ślubu. Możliwe, że Diego naprawdę mnie pokochał, ale już miałam pewność, że nie jest szaleńcem i faktycznie próbuje mnie chronić. Niestety od dziadka niczego się nie dowiem, bo to twardy orzech do zgryzienia. Nie pisnąłby słówka, nawet gdyby go przypalali, ale...mój mąż tak! Jest przecież mężczyzną, a dopóki ma młodą krew, to siłę woli bardzo słabą. Zresztą, już ja się postaram, żeby ją złamać w razie oporów.Usiadłam na parapecie i spojrzałam na medalik-był piękny. Mienił się w słońcu złocistym blaskiem, a to co zawierał w środku poruszało moje serce za każdym razem, gdy go otwierałam-zdjęcie mamy. Naprawdę byłam do niej podobna. Jedynie włosy odziedziczyłam po tacie, chociaż teraz były czerwone. Jednak polubiłam mój ognisty kolor i nie zamierzałam go zmienić. Wiele razy zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie gdyby rodzice żyli. Mamie zwierzałabym się ze wszystkich sekretów. Mogłabym się do niej przytulać i płakać cichutko, aby ulżyć cierpieniu. Tata były by moim wsparciem i wzorem mężczyzny. Niestety los chciał inaczej i został mi jedynie dziadek.
No cóż, trzeba odłożyć smutki na bok oraz wcielić w życie swój plan. W tym momencie przyszła mi na myśl Agnes. Mogła by mi pomóc, przecież zna Dragona i przydałyby mi się jej wskazówki. Pobiegłam szybko do kuchni, ale w porę usłyszałam męski głos, który dobiegał stamtąd. Stanęłam przy drzwiach i usłyszałam śmiech Agi oraz... Carlosa! Czarnulka piekła ciasto, a nasz pajac nadskakiwał jej z każdej strony. Jak się dobrze przyjrzeć, to nie przypominał kolorowego cyrkowca. Wyglądał całkiem, całkiem. Ciemne jeansy, niebieska koszula i włosy miał naturalne! Zupełnie nie ten Carlo, co zawsze. Postanowiłam, że sobie trochę posłucham, nic takiego się nie stanie.
-Agi kochanie, kiedy dasz mi odpowiedź?-Carlo objął czarnulkę w pasie. Hmm...gorąco. Zaczyna mi się tu podobać.
-Carlo podaj cukier i uspokój się-strzepała jego łapska ze swych bioderek. Pajac podał proszoną rzecz i z powrotem przykleił się do kochanej gaduły. Jeśli nie widzieliście jeszcze zdesperowanego faceta, to właśnie oglądałam idealny przykład.
-Ale obiecałaś...plosę-zrobił minę zbitego szczeniaczka, ale nic mu to nie dało, bo oberwał ścierką przez głowę.
-Sio stąd! Obiecałam, to obiecałam i słowa dotrzymam, a teraz pracuję i Ty mi przeszkadzasz!-wzięła ręce pod boki i tupnęła nogą.-W-Y-N-O-C-H-A!-przeliterowała.
-Oj dobrze...już dobrze, ale...
-Won!-wrzasnęła na skraju cierpliwości.
Biedy Carlo musiał podkulić ogonek i zabrać swoje cztery litery z kuchni. Poderwałam się z miejsca i wróciłam an schody, aby myślał, że dopiero przyszłam. Zauważył mnie i spiorunował wzrokiem.
-Wiewióra! Do pokoju!
-Bo co mi zrobisz? Zapomniałeś, że jestem żoną Dragona?-pomachałam dłonią, na której była obrączka.
-Taka z Ciebie żona, jak ze mnie...
-No co! No dokończ!-rzuciłam się na niego szarpiąc za kołnierzyk koszuli. Pajac ścisnął moje nadgarstki, ale puścił równie szybko, bo Agnes słysząca naszą kłótnię, zaczęła okładać go drewnianą łyżką. Carlo zmył się szybko mrucząc pod nosem coś o szalonych babach. Skorzystałam z okazji i wślizgnęłam się za Agi do kuchni. Wskoczyłam na blat i przez chwilę obserwowałam, jak przygotowuje obiad.
-Chciałaś o coś zapytać?-czarnulka odezwała się pierwsza.
-Yyy...właściwie, to tak-zmieszałam się, bo nie bardzo wiedziałam, jak zacząć.
-Więc słucham.
-Długo znasz Dragona? Bo widzisz...chciałabym się czegoś o nim dowiedzieć-wyjąkałam wreszcie.
-O co Ci chodzi?-spojrzała na mnie zaskoczona.
-No jaki jest, co lubi...
-Zrozumiałam pytanie, ale jaki masz w tym cel? Cassie jesteś jego żoną i powinnaś wiedzieć takie rzeczy. Teraz już wiem, czemu Diego jest przybity, bo dalej go olewasz!-pokręciła głową z dezaprobatą.-Po co wam było to małżeństwo. Nic już z tego nie rozumiem. Cassie jeśli go nie kochasz, to przynajmniej nie krzywdź go. A teraz proszę wyjdź, bo mam dużo pracy.
Byłam wściekła, bo po raz pierwszy mnie tak potraktowała i przejrzała moje palny. Jednego Diego mógł być pewny-otaczał się wiernymi pracownikami. Usiadłam w salonie i zastanawiałam się, co zrobić aby odkryć tajemnicę mojego męża i dziadka. Agnes nie chciała pomóc, więc trudno. Jakoś sama sobie poradzę.
Nudziłam się i słuchałam muzyki, aż zjawił się mój mąż. Tradycyjnie dostałam buziaka w policzek, ale nie umknęło mi, że nie mógł oderwać ode mnie wzroku. I tu cię mam Panie Gangsterze, chociaż...ten jego zapach... O nie! Cassidy, co się z Tobą dzieje?! To ten sam facet, co zawsze. Fakt, cholernie przystojny facet...
Wieczorem wiedziałam, że Diego jest u siebie, więc miałam świetną okazję, aby nakłonić, go do zwierzeń. Oczywiście musiałam troszeczkę temu pomóc. Wygrzebałam z szafy sukienkę, którą kupiłam dość dawno, ale wyglądałam w niej kobieco. Stanęłam przed lustrem i sprawdziłam efekt. Sukienka była fioletowa na ramiączka z dekoltem, który odsłaniał tyle ile powinien. Idealnie podkreślała moją talię, a dzięki temu, że kończyła się przed kolanami, widać było moje zgrabne nogi. Włosy oczywiście rozpuściłam i czerwone loki opadały swobodnie na moje ramiona. Włożyłam na stopy czarne balerinki i ruszyłam do mojego mężulka. Zapukałam do drzwi, ale nikt nie odpowiadał, więc wprosiłam się sama. Faktycznie nikogo nie było, ale szybko zorientowałam się, że Diego musi być w łazience, bo usłyszałam szum wody. Usiadłam na łóżku, ale zmieniłam zdanie, bo wyglądałoby to zbyt jednoznacznie, więc wybrałam bujany fotel. Po kilku minutach drzwi od łazienki zaskrzypiały,a z pomieszczenia wyszedł Dragon owinięty jedynie w biały ręcznik. Woda z włosów skapywała wprost na jego nagi tors.
-Cassie?! Co ty tutaj robisz?-patrzył na mnie, jakby zobaczył ducha.
-Siedzę, nie widać?-uśmiechnęłam się zalotnie, ale dalej nie załapał.
-No...widzę, ale z jakiegoś powodu tu siedzisz, prawda?-powiedział zmieszany, ale zauważyłam, że wlepił wzrok w moje nogi. Bardzo dobrze, rybka połknęła haczyk! Wstałam i podeszłam do niego.
-Wiesz, chciałam z Tobą porozmawiać, to ważne-zmarszczył brwi i oparł się o stolik. Kompletnie nie przeszkadzało mu, że paraduje przede mną prawie nagi.
-Tylko Ty jesteś w stanie mi pomóc i odpowiedzieć na moje pytanie-podeszłam jeszcze bliżej, aby spojrzeć mu w oczy.
-Dobrze, spróbuję. Jestem ciekawy, co jest tak ważne, że odważyłaś się tu przyjść. Już się mnie nie boisz?
-Miałabym się się bać własnego męża?-przejechałam palcem po jego torsie sprawiając, że zadrżał. W tedy chwycił mnie za ramiona i przywarłam plecami do ściany. Uniemożliwił mi jakąkolwiek ucieczkę, opierając ręce o ścianę. Jego twarz była tak blisko mojej, że straciłam całą pewność siebie. Zapach oszołamiał moje zmysły, a serce waliło coraz szybciej.
-Skarbie, co masz dokładnie na myśli?-przybliżył swoje usta do moich. Przygryzłam delikatnie dolną wargę i zamknęłam oczy. No i stało się. Pan Gangsterka wpił się w moje usta z taką namiętnością, że pogłębiłam pocałunek. Penetrował językiem moje podniebienie,a ja delektowałam się tą chwilą.
-Dragon! Jest spra..wa... o cholera.-No tak, to się nazywa wejście smoka. Pajac Carlos zawsze wie, kiedy wejść. Gdy tylko przekroczył próg pokoju, odskoczyłam od Diega, jak oparzona i nerwowo zaczęłam poprawiać sukienkę.
-Nie umiesz pukać?!-mój mężulek wyraźnie się wściekł, a Carlo stał jak zahipnotyzowany z opadniętą szczęką.-Pytałem, czy nie umiesz pukać!
-Sory, ale jesteś nam potrzebny. Jest sprawa i musisz zejść.
-Dobra już idę, a my dokończymy później-uśmiechnął się do mnie i puścił oczko, a następnie zniknął w łazience. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam. Dałam mu fałszywe sygnały, a sama nie panowałam nad swoimi uczuciami. Diego pociągał mnie fizycznie, ale czy to była miłość? Nie, to jeszcze nie to. Chyba, bo gdyby nie Carlos, to nie wiem, czy przerwałabym pierwsza...
-Czyżbyś posłuchała moich dobrych rad?-wredny pajac wyszczerzył do mnie zęby.
-Słuchaj przygłupie, gdzie byłeś, jak rozdawali rozum?
-Uuu...ostra. Dragon takie lubi.
-No to, na co czekasz?!-wyszłam, trzaskając drzwiami.

****
 Za to, co zrobił Carlos powinienem był odstrzelić mu tyłek. On zawsze musi się pojawić wtedy, gdy nie jest proszony. Przez chwilę byłem w raju, bo moja Cassie odwzajemniła pocałunek! To były najpiękniejsze minuty mojego życia. Chociaż ta nagła zmiana frontu  niekoniecznie mogła znaczyć coś dobrego.Jeszcze do niedawna nie mogła na mnie patrzeć, a przed chwilą...Ach, musiałem jakoś ochłonąć i zastanowić się. Ubrałem się szybko i wyszedłem z Carlosem.
-Mogę wiedzieć, co jest tak pilne, że wchodzisz do mojej sypialni jak do McDonalda?
-Wybacz, że przeszkodziłem Ci w harcach z Twoją wiewiórą, ale chodzi o nową dostawę koni. Poza tym, od kiedy ona taka chętna jest? Hę?
-Nie Twój problem!-warknąłem, ale w ogóle go to nie zniechęciło, bo zastawił mi drogę.
-No chyba nie powiesz, że to niedziwne, że nagle taka napalona się zrobiła. Do cholery, Dragon! Obudź się chłopie! Albo ona ma w tym jakiś interes, albo naprawdę jest zdesperowana i brak jej samca.
-Możesz się zamknąć i przejść do konkretów! Przestań się wtrącać w moje życie prywatne!-straciłem nad sobą panowanie, a Carlo wytrzeszczył na mnie oczy, bo nigdy w ten sposób do niego nie mówiłem, ale odezwało się moje sumienie.-Przepraszam stary, poniosło mnie.- Kolorowy podrapał się po głowie i strzelił dziwną minę.
-Ok, nie ma sprawy. W sumie masz rację, nie mam prawa się wtrącać. Zajmijmy się tym, co ważniejsze.
Carlo zaprowadził mnie do stajni, gdzie już byli pozostali. Nagle usłyszałem krzyk Mike'a i straszny huk, a potem rozpętało się jeszcze większe zamieszanie. Alex przy pomocy Dave'a wyciągnął brata z boxu, a ten jęczał trzymając się za ramię.
-Chyba złamał rękę-odburknął Dave.
-Cholera człowieku! Akurat teraz, kiedy jesteś mi potrzebny?! Kto Ci kazał włazić na to bydle?!-krzyczałem w zasadzie na wszystkich. Odkąd skupiłem się na dopadnięciu ojca Cassie i odsunąłem Zacka od ważniejszych zadań, to pozostałe osoby były bardzo ważne. Przecież ktoś musiał mi pomagać.
-Jeździ konno najlepiej z nas wszystkich. Myśleliśmy, że poradzi sobie z tym diabelstwem- Alex bronił brata
-To następnym razem nie myślcie! Zatrudnijcie kogoś do tresury koni. Za co wam płacę?! Nie prowadzę prywatnej przychodni lekarskiej! Zajmijcie się tym, zrozumiano?!
Wszyscy kiwnęli zgodnie głową, a ja pociągnąłem za sobą Carlosa. Chciałem z nim porozmawiać na osobności.
-Muszę z Tobą pogadać o kilku rzeczach- wyjąłem z kieszeni papierosy i podałem blondynowi.
-Pytaj- odpowiedział zaciągając się.
-Co powiesz o Zacku? Masz na niego oko tak, jak Cię prosiłem?
-Oczywiście-westchnął.-Chociaż jest spokojny, to nie ufam mu. Nie jest z nami zżyty, zresztą nigdy nawet nie próbował. Ostatnio zauważyłem, że wrócił skądś późno w nocy. Nie mogę rozgryźć tego smarkacza i dalej będę go obserwować. Pomimo, iż nie mam dowodów, to dalej uważam, że on ma coś wspólnego z podpaleniem.
-Owszem, nie masz dowodów, ale jeśli takie się znajdą, to sam osobiście się z nim policzę.- Odwróciłem się i zacisnąłem ręce na barierce. Wszystko się we mnie gotowało, kiedy myślałem o pożarze.
-Spokojnie-Carlo położył mi rękę na ramieniu.-Zrobię wszystko, aby znaleźć rozwiązanie. Zresztą Guillerma też ciągle szukamy, ale ten facet jest jak fantom. Nawet nie wiemy, jak wygląda! To przypomina szukanie igły w stogu siana. Ostatnio dopadliśmy jednego z jego ludzi, ale frajer zastrzelił się na moich oczach. Ku*wa! A byłem tak blisko!-blondyn kopnął kamień leżący przed nim.- Odkryłem jedną rzecz, a czy istotną to sam zdecydujesz. Ludzie pracujący dla Navarro mają wytatuowaną cobrę na nadgarstku. Ma im to przypominać, że są jego własnością i to on decyduje, jak długo będą żyć.
-Sukinsyn-pokręciłem głową z niedowierzaniem.-Rozumiem, że o życiu własnej córki również zamierza decydować. Jednak nie pozwolę mu na to! Carlo przyjacielu, dziękuję Ci za to, co robisz. Nigdy tego nie zapomnę.
-Po raz kolejny Ci mówię, że nie musisz mi dziękować. Jesteś dla mnie, jak brat.
Następny dzień był tak poplątany, że sam nie mogłem nadążyć. Mike naprawdę złamał rękę, więc nie mógł zająć się najbliższym przemytem. Carlo szukał informacji na temat Guillerma i nie chciałem go dodatkowo obarczać. W takim razie został mi Dave, Alex i...Zack. Nie widziałem perspektywy zabrania tej „czarnej owcy” na nocną akcję, ale też nie bardzo miałem wybór. Musiałem to jednak przemyśleć, bo ryzyko było zbyt duże. Jeszcze jedno nie dawało mi spokoju, a właściwie ktoś i to dosłownie-Cassie. Moja śliczna próbowała ze mną porozmawiać od rana, ale niestety ciągle nie miałem czasu. Wściekła się i obrażona wróciła do pokoju mamrocząc coś o imitacji gangstera. No cóż, przy chamie i prostaku można potraktować to nawet za komplement. W sumie już się przyzwyczaiłem.
Ermesto po raz kolejny doświadczył nieprzyjemności od niedoszłego zięcia. Bydle kazało otruć kilka zwierzaków staruszka. Biedny był strasznie zmartwiony,kiedy z nim rozmawiałem. W pewnym momencie chciał nawet oddać Navarro'wi ziemię, ale odwiodłem go od tego pomysłu. Skoro ten maniak już teraz grozi zabiciem córki, to później może być tylko gorzej. Za dobrze znam ten typ ludzi-dasz im palec, a odgryzą Ci rękę. Do domu znowu wróciłem późno i wręcz padałem z nóg, ale musiałem jeszcze zajrzeć do gabinetu. Jednak nie myślałem, że spotka mnie po drodze niespodzianka. Już naciskałem na klamkę, ale nagle coś wskoczyło mi na plecy.
-Tu Cię mam imitacjo gangstera! Nie chciałeś po dobroci, to będzie po mojemu! -Cassie wrzeszczała, szarpiąc mnie za koszulę. Nie wiem, co chciała udowodnić, ale chyba nie to, że jest silna. Zatoczyłem się i przycisnąłem ją do ściany, aż jęknęła. Zobaczymy, które z nas pierwsze pęknie.
-Nie wiedziałem, że Ci się tak spieszy. Skarbie, zwolnij tempo.
-Niby do czego?!-zapiszczała.-Rusz się gadzie jeden, bo nie mogę oddychać!
-Ja mam czas. Poczekamy, aż się uspokoisz-wzruszyłem obojętnie ramionami.
-Nie uspokoję się! Masz ze mną porozmawiać, a zamiast tego od rana mnie olewasz!
-Nie olewam Cię, tylko mam swoje obowiązki. Porozmawiam z Tobą, ale przestań się szarpać i krzyczeć! Dobrze?-usłyszałem jedynie przyspieszony oddech. -Dobrze?-powtórzyłem.
-Dobrze, ale pod jednym warunkiem- no proszę, mała cwaniara stawia warunki. -Musisz mi spojrzeć w oczy.-Zaskoczyła mnie tym razem. Zdezorientowany odsunąłem się i pozwoliłem Cassie odetchnąć. Odwróciłem się do niej twarzą i spojrzałem w oczy tak, jak prosiła. Miałem przeczucie, że chodzi, o coś ważnego, że to nie kolejny kaprys.
-Proszę, abyś był ze mną szczery. Obiecaj, że mnie nie okłamiesz.-Nie zamierzałem kłamać, ale co mogło uroić się w tej główce?
-Obiecuję, zadowolona?
-I to bardzo. Chodźmy do Ciebie, skoro mamy rozmawiać.
-Wedle Pani rozkazu-zmachałem ręką oraz przepuściłem Cassie przodem. Popatrzyła na mnie z politowaniem i ruszyła ponętnie kręcąc biodrami. Taki widok, to mogę mieć codziennie. Weszliśmy do pokoju, a ja zamknąłem drzwi na klucz. Lepiej zabezpieczyć się przed „nagłymi sprawami”. Usiadłem wygodnie na łóżku i zorientowałem się, że Cassie nadal stoi na środku pokoju.
-Usiądź proszę, przecież nie gryzę-uśmiechnąłem się. Czerwonowłosa odwzajemniła uśmiech i usiadła na przeciw mnie krzyżując nogi. Zastanawiała się nad czymś przez chwilę i westchnęła ciężko.
-Dlaczego się ze mną ożeniłeś? I nie mów, że mnie kochasz, bo to już przerabialiśmy-pogroziła mi palcem.
-Sama już sobie odpowiedziałaś na to pytanie.
-Przestań żartować!-uderzyła pięścią o łóżko.-Obiecałeś być ze mną szczery! Chcę znać powód tego cholernego ślubu! Czemu ciągle ktoś mnie pilnuje, czemu to wszystko jest takie tajemnicze?!
-Nie ja powinienem odpowiadać Ci a to pytanie, tylko Twój dziadek-spuściłem wzrok.-Nie mam do tego prawa. Zrozum, nie chcę skłócić Cię z nim skłócić.
-Nie skłócisz mnie z nim, bo go kocham. Wiem, że robi wszystko z myślą o mnie, ale prawdy się od niego nie dowiem. Diego proszę-chwyciła mnie za rękę.-Chcę Ci zaufać, a przede wszystkim zrozumieć...
Byłem w kropce. Chciałem być lojalny wobec Ernesto, ale przede mną siedziała kobieta, którą kocham ponad wszystko i jej też nie chciałem zawieść. Zresztą, Cassie po raz pierwszy rozmawiała ze mną w tak otwarty sposób. W takim razie niech będzie, co ma być. Zgodziłem się na szczerą rozmowę, więc będzie szczera.
-Dobrze, powiem Ci prawdę i wszystko, co wiem, ale to będzie dla Ciebie szok.-czerwonowłosa kiwnęła głową na znak abym zaczynał.
-Cassie...na pomysł ze ślubem wpadł Twój dziadek. Wiesz, że zrobiłby dla Ciebie wszystko, ale sam zdawał sobie sprawę, że nie będzie mógł dalej Cię chronić. Ernesto to staruszek, ale bardzo sprytny. Od razu pomyślał o mnie, bo zauważył, że kocham się w Tobie. Zaproponował mi pewnego rodzaju układ, w który oczywiście wchodził ślub. Posłuchaj mnie uważnie, tu rzeczywiście chodzi o waszą ziemię, która jest bardzo cenna. W zasadzie to już jest Twoja, bo Ernesto przepisał wszystko na Ciebie. Musisz mieć świadomość, że bardzo niebezpieczny człowiek zagraża Twojemu życiu. Jest w stanie zabić Cię, jeśli nie dostanie tego, czego chce,a w tym przypadku ziemi, na której niedawno odkryto złoża ropy. Dlatego Ernesto zdecydował, że poślubisz mnie i dzięki temu będę mógł Cię chronić. W między czasie znajdę tę kanalię i zrobię z nim porządek. Kolejna sprawa, to pewne formalności, na które przystałem. Po pierwsze chodzi o ziemię-nie będę żądał żadnych roszczeń, jest tylko Twoja. Po drugie-po upływie roku dostaniesz rozwód. Chyba, że uda mi się wcześniej rozwiązać sprawę, to wrócisz do dziadka. Nie zmuszę Cię do miłości. Chcę tylko abyś była szczęśliwa i bezpieczna, a mnie nie znosisz i będę musiał się z tym pogodzić-westchnąłem ciężko, bo przede mną było najgorsze.-Skarbie...jest jeszcze najważniejsza sprawa. Tym człowiekiem, który wprowadził w Twoje życie tyle zamętu jest Twój ojciec-Guillermo Navarro. Cassie, Twój ojciec żyje...-w tym momencie zamilkłem, bo z Cassie zaczęło dziać się coś dziwnego. Miała oczy wielkości pięciozłotówek. Jej wzrok był taki pusty, cała drżała. Nagle na jej policzku zobaczyłem łzę i kolejną, i następną...Boże, co ja zrobiłem?!
-Skarbie, co się dzieje?! Musisz...
-Puść!-odepchnęła mnie i zeskoczyła z łóżka.-Mój tata zginął w wypadku, to nie prawda!-krzyczała przez łzy.
-Prosiłaś o szczerość i tak było. Chciałbym, aby to była nieprawda, ale niestety-załamałem ręce.
Cassie osunęła się na podłogę i płakała coraz rozpaczliwiej. Moje serce rozpadał się na miliony kawałeczków pod wpływem jej łez. Ukląkłem przy niej i przygarnąłem w swoje ramiona. Odruchowo wtuliła się we mnie mocniej i poczułem, jak mój podkoszulek robi się mokry, ale nie obchodziło mnie to. Cassie szlochała cichutko, a jej ciało drżało delikatnie.
-Lepiej Ci?-zapytałem cicho.
-Nie...nie wiem...-wyjąkała.-Mogę tu zostać?-ledwo usłyszałem jej szept.
-Oczywiście, nie musisz pytać-pomogłem wstać mojemu skarbowi i położyć się na łóżku. Odgarnąłem z jej twarzy włosy, które lepiły się do mokrych policzków.
-Potrzebujesz czegoś?-wolałem się upewnić, ale pokręciła głową przecząco.-W takim razie nie będę Ci przeszkadzał. Prześpię się w salonie.
-Diego nie!-chwyciła mnie z rękę.-Proszę nie zostawiaj mnie samej. Przytul mnie.-musiałbym być wariatem żeby odmówić. Położyłem się obok niej i przytuliłem do siebie. Cassie nieświadomie położyła dłoń na moim sercu sprawiając, że biło jak oszalałe. Chyba jako pierwszy w tym kraju dostanę zwału z miłości. Lepsze to niż zostać zastrzelonym przez wkurzonego dziadka, bo chyba to mnie jutro czekało...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz