Sobotnie
popołudnie zapowiadało się leniwie oraz spokojnie dla mieszkańców
Tokio. Błękitne chmury piętrzyły się nad wieżowcami, a samotni
spacerowicze błądzili od sklepu do sklepu. W godzinach szczytu
kierowcy utknęli w korkach, a tłumy pasażerów czekały na
przystankach autobusowych.
Pośród nieznanych twarzy Rei
szła powoli, patrząc przed siebie wzrokiem pełnym żalu. Im bliżej
była parku, tym bardziej chciała zawrócić. Bała się
spotkania z Seiyą, bo wiedziała, że nie odważy się spojrzeć mu
w oczy. W ogóle zaskoczył ją propozycją spotkania, po tym
jak zniszczyła jego związek z Usagi. O czym mógł z nią
teraz rozmawiać? Na pewno nie o pogodzie. Właściwie spodziewała
się awantury, ale już była na tyle zmęczona rozmyślaniem, że
zaczęła traktować to obojętnie. Już nic nie miała do
stracenia...
„Może wcale nie jest za późno? Gdybym tak
wyznała Seiyi prawdę i poprosiła go o pomoc...Nonsens, zbyt wiele
się wydarzyło, żebym miała śmiałość prosić go o
cokolwiek.”
Zorientowawszy się, iż dotarła do celu,
rozejrzała się wokół. Znalazła zaciszny kącik i
przysiadła na ławce. Wygładziła dłońmi granatową sukienkę,
która wystawała spod jasnego płaszcza, gdy przed jej
obliczem pojawił się srebrnowłosy mężczyzna.
-Romantyczna
sceneria, prawda?
Hino zbladła, bo nie oczekiwała, że sam Yaten
przybędzie na spotkanie.
-Nie boję się Ciebie-wydukała.
-No
i dobrze. Przecież nie gryzę.
Próbowała uskoczyć w bok,
lecz Kou uprzedził ruch brunetki, blokują jej drogę
ucieczki.
-Dokąd to? Jeszcze nie pogadaliśmy, a chyba masz coś
do powiedzenia-podszedł na tyle blisko, że Mars dostała
dreszczy.
-Nie muszę Ci się tłumaczyć!
-Jemu nie, ale mnie
powinnaś-Yuuichiro wyszedł z ukrycia.
Rei poczuła nieprzyjemną
suchość w ustach. Opadła ociężale na ławkę, trzymając się za
ledwo widoczny brzuszek. Wiatr zerwał się gwałtownie, bawiąc się
jej włosami, które zasłoniły przestraszoną
twarz.
-Dlaczego przyjechałeś?
-Myślę, że to pytanie nie
jest na miejscu-w ciemnych oczach szatyna zalśniła iskra
zwodu.-Jeśli chcesz zachować odrobinę godności, to powiedz
prawdę. Należy mi się wyjaśnienie za wszystkie lata. Jak się
okazuje, żyłem w kłamstwie, bo Tobie było
wygodniej.
-Yuuichiro...
Cichy szloch rozniósł się
echem po parku akurat, gdy Usagi szła pod ramię z Hotaru i Mako.
Nie wyglądało to na zwykłą przechadzkę zważywszy na zły
nastrój blondynki, która szarpała się z
przyjaciółkami.
-Po co mnie tu przyprowadziłyście?- Czy
nie możecie zrozumieć, że wolałam zostać w domu?-skrzywiła
się.
-Spokojnie, Usagi-chan. Nie ściągnęłyśmy Cię tu z byle
powodu. Spróbuj nie robić hałasu, bo zniszczysz cały
plan-Mako postawiła ją do pionu.
-Jaki plan?! To...To
przecież...Ya...-na szczęście nie zdążyła krzyknąć, ponieważ
Saturn zatkała jej buzię.
We trzy schowały się, podsłuchując
wyznanie Sailor Mars.
-Ja naprawdę nie wiem, czemu zgodziłam się
na propozycję Mamoru.
Tsukino poruszyła się nerwowo na dźwięk
imienia byłego narzeczonego.
-Myślałam, że moje uczucia
zostały odwzajemnione. Przez chwilę było pięknie, ale za późno
zorientowałam się, że wpakowałam się w chorą sytuację. On
chciał się tylko zemścić na was, a nie wyjechać ze mną.
Przysięgam, że nigdy nie chciałam skrzywdzić Usagi!-Rei
powstrzymywała się od łez.-Pocałowałam wtedy Seiyę, a on nawet
nie zdążył zareagować.
-Dziennikarzom też nagadałaś bzdur i
nie liczyłaś się z konsekwencjami-Yaten był niewzruszony.-Kto
jest ojcem dziecka?
-Ja też mam prawo wiedzieć-Yuuichiro nie
spuszczał wzroku z kapłanki.
-To nieistotne, poradzę
sobie.
-Nie obchodzi mnie to, mów!-zielonooki zacisnął
ręce w pięści.
-Mamoru!
Usa nie wytrzymała dłużej, a cały
żal trzymany dotąd w jej zranionym sercu wypłynął na zewnątrz
i wybiegła zza drzewa pełna złości.
-Kto Ci pozwolił tak
kłamać?!-potrząsnęła ognistą wojowniczką.-Dlaczego właśnie
Ty musiałaś zranić mnie najbardziej?!
-Tsukino-san,
przestań-srebrnowłosy chwycił szwagierkę w pasie.-Chcesz być
sławniejsza, niż Twój mąż?
-Ty też nie wiesz, co
teraz czuję!
-Ale wiem, co czuł mój brat, gdy nie dałaś
mu szansy na wytłumaczenie! Zabierzcie ją-zwrócił się do
Hotaru i Mako, które stały w milczeniu.
Hino już
większego poczucia winy mieć nie mogła. Bezpowrotnie zaprzepaściła
szansę na odzyskanie przyjaciółki, a dodatkowo
skompromitowała się przed byłym ukochanym.
Kumada usiadł obok
niej, splatając ze sobą palce, a łokcie oparł na kolanach.
Wyglądał, jakby myślał nad czymś intensywnie.
-Co
dalej?-odezwał się, lecz nawet nie spojrzał na brunetkę.
-Nie
wiem, ale wybacz mi...
Usagi tak mocno stawiała kroki w
drodze powrotnej, że ziemia się trzęsła. Na płacz już nie miała
siły, bo i tak nie przyniósłby skutku. Jedyną osobą, która
mogła ją teraz uspokoić był Seiya, ale bardzo się pomyliła.
Minęła się z muzykiem na klatce schodowej , a na powitanie rzucił
po prostu „cześć” i patrzyła jak koniec jego kucyka znika za
rogiem budynku.
-Olał mnie! Widziałyście?!
-Nie będzie się
ciągle przed Tobą płaszczył. Teraz Ty daj mu czas, tak będzie
sprawiedliwie-Kino odważyła się na prawdziwe, lecz bolesne
słowa.
-Lepiej byłoby pogodzić się od razu.
-Nic nie jest
łatwe, a już na pewno nie wtedy, gdy robisz to z pośpiechu.
Najpierw ochłoń i przemyśl, co chcesz mu powiedzieć. My się
zbieramy-Tomoe pożegnała się ze swoją Księżniczką i razem z
szatynką opuściły apartament małżeństwa Kou.
Tsukino od
dziwnej strony zabrała się za uwalnianie negatywnej energii. W
zdenerwowaniu zaczęła zmywać szklanki, włączając te, które
były czyste. Wycierając talerze stłukła kilka, bo Seiya spóźniał
się z małym. Kiedy dotarło do niej, że z pewnością zabrał ich
synka na miasto i nie zjedzą wspólnie obiadu, zamknęła się
w sypialni.
Długo nie zniosła przytłaczającej ciszy, więc
znowu pobiegła sprzątać i brunet zastał ją z mopem w ręku, jak
wściekle wciskała go w najciemniejsze zakamarki. Jednak nie
zamierzał robić za pocieszyciela i bez wyrzutów sumienia
zajął się Ichim, póki jego żonie nie przejdzie mania
czystości.
Wieczorem złotowłosa popadła w jeszcze większą
frustrację, ponieważ Kou ignorował ją zupełnie. Gdy w domu
zgasły światła, wyszła do kuchni po szklankę wody, ale potknęła
się o książkę, która musiała spaść ze stolika. Syknęła
rozdrażniona i zamiast zaspokoić pragnienie, odniosła zgubę do
gabinetu. Pisnęła głośno, gdy okazało się, iż ktoś jest w
śrosku.
-Co Ty tu robisz?-odetchnęła z ulgą, bo
niespodziewanym intruzem był Seiya.
Siedział przy biurku
pochylony nad albumem, a światło lampki otulało zieloną poświatą
połowę wnętrza.
-To wciąż mój gabinet. Koszula, którą
masz na sobie też jest moja.
Usa poczerwieniała oraz gwałtownie
rozpięła guziki. Zwinęła koszulę w kłębek, rzucając ją na
środek pokoju i została w samej bieliźnie.
-Szybka jesteś,
Odango-wyprostował się, taksując blondynkę wzrokiem.-Proponujesz
mi coś?-uśmiechnął się zadziornie i podszedł powoli, opierając
ręce o ścianę, a kobieta znieruchomiała.
Znowu
zatraciła się w jego ciemnoniebieskim, elektryzującym spojrzeniu.
Wspięła się delikatnie na palcach, by dosięgnąć ust
czarnowłosego, lecz odchylił się.
-Nie tak prędko-chwycił jej
nadgarstki, unosząc je do góry.
Zadrżała, kiedy poczuła
mokre pocałunki na szyi, które potem obsypały dekolt. Oddech
blondynki stawał się nierówny i przyspieszony. Wyswobodziła
ręce, przyciągając go do siebie i zasmakowała ust, za którymi
tak bardzo tęskniła. Pozwoliła, aby rozpiął koronkowy stanik, a
ich języki złączyły się w namiętnym tańcu. Bariery, jakie
dzieliły parę kochanków przez długie tygodnie, przestały
istnieć. Spełnienie, którego doznali, wymazało z pamięci
każdą, nawet najmniejszą przykrość...
Tej nocy księżyc
oświetlił nagie cała zakochanych. Seiya leżał na szerokim
fotelu, przeczesując złote włosy Usy, a ona przytulona do jego
torsu, wsłuchiwała się w bicie serca.
-Brakowało mi
tego-mruknęła przeciągle.
-Od kiedy jesteś taka
bezpośrednia?
-Odkąd sypiam z Tobą-zahaczyła o zmysłowe wargi
mężczyzny.
-Może powinniśmy czasem poudawać, że się
rozstajemy?
-Nie ma mowy! Ale...Seiya!-Tsukino przypomniała sobie
o ważnej rzeczy.-Rozprawa w sądzie...Po jutrze...
Muzyk zatrząsł
się ze śmiechu.
-A który sąd da Ci teraz rozwód?
-Mam
nadzieję, że żaden-schowała twarz w ramionach męża.-A tak w
ogóle, to ciasno tu.
-Przytyłaś, Odango...
Biały
obrus okrył gładki blat mahoniowego stołu w salonie, a Usagi
poprawiła nawierzchnię jednym ruchem ręki. Pomimo deszczowej aury
za oknem, w jej duszy zapanowała nieopisana radość. Tera nie miała
żadnych wątpliwości-nic nie było w stanie zniszczyć związku z
Seiyą. Zawiodła się na Rei, ale prawdziwi przyjaciele stali po jej
stronie.
-Mam Ci coś ważnego do powiedzenia-Kou złączył ich
dłonie.
-Może zaczekaj z tym, aż zjemy śniadanie.
-Nie, to
najlepszy moment. Póki Ichiro jeszcze śpi. Usiądź,
proszę-poprowadził ją do sypialni i wyjął z kieszeni zdjęcie,
podając je blondynce.-Pamiętasz, co Ci kiedyś obiecałem?
Dotrzymałem słowa.
Obuszkiem palca wodziła po fotografii, bo
postać ciemnowłosej dziewczynki miała znajome rysy.
-Widziałam
ją wcześniej, to...
-Nasza córka-odparł z
przeświadczeniem w głosie.
-Seiya...Ale jak?! Trzeba...Trzeba
coś zrobić! Natychmiast! Chcę ją odzyskać!-Usagi biegała w
panice po pokoju, a jej myśli były coraz chaotyczniejsze.
-Pozwól
doprowadzić mi sprawę do końca. Czy możesz mi zaufać?
-Tak.
****
Minako wysiadła z
taksówki i z lekkością pokonała stopnie schodów,
które prowadziły do szpitalnej recepcji. Tego dnia wypadły
jej badania kontrolne, ale Yaten był zmuszony stawić się w studiu,
dlatego przyjechała sama. Szczerze powiedziawszy nie bała się,
ponieważ Ami miała ją wspierać. Była pełna nadziei, a w
umiejętnościach niebieskowłosej pokładała wiarę. Zresztą,
tryskała zdrowiem, więc nie przewidywała niemiłych
niespodzianek.
Informacja jaką Wenus otrzymała na dzień dobry,
popsuła jej dobry humor. Mizuno poszła na urlop, a wszystkich
pacjentów przepisano do doktora Chiby. Mogła przełożyć
wizytę, lecz zebrała się na odwagę.
„Jest lekarzem, a ja
zwykłą pacjentką. Lepiej mieć to z głowy.”-doszła do
ostatecznego wniosku.
Mamoru właśnie czytał kartę Aino, gdy ta
przekroczyła próg gabinetu. Nie znosił jej jeszcze za czasów
narzeczeństwa z Usagi. Była nie tylko niedojrzała, ale już samym
śmiechem potrafiła doprowadzić człowieka do szaleństwa.
Przeliczył się myśląc, iż nigdy więcej nie zobaczy irytującej
Wenus.
-Witaj Minako. Cieszę się, że Cię widzę-zabrzmiał tak
przekonywająco, że Mina uśmiechnęła się nieśmiało.-Wydajesz
się być w świetnej formie. Szybko doszłaś do siebie po
wypadku-ze złością pomyślał o nieudanej walce Cabire i
Misao.
-Naprawdę nie odczuwam dolegliwości. Ami martwiła się o
mój kręgosłup, ale niepotrzebnie-stwierdziła
beztrosko.
-Zaraz się upewnimy-zmarszczył czoło.-Gdybyś
szukała pomocy, to możesz się do mnie zgłosić.
-Pomocy?
-Jestem
pełen podziwu wobec Twojej determinacji i zdaję sobie sprawę, że
trudno pozbierać się po bolesnej stracie.
-Stracie? Mamoru, o
czym Ty mówisz?-odsunęła się na dystans.
-Nie musisz
udawać przed lekarzem. Straciłaś
dziecko...
-Słu...Słucham?!-cofnęła się, wpadając na
drzwi.
-Minako, co się dzieje?
- Nic...Ja...Ja muszę stąd
wyjść-odszukała klamkę.
-Nie zbadałem Cię. Zawołam
pielęgniarkę...
-Nie! Innym razem-wybiegła, prawie potykając
się o próg.
Takiego przebiegu wizyty nawet Mamoru się nie
spodziewał.
****
Yaten wymienił
chyba sto powodów, dla których jego żona nie mogła
wziąć udziału w teledysku. Manager w końcu ustąpił, ale
zapowiedział, że później wrócą do
tematu.
Srebrnowłosy wrócił usatysfakcjonowany, toteż
postanowił wypytać Minę o rezultat badań.
Nie spodobał mu się
podejrzany spokój, a otwarte szeroko drzwi od tarasu przy
ulewnym deszczu, tylko dolały oliwy do ognia. Wenus siedziała na
ogrodowej huśtawce w strugach wody. Cienka bluzeczka przylgnęła
przylgnęła do jej ciała, w włosy lepiły się do policzków.
-Co
Ty wyprawiasz? Jesteś cala mokra!-przyklęknął przed nią.
Zauważył
wokół błękitnych tęczówek czerwone
ślady.
-Mina-chan, odezwij się!
Znowu brak odpowiedzi.
Wziął
ją na ręce, nie widząc innego rozwiązania i zaniósł do
domu.
-Przebierz się!-wyrzucił z szafy suche ubrania.
-Ile
razy Cię pytałam, czy czegoś przede mną nie ukrywasz?-zaczęła
mówić pozbawionym emocji głosem.
Zielonooki zastygł w
bezruchu.
-Skąd wiesz?!-krew w nim zawrzała.
-A więc to
prawda!-zeskoczyła z łóżka.-Jak długo planowałeś robić
ze mnie idiotkę?!
-Mizuno Ci powiedziała, tak?!
-Gratuluję!
Udała wam się zmowa milczenia!
-Mina-chan, posłuchaj...
-Nie
zbliżaj się do mnie-wyminęła go, szlochając.-A, to nie Ami
raczyła mnie poinformować-wykręciła się na pięcie i wyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz