Kilka godzin później
Shona Kou zdjęła bez pośpiechu kurtkę,
znajdując się aktualnie w salonie apartamentu Seiyi oraz Usagi . Poczucie ulgi,
które wypełniło jej wnętrze, sprawiło, iż tryskała szczęściem i wyściskałaby
wszystkich. Księżyc świecił wysoko na niebie, dodając jej odwagi, a
jednocześnie sprawiając, że czuła się bezpiecznie. Nareszcie bez wątpliwości,
niedopowiedzeń, a przede wszystkim bez poczucia bycia obcą dla najważniejszych
osób w jej życiu. Sama myśl o rodzicach wprawiała ją w nieopisaną radość, tylko
jak miała teraz zakomunikować, że wróciła?
Na drobnej buzi dziewczynki
zakwitł rumieniec wstydu, gdyż wyobraziła sobie ich reakcję. Odeszła bez
pożegnania, nikomu nic nie powiedziała. Zupełnie jakby nie była im wdzięczna za
miłość, którą przelali na nią w nieograniczonych ilościach, a przecież tak nie
było. O takiej mamie jak złotowłosa mogła wcześniej tylko pomarzyć. Jej ciepły
uśmiech, delikatne dłonie, którymi układała codziennie włosy brunetki i słodki
zapach, że aż chciało się wtulić w jej ramiona. Natomiast Seiya zrekompensował
wszystkie lata, przez które wyczekiwała, iż może poczuć się ukochaną córką taty.
Rozejrzała się wokół
zdezorientowana, nadal nie wiedząc, co powinna zrobić dalej. Czy pójść do
pokoju rodziców, czy po prostu zaczekać?
Nagle rozbrzmiało echo drobnych,
lecz szybkich kroków.
- Onee-chan!!! - Ichiro zbiegł po schodach, robiąc przy tym hałas za co
najmniej gromadkę dzieci. - Wróciłaś! Nie zostawiaj nas więcej, proszę! -
uwiesił się siostrze na szyi.
- Shona?! - Usa powoli stawiała stopy na stopniach schodów, w końcu
przyspieszając. - dziecko, gdzie Ty się podziewałaś?! - ujęła twarz córki w
swoje dłonie, a jej błękitne oczy szkliły się od łez. - Nie zasłużyłaś na to,
co Cię spotkało, ale trzeba było przyjść do mnie lub do taty - przytuliła
12-latke z całej siły, gładząc ręką jej kruczoczarne włosy.
Ta znieruchomiała, gdyż przez ramię matki dostrzegła Seiyę, który wpatrywał się
w nią z dziwnym spokojem w oczach. Odsunęła się od blondwłosej, schylając
głowę.
- Gomenasai, Otou - san - powiedziała z pokorą, oczekując na karę.
Zamiast tego poczuła żelazny uścisk w pasie, a potem, że unosi się do góry.
- Tato, twoja noga! - pisnęła.
- A czy ja Cię dziecko trzymam nogami? Ostatni raz taki numer, bo następnego
mogę nie przeżyć.
Granatowooka przytaknęła, czerwona na twarzy jak piwonia.
- Ja tym razem nie narozrabiałem - Ichi wtrącił się.
- A mam Ci przypomnieć, dzięki komu tak zgrabnie się poruszam? - brunet posłał
synowi karcące spojrzenie.
- Przeprosiłem przecież - chłopiec wymamrotał cicho
Cała czwórka usiadła wygodnie na kanapie, ciesząc się upragnioną chwilą.
- Kochanie, wróciłaś sama? Co się z Tobą działo? - Tsukino zaczęła wypytywać
córkę.
- Byłam z Elzą - 12-latka odparła po krótkiej pauzie.
Chyba nie do końca wiedziała, co właściwe powinna powiedzieć ze swojej
magicznej przygody.
- A coś więcej? Elza nie wróciła z Tobą? - naciskała.
- Noooo... Ona już nie wróci, prosiła, żeby was pożegnać. Nie chcę, żebyście
byli na nią źli. Dzięki niej wiele zrozumiałam i pokazała mi coś tak pięknego,
że nigdy tego nie zapomnę
- Co takiego? - zaintrygowany 10-latek otworzył szeroko usta, podczas gdy Usagi
i Seiya popatrzyli na siebie zdumieni.
- Może kiedyś sam się przekonasz, to będzie moja tajemnica i rodziców - puściła
do młodszego brata oczko.
- Ej, ja też chcę mieć tajemnice!
- Nie martw się, z czasem będziesz mieć - przejechała dłonią po jego złotej
czuprynie.
- Shona, nie mogłabyś bardziej rozwinąć? - Kou czuł coraz większe obawy.
- Hmmm... Po prostu... Kocham was bardzo. Jesteście z innej planety i to jest
wspaniałe. Mam wyjątkowych rodziców.
Małżeństwo osłupiało.
- Czyli są takimi czarodziejami - Ichi dołożył od siebie.
- Tak... - muzyk odchrząknął. - Same gwiazdy w naszej rodzinie. Dobrze, że wy
potraficie sprowadzić człowieka na ziemię - popatrzył wymownie na żonę.
Potem wziął córkę na kolana, a
pozostałą dwójkę otoczył ramieniem. Zajęci sobą, nie usłyszeli cichych kroków
tuż przy drzwiach wyjściowych. Ikuko pociągnęła za rączkę czerwonej walizki, a kółka
wydały cichutki pisk. Zerknęła jeszcze na nich ostatnio raz, zamykając
ostrożnie drzwi...
****
Taiki wysiadł z taksówki przed
posesją należącą do Diamanda. Ubrany w czarny garnitur i szary płaszcz, w ręku
trzymał torebkę prezentową. Jeszcze nie zdążył nacisnąć na dzwonek, a
zdenerwowana Thea otworzyła drzwi.
- Co Ty tu robisz o tej porze? - zapytała, chowając pasmo bursztynowych loków
za ucho.
- Cóż za powitanie - uśmiechnął się pod nosem.
Zmierzył ją wzrokiem i pierwsze,
co przyszło mu na myśl, to iż pięknie wygląda w tak naturalnym wydaniu. Od razu
skarcił się za to, chociaż ta myśl nie chciała go opuścić. Dotarło do niego, że
w soczyście zielone oczy panny Aider mógłby wpatrywać się bez końca.
- Nie miałam na myśli nic złego - wpuściła go do środka. - Dziś rozprawa i nie
chcę, żeby cokolwiek Ci zaszkodziło.
- Wy nie możecie mi zaszkodzić w żaden sposób - odpowiedział z dużą pewnością
siebie.
Spuściła wzrok, przegryzając dolną
wargę.
- Otou - san! - Mizuki w porę pojawiła się przy nich, bo jej matka poczuła się
trochę niezręcznie. - A gdzie Emi? - zapytała, obchodząc ojca wokół w
poszukiwaniu siostry.
- Dziś została z Mai i Hiro - szatyn wyjaśnił.
- Szkoda, miałybyśmy co robić.
- Mam dla Ciebie prezent od niej - podał dziewczynce pakunek.
- Nuty na skrzypce! - brązowowłosa ucieszyła się, wyjmując ze środka zeszyt
wielkości A5.
- Na końcu jest płyta. Emi powiedziała, że pięknie grasz.
- Cały czas ćwiczę, ale podziękuj jej. Tato, czy mogę o coś zapytać?
- Oczywiście - Kou zdziwił się, a Thea wstrzymała oddech.
- Czy możemy spędzić razem święta?
Zielonooka z wrażenia wypuściła klucze, które przez cały czas ściskała, lecz
błyskawicznie się po nie schyliła.
- Mizuki-chan! Co to za pomysł? Później porozmawiamy, bo teraz Twój tata
śpieszy się - wpadła w słowotok, ale jeszcze większego szoku doznała, gdy
poczuła rękę Taikiego na swojej, ponieważ on również chciał podnieść jej
klucze.
Znieruchomiała, ale szybko cofnęła dłoń, wracając do poprzedniej pozycji.
- Dla mnie, to żaden problem - muzyk powiedział coś, czego raczej się nie
spodziewała.
- Przedyskutujemy to później - odparła stanowczo, a pod wpływem jej spojrzenia
zrozumiał, iż powinien już iść.
****
Chou
stała na sądowym korytarzu, a w jej głowie szalała burza. Chociaż gdyby mogła
to do czegoś porównać, to bardziej pasowałoby słowo sztorm. Jej myśli niczym
wzburzone fale pieniły się, rozbijając o piaszczysty brzeg. Dla niej cała linia
obrony rozsypała się jak drobne ziarenka piasku. Wszystko przestało mieć
znaczenie. Kousuke nie odezwał się, więc jego milczenie było jednoznaczne. Tak
bardzo zaangażowała się w tę sprawę, że przegrana byłaby dla niej szczególnie
bolesna. Czy zawiodła Taikiego? Z trudem zerkała na jego kamienną twarz, kiedy
stał u jej boku. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, jakie emocje musiały nim
targać.
Chciała położyć rękę na ramieniu
mężczyzny, lecz jej serce mocniej zabiło, gdyż zza rogu wyszła Saeko w
towarzystwie....byłego męża! Jak to możliwe?! Przeciągnęła go na swoją stronę?
Przecież obiecał, że nie będzie zeznawać na ich niekorzyść.
- Imada-san, Kou-san - Kousuke przywitał się, a jego była żona wyglądała na
spiętą. - Wybaczcie, że dopiero teraz, ale nie zdążyliśmy załatwić tego
szybciej. Mamy, to znaczy Saeko chce coś powiedzieć.
- Zgadza się... - niebieskowłosa z trudem dobierała słowa. - Rezygnuję z walki
o moją wnuczkę - wypuściła ciężko powietrze, przymykając powieki na sekundę. -
Taiki... Ja naprawdę chciałam dla Emi wszystkiego, co dobre...
Brązowowłosy osłupiał. Poczuł się
tak, jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody. Czy to była jakaś ukryta
pułapka? Z kolei jego prawniczka wcale nie wyglądała lepiej. W swojej krótkiej
karierze chyba nikt zafundował jej takiej huśtawki wrażeń.
- Proszę jeszcze raz powtórzyć - potrząsnęła głową. - To są jakieś żarty, czy o
co chodzi?
- Bynajmniej, dziewczyno - Mizuno obruszyła się.
- Spokojnie - Kou nie chciał, żeby szczęście znowu się od niego odwróciło. - Co
dalej?
- Mój prawnik wszystko wyjaśnia, jeśli chodzi Ci o formalności, a reszta zależy
od Ciebie.
- Ode mnie?
- Saeko nie chce, abyś rozdzielał ją z wnuczką. W zasadzie, to nas.
Chcielibyśmy być częścią jej życia - starszy mężczyzna wytłumaczył.
- Nigdy nie miałem takiego zamiaru, raczej zostałem postawiony pod murem.
Możecie ją widywać, jak tylko wcześniej dacie mi znać. Przede wszystkim, to ja
ją wychowuje i potrzebuję zaufania. Czy mogę wreszcie na to liczyć?
Lekarka ponownie ciężko westchnęła.
- Możesz...
Szatynowi spadł kamień z serca.
Nawet nie chciał się doszukiwać, czy całe to zajście nie ma drugiego dna.
- Umówmy się na weekend. Do tego czasu przygotuję Emi - zaproponował.
- W porządku - pan Mizuno zgodził się. - Dziękujemy Ci i do zobaczenia - podał
zięciowi rękę na pożegnanie.
Natomiast jego była małżonka
wycedziła przez zaciśnięte usta niewyraźne do widzenia. Mimo, iż sprawiała
wrażenie, że chętnie dopowiedziałaby coś "od serca".
Muzyk poluzował krawat, usiadł na
krześle i znowu wstał. Teraz, kiedy nerwy zaczęły z niego schodzić, czuł ból w
każdym mięśniu.
- Wszystko w porządku? - Imada poklepała go po plecach.
W odpowiedzi przytulił ją,
obracając wokół własnej osi.
- Przepraszam, jestem taki szczęśliwy. A to wszystko dzięki Tobie!
- Taiki - san, naprawdę...
- Już odpuść te uprzejmości. Mówmy sobie po imieniu, dobrze?
- W porządku, ale to nie jest moja zasługa. Kousuke dokonał cudu.
- Chętnie poznałbym Twojego przyjaciela, gdyby nie jego pomysł…
- On woli zostać anonimowy - szybko wyperswadowała mu ten pomysł.
- Mam tak dobry humor, że nie będę się spierać
- I całe szczęście. No cóż - wzięła do ręki swój płaszcz. - Na mnie czas w
takim razie.
- Odprowadzę Cię.
Wyszli przed budynek, rozmawiając
w najlepsze. Skierowali się w stronę parkingu, a Ayane już z daleka zauważyła
dwie postacie przy swoim samochodzie. Zaniepokoiło ją to od razu i zatrzymała
się. Zbladła, bo rozpoznała nieznajomych, ale krew w jej żyłach zaczęła
szybciej pulsować.
- Coś się stało? Znasz ich? - fiołkowooki również spoważniał.
- Rozejdźmy się tu - nerwowo rozglądała się wokół. - Córki na Ciebie czekają.
- To nie była odpowiedź na moje pytanie.
- Bardzo Cię proszę, nie przedłużajmy - jęknęła błagalnie, lecz dwaj mężczyźni,
najwidoczniej zniecierpliwieni czekaniem, ruszyli w ich stronę.
"O nie!" - krzyknęła w myślach, lecz ironicznie uśmiechnięty
Gerald wraz ze swoim wiernym kamerdynerem, zastawili im drogę.
- Pożegnaj się z Panem - brunet powiedział rozkazującym tonem. - Pójdziesz z
nami.
- Kim jesteś, żeby mówić do niej w ten sposób? - muzyk stanął w obronie Chou.
- Radzę się nie wtrącać. A Ty na co czekasz - Walker spiorunował dziewczynę
wzrokiem.
- Nigdzie z Wami nie pójdzie - Kou nie ustępował.
- Nie? - niebieskooki zadrwił. - W takim razie pójdziecie oboje. Cedric - na
jedno jego słowo, Morris wyciągnął zza pazuchy broń, mierząc prosto w
prawniczkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz