czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział XXXI


-Czy wy do reszty zwariowaliście?!-Taiki przeczesał dłonią swoje brązowe włosy, a we fiołkowych oczach pojawiła się mieszanka złości i zawodu.
Już na początek dnia bracia zgotowali mu historię rodem z kryminałów. Liczył, że to jeden z głupich dowcipów. Jednak patrząc na ich miny, wniosek nasunął się sam.

-Seiya, tak dziecka nie odzyskasz! A Ty nie mogłeś go powstrzymać?!-spojrzał srogo na Yatena.
-On mi kazał-wskazał kciukiem na bruneta.
-Biedaczysko, oczywiście nie mogłeś odmówić.
-Jak zwykle masz rację. Trudno się z Tobą nie zgodzić-zmrużył soczyście zielone oczy, robiąc minę niewiniątka.
-Odpuść, ja nie żałuję-w głosie Seiyi było słychać satysfakcję.-Pogrążę Mamoru, ale została mi do zrobienia jeszcze jedna rzecz.
-Jaka?-Taiki zapytał z lekką obawą.
-To moja sprawa. Dowiesz się w swoim czasie.
Rozzłoszczony Kou cisnął marynarką o fotel. Niepotrzebnie strzępił sobie język, skoro bracia tworzyli konspirację za jego plecami.
Yaten naprawdę puścił koło ucha pogadankę brązowowłosego i wyjął z kieszeni telefon. Sprawdził godzinę, stukając palcami w kolano. Musiał ulotnić się ze studia, ale nie zdradzając powodu.
-Mam coś do załatwienia-oznajmił obojętnym tonem. 
-Chwileczkę!-najstarszy Kou zatrzymał go.-Mamy spotkanie, ale w ostatnim tygodniu to ja tłumaczyłem managerowi, czemu nie możemy zebrać się w komplecie.
-No to wytłumaczysz jeszcze raz-wzruszył ramionami.-Nie mam czasu, to pilne-zamknął za sobą drzwi, słysząc w oddali narzekanie Taikiego oraz śmiech Seiyi.
Wyszedł na zewnątrz, zapinając do końca czarny płaszcz i poprawił luźno zawiązany szalik. Pogoda jak na późną jesień była chłodna, a na gałęziach drzew powiewały ostatnie żółte liście. Puszyste obłoki przepływały na niebie, zmieniając kształt w podmuchach wiatru. Srebrnowłosy nabrał świeżego powietrza w płuca i ruszył do auta, kierując się następnie w stronę lotniska. Całą drogę zastanawiał się jakie będzie spotkanie z nieznajomym. Słyszał o nim kilka historii i każda była zabawna lub ciekawa. Po jednej rozmowie telefonicznej oraz mailu raczej nie dało się poznać człowieka. W dodatku nie miał pojęcia o wyglądzie mężczyzny. Przyznał, że jego plan był szalony, ale skuteczny. Musiał zaryzykować...
Yaten wmieszał się w tłum ludzi spieszących się w różne strony. Niektórzy pędzili na odprawę, ciągnąc za sobą bagaże. Inni przybyli w podobnym celu co on-odebrać bliskich lub znajomych. Było już po dwunastej, a Kou nadal krążył samotnie w poczekalni. Zaczął się obawiać, że został wystawiony do wiatru. Wtedy nabrałby pewności, iż Rei Hino oraz jej były facet należeli do tej samej kategorii.
Zapatrzył się na dziewczynkę, która wykłócała się ze swoją mamą na środku przejścia. Uparcie pokazywała palcem wyjście, co mogło oznaczać, ze nie bardzo zgadza się ze swoją rodzicielką. Sytuacja od razu skojarzyła mu się z Mai, dlatego uśmiechnął się delikatnie.
-Przepraszam-usłyszał męski, lecz przyjemnej barwy głos.
Odwrócił się i zobaczył wysokiego mężczyznę o ciemnobrązowych, krótko obstrzyżonych włosach. Patrzył bystrymi, ciemnymi oczami, uśmiechając się życzliwie. Elegancka, szara marynarka oraz idealnie skrojone czarne spodnie, niczym nie przypominały dawnego stylu.
-Kou Yaten, prawda? Nie trudno Cię rozpoznać-zachichotał.-Jestem Yuuichiro Kumada-wyciągnął dłoń.
Zielonooki odwzajemnił uścisk, zerkając na skromną walizkę nowego znajomego.
-Cieszę się, że nie zrezygnowałeś i przy pierwszej rozmowie nie posłałeś mnie do diabła.
-Widzę, że jesteś bezpośredni, ale podoba mi się to. Twój telefon mnie zaskoczył i jednocześnie dał pretekst do przyjazdu.
-Nie rozumiem-srebrnowłosy zmarszczył pytająco czoło.
-Chcę raz na zawsze wyjaśnić sytuację z Rei. Ostatnie miesiące nie były dla mnie łatwe. Rei wyjechała pod pretekstem odwiedzin przyjaciółek. Przestała odbierać telefony, sama też nie dzwoniła. Chcę, żeby mi powiedziała prawdę prosto w oczy.
Yaten zauważył, że szatyn mówi swobodnie i szczerze. Dotarło do niego, iż nawzajem oddawali sobie przysługę.
-Zatrzymasz się u nas?
-Nie, dzięki. Nie chcę wam się zwalać na głowę.
-W takim razie przyjmij zaproszenie na obiad-Kou nalegał.-Minako na pewno chciałaby z Tobą pogadać. 
Yuuichiro z grzeczności nie odmówił i kiedy przekroczył próg domu muzyka, poczuł się trochę skrępowany. Zgrabna blondynka zeszła powoli ze schodów, wbijając w niego błękitne tęczówki.
-Można wiedzieć, kto jest naszym gościem?-podeszła do męża, wspierając się na jego ramieniu.
-Zgadnij-mężczyzna popatrzył na nią znacząco.
Mina stanęła na wprost niego, odruchowo dotykając policzek. Szukała podpowiedzi w rysach brązowowłosego, lecz wydawał się jej zupełnie obcy.
-Mina-chan, jakoś Ci wybaczę, że nie poznałaś wzorowego pomocnika w świątyni Hikawa.
-Yuu...Yuuichiro? Nie wierzę-zapiszczała radośnie, wieszając mu się na szyi.-Jak Ty się zmieniłeś, niewiarygodne.
Podekscytowanie równie szybko ustąpiło miejsca podejrzeniom-co jej przyjaciel miał wspólnego z Yatenem?!
-Rozgość się, a my zaraz wrócimy-zaszczebiotała, popychając srebrnowłosego w stronę kuchni.
Gdy tylko zniknęli z pola widzenia, szarpnęła za jego koszulę.
-Tłumacz się, ale już!-dźgnęła go palcem w tors.
-Zachowaj tą energię na wieczór. Lepiej ją spożytkujemy-role się odwróciły i przycisnął Wenus do ściany.
-Yaten! Ja mówię poważnie.
-Ja też-nawinął na palec kosmyk jej złotych włosów.-Zaufaj mi, ok?

****
Ami nie mogą skupić się na najprostszej czynności jaką było krojenie warzyw. Ręce jej drżały, gdy położyła marchewkę na deseczce i w końcu rzuciła nóż do zlewu. Podciągnęła rękawy bluzki do góry, wychodząc na taras. Coś ja przez cały dzień drażniło i miała mętlik w głowie. Co mogło być gorsze-Kakyuu jako nieproszona, a wręcz znienawidzona lokatorka. Czy też Taiki skaczący na jednej nodze wokół wszystkowiedzącej władczyni. Chyba obie rzeczy naraz, ponieważ dotyczyły czerwonowłosej. Tak naprawdę to ona stanowiła punkt zapalny każdej sprzeczki. Trudno się dziwić, gdyż Mizuno była przyzwyczajona, że mąż zawsze liczył się z jej zdaniem. Nagle zaczął podejmować decyzje pod wpływem mądrości swojej księżniczki. Tego Ami na dłuższą metę nie była w stanie tolerować. We własnym domu czuła się jak intruz, co tylko pogłębiało frustracje.

Kobieta nadal stała na dworze, pozwalając by rześki wiatr ochłodził poczerwieniałe od złości policzki. Chłonęła ciszę całą sobą, gdy szelest sukni zmącił upragniony spokój.
-Chciałabym z Tobą porozmawiać-księżniczka odezwała się pierwsza.
-Słucham-niebieskowłosa odpowiedziała lodowatym tonem.
Kakyuu nie zniechęciła ta postawa, więc ze skromnie splecionymi dłońmi zaczęła mówić.
-Powinnaś bardziej uważać. Wyczuwam niepokojącą aurę i martwi mnie wasze bezpieczeństwo. Wiem, że Taiki jest w stanie obronić Ciebie i małą, ale gdy zostaniesz sama...
-Potrafię o siebie zadbać-Merkury przerwała jej.-Jednak skorzystam z okazji i coś Ci powiem. Z czyjej winy ja i moja rodzina jesteśmy zagrożeni?!
Ognistowłosa poczuła suchość w ustach, jej serce zabiło szybciej. Niestety Mizuno nie pozwoliła na wyjaśnienie, bo kontynuowała wyrzucanie własnego żalu.
-Nigdy nie prosiłam Cię o radę, a Ty co?! Pozwoliłam Ci zamieszkać w moim domu i od razu zaczęłaś się panoszyć! Wtrącałaś się w nie swoje sprawy! Nie potrzebujemy Twojej pomocy, a cenne rady zostaw dla podwładnych na Kinmoku.
-Nie wiedziałam, że tak to odbierasz.
-Teraz już wiesz!
Wzburzona Kakyuu ominęła Ami, idąc w głąb ogrodu.
-Jeszcze nie skończyłam!-ta pobiegła za władczynią planety pachnących oliwek i szarpnęła ją za ramię.
Nagle obie zostały zaskoczone.
-Niespodzianka!-piskliwy, złośliwy głosik zadźwięczał im w uszach.
Misao ukazała się w pełnej krasie, a jej intensywnie zielone włosy opadały kaskadami na plecy. Merkury sięgnęła ręką do kieszeni, lecz elfka szybko odczytała zamiary wojowniczki.
-Tego szukasz?-pomachała w górze pałeczką do transformacji.-Już na nic Ci się nie przyda.-Skierowała strumień wody w niebieskowłosą, która nie mogła uwierzyć, iż pozbawiono ją mocy.
Upadła na ziemię, ale zamiast bólu poczuła ciężar czyjegoś ciała. Otworzyła oczy i natrafiła na fioletowe spojrzenie Taikiego. Pokręciła nieprzytomnie głową, kiedy coś zalśniło w trawie. Kou również dostrzegł złoty błysk, odruchowo dotykając szyi i zamarł-to jego zguba leżała na trawniku. Nim zdążył się podnieść, naszyjnik uniósł się w powietrzu, a potem spoczął w dłoniach Cabire.
-Kończymy robotę!-krzyknęła do partnerki, która w międzyczasie zajęła się Kakyuu.
Żaden z ataków księżniczki nie był celny, a bez swoich obrońców nie miała dużych szans.
-Dead Scream!-ogromna kula energii przecięła ostro powietrze oraz wbiła się w ziemię, sunąc ku wrogowi.
Misao ledwo zdążyła umknąć, a outer senshi stanęły w komplecie obok Taikiego. Kiedy Sailor Uranus szykowała do użycia swoją broń, elfki ulotniły się. Tym razem wyszły zwycięsko z walki.
-Jak zwykle trzymamy rękę na pulsie, czego nie można powiedzieć o was!-Uran potępiła zachowanie całej trójki.
-Dzięki za uratowanie nam skóry, ale zostawcie nas samych-Kou z trudem tłamsił w sobie gniew.
-Straciłeś gwiazdę, tak?-Neptun udała, że nie słyszy jego prośby.
-Nie zamierzam się teraz tłumaczyć! Idźcie stąd!
-Później się rozmówimy-Pluton zachowała rozsądek, wycofując się wraz z towarzyszkami.
-Przepraszam...-Ami wciąż klęczała, lecz już ze skruszoną miną.
Szatyn chwycił ją za ramiona, stawiając na nogi.
-Nie poznaję Cię. Widzisz do czego doprowadziłaś?!
-Żałujesz, że mnie uratowałeś?-zapytała ze łzami w oczach.
-Nie. Żałuję, że tak bardzo się zmieniłaś. Zawiodłem się na Tobie, Ami-rozluźnił uścisk, wykręcając się do niej plecami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz