-Czy
wy do reszty zwariowaliście?!-Taiki przeczesał dłonią swoje
brązowe włosy, a we fiołkowych oczach pojawiła się mieszanka
złości i zawodu.
Już
na początek dnia bracia zgotowali mu historię rodem z kryminałów.
Liczył, że to jeden z głupich dowcipów. Jednak patrząc na
ich miny, wniosek nasunął się sam.
-On mi kazał-wskazał kciukiem na bruneta.
-Biedaczysko,
oczywiście nie mogłeś odmówić.
-Jak zwykle masz rację.
Trudno się z Tobą nie zgodzić-zmrużył soczyście zielone oczy,
robiąc minę niewiniątka.
-Odpuść, ja nie żałuję-w głosie
Seiyi było słychać satysfakcję.-Pogrążę Mamoru, ale została
mi do zrobienia jeszcze jedna rzecz.
-Jaka?-Taiki zapytał z lekką
obawą.
-To moja sprawa. Dowiesz się w swoim
czasie.
Rozzłoszczony Kou cisnął marynarką o fotel.
Niepotrzebnie strzępił sobie język, skoro bracia tworzyli
konspirację za jego plecami.
Yaten naprawdę puścił koło ucha
pogadankę brązowowłosego i wyjął z kieszeni telefon. Sprawdził
godzinę, stukając palcami w kolano. Musiał ulotnić się ze
studia, ale nie zdradzając powodu.
-Mam coś do
załatwienia-oznajmił obojętnym tonem.
-Chwileczkę!-najstarszy
Kou zatrzymał go.-Mamy spotkanie, ale w ostatnim tygodniu to ja
tłumaczyłem managerowi, czemu nie możemy zebrać się w
komplecie.
-No to wytłumaczysz jeszcze raz-wzruszył
ramionami.-Nie mam czasu, to pilne-zamknął za sobą drzwi, słysząc
w oddali narzekanie Taikiego oraz śmiech Seiyi.
Wyszedł na
zewnątrz, zapinając do końca czarny płaszcz i poprawił luźno
zawiązany szalik. Pogoda jak na późną jesień była
chłodna, a na gałęziach drzew powiewały ostatnie żółte
liście. Puszyste obłoki przepływały na niebie, zmieniając
kształt w podmuchach wiatru. Srebrnowłosy nabrał świeżego
powietrza w płuca i ruszył do auta, kierując się następnie w
stronę lotniska. Całą drogę zastanawiał się jakie będzie
spotkanie z nieznajomym. Słyszał o nim kilka historii i każda była
zabawna lub ciekawa. Po jednej rozmowie telefonicznej oraz mailu
raczej nie dało się poznać człowieka. W dodatku nie miał pojęcia
o wyglądzie mężczyzny. Przyznał, że jego plan był szalony, ale
skuteczny. Musiał zaryzykować...
Yaten wmieszał się w tłum
ludzi spieszących się w różne strony. Niektórzy
pędzili na odprawę, ciągnąc za sobą bagaże. Inni przybyli w
podobnym celu co on-odebrać bliskich lub znajomych. Było już po
dwunastej, a Kou nadal krążył samotnie w poczekalni. Zaczął się
obawiać, że został wystawiony do wiatru. Wtedy nabrałby pewności,
iż Rei Hino oraz jej były facet należeli do tej samej
kategorii.
Zapatrzył się na dziewczynkę, która wykłócała
się ze swoją mamą na środku przejścia. Uparcie pokazywała
palcem wyjście, co mogło oznaczać, ze nie bardzo zgadza się ze
swoją rodzicielką. Sytuacja od razu skojarzyła mu się z Mai,
dlatego uśmiechnął się delikatnie.
-Przepraszam-usłyszał
męski, lecz przyjemnej barwy głos.
Odwrócił się i
zobaczył wysokiego mężczyznę o ciemnobrązowych, krótko
obstrzyżonych włosach. Patrzył bystrymi, ciemnymi oczami,
uśmiechając się życzliwie. Elegancka, szara marynarka oraz
idealnie skrojone czarne spodnie, niczym nie przypominały dawnego
stylu.
-Kou Yaten, prawda? Nie trudno Cię
rozpoznać-zachichotał.-Jestem Yuuichiro Kumada-wyciągnął
dłoń.
Zielonooki odwzajemnił uścisk, zerkając na skromną
walizkę nowego znajomego.
-Cieszę się, że nie zrezygnowałeś
i przy pierwszej rozmowie nie posłałeś mnie do diabła.
-Widzę,
że jesteś bezpośredni, ale podoba mi się to. Twój telefon
mnie zaskoczył i jednocześnie dał pretekst do przyjazdu.
-Nie
rozumiem-srebrnowłosy zmarszczył pytająco czoło.
-Chcę raz na
zawsze wyjaśnić sytuację z Rei. Ostatnie miesiące nie były dla
mnie łatwe. Rei wyjechała pod pretekstem odwiedzin przyjaciółek.
Przestała odbierać telefony, sama też nie dzwoniła. Chcę, żeby
mi powiedziała prawdę prosto w oczy.
Yaten zauważył, że
szatyn mówi swobodnie i szczerze. Dotarło do niego, iż
nawzajem oddawali sobie przysługę.
-Zatrzymasz się u nas?
-Nie,
dzięki. Nie chcę wam się zwalać na głowę.
-W takim razie
przyjmij zaproszenie na obiad-Kou nalegał.-Minako na pewno chciałaby
z Tobą pogadać.
Yuuichiro z grzeczności nie odmówił i
kiedy przekroczył próg domu muzyka, poczuł się trochę
skrępowany. Zgrabna blondynka zeszła powoli ze schodów,
wbijając w niego błękitne tęczówki.
-Można wiedzieć,
kto jest naszym gościem?-podeszła do męża, wspierając się na
jego ramieniu.
-Zgadnij-mężczyzna popatrzył na nią
znacząco.
Mina stanęła na wprost niego, odruchowo dotykając
policzek. Szukała podpowiedzi w rysach brązowowłosego, lecz
wydawał się jej zupełnie obcy.
-Mina-chan, jakoś Ci wybaczę,
że nie poznałaś wzorowego pomocnika w świątyni
Hikawa.
-Yuu...Yuuichiro? Nie wierzę-zapiszczała radośnie,
wieszając mu się na szyi.-Jak Ty się zmieniłeś,
niewiarygodne.
Podekscytowanie równie szybko ustąpiło
miejsca podejrzeniom-co jej przyjaciel miał wspólnego z
Yatenem?!
-Rozgość się, a my zaraz wrócimy-zaszczebiotała,
popychając srebrnowłosego w stronę kuchni.
Gdy tylko zniknęli
z pola widzenia, szarpnęła za jego koszulę.
-Tłumacz się, ale
już!-dźgnęła go palcem w tors.
-Zachowaj tą energię na
wieczór. Lepiej ją spożytkujemy-role się odwróciły
i przycisnął Wenus do ściany.
-Yaten! Ja mówię
poważnie.
-Ja też-nawinął na palec kosmyk jej złotych
włosów.-Zaufaj mi, ok?
****
Ami nie mogą
skupić się na najprostszej czynności jaką było krojenie warzyw.
Ręce jej drżały, gdy położyła marchewkę na deseczce i w końcu
rzuciła nóż do zlewu. Podciągnęła rękawy bluzki do góry,
wychodząc na taras. Coś ja przez cały dzień drażniło i miała
mętlik w głowie. Co mogło być gorsze-Kakyuu jako nieproszona, a
wręcz znienawidzona lokatorka. Czy też Taiki skaczący na jednej
nodze wokół wszystkowiedzącej władczyni. Chyba obie rzeczy
naraz, ponieważ dotyczyły czerwonowłosej. Tak naprawdę to ona
stanowiła punkt zapalny każdej sprzeczki. Trudno się dziwić, gdyż
Mizuno była przyzwyczajona, że mąż zawsze liczył się z jej
zdaniem. Nagle zaczął podejmować decyzje pod wpływem mądrości
swojej księżniczki. Tego Ami na dłuższą metę nie była w stanie
tolerować. We własnym domu czuła się jak intruz, co tylko
pogłębiało frustracje.
Kobieta nadal stała na dworze,
pozwalając by rześki wiatr ochłodził poczerwieniałe od złości
policzki. Chłonęła ciszę całą sobą, gdy szelest sukni zmącił
upragniony spokój.
-Chciałabym z Tobą
porozmawiać-księżniczka odezwała się
pierwsza.
-Słucham-niebieskowłosa odpowiedziała lodowatym
tonem.
Kakyuu nie zniechęciła ta postawa, więc ze skromnie
splecionymi dłońmi zaczęła mówić.
-Powinnaś bardziej
uważać. Wyczuwam niepokojącą aurę i martwi mnie wasze
bezpieczeństwo. Wiem, że Taiki jest w stanie obronić Ciebie i
małą, ale gdy zostaniesz sama...
-Potrafię o siebie
zadbać-Merkury przerwała jej.-Jednak skorzystam z okazji i coś Ci
powiem. Z czyjej winy ja i moja rodzina jesteśmy
zagrożeni?!
Ognistowłosa poczuła suchość w ustach, jej serce
zabiło szybciej. Niestety Mizuno nie pozwoliła na wyjaśnienie, bo
kontynuowała wyrzucanie własnego żalu.
-Nigdy nie prosiłam Cię
o radę, a Ty co?! Pozwoliłam Ci zamieszkać w moim domu i od razu
zaczęłaś się panoszyć! Wtrącałaś się w nie swoje sprawy! Nie
potrzebujemy Twojej pomocy, a cenne rady zostaw dla podwładnych na
Kinmoku.
-Nie wiedziałam, że tak to odbierasz.
-Teraz już
wiesz!
Wzburzona Kakyuu ominęła Ami, idąc w głąb
ogrodu.
-Jeszcze nie skończyłam!-ta pobiegła za władczynią
planety pachnących oliwek i szarpnęła ją za ramię.
Nagle obie
zostały zaskoczone.
-Niespodzianka!-piskliwy, złośliwy głosik
zadźwięczał im w uszach.
Misao ukazała się w pełnej krasie,
a jej intensywnie zielone włosy opadały kaskadami na plecy. Merkury
sięgnęła ręką do kieszeni, lecz elfka szybko odczytała zamiary
wojowniczki.
-Tego szukasz?-pomachała w górze pałeczką
do transformacji.-Już na nic Ci się nie przyda.-Skierowała
strumień wody w niebieskowłosą, która nie mogła uwierzyć,
iż pozbawiono ją mocy.
Upadła na ziemię, ale zamiast bólu
poczuła ciężar czyjegoś ciała. Otworzyła oczy i natrafiła na
fioletowe spojrzenie Taikiego. Pokręciła nieprzytomnie głową,
kiedy coś zalśniło w trawie. Kou również dostrzegł złoty
błysk, odruchowo dotykając szyi i zamarł-to jego zguba leżała na
trawniku. Nim zdążył się podnieść, naszyjnik uniósł się
w powietrzu, a potem spoczął w dłoniach Cabire.
-Kończymy
robotę!-krzyknęła do partnerki, która w międzyczasie
zajęła się Kakyuu.
Żaden z ataków księżniczki nie był
celny, a bez swoich obrońców nie miała dużych szans.
-Dead
Scream!-ogromna kula energii
przecięła ostro powietrze oraz wbiła się w ziemię, sunąc ku
wrogowi.
Misao ledwo zdążyła umknąć, a outer senshi stanęły
w komplecie obok Taikiego. Kiedy Sailor Uranus szykowała do użycia
swoją broń, elfki ulotniły się. Tym razem wyszły zwycięsko z
walki.
-Jak zwykle trzymamy rękę na pulsie, czego nie można
powiedzieć o was!-Uran potępiła zachowanie całej trójki.
-Dzięki
za uratowanie nam skóry, ale zostawcie nas samych-Kou z trudem
tłamsił w sobie gniew.
-Straciłeś gwiazdę, tak?-Neptun
udała, że nie słyszy jego prośby.
-Nie zamierzam się teraz
tłumaczyć! Idźcie stąd!
-Później się rozmówimy-Pluton
zachowała rozsądek, wycofując się wraz z
towarzyszkami.
-Przepraszam...-Ami wciąż klęczała, lecz już
ze skruszoną miną.
Szatyn chwycił ją za ramiona, stawiając na
nogi.
-Nie poznaję Cię. Widzisz do czego
doprowadziłaś?!
-Żałujesz, że mnie uratowałeś?-zapytała ze
łzami w oczach.
-Nie. Żałuję, że tak bardzo się zmieniłaś.
Zawiodłem się na Tobie, Ami-rozluźnił uścisk, wykręcając się
do niej plecami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz