wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział V




Rei zerwała się z łóżka, krzycząc spazmatycznie. Tak, jak się obawiała jej koszmary nie zniknęły, a wręcz nasiliły się odkąd wróciła do Tokio. W dalszym ciągu nie miała pojęcia, co mogły oznaczać, ale obawiała się najgorszego.
    Brunetka usiadła na łóżku i przetarła mokre czoło. Spojrzała w okno jeszcze zamglonymi oczami, lecz dopiero świtało. Pierwsze promienie słoneczne powoli przedzierały się przez ciemne chmury, a ona z powrotem opadła na miękkie poduszki.
-Powinnam zadzwonić do Yuichiro-powiedziała zmęczonym głosem. -Tak bardzo za Tobą tęsknię-ziewnęła i ostatecznie zdecydowała się wstać.
   Jak zwykle nie zjadła śniadania, tylko wypiła łyk kawy i wybiegła z pokoju, zostawiając swój numer telefonu w recepcji, gdyby ktoś chciał się z nią skontaktować.
   Hino szła szybkim krokiem w stronę świątyni i po kilku minutach stanęła przed jej murami. Chciała spokojnie pomedytować oraz sprawdzić, czy święty ogień da jej jakikolwiek znak związany z córką Usagi. Pomyślała, że skoro zawiodły rzeczy przyziemne, to czemu nie oddać sprawy w boskie ręce.
   Kobieta przebrała się w strój kapłanki i usiadła w pustej świątyni. Przez chwilę trzymała w ręku zdjęcie małej Amayi. W końcu położyła je przed sobą oraz w skupieniu zamknęła oczy. Początkowo nie czuła nic, co wiązało się z zawodem. Jednak nie poddawała się i spróbowała po raz kolejny. Tym razem poczuła coś niepokojącego, co stopniowo zaczęło przypominać ciepłe światło. Ogień w świątyni drżał niespokojnie, a światło przybrało ciemnoniebieską poświatę.
Na twarzy brunetki zagościł uśmiech, lecz nawet nie drgnęła. Obrazy w jej głowie zaczynały tworzyć całość, aż otworzyła szeroko oczy.
-Jesteś blisko!-krzyknęła podekscytowana.

****
-Wyglądasz twarzowo-Seiya przystawił do głowy Yatena królicze uszy i puścił oczko rozbawionej ekspedientce.
   Już od kilku minut bawili w sklepie z zabawkami, bo Mai usiadła na środku ulicy i za nic w świecie nie chciała się ruszyć. Yaten miał do wyboru wypad po pluszaka lub przetarganie córki przez całą drogę. Chyba wiadomo, kto wygrał w tym sporze.
   Zielonooki spiorunował brata wzrokiem, gdy dostrzegł swoje odbicie w lustrze. Dyndające uszy nie przypadły mu do gustu, jak rechoczącemu brunetowi. Strząsnął nerwowym gestem zabawkę i w zemście przyozdobił żartownisia czerwonym nochalem.
-Teraz masz komplet, więc możesz pajacować dalej. Podobno w cyrku szukają naiwnych głupków-powiedział z przekąsem.
-Myślisz, że w tym nie wyjdę?-Seiya uśmiechnął się podstępnie, a srebrnowłosy zbladł.
-Oddawaj! Wstyd z Tobą chodzić i bez tego-bąknął, kiedy poczuł szarpnięcie za marynarkę.
-Ja chcę to! To! To!-Mai podskakiwała radośnie na swoich drobnych nóżkach, wskazując palcem na ostatnią półkę.
Jej pragnieniem okazał się mały, pluszowy miś o różowym kolorze. Z kolei Yaten przełknął głośno ślinę, bo rozsądek nakazywał mu nie kupować kolejnej zabawki. Niestety spojrzenie córki nie pomagało mu w podjęciu decyzji, a raczej przechyliło korzyść na stronę dziewczynki.
-Dobrze Ci idzie, Yaten-brunet dopingował młodszego Kou, a sam nonszalancko oparł się o ladę i świetnie bawił się z zaistniałej sytuacji.
-Siedź cicho. A, co mi tam-stwierdził po namyśle oraz podał małej pluszaka.
-Wie pani, jak coś, to ja go nie znam-Seiya znowu zagadnął sprzedawczynię, która była wystarczająco skrępowana z powodu wizyty znanych idoli.
-Powiem Usagi, że podrywasz wszystko, co się rusza-srebrnowłosy powiedział już za drzwiami sklepu.
-A ja Minako, że faszerujesz Mai słodyczami. Człowieku, to dziecko, a nie kosz na śmieci.
-Spadaj! A tak w ogóle, gdzie są tamte dwie? Spóźniają się.
-Ja bym nie myślał teraz o nich. Czy Ty czasem o czymś nie zapomniałeś?
-Niby o czym?
Starszy Kou pokręcił nerwowo głową i wrzasnął nagle.
-DZIECKO! Przyszedłeś tu z córką, pamiętasz?! Taka mała, srebrne włosy...
-Zamknij się! Jasna cholera, gdzie ona jest?!-mężczyzna rozglądał się panicznie wokół.
-Tam, rozmawia ze sprzedawcą lodów.
-Szybko, zanim będę mieć debet na koncie!
Po załagodzeniu sytuacji oraz rozdaniu kilku autografów, bracia uzbroili się w ciemne okulary i wjechali na kolejne piętro. Mai od razu pobiegła na zjeżdżalnię między małymi piłeczkami, a panowie z ulgą usiedli.
-Ile można czekać?! Wyzionę ducha i zostanę bankrutem, zanim one przyjdą-Yaten zaczął się niecierpliwić.
-Pomnóż sobie czas spędzony z Minako w sklepie razy cztery i będziesz wiedział.
-Razy cztery?
-Przecież Usagi jest razem z nią.
Srebrnowłosy naburmuszył się i skupił uwagę na córce. Natomiast Seiya nawet nie zauważył, kiedy odpłynął myślami. Wrócił do wcześniejszych wydarzeń, gdy poznał koleżankę syna. Próbował zrozumieć, co właściwie wtedy poczuł. Nurtowała go aura nieznajomej dziewczynki, bo uważał, iż jest mu bliska, tylko dlaczego? Uwielbiał Mai, Hiro i Emi, ale tamten nagły impuls był znacznie silniejszy. Zupełnie, jakby przez każdą część jego ciała przeszedł prąd. Wszystko w tym dziecku wydawało mu się znajome. Spojrzenie, gesty, śmiech... Wiele by oddał, żeby spotkać ją jeszcze raz, zamienić chociaż słowo i upewnić się, że jego przeczucia były tylko złudzeniem.
Kou zamrugał oczami, kiedy z daleka dostrzegł coś, co początkowo wziął za przewidzenie. Jednak zrozumiał, iż nie śni, ponieważ Shona rzeczywiście stała przed jednym ze sklepów. Tym razem nie miała na sobie szkolnego mundurka, tylko białe spodenki i czerwoną koszulkę. W ręku trzymała futerał na skrzypce, a drugą dłoń przyłożyła do sklepowej szyby. Obok dziewczynki stała kobieta o blond włosach i czule odgarnęła jej włosy z ramion.
Kiedy Seiya zorientował się, że zbierają się do wyjścia, poderwał się z miejsca i pobiegł w ich stronę, nie zważając na krzyki Yatena.
-Dzień dobry!-mężczyzna najpierw przywitał się z blondynką, a potem przykucnął oraz zdjął okulary.-Cześć Shona, pamiętasz mnie?
Brunetka uśmiechnęła się ufnie.
-Jest z panem Ichiro?
-Niestety nie, ale Mai szaleje w pobliżu.
-Rozumiem, szkoda-Aizawa uciekła wzrokiem, bo spojrzenie muzyka peszyło ją.
-Grasz na skrzypcach?-próbował podtrzymać rozmowę.
-Jest najlepsza w swojej klasie-Elza dorzuciła entuzjastycznie.
-Musi być pani dumna z córki.
-Ona nie jest moją mamą!-mała zaprotestowała.-Ja nie mam mamy-zakończyła drżącym głosem.
Seiya został całkowicie zbity z tropu. Nie wiedział, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Na szczęście reakcja Elzy była dla niego zbawienna.
-Za długo tu jesteśmy. Musimy wracać, chodź Shona-wzięła podopieczną za rękę.
-Przepraszam, to ja was zatrzymałem...
-W każdym bądź razie, było miło. Dowidzenia.
-Dowidzenia-powiedział, lecz niechętnie pozwolił by odeszły.
„Najgorsze jest to, że wcale nie rozwiałem wątpliwości”-podrapał się po brodzie i nałożył okulary.

****
    Rei za wszelką cenę chciała podzielić się swoim odkryciem z Seiyą. Wiedziała, że mogło to znaczyć niewiele, ale od czegoś musieli zacząć.
   Kobieta wysiadła z autobusu i najszybciej, jak mogla zjawiła się przed studiem. Nie przypuszczała, iż w najmniej oczekiwanym momencie napotka na przeszkodę.
-Nie może pani po prostu tam wejść-mięśniak w czarnym stroju zastawił jej drzwi.
-Jestem znajomą Seiyi Kou, proszę to sprawdzić.
Ochroniarz udał, że nie słyszy oraz z cynicznym u śmieszkiem zmierzył brunetkę.
-Przyjaźnię się z jego żoną...
-A ja wyprowadzam jego psa na spacer i co?
„Co za palant!”-Hino kipiała ze złości.
-Rei?-Taiki w samą porę wyszedł się przewietrzyć.
-Taiki! Tak się cieszę. Ten gbur nie chce mnie wpuścić.
-Nie bez powodu go zatrudniamy. Chodź, zapraszam-szatyn przepuścił ją w drzwiach.-Co Cię do nas sprowadza?
-Chciałam porozmawiać z Seiyą.
-Ach, dobrze. Idź do tamtego pokoju, a ja pójdę po Seiyę.
   Kobieta rozgościła się w pokoju socjalnym i zaraz zjawił się brunet. Musiała przyznać, że nawet w zwykłych dżinsach oraz czarnej koszuli mąż jej przyjaciółki był zniewalająco przystojny. Cmoknął ją w policzek na przywitanie i poczuła delikatny zapach perfum.
-Stało się coś?-zapytał.
-Nie jestem pewna...
-Rei, zawsze musisz mówić zagadkami?
-Przepraszam, już Ci wyjaśniam. Byłam rano w świątyni i...Nie wiem, może uznasz to za absurd, ale mam pewność, że Twoja córka żyje.
-Skąd ta pewność?
-Święty ogień nigdy nie kłamie. Amaya jest blisko i musimy znaleźć jakiś punkt zaczepienia.
-To chyba będzie najtrudniejsze...ale dałaś mi nową nadzieję, dziękuję.
-Nie dziękuj-dotknęła jego dłoni, lecz szybko cofnęła swoją.
Oboje nie mieli pojęcia, że całej rozmowie przysłuchiwał się Yaten. Jego zdanie już nie było takie pozytywne.

****
    Rei w świetnym humorze wracała do hotelu, bo miała przeczucie, iż naprawdę może pomóc.
-Hino-san, stój!-słyszała za sobą i doskonale znała właściciela głosu.
-Yaten, co Ty tu robisz?
-A Ty, dlaczego wróciłaś?
-Przeszkadza Ci to?-Mars zauważyła, że srebrnowłosy jest do niej wrogo nastawiony.
-Zawsze jestem szczery, więc lepiej żebyś wiedziała. Tak, przeszkadza mi!-podszedł do niej blisko.-Czemu węszysz?! Zamierzasz zrobić Seiyi wodę z mózgu, a potem co?! Przeprosisz i zwiniesz ogon pod siebie?! Nie wtrącaj się w jego życie!
-Nie masz praw tak do mnie mówić! Zabraniał też mi niczego nie będziesz!
-Ogłuchłaś, nawiedzona kapłaneczko?!
Brunetka nie wytrzymała dłużej i wymierzyła mu policzek. Jednak zielonooki miał szybszy refleks i uniknął ciosu. Spojrzał na nią nienawistnie oraz chwycił za ramiona.
-Nie podnoś na mnie ręki, bo nie zawaham Ci się oddać, rozumiesz?!-potrząsnął nią.
-Yaten, puść ją!-Minako nadbiegła razem z Usagi.-Jak możesz tak się zachowywać?!-naskoczyła na męża.
-Przyszłaś do niej?!-teraz wrzasnął na blondynkę, a ta wytrzeszczyła oczy.
-Nie rozumiem, co w tym złego.
-Nie będziesz się z nią widywać!-ścisnął ją za nadgarstek.
-Yaten, uspokój się. Proszę, puść Minako-Usagi próbowała uspokoić furiata.
-Nie mam nic do Ciebie, ale posłuchaj mnie dobrze. Pogadamy inaczej, jak ta maniaczka całkiem namiesza Twojemu mężowi w głowie!
-O co chodzi?-Usa przeniosła wzrok ze szwagra na przyjaciółkę.
-A, nie powiedziała Ci-Kou uśmiechnął się z satysfakcją.-Zatem, niech wyjaśni, a my wracamy do domu!-szarpnął Mine i pociągnął za sobą.
-Przynajmniej mnie puść-Wenus próbowała wyswobodzić dłoń, lecz na próżno.
Tsukino z niesmakiem patrzyła na oddalającą się parę, a jej dobry nastrój prysł niczym bańka mydlana.
-Rei, czym go tak zdenerwowałaś?
-Znasz go, on już taki jest-odpowiedziała zmieszana.
-Ale nigdy nie potraktował w ten sposób Minako.
   Hino już nic nie powiedziała, a Usagi miała mętlik w głowie. Nie chciała być znowu wykluczona z ważnych spraw. Jedna bardziej martwiły ją słowa srebrnowłosego. Co łączyło jej przyjaciółkę i męża?

****
    Ami miała za sobą kolejny ciężki dyżur. Kochała swoją pracę, ale bywały dni, że ledwo stawiała nogi.
    Niebieskowłosa poprawiła stetoskop oraz opuściła gabinet. Szła wolno korytarzem, gdy odbiła się od przeszkody w postaci innego lekarza.
-Uważaj, jak chodzisz-usłyszała nad głową.
-Mm...Mamoru?-wykrztusiła.
-We własnej osobie. Witaj, Ami.
-Nie spotkałam Cię tu wcześniej.
-Bo od dziś zaczynam.
-W takim razie, będziemy razem pracować.
-Więc będziesz miała okazję czegoś się nauczyć. Do zobaczenia-powiedział wyniośle i ruszył przed siebie.
   Ami stała na środku pustego korytarza i jak zaczarowana patrzyła na Mamoru, który wszedł go gabinetu. Nie mogła uwierzyć, że tamten mężczyzna mógł być jej przyjacielem. Odwróciła się i po raz kolejny na kogoś wpadła.
-Już Cię nie puszczę-Taiki szepnął tuż przy jej uchu.-Długo nie przychodziłaś i martwiłem się.
-Przepraszam-powiedziała rozkojarzona.
Szatynowi nie spodobał się wyraz twarzy żony, więc ujął ją za podbródek, żeby spojrzała mu w oczy.
-Ej, coś Cię martwi.
-Nic takiego, nie przejmuj się.
-Ami, i tak nie odpuszczę-nalegał z troską.
-Będę pracować z Mamoru-wypuściła powietrze z ulgą.
-Z tym Mamoru?
-Dokładnie, tylko obawiam się tego.
-Czemu? Powiedział Ci coś? Jeśli tak, to sam z nim pogadam- Kou już chciał iść szukać Chiby, ale powstrzymała go.
-Nie! Nic takiego mi nie powiedział. Przynajmniej nie dosłownie. Poczekaj chwilkę, a ja się przebiorę-wspięła się na palce i ucałowała go w policzek.
   Taiki usiadł na krześle i zastanowił się nad jej słowami. Ami posiadała doskonałą intuicję i rzadko ktoś wyprowadzał ją z równowagi. Dlatego wywnioskował, że mogą mieć kłopoty. Poza tym, zbyt wiele starych znajomych wróciło w tym samym czasie...

****
Monocros
    Misao przefrunęła dziedziniec i zatrzymała się nad głową strażnika. Zielony pył uniósł się nad jego głową, a zadowolona czarodziejka usiadła na drzewie. Mężczyzna poczuł się źle oraz instynktownie spojrzał do góry.
-Ty wredna sekutnico. Robisz to specjalnie!-wściekł się na widok zielonowłosej, ponieważ znał jej charakterek.-Wynoś się!
-Nic z tego! Mam dla mojej Pani informacje-odpowiedziała dobitnie.
-Nie byłaś wzywana/
-Nieważne! Otwieraj bramę, bo spuchniesz jak ropucha!
-Dużo kraczesz i nic więcej. Możesz przelecieć, przecież potrafisz.
-Dobrze wiesz, że nie mogę! Otwieraj!- nad jej dłonią zmaterializowała się kula energii.
Strażnik ustąpił widząc, iż ta nie żartuje.
-Właź!-warknął.
-Interesy z Tobą, to czysta przyjemność-powiedziała złośliwie i popędziła do placu.
    Czarodziejka poprawiła pas przy płaszczu oraz zapukała do drzwi komnaty. Długo nie słyszała odpowiedzi, toteż sama weszła do środka. Sakamae siedziała na łóżku i patrzyła w okno.
-Moja Pani, musisz coś wiedzieć.
-Nie pozwoliłam Ci wejść, więc oby to było ważne!
-Kakyu opuściła planetę i udała się na Ziemię.
Władczyni odwróciła się gwałtownie z triumfem w oczach.
-Świetnie! Dołącz do Cabire, już czas...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz