środa, 20 lutego 2013

XI Gdzie dwóch się bije...


Minako kończyła pakować swoje rzeczy do torby. Dostała wypis, więc mogła opuścić więzienie, którym był dla niej szpital przez ostatni tydzień. W jej głowie panował mętlik i nie oswoiła się z myślą o chorobie. Musiała wrócić do domu, a potem ustalić kierunek własnej drogi, zanim nie zdąży z najważniejszymi sprawami...
Wenus siłowała się z suwakiem, bo bagaż przekraczał limit, gdy Yaten wszedł do sali pogwizdując wesoło pod nosem. Początkowo chciał wybuchnąć ze śmiechu, ale przy jego specyficznym poczuciu humoru, niewinny żart mógł dać zapłon karczemnej awanturze. Zwłaszcza, że Mina miała ognisty temperament i wystarczyła iskra, aby zaprószyć płomień.
-Ptaszki ćwierkają, że dzisiaj wychodzisz-srebrnowłosy klapnął na łóżku, a materac ugiął się pod jego ciężarem.
-Ptaszki Ci rozćwierkały, czy wrony wykrakały?-blondynka już z rana miała wrogie nastawienie.
-To też ptaszki, Aino-san-wyrwał jej torbę z rąk oraz z łatwością zasunął suwak do końca.
Dziewczyna przyjrzała mu się nieufnie, ale podziękowała za pomoc.
Niespodziewanie przyszedł kolejny gość, lecz tym razem naprawdę nieproszony.
-Cześć-Alan zaprezentował się w idealnie wyprasowanym garniturze, na co jego rywal skrzywił się.
Przez moment zastanawiał się, czy Colins nie sypia w pralni, bo zalatuje od niego proszkiem.
-No i nadleciał sęp-Kou mruknął pod nosem.
-Co Ty tu robisz?-blondynka nie tak wyobrażała sobie wyjście ze szpitala.
O ile Yatena tolerowała, to swojej byłej sympatii wolałaby nie widywać
-Chciałem Cię podwieźć do domu, a później zaprosić na obiad. Chyba nie masz nic przeciwko?-zapytał, uśmiechając się czarująco.
-Tak...To znaczy...-zmieszała się.
-Wrzuć wsteczny kolego, spóźniłeś się-zielonooki wtrącił się.

Wstał z wygodnego legowiska i schował ręce do kieszeni, patrząc niebieskowłosemu hardo w oczy.
-Z czym masz problem, bo nie rozumiem?-Alan posłał chłopakowi lodowate spojrzenie.
-To Ty masz problem. Lepiej naucz się czytać między wierszami. Padło Ci na słuch? Ona nie ma najmniejszej ochoty z Tobą jechać.
-Coś Ci się pomieszało, to się nazywa nadinterpretacja. Niech Minako zdecyduje.
-Przestańcie!-Mina rozdzieliła kłócących się mężczyzn.-Zapomnieliście, gdzie się znajdujemy? Niszczycie spokój chorych ludzi. Prawda jest taka, że żadnego z was nie zapraszałam!-poczerwieniała ze złości.
-Ja byłem pierwszy, więc każ mu wyjść-srebrnowłosy uparł się.
-Obaj stąd wyjdziecie! Jestem dorosła i nie może mnie spotkać nic gorszego niż...-zacięła się, bo prawie powiedziała, co jej dolega.
-Niż?-muzyk zmarszczył podejrzliwie brwi.
-Nieważne!-warknęła-Na co jeszcze czekacie? Do widzenia!
Colins już otwierał usta, by jakoś wkraść się w łaski dziewczyny, ale poczuł na ramieniu delikatny dotyk.
-Przepraszam panów-Thea z gracją ich wyminęła, a najmłodszy Kou prawie dostał po twarzy jej bursztynowymi lokami.
-Dzięki Bogu-Aino wzniosła oczy ku górze.-Dopiero mnie wypisali, a niewiele brakowało i zostałabym przyjęta z powrotem.

-Nie dziwię się, ktoś zatruwa tu powietrze-Aider zadarła dumnie głowę, kręcąc nosem.-Jesteś gotowa?
-Tak, spakowałam wszystko. Możemy iść?-blondwłosa zapytała błagalnym tonem.
-Jasne, taksówka czeka-wzięła przyjaciółkę pod ramię i czym prędzej wyszły.
Dwóch osobników płci przeciwnej, nie obdarzyły nawet spojrzeniem.

    ****
Yaten siedział na bujanym fotelu i udawał, że rozwiązuje krzyżówkę. Właściwie, to szukał pretekstu do sprzeczki, ponieważ spokój czytającego książkę Taikiego działał na niego jak czerwona płachta na byka. Czuł dziwne ukłucie w sercu na myśl, iż tylko jemu nic nie wychodzi. Czyżby był zazdrosny?
Szatyn właśnie kończył czytać ostatni rozdział, kiedy jego młodszy brat zaczął bawić się włącznikiem długopisu. Taiki skierował swoje fiołkowe spojrzenie na natręta, ale zaraz wrócił do lektury. Dopiero gdy „pstrykanie” nasiliło się, puściły mu nerwy.
-Uspokoisz się?-przybrał karcący ton.
-Ćwiczę-odparł krótko, nie porzucając denerwującej czynności.
-To zapisz się na siłownię-powiedział opryskliwie i zamknął książkę, bo „ukochany” braciszek wybił go z rytmu.
-Nie ćwiczę moich mięśni, tylko Twoją cierpliwość-uśmiechnął się, odczuwając smak zwycięstwa.
Brązowowłosy zerknął na zegarek i w milczeniu poszedł do swojego pokoju. Dla Yaten oznaczało to koniec dobrej zabawy, a Seiyi niestety nie było pod ręką. Z łazienki dochodził szum wody, więc brunet zaplanował wieczorne wyjście.
Zielonooki sposępniał i jedynym zajęciem jakie wpadło mu do głowy, było rzucanie do celu. Idealnym celem byłby oczywiście Alan, któremu starłby z twarzy minę lizusa. Kou nienawidził fałszywych ludzi, dlatego trzymał się od nich z daleka. Zważywszy na to, iż przedstawiciel tej grupy został nowym managerem zespołu, na pewno nie było łatwo.

Taiki wrócił do salonu, lecz w niekompletnym odzieniu. Paradował na środku pokoju w samych spodniach z przewieszoną przez ramię koszulą.
-Ja bym się na Twoim miejscu nie ubierał. Zobaczysz jakie będziesz miał branie-Yaten znowu go zaczepił.
-Na szczęście nie jesteś na moim miejscu. Aha, Alan się na Ciebie skarżył. Co on Ci takiego zrobił?
-Przepraszam mamusiu. Obiecuję poprawę i zadośćuczynienie. Tak mi przykro, że nie mogę powstrzymać łez-zmienił głos na rozpaczliwy.-Masz może chusteczki?
-Strata czasu-odwrócił się do niego plecami.
-Teraz zapytam poważnie. Idziesz do klubu?-srebrnowłosy wywęszył dla siebie atrakcję.
-Tak.
-Idę z Tobą!-oznajmił władczym tonem.

-Zapomnij! Chociaż przez jeden wieczór daj Minako spokój. Thea też się o nią martwi, a ja doskonale wiem, co sobie uroiłeś.
-A Ty najbardziej martwisz się o tę rudą małpę-prychnął pogardliwie.-Pić mi się chce i co? Chcesz, żebym umarł z pragnienia.
-Jestem zapobiegliwy i w lodówce masz napoje-zapiął koszulę, mrużąc fioletowe oczy.
-A jak się skończą?
-Wątpię, abyś zapił się na śmierć colą. Jak naprawdę dopadną Cię suchoty, to zostaje Ci woda w kranie.
-A jak wyłączą?
-To Cię zamknę w kanałach!-szatyn wrzasnął i zaczął dobijać się do łazienki.-Seiya! Ile będziesz tam siedział?!
Brunet otworzył drzwi, ale najpierw z wnętrza wyłoniły się pachnące opary. Następnie pokazał się urodzony uwodziciel, który lekkim krokiem oraz z błyskiem w oku zmienił lokum na salon. Sięgnął po perfumy stojące na półce, dopełniając efekt.
-No nareszcie-najstarszy Kou odetchnął.-Pilnuj go.
-Dlaczego ja?-Seiya oburzył się.-Umówiony jestem.
Yaten zarechotał głośno, otwierając puszkę piwa, którą zdążył przynieść.
-A z kim się umówiłeś? Zając Ci z głowy wyskoczył, czy jej narzeczony interweniował?-zapytał z przekąsem.
-Otóż z Odango się umówiłem-wypiął dumnie tors.
-I ona na pewno jest tego świadoma?-srebrnowłosy drążył temat.
-No tak...To znaczy nie do końca...No dobra, nie ma pojęcia-poddał się.
W odpowiedzi Taiki trzasnął drzwiami, a zielonooki po raz kolejny zachichotał.
-To miało oznaczać, że całym sercem Cię popiera-pociągnął łyk z puszki, a czarnowłosy zarumienił się.

    ****
Usagi siedziała na łóżku, rozczesując złote włosy, które lśniły w blasku księżyca. W jej uszach ciągle pobrzmiewały cierpkie słowa Mamoru, ponieważ zamiast się pogodzić, pokłócili się znacznie poważniej niż za pierwszym razem. Dziewczyna zdążyła ochłonąć, ale zwlekała z telefonem do narzeczonego. Nie czuła się winna, więc dlaczego miała przepraszać? Ostatnio coraz częściej analizowała zachowanie Chiby i postanowiła zrobić sobie od niego przerwę. Pozostał najważniejszy dylemat-komu opowiedzieć o swoich wątpliwościach?
Usa schowała szczotkę do szuflady toaletki, kiedy od strony balkonu dobiegło pukanie. Otworzyła szeroko błękitne oczy, nasłuchując dźwięków zza okna. Ostrożnie podeszła do drzwi, uchylając zasłonę i prawie zakrztusiła się ze śmiechu.
-Seiya!-wpuściła chłopaka do środka.-Jesteś niemożliwy.
-Nie wiem, czy Twój tata byłby zachwycony, gdyby o tej porze zobaczył swoją córeczkę w towarzystwie faceta. A tak w ogóle, fajne wdzianko Odango-pociągnął za rękaw różowej piżamki w serduszka.
-Zostaw-nadąsała się.-Po co przyszedłeś?
-Ale jesteś wylewna-objął ją ramieniem.-Tak się starałem żeby sprawdzić, czy u Ciebie wszystko w porządku. Jesteś okrutna-spuścił głowę.
-Oj przepraszam, nie chciałam-zawadziła kapciem o dywan i straciła równowagę.
Kou chwycił ją w pasie, przyciągając do siebie. Tsukino wbiła wzrok w jego usta i na moment odjęło jej mowę.
-Nie ułatwiasz mi-wymamrotała zakłopotana.
-Czego?-nachylił się, zniżając głos.
-Podpuszczasz mnie!-odepchnęła go, pomimo fali gorąca, która zalała jej ciało.-Jak nie spoważniejesz, to spadaj.
-Ok Odango, bez żartów-uśmiechnął się na zgodę.-Tęskniłem za Tobą, a tego mi nie zabronisz.
-I nie zamierzam, siadaj-poklepała miejsce na łóżku.
-Coś Cię gryzie, przecież widzę-popatrzył na nią z troską.
-Nic się przed Tobą nie ukryje-położyła głowę na jego kolanach.-Niestety to długa historia.
-Przecież mamy całą noc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz