Co do rozdziału, obiecałam sobie, że nie będę w BZP ingerować magię itp, ale uznałam, że Shonie jako córce tej Usagi i tego Seiyi, to się po prostu należy :) Zapraszam.
- Usagi, tak bardzo Cię przepraszam. Córeczko, żałuję tego wszystkiego – Ikuko rozpaczliwie
próbowała pocieszyć załamaną Usę.
Złotowłosa szlochała cicho, leżąc skulona z
głową przytuloną do kolan matki. Odkąd zaginęła Shona, była w zupełnej
rozsypce. W dodatku rozdarta między rodzicielką, którą dopadły wyrzuty
sumienia, a szalejącym z bezsilności Seiyą. Teraz sama czuła się jak mała
dziewczynka, która potrzebowała pomocy. Poza tym, nie miała siły przytakiwać
każdemu po kolei, iż rozumie, bo tak naprawdę kiwała głową niczym automat, a
nic nie rozumiała z chaotycznych wypowiedzi ludzi wokół niej. Co z tego, że
chcieli się nią zaopiekować. Jedynym lekarstwem na otwartą ranę mogło być wyłącznie
odnalezienie jej dziecka.
W końcu granatowowłosa opuściła
sypialnię małżeńską, jeszcze bardziej przybita emocjonalnie. Na jej barkach
spoczywało nieszczęście domowników i nie miała nic na swoje usprawiedliwienie.
Uniosła ociężale głowę, natrafiając
na przeszywające złością spojrzenie Seiyi, który stał oparty o balustradę
schodów z ukrytymi w kieszeniach rękoma. Kobietę zatrwożył ten widok, bo
jeszcze nigdy nie biła od niego taka nienawiść.
- Ja… - zamotała się, gdyż nie wiedziała jak zacząć. – Usagi przysnęła
nareszcie…
- Tak ma to teraz wyglądać? – zapytał ironicznie. – Codziennie będzie zasypiała
zmęczona od płaczu?
- Nie to miałam na myśli…
- Ja już dobrze wiem, co mama miała na myśli – nie pozwolił wejść sobie w
słowo.
- Seiya, to chyba nieodpowiedni moment. Sprawdzę, co u Chibi…
- Otóż jest to bardzo odpowiedni moment – brunet podszedł do teściowej, chociaż
musiał w to włożyć trochę wysiłku.- Chcę, żeby mama wreszcie coś zrozumiała i
nie będę tego drugi raz powtarzać. Dziecko, do którego mamie przed chwilą było
śpieszno, nie jest nasze. Oczywiście z biologicznego punktu, a mimo to, nikt z
nas nie daje jej tego odczuć. Chibiusa jest córką człowieka przez którego
wycierpieliśmy najwięcej. Jak się głębiej zastanowić, to nie wiem, czy mogę
nazwać Mamoru człowiekiem, bo sam się człowieczeństwa pozbawił. Jednak nigdy
nawet nie pomyśleliśmy, że moglibyśmy zostawić małą w szpitalu. Natomiast
Shona, która jest naszą córką, co jest niepodważalne, została potraktowana jak
intruz! To moja krew! Moja i Usagi. Dlatego nie ma tu miejsca dla kogoś, kto
tego nie zaakceptuje – zakończył bardziej zdenerwowany.
Ikuko spuściła głowę.
- Masz rację – odpowiedziała smutnym, cichym głosem. – Za późno prawda do mnie
dotarła. Jeżeli moja obecność stanie się dla was uciążliwa, wyjadę – odwróciła się,
oddalając do pokoju dziecięcego.
Kou uderzył pięścią w ścianę, gdyż
oczekiwał innego rezultatu.
- Wow, brawo – Yaten nieoczekiwanie pojawił się za plecami brata. – Chyba po
raz pierwszy od ślubu postawiłeś się kobiecie z tej rodziny – powiedział z
przekąsem.
- Nie mam nastroju do żartów, gdybyś nie zauważył – granatowooki warknął,
nieufnie zerkając na srebrnowłosego.
- Oj zauważyłem, usłyszałem. Szkoda, że nagrywanie płyty nie idzie Ci tak
dobrze – niestety zielonooki dopiero się rozkręcał.
- Nie mam czasu na bzdury! – lider Three Lights poczerwieniał, nerwowo stukając
końcem kuli o drewniany parkiet.
- Propozycja miotły w dieslu nadal aktualna.
- Yaten!
- Po co wrzeszczysz? – najmłodszy Kou przekręcił teatralnie głowę. – Mam naprawdę
ważną, niecierpiącą zwłoki sprawę. Ja, Ty i Taiki musimy spotkać się w studio.
Chodzi o Akane.
Czarnowłosy uniósł pytająco brwi.
- Naprawdę próbujesz mnie dobić?! Sądzisz, że będę zajmował się jakąś
małolatą?!
- Seiya, ja mówię poważnie…
- Dość! Przestać myśleć ciągle o sobie i szukać kłopotów na siłę. Wracaj do
Minako i dzieci, tam się bardziej przydasz. Ja chcę zostać sam – wsparł się na
kulach, ruszając w stronę gabinetu.
Yaten zmarszczył czoło,
odprowadzając wzrokiem brata, który zniknął w swojej „pustelni”.
- Myślę tylko o sobie, tak? – stwierdził gorzko. – Kiedy ostrzegałem was przed
Hino, to szkoda, że rzeczywiście nie pomyślałem wyłącznie o sobie. Jak znowu
będzie za późno, to nawet palcem nie kiwnę, a wy schowacie swoje wyimaginowane problemy
w niby chleb i zrobicie niby kanapkę, jak was puszczą z torbami – odfuknął pod
nosem i zbiegł po schodach.
****
Szmaragdowe tęczówki blondwłosego mężczyzny skanowały całą okolicę,
wypatrując przez okno tej jedynej. Mimo, iż z wysokości siódmego piętra miał
niewielkie szanse na dostrzeżenie jej, to i tak łudził się, że przy odrobinie
wysiłku może się udać. Pozostało mu jedynie czekać, gdyż po którejś z rzędu
próbie dodzwonienia się, po prostu wyłączyła telefon. Ponownie zwyciężył upór,
przez który nie wiedział jak się przebić. Zupełnie jakby błądził w gąszczu
nieporozumień do których sam niechlubnie się przyczynił. Ile miał jeszcze
czekać? Czy pięć lat, to było mało? Dla niego wieczność. Zwłaszcza, iż obce
twarze otaczających go osób, nieustannie przybierały maski kolejnych kłamstw.
Niestety, kiedy tyle czasu żyje się w kłamstwie, to powrót do normalności trwa
znacznie dłużej.
Usłyszał dźwięk przekręcanego
klucza w zamku, co dało mu wyraźną ulgę. Wybiegł do przedpokoju, chociaż nie
mógł spodziewać się ciepłego powitania. Teraz zbierał żniwo zasiane przez
przyrodniego brata, lecz nadal chciał walczyć, aż w końcu wyprzedzi go o krok.
- Mam nadzieję, że nie szperałeś mi w majtkach – rozzłoszczona Chou szybkim
ruchem zdjęła płaszcz oraz buty, omijając go jak przeszkodę.
„ Milusio” – pomyślał niezniechęcony.
- A masz jakieś fajne, nowe? Z drugiej strony, ciekawa propozycja – droczył się
z nią, bo zawsze dała się wtedy podejść.
- Usiłujesz doprowadzić mnie do szału?! – krzyknęła i gdyby to było możliwe,
wytworzyłaby ochronny pancerz.
- Raczej ktoś zdążył to zrobić za mnie. No, chyba że szalejesz za mną, to już
inna strona medalu.
- Chciałbyś – syknęła, wchodząc do sypialni, gdzie przy łóżku ustawione były
walizki z jej rzeczami.
Rozsunęła wszystkie energicznie,
sprawdzając pobieżnie, co Fumiko spakowała.
Odwróciła się gwałtownie, ponieważ
nie sądziła, iż Usui zatrzymał się tuż za nią i uderzyła w jego tors. Złapał ją
mocno w pasie, dociskając do siebie, aż poczuła elektryzujący dreszcze
przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
- Zginęło coś?
- Nie… - zająknęła się, lekko zbita z tropu.
- Może pomóc Ci? – nachylił się tak, że ich czoła prawie stykały się ze sobą.
Chou przymknęła powieki,
oszołomiona sytuacją. Zdawała się być przygotowana na pocałunek.
- Nie tak prędko – złotowłosy przejechał kciukiem po jej miękkich wargach, a
ona otworzyła oczy zdziwiona i jednocześnie zawiedziona. – Zaraz oskarżysz mnie
o molestowanie. Ja z Tobą nie zaczynam – zaczął się śmiać. – Chyba, że jesteś
głodna. Zapraszam na kolację.
- Straciłam apetyt! – odepchnęła go. – Idę się wykąpać, skoro większość moich
rzeczy jest tu, bo wkręciłeś w to biedną Fumiko.
- O, mamy postęp. Yoshida awansowała z pozycji zdrajcy, na mało ogarniętą
przyjaciółkę. Czyli ja też mogę liczyć na ułaskawienie – zadrwił.
- Raczej na karę śmierci – trzasnęła drzwiami, aż zadźwięczała sprężyna w
klamce.
Takumi westchnął, wycofując się do
miejsca w którym zawsze czuł się dobrze, a mianowicie w kuchni. Uwielbiał
gotować, a właściwie kiedyś sytuacja go tego zmusiła i tak odkrył nowe hobby, a
gdy on i Ayane byli parą, śniadanie oraz kolację zawsze przygotowywali
wspólnie.
Imada wyszła z łazienki ubrana w luźną,
białą koszulkę i krótkie, szare spodenki. Mokre włosy zebrała w kok, aby nie
przyklejały się do brania, czego wręcz nie znosiła.
Sięgnęła po szklankę, nalewając
sobie wody i skierowała spojrzenie na Usui’a, siedzącego przy stole zastawionym
smakołykami. Jej fioletowe tęczówki wręcz iskrzyły, gdyż ewidentnie chciała coś
powiedzieć, lecz duma nie pozwalała.
- Na co się gapisz?! – wybrała tradycyjną formę obrony dla siebie, czyli atak.
- Nie masz stanika – wzruszył ramionami.
- Nie Twój problem!
- Dla mnie akurat żaden. Sama mnie prowokujesz. Chyba zjem więcej z tego
wszystkiego, skoro Ty nie chcesz – sięgnął po talerz z krewetkami, puszczając
do niej oczko.
- Zrzucę parę kilo – mruknęła obrażona.
- A wiesz, że piersi wtedy będziesz mieć mniejsze?
- Perfidny zboczeniec!
- Typowe dla Ciebie. Jestem okropnym zboczeńcem, bo zwróciłem uwagę, że nie
masz stanika. A to Ty kochanie najchętniej biegałabyś tu nago i jeszcze byś
chciała, żebym udawał, że tego nie widzę. Albo lepiej. Wyobrażę sobie, że to
tak naprawdę nie Ty, tylko jakaś mięciutka owieczka uciekająca przed
strzyżeniem.
- Przestań! – zacisnęła dłonie, aż zbielały jej palce. – Mam dość! Co chcesz
osiągnąć?!
- Sama nadałaś ton tej rozmowie. Chcesz pogadać poważnie? Ok – wstał i odsunął
drugie krzesło. – Siadaj! – zmusił jasnowłosą, aby go posłuchała. – Tak lepiej?
- Nadal nie rozumiem – skuliła się.
- Nie chcesz zrozumieć. Po co ze mną walczysz? Czy nie dociera do Ciebie, że
próbuję Cię chronić? – spojrzał na nią w taki sposób, aż ścisnęło ją w gardle.
- Nie potrzebuję ochrony! Nie mam już nic do stracenia, to Ty zrozum! Czy po
tym wszystkim Gerald może mnie przestraszyć? Odebrał mi najważniejsze, nic
więcej nie posiadam. Nawet jeśli mnie śledzi, to mam to w nosie. Jedyne, co mi
dodatkowo zaprząta głowę, to myśl o żonie Diamadna. Jeżeli rzeczywiście zginęła
przeze mnie, to wcale nie dziwi mnie jego zachowanie. Mam wobec niego ogromny
dług.
- Jaki dług?! – Usui stracił panowanie nad sobą. – Skąd te brednie?! – złapał Chou
za ramiona, potrząsając nią. – Jedynym winnym tego szaleństwa jest mój brat!
Jeżeli Yamato chce, to dostanie go jak na tacy! Jeśli potrzebuje dowodów, że
Cedric z Geraldem są zamieszani w ten wypadek, to wykopię mu je spod ziemi!
Prawniczka przełknęła głośno ślinę,
zdziwiona, iż jej były narzeczony potrafi wybuchnąć gniewem.
- Przepraszam – zielonooki opamiętał się.
- Usui … - Ayane odgarnęła wilgotne kosmyki włosów z czoła. – Po jutrze jest
bardzo ważny dzień, rozprawa Taikiego Kou. Potrzebuję spokoju. Czy możemy do
tego czasu nie wchodzić sobie w drogę? Obiecałeś, że nie będziesz mnie osaczać.
- Na wszelki wypadek pójdę z Tobą do sądu – zadeklarował radośnie.
- Nie ma mowy! Kou nie może Cię zobaczyć. Raczej nie kojarzysz mu się zbyt
dobrze.
- Pan wrażliwy mnie nie zobaczy, słowo honoru – podniósł dwa palce do góry.
- To nie temat do żartów, uważaj – już chciała odejść, lecz zdążył pochwycić ją
za nadgarstek.
Wpatrywali się w siebie przez
kilka sekund.
- Rozejm? – zapytał, przerywając błogą chwilę.
Imada zagryzła dolną wargę,
chcąc dobrać odpowiednio słowa. W końcu coś w niej pękło, bo uśmiechnęła się
łagodnie.
- Rozejm…
****
ELIZJON
Otworzyła swoje ciemnogranatowe Oczy,
nieświadoma tego gdzie się znajduje. Gdy uniosła się powoli, to nadal kręciło
się jej w głowie. Wciąż nie mogła pojąć dziwnych słów Elzy, brzmiących jak
ostrzeżenie. Tylko czego miała bać się u boku ukochanej niani? Nie rozumiała
jedynie dziwnego uczucia, kiedy ich dłonie splotły się. Zupełnie jakby dusza na
moment opuszczała ciało, jakby znalazła się w innym wymiarze.
Rozejrzała
się wokół, zaskoczona widokiem pomieszczenia w którym się znajduje. Ogromna
komnata z mlecznobiałą, marmurową posadzką i sufit pnący się w nieskończoność,
lśniący niczym kryształ. Aż w końcu łoże z baldachimem wyściełane błękitną
pościelą, która w dotyku przypominała aksamit.
Z daleka dostrzegła dwie postacie,
stojące przy pozłacanych drzwiach i chyba kłócące się, ponieważ echo
rozchodziło się po wnętrzu komnaty. Podeszła na palcach bliżej, przysłuchując
się sprzeczce białowłosego młodzieńca z ognistowłosą kobietą.
- Źle zrobiłaś przyprowadzając tu Gwiazdę bez zgody jej
rodziców. Odprowadź ją natychmiast! - wyraził swoją dezaprobatę.
- Chcę, żeby odzyskała spokój. Zasłużyła na to.
" Przecież ten
głos należy do..." - Shona nie wierzyła w to co słyszy.
- Elzo, to Ty?
Para
odwróciła się gwałtownie, patrząc na 12-łatkę, jakby po raz pierwszy ją widzieli.
- Kochanie... To trochę skomplikowane, ale zaraz Ci wyjaśnię
- Galaxia starała się uspokoić podopieczną.
- Skomplikowane? Ona nie może zostać tu nawet minuty dłużej!
- Helios nieubłaganie trzymał się swoich zasad. - To nie jest jej świat!
Przynajmniej nie teraz!
- Skąd wiesz?!
Z
powrotem zaczęli się kłócić, a córka Usagi wolała im nie przeszkadzać.
Nagle usłyszała wołanie dobiegające z oddali. Na
początku myślała, iż tylko jej się wydaje, bo tamci nawet nie drgnęli, lecz
nawoływanie nasiliło się. Przez uchylone drzwi dostrzegła światło na ciemnym
korytarzu, ale z pewnością nie było to zwykle oświetlenie.
Ruszyła
za tajemniczym głosem, który teraz zaczął przypominać śpiew. Im bardziej
przyspieszała kroku, światło oddalało się, chociaż śpiew był wyraźniejszy.
Wbiegła do sali, której ściany były po całej długości pokryte lustrami, a na
samym końcu, gdzie wisiały sople kryształów, pośrodku mieniły się języki ognia.
- Świątynia? - zdziwiła się, ale bez namysłu podeszła do
ołtarza.
Dotknęła jednego z
kryształów i poczuła rozrywający ból w klatce piersiowej, który szybko minął.
Upadła na kolana, a na jej czole rozbłysła szafirowa gwiazda otoczona złotym
półksiężycem. Ogień rozstąpił się, tworząc wokół niej okrąg. W jej oczach
rozbłysnęły łzy, kiedy w płomieniach ujrzała twarze swoich rodziców, ich
transformacje, swoje narodziny, porwanie, walkę z Sakamae. Pojawił się jeszcze
Mamoru, ale ogień znikł i przed nią stał Helios z surową miną na twarzy oraz
wzniesioną ku górze ręką.
- Shona! - Galaxia pomogła wstać brunetce, głaszcząc
delikatnie po policzkach. - Nie chciałam, żebyś w ten sposób się dowiedziała.
Czy teraz rozumiesz?
Dziewczynka
kiwnęła głową twierdząco, lecz białowłosy nie krył zawodu.
- To było niebezpieczne, nie byłaś gotowa. A co, gdyby... -
ugryzł się w język w samą porę.
Nie chciał, aby córka Seiyi zobaczyła, że to on zabił Mamoru.
Całe szczęście interweniował na czas.
- Gdyby co? - granatowooka odważyła się postawić kapłanowi. -
Przecież to prawda o mnie! Nie muszę już czuć się jak obca. Wiem, gdzie
jest moje miejsce.
- Tego do końca nikt z nas nie wie, moja panno. Wyjdźcie
stąd, już - rozkazał.
Czerwonowlosa objęła Shonę, wyprowadzając ze świątyni, a
Helios zatrzymał wzrok na świętym ogniu, pogrążając się w zadumie...
Tak, magia tu bardzo pasowała :) czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuń