środa, 20 lutego 2013

VIII Braciszek Ci zawsze pomoże


Przystojny mężczyzna o fiołkowych oczach oraz włosach spiętych rzemykiem, zaparkował auto przed starą kamienicą. Według karteczki, którą trzymał w dłoni, właśnie tu mieszkała Thea. Po raz pierwszy umówił się na randkę i był stremowany. Znacznie łatwiej przychodziło mu śpiewanie na żywo. Wtedy był w swoim żywiole, bo nie czuł się tak skołowany. Chociaż większość i dziewczyn piszczała za nim, to czego mógł się spodziewać po bursztynowłosej? Do jego fanek na pewno nie należała. Na początku nawet nie skojarzyła go z Three Lights. Był dla niej zwykłym nieznajomym.
„Może to i lepiej. Zaprzyjaźniła się ze mną nie dlatego, że byłem popularny. Niech pozna Taikiego Kou takim, jaki jest naprawdę.”-pozbył się niepotrzebnych wątpliwości.
Wziął do ręki bukiet białego bzu, poprawił marynarkę i ruszył w stronę klatki schodowej. Jakaś dziwna siła zatrzymała go przed drzwiami, bo pojawiły się następne obawy. A co, jeśli nie spodobają się jej kwiaty? Albo w pewnym momencie skończą się tematy do rozmowy?
„Może uciekać, zanim wystawię się na pośmiewisko? Ech! Przecież nie idę na wojnę!”
Odwrócił się na pięcie i napotkał figlarny uśmiech Thei. Znowu zapomniał, że posiada język, wlepiając w nią maślany wzrok. W zebranych do góry włosach wyglądała uroczo, a zielona tunika idealnie pasowała do jej oczu.
-Zauważyłam Twój samochód. Długo nie przychodziłeś, więc chciałam sprawdzić, czy nie zaginąłeś. Nie mogłeś trafić?
-Tak...To znaczy, nie!-ledwo skleił zdanie.-Proszę, to dla Ciebie-wręczył dziewczynie pachnący bukiecik, który wcześniej wybierał prawie godzinę.
-Dziękuję, nie musiałeś. Idziemy?
-Jasne.
-Poczekaj, wezmę kurtkę.
Oboje zeszli na dół, a Kou jak na gentelmena przystało otworzył drzwi swojej towarzyszce. Dziękując niebiosom, że na razie nie wyszedł na bałwana...
-Dokąd mnie zabierasz?-zapytała po dłuższej pauzie.
-Najpierw kino, a potem spełnię Twoje życzenia.
-Jak złota rybka-parsknęła ze śmiechu.
-Przepraszam, głupio zabrzmiało-zarumienił się.
-Ależ nie! Wręcz przeciwnie-pogładziła jego dłoń.-Nie przepraszaj.
Rozluźnił się trochę, ale sam nie wiedział, co mu bardziej pomogło. Uspokajający głos Thei, czy może jej naturalne zachowanie.
W kinie już nie poszło tak łatwo. Zestresował się, że wybrał nieodpowiedni film. W końcu nie posiadał żadnego doświadczenia w relacjach damsko-męskich. Podczas pierwszego pobytu na Ziemi był zajęty poszukiwaniami Kakyuu. Inne kobiety w ogóle się nie liczyły. Po powrocie na Kinmoku zachował obecną postać, ale nie po to, by podbijać serca niewiast. Po prostu było wygodniej i czuł się sobą. Na ojczystej planecie też nie zwracał uwagi na płeć przeciwną. Strzegł bezpieczeństwa władczyni, prowadził własne badania albo czytał. Wtedy nie potrzebował nic więcej do szczęścia. A teraz? Serce dawało znak, iż nadszedł ten czas...
Przez cały film obserwował twarz dziewczyny, jakby miał z niej wyczytać, czy już został skreślony. Chyba nie dopatrzył się niczego, co zwiastowałby klęskę. Jednak nie opanował się i siedział z taką miną, jakby oglądał dramat.
Kiedy światła na sali zapaliły się ponownie, a ludzie zaczęli wychodzić, Thea wzięła go za rękę. Wmieszali się w tłum, a potem zatrzymali przed kawiarnią.
-Podobało Ci się?-Taiki przełamał się wreszcie.
-Tak, było zabawne.
-Zabawne?-zdziwił się.-A nie romantyczne?
-Hmmm...Za specjalnie romantyczna nie jestem. Powiem Ci, że nawet lubię horrory.
Kou zbladł odrobinę, a zielonooka wybuchnęła perlistym śmiechem.
-Żartowałam!-poklepała go po ramieniu.-Za to, chyba Ty nie zbyt dobrze się bawiłeś.
-Ja? Nie, zdawało Ci się.
-Wyglądałeś na przerażonego.
„No ładnie! Mogłem poprosić o pomoc Seiyę albo Yatena. Zresztą, nie! Yaten nie cierpi kobiet, a przy pomocy Seiyi wyszedłbym na zboczeńca.”-potrząsną zabawnie głową.
-Coś się stało?
-E...Nieee. Masz ochotę coś zjeść?-szybko wybrnął z kłopotliwej sytuacji.
Przytaknęła na jego propozycję i wybrali zaciszną knajpkę. Postanowili zjeść na zewnątrz, bo pogoda jeszcze dopisywała.
-Zaraz odkryjesz, że jestem łakomczuchem-zażartowała.
-Jak Usagi-od razu przyszła mu na myśl pyzata blondynka.
-Narzeczona Seiyi? Tak miała na imię dziewczyna, z którą był w klubie.
Zapowietrzył się, ponieważ nie lubił kłamać. Natomiast informacja, że jego braciszek ugania się za zaręczoną dziewczyną również nie przechodziła mu przez gardło. Chociaż gorzej by zabrzmiało, gdyby powiedział, że jego brat zakochał się w Czarodziejce z Księżyca, która ma z góry zaplanowaną przyszłość. W tej bajeczce nawet on się gubił, a co dopiero Thea. Oczami wyobraźni widział, ja dzwoni po karetkę i wywożą go na sygnale.
-Jak by Ci to wytłumaczyć...
-Ok, załapałam. Usagi nie jest jego narzeczoną, a dalej nie pytam-zamilkła, bo kelner przyniósł zamówione danie.
Powoli sączyła sok pomarańczowy i nawinęła na widelec porcję makaronu.
-Chcesz spróbować?-zapytała kokieteryjnie.
Niestety nie było jej dane usłyszeć odpowiedź, gdyż brunet o szmaragdowych oczach zajął miejsce obok. Jedną ręką objął ją troskliwie, a drugą wyrwał widelec i wchłonął apetyczną potrawę.
-Jak dal mnie za słone-wyszczerzył ząbki w stronę siostry.
Aider znieruchomiała. Takiego zbiegu okoliczności się nie spodziewała. Akira zawsze był bezczelny, ale tym razem przesadził. Szatynowi też przestał dopisywać humor, jakiś chłopak przystawiał się do dziewczyny, z którą to on przyszedł na randkę! Już miał pogonić typa, ale bursztynowłosa wymruczała ciche „przepraszam” i pociągnęła natręta za sobą.
Znaleźli się poza zasięgiem wzroku gapiów, toteż wytargała młodszego brata za ucho.
-Aaaa!!! Wściekliznę masz?!
-Rujnujesz moją randkę! Zmiataj stąd!-warknęła, zaciskając pięści.
-Nic z tego!-obraził się.-Ktoś musi Cię pilnować. No kto, jak nie braciszek. Pamiętaj, zawsze Ci pomogę.
Nadęła policzki ze złości, wypuszczając powietrze.
-Akira! Zaraz doprowadzisz mnie do ostateczności! Spadaj! Mam przeliterować?!
Czarnowłosy pokręcił przecząco głową i wyprostował się dumnie . Nie zamierzał nawet drgnąć, więc zrozpaczona dziewczyna zaczęła szukać innego wyjścia. Jedynym ratunkiem była...jego słabość do płci pięknej. Najchętniej codziennie chodziłby na randki.
-Zobacz!-krzyknęła, wskazując palcem na drugą stronę ulicy.-Ale laska!-udała zachwyt.
-Gdzie?!-wytrzeszczył oczy, namierzając cel.-Że ona? No co Ty, Thea-wziął ręce pod boki.-Za gruba-stwierdził z niesmakiem.-Człowiek traci apetyt jak na taką patrzy, ale budki z frytkami zbijają majątek. A Ty, co nic nie mówisz?-odwrócił się i zorientował, że prowadzi monolog.
Natomiast jego siostra pędziła niczym zawodowa biegaczka, ściskając rękę zdezorientowanego muzyka. W strachy, że wysportowany chłopak ich dogoni, wbiegli do damskiego butiku. Thea chwyciła za pierwszą, lepszą rzecz i wylądowali w przebieralni, dysząc po szybkim biegu.
Uniosła do góry głowę, wyrównując powoli oddech i zobaczyła, że purpurowy na twarzy jak piwonia Taiki, świdruje wzrokiem ubranie, które zabrała po drodze. Wzniosła wieszak do góry i dopiero zrozumiała, iż przez przypadek zgarnęła komplet czarnej, koronkowej bielizny. Natychmiast schowała to za plecami, tylko co powinna teraz powiedzieć?
-Nie chcesz przymierzyć?-postanowił rozluźnić atmosferę, widząc jej zawstydzenie.
-Myślałam, że jesteś nieśmiały. A co, chcesz popatrzeć?
W tym momencie oboje zaczęli się śmiać, ale musieli kontrolować ten nagły wybuch. Przecież znajdowali się w sklepie.
-Powiedz mi-otarł łezki z kącików oczu.-Przed kim właściwie uciekamy? Twój adorator?
-Nieee-przejechała ręką po włosach.-Brat-mruknęła posępnie.
-Co?! Uciekaliśmy przed Twoim bratem?! Nie wiedziałem, że masz rodzeństwo.
-Nie było się czym chwalić.
-No popatrz-prychnął pod nosem.-Coraz więcej nas łączy.
-Proszę Cię-spuściła głowę.-Połowa moich koleżanek nie odzywa się do mnie, bo Akira deklarował im miłość aż po kres dni. Tylko on trochę inaczej rozumiał to sformułowanie. Wystarczyło, że na horyzoncie pojawiła się spódniczka minimalnie krótsza od poprzedniej, a jego obietnice szyły w zapomnienie.
-Dobrze, że nie mam żadnych koleżanek-zachichotał.

Zielonooka rozpogodziła się, ale przypomniała sobie, że nadal trzyma pechową bieliznę.
-Mógłbyś to odwiesić?-uśmiechnęła się słodko.-Odczekam chwilkę i wyjdę za Tobą.
Przełknął ślinę, lecz nie potrafił odmówić. Wychylił czubek nosa zza kotary i upewniwszy się, że teren jest czysty, czmychnął prędko w stronę wieszaków.
-Może panu pomóc?-ku jego niezadowoleniu, ekspedientka wyrosła spod ziemi.
Nie znosił, gdy ludzie udawali uprzejmych dla własnych korzyści.
-Dla narzeczonej?
Obdarzył kobietę lodowatym spojrzeniem i nic nie odpowiedział. Schował ręce do kieszeni oraz pospiesznie opuścił sklep. Czekał parę minut, aż rudowłosa dołączyła do niego. Popatrzyli sobie w oczy, a potem objął ją ramieniem.
-Chodź, narzeczona-powiedział żartobliwie.
-Narzeczona?
-Następnym razem wezmą nas za małżeństwo-puścił do niej oczko.
Od dawna nie bawił się tak dobrze. Ostatni raz śmiał szczerze dzięki Usagi, która zrobiła katastrofę z programu kulinarnego, gdzie występował razem z Mako. Teraz też czuł się szczęśliwy, ale to był innego rodzaju radość. Sprawiła, że zaczął myśleć o Ziemi jak o prawdziwym domu.

    ****
Minako otworzyła powoli zaspane powieki i zdała sobie sprawę, że jest już wieczór. Purpurowe promienie zachodzącego słońca odbijały się od szyb. Ziewnęła leniwie, a każda cząstka jej ciała bolała, jakby stoczyła walkę na ringu. Wolałaby zostać w domu zamiast iść do pracy, ale pomyślała, że dziś Yaten nie przyjdzie do klubu. Na pewno sprzeczka sprzed kilku godzin zniechęciła go i od tej pory będą się unikać. Cieszyła się, że pokazała mu, gdzie raki zimują. Dla lepszego efektu poszczułaby go psem, lecz nie posiadała agresywnego czworonoga, nad czym akurat ubolewała.
„Artemis nie potrafi szczekać.”-przetarła oczy, siadając na łóżku.
Widok za oknem wprowadził ją w osłupienie. Biały kocur stukał łapką w okno, a jego mina wyrażała tylko jedno: „Umieram!”
Blondynka otworzyła drzwi od balkonu, a biedny kot wtoczył się do pokoju, wlekąc łapami po podłodze.
-Co Ty tu robisz?!-krzyknęła srogo.
-Co ja tu robię?! Natychmiast mi wytłumaczysz, co wyprawiałaś z Yatenem Kou! Wszystko widziałem!-najeżył sierść.
-Szpiegujesz mnie?! Co Ty insynuujesz?!
-Wiesz jakie konsekwencje mogą być z tych...z tych...Schadzek!-wykrztusił.
-Artemisie!-oburzyła się.-Stracę cierpliwość, jeśli nie przestaniesz mnie uświadamiać!
-Najwidoczniej muszę, skoro taka dorosła dziewczyna wpuszcza obcych mężczyzn do swojej sypialni!-poruszył nerwowo wąsami.
-Innym razem będziesz przyzwoitką! A teraz, koniec tego dobrego! Też wylatujesz z mojego mieszkania-złapała futrzaka pod pachę i wyrzuciła go na zimny korytarz.
Nie potrzebowała, żeby zwierzak wykładał jej lekcje z przystosowania do życia w rodzinie. Może i miewała różne pomysły, ale przedłużanie gatunku z Yatenem nie zajmowało nawet ostatniego miejsca na jej liście.
Po tym, jak Artemis wykonał zgrabny piruet na brzuchu, musiał wrócić z podkulonym ogonem do domu. Liczył, że chociaż Usagi przestanie sprawiać kłopoty. Nic bardziej mylnego. Kiedy wbiegł na górę po schodach, Luna kręciła się przed pokojem panny Tsukino i wyglądała na zatroskaną.
-Kolejne zmartwienie?-zapytał z rezygnacją.
-Usagi pokłóciła się z Mamoru. Podobno uciekła z przyjęcia, na którym byli wczoraj. Nie chciała się przyznać, gdzie spędziła noc i to mi się najbardziej nie podoba. Ze strony Mamoru padły bardzo nieprzyjemne słowa i wyszedł stąd wzburzony. Nie doszli do porozumienia.
-Co ona teraz robi?
-Jest w kuchni. Wyjadła wszystkie słodycze, jakie udało się jej znaleźć.
Nagle do ich uszu dobiegł dźwięk tłuczonego szkła oraz śmiech. Oba kociaki pobiegły sprawdzić, co się dzieje i zostały świadkami osobliwego zdarzenia. Otóż, Ikuko stała przy zlewie, a u jej stóp piętrzyła się sterta szkła. Shingo rechotał, trzymając się za brzuch. Z klei jego siostra zaciskała zawzięcie pięści.
-Usagi, dziecko drogie-pani Tsukino odzyskała mowę.-Jakie prawo? Czy Ty w ogóle wiesz, na czym to polega?
-Niech lepiej idzie na lewo, głupia-chłopak nie mógł pohamować śmiechu. 
-Zamknij się!-złotowłosa naskoczyła na niego.-Może i nie wiem, ale się dowiem! Udowodnię wam, że nie jestem głupia!-tupnęła nogą i uciekła.
Kto by pomyślał, że mało rozgarnięta blondyneczka zdecyduje się iść na studia. Czyżby dla Tokio nadchodziły chwile grozy?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz