Po drugie, wreszcie uporałam się z przepisaniem. Długa przerwa, ale rozdział też nie jest krótki. Zapraszam ;)
Dziewczynka
o kruczoczarnych włosach spiętych w luźny kucyk na boku, jechała autobusem w
nieznanym kierunku. Kiedy tak patrzyła na obce twarze, powoli zaczynało do niej
docierać, że chyba popełniła błąd. Co teraz wszyscy jej bliscy musieli o niej
myśleć? Z drugiej strony, co pomyśleliby, gdyby w końcu okazało się, iż nie
należy do ich rodziny? Rodziny, którą przecież tak pokochała. A jeżeli Ikuko
potwierdziłaby na dniach swoją wersję? Wtedy na pewno nie dałaby radę spojrzeć
rodzicom w twarz.
Oparła głowę o szybę, a widok za
oknem przesuwał się coraz szybciej klatka po klatce, aż wreszcie kolorowe
bilbordy zlały się w całość. Jej granatowe tęczówki lśniły i odbijało się od
nich poszarzałe niebo. Zdezorientowana rozejrzała się po wnętrzu autobusu. W
godzinach popołudniowych na każdym przystanku ktoś wsiadał, więc środek szybko
się zapełnił. Wszyscy dokądś wracali, a ona? Tak naprawdę nie miała celu. Teraz
chciałaby mieć obok siebie Elzę.
Autobus zakończył trasę i Shona była
zmuszona wysiąść. Naciągnęła na głowę beżową, wełnianą czapkę i poprawiła torbę
na ramieniu. Okolica wydawała się dziwnie znajoma, a gdy spojrzała na
przeciwległą stronę, rozpoznała osiedla na którym jej niania wynajmowała
mieszkanie. Już wcześniej tu przyjeżdżała, dopóki Seiya nie odkrył jej
samowolnych eskapad.
Uśmiechnęła się pod nosem, bo
jakieś zrządzenie losu przyprowadziło ją akurat w to miejsce. Przysiadła na
ławce tuż obok wejścia do klatki schodowej i wsparła brodę na torbie, którą
mocno ścisnęła.
- Kiepska pogoda na takie wycieczki, nie uważasz? – ktoś zaszczebiotał nad jej
głową, aż podskoczyła do góry.
- Eee…Elza?! – przeraził ją widok panny Amiyake. – Co Ty tu robisz?!
- O, to chyba ja powinnam zapytać Ciebie, co tu robisz – blondynka dosiadła
się, biorąc dziewczynkę za rękę. – Czy masz pojęcie, co przeżywają Twoi
rodzice? Kochanie, oni odchodzą od zmysłów. Co Ci strzeliło do głowy?
- Ach Elzo… - brunetka posmutniała. – Ja nie mogę wrócić do domu. W sumie nawet
nie wiem, gdzie rzeczywiście jest mój dom.
- Co Ty mówisz, moja gwiazdo? Przecież kiedyś Ci powiedziałam, że nigdy Cię nie
okłamię. Wskazałam Ci prawdziwych rodziców, byłaś taka szczęśliwa. Co się
stało? Źle Cię potraktowali?
- Nie, nic z tych rzeczy! Rodzice są cudowni, a Ichi najlepszym bratem na
świecie. Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Małą Chibi też uwielbiam, tylko…-
wypuściła ciężko powietrze.
- Tylko co?
- Pani Tsukino nie akceptuje mnie. Boję się, że nadejdzie dzień, kiedy oni
wszyscy się ode mnie odwrócą. Nie chcę ich rozczarować. Nie chcę żyć w ciągłej
niepewności, ale nie wiem co robić dalej.
- Shona – blondwłosa uniosła jej podbródek do góry. – Proszę, żebyś mi zaufała.
Zabiorę Cię w pewne miejsce, gdzie wszystko zrozumiesz i rozwiejesz swoje
wątpliwości. Nie bój się tylko, bo mogę inaczej wyglądać, ale obiecuję, że nie
stanie Ci się żadna krzywda.
- Inaczej wyglądać? Nic nie rozumiem – 12-latka zmarszczyła brwi.
- Po prostu daj mi ręce i zamknij oczy.
Granatowooka spełniła prośbę
dziewczyny i poczuła jak przyjemne ciepło wypełnia jej ciało…
****
Berthier siedziała w wygodnej pozycji przy biurku i trzymając w ręku
puderniczkę z lusterkiem, malowała usta krwistoczerwoną szminką. Poprawiła
idealnie kontury, muskając zalotnymi wargami, z czego wydawała się być
szczególnie zadowolona. Przesunęła srebrną opaskę z perełkami, którą misternie
wpięła we włosy. Weekend spędziła na wyprzedażach, więc teraz musiała pochwalić
się swoimi zdobyczami.
Wyjęła z torebki perfumy i jednym
naciśnięciem rozpyliła delikatną mgiełkę zapachową, która otuliła jej długą
szyję. Po skończonych zabiegach obróciła się na fotelu uradowana, iż wygląda
jak milion dolarów. Gdyby jeszcze trafił się jakiś przystojny oraz bogaty
mężczyzna… Niestety napotkała jedynie na elektryzujący wzrok Chou.
- Jaki kraj, taka Heidi Klum – szybko sprowadziła ją na ziemię.
- Imada, interesujesz się modą? Nie widać – druga ogryzła się.
- Po Tobie też nie, tanie Armani. Nie mam czasu na głupoty. Spodziewam się
bardzo ważnych gości. Zrobiłam zakupy, a Ty ogarnij resztę. Przygotujesz kawę,
kiedy przyjdą.
- Nie – niebieskowłosa zadarła wysoko głowę.
- Słucham? – Imada niedowierzała, że tamta może się zbuntować.
- Ogłuchłaś? Nie jestem Twoją służącą.
- Służącą nie, ale tu pracujesz. Nikt nie płaci Ci za siedzenie, a po drugie,
to nie jest salon kosmetyczny! Ile razy mam to powtarzać?!
- Wiecie co…- Kunzite oparty o drzwi swojego gabinetu, od dłuższej chwili
przysłuchiwał się ich sprzeczce. – To jest nawet podniecające, jak tak
skaczecie sobie do oczu, ale jak Imada słusznie zauważyła, jesteśmy w pracy.
Może później drogie panie.
- Wiesz, gdzie ja Ci zaraz skoczę? Do gardła! Zrób z nią porządek –
fioletowooka naturalnie dała się ponieść emocjom.
- To ona ma problem. Może potrzebuje faceta. No, ale to nie moja wina, że żaden
jej nie chce.
- Ty…
- Imada, spokojnie. Berthier wszystko zrobi. Ty idź do siebie i poczekaj na
pana Kou. Nie wiem, przypudruj sobie nosek, pomaluj rzęsy. Cokolwiek –
białowłosy prawie wepchnął ją do drugiego pomieszczenia.
- Czy Ty widzisz, żebym malowała rzęsy?!
- No właśnie nie, a lepiej by Ci było, wiesz?
Ayane zacisnęła pięści i czuła,
jak para uchodzi jej uszami.
- Zobaczymy, co będziesz gdakał jak Kou zrezygnuje z naszej kancelarii –
wymamrotała posyłając mu mordercze spojrzenie.
- Powiedziałem, że będzie na tip top – zerknął z ukosa na Berthier, która
właśnie dobierała się do ciastek.
- Bo Ci pójdzie w biodra i ta kiecka z krokodyla pęknie w szwach – Chou nie
mogła odmówić sobie tej przyjemności, a jej koleżanka aż zakrztusiła się
okruchami.
Uśmiechnęła się przebiegle oraz
posłuchała jednej z rad Kunzite i zaszyła się u siebie. Rzeczywiście
potrzebowała chociaż pięciu minut w samotności. Bardzo chciała pomóc Taikiemu,
dlatego też zgodziła się skorzystać ze znajomości Usui’a . Doskonale wiedziała,
że gdyby mu na niej nie zależało, to nie dałby jej tak cennych namiarów. Tylko
w jaki sposób miała go teraz traktować, bo jemu się chyba wydawało, iż dostał
zielone światło.
„Wszystko się pogmatwało. Wcale nie jest mi lżej i zaczynam funkcjonować jak
robot” – załamała się.
Jej przemyślenia przerwało
stanowcze pukanie do drzwi, a gościem okazał się być najstarszy z braci Kou.
- Taiki-san, zapraszam – poderwała się na równe nogi, nerwowo poprawiając
czarną marynarkę. – Jeszcze nie jesteśmy w komplecie, ale może poproszę o kawę
dla nas.
- To może jak będziemy wszyscy – szatyn zajął miejsce na krześle po prawej
stronie biurka.
Ledwo zdążył usiąść, a w drzwiach
pojawiła się naburmuszona Berthier. Widocznie wściekła, że musi przyprowadzić
kolejnego interesanta, gdyż za jej plecami stał starszy, lecz postawny
mężczyzna.
- Nareszcie! Witam serdecznie – Chou ożywiła się na jego widok i podeszła
przywitać się. – Mizuno Kousuke-san – mrugnęła w kierunku Taikiego.
Ten zmierzył teścia uważnie, lecz
nie zdążył wyciągnąć ręki, ponieważ został wyprzedzony.
- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach – ojciec Ami uśmiechnął
się. – Kiedy ostatni raz córka do mnie dzwoniła, to bardzo chciała, żebym
wrócił do kraju. Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło.
Taiki nie wiedział, co
odpowiedzieć. Z jednej strony było mu żal tego człowieka. Mimo, iż nie był
jeszcze staruszkiem, to czas odcisnął na nim swoje piętno. Wyraźnie zarysowane
zmarszczki na czole i pod oczami, czy siwe włosy. Jednak sam wybrał takie
życie. Co zaszło między nim, a byłą żoną wiedzieli tylko oni, ale Ami bardzo
tęskniła za nim. Próbowała nawet podtrzymać kontakt.
- Rozumiem, że to, o co pana poproszę może być trudne – muzyk zaczął ostrożnie
dobierać słowa. – Niestety jestem zmuszony. Nie pozwolę, żeby Saeko odebrała mi
córkę. Ta kobieta oszalała, że w ogóle wpadła na taki pomysł. Czy w jakiś
sposób może mi pan pomóc w sądzie?
- Nie zrozumcie mnie źle – Kousuke odparł po chwili. – Nie przyjechałem po to,
żeby walczyć z Saeko, ani też zaszkodzić jej. Myślę, że możemy dogadać się ,tylko
musicie dać mi czas.
- No nie wiem. Mizuno-san już potrafiła zabrać bez zgody wnuczkę i nie chciała
jej oddać ojcu. Naprawdę pan uważa, że to zadziała? – Ayane wtrąciła się.
- Ona straciła jedyną córkę, która była jej oczkiem w głowie. Nie bronię jej,
bo robi źle, ale dajmy jej szansę. Sam się z nią spotkam.
- No dobrze. Sprawdzimy, co się uda wskórać. Tylko czasu, to my nie mamy za
wiele – Taiki przystał na propozycję, chociaż w jego głosie było słychać, iż ma
wątpliwości.
- Mam do Ciebie prośbę – mężczyzna ośmielił się. -Jeśli można?
- Czy mógłbym zobaczyć Emi?
- Jasne…Tylko muszę ją przygotować. Ona jest bardzo wrażliwa.
- To naturalne. W porządku, na mnie chyba już czas – Mizuno wstał, zapinając
guzik od marynarki. – Będę z wami w kontakcie. Jeżeli nie uda się poza salą
sądową, to wesprę was również oficjalnie – zapewnił na koniec. – Do zobaczenia
– wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- No i jak? – Imada zagadnęła brązowowłosego.
- Poczekamy na rezultat, ale dziękuję, że się pani stara. Ja też muszę iść.
Ostatnio w rodzinie mamy coraz większe zawirowania – stwierdził posępnie. – W
pilnych sprawach może pani do mnie dzwonić zawsze – pożegnał się.
Prawniczka podeszła do okna, a
w myślach analizowała przebieg spotkania. W jaki sposób teść jej klienta chciał
wpłynąć na nieprzejednaną lekarkę? Ona sama wyczerpała chyba wszystkie
możliwości….
Po kilku godzinach pracy nad
dokumentami, Ayane opuściła budynek kancelarii. Kiedy zniknęła za rogiem
kamienicy, to w tym samym momencie zatrzymała się czarna limuzyna, a w środku
siedział mężczyzna z którym wolałaby nie mieć nic wspólnego.
- Widać mój braciszek po matce odziedziczył słabość do biedoty – Gerald z obrzydzeniem
patrzył w stronę, gdzie przed chwilą udała się blondwłosa. – Chcę wiedzieć o
niej wszystko, rozumiesz?
- Tak, paniczu – Cedrick przytaknął posłusznie.
- Niech Usui nie myśli, że jest taki cwany. Lepiej niech nie sprawdza do czego
jestem zdolny. Inaczej skończę to, co zacząłem pięć lat temu.
****
Był już wieczór, a Seiya siedział w kuchni wpatrzony w jeden punkt. Cały
świat zawalił mu się tak nagle i chyba po raz pierwszy w życiu nie był w stanie
po prostu działać. Pomijając złamana nogę oraz poruszanie się o kulach, dopadło
go wrażenie, iż sparaliżowało jego myśli. A to chyba było najgorsze.
Naprzeciw niego siedział Yaten i
coraz bardziej miał dość tej bezczynności. Gdzieś z tyłu głowy zawsze zapalała
mu się lampka ostrzegawcza, a tym razem zapaliły się miliony i wszystkie migały
równocześnie.
- Seiya, czy Twój mózg może łaskawie do nas powrócić?! – krzyknął podirytowany.
- To Ty przestań drwić. Nie jesteś na scenie, więc przestań gwiazdorzyć –
brunet warknął.
- Próbuję Ci pomóc, a tak się odwdzięczasz? Człowieku, zaraz zaczniesz
przechodzić przez ściany.
Nagle ktoś odchrząknął i do
środka weszła Hotaru, a za nią Haruka.
- Usagi zasnęła wreszcie – Saturn odetchnęła z ulgą.
- Co zamierzasz zrobić? – Tenoh surowo zmierzyła lidera Three Lights.
- Czekam na Galaxię, zniknęła kilka godzin temu. Może jej się uda.
Uran prychnęła pogardliwie.
- Naprawdę liczysz na pomoc Galaxi? – skrzyżowała ręce na piersiach. – A mi się
wydawało, że zmądrzałeś i da się z Tobą dogadać.
- To samo myślałem o Tobie.
- Łudź się dalej, że Galaxia przyprowadzi Ci córkę całą i zdrową. Świetną
opiekunkę znaleźliście. Jakim cudem jeszcze żyjecie, bo to jest aż
nieprawdopodobne.
- Haruka… - Tomoe zawstydziła się za swoją towarzyszkę.
- Nie będę milczeć, kiedy Usagi cierpi. Same dołączymy do poszukiwań.
- Wielkie dzięki, ale nie potrzebuję Twojej pomocy! – granatowooki uniósł się
honorem.
Już sama obecność Haruki
doprowadzała go do szału, a ona w dodatku śmiała go pouczać.
- Nie pytałam Cię o zdanie.
- Chwileczkę, ale to dobry pomysł – srebrnowłosy o dziwo opowiedział się po
stronie outerek.
Sama Tenoh wyglądała na zaskoczoną.
- Chociaż jeden rozsądny – podsumowała. – Dziś już nic tu po nas. Idziemy
Hotaru.
Drzwi za nimi zaskrzypiały, a Seiya
od razu nakrzyczał na brata.
- Po cholerę się wtrącasz?! – z całej siły zdrową nogą kopnął krzesło, aż
runęło z hukiem na podłogę.
- Przynajmniej zrobią coś pożytecznego, a co? Mam Ci kupić miotłę w dieslu i
będziesz latać po Tokio? Pomyśl logicznie!
- Próbuję!
- Seiya – Luna i Artemis nieśmiało dali znać o swojej obecności. – My też
chcemy pomóc.
- Widzisz, koty mają po cztery łapy. To zawsze lepsze, niż Twoja złamana noga –
zielonooki wypalił prosto z mostu, a jego biedny brat uderzył czołem o blat
stolika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz