czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział XXV



Trzymał w dłoniach gitarę, która towarzyszyła mu na każdym koncercie. Delikatnie muskał palcami struny, a jego ciemnoniebieskie oczy iskrzyły z tęsknoty. Kiedy narodził się pomysł na wspólne studio nagrań, nie przypuszczał, że stanie się jego drugim domem. Miejsce powstało z miłości do muzyki, a teraz leczył w nim zranioną duszę. Popularność jaką zdobył zespół już nie cieszyła, chociaż utrzymywała się przez lata.
Stanął przed ścianą, gdzie wisiała złota płyta za poprzedni album. Dalej plakat z koncertu, na którym Mina świętowała swój debiut. Od tamtego czasu się dorobił się zmartwień, a sukcesy Three Lights zeszyły na dalsze tory. Zawiesił wzrok na zdjęciu, które zrobiono podczas bankietu promującego płytę. Miał z nim związane wspomnienia, bo spędził upojną noc z Usagi. Wtedy jeszcze nie obwiniała go wyimaginowane zdrady i miał pewność, że ich uczuciu nic nie zagraża.
W takim stanie zastał go Yaten, ale nie pokusił się o kąśliwą uwagę. Zawiózł dzieci do szkoły, a potem odwiedził Minako w szpitalu. Przez cały czas krążyła mu po głowie informacja, którą przypadkiem wyciągnął od Mai. Z drugiej strony, jeśli Shona nie była córką Seiyi to i tak należało sprawdzić ten trop.
-Seiya, chciałbym z Tobą porozmawiać-srebrnowłosy przybrał poważny ton.
-Poczekajmy na managera, po coś nas tu zebrał. Taikiego też jeszcze nie ma-brunet nie oderwał spojrzenia od fotografii. 
-To prywatna rozmowa, mówię poważnie. Weź się w garść, bo od dziś czekają Cię ciężkie chwile.
-Może być gorzej, niż jest teraz? Wątpię-zaśmiał się ironicznie.
-Usiądź do cholery, bo naprawdę nie żartuję!-Yaten nie należał do cierpliwych i trochę żałował, że pierwszy odkrył prawdę.
-Dobra, słucham-Seiya usiadł na kanapie, nerwowo stukając palcami o oparcie.
Zielonooki przysunął nogą krzesło i usiadł naprzeciwko niego. Wziął kilka głębszych oddechów, po pierwszy raz musiał ostrożnie dobierać słowa.
-Tylko bądź spokojny, to jeszcze nic pewnego...
-Mów, dopóki naprawdę jestem spokojny! Zamordowałeś kogoś, czy co?!
-Nie wrzeszcz, bo wcale Ci nie powiem!-naburmuszył się.-No, zaczynam-wyprostował się, jakby miał recytować wiersz na przedstawieniu szkolnym.-Wczoraj dowiedziałem się, gdzie możemy znaleźć medalik, który podarowała Ci księżniczka.
-Kto go ma?!-wiadomo, że starszego Kou bardziej interesowała posiadaczka medalika.
-Całkiem niedawno poznaliśmy dziewczynkę, która podobno go nosi. Ta mała Shona, czy jak jej tam na imię. Mai zauważyła kryształową gwiazdkę i dokładnie mi ją opisała. W tym wypadku nie ma pomyłki, ale dziecko...
-To moja córka!-czarnowłosy zacisnął drżące dłonie.
-Chwileczkę! Nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Nie możesz zachowywać się jak wariat, przecież ona ma rodziców!
-Nic nie rozumiesz-Seiya zaczął się śmiać, co nie spodobało się jego bratu, bo przypominał mu obłąkanego.-Za każdym razem, gdy ją widziałem...Tego nie da się opisać...Ja czuję...
-Cudownie! Idąc Twoim tokiem myślenia, powinniśmy zaczepiać wszystkie dziewczynki w Tokio, które skończyły 10 lat. Wiedziałem, że to się źle skończy-pokręcił głową z zażenowania.
Dalszą rozmowę przerwało wtargnięcie zdenerwowanego managera. Mężczyzna dyszał ze złości, poprawiając pogniecioną marynarkę i rzucił na stół gazetę. Na okładce widniało zdjęcie lidera zespołu, a pod spodem wielkimi literami krzyczał napis informujący o rozwodzie.
Seiya machinalnie wziął do ręki brukowiec i zalała go fala gorąca. Rozwód?! W ogóle nie brał takiego scenariusza pod uwagę, więc czemu dziennikarze wypisywali kłamstwa?
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?!-starszy pan nakręcał się coraz bardziej.-Postawiłeś mnie przed faktem dokonanym, a paparazzi szaleją przed studiem! Zaszkodzisz wizerunkowi zespołu!
-Po pierwsze, mam problemy z żoną, ale przejściowe! Po drugie, połowa miasta wie lepiej, co się dzieje w moim życiu prywatnym niż ja sam! Niech to szlak!-podarł na strzępy okładkę, a resztę wyrzucił do kosza.
Jakby emocji było mało, Taiki dojechał wreszcie, ale dłużej zeszło mu się z wejściem do środka. Z pomocą ochroniarza przedarł się przez tłum reporterów, którzy koniecznie chcieli, żeby coś skomentował. Co miał niby komentować, skoro nie był w temacie?
Zdjął płaszcz, którego o mało nie stracił po drodze oraz wyjął z kieszeni brązową kopertę.
-Skąd się wzięły te hieny?!-nie krył zdegustowania.
-Seiya podobno się rozwodzi-Yaten odpowiedział z nutką sarkazmu w głosie.
-Nie mam pojęcia, po co rozgłaszają bzdury-brunet zrobił się markotny.
Szatyn przerzucił oczami, drapiąc się po brodzie. Niczego tak nie potrzebowali, jak skandalu z wielką pompą.
-Jakaś korespondencja do Ciebie-podał bratu kopertę.-Dziwne, że zaadresowano tutaj.
Ten rozdarł papier, wyjmując ze środka kartkę wielkości A4. Wścibski srebrnowłosy zajrzał mu przez ramię, czytając treść pisma na głos.
-”Powołując się na udzielone mi pełnomocnictwo, w imieniu powoda Usagi Tsukino Kou, wnoszę o rozwiązanie przez rozwód małżeństwa...”-przerwał i zagwizdał donośnie.-Teraz wszystko jasne. Po prostu, poczta w tym kraju działa wolniej niż prasa. Widać, kto zarabia więcej.
-Jadę do Usagi-muzyk zamotał się we własnych myślach.
W przeciągu godziny spadło na niego więcej, niż w przeciągu miesiąca. Cieszył się, że niedługo będzie z nim córka, a ukochana Odango wylała mu na głowę wiadro lodowatej wody. Nie dość, że się zachłysnął, to w bonusie został mu guz.
Manager pobiegł za zdesperowanym mężczyzną, żeby nie urządził gorszego przedstawienia.
-Rzucił się w tłum szaleńców?!-Taiki wciąż nie wierzył w to, co się działo.
-Był wspaniałym bratem-młodszy Kou skrzyżował bogobojnie ręce.
-Yaten!
-No co? Teraz banda pismaków pojedzie za nim. Już widzę te nagłówki na pierwszych stronach: Przemoc w rodzinie Kou. Czujesz? Istnieje szansa, że płyta sprzeda się w większym nakładzie.
-Przestań zgrywać mądralę-ostatnią rzeczą na jaką brązowowłosy miał ochotę, to żarty z kłopotów młodszego brata.-Trzeba go powstrzymać.
-To nie będzie konieczne-zielonooki usłyszał huk, dochodzący od drzwi frontowych.
Rozwścieczony Seiya przeklinał dziennikarzy, czyhających na niego. Tym razem sława pozwoliła się poznać od złej strony.

****
Elizjon
Ciemnogranatowe chmury kłębiły się nad krainą snów, a gwałtowny wiatr igrał między gałęziami drzew. Niespodziewanie piorun przedarł się przez obłoki, rozjaśniając ciemności na moment. Pierwsze krople deszczu odbiły się od kremowych stopni świątyni, Na ogół we wnętrzu panowała cisza, jednak strażnicy słyszeli podniesione głosy.
Święty ogień roztaczał wokół ciepło, natomiast cztery postacie siedziały w sali konferencyjnej. Białowłosy Helios oraz nieśmiała Sayuri zachowali spokój a Risa z kamienną twarzą słuchała tłumaczeń wojowniczki o płomiennych włosach.
-Nie będę błagała o wybaczenie, bo postąpiłam słusznie. Wy nawet palcem nie kiwniecie, więc z jakiej racji czepiacie się mnie?!
-Ale to my decydujemy, ile czasu zabawisz na Ziemi! Chciałaś się odwdzięczyć Sailor Moon?! Daliśmy Ci taką możliwość, dlatego musisz dostosować się do naszych poleceń. Już złamałaś zakaz!
-Nie no, gratuluję podejścia-czarodziejka zaczęła gestykulować rękoma.-Pozwólcie robić Chibie, co mu się podoba. Na koniec wpadnie do waszego anielskiego domku, ale kawy nie szykujcie. To na pewno nie będzie towarzyska wizyta!
-Spokojnie, nie ma sensu się kłócić-Sayuri chciała załagodzić kłótnię, ale Risa odepchnęła ją.
-Nie wtrącaj się! Idź zrywać kwiatki-prychnęła pogardliwie.
Helios pokręcił głową, bo awanturniczych i sfrustrowanych kobiet miał powyżej uszu. Podszedł do oby pań, ale kapłanka nie dała się zwieść jego łagodnemu obliczu i oddaliła się na bok.
-Użyłaś mocy i tego nie cofniemy. Nie mogliśmy przewidzieć, że Endymion będzie chciał skrzywdzić dziecko-kapłan zawsze cenił sobie księcia Ziemi, dlatego te słowa ciężko przeszły mu przez gardło.
-Ha! Bo co?! Jaki to on szlachetny nie był. Widuję go codziennie i tak zadufanego w sobie prostaka w życiu nie spotkałam!
-Nasza rozmowa schodzi do coraz niższego poziomu. Nie wyciągniemy żadnych konsekwencji z Twojego postępku. Wkrótce dołączę do Ciebie, więc bądź gotowa-powiedział dyplomatycznym tonem, odwracając się plecami.
-Ruszysz swój kapłański tyłek?!-zakpiła z niego.
Nie odpowiedział na zaczepkę, wycofując się do sali, gdzie strzeżony był złoty kryształ. Błękitnowłosa wiernie dotrzymała mu kroku i wraz z ich odejściem spór uznano za zakończony.
Wojowniczka żałowała, iż w ogóle stawiła się na wezwanie. Członkowie Rady myśleli, że pozjadali wszystkie rozumy, dlatego wycieczka do Elizjonu nie miała żadnych podstaw. Ona i tak musiała odgrywać na Ziemi rolę Elzy-oddanej niani oraz studentki psychologii...

****
Mai podskakiwała wesoło u boku zamyślonego Yatena, trzymając go za rękę, a Seiya szedł z drugiej strony. Z jego twarzy dało się wyczytać determinację i zawziętość. Przyjechał do szkoły, ponieważ wyznaczył sobie dwa konkretne cele: udowodnić Usagi, że walka z nim się nie opłaca oraz porozmawiać z panną Amiyake.
Mężczyźni zatrzymali się na dziedzińcu, bo srebrnowłosy czekał na syna, co dla drugiego Kou oznaczało, że pojawi się opiekunka Shony. Niepokoił się tylko szybkim zniknięciem Ichiro. Nie zauważył samochodu żony, więc gdzie podział się maluch?
Zdjął ciemne okulary i poszedł rozejrzeć się okolicach wyjścia na boisko. Rodzice często niego korzystali, zwłaszcza w okresie wiosny lub lata. Miał szczęście, że posłuchał intuicji, bo zobaczył jak złotowłosa schodzi po schodach, trzymając w ręku plecak chłopca. Nie wiele myśląc zastąpił jej drogę.
-A mama powiedziała, że dziś z Tobą nie pojadę-Ichi rozpromienił się na widok ojca.
-Bo nie...-Tsukino chciała potwierdzić, ale Seiya chwycił ją w tali, zasłaniając usta ręką.
-Mama żartowała-uśmiechnął się chytrze.-Biegnij do Mai i poczekaj na mnie. A my sobie pogadamy-szepnął do ucha blondynki.
Zaciągnął ją na odludzie, by nikomu nie zachciało się podsłuchiwać. Usa potykała się na żwirowej ścieżce, bo obcasy zawadzały o drobne kamyczki.
-Co to ma znaczyć?!-rozwinął wygniecioną kartkę papieru tuż przed jej nosem.
-Pisać potrafisz, a czytać już nie?!-zripostowała.
-Potrafię znacznie więcej, popatrz-podarł pismo na drobne kawałeczki, które wiatr rozwiał i poginęły w zaroślach.
Kobieta zapowietrzyła się, czerwieniąc po samą szyję. Natomiast brunet skorzystał z chwili słabości, zanurzając dłoń w jej rozpuszczonych włosach. Ich twarze znajdował się tak blisko siebie, że czuli wzajemnie ciepły oddech. Usagi pozwoliła zahipnotyzować się głębi jego atramentowych oczu. Działały na niego jak magnes.
-Sama nie wierzysz w to, co robisz-powiedział zmysłowym głosem, składając subtelny pocałunek na policzku żony.-To jeszcze nie koniec, kochanie-wyswobodził ją ze swoich ramion i odszedł swobodnym krokiem.
Usie zebrało się na płacz. Nadal czuła dreszcze na całym ciele.
„Boże, jeszcze chwila i...pocałowałabym go!”-przestraszyła się pożądania, które na nowo w nie rozbudził.
Seiya również inaczej zakończyłby to spotkanie, właściwie pocałunek widział w namiętnej odsłonie. Jednak dał nauczkę ukochanej, aby zrozumiała co traci. Za brak zaufania należała się kara.
Dołączył do Yatena oraz rozgadanych dzieciaków. Rozczochrał złotą czuprynę Ichiego, dosuwając suwak granatowej kurtki chłopca.
-Tata, robisz mi obciach!
-Bo nie chcę, żebyś się przeziębił?
-Ja jestem samodzielny.
-No tak, nie da się ukryć-zachował powagę.
Przed oczami mignęła mu burza jasnych loków i zwrócił uwagę na smukłą sylwetkę dziewczyny w czarnym płaszczyku.
-Elzo, zaczekaj!-krzyknął głośno.
Odwróciła się natychmiast, nie puszczając ręki podopiecznej.
-Coś się stało? Trochę się spieszymy-zmrużyła czekoladowe tęczówki.
-Chciałbym porozmawiać, ale nie przy małej-nie mógł oderwać wzroku od dziewczynki.
Blondynka poprosiła Shonę, aby siadła na ławce i muzyk mógł swobodnie powiedzieć, co mu leży na sercu.
-Prawda jest taka, że potrzebuję Twojej pomocy. Nie odmawiaj, przyjdź jutro do studia.
-Nie wiem...Po szkole odrabiam lekcje z Shoną i do wieczora spędzamy czas razem...
-Dostosuję się, proszę-nie interesowała go inna odpowiedź, niż twierdząca.
-Dobrze, będę o 11:00-zerknęła na mężczyznę zagadkowo, żegnając się skinieniem głowy.
Srebrnowłosy ukradkiem przyglądał się opiekunce i zaintrygowała go.
-Czy ona Ci kogoś nie przypomina?-stanął ramię w ramię z Seiyą.-Emanuje od niej silna energia. Księżniczka powinna ją poznać.
-Nie wolno nam jej spłoszyć. Ona zajmuje się moją córką.
Yaten ugryzł się w język, ale według niego sprawy potoczy się niewłaściwym torem...

****
Minako przekręcała się z boku na bok, bo godziny w szpitalu wydłużały się w nieskończoność. Czuła się dobrze, a nie chcieli wypisać jej do domu. Ami zasłaniała się dotychczasowymi badaniami, co wzbudzało podejrzenia u Wenus. Jednak najdziwniejsze było zachowanie Yatena. Wolała, żeby przestał obchodzić się z nią jak z jajkiem.
„Ostatni raz wygłupiał się tak, kiedy byłam w ciąży.”-poprawiła poduszkę.
Cały dzień spała albo jadła, a nie było z kim zamienić zdania. Nagła troska męża bardziej przeszkadzała, co dawało jeden wniosek: na przyszłość nie warto chorować.
Przetarła podkrążone oczy, gdy usłyszała dziecięcy śmiech, który rozpoznałaby wszędzie. Zielonooki przywiózł jej najdroższe psotniki.
Mai pierwsza wbiegła na salę, wdrapując się na łóżko i tuląc do mamy.
-Jedna dla Ciebie, druga dla mnie-wyjęła ulubione krówki.
-Tata powiedział, że mogę wybrać prezent.
-Dziękuję-Mina była wzruszona.
Hiro też przyniósł upominek, ale to on kupił żółtą różę w imieniu synka.
-Mamo wracaj do domu, bo tacie nie wychodzi gotowanie-oparł główkę na ramieniu kobiety.
-Tylko bez takich, dobrze?-mężczyzna pogroził palcem.-Dasz głodnemu ojcu cukierka?-zwrócił się do córki.
-Nie.
-Nie kochasz tatusia?
-A Ty mnie kochasz?-zamrugała rzęsami.
-Oczywiście, że tak.
-Miłość wymaga poświęceń-zachichotała, chowając się za plecami blondynki.
-Tak bardzo za wami tęskniłam-Aino zaczęła się śmiać.
Cała czwórka była zajęta sobą, a para intensywnie ciemnych oczu podglądała ich zza uchylonych drzwi. Najwidoczniej wyrzuty sumienia same poniosły ją w stronę szpitala.
Zasłoniła czarne włosy chustką i zrobiła kilka kroków do tyłu, czując się jak intruz, lecz wpadła na pielęgniarkę.

-Pomóc pani?
-Nie...Nie, dziękuję-zbladła, wpadając w panikę.
Ruszyła biegiem do wyjścia. Nie liczyła już na wybaczenie, zawiodła...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz