No i mam ostatni rozdział. Epilog napiszę z przyjemnością. Chociaż ten rozdział jest dla mnie bardzo ważny, mimo, iż to wątek poboczny. Ja mam ogromny sentyment do Chou i Usui'a. Zapraszam, jeśli ktoś również polubił tych bohaterów :)
Do Bożego Narodzenia zostały dwa dni, a
Chou zamiast biegać po sklepach, robiąc zakupy oraz kupując prezenty, zaszyła
się w kancelarii i archiwizowała dokumenty. Stos segregatorów w różnych
kolorach rósł na biurku, a ona otworzyła kolejną metalową szafę.
Po dłuższej chwili wyprostowała się,
wycierając ręką pot z czoła i zapatrzyła na wiszące na drzwiach dzwoneczki z
czerwoną kokardą. Nawet Kunzite dał się ponieść magii świąt, roznosząc po
biurze drobne gadżety. Na biurku Berthier stała mała, sztuczna choinka z
granatowo - złotymi bombkami, które pasowały jedynie do równie plastikowych
paznokci niebieskowłosej.
Prawie idealnie, ale myśli
prawniczki uciekły do zupełnie innych wydarzeń. Klatka po klatce prześledziła
swoje wyjście ze szpitala, a potem powrót do pustego mieszkania. Przywitała ją
jedynie niewielka, biała karteczka na kuchennym blacie z informacją, iż Usui
daje jej czas na przemyślenia. Z jednej strony odczuła ulgę, bo nadal nie była
gotowa na szczerą rozmowę, ale mimo wszystko poczuła dziwne ukucie w sercu. Ze
zdwojoną siłą wróciło uczucie, które do niego dawniej żywiła, ale wciąż
blokowały ją wyrzuty sumienia wobec Diamanda. Nie potrafiła rozdzielić tych
spraw, a informacja o zaginięciu białowłosego jeszcze bardziej przybiła
długowłosą. Nieustannie prześladowało ją wrażenie, że gdyby nie ona, to życie
fioletowookiego wyglądałoby zupełnie inaczej. Śmierć jego żony postawiła między
Ayane i Usuiem niewidzialną ścianę, którą ten drugi próbował sforsować,
ale zaczynał się poddawać. Może powinna pozwolić, aby nauczyli się siebie na
nowo, zamiast stąpać po zwęglonym moście. W końcu dać zabliźnić się starym oraz
nowym ranom. Sprawić, by krzycząca z żalu dusza zamieniła to cierpienie w
szept. Tylko z jakiej racji miała być szczęśliwa, skoro ktoś inny w wyniku
okrutnej pomyłki stracił cały sens życia. Co potrzebowała od niego usłyszeć?
Wybaczam? Rozumiem? Czy skok w płomienie za mężczyzną, który z premedytacją
niszczył marzenia tylu osób, dał mu w jakiś sposób oswobodzenie?
Wróciła do żmudnej pracy, gdy nagle
ktoś wtargnął do jej gabinetu niczym tornado. Wystraszona zmierzyła od stóp aż
po sam czubek głowy rozdygotaną z emocji Fumiko. Jej czekoladowe tęczówki
iskrzyły jak dwa rozpalające się węgielki, a policzki zaczerwieniły się z
wysiłku. Nawet kurtkę miała rozpiętą, a włosy lekko potargane i mokre.
- Coś Ci powiem, to może się wreszcie ogarniesz! - krzyknęła, mierząc palcem w
stronę Imady. - Jesteś skończoną idiotką, bo marnujesz jedyną okazję!
Fiołkowooka osłupiała, bo jej
przyjaciółka nigdy w ten sposób nie wyrażała się.
- Fumi-chan... Co Ci się stało? - zapytała skołowana.
- To z Tobą jest coś nie tak! Nie wiem kto i czym Cię odurzył, ale otrząśnij
się! - ryknęła na całe gardło, aż tamta usiadła zdezorientowana.
W dodatku zwabiony tymi krzykami
Kunzite, zaczął przysłuchiwać się tej osobliwej kłótni.
- Możesz mi powiedzieć na spokojnie o co chodzi? Zaraz cała kamienica się tu
zleci - Imada otrząsnęła się z pierwszego szoku.
- Twój spokój mnie przeraża, ale skoro wolisz faceta, który próbował Cię
wykorzystać dla własnych korzyści, to bardzo proszę. Jak sobie pościelisz, tak
się wyśpisz. Nigdy...
- Fumiko!!! Zlituj się i mów konkrety!
- Takumi wraca na stałe do Londynu. Za godzinę ma samolot.
Chou zamroczyło. Zupełnie jakby
ktoś dał jej w twarz.
- Nie wiedziałaś? - zielonowłosa zapytała kąśliwie, krzyżując ręce na
piersiach.
- Kto temu dziwakowi na to pozwolił?! - teraz to ona krzyczała, a
pochmurna aura zawisła nad jej głową.
- Ty, a raczej Twoja obojętność. On myśli, że zakochałaś się w Diamandzie.
- Słucham?! Ja mu się nie kazałam wyprowadzać. Niech nie udaje obrażonej panny
na wydaniu!
- Z niego taka panna, jak z Ciebie dziewica - Yoshida skwitowała, a Kunzite
parsknął, prawie dusząc się ze śmiechu.
Imada posłała mu takie spojrzenie,
że gdyby to było możliwe, to wbiłoby go w podłogę, jak młotek gwoździe, ale w
ogóle się nie przejął.
-Dawaj kluczki! - fiołkowooka zażądała od przyjaciółki.
- Od czego?
- Jak to od czego? Samochodu, przecież nie mieszkania!
- Ja bym jej nawet roweru nie pożyczył - białowłosy wtrącił, chichocząc.
Chou zostawiła na później porachunki z kolegą z pracy, a zamiast tego wyrwała
od brązowookiej kluczyki, po czym wystrzeliła jak z procy. Fumiko zabrała jej
rzeczy włącznie z płaszczem i również ruszyła w pościg. Tylko, że w tym
przypadku bardziej obawiała się o swój samochód.
- Julia będzie gonić Romea? Tego jeszcze nie było - Kunzite zadrwił lekko, bo
zbyt długo ich znał, żeby nie wiedzieć, jak to się skończy.
Tym czasem Ayane sprawdzała
możliwości nie swojego auta, przy okazji łamiąc większość przepisów ruchu
drogowego. Biedna Yoshida w duchu liczyła, czy starczy jej na blacharza i
lakiernika po tym, jak jej droga przyjaciółka brawurowo zaparkowała, kompletnie
nie zwracając uwagi na inne pojazdy, gdy z impetem otwierała drzwi.
Tokijskie lotnisko było tradycyjnie
przepełnione, co z daleka wyglądało jak maszerujące oddziały. Prawniczka
rzuciła okiem na godzinę w telefonie, zdając sobie sprawę, iż Usui jest już na
pewno po odprawie. Gonitwa między pasażerami oraz ich walizkami wydawała się
bezsensowna, toteż wpadła na inny pomysł. Sprintem popędziła korytarzem, gdzie
znajdowały się pomieszczenia służbowe. Zahamowała przed drzwiami z napisem
'Informacja' i bez zastanowienia pociągnęła za klamkę, wkraczając do środka
jako nieproszony gość. Kobieta, która siedziała przy swoim stanowisku, nie
miała szansy aby zareagować, bo mikrofon został jej szybko odebrany.
- Usui Takumi! - zaczęła mówić, a z głośników wydobył się jej stanowczy głos.
Stojącą przed głównym wejściem Fumiko
podniosła głowę do góry, bo chyba sama nie wymyśliłaby czegoś takiego na
poczekaniu. Miny pozostałych wokół także były bezcenne.
- Masz ostatnią szansę! - tamta kontynuowała. - Jeśli starczy Ci odwagi, to
porozmawiaj ze mną! Czekam! - skończyła i po prostu wyszła.
Wróciła z powrotem do przyjaciółki,
ale wyraz jej twarzy nie zdradzał nic. Uważała, iż zrobiła co mogła, więc
reszta została już w rękach złotowłosego. Na pewno nie zamierzała błagać go, żeby
został.
Minęło 15 minut, lecz on dalej się
nie zjawił, dlatego chciała zrezygnować. Już zawracała, ale zielonowłosa
położyła jej rękę na ramieniu. Takumi szedł powoli z jedną ręką w kieszeni, a
drugą trzymał na uchwycie czarnej walizki. Jego szmaragdowe tęczówki skupiły
się wyłącznie na Chou, aż zatrzymał się kilka metrów przed nią. Chyba
niepotrzebnie zostawił jej pierwszeństwo, gdyż jak zwykle spadła na nią lawina
złości. Zerwała się do biegu, unosząc rękę jakby chciała wymierzyć mu policzek,
lecz uprzedził ją, łapiąc za tę rękę i przyciągnął do siebie.
- Kiedyś może i bym się na to nabrał - powiedział spokojnie, trzymając ją za
ramiona.
- Czego ode mnie oczekujesz?
Dziewczyna zacisnęła powieki, aż wybuchła
płaczem.
- Za kogo Ty się masz?! - uderzyła go pięścią w tors. - Przez pięć lat
próbowałam Cię znienawidzić, wymazać z pamięci! A Ty wróciłeś, namieszałeś i
robisz mi to samo! Dlaczego każesz mi wracać do tamtego dnia, kiedy obudziłam
się rano, a Ciebie nie było? Dlaczego?!
- Imada, nigdy nie ukrywałem tego, co do Ciebie czuję. Wyjaśniłem Ci moje
intencje, dałem czas. Ostatnie wydarzenia nie były łatwe i myślałem, że miały
decydujący wpływ na Twoje zachowanie. Nie chciałem Cię do niczego zmuszać,
skoro pojawił się inny.
- Jaki inny?! Nigdy nie powiedziałam, że kocham Diamanda!
- To powiedz wprost, że chcesz żebym został. Powiedz to, Imada -
popatrzył jej głęboko w oczy.
- A po co ja bym tu jechała, kretynie. To chyba oczywiste! Nienawidzę Cię -
zapłakana, pociągnęła nosem.
Uśmiechnął się, słysząc dobrze znany
teks.
- Też Cię kocham - odparł czule, a potem złączył ich usta w pocałunku na który
oboje długo czekali.
Zburzyli nim całą niepewność, która
dzieliła ich cały czas. Nareszcie mogli być tylko dla siebie.
- Mam jeden warunek - Takumi oderwał się od ukochanej. - Jesteś w stanie zacząć
od nowa? Zostawić wszystko, co było za nami?
Skinęła potwierdzająco głową, a on
szepnął jej coś do ucha.
- Oszalałeś! - zarumieniła się. - Przecież...
- Przez Ciebie oszalałem, ale dla mnie jest jasne. Odpowiedz, tak lub nie.
- Tak - zawstydzona spuściła wzrok.
- W takim razie szykuje się bardzo udany Sylwester - uradowany, przytulił długowłosą
mocniej, całując w czoło.
W końcu Fumiko zakasłała głośno, sprowadzając
ich na ziemię.
- Dzięki, Yoshida - blondyn podziękował.
- Przyzwyczaiłam się - machnęła ręką. - Przecież ona by się sama nie ogarnęła.
Czasem się zastanawiam, jak skończyła studia.
-Ej! - Chou fuknęła.
- Sama prawda, a Ty - zwróciła się do mężczyzny. - Wisisz mi za mechanika.
Pakuj ją do swojego auta, a do mojego niech się nie zbliża.
- Jak trzeba będzie, to kupię Ci nowe - zażartował, obejmując Imade w pasie.
Cała trójka opuściła teren lotniska
z nadzieją na lepsze jutro…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz