sobota, 12 września 2020

Rozdział XXXIV

 Decydujący rozdział, ale nie mogłam sobie odmówić fragmentu Usagi&Seiya. Bardzo się starałam, a teraz zostawiam Was z resztą ekipy w ten piękny sobotni ranek ;)


- Ty draniu! Jak mogłeś do tego dopuścić?! Obiecałeś, że nic się jej nie stanie! - rozhisteryzowana Fumiko siedziała na fotelu pasażera, podczas gdy Usui prowadził swoje czarne BMW.
    Jego palce coraz mocniej zaciskały się na skórzanej kierownicy, a szmaragdowe tęczówki pociemniały ze złości. Z każdą sekundą przyspieszał i sama zielonowłosa nie wiedziała, co ją bardziej przeraża. Porwanie jej przyjaciółki, czy jazda z rozwścieczonym Takumim.
    Tymczasem złotowłosy myślał tylko o jednym - dopaść swojego przyrodniego brata i zetrzeć go na proch. Jeśli w ten sposób zamierzał wyrównać z nim rachunki, to wybrał najgorszy z możliwych sposobów. Dodatkowo był wściekły na siebie, że za łatwo odpuścił i jednak nie pojechał za Chou do sądu. Chciał powoli odzyskać jej zaufanie, a ku jego rozpaczy sprawdził się najczarniejszy scenariusz. Gerald zaczął realizować swój plan chorej zemsty, więc już wszystkie chwyty były dozwolone.
- Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, w życiu bym Ci nie pomogła! - brązowooka  wykrzyczała ciągiem. - Włos miał jej z głowy nie spaść! Twój brat to szaleniec! Oddaj mi w tej chwili moją przyjaciółkę!!! - uderzyła go z całej siły w ramię.
    Syknął pod nosem, posyłając jej lodowate spojrzenie i z powrotem skupił uwagę na drodze.
    Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu z bezsilności. Jak do tego mogło dojść? Jeszcze niedawno cieszyła się, że może Chou zapomni o demonach przeszłości i wreszcie ułoży sobie życie. A teraz?
- Gdzie ona jest?! - znowu zaczęła krzyczeć, nerwowo gestykulując.
    Niechcący nacisnęła na włącznik radia, przez co z głośników zabrzmiała głośna, rockowa muzyka. Takumi błyskawicznie wyłączył odbiornik, chociaż z ledwością powstrzymywał się, by nie podnieść głosu na przyjaciółkę.
- W Kyoto - odparł, wzdychając ciężko.
- Co?! Jedziemy do Kyoto?!
- Nie my - zahamował gwałtownie tuż przy przy przystanku autobusowym. - Wysiadasz.
- Mowy nie ma! - Fumiko zaprotestowała, odruchowo łapiąc ręką za pas. - Nie zostawię jej samej.
- Yoshida, to nie zabawa. Mam jeszcze pilnować Ciebie?! Jeśli naprawdę chcesz pomóc, to zostaniesz na miejscu i za kilka godzin zawiadomisz policję - powiedział ozięble. - Twój facet wreszcie się przyda.
     Dziewczyna złapała za swój skórzany plecaczek, leżący na tylnym siedzeniu, a potem wysiadła  z impetem trzaskając drzwiami. Obrażonym wzrokiem patrzyła, jak auto jej przyjaciela oddala się za zakrętem. Spojrzała w górę, mając wrażenie, że nawet niebo tego dnia bardziej poszarzało

****

- Mamo, dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? Nawet się z nami nie pożegnałaś - Usagi rozmawiała przez telefon, siedząc na bujanym fotelu w sypialni.
   Jej zatroskana mina wyrażała cały ból związany z ostatnimi wydarzeniami. Odzyskała córkę, ale straciła matkę, a w tym całym zapętleniu jedynie Seiya zdawał się odzyskiwać  powoli spokój. Jakby było mu na rękę, iż teściowa sama zeszła im z drogi.
- To nie w porządku, święta za pasem. Musimy porozmawiać spokojnie - złotowłosa ciągnęła niemalże drżącym głosem.
-.....
- Ale mamo, wszystko da się naprawić. Przecież znasz Seiyę.
-....
- Rozumiem, ale nie wyjeżdżaj jeszcze. Proszę Cię, ja z nim porozmawiam - westchnęła, otulając się szczelniej wełnianym pledem w szaro-fioletową kratę. -
Do zobaczenia - rozłączyła się, odkładając na stolik nocny srebrnego iphona.
- Z kim moja piękna Odango chce rozmawiać? Czyżby ze mną? - Kou zjawił się niczym duch, co trochę przestraszyło jego żonę, ale zaraz potem zarumieniła się, ponieważ puścił do niej oczko.
    Schowała za ucho pasmo wystających włosów, dziwiąc się sama sobie, że nadal reaguje jak nastolatka na zaczepki męża.
    Podeszła do niego bezszelestnie, prawie na palcach, opierając głowę o tors.
- Seiyaaa - spojrzała mu prosto w oczy.
- Oho, robi się poważnie - zażartował, unosząc brwi do góry.
- Chodzi o mamę - powiedziała cicho, lecz dosłyszał.
- A już myślałem, że ten wylew czułości tak bezinteresownie - wsunął dłonie pod jej bluzkę. - No co tam wymyśliłaś? - musnął ustami szyję błękitnookiej, a potem oparł czoło na ramieniu, delektując się jej zapachem.
- Chciałabym, żeby mama spędziła z nami święta - wypowiedziała nieśmiało, mocniej wtulając się w bruneta. - Oczywiście tata razem z Shingo dojadą.
    Ten wyprostował się, lecz nie wypuścił Usy ze swoich ramion. Zamyślił się przez chwilę, a blondwłosa miała nadzieję, iż te granatowe oczy, które tak kocha zaraz spojrzą na nią z radością, bo niczego bardziej nie pragnęła.
- Nie potrafię Ci odmówić, chociaż mam do Twojej mamy żal - przyznał z ciężkim sercem. - Jednak wiem jakie to dla Ciebie ważne. Zgadzam się, nie chcę żebyś w święta była smutna.
- Jesteś cudowny! Kocham Cię! - uwiesiła mu się na szyi, całując po policzkach.
- Odango, bo ja nie wiem dokąd to zabrnie w takim tempie - zmrużył swoje ciemnoniebieskie oczy.
- A dokąd byś chciał? - uśmiechnęła się prowokująco.
- To ja Ci zaraz pokażę...

****

Kyoto
Dawna Rezydencja Rodziny Usui

    Unoszący się w powietrzu odór wilgoci coraz bardziej przeszkadzał siedzącej naprzeciw Taikiego Chou, a jej skrępowane dłonie prawie wbijały się w oparcie starego krzesła. Każdy, najmniejszy ruch sprawiał jej ból, bo Cedric tak mocno ścisnął sznur. Niestety brązowowłosy znajdował się w tej samej, beznadziejnej sytuacji, czego najbardziej nie mogła sobie darować. Dopiero co wyplątał się z jednych kłopotów, a ona wpakowała go w kolejne. Przez nią zostali wywiezieni na pustkowie do opuszczonej posiadłości, częściowo strawionej przez pożar, ale i upływający czas również wykonał swoją pracę odpowiednio. Nawet kiedy wjeżdżali przez skrzypiącą zardzewiałą bramę, to wyglądała jakby kazała im wynosić się z powrotem. Obumarła winorośl wplotła się popękane mury, a okiennice w których kiedyś były szyby, teraz straszyły pustkami w niczym nie ustępując zwisającej z dachu rudej, pokrytej mchem dachówce.
     Prawniczka jęknęła przeciągle, próbując wyswobodzić się, lecz z marnym skutkiem. Podczas gdy Kou obserwował jej poczynania z dziwnym spokojem.
- Kim są ci ludzie? – zapytał, przerywając bezsensowną szamotaninę, gdyż dziewczyna zamarła.
    Spodziewała się, iż w końcu to pytanie padnie, ale odpowiedź nie chciała przejść przez gardło. Mimo wszystko należały się mu wyjaśnienia.
- Ten mężczyzna… - przymknęła powieki, w myślach szukając odpowiednich słów. – To przyrodni brat mojego byłego narzeczonego. Wiem, jak to brzmi – pokręciła głową.
- Nie musisz się tłumaczyć – fioletowooki nie chciał sprawić jej przykrości.
- Przepraszam, ale powinieneś wiedzieć. Mój były narzeczony, to Usui Takumi – zagryzła dolną wargę w oczekiwaniu na jego reakcję.
- Były adwokat Saeko – powiedział jakby sam do siebie, głosem pozbawionym emocji. – Czy nie jest on przypadkiem, również Twoim tajemniczym przyjacielem? On Ci pomógł przy sprawie?
- Tak.
     Przełknął głośno ślinę i nastała nieprzyjemna cisza. Minuty wydłużały się w nieskończoność, a długowłosa słyszała bicie swojego serca, które zostały zagłuszone przez czyjeś kroki, aż nagle drzwi otworzyły się z impetem. Uśmiechnięty ironicznie Gerald od razu wbił w nią przesiąknięty nienawiścią wzrok. Dlatego od razu wykręciła głowę, bo na sam jego widok robiło się jej słabo, a doskonale wiedziała, iż będzie próbował ją poniżyć.
     Chwycił ją mocno za podbródek, zmuszając, aby na niego spojrzała. Duma oraz pogarda, które z taką siłą biły z jej fiołkowych tęczówek, doprowadzały go do większego szału.
- Aż tak nie odpowiada Ci towarzystwo? - zapytał z przekąsem. - Niedługo będzie tu mój drogi braciszek, może humor Ci się poprawi - zakpił.
- Daj mu w końcu spokój! - usiłowała wyswobodzić się, lecz ścisnął jej policzki.
- Nie zgrywaj bohaterki. Na Twoim miejscu martwiłbym się o siebie. Tym razem nikt Cię nie uratuje, a nie sądzę żebyś miała tyle żywotów, co kot - zasyczał jej prosto w twarz. - Zbieramy się! Zmieniamy miejsce na bardziej przestrzenne. Cedric! - rzucił władczo w stronę swojego kamerdynera.
     Ten od razu zrozumiał, iż ma zająć się Taikim, podczas gdy brunet rozciął sznur spleciony wokół nadgarstków Chou. Nagle Morris zorientował się, że muzyk już dawno wyswobodził się z więzów, ale było już za późno. Powalił go uderzeniem w głowę, po czym doskoczył do Geralda, wytrącając mu broń. Wymierzył mu cios prosto w twarz i niebieskooki osunął się po ścianie.
- Szybko! Już! - złapał dziewczynę za ramię, ciągnąc za sobą. - Lepiej by było, żebyś przyspieszyła - szarpnął za rękaw jej czarnej marynarki.
     Zbiegli w dół po popękanych, betonowych schodach. Na przedostatnim stopniu Ayane potknęła, jakimś cudem łapiąc równowagę. Ucierpiał tylko obcas jej lakierowanych pantofli, przez co spowolniła ucieczkę.
Wybiegli na zewnątrz i zorientowali się, że zaczął zapadać zmierzch. Długowłosą ścisnęło w gardle, kiedy znaleźli się przed zakratowaną furtką, spiętą łańcuchem.
- Dasz radę wspiąć się? - zapytał zdyszany szatyn.
- Chyba nie mam wyjścia - zerknęła do tyłu, słysząc z oddali echo kroków.
     Kou pierwszy postawił stopę na metalowym pręcie, a Imada ruszyła jego śladem. Pech chciał, że zawadziła nogawką spodni o wystający drut.
- Tylko nie to! - desperacko szarpała nogą na wszystkie strony.
- Zaczekaj, pomogę Ci! - fioletowooki chciał zawrócić.
- Nie! Chociaż Ty uciekaj!
- Zwariowałaś?! Nie zostawię Cię!
     W końcu noga dziewczyny osunęła się w dół, drut przebił materiał, raniąc jej łydkę. Jęknęła z bólu, a potem spadła na ziemię.
- Wiej, do cholery! - zdążyła krzyknąć do Taikiego, który nadal się wahał.
      Z daleka już widziała biegnącego Geralda oraz jego towarzysza. Usłyszała dźwięk wystrzału i złapała się za głowę, kuląc się do zimnego podłoża. Kula odbiła się od ceglastego muru, ale brązowowłosego już nie było.
    Walker złapał prawniczkę za ramiona, potrząsając jak szmacianą lalką.
- Co Ty sobie myślałaś, co? - zakleszczył palce wokół jej szyi. - Twój Romeo zajechał.
- Paniczu, a co z tym drugim? - Cedric przypomniał o wokaliście Three Lights.
- Najmniejszy problem. Zabrałem mu telefon, więc nie wezwie pomocy, a na tym pustkowiu psa z kulawą nogą nie spotka - skwitował. - Teraz czeka nas najlepsze. Nie każmy czekać mojemu bratu - zaśmiał się niczym obłąkany, a do oczu dziewczyny napłynęły łzy.
     Usui wszedł do pokoju, który zajmował niegdyś jako 6-letni chłopiec. Nigdy nie był szczególnie przywiązany do tego miejsca, ale teraz czuł wdzięczność do wujostwa, że przygarnęli go oraz wychowali. Z jednej strony wiedział, iż zrobili to poczucia obowiązku, lecz nigdy tego nie odczuł. Po pożarze musieli się przeprowadzić i dopiero teraz mógł zobaczyć z bliska, co zostało z domu, gdzie spędził dzieciństwo. Stwierdził w myślach, że góra lepiej zachowała się, niż parter.
- Mam nadzieję, że długo na nas nie czekasz - zadowolony Gerald wkroczył do środka, popychając przed siebie wymęczoną Chou.
      Usui zacisnął pieści, widząc w jakim stanie jest jego ukochana
- Twoja dama chciała zepsuć moją niespodziankę i musiałem przywrócić ją do porządku - wycedził cierpko.
- Skończ z tą błazenadą - zielonooki powiedział lodowatym tonem. - Chodzi Ci o mnie.
- Usui, nie dyskutuj z nim. On Ci nigdy nie da spokoju - fioletowooka zapiszczała.
- Nie odzywaj się nieproszona! - wymierzył jej siarczysty policzek, spychając w ręce Cedric'a.
- Wypuść ją! Mów, czego chcesz?! Oddam Ci te przeklętą firmę! - Takumi zrobił kilka kroków do przodów, ale jego brat przystawił broń do skroni Imady.
- Braciszku, mi już tylko zależy, żebyś poczuł się tak samo jak ja, kiedy straciłem najważniejszą osobę w moim życiu.
   Blondyn otworzył szeroko swoje szmaragdowe oczy, patrząc na tamtego z przerażeniem.
- Tu cuchnie benzyną - Chou wyszeptała.
- Bystra dziewczynka! - czarnowłosy ponownie  przyciągnął ją do siebie. - Za chwilę rozpoczniemy widowisko.
- Gerald, chcesz żebyśmy płacili za decyzje naszej matki?! Byłeś tylko dzieckiem! Czy ty tego nie rozumiesz?! - Usui rozpaczliwie chciał do niego dotrzeć. - Załatw to między nami, a ją wypuść. Cedric też nie musi brać w tym udziału.
- Owszem, byłem bardzo szczęśliwym dzieckiem, dopóki nie pojawił się Twój ojciec. Matka postawiła się wszystkim, żeby Cię urodzić. Gdyby nie Ty, to by żyła! Dlatego teraz przekonasz się, co to za uczucie. Ceddy, tron dla pani.
    Mężczyzna przysunął krzesło, które stało w kącie i posadził na nim wystraszoną dziewczynę. Chwycił za kanister z benzyną, rozlewając ją wokół.
- Koniec tego - złotowłosy ruszył w jego stronę, lecz Walker przeciął mu drogę, mierząc bronią prosto w jego twarz.
- Nie radzę, inaczej będziesz pierwszy - zagroził.
    W tym czasie Morris wyjął z kieszeni zapalniczkę.
- Usui!!! - Chou wybuchła płaczem. - On to naprawdę zrobi! - zaczęła odpychać się nogami, gdyż w kilka sekund otoczyły ją języki ognia.
     Nagle stało się coś, czego nie przewidzieli. Do pomieszczenia wbiegł Taiki, który tylko czekał na właściwy moment. Obezwładnił zaskoczonego Cedrica, wyprowadzając go na korytarz. Z kolei Gerald dał się zbić z tropu, słysząc podejrzane odgłosy. Jego młodszy brat wykorzystał okazję, próbując odebrać mu broń. Szarpali się, aż szala przewagi przechyliła się na stronę Usui'a. Powalił go wreszcie na podłogę i rzucił się na pomoc Ayane, która już dusiła się od dymu. Udało mu się zajść od strony, gdzie płomienie najmniej rozprzestrzeniły się. Uwolnił na wpół przytomną brązowowłosą, wynosząc ją na rękach. Odwrócił się i zobaczył, iż brunet próbuje się podnieść.
"Zasłużyłeś na inną karę, to byłoby zbyt proste" - pomyślał.
    Już miał po niego zawrócić, gdy nie wiadomo skąd pojawił się Diamand.
- Tak tego nie zostawię - białowłosy warknął, odpychając go.
Zwinnym ruchem wyłamał klamkę, a potem wskoczył w sam środek piekła, zatrzaskując za sobą drzwi.
Ledwo trzymająca się na nogach Chou zamrugała machinalnie powiekami i powoli doszło do niej, co się stało.
- Diamand? - zapytała prawie że niesłyszalnym głosem. - Yamato... Coś ty zrobił? Diamand! - upadła całym ciężarem na drzwi, tłukąc w nie pięściami. - Wyjdź stamtąd!!!
Takumi objął ją w pasie, odciągając na bok.
- Wynośmy się stąd - Taiki ponaglił ich, trzymając skrępowanego Cedrica.
- Oni się tam spalą! Usui, my nie możemy... - prawniczka popadła w amok, a brud na jej policzkach rozmazały łzy.
     Nie odezwał się do niej. Zamiast tego, uniósł do góry i podążając za szatynem, wydostali się na świeże powietrze. Noc przysłoniła ich sylwetki, a patrząc ostatni raz na ten przeklęty budynek, dosłyszała coraz głośniejsze wycie policyjnych syren. 

2 komentarze:

  1. Noo, nie chciałam komentować, zanim będę na bieżąco, ale nareszcie nadrobiłam :)

    Niesamowite, jak mnie to opowiadanie wciągnęło - jak żadne od dawna. A ten rozdział to już kino akcji pełna gębą, pościgi, walki, strzelaniny - no i koniec w takim momencie. Gdyby nie ta wstawka z Seiyą i Usagi na początku, dająca złapać oddech, to już chyba w ogóle byłoby za dużo emocji naraz ;)

    Literówka się trafiła na początku - "wyrównać z im" zamiast z "z nim".

    Czekam na następny rozdział, a w międzyczasie idę przeczytać "Gwiazdę", bo przez ostatnie rozdziały doszło do mnie, że mało z niej pamiętam.

    Ter

    OdpowiedzUsuń
  2. No patrz jak mi chłop sprawdzali jeszcze źle to zrobił. Dziękuję i już poprawiam6😘
    Oj, w "Gwieździe" to może być niestety więcej literówek. Cieszę się, że przyłączyłaś się na końcówce przygód BZP, ściskam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń