Rei
zerwała się z łóżka, krzycząc spazmatycznie. Tak, jak się
obawiała jej koszmary nie zniknęły, a wręcz nasiliły się odkąd
wróciła do Tokio. W dalszym ciągu nie miała pojęcia, co
mogły oznaczać, ale obawiała się najgorszego.
Brunetka usiadła na łóżku i przetarła mokre czoło.
Spojrzała w okno jeszcze zamglonymi oczami, lecz dopiero świtało.
Pierwsze promienie słoneczne powoli przedzierały się przez ciemne
chmury, a ona z powrotem opadła na miękkie poduszki.
-Powinnam
zadzwonić do Yuichiro-powiedziała zmęczonym głosem. -Tak bardzo
za Tobą tęsknię-ziewnęła i ostatecznie zdecydowała się
wstać.
Jak zwykle nie zjadła śniadania, tylko
wypiła łyk kawy i wybiegła z pokoju, zostawiając swój
numer telefonu w recepcji, gdyby ktoś chciał się z nią
skontaktować.
Hino szła szybkim krokiem w stronę
świątyni i po kilku minutach stanęła przed jej murami. Chciała
spokojnie pomedytować oraz sprawdzić, czy święty ogień da jej
jakikolwiek znak związany z córką Usagi. Pomyślała, że
skoro zawiodły rzeczy przyziemne, to czemu nie oddać sprawy w
boskie ręce.
Kobieta przebrała się w strój
kapłanki i usiadła w pustej świątyni. Przez chwilę trzymała w
ręku zdjęcie małej Amayi. W końcu położyła je przed sobą oraz
w skupieniu zamknęła oczy. Początkowo nie czuła nic, co wiązało
się z zawodem. Jednak nie poddawała się i spróbowała po
raz kolejny. Tym razem poczuła coś niepokojącego, co stopniowo
zaczęło przypominać ciepłe światło. Ogień w świątyni drżał
niespokojnie, a światło przybrało ciemnoniebieską poświatę.
Na
twarzy brunetki zagościł uśmiech, lecz nawet nie drgnęła. Obrazy
w jej głowie zaczynały tworzyć całość, aż otworzyła szeroko
oczy.
-Jesteś blisko!-krzyknęła podekscytowana.
****
-Wyglądasz
twarzowo-Seiya przystawił do głowy Yatena królicze uszy i
puścił oczko rozbawionej ekspedientce.
Już od
kilku minut bawili w sklepie z zabawkami, bo Mai usiadła na środku
ulicy i za nic w świecie nie chciała się ruszyć. Yaten miał do
wyboru wypad po pluszaka lub przetarganie córki przez całą
drogę. Chyba wiadomo, kto wygrał w tym sporze.
Zielonooki spiorunował brata wzrokiem, gdy dostrzegł swoje
odbicie w lustrze. Dyndające uszy nie przypadły mu do gustu, jak
rechoczącemu brunetowi. Strząsnął nerwowym gestem zabawkę i w
zemście przyozdobił żartownisia czerwonym nochalem.
-Teraz masz
komplet, więc możesz pajacować dalej. Podobno w cyrku szukają
naiwnych głupków-powiedział z przekąsem.
-Myślisz, że
w tym nie wyjdę?-Seiya uśmiechnął się podstępnie, a
srebrnowłosy zbladł.
-Oddawaj! Wstyd z Tobą chodzić i bez
tego-bąknął, kiedy poczuł szarpnięcie za marynarkę.
-Ja chcę
to! To! To!-Mai podskakiwała radośnie na swoich drobnych nóżkach,
wskazując palcem na ostatnią półkę.
Jej pragnieniem
okazał się mały, pluszowy miś o różowym kolorze. Z kolei
Yaten przełknął głośno ślinę, bo rozsądek nakazywał mu nie
kupować kolejnej zabawki. Niestety spojrzenie córki nie
pomagało mu w podjęciu decyzji, a raczej przechyliło korzyść na
stronę dziewczynki.
-Dobrze Ci idzie, Yaten-brunet dopingował
młodszego Kou, a sam nonszalancko oparł się o ladę i świetnie
bawił się z zaistniałej sytuacji.
-Siedź cicho. A, co mi
tam-stwierdził po namyśle oraz podał małej pluszaka.
-Wie
pani, jak coś, to ja go nie znam-Seiya znowu zagadnął
sprzedawczynię, która była wystarczająco skrępowana z
powodu wizyty znanych idoli.
-Powiem Usagi, że podrywasz
wszystko, co się rusza-srebrnowłosy powiedział już za drzwiami
sklepu.
-A ja Minako, że faszerujesz Mai słodyczami. Człowieku,
to dziecko, a nie kosz na śmieci.
-Spadaj! A tak w ogóle,
gdzie są tamte dwie? Spóźniają się.
-Ja bym nie myślał
teraz o nich. Czy Ty czasem o czymś nie zapomniałeś?
-Niby o
czym?
Starszy Kou pokręcił nerwowo głową i wrzasnął
nagle.
-DZIECKO! Przyszedłeś tu z córką, pamiętasz?!
Taka mała, srebrne włosy...
-Zamknij się! Jasna cholera, gdzie
ona jest?!-mężczyzna rozglądał się panicznie wokół.
-Tam,
rozmawia ze sprzedawcą lodów.
-Szybko, zanim będę mieć
debet na koncie!
Po załagodzeniu sytuacji oraz rozdaniu kilku
autografów, bracia uzbroili się w ciemne okulary i wjechali
na kolejne piętro. Mai od razu pobiegła na zjeżdżalnię między
małymi piłeczkami, a panowie z ulgą usiedli.
-Ile można
czekać?! Wyzionę ducha i zostanę bankrutem, zanim one
przyjdą-Yaten zaczął się niecierpliwić.
-Pomnóż sobie
czas spędzony z Minako w sklepie razy cztery i będziesz
wiedział.
-Razy cztery?
-Przecież Usagi jest razem z
nią.
Srebrnowłosy naburmuszył się i skupił uwagę na córce.
Natomiast Seiya nawet nie zauważył, kiedy odpłynął myślami.
Wrócił do wcześniejszych wydarzeń, gdy poznał koleżankę
syna. Próbował zrozumieć, co właściwie wtedy poczuł.
Nurtowała go aura nieznajomej dziewczynki, bo uważał, iż jest mu
bliska, tylko dlaczego? Uwielbiał Mai, Hiro i Emi, ale tamten nagły
impuls był znacznie silniejszy. Zupełnie, jakby przez każdą część
jego ciała przeszedł prąd. Wszystko w tym dziecku wydawało mu się
znajome. Spojrzenie, gesty, śmiech... Wiele by oddał, żeby spotkać
ją jeszcze raz, zamienić chociaż słowo i upewnić się, że jego
przeczucia były tylko złudzeniem.
Kou zamrugał oczami, kiedy z
daleka dostrzegł coś, co początkowo wziął za przewidzenie.
Jednak zrozumiał, iż nie śni, ponieważ Shona rzeczywiście stała
przed jednym ze sklepów. Tym razem nie miała na sobie
szkolnego mundurka, tylko białe spodenki i czerwoną koszulkę. W
ręku trzymała futerał na skrzypce, a drugą dłoń przyłożyła
do sklepowej szyby. Obok dziewczynki stała kobieta o blond włosach
i czule odgarnęła jej włosy z ramion.
Kiedy Seiya zorientował
się, że zbierają się do wyjścia, poderwał się z miejsca i
pobiegł w ich stronę, nie zważając na krzyki Yatena.
-Dzień
dobry!-mężczyzna najpierw przywitał się z blondynką, a potem
przykucnął oraz zdjął okulary.-Cześć Shona, pamiętasz
mnie?
Brunetka uśmiechnęła się ufnie.
-Jest z panem
Ichiro?
-Niestety nie, ale Mai szaleje w pobliżu.
-Rozumiem,
szkoda-Aizawa uciekła wzrokiem, bo spojrzenie muzyka peszyło
ją.
-Grasz na skrzypcach?-próbował podtrzymać
rozmowę.
-Jest najlepsza w swojej klasie-Elza dorzuciła
entuzjastycznie.
-Musi być pani dumna z córki.
-Ona nie
jest moją mamą!-mała zaprotestowała.-Ja nie mam mamy-zakończyła
drżącym głosem.
Seiya został całkowicie zbity z tropu. Nie
wiedział, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Na szczęście
reakcja Elzy była dla niego zbawienna.
-Za długo tu jesteśmy.
Musimy wracać, chodź Shona-wzięła podopieczną za
rękę.
-Przepraszam, to ja was zatrzymałem...
-W każdym bądź
razie, było miło. Dowidzenia.
-Dowidzenia-powiedział, lecz
niechętnie pozwolił by odeszły.
„Najgorsze jest to, że wcale
nie rozwiałem wątpliwości”-podrapał się po brodzie i nałożył
okulary.
****
Rei
za wszelką cenę chciała podzielić się swoim odkryciem z Seiyą.
Wiedziała, że mogło to znaczyć niewiele, ale od czegoś musieli
zacząć.
Kobieta wysiadła z autobusu i najszybciej,
jak mogla zjawiła się przed studiem. Nie przypuszczała, iż w
najmniej oczekiwanym momencie napotka na przeszkodę.
-Nie może
pani po prostu tam wejść-mięśniak w czarnym stroju zastawił jej
drzwi.
-Jestem znajomą Seiyi Kou, proszę to
sprawdzić.
Ochroniarz udał, że nie słyszy oraz z cynicznym u
śmieszkiem zmierzył brunetkę.
-Przyjaźnię się z jego
żoną...
-A ja wyprowadzam jego psa na spacer i co?
„Co za
palant!”-Hino kipiała ze złości.
-Rei?-Taiki w samą porę
wyszedł się przewietrzyć.
-Taiki! Tak się cieszę. Ten gbur
nie chce mnie wpuścić.
-Nie bez powodu go zatrudniamy. Chodź,
zapraszam-szatyn przepuścił ją w drzwiach.-Co Cię do nas
sprowadza?
-Chciałam porozmawiać z Seiyą.
-Ach, dobrze. Idź
do tamtego pokoju, a ja pójdę po Seiyę.
Kobieta
rozgościła się w pokoju socjalnym i zaraz zjawił się brunet.
Musiała przyznać, że nawet w zwykłych dżinsach oraz czarnej
koszuli mąż jej przyjaciółki był zniewalająco przystojny.
Cmoknął ją w policzek na przywitanie i poczuła delikatny zapach
perfum.
-Stało się coś?-zapytał.
-Nie jestem pewna...
-Rei,
zawsze musisz mówić zagadkami?
-Przepraszam, już Ci
wyjaśniam. Byłam rano w świątyni i...Nie wiem, może uznasz to za
absurd, ale mam pewność, że Twoja córka żyje.
-Skąd ta
pewność?
-Święty ogień nigdy nie kłamie. Amaya jest blisko i
musimy znaleźć jakiś punkt zaczepienia.
-To chyba będzie
najtrudniejsze...ale dałaś mi nową nadzieję, dziękuję.
-Nie
dziękuj-dotknęła jego dłoni, lecz szybko cofnęła swoją.
Oboje
nie mieli pojęcia, że całej rozmowie przysłuchiwał się Yaten.
Jego zdanie już nie było takie pozytywne.
****
Rei
w świetnym humorze wracała do hotelu, bo miała przeczucie, iż
naprawdę może pomóc.
-Hino-san, stój!-słyszała
za sobą i doskonale znała właściciela głosu.
-Yaten, co Ty tu
robisz?
-A Ty, dlaczego wróciłaś?
-Przeszkadza Ci
to?-Mars zauważyła, że srebrnowłosy jest do niej wrogo
nastawiony.
-Zawsze jestem szczery, więc lepiej żebyś
wiedziała. Tak, przeszkadza mi!-podszedł do niej blisko.-Czemu
węszysz?! Zamierzasz zrobić Seiyi wodę z mózgu, a potem
co?! Przeprosisz i zwiniesz ogon pod siebie?! Nie wtrącaj się w
jego życie!
-Nie masz praw tak do mnie mówić! Zabraniał
też mi niczego nie będziesz!
-Ogłuchłaś, nawiedzona
kapłaneczko?!
Brunetka nie wytrzymała dłużej i wymierzyła mu
policzek. Jednak zielonooki miał szybszy refleks i uniknął ciosu.
Spojrzał na nią nienawistnie oraz chwycił za ramiona.
-Nie
podnoś na mnie ręki, bo nie zawaham Ci się oddać,
rozumiesz?!-potrząsnął nią.
-Yaten, puść ją!-Minako
nadbiegła razem z Usagi.-Jak możesz tak się
zachowywać?!-naskoczyła na męża.
-Przyszłaś do niej?!-teraz
wrzasnął na blondynkę, a ta wytrzeszczyła oczy.
-Nie rozumiem,
co w tym złego.
-Nie będziesz się z nią widywać!-ścisnął
ją za nadgarstek.
-Yaten, uspokój się. Proszę, puść
Minako-Usagi próbowała uspokoić furiata.
-Nie mam nic do
Ciebie, ale posłuchaj mnie dobrze. Pogadamy inaczej, jak ta
maniaczka całkiem namiesza Twojemu mężowi w głowie!
-O co
chodzi?-Usa przeniosła wzrok ze szwagra na przyjaciółkę.
-A,
nie powiedziała Ci-Kou uśmiechnął się z satysfakcją.-Zatem,
niech wyjaśni, a my wracamy do domu!-szarpnął Mine i pociągnął
za sobą.
-Przynajmniej mnie puść-Wenus próbowała
wyswobodzić dłoń, lecz na próżno.
Tsukino z niesmakiem
patrzyła na oddalającą się parę, a jej dobry nastrój
prysł niczym bańka mydlana.
-Rei, czym go tak
zdenerwowałaś?
-Znasz go, on już taki jest-odpowiedziała
zmieszana.
-Ale nigdy nie potraktował w ten sposób
Minako.
Hino już nic nie powiedziała, a Usagi miała
mętlik w głowie. Nie chciała być znowu wykluczona z ważnych
spraw. Jedna bardziej martwiły ją słowa srebrnowłosego. Co
łączyło jej przyjaciółkę i męża?
****
Ami
miała za sobą kolejny ciężki dyżur. Kochała swoją pracę, ale
bywały dni, że ledwo stawiała nogi.
Niebieskowłosa poprawiła stetoskop oraz opuściła gabinet. Szła
wolno korytarzem, gdy odbiła się od przeszkody w postaci innego
lekarza.
-Uważaj, jak chodzisz-usłyszała nad
głową.
-Mm...Mamoru?-wykrztusiła.
-We własnej osobie.
Witaj, Ami.
-Nie spotkałam Cię tu wcześniej.
-Bo od dziś
zaczynam.
-W takim razie, będziemy razem pracować.
-Więc
będziesz miała okazję czegoś się nauczyć. Do
zobaczenia-powiedział wyniośle i ruszył przed siebie.
Ami stała na środku pustego korytarza i jak zaczarowana
patrzyła na Mamoru, który wszedł go gabinetu. Nie mogła
uwierzyć, że tamten mężczyzna mógł być jej przyjacielem.
Odwróciła się i po raz kolejny na kogoś wpadła.
-Już
Cię nie puszczę-Taiki szepnął tuż przy jej uchu.-Długo nie
przychodziłaś i martwiłem się.
-Przepraszam-powiedziała
rozkojarzona.
Szatynowi nie spodobał się wyraz twarzy żony,
więc ujął ją za podbródek, żeby spojrzała mu w
oczy.
-Ej, coś Cię martwi.
-Nic takiego, nie przejmuj
się.
-Ami, i tak nie odpuszczę-nalegał z troską.
-Będę
pracować z Mamoru-wypuściła powietrze z ulgą.
-Z tym
Mamoru?
-Dokładnie, tylko obawiam się tego.
-Czemu?
Powiedział Ci coś? Jeśli tak, to sam z nim pogadam- Kou już
chciał iść szukać Chiby, ale powstrzymała go.
-Nie! Nic
takiego mi nie powiedział. Przynajmniej nie dosłownie. Poczekaj
chwilkę, a ja się przebiorę-wspięła się na palce i ucałowała
go w policzek.
Taiki usiadł na krześle i zastanowił
się nad jej słowami. Ami posiadała doskonałą intuicję i rzadko
ktoś wyprowadzał ją z równowagi. Dlatego wywnioskował, że
mogą mieć kłopoty. Poza tym, zbyt wiele starych znajomych wróciło
w tym samym czasie...
****
Monocros
Misao
przefrunęła dziedziniec i zatrzymała się nad głową strażnika.
Zielony pył uniósł się nad jego głową, a zadowolona
czarodziejka usiadła na drzewie. Mężczyzna poczuł się źle oraz
instynktownie spojrzał do góry.
-Ty wredna sekutnico.
Robisz to specjalnie!-wściekł się na widok zielonowłosej,
ponieważ znał jej charakterek.-Wynoś się!
-Nic z tego! Mam dla
mojej Pani informacje-odpowiedziała dobitnie.
-Nie byłaś
wzywana/
-Nieważne! Otwieraj bramę, bo spuchniesz jak
ropucha!
-Dużo kraczesz i nic więcej. Możesz przelecieć,
przecież potrafisz.
-Dobrze wiesz, że nie mogę! Otwieraj!- nad
jej dłonią zmaterializowała się kula energii.
Strażnik
ustąpił widząc, iż ta nie żartuje.
-Właź!-warknął.
-Interesy
z Tobą, to czysta przyjemność-powiedziała złośliwie i popędziła
do placu.
Czarodziejka poprawiła pas przy płaszczu
oraz zapukała do drzwi komnaty. Długo nie słyszała odpowiedzi,
toteż sama weszła do środka. Sakamae siedziała na łóżku
i patrzyła w okno.
-Moja Pani, musisz coś wiedzieć.
-Nie
pozwoliłam Ci wejść, więc oby to było ważne!
-Kakyu opuściła
planetę i udała się na Ziemię.
Władczyni odwróciła
się gwałtownie z triumfem w oczach.
-Świetnie! Dołącz do
Cabire, już czas...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz