Przystojny
mężczyzna o fiołkowych oczach oraz włosach spiętych rzemykiem,
zaparkował auto przed starą kamienicą. Według karteczki, którą
trzymał w dłoni, właśnie tu mieszkała Thea. Po raz pierwszy
umówił się na randkę i był stremowany. Znacznie łatwiej
przychodziło mu śpiewanie na żywo. Wtedy był w swoim żywiole, bo
nie czuł się tak skołowany. Chociaż większość i dziewczyn
piszczała za nim, to czego mógł się spodziewać po
bursztynowłosej? Do jego fanek na pewno nie należała. Na początku
nawet nie skojarzyła go z Three Lights. Był dla niej zwykłym
nieznajomym.
„Może to i lepiej. Zaprzyjaźniła się ze mną
nie dlatego, że byłem popularny. Niech pozna Taikiego Kou takim,
jaki jest naprawdę.”-pozbył się niepotrzebnych
wątpliwości.
Wziął do ręki bukiet białego bzu, poprawił
marynarkę i ruszył w stronę klatki schodowej. Jakaś dziwna siła
zatrzymała go przed drzwiami, bo pojawiły się następne obawy. A
co, jeśli nie spodobają się jej kwiaty? Albo w pewnym momencie
skończą się tematy do rozmowy?
„Może uciekać, zanim
wystawię się na pośmiewisko? Ech! Przecież nie idę na
wojnę!”
Odwrócił się na pięcie i napotkał figlarny
uśmiech Thei. Znowu zapomniał, że posiada język, wlepiając w nią
maślany wzrok. W zebranych do góry włosach wyglądała
uroczo, a zielona tunika idealnie pasowała do jej oczu.
-Zauważyłam
Twój samochód. Długo nie przychodziłeś, więc
chciałam sprawdzić, czy nie zaginąłeś. Nie mogłeś
trafić?
-Tak...To znaczy, nie!-ledwo skleił zdanie.-Proszę, to
dla Ciebie-wręczył dziewczynie pachnący bukiecik, który
wcześniej wybierał prawie godzinę.
-Dziękuję, nie musiałeś.
Idziemy?
-Jasne.
-Poczekaj, wezmę kurtkę.
Oboje zeszli na
dół, a Kou jak na gentelmena przystało otworzył drzwi
swojej towarzyszce. Dziękując niebiosom, że na razie nie wyszedł
na bałwana...
-Dokąd mnie zabierasz?-zapytała po dłuższej
pauzie.
-Najpierw kino, a potem spełnię Twoje życzenia.
-Jak
złota rybka-parsknęła ze śmiechu.
-Przepraszam, głupio
zabrzmiało-zarumienił się.
-Ależ nie! Wręcz
przeciwnie-pogładziła jego dłoń.-Nie przepraszaj.
Rozluźnił
się trochę, ale sam nie wiedział, co mu bardziej pomogło.
Uspokajający głos Thei, czy może jej naturalne zachowanie.
W
kinie już nie poszło tak łatwo. Zestresował się, że wybrał
nieodpowiedni film. W końcu nie posiadał żadnego doświadczenia w
relacjach damsko-męskich. Podczas pierwszego pobytu na Ziemi był
zajęty poszukiwaniami Kakyuu. Inne kobiety w ogóle się nie
liczyły. Po powrocie na Kinmoku zachował obecną postać, ale nie
po to, by podbijać serca niewiast. Po prostu było wygodniej i czuł
się sobą. Na ojczystej planecie też nie zwracał uwagi na płeć
przeciwną. Strzegł bezpieczeństwa władczyni, prowadził własne
badania albo czytał. Wtedy nie potrzebował nic więcej do
szczęścia. A teraz? Serce dawało znak, iż nadszedł ten
czas...
Przez cały film obserwował twarz dziewczyny, jakby miał
z niej wyczytać, czy już został skreślony. Chyba nie dopatrzył
się niczego, co zwiastowałby klęskę. Jednak nie opanował się i
siedział z taką miną, jakby oglądał dramat.
Kiedy światła
na sali zapaliły się ponownie, a ludzie zaczęli wychodzić, Thea
wzięła go za rękę. Wmieszali się w tłum, a potem zatrzymali
przed kawiarnią.
-Podobało Ci się?-Taiki przełamał się
wreszcie.
-Tak, było zabawne.
-Zabawne?-zdziwił się.-A nie
romantyczne?
-Hmmm...Za specjalnie romantyczna nie jestem. Powiem
Ci, że nawet lubię horrory.
Kou zbladł odrobinę, a zielonooka
wybuchnęła perlistym śmiechem.
-Żartowałam!-poklepała go po
ramieniu.-Za to, chyba Ty nie zbyt dobrze się bawiłeś.
-Ja?
Nie, zdawało Ci się.
-Wyglądałeś na przerażonego.
„No
ładnie! Mogłem poprosić o pomoc Seiyę albo Yatena. Zresztą, nie!
Yaten nie cierpi kobiet, a przy pomocy Seiyi wyszedłbym na
zboczeńca.”-potrząsną zabawnie głową.
-Coś się
stało?
-E...Nieee. Masz ochotę coś zjeść?-szybko wybrnął z
kłopotliwej sytuacji.
Przytaknęła na jego propozycję i wybrali
zaciszną knajpkę. Postanowili zjeść na zewnątrz, bo pogoda
jeszcze dopisywała.
-Zaraz odkryjesz, że jestem
łakomczuchem-zażartowała.
-Jak Usagi-od razu przyszła mu na
myśl pyzata blondynka.
-Narzeczona Seiyi? Tak miała na imię
dziewczyna, z którą był w klubie.
Zapowietrzył się,
ponieważ nie lubił kłamać. Natomiast informacja, że jego
braciszek ugania się za zaręczoną dziewczyną również nie
przechodziła mu przez gardło. Chociaż gorzej by zabrzmiało, gdyby
powiedział, że jego brat zakochał się w Czarodziejce z Księżyca,
która ma z góry zaplanowaną przyszłość. W tej
bajeczce nawet on się gubił, a co dopiero Thea. Oczami wyobraźni
widział, ja dzwoni po karetkę i wywożą go na sygnale.
-Jak by
Ci to wytłumaczyć...
-Ok, załapałam. Usagi nie jest jego
narzeczoną, a dalej nie pytam-zamilkła, bo kelner przyniósł
zamówione danie.
Powoli sączyła sok pomarańczowy i
nawinęła na widelec porcję makaronu.
-Chcesz
spróbować?-zapytała kokieteryjnie.
Niestety nie było jej
dane usłyszeć odpowiedź, gdyż brunet o szmaragdowych oczach zajął
miejsce obok. Jedną ręką objął ją troskliwie, a drugą wyrwał
widelec i wchłonął apetyczną potrawę.
-Jak dal mnie za
słone-wyszczerzył ząbki w stronę siostry.
Aider
znieruchomiała. Takiego zbiegu okoliczności się nie spodziewała.
Akira zawsze był bezczelny, ale tym razem przesadził. Szatynowi też
przestał dopisywać humor, jakiś chłopak przystawiał się do
dziewczyny, z którą to on przyszedł na randkę! Już miał
pogonić typa, ale bursztynowłosa wymruczała ciche „przepraszam”
i pociągnęła natręta za sobą.
Znaleźli się poza zasięgiem
wzroku gapiów, toteż wytargała młodszego brata za
ucho.
-Aaaa!!! Wściekliznę masz?!
-Rujnujesz moją randkę!
Zmiataj stąd!-warknęła, zaciskając pięści.
-Nic z
tego!-obraził się.-Ktoś musi Cię pilnować. No kto, jak nie
braciszek. Pamiętaj, zawsze Ci pomogę.
Nadęła policzki ze
złości, wypuszczając powietrze.
-Akira! Zaraz doprowadzisz mnie
do ostateczności! Spadaj! Mam przeliterować?!
Czarnowłosy
pokręcił przecząco głową i wyprostował się dumnie . Nie
zamierzał nawet drgnąć, więc zrozpaczona dziewczyna zaczęła
szukać innego wyjścia. Jedynym ratunkiem była...jego słabość do
płci pięknej. Najchętniej codziennie chodziłby na
randki.
-Zobacz!-krzyknęła, wskazując palcem na drugą stronę
ulicy.-Ale laska!-udała zachwyt.
-Gdzie?!-wytrzeszczył oczy,
namierzając cel.-Że ona? No co Ty, Thea-wziął ręce pod boki.-Za
gruba-stwierdził z niesmakiem.-Człowiek traci apetyt jak na taką patrzy, ale budki z frytkami zbijają majątek. A Ty, co nic nie
mówisz?-odwrócił się i zorientował, że prowadzi
monolog.
Natomiast jego siostra pędziła niczym zawodowa
biegaczka, ściskając rękę zdezorientowanego muzyka. W strachy, że
wysportowany chłopak ich dogoni, wbiegli do damskiego butiku. Thea
chwyciła za pierwszą, lepszą rzecz i wylądowali w przebieralni,
dysząc po szybkim biegu.
Uniosła do góry głowę,
wyrównując powoli oddech i zobaczyła, że purpurowy na
twarzy jak piwonia Taiki, świdruje wzrokiem ubranie, które
zabrała po drodze. Wzniosła wieszak do góry i dopiero
zrozumiała, iż przez przypadek zgarnęła komplet czarnej,
koronkowej bielizny. Natychmiast schowała to za plecami, tylko co
powinna teraz powiedzieć?
-Nie chcesz przymierzyć?-postanowił
rozluźnić atmosferę, widząc jej zawstydzenie.
-Myślałam, że
jesteś nieśmiały. A co, chcesz popatrzeć?
W tym momencie oboje
zaczęli się śmiać, ale musieli kontrolować ten nagły wybuch.
Przecież znajdowali się w sklepie.
-Powiedz mi-otarł łezki z
kącików oczu.-Przed kim właściwie uciekamy? Twój
adorator?
-Nieee-przejechała ręką po włosach.-Brat-mruknęła
posępnie.
-Co?! Uciekaliśmy przed Twoim bratem?! Nie wiedziałem,
że masz rodzeństwo.
-Nie było się czym chwalić.
-No
popatrz-prychnął pod nosem.-Coraz więcej nas łączy.
-Proszę
Cię-spuściła głowę.-Połowa moich koleżanek nie odzywa się do
mnie, bo Akira deklarował im miłość aż po kres dni. Tylko on
trochę inaczej rozumiał to sformułowanie. Wystarczyło, że na
horyzoncie pojawiła się spódniczka minimalnie krótsza
od poprzedniej, a jego obietnice szyły w zapomnienie.
-Dobrze, że
nie mam żadnych koleżanek-zachichotał.
Zielonooka
rozpogodziła się, ale przypomniała sobie, że nadal trzyma pechową
bieliznę.
-Mógłbyś to odwiesić?-uśmiechnęła się
słodko.-Odczekam chwilkę i wyjdę za Tobą.
Przełknął ślinę,
lecz nie potrafił odmówić. Wychylił czubek nosa zza kotary
i upewniwszy się, że teren jest czysty, czmychnął prędko w
stronę wieszaków.
-Może panu pomóc?-ku jego
niezadowoleniu, ekspedientka wyrosła spod ziemi.
Nie znosił, gdy
ludzie udawali uprzejmych dla własnych korzyści.
-Dla
narzeczonej?
Obdarzył kobietę lodowatym spojrzeniem i nic nie
odpowiedział. Schował ręce do kieszeni oraz pospiesznie opuścił
sklep. Czekał parę minut, aż rudowłosa dołączyła do niego.
Popatrzyli sobie w oczy, a potem objął ją ramieniem.
-Chodź,
narzeczona-powiedział żartobliwie.
-Narzeczona?
-Następnym
razem wezmą nas za małżeństwo-puścił do niej oczko.
Od dawna
nie bawił się tak dobrze. Ostatni raz śmiał szczerze dzięki
Usagi, która zrobiła katastrofę z programu kulinarnego,
gdzie występował razem z Mako. Teraz też czuł się szczęśliwy,
ale to był innego rodzaju radość. Sprawiła, że zaczął myśleć
o Ziemi jak o prawdziwym domu.
****
„Artemis nie potrafi szczekać.”-przetarła oczy, siadając na łóżku.
Widok za oknem wprowadził ją w osłupienie. Biały kocur stukał łapką w okno, a jego mina wyrażała tylko jedno: „Umieram!”
Blondynka otworzyła drzwi od balkonu, a biedny kot wtoczył się do pokoju, wlekąc łapami po podłodze.
-Co Ty tu robisz?!-krzyknęła srogo.
-Co ja tu robię?! Natychmiast mi wytłumaczysz, co wyprawiałaś z Yatenem Kou! Wszystko widziałem!-najeżył sierść.
-Szpiegujesz mnie?! Co Ty insynuujesz?!
-Wiesz jakie konsekwencje mogą być z tych...z tych...Schadzek!-wykrztusił.
-Artemisie!-oburzyła się.-Stracę cierpliwość, jeśli nie przestaniesz mnie uświadamiać!
-Najwidoczniej muszę, skoro taka dorosła dziewczyna wpuszcza obcych mężczyzn do swojej sypialni!-poruszył nerwowo wąsami.
-Innym razem będziesz przyzwoitką! A teraz, koniec tego dobrego! Też wylatujesz z mojego mieszkania-złapała futrzaka pod pachę i wyrzuciła go na zimny korytarz.
Nie potrzebowała, żeby zwierzak wykładał jej lekcje z przystosowania do życia w rodzinie. Może i miewała różne pomysły, ale przedłużanie gatunku z Yatenem nie zajmowało nawet ostatniego miejsca na jej liście.
Po tym, jak Artemis wykonał zgrabny piruet na brzuchu, musiał wrócić z podkulonym ogonem do domu. Liczył, że chociaż Usagi przestanie sprawiać kłopoty. Nic bardziej mylnego. Kiedy wbiegł na górę po schodach, Luna kręciła się przed pokojem panny Tsukino i wyglądała na zatroskaną.
-Kolejne zmartwienie?-zapytał z rezygnacją.
-Usagi pokłóciła się z Mamoru. Podobno uciekła z przyjęcia, na którym byli wczoraj. Nie chciała się przyznać, gdzie spędziła noc i to mi się najbardziej nie podoba. Ze strony Mamoru padły bardzo nieprzyjemne słowa i wyszedł stąd wzburzony. Nie doszli do porozumienia.
-Co ona teraz robi?
-Jest w kuchni. Wyjadła wszystkie słodycze, jakie udało się jej znaleźć.
Nagle do ich uszu dobiegł dźwięk tłuczonego szkła oraz śmiech. Oba kociaki pobiegły sprawdzić, co się dzieje i zostały świadkami osobliwego zdarzenia. Otóż, Ikuko stała przy zlewie, a u jej stóp piętrzyła się sterta szkła. Shingo rechotał, trzymając się za brzuch. Z klei jego siostra zaciskała zawzięcie pięści.
-Usagi, dziecko drogie-pani Tsukino odzyskała mowę.-Jakie prawo? Czy Ty w ogóle wiesz, na czym to polega?
-Niech lepiej idzie na lewo, głupia-chłopak nie mógł pohamować śmiechu.
-Zamknij się!-złotowłosa naskoczyła na niego.-Może i nie wiem, ale się dowiem! Udowodnię wam, że nie jestem głupia!-tupnęła nogą i uciekła.
Kto by pomyślał, że mało rozgarnięta blondyneczka zdecyduje się iść na studia. Czyżby dla Tokio nadchodziły chwile grozy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz