niedziela, 1 listopada 2020

EPILOG

 Nie będę dłużej przedłużać, bo to nie ma sensu. Czy wrzucę ten post za tydzień lub dwa. Tak jak wspominałam wcześniej z ogromną przyjemnością pisałam epilog. Żegnam się już z bohaterami tego opowiadania, bo nawet jeśli wrócę z częścią, która będzie przedstawiała wydarzenia sprzed "Gwiazdy Nadziei", to przecież nie będzie to już to samo. Na pewno z ogromnym żalem rozstaję z dzieciaczkami, ponieważ chcę, aby właśnie takie pozostały. Pewnie czasem wrócę do Was z jakimiś jednorazówkami, ale na długie dystanse niestety nie będę mieć czasu. Minęło tyle lat, kiedy po raz pierwszy zaczęłam pisać, a potem publikować i wiele się zmieniło. Chociaż nie zmieniło się jedno - moja miłość do paringu Usagi & Seiya oraz Minako&Yaten, a czasem coś po drodze miksuję, no cóż :) 
 Pozdrawiam Wszystkich, którzy czytali, czytają bądź czasem wracają do tego bloga i zapraszam koniec przygód tego opowiadania :*

TAIKI, EMI, THEA & MIZUKI

     Podmuch wiatru wbił się śnieżne zaspy, tworząc z nich unoszące się w powietrzu białe serpentyny. Jego siła rozhuśtała dumnie rosnący pośród pół zagajnik świerków, strząsając z nich srebrzysty pyłek. W kalendarzu została ostatnia kartka, wskazując na 31 grudnia i właśnie w ten sylwestrowy poranek Emi Kou powoli wkroczyła w kolejny etap swojego życia, bo wreszcie zapragnęła zostawić za sobą żal.
     Dziewczynka zatrzymała się na środku cmentarnej alejki, widząc z oddali czekającego na nią przy furtce Taikiego. Odwróciła głowę ostatni raz, przymykając powieki, a w myślach obiecała sobie, że mama będzie przy niej zawsze, nawet gdyby miało wydarzyć się coś złego. Chyba czas zamienił w proch złość, którą w sobie nosiła. Los odebrał jej przecież tak wiele, ale mimo to, nie mogła patrzeć w przyszłość z nienawiścią.
     Westchnęła głośno, poprawiając niebieskie loki wystające spod białej, wełnianej czapki. Schowała do kieszeni zdjęcie, które wcześniej dociskała do piersi i ruszyła przed siebie.
- W porządku? - Szatyn wyciągnął do niej rękę, którą ochoczo ścisnęła.
- Un - odparła markotnie.
- Jeśli chcesz, to pojedziemy do cukierni i porozmawiamy - przykucnął, troskliwie zasuwając do końca suwak jej kurtki.
- Nie trzeba, Otou-san - wbiła w niego swoje błękitne tęczówki, które były wiernym odbiciem Ami. - Poza tym, nie chcę, aby Mizuki i Thea-san na nas czekały.
- Pewnie masz rację - powiedział cicho, jakby sam do siebie.
Dotarło do niego, iż jego najmłodsza córka dojrzewa szybciej, niż powinna.
    Kilka minut przed 12:00 Kou otworzył drzwi swojego domu, aby wpuścić oczekiwanych gości. Thea ostrożnie rozglądała się po wnętrzu, chociaż znacznie bardziej zależało jej na wybadaniu reakcji niebieskowłosej. Obawiała się tych nadchodzących godzin, które miały spędzić, lecz uspokoiła się po chwili, gdyż 8-latka przestała budować między nimi dystans. Przywitała się, oczywiście w swoim stylu, ale już samo to, że podeszła pierwsza, było dużym sukcesem. Nawet w stosunku do Mizuki była mniej speszona, a w domu muzyka Three Lights w końcu było słychać śmiech.
- Bardzo Cię przepraszam, ale to zaproszenie mnie zaskoczyło. Jednak uważam, że powinienem pójść. Do dwóch godzin wrócę, a potem zjemy razem obiad i wręczymy zaległe prezenty - fiołkowooki zaczął się tłumaczyć.
- Nie ma o czym mówić, spójrz na dziewczynki - Aider podeszła bliżej wejścia do salonu, opierając się o ścianę.
Dokładnie tak szczęśliwą chciała widzieć swoją córkę.
      Emi zaciągnęła przyrodnią siostrę do pianina, a potem obie zaczęły dokazywać, naciskając niedbale klawisze.
      Szatyn rozmarzył się na ten widok i drgnął dopiero, kiedy poczuł, jak bursztunowłosa poprawia mu krawat.
- Teraz jest dobrze - nieśmiało uśmiechnęła się, szybko odwracając głowę.
- Dziękuję... - zmieszał się lekko. - Do zobaczenia - jakiś impuls zadziałał, że pocałował zielonooką w policzek, lecz nie żałował tego.
     Może i nie potrafił jeszcze nazwać tego, co czuł w obecności pięknej skrzypaczki, ale ich drogi były już połączone na zawsze. Czy miała być to wspólna podróż, to zależało tylko od nich, bo przeszłości nigdy nie da się zapomnieć... 

CHOU & USUI

      Zatopiona w swych myślach Ayane, stała przed powieszonym na ścianie w garderobie lustrem, niedowierzając, czy odbicie które widzi rzeczywiście należy do niej. Przejechała dłonią po kremowo-białym, haftowanym gorsecie, którego szerokie ramiączka zdobiły połyskujące diamenciki. Gorset idealnie łączył się na linii bioder z aksamitnie gładkimi, luźnymi spodniami, a na nogach lśniły perłowe szpilki. Całość miała dopełnić również biała, oversize'owa marynarka. Tego dnia pozwoliła się nawet umalować delikatnie, a długie do pasa, jasnobrązowe włosy zostały splecione w fantazyjny warkocz, przełożony przez lewe ramię. Czy cały ten strój, to rzeczywiście była ona? Nie mogła się rozpoznać, ale jednego była pewna - dokonała właściwego wyboru.
     Nagle, niczym fala Tsunami, do sypialni wtargnęła Fumiko, wystrojona jak na bal w złotą suknię za kolana, a w ręku trzymała bukiet kolorowych frezji. Zmierzyła swoją przyjaciółkę od stóp, aż po sam czubek głowy i westchnęła z zachwytu. Odłożyła kwiaty na stolik nocny, a potem podeszła do fioletowookiej, tym razem uważnie sprawdzając, czy każdy szczegół jest perfekcyjny.
- Nie wierzę, że dożyłam tego dnia!!! - zapiszczała radośnie, jak dziecko cieszące się z nowej zabawki. - Nareszcie wychodzisz za mąż! - zacisnęła kciuki.
- Ha.Ha.Ha - prawniczka skrzyżowała ręce na piersiach. - Materiał na wieczorne wiadomości.
- No przestań, bo ta mina Ci zostanie - zielonowłosa szturchnęła ją łokciem. - Tylko jednego nie mogę zrozumieć, nie mogłaś wybrać jakieś sukienki? Nawet nie wiesz, jak wspaniałe wyglądałabyś w syrence albo rybce - nakreśliła ręką w powietrzu kształt klepsydry.
- Chcesz żebym wyglądała jak panna młoda, czy jak sałatka rybna?
- Ech... Ty nadal swoje.
      Obie panie odwróciły się równocześnie w stronę drzwi, gdyż usłyszały pukanie. Jednak zanim zdążyły coś powiedzieć, do środka wszedł Usui w eleganckim szarym garniturze w kratkę.
- No co ja Ci mówiłam?! - Fumiko zbulwersowała się.
- Nie ma tradycyjnej sukni, więc nie ma zabobonu. Chyba, że wymyślisz coś bardziej chwytliwego, Yoshida - blondyn stwierdził bardzo pewnym tonem głosu.
     Następnie pomógł narzeczonej założyć długi do kostek płacz, pasujący kolorem do całej stylizacji i nonszalancko podsunął swoje ramię, aby mogła wsunąć pod nie dłoń, po czym dołączyli do czekającego w aucie Saphira.
      W urzędzie, jak można było spodziewać się po parze młodej, nie było licznych gości. Poza świadkami, na sali czekało tylko kilka osób. W tym Kunzite z lekko ironicznym uśmiechem na twarzy, bo jak sam stwierdził, kiedy wręczano mu zaproszenie, takie imprezy raczej go nie wzruszały. Tuż obok niego siedziała Berthier, chociaż jej pomylił się ślub z pogrzebem, gdyż ubrała się na czarno, a wyraz twarzy miała jeszcze bardziej ponury niż strój. Na samym końcu stał Taiki, który jako jeden z nielicznych po prostu chciał złożyć nowożeńcom szczere życzenia.
      Po oficjalnej części przyszedł czas na uściski, co pierwsi uczynili świadkowie. Po nich w kolejce była starsza pani Naoko z kancelarii Usui'a. Popatrzyła zza okularów na małżonkę swojego ulubieńca i z zaskoczenia przytuliła z całej siły, aż młodej chrupnęły wszystkie kości.
- Coś chuda bardzo - mruknęła niezadowolona.
- Słucham? - Chou raczej nie taki komplement chciała usłyszeć.
- W sam raz - Takumi od razu zaczął ratować sytuację. - Naoko-san, dziękujemy za przybycie. Liczę, że wzniesiesz toast za nasze zdrowie.
- No tego sobie na pewno nie odmówię - kobieta zdążyła zapomnieć, o co jej chodziło i ustąpiła miejsca Kunzite oraz Berthier.
- No to moje gratulacje Imada! - białowłosy śmiał się głośno. - Chociaż już chyba nie Imada. Ciekawe ile ze sobą wytrzymacie - podrapał się po brodzie.
    Usta pary utworzyły równocześnie wąska linię po tych oryginalnych życzeniach.
- Żartowałem! - poklepał oboje po ramionach. - Samych dobroci.
     Z kolei niebieskowłosa była już mniej wylewna, chyba zapomniała, że potrafi mówić.
- Masz, może Ci się przyda - Ayane wcisnęła koleżance swój bukiet, a ta uśmiecha się krzywo, kierując wzrok na szefa.
- Na mnie nie patrz, nie szukam żony - mężczyzna wzdrygnął się. - Dobra, bo robimy korek - popchnął ją.
     Nareszcie Taiki stanął przed nimi.
- Dziękuję za zaproszenie. Mam nadzieję, że nie wpadniemy więcej w żadne kłopoty - wręczył fioletowookiej niewielki pakunek.
- Mam nadzieję, że to już koniec tego typu przygód. Dziękujemy, że udało Ci się przyjść - podała mu rękę z wdzięcznością.
- Jak będę potrzebować porady prawnej, to będę wiedział do kogo się zgłosić - puścił do niej oczko.
- Śmiało.
     Państwo Usui wznieśli ze wszystkimi toast i potem ewakuowali się niepostrzeżenie.
- Jak się czujesz? - Takumi splótł ich palce na których połyskiwały obrączki.
- Dziwnie - powiedziała szczerze.
- Żałujesz?
- Posłuchaj dziwaku...
- To ja żałuję, że nie mogłem dołączyć wcześniej -  przerwał im znajomy głos.
- Diamand?! - prawniczka dostała gęsiej skórki na jego widok.
      Mężczyzna opierał się o mury budynku w ręku trzymając butelkę szampana oraz uśmiechając lekko ironicznie.
- Wiem, podobno zaginąłem - zaczął szydzić. - Dla mnie to nawet lepiej. - podał blondynowi trunek, który przyjął z kamienną twarzą. - Zanim wyjadę, chciałem Ci coś powiedzieć - zwrócił się do brązowowłosej.
- Ale jak..
- To nieważne - uciął krótko. - Ważne, że dzięki wam osiągnąłem mój cel. Na pewno pomyślisz, że Cię wykorzystałem, ale na początku nawet przez sekundę o tym nie pomyślałem. Nie jestem zimnym draniem na jakiego wyglądam. Przede wszystkim nie chcę, żebyś czuła się winna. Pamiętaj, nie masz wobec mnie żadnego długu i nigdy go nie miałaś. Liczę, że znalazłaś szczęście na jakie zasłużyłaś i wasza historia będzie miała lepsze zakończenie.
- Yamato...
- Nie mów nic, mogę? - ujął jej dłoń, muskając swoimi ustami.
- Czy czegoś jeszcze chcesz? - zazdrosny zielonooki zapytał cierpkim tonem, zakleszczając rękę na talii żony.
- Jak możesz?! - skarciła go.
- Przed chwilą spieszyliśmy się. Nie robię nic złego. Pożegnaj się z panem Yamato.
- Zachowujesz się jak gbur. Dia...mandzie.. - z powrotem chciała odezwać się do białowłosego, lecz jego już nie było.
Wybiegła na chodnik, rozglądając się za nim, lecz nie było żadnego śladu...

MINAKO, YATEN, HIRO & MAI

     Srebrnowłosy już od progu wyczuł, że sylwestrowy wieczór raczej nie będzie należał do jego ulubionych. Zrobił kilka kroków w stronę salonu i miał wrażenie, że atmosfera w domu jest wypełniona ostrymi żyletkami, które zaraz powybijają mu się w skórę. Co się znowu stało? Bardzo dobre pytanie, lecz najpierw musiał znaleźć swoją żonę, gdyż dzieci były zajęte szarpaniną, z resztą nie pierwszą i nie ostatnią, iż nawet nie zauważyły jego powrotu.
     Skierował się na górę do sypialni, a już z daleka słyszał odgłosy łkania oraz pociągania nosem. Minako siedziała na podłodze, plecami oparta o łóżko i zamaszyście wyciągała z kartonika chusteczki, wydmuchując nos.
- Mina? - zapytał cicho, bo na ten widok ugięły się pod nim kolana.
    Złotowłosa spojrzała na niego mieniącymi się od łez oczami, a po policzkach spływały kolejne razem z tuszem do rzęs.
- Mam dość! - krzyknęła rozpaczliwie.
    Yaten uniósł wysoko brwi w zdziwieniu.
- To wszystko Twoja wina! - dalej krzyczała, mając do niego pretensje.
     Niestety to było idealną podpałką do jego wybuchowego temperamentu.
- Co znowu zrobiłem?! Nie zapłaciłem jakiegoś rachunku?! - rozłożył bezradnie ręce.
- Nie - zazgrzytała zębami.
- Chcesz kolejny etat? Mało Ci? Proszę bardzo.
- Do pracy też już żadnej nie pójdę! - zapiszczała.
- Przecież się nie wtrącam, te małolaty mogą Ci nawet ptasie gniazdo zrobić na głowie. No chyba, że masz pretensje o Akane. Wiem, powinienem Cię uprzedzić, ale ślepo jej wierzyłaś... - rozkręcił się w swojej przemowie, a Wenus czuła, iż za chwilę buzujące hormony rozerwą jej głowę.
- Jestem w ciąży!!!! - wykrzyczała jednym tchem, a potem uciekła do łazienki, zamykając się od środka.
      W swoim życiu zielonooki miał mało momentów, kiedy nie wiedział, co powiedzieć, lecz właśnie taki nastąpił. Był w ogromnym szoku, gdyż nawet nie poruszył się, chociaż parka urwisów zatoczyła wokół niego kilka kółek, a najmłodsza, jak na razie, latorośl, przewróciła się tuż u jego nóg. Powrócił do żywych dopiero, gdy Aino zaczęła tłuc jakieś przedmioty.
- Minako, nie wygłupiaj się! Co to było?! - dobijał się do drzwi.
- Nawet perfumy mi się już nie przydadzą - błękitnooka biadoliła.
     Trochę mu ulżyło, a w głębi duszy cieszył się tych wieści mimo, iż nie sądził, że jego żona może zareagować odwrotnie.
- Mama jest taka od rana. Płacze, mówi coś pod nosem albo się śmieje. Tatku, coś złego się stało? - Mai zmarszczyła smutnie nosek.
- Nie, wręcz przeciwnie. Wygląda na to, że będziesz mieć braciszka lub siostrzyczkę.
- A to nie można sobie wybrać?
- Nie ma tak dobrze, księżniczko.
- Szkodaaaa - srebrnowłosa skubała niewinnie rękaw bluzki.
     Natomiast Hiro wytrzeszczył szeroko swoje kocie oczy.
- Nie zgadzam się tato, nie! Absolutnie nie! - tupał prawą nogą.
- Młody, nie dobijaj mnie. Tu już nie ma się na co zgadzać - Kou sapnął ciężko.
- Nikt się nie liczy z moim zdaniem - chłopiec załamał się.
- Jak Ty się miałeś urodzić jakoś nikt nie protestował.
- Kolejne dziecko też będzie śmierdzieć jak Mai albo gorzej!
- Po pierwsze, Twoja siostra nie śmierdzi. Po drugie, Ty też na początku nie pachniałeś perfumami.
    Ponownie rozbrzmiał dźwięk tłuczonego szkła.
- Na pewno nie takimi, które właśnie potłukła Twoja matka - muzyk skwitował.
- Tatusiu - 10-latka szarpnęła go za pasek. - A myślisz, że te koreczki z kwiatuszkami nie będą już mamie potrzebne?
- Zbierasz na recykling, czy co?
- A co to jest? - zaciekawiona zagryzła dolną wargę, a on dostał gęsiej skórki, bo niepotrzebnie zaczął temat.
- Tak w skrócie, że jak oddasz coś starego, to przerobią Ci na nowe - wytłumaczył chaotycznie.
-Tatusiu, a jakbyśmy oddali Hiro, to też by go przerobili?
- Ty jesteś porąbana! - mały Kou poczerwieniał.
- Spokój dzieci!  Dajcie się dziś wykrzyczeć mamie. A tak w ogóle, to jedliście kolację?
    Oboje pokręcili przecząco głową.
- To jazda na dół! Raz, dwa, trzy! - pozbył się małych urwisów. - Mina -chan - wrócił do poprzedniej czynności. - Kochanie, wyjdź i porozmawiajmy. Przecież nie zostaniesz tam na zawsze.
      Chyba ten argument przeważył, ponieważ blondynka w końcu się poddała. Nareszcie opuściła okupowane pomieszczenie, ale wyglądała jakby zderzyła się z dużego kalibru masą.
- Chodź tu - wziął ją w swoje silne ramiona. - Oj nie becz, może chociaż jedno będzie grzeczne - zatrząsł się ze śmiechu, a w odwecie poczuł uderzenie w tors. - Tego Sylwestra będziemy zawsze pamiętać.

USAGI, SEIYA, SHONA & ICHIRO

- Powoli Odango, ostrożnie. Został ostatni stopień - Seiya z całą delikatnością pomógł swojej żonie pokonać schody, zupełnie jakby była porcelanową lalką.
      Wreszcie ściągnął granatową, aksamitną chustkę, która osłaniała oczy Usagi i zorientowała się, że znajduje się w ich ulubionej restauracji, ale kompletnie pustej. Na środku był nakryty stolik dla czterech osób, a pozostałe ustawione pod ścianami. Obsługa dyskretnie stała przed wejściem do kuchni, czekając na sygnał, dzieciaki wybiegły na taras widokowy.
      Brunet był dumny, że udała mu się niespodzianka. Wcześniej poprosił Hotaru, aby zajęła się Chibiusą i dzięki temu mógł zaplanować ten wyjątkowy wieczór.
- Zadowolona? - zapytał zmysłowym tonem, skradając ukochanej pocałunek.
- To wszystko dla nas?
- Dzisiejszej nocy tak, ale chodź i zobacz najlepsze - poprowadził błękitnooką na taras z którego było widać całą panoramę miasta.
      Mimo późnej pory na niebie rozbłysnęły pierwsze fajerwerki, a pod wpływem huku aż zadrżała. Na szczęście Seiya jak zawsze pospieszył na ratunek, sprawiając, iż znowu poczuła się bezpiecznie.
- Jestem Odango, zawsze byłem i będę - wyszeptał, a Usa wtuliła się mocniej plecami w jego tors.
- Idę jeść - Ichiego znudziło podziwianie widoków.
- Za niego na pewno będę musiał dopłacić - granatowooki zaśmiał się, chowając twarz we włosach żony.
- Seiyaaa...
- Przecież wszyscy znamy jego możliwości - lider Three Lights udawał niewiniątko.
- Spójrzcie!!! - Shona krzyknęła, wskazując palcem na niebo.
      Kolejna salwa sztucznych ogni rozbłysnęła, tworząc skupisko gwiazd.
- Piękne - 12-latka wsparła się na balustradzie. - Chociaż ja wolę prawdziwe - popatrzyła na rodziców wymownie.
- Nie zimno Ci mądralo? - czarnowłosy przygarnął córkę pod swoje opiekuńcze skrzydła.
- Dopóki jestem z wami, zawsze będzie dobrze.
      Teraz Usagi Tsukino zrozumiała, że jej przeznaczenie w porównaniu do teraźniejszego życia było tylko złudną bańką mydlaną, która prędzej, czy później pękłaby. Szczęścia nie dało się zmierzyć żadnymi przepowiedniami, strachem lub groźbami. Dotarła do punku, kiedy mogła otwarcie przyznać, iż stała się kobietą za którą nie musi się wstydzić. Wywalczyła swoje życie i za nic nie chciałaby się cofnąć. Wcześniej dała światu siebie oraz całą swoją energię, a teraz świat oddawał jej dobro z nawiązką. Lata u boku mężczyzny, który przecież nie był jej przeznaczony, to lata wspaniałych doświadczeń, o których Sailor Moon miała pamiętać na zawsze... 

5 komentarzy:

  1. Przyjemnie się czytało to opowiadanie. I mam nadzieję, że jeszcze będziesz pisać i publikować dla nas. Gratuluję talentu i dziękuję za miłe chwile przy czytaniu. Pozdrawiam Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że byłaś z tymi bohaterami 😘 Na pewno coś napiszę, bo to kocham. Pewnie nie prędko, chociaż grudzień to taki optymistyczny termin 🙂 Również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Piękne mam nadzieję że będzie więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 🙂 Na pewno. Coś tam sobie już powolutku piszę. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Piękne opowiadanie mam nadzieję że będzie więcej

    OdpowiedzUsuń