sobota, 11 lipca 2020

Rodział XXXII

Nie, nigdzie nie zniknęłam;) Pochłonęła mnie przeprowadzka, ale już jestem.
Co do rozdziału, obiecałam sobie, że nie będę w BZP ingerować magię itp, ale uznałam, że Shonie jako córce tej Usagi i tego Seiyi, to się po prostu należy :) Zapraszam.

- Usagi, tak bardzo Cię przepraszam.  Córeczko, żałuję tego wszystkiego – Ikuko rozpaczliwie próbowała pocieszyć załamaną Usę.
     Złotowłosa szlochała cicho, leżąc skulona z głową przytuloną do kolan matki. Odkąd zaginęła Shona, była w zupełnej rozsypce. W dodatku rozdarta między rodzicielką, którą dopadły wyrzuty sumienia, a szalejącym z bezsilności Seiyą. Teraz sama czuła się jak mała dziewczynka, która potrzebowała pomocy. Poza tym, nie miała siły przytakiwać każdemu po kolei, iż rozumie, bo tak naprawdę kiwała głową niczym automat, a nic nie rozumiała z chaotycznych wypowiedzi ludzi wokół niej. Co z tego, że chcieli się nią zaopiekować. Jedynym lekarstwem na otwartą ranę mogło być wyłącznie odnalezienie jej dziecka.
    W końcu granatowowłosa opuściła sypialnię małżeńską, jeszcze bardziej przybita emocjonalnie. Na jej barkach spoczywało nieszczęście domowników i nie miała nic na swoje usprawiedliwienie.
     Uniosła ociężale głowę, natrafiając na przeszywające złością spojrzenie Seiyi, który stał oparty o balustradę schodów z ukrytymi w kieszeniach rękoma. Kobietę zatrwożył ten widok, bo jeszcze nigdy nie biła od niego taka nienawiść.
- Ja… - zamotała się, gdyż nie wiedziała jak zacząć. – Usagi przysnęła nareszcie…
- Tak ma to teraz wyglądać? – zapytał ironicznie. – Codziennie będzie zasypiała zmęczona od płaczu?
- Nie to miałam na myśli…
- Ja już dobrze wiem, co mama miała na myśli – nie pozwolił wejść sobie w słowo.
- Seiya, to chyba nieodpowiedni moment. Sprawdzę, co u Chibi…
- Otóż jest to bardzo odpowiedni moment – brunet podszedł do teściowej, chociaż musiał w to włożyć trochę wysiłku.- Chcę, żeby mama wreszcie coś zrozumiała i nie będę tego drugi raz powtarzać. Dziecko, do którego mamie przed chwilą było śpieszno, nie jest nasze. Oczywiście z biologicznego punktu, a mimo to, nikt z nas nie daje jej tego odczuć. Chibiusa jest córką człowieka przez którego wycierpieliśmy najwięcej. Jak się głębiej zastanowić, to nie wiem, czy mogę nazwać Mamoru człowiekiem, bo sam się człowieczeństwa pozbawił. Jednak nigdy nawet nie pomyśleliśmy, że moglibyśmy zostawić małą w szpitalu. Natomiast Shona, która jest naszą córką, co jest niepodważalne, została potraktowana jak intruz! To moja krew! Moja i Usagi. Dlatego nie ma tu miejsca dla kogoś, kto tego nie zaakceptuje – zakończył bardziej zdenerwowany.
     Ikuko spuściła głowę.
- Masz rację – odpowiedziała smutnym, cichym głosem. – Za późno prawda do mnie dotarła. Jeżeli moja obecność stanie się dla was uciążliwa, wyjadę – odwróciła się, oddalając do pokoju dziecięcego.
     Kou uderzył pięścią w ścianę, gdyż oczekiwał innego rezultatu.
- Wow, brawo – Yaten nieoczekiwanie pojawił się za plecami brata. – Chyba po raz pierwszy od ślubu postawiłeś się kobiecie z tej rodziny – powiedział z przekąsem.
- Nie mam nastroju do żartów, gdybyś nie zauważył – granatowooki warknął, nieufnie zerkając na srebrnowłosego.
- Oj zauważyłem, usłyszałem. Szkoda, że nagrywanie płyty nie idzie Ci tak dobrze – niestety zielonooki dopiero się rozkręcał.
- Nie mam czasu na bzdury! – lider Three Lights poczerwieniał, nerwowo stukając końcem kuli o drewniany parkiet.
- Propozycja miotły w dieslu nadal aktualna.
- Yaten!
- Po co wrzeszczysz? – najmłodszy Kou przekręcił teatralnie głowę. – Mam naprawdę ważną, niecierpiącą zwłoki sprawę. Ja, Ty i Taiki musimy spotkać się w studio. Chodzi o Akane.
      Czarnowłosy uniósł pytająco brwi.
- Naprawdę próbujesz mnie dobić?! Sądzisz, że będę zajmował się jakąś małolatą?!
- Seiya, ja mówię poważnie…
- Dość! Przestać myśleć ciągle o sobie i szukać kłopotów na siłę. Wracaj do Minako i dzieci, tam się bardziej przydasz. Ja chcę zostać sam – wsparł się na kulach, ruszając w stronę gabinetu.
      Yaten zmarszczył czoło, odprowadzając wzrokiem brata, który zniknął w swojej „pustelni”.
- Myślę tylko o sobie, tak? – stwierdził gorzko. – Kiedy ostrzegałem was przed Hino, to szkoda, że rzeczywiście nie pomyślałem wyłącznie o sobie. Jak znowu będzie za późno, to nawet palcem nie kiwnę, a wy schowacie swoje wyimaginowane problemy w niby chleb i zrobicie niby kanapkę, jak was puszczą z torbami – odfuknął pod nosem i zbiegł po schodach.

****

       Szmaragdowe tęczówki blondwłosego mężczyzny skanowały całą okolicę, wypatrując przez okno tej jedynej. Mimo, iż z wysokości siódmego piętra miał niewielkie szanse na dostrzeżenie jej, to i tak łudził się, że przy odrobinie wysiłku może się udać. Pozostało mu jedynie czekać, gdyż po którejś z rzędu próbie dodzwonienia się, po prostu wyłączyła telefon. Ponownie zwyciężył upór, przez który nie wiedział jak się przebić. Zupełnie jakby błądził w gąszczu nieporozumień do których sam niechlubnie się przyczynił. Ile miał jeszcze czekać? Czy pięć lat, to było mało? Dla niego wieczność. Zwłaszcza, iż obce twarze otaczających go osób, nieustannie przybierały maski kolejnych kłamstw. Niestety, kiedy tyle czasu żyje się w kłamstwie, to powrót do normalności trwa znacznie dłużej.
      Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku, co dało mu wyraźną ulgę. Wybiegł do przedpokoju, chociaż nie mógł spodziewać się ciepłego powitania. Teraz zbierał żniwo zasiane przez przyrodniego brata, lecz nadal chciał walczyć, aż w końcu wyprzedzi go o krok.
- Mam nadzieję, że nie szperałeś mi w majtkach – rozzłoszczona Chou szybkim ruchem zdjęła płaszcz oraz buty, omijając go jak przeszkodę.
Milusio” – pomyślał niezniechęcony.
- A masz jakieś fajne, nowe? Z drugiej strony, ciekawa propozycja – droczył się z nią, bo zawsze dała się wtedy podejść.
- Usiłujesz doprowadzić mnie do szału?! – krzyknęła i gdyby to było możliwe, wytworzyłaby ochronny pancerz.
- Raczej ktoś zdążył to zrobić za mnie. No, chyba że szalejesz za mną, to już inna strona medalu.
- Chciałbyś – syknęła, wchodząc do sypialni, gdzie przy łóżku ustawione były walizki z jej rzeczami.
      Rozsunęła wszystkie energicznie, sprawdzając pobieżnie, co Fumiko spakowała.
       Odwróciła się gwałtownie, ponieważ nie sądziła, iż Usui zatrzymał się tuż za nią i uderzyła w jego tors. Złapał ją mocno w pasie, dociskając do siebie, aż poczuła elektryzujący dreszcze przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
- Zginęło coś?
- Nie… - zająknęła się, lekko zbita z tropu.
- Może pomóc Ci? – nachylił się tak, że ich czoła prawie stykały się ze sobą.
       Chou przymknęła powieki, oszołomiona sytuacją. Zdawała się być przygotowana na pocałunek.
- Nie tak prędko – złotowłosy przejechał kciukiem po jej miękkich wargach, a ona otworzyła oczy zdziwiona i jednocześnie zawiedziona. – Zaraz oskarżysz mnie o molestowanie. Ja z Tobą nie zaczynam – zaczął się śmiać. – Chyba, że jesteś głodna. Zapraszam na kolację.
- Straciłam apetyt! – odepchnęła go. – Idę się wykąpać, skoro większość moich rzeczy jest tu, bo wkręciłeś w to biedną Fumiko.
- O, mamy postęp. Yoshida awansowała z pozycji zdrajcy, na mało ogarniętą przyjaciółkę. Czyli ja też mogę liczyć na ułaskawienie – zadrwił.
- Raczej na karę śmierci – trzasnęła drzwiami, aż zadźwięczała sprężyna w klamce.
      Takumi westchnął, wycofując się do miejsca w którym zawsze czuł się dobrze, a mianowicie w kuchni. Uwielbiał gotować, a właściwie kiedyś sytuacja go tego zmusiła i tak odkrył nowe hobby, a gdy on i Ayane byli parą, śniadanie oraz kolację zawsze przygotowywali wspólnie.
      Imada wyszła z łazienki ubrana w luźną, białą koszulkę i krótkie, szare spodenki. Mokre włosy zebrała w kok, aby nie przyklejały się do brania, czego wręcz nie znosiła. 
      Sięgnęła po szklankę, nalewając sobie wody i skierowała spojrzenie na Usui’a, siedzącego przy stole zastawionym smakołykami. Jej fioletowe tęczówki wręcz iskrzyły, gdyż ewidentnie chciała coś powiedzieć, lecz duma nie pozwalała.
- Na co się gapisz?! – wybrała tradycyjną formę obrony dla siebie, czyli atak.
- Nie masz stanika – wzruszył ramionami.
- Nie Twój problem!
- Dla mnie akurat żaden. Sama mnie prowokujesz. Chyba zjem więcej z tego wszystkiego, skoro Ty nie chcesz – sięgnął po talerz z krewetkami, puszczając do niej oczko.
- Zrzucę parę kilo – mruknęła obrażona.
- A wiesz, że piersi wtedy będziesz mieć mniejsze?
- Perfidny zboczeniec!
- Typowe dla Ciebie. Jestem okropnym zboczeńcem, bo zwróciłem uwagę, że nie masz stanika. A to Ty kochanie najchętniej biegałabyś tu nago i jeszcze byś chciała, żebym udawał, że tego nie widzę. Albo lepiej. Wyobrażę sobie, że to tak naprawdę nie Ty, tylko jakaś mięciutka owieczka uciekająca przed strzyżeniem.
- Przestań! – zacisnęła dłonie, aż zbielały jej palce. – Mam dość! Co chcesz osiągnąć?!
- Sama nadałaś ton tej rozmowie. Chcesz pogadać poważnie? Ok – wstał i odsunął drugie krzesło. – Siadaj! – zmusił jasnowłosą, aby go posłuchała. – Tak lepiej?
- Nadal nie rozumiem – skuliła się.
- Nie chcesz zrozumieć. Po co ze mną walczysz? Czy nie dociera do Ciebie, że próbuję Cię chronić? – spojrzał na nią w taki sposób, aż ścisnęło ją w gardle.
- Nie potrzebuję ochrony! Nie mam już nic do stracenia, to Ty zrozum! Czy po tym wszystkim Gerald może mnie przestraszyć? Odebrał mi najważniejsze, nic więcej nie posiadam. Nawet jeśli mnie śledzi, to mam to w nosie. Jedyne, co mi dodatkowo zaprząta głowę, to myśl o żonie Diamadna. Jeżeli rzeczywiście zginęła przeze mnie, to wcale nie dziwi mnie jego zachowanie. Mam wobec niego ogromny dług.
- Jaki dług?! – Usui stracił panowanie nad sobą. – Skąd te brednie?! – złapał Chou za ramiona, potrząsając nią. – Jedynym winnym tego szaleństwa jest mój brat! Jeżeli Yamato chce, to dostanie go jak na tacy! Jeśli potrzebuje dowodów, że Cedric z Geraldem są zamieszani w ten wypadek, to wykopię mu je spod ziemi!
       Prawniczka przełknęła głośno ślinę, zdziwiona, iż jej były narzeczony potrafi wybuchnąć gniewem.
- Przepraszam – zielonooki opamiętał się.
- Usui … - Ayane odgarnęła wilgotne kosmyki włosów z czoła. – Po jutrze jest bardzo ważny dzień, rozprawa Taikiego Kou. Potrzebuję spokoju. Czy możemy do tego czasu nie wchodzić sobie w drogę? Obiecałeś, że nie będziesz mnie osaczać.
- Na wszelki wypadek pójdę z Tobą do sądu – zadeklarował radośnie.
- Nie ma mowy! Kou nie może Cię zobaczyć. Raczej nie kojarzysz mu się zbyt dobrze.
- Pan wrażliwy mnie nie zobaczy, słowo honoru – podniósł dwa palce do góry.
- To nie temat do żartów, uważaj – już chciała odejść, lecz zdążył pochwycić ją za nadgarstek.
         Wpatrywali się w siebie przez kilka sekund.
- Rozejm? – zapytał, przerywając błogą chwilę.
         Imada zagryzła dolną wargę, chcąc dobrać odpowiednio słowa. W końcu coś w niej pękło, bo uśmiechnęła się łagodnie.
- Rozejm…

****

  ELIZJON

       Otworzyła swoje ciemnogranatowe Oczy, nieświadoma tego gdzie się znajduje. Gdy uniosła się powoli, to nadal kręciło się jej w głowie. Wciąż nie mogła pojąć dziwnych słów Elzy, brzmiących jak ostrzeżenie. Tylko czego miała bać się u boku ukochanej niani? Nie rozumiała jedynie dziwnego uczucia, kiedy ich dłonie splotły się. Zupełnie jakby dusza na moment opuszczała ciało, jakby znalazła się w innym wymiarze.
      Rozejrzała się wokół, zaskoczona widokiem pomieszczenia w którym się znajduje. Ogromna komnata z mlecznobiałą, marmurową posadzką i sufit pnący się w nieskończoność, lśniący niczym kryształ. Aż w końcu łoże z baldachimem wyściełane błękitną pościelą, która w dotyku przypominała aksamit.
     Z daleka dostrzegła dwie postacie, stojące przy pozłacanych drzwiach i chyba kłócące się, ponieważ echo rozchodziło się po wnętrzu komnaty. Podeszła na palcach bliżej, przysłuchując się sprzeczce białowłosego młodzieńca z ognistowłosą kobietą.
- Źle zrobiłaś przyprowadzając tu Gwiazdę bez zgody jej rodziców. Odprowadź ją natychmiast! - wyraził swoją dezaprobatę.
- Chcę, żeby odzyskała spokój. Zasłużyła na to.
" Przecież ten głos należy do..." - Shona nie wierzyła w to co słyszy.
- Elzo, to Ty?
        Para odwróciła się gwałtownie, patrząc na 12-łatkę, jakby po raz pierwszy ją widzieli.
- Kochanie... To trochę skomplikowane, ale zaraz Ci wyjaśnię - Galaxia starała się uspokoić podopieczną.
- Skomplikowane? Ona nie może zostać tu nawet minuty dłużej! - Helios nieubłaganie trzymał się swoich zasad. - To nie jest jej świat! Przynajmniej nie teraz!
- Skąd wiesz?!
         Z powrotem zaczęli się kłócić, a córka Usagi wolała im nie przeszkadzać.
   Nagle usłyszała wołanie dobiegające z oddali. Na początku myślała, iż tylko jej się wydaje, bo tamci nawet nie drgnęli, lecz nawoływanie nasiliło się. Przez uchylone drzwi dostrzegła światło na ciemnym korytarzu, ale z pewnością nie było to zwykle oświetlenie.
       Ruszyła za tajemniczym głosem, który teraz zaczął przypominać śpiew. Im bardziej przyspieszała kroku, światło oddalało się, chociaż śpiew był wyraźniejszy. Wbiegła do sali, której ściany były po całej długości pokryte lustrami, a na samym końcu, gdzie wisiały sople kryształów, pośrodku mieniły się języki ognia.
- Świątynia? - zdziwiła się, ale bez namysłu podeszła do ołtarza.
     Dotknęła jednego z kryształów i poczuła rozrywający ból w klatce piersiowej, który szybko minął. Upadła na kolana, a na jej czole rozbłysła szafirowa gwiazda otoczona złotym półksiężycem. Ogień rozstąpił się, tworząc wokół niej okrąg. W jej oczach rozbłysnęły łzy, kiedy w płomieniach ujrzała twarze swoich rodziców, ich transformacje, swoje narodziny, porwanie, walkę z Sakamae. Pojawił się jeszcze Mamoru, ale ogień znikł i przed nią stał Helios z surową miną na twarzy oraz wzniesioną ku górze ręką.
- Shona! - Galaxia pomogła wstać brunetce, głaszcząc delikatnie po policzkach. - Nie chciałam, żebyś w ten sposób się dowiedziała. Czy teraz rozumiesz?
      Dziewczynka kiwnęła głową twierdząco, lecz białowłosy nie krył zawodu.
- To było niebezpieczne, nie byłaś gotowa. A co, gdyby... - ugryzł się w język w samą porę.
Nie chciał, aby córka Seiyi zobaczyła, że to on zabił Mamoru. Całe szczęście interweniował na czas.
- Gdyby co? - granatowooka odważyła się postawić kapłanowi. - Przecież to prawda o mnie!  Nie muszę już czuć się jak obca. Wiem, gdzie jest moje miejsce.
- Tego do końca nikt z nas nie wie, moja panno. Wyjdźcie stąd, już - rozkazał.
Czerwonowlosa objęła Shonę, wyprowadzając ze świątyni, a Helios zatrzymał wzrok na świętym ogniu, pogrążając się w zadumie... 

1 komentarz:

  1. Tak, magia tu bardzo pasowała :) czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń