Minęły
dwa tygodnie odkąd zmieniłam swój stan cywilny, ale poza tym
w moim życiu nie było żadnych sensacji. Miałam swój pokoik w
domu Dragona i bandę goryli, która mnie pilnowała.
Chociaż...odniosłam wrażenie, że Pan domu trzymał się znacznie
na uboczu. Nie odwiedzał mnie, tak jak kiedyś. Nie szukał mojego
towarzystwa oraz nie próbował sprzeczek. Czym mogła być
spowodowana ta nagła zmiana? Tamtej nocy, kiedy wręczył mi medalik
od dziadka, zobaczyłam inną twarz Diego. W takim mężczyźnie
mogłabym się zakochać, ale to nie zmienia faktu, że nawet nie
miałam okazji go poznać. Poza tym, nasz ślub ma drugie dno i Pan
Gansterka udowodnił, iż to niekoniecznie nadgorliwa chęć
posiadania żony. Musiałam dowiedzieć się, co było nagłą
przyczyną ślubu. Możliwe, że Diego naprawdę mnie pokochał, ale
już miałam pewność, że nie jest szaleńcem i faktycznie próbuje
mnie chronić. Niestety od dziadka niczego się nie dowiem, bo to
twardy orzech do zgryzienia. Nie pisnąłby słówka, nawet
gdyby go przypalali, ale...mój mąż tak! Jest przecież
mężczyzną, a dopóki ma młodą krew, to siłę woli bardzo
słabą. Zresztą, już ja się postaram, żeby ją złamać w razie
oporów.Usiadłam na parapecie i spojrzałam na medalik-był
piękny. Mienił się w słońcu złocistym blaskiem, a to co
zawierał w środku poruszało moje serce za każdym razem, gdy go
otwierałam-zdjęcie mamy. Naprawdę byłam do niej podobna. Jedynie
włosy odziedziczyłam po tacie, chociaż teraz były czerwone.
Jednak polubiłam mój ognisty kolor i nie zamierzałam go
zmienić. Wiele razy zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje
życie gdyby rodzice żyli. Mamie zwierzałabym się ze wszystkich
sekretów. Mogłabym się do niej przytulać i płakać
cichutko, aby ulżyć cierpieniu. Tata były by moim wsparciem i
wzorem mężczyzny. Niestety los chciał inaczej i został mi jedynie
dziadek.
No
cóż, trzeba odłożyć smutki na bok oraz wcielić w życie
swój plan. W tym momencie przyszła mi na myśl Agnes. Mogła
by mi pomóc, przecież zna Dragona i przydałyby mi się jej
wskazówki. Pobiegłam szybko do kuchni, ale w porę usłyszałam
męski głos, który dobiegał stamtąd. Stanęłam przy
drzwiach i usłyszałam śmiech Agi oraz... Carlosa! Czarnulka piekła
ciasto, a nasz pajac nadskakiwał jej z każdej strony. Jak się
dobrze przyjrzeć, to nie przypominał kolorowego cyrkowca. Wyglądał
całkiem, całkiem. Ciemne jeansy, niebieska koszula i włosy miał
naturalne! Zupełnie nie ten Carlo, co zawsze. Postanowiłam, że
sobie trochę posłucham, nic takiego się nie stanie.
-Agi
kochanie, kiedy dasz mi odpowiedź?-Carlo objął czarnulkę w pasie.
Hmm...gorąco. Zaczyna mi się tu podobać.
-Carlo podaj cukier i
uspokój się-strzepała jego łapska ze swych bioderek. Pajac
podał proszoną rzecz i z powrotem przykleił się do kochanej
gaduły. Jeśli nie widzieliście jeszcze zdesperowanego faceta, to
właśnie oglądałam idealny przykład.
-Ale
obiecałaś...plosę-zrobił minę zbitego szczeniaczka, ale nic mu
to nie dało, bo oberwał ścierką przez głowę.
-Sio stąd!
Obiecałam, to obiecałam i słowa dotrzymam, a teraz pracuję i Ty
mi przeszkadzasz!-wzięła ręce pod boki i tupnęła
nogą.-W-Y-N-O-C-H-A!-przeliterowała.
-Oj dobrze...już dobrze,
ale...
-Won!-wrzasnęła na skraju cierpliwości.
Biedy Carlo
musiał podkulić ogonek i zabrać swoje cztery litery z kuchni.
Poderwałam się z miejsca i wróciłam an schody, aby myślał,
że dopiero przyszłam. Zauważył mnie i spiorunował
wzrokiem.
-Wiewióra! Do pokoju!
-Bo co mi zrobisz?
Zapomniałeś, że jestem żoną Dragona?-pomachałam dłonią, na
której była obrączka.
-Taka z Ciebie żona, jak ze
mnie...
-No co! No dokończ!-rzuciłam się na niego szarpiąc za
kołnierzyk koszuli. Pajac ścisnął moje nadgarstki, ale puścił
równie szybko, bo Agnes słysząca naszą kłótnię,
zaczęła okładać go drewnianą łyżką. Carlo zmył się szybko
mrucząc pod nosem coś o szalonych babach. Skorzystałam z okazji i
wślizgnęłam się za Agi do kuchni. Wskoczyłam na blat i przez
chwilę obserwowałam, jak przygotowuje obiad.
-Chciałaś o coś
zapytać?-czarnulka odezwała się pierwsza.
-Yyy...właściwie,
to tak-zmieszałam się, bo nie bardzo wiedziałam, jak zacząć.
-Więc
słucham.
-Długo znasz Dragona? Bo widzisz...chciałabym się
czegoś o nim dowiedzieć-wyjąkałam wreszcie.
-O co Ci
chodzi?-spojrzała na mnie zaskoczona.
-No jaki jest, co
lubi...
-Zrozumiałam pytanie, ale jaki masz w tym cel? Cassie
jesteś jego żoną i powinnaś wiedzieć takie rzeczy. Teraz już
wiem, czemu Diego jest przybity, bo dalej go olewasz!-pokręciła
głową z dezaprobatą.-Po co wam było to małżeństwo. Nic już z
tego nie rozumiem. Cassie jeśli go nie kochasz, to przynajmniej nie
krzywdź go. A teraz proszę wyjdź, bo mam dużo pracy.
Byłam
wściekła, bo po raz pierwszy mnie tak potraktowała i przejrzała
moje palny. Jednego Diego mógł być pewny-otaczał się
wiernymi pracownikami. Usiadłam w salonie i zastanawiałam się, co
zrobić aby odkryć tajemnicę mojego męża i dziadka. Agnes nie
chciała pomóc, więc trudno. Jakoś sama sobie
poradzę.
Nudziłam się i słuchałam muzyki, aż zjawił się
mój mąż. Tradycyjnie dostałam buziaka w policzek, ale nie
umknęło mi, że nie mógł oderwać ode mnie wzroku. I tu cię
mam Panie Gangsterze, chociaż...ten jego zapach... O nie! Cassidy,
co się z Tobą dzieje?! To ten sam facet, co zawsze. Fakt, cholernie
przystojny facet...
Wieczorem wiedziałam, że Diego jest u
siebie, więc miałam świetną okazję, aby nakłonić, go do
zwierzeń. Oczywiście musiałam troszeczkę temu pomóc.
Wygrzebałam z szafy sukienkę, którą kupiłam dość dawno,
ale wyglądałam w niej kobieco. Stanęłam przed lustrem i
sprawdziłam efekt. Sukienka była fioletowa na ramiączka z
dekoltem, który odsłaniał tyle ile powinien. Idealnie
podkreślała moją talię, a dzięki temu, że kończyła się przed
kolanami, widać było moje zgrabne nogi. Włosy oczywiście
rozpuściłam i czerwone loki opadały swobodnie na moje ramiona.
Włożyłam na stopy czarne balerinki i ruszyłam do mojego mężulka.
Zapukałam do drzwi, ale nikt nie odpowiadał, więc wprosiłam się
sama. Faktycznie nikogo nie było, ale szybko zorientowałam się, że
Diego musi być w łazience, bo usłyszałam szum wody. Usiadłam na
łóżku, ale zmieniłam zdanie, bo wyglądałoby to zbyt
jednoznacznie, więc wybrałam bujany fotel. Po kilku minutach drzwi
od łazienki zaskrzypiały,a z pomieszczenia wyszedł Dragon owinięty
jedynie w biały ręcznik. Woda z włosów skapywała wprost na
jego nagi tors.
-Cassie?! Co ty tutaj robisz?-patrzył na mnie,
jakby zobaczył ducha.
-Siedzę, nie widać?-uśmiechnęłam się
zalotnie, ale dalej nie załapał.
-No...widzę, ale z jakiegoś
powodu tu siedzisz, prawda?-powiedział zmieszany, ale zauważyłam,
że wlepił wzrok w moje nogi. Bardzo dobrze, rybka połknęła
haczyk! Wstałam i podeszłam do niego.
-Wiesz, chciałam z Tobą
porozmawiać, to ważne-zmarszczył brwi i oparł się o stolik.
Kompletnie nie przeszkadzało mu, że paraduje przede mną prawie
nagi.
-Tylko Ty jesteś w stanie mi pomóc i odpowiedzieć
na moje pytanie-podeszłam jeszcze bliżej, aby spojrzeć mu w
oczy.
-Dobrze, spróbuję. Jestem ciekawy, co jest tak
ważne, że odważyłaś się tu przyjść. Już się mnie nie
boisz?
-Miałabym się się bać własnego męża?-przejechałam
palcem po jego torsie sprawiając, że zadrżał. W tedy chwycił
mnie za ramiona i przywarłam plecami do ściany. Uniemożliwił mi
jakąkolwiek ucieczkę, opierając ręce o ścianę. Jego twarz była
tak blisko mojej, że straciłam całą pewność siebie. Zapach
oszołamiał moje zmysły, a serce waliło coraz szybciej.
-Skarbie,
co masz dokładnie na myśli?-przybliżył swoje usta do moich.
Przygryzłam delikatnie dolną wargę i zamknęłam oczy. No i stało
się. Pan Gangsterka wpił się w moje usta z taką namiętnością,
że pogłębiłam pocałunek. Penetrował językiem moje
podniebienie,a ja delektowałam się tą chwilą.
-Dragon! Jest
spra..wa... o cholera.-No tak, to się nazywa wejście smoka. Pajac
Carlos zawsze wie, kiedy wejść. Gdy tylko przekroczył próg
pokoju, odskoczyłam od Diega, jak oparzona i nerwowo zaczęłam
poprawiać sukienkę.
-Nie umiesz pukać?!-mój mężulek
wyraźnie się wściekł, a Carlo stał jak zahipnotyzowany z
opadniętą szczęką.-Pytałem, czy nie umiesz pukać!
-Sory, ale
jesteś nam potrzebny. Jest sprawa i musisz zejść.
-Dobra już
idę, a my dokończymy później-uśmiechnął się do mnie i
puścił oczko, a następnie zniknął w łazience. Dopiero wtedy
dotarło do mnie, co zrobiłam. Dałam mu fałszywe sygnały, a sama
nie panowałam nad swoimi uczuciami. Diego pociągał mnie fizycznie,
ale czy to była miłość? Nie, to jeszcze nie to. Chyba, bo gdyby
nie Carlos, to nie wiem, czy przerwałabym pierwsza...
-Czyżbyś
posłuchała moich dobrych rad?-wredny pajac wyszczerzył do mnie
zęby.
-Słuchaj przygłupie, gdzie byłeś, jak rozdawali
rozum?
-Uuu...ostra. Dragon takie lubi.
-No to, na co
czekasz?!-wyszłam, trzaskając drzwiami.
****
Za
to, co zrobił Carlos powinienem był odstrzelić mu tyłek. On
zawsze musi się pojawić wtedy, gdy nie jest proszony. Przez chwilę
byłem w raju, bo moja Cassie odwzajemniła pocałunek! To były
najpiękniejsze minuty mojego życia. Chociaż ta nagła zmiana
frontu niekoniecznie mogła znaczyć coś dobrego.Jeszcze do
niedawna nie mogła na mnie patrzeć, a przed chwilą...Ach, musiałem
jakoś ochłonąć i zastanowić się. Ubrałem się szybko i
wyszedłem z Carlosem.
-Mogę wiedzieć, co jest tak pilne, że
wchodzisz do mojej sypialni jak do McDonalda?
-Wybacz, że
przeszkodziłem Ci w harcach z Twoją wiewiórą, ale chodzi o
nową dostawę koni. Poza tym, od kiedy ona taka chętna jest?
Hę?
-Nie Twój problem!-warknąłem, ale w ogóle go
to nie zniechęciło, bo zastawił mi drogę.
-No chyba nie
powiesz, że to niedziwne, że nagle taka napalona się zrobiła. Do
cholery, Dragon! Obudź się chłopie! Albo ona ma w tym jakiś
interes, albo naprawdę jest zdesperowana i brak jej samca.
-Możesz
się zamknąć i przejść do konkretów! Przestań się
wtrącać w moje życie prywatne!-straciłem nad sobą panowanie, a
Carlo wytrzeszczył na mnie oczy, bo nigdy w ten sposób do
niego nie mówiłem, ale odezwało się moje
sumienie.-Przepraszam stary, poniosło mnie.- Kolorowy podrapał się
po głowie i strzelił dziwną minę.
-Ok, nie ma sprawy. W sumie
masz rację, nie mam prawa się wtrącać. Zajmijmy się tym, co
ważniejsze.
Carlo zaprowadził mnie do stajni, gdzie już byli
pozostali. Nagle usłyszałem krzyk Mike'a i straszny huk, a potem
rozpętało się jeszcze większe zamieszanie. Alex przy pomocy
Dave'a wyciągnął brata z boxu, a ten jęczał trzymając się za
ramię.
-Chyba złamał rękę-odburknął Dave.
-Cholera
człowieku! Akurat teraz, kiedy jesteś mi potrzebny?! Kto Ci kazał
włazić na to bydle?!-krzyczałem w zasadzie na wszystkich. Odkąd
skupiłem się na dopadnięciu ojca Cassie i odsunąłem Zacka od
ważniejszych zadań, to pozostałe osoby były bardzo ważne.
Przecież ktoś musiał mi pomagać.
-Jeździ konno najlepiej z
nas wszystkich. Myśleliśmy, że poradzi sobie z tym diabelstwem-
Alex bronił brata
-To następnym razem nie myślcie! Zatrudnijcie
kogoś do tresury koni. Za co wam płacę?! Nie prowadzę prywatnej
przychodni lekarskiej! Zajmijcie się tym, zrozumiano?!
Wszyscy
kiwnęli zgodnie głową, a ja pociągnąłem za sobą Carlosa.
Chciałem z nim porozmawiać na osobności.
-Muszę z Tobą
pogadać o kilku rzeczach- wyjąłem z kieszeni papierosy i podałem
blondynowi.
-Pytaj- odpowiedział zaciągając się.
-Co
powiesz o Zacku? Masz na niego oko tak, jak Cię
prosiłem?
-Oczywiście-westchnął.-Chociaż jest spokojny, to
nie ufam mu. Nie jest z nami zżyty, zresztą nigdy nawet nie
próbował. Ostatnio zauważyłem, że wrócił skądś
późno w nocy. Nie mogę rozgryźć tego smarkacza i dalej
będę go obserwować. Pomimo, iż nie mam dowodów, to dalej
uważam, że on ma coś wspólnego z podpaleniem.
-Owszem,
nie masz dowodów, ale jeśli takie się znajdą, to sam
osobiście się z nim policzę.- Odwróciłem się i zacisnąłem
ręce na barierce. Wszystko się we mnie gotowało, kiedy myślałem
o pożarze.
-Spokojnie-Carlo położył mi rękę na
ramieniu.-Zrobię wszystko, aby znaleźć rozwiązanie. Zresztą
Guillerma też ciągle szukamy, ale ten facet jest jak fantom. Nawet
nie wiemy, jak wygląda! To przypomina szukanie igły w stogu siana.
Ostatnio dopadliśmy jednego z jego ludzi, ale frajer zastrzelił się
na moich oczach. Ku*wa! A byłem tak blisko!-blondyn kopnął kamień
leżący przed nim.- Odkryłem jedną rzecz, a czy istotną to sam
zdecydujesz. Ludzie pracujący dla Navarro mają wytatuowaną cobrę
na nadgarstku. Ma im to przypominać, że są jego własnością i to
on decyduje, jak długo będą żyć.
-Sukinsyn-pokręciłem głową
z niedowierzaniem.-Rozumiem, że o życiu własnej córki
również zamierza decydować. Jednak nie pozwolę mu na to!
Carlo przyjacielu, dziękuję Ci za to, co robisz. Nigdy tego nie
zapomnę.
-Po raz kolejny Ci mówię, że nie musisz mi
dziękować. Jesteś dla mnie, jak brat.
Następny dzień był tak
poplątany, że sam nie mogłem nadążyć. Mike naprawdę złamał
rękę, więc nie mógł zająć się najbliższym przemytem.
Carlo szukał informacji na temat Guillerma i nie chciałem go
dodatkowo obarczać. W takim razie został mi Dave, Alex i...Zack.
Nie widziałem perspektywy zabrania tej „czarnej owcy” na nocną
akcję, ale też nie bardzo miałem wybór. Musiałem to jednak
przemyśleć, bo ryzyko było zbyt duże. Jeszcze jedno nie dawało
mi spokoju, a właściwie ktoś i to dosłownie-Cassie. Moja śliczna
próbowała ze mną porozmawiać od rana, ale niestety ciągle
nie miałem czasu. Wściekła się i obrażona wróciła do
pokoju mamrocząc coś o imitacji gangstera. No cóż, przy
chamie i prostaku można potraktować to nawet za komplement. W sumie
już się przyzwyczaiłem.
Ermesto po raz kolejny doświadczył
nieprzyjemności od niedoszłego zięcia. Bydle kazało otruć kilka
zwierzaków staruszka. Biedny był strasznie zmartwiony,kiedy z
nim rozmawiałem. W pewnym momencie chciał nawet oddać Navarro'wi
ziemię, ale odwiodłem go od tego pomysłu. Skoro ten maniak już
teraz grozi zabiciem córki, to później może być
tylko gorzej. Za dobrze znam ten typ ludzi-dasz im palec, a odgryzą
Ci rękę. Do domu znowu wróciłem późno i wręcz
padałem z nóg, ale musiałem jeszcze zajrzeć do gabinetu.
Jednak nie myślałem, że spotka mnie po drodze niespodzianka. Już
naciskałem na klamkę, ale nagle coś wskoczyło mi na plecy.
-Tu
Cię mam imitacjo gangstera! Nie chciałeś po dobroci, to będzie po
mojemu! -Cassie wrzeszczała, szarpiąc mnie za koszulę. Nie wiem,
co chciała udowodnić, ale chyba nie to, że jest silna. Zatoczyłem
się i przycisnąłem ją do ściany, aż jęknęła. Zobaczymy,
które z nas pierwsze pęknie.
-Nie wiedziałem, że Ci się
tak spieszy. Skarbie, zwolnij tempo.
-Niby do
czego?!-zapiszczała.-Rusz się gadzie jeden, bo nie mogę
oddychać!
-Ja mam czas. Poczekamy, aż się uspokoisz-wzruszyłem
obojętnie ramionami.
-Nie uspokoję się! Masz ze mną
porozmawiać, a zamiast tego od rana mnie olewasz!
-Nie olewam
Cię, tylko mam swoje obowiązki. Porozmawiam z Tobą, ale przestań
się szarpać i krzyczeć! Dobrze?-usłyszałem jedynie przyspieszony
oddech. -Dobrze?-powtórzyłem.
-Dobrze, ale pod jednym
warunkiem- no proszę, mała cwaniara stawia warunki. -Musisz mi
spojrzeć w oczy.-Zaskoczyła mnie tym razem. Zdezorientowany
odsunąłem się i pozwoliłem Cassie odetchnąć. Odwróciłem
się do niej twarzą i spojrzałem w oczy tak, jak prosiła. Miałem
przeczucie, że chodzi, o coś ważnego, że to nie kolejny
kaprys.
-Proszę, abyś był ze mną szczery. Obiecaj, że mnie
nie okłamiesz.-Nie zamierzałem kłamać, ale co mogło uroić się
w tej główce?
-Obiecuję, zadowolona?
-I to bardzo.
Chodźmy do Ciebie, skoro mamy rozmawiać.
-Wedle Pani
rozkazu-zmachałem ręką oraz przepuściłem Cassie przodem.
Popatrzyła na mnie z politowaniem i ruszyła ponętnie kręcąc
biodrami. Taki widok, to mogę mieć codziennie. Weszliśmy do
pokoju, a ja zamknąłem drzwi na klucz. Lepiej zabezpieczyć się
przed „nagłymi sprawami”. Usiadłem wygodnie na łóżku i
zorientowałem się, że Cassie nadal stoi na środku pokoju.
-Usiądź
proszę, przecież nie gryzę-uśmiechnąłem się. Czerwonowłosa
odwzajemniła uśmiech i usiadła na przeciw mnie krzyżując nogi.
Zastanawiała się nad czymś przez chwilę i westchnęła
ciężko.
-Dlaczego się ze mną ożeniłeś? I nie mów, że
mnie kochasz, bo to już przerabialiśmy-pogroziła mi palcem.
-Sama
już sobie odpowiedziałaś na to pytanie.
-Przestań
żartować!-uderzyła pięścią o łóżko.-Obiecałeś być
ze mną szczery! Chcę znać powód tego cholernego ślubu!
Czemu ciągle ktoś mnie pilnuje, czemu to wszystko jest takie
tajemnicze?!
-Nie ja powinienem odpowiadać Ci a to pytanie, tylko
Twój dziadek-spuściłem wzrok.-Nie mam do tego prawa. Zrozum,
nie chcę skłócić Cię z nim skłócić.
-Nie
skłócisz mnie z nim, bo go kocham. Wiem, że robi wszystko z
myślą o mnie, ale prawdy się od niego nie dowiem. Diego
proszę-chwyciła mnie za rękę.-Chcę Ci zaufać, a przede
wszystkim zrozumieć...
Byłem w kropce. Chciałem być lojalny
wobec Ernesto, ale przede mną siedziała kobieta, którą
kocham ponad wszystko i jej też nie chciałem zawieść. Zresztą,
Cassie po raz pierwszy rozmawiała ze mną w tak otwarty sposób.
W takim razie niech będzie, co ma być. Zgodziłem się na szczerą
rozmowę, więc będzie szczera.
-Dobrze, powiem Ci prawdę i
wszystko, co wiem, ale to będzie dla Ciebie szok.-czerwonowłosa
kiwnęła głową na znak abym zaczynał.
-Cassie...na pomysł ze
ślubem wpadł Twój dziadek. Wiesz, że zrobiłby dla Ciebie
wszystko, ale sam zdawał sobie sprawę, że nie będzie mógł
dalej Cię chronić. Ernesto to staruszek, ale bardzo sprytny. Od
razu pomyślał o mnie, bo zauważył, że kocham się w Tobie.
Zaproponował mi pewnego rodzaju układ, w który oczywiście
wchodził ślub. Posłuchaj mnie uważnie, tu rzeczywiście chodzi o
waszą ziemię, która jest bardzo cenna. W zasadzie to już
jest Twoja, bo Ernesto przepisał wszystko na Ciebie. Musisz mieć
świadomość, że bardzo niebezpieczny człowiek zagraża Twojemu
życiu. Jest w stanie zabić Cię, jeśli nie dostanie tego, czego
chce,a w tym przypadku ziemi, na której niedawno odkryto złoża
ropy. Dlatego Ernesto zdecydował, że poślubisz mnie i dzięki temu
będę mógł Cię chronić. W między czasie znajdę tę
kanalię i zrobię z nim porządek. Kolejna sprawa, to pewne
formalności, na które przystałem. Po pierwsze chodzi o
ziemię-nie będę żądał żadnych roszczeń, jest tylko Twoja. Po
drugie-po upływie roku dostaniesz rozwód. Chyba, że uda mi
się wcześniej rozwiązać sprawę, to wrócisz do dziadka.
Nie zmuszę Cię do miłości. Chcę tylko abyś była szczęśliwa i
bezpieczna, a mnie nie znosisz i będę musiał się z tym
pogodzić-westchnąłem ciężko, bo przede mną było
najgorsze.-Skarbie...jest jeszcze najważniejsza sprawa. Tym
człowiekiem, który wprowadził w Twoje życie tyle zamętu
jest Twój ojciec-Guillermo Navarro. Cassie, Twój ojciec
żyje...-w tym momencie zamilkłem, bo z Cassie zaczęło dziać się
coś dziwnego. Miała oczy wielkości pięciozłotówek. Jej
wzrok był taki pusty, cała drżała. Nagle na jej policzku
zobaczyłem łzę i kolejną, i następną...Boże, co ja
zrobiłem?!
-Skarbie, co się dzieje?! Musisz...
-Puść!-odepchnęła
mnie i zeskoczyła z łóżka.-Mój tata zginął w
wypadku, to nie prawda!-krzyczała przez łzy.
-Prosiłaś o
szczerość i tak było. Chciałbym, aby to była nieprawda, ale
niestety-załamałem ręce.
Cassie osunęła się na podłogę i
płakała coraz rozpaczliwiej. Moje serce rozpadał się na miliony
kawałeczków pod wpływem jej łez. Ukląkłem przy niej i
przygarnąłem w swoje ramiona. Odruchowo wtuliła się we mnie
mocniej i poczułem, jak mój podkoszulek robi się mokry, ale
nie obchodziło mnie to. Cassie szlochała cichutko, a jej ciało
drżało delikatnie.
-Lepiej Ci?-zapytałem cicho.
-Nie...nie
wiem...-wyjąkała.-Mogę tu zostać?-ledwo usłyszałem jej
szept.
-Oczywiście, nie musisz pytać-pomogłem wstać mojemu
skarbowi i położyć się na łóżku. Odgarnąłem z jej
twarzy włosy, które lepiły się do mokrych
policzków.
-Potrzebujesz czegoś?-wolałem się upewnić,
ale pokręciła głową przecząco.-W takim razie nie będę Ci
przeszkadzał. Prześpię się w salonie.
-Diego nie!-chwyciła
mnie z rękę.-Proszę nie zostawiaj mnie samej. Przytul
mnie.-musiałbym być wariatem żeby odmówić. Położyłem
się obok niej i przytuliłem do siebie. Cassie nieświadomie
położyła dłoń na moim sercu sprawiając, że biło jak oszalałe.
Chyba jako pierwszy w tym kraju dostanę zwału z miłości. Lepsze
to niż zostać zastrzelonym przez wkurzonego dziadka, bo chyba to
mnie jutro czekało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz