Od kilku godzin mrok zalał tokijskie niebo, a
gwiazdy migotały radośnie, co nie zwiastowało nadchodzących kłopotów. Na ulicy
wokół apartamentowca Usagi i Seyi zapanowała cisza, którą przerywał od czasu do
czasu przejeżdżający samochód. Żadna zbłąkana dusza nie kręciła się o tej
potrze na zewnątrz, gdyż nadciągający mróz rozgonił do domu nawet
najwytrwalszych entuzjastów nocnego życia.
W tym samym czasie złotowłosa
pani Kou usypiała małą Chibiusę, tuląc w swych ramionach i nucąc cichutko
ulubioną kołysankę dziewczynki. Siedziała w fotelu tuż przy łóżeczku, a nie
wielka lampka na nocnej szafce rzucała mleczną poświatę na część pomieszczenia.
Z kolei Seiya zamknął się w swoim gabinecie, Ichiro już spał wykończony po
treningu piłki nożnej, Elza tradycyjnie gdzieś zniknęła, Ikuko okupowała
wylicytowany przez siebie pokój. Przynajmniej tak wszystkim się wydawało.
Natomiast Shona przebrana w piżamę na boso szła ostrożnie, trzymając w ręku
tacę. Dźwięk brzękającego szkła odbijał się echem, kiedy wchodziła po schodach. Przemknęła
przez korytarz skręcając do gabinetu, gdzie drzwi na szczęście były uchylone.
- Otou-san, przyniosłam kolację – z ledwością postawiła tacę na biurku.
Mężczyzna od razu rozpromienił się na widok córki.
- Moja śliczna, nie trzeba było – pogłaskał ją po głowie.
- Chciałam pomóc mamie i powiedzieć Ci dobranoc – posłała mu uśmiech, który
zawsze zdobywał jego serce.
- Dziękuję CI bardzo. W takim razie kolorowych snów i poproszę buziaka –
wskazał na swój policzek, a potem pochylił się.
Niebieskooka dała mu całusa i zadowolona poszła do siebie. Trochę zawiodła się,
gdyż jej ulubiona niania wciąż nie wróciła, więc usiadła po turecku na łóżku i
wyjęła z szuflady szczotkę. Rozpuściła swoje długie kruczoczarne włosy i
powolnymi ruchami zaczęła je rozczesywać. Nie zauważyła, że Ikuko stoi i
przygląda się jej z ukrycia. Niby niewinnie obserwowała wnuczkę, ale to
spojrzenie było przeszywające.
„Moja córka jest taka naiwna” –
pomyślała
- Skarbie, nie śpisz? – postanowiła ujawnić się.
10-latka przestraszyła się, bo
nie spodziewała się wizyty babci. Zresztą, po ostatnich wydarzeniach nabrała do
niej dystansu.
- Jeszcze nie – odparła nieśmiało
- Dziewczynki w Twoim wieku uwielbiają warkocze – Kobieta zachichotała
sztucznie – Mogę?
- Mama zaraz przyjdzie, obiecała – brunetka przesunęła się dalej.
- Oj, nie będziemy jej kłopotać, no chodź.
- Naprawdę wolałabym, żeby to zrobiła mama.
- A mogę na chwilę pożyczyć Twoją szczotkę? – pani Tsukino zmieniła taktykę –
Zaraz oddam.
- Nie… - dziewczynka schowała swoją własność za plecy, rumieniąc się.
- Nie wygłupiaj się! – złapała ją za rękę, próbując wyszarpać przedmiot. – Daj
mi to! – przestała być miła.
Nieoczekiwanie ktoś silniejszy
wyrwał im szczotkę, a gdy spojrzała w górę, napotkała na pełen nienawiści wzrok
zięcia. Stał podpierając się jedną ręką na kuli, a z jego ciemnogranatowych
oczu szły iskry. Łatwo rozgryzł zamiary teściowej i nie zamierzał mieć litości.
- Shona, wyjdź na chwilkę – poprosił najstarszą latorośl.
- Se-chan… - kobieta próbowała udobruchać zięcia. – Ja naprawdę…
- Usagi! – Krzyknął donośnie, nie zważając na błagalny ton tamtej.
Blondynka, która akurat nakryła
różowowłosą kołderką, usłyszała wołanie męża, lecz pierwsze co się jej nie
spodobało to, iż zawołał ją po imieniu. Nigdy tak do niej nie mówił. Wyprostowała
się niczym struna, nasłuchując z niedowierzaniem. Czyżby był zły? Na pewno,
inaczej nazwałby ją tak jak zawsze. W końcu jest Odango.
Wołanie nasiliło się, dlatego też
Usa poderwała się i pobiegła do pokoju z którego dobiegało. Tym razem, ze względu
na nogę, Kou opierał się dodatkowo o ścianę, cały czas trzymając nieszczęsną
szczotkę do włosów. Potem skierowała wzrok na skuloną postać swojej matki, która siedziała na
krześle ze spuszczoną głową. Niczym dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
- Co się stało? – błękitnooka zapytała, lecz szybko tego pożałowała.
- Niech Ci mamusia powie, co chciała zrobić za naszymi plecami – muzyk odrzekł
gorzko.
- Nie chciałam nic złego, przepraszam…
- A ile razy ja mówiłem, że nie potrzebujemy przeprosin?! Chcieliśmy jedynie
spokoju, a mama co zrobiła?! Na własną rękę próbować sprawdzać, czy Shona jest
naszym dzieckiem! To chore! – wyładował całą swoją złość.
Biedna Usagi poczuła ogromny żal.
Dotarło do niej, że jeśli nie wyznaczy granicy Ikuko, to straci swoje dziecko,
a do tego nie mogła dopuścić.
- Mamo, jak mogłaś? – opadły jej ręce. – Zaufaliśmy Ci, wpuściliśmy do naszego
domu. Miałaś dbać o wnuki, a Ty… Ty próbujesz rozbić naszą rodzinę… -
rozpłakała się i usiadła na kolorowej macie na podłodze. – Po co to całe
udawanie. – Łzy leciały ciurkiem po jej policzkach.
Na widok zrozpaczonej żony, Seiyi
od razu przeszła złość. Pomimo problemów z nogą, próbował pomóc jej wstać.
- Najwyższa pora, aby mama wróciła do siebie – odparł ponuro. – Chodź Odango,
mała nas potrzebuje – wyprowadził ukochaną.
***
W
centrum miasta stojące obok siebie wieżowce zdawały się sięgać chmur, a wejście
jednego z nich przekroczyła Thesa. Zatrzymała się przed tablicą informacyjną,
aby sprawdzić czy trafiła pod właściwy adres i ruszyła w stronę wind. Wybrała
jedno z najwyższych pięter, obserwując przez oszklone ściany, jak tłum ludzi
oddala się od niej w ekspresowym tempie.
Znalazła się na idealnie
wysprzątanym korytarzu, gdyż zapach kwiatowego płynu jeszcze unosił się w
powietrzu, a na połyskujących płytkach można było dostrzec swoje odbicie.
Stanęła przed drzwiami kancelarii
prawniczej i nacisnęła na dzwonek. Kiedy nikt się nie odezwał, pociągnęła za klamkę
i weszła do środka. Było tak cicho, iż doznała szoku widząc siedzącą za
biurkiem starszą kobietę.
- Dzień dobry, ja do mecenasa Usui’a – wydusiła z siebie.
Sekretarka uniosła słuchawkę,
mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Jej siwe włosy zebrane w koczek na czubku
głowy, bluzka z koronkowym kołnierzykiem, małe oczy mrugające zza śmiesznych
okularów – nic nie pasowało do nowoczesnego wnętrza biura.
- Idzie tam dalej – seniorka pomachała ręką, jakby odganiała muchy.
Aider niepewnie weszła do
drugiego pomieszczenia i tu spotkało ją jeszcze większe zaskoczenie. Po tak
osobliwej asystentce nie spodziewała się zastać przystojnego, dobrze ubranego ,
a przede wszystkim młodego mężczyzny. Już sam sposób w jaki się z nią
przywitał, onieśmielił ją. Dopiero gdy za drugim razem zadał pytanie
przypomniała sobie, że potrafi mówić.
- Nazywam się Thea Aider… - przełknęła ślinę. – Jestem kuzynką Diamanda Yamato…
Teraz blondyn uważniej zaczął się
jej przyglądać. Wyczuła, iż białowłosy nie jest tu mile widziany.
- Imada Ayane, zna ją pan na pewno…
- Po co właściwie pani przyszła? – zapytał wprost, wybawiając bursztynowłosą z kłopotu.
Wyjęła z torebki zdjęcie, które
zabrała z gabinetu i podała Usui’owi. Ten zlustrował je wzrokiem, a potem
oddał.
- Podobna do Ayane, kim jest ta kobieta? – nie zrobiło to na nim żadnego
wrażenia.
- Nie dał się pan zwieść – ucieszyła się. – To żona Diamanda, kilka lat temu
zginęła w wypadku samochodowym. Przez to, że Pana znajoma jest do niej łudząco
podobna, on… On ma obsesję. Uważa, że jego żona nie zginęła przypadkiem i chce odnaleźć
kierowcę, który spowodował wypadek. Proszę mi wierzyć, Diamand nie jest złym
człowiekiem. Nie mam pojęcia po co, ale szuka też pana. Dla dobra nas wszystkich, trzeba w jakiś sposób odseparować Ayane od niego. Może wtedy rozejdzie się po
kościach i on przestanie drążyć.
- Z jednym się zgodzę. Zdecydowanie wolałbym, żeby Ayene trzymała się od niego
z daleka. W dalsze Pani zapewnienia wolę nie wnikać. Mogę tylko obiecać, że
zrobię wszystko, aby tych dwoje nie widywało się.
Zielonooka pokręciła twierdząco
głową, a przez jej twarz przemknęła wyraźną ulga.
- Nie mam złych intencji, po prostu… Ta dziewczyna nie jest niczemu winna, a
mój kuzyn nie potrafi pogodzić się z utratą żony. Nikomu nie jest potrzebne rozdrapywanie
ran. No cóż… - westchnęła ciężko – Nie chcę, żeby to zabrzmiało niewłaściwie,
ale oby to było nasze ostatnie spotkanie – podała rękę na pożegnanie.
- Proszę mi jeszcze powiedzieć, kiedy dokładnie był ten wypadek – Takumi zatrzymała
ją, nie puszczając dłoni.
- Pięć lat temu.
Jego szmaragdowe tęczówki zalśniły złowrogo, a kiedy został sam, zamyślił się.
Wszystko zaczęło układać się w jedną całość, lecz krew gotowała się w nim na
myśl, iż jego przyrodni brat mógłby posunąć się aż tak daleko.
Uderzył pięścią w biurko, aż
rozsypały się długopisy z organizera. Chwycił za marynarkę wiszącą na oparciu
fotela i podbiegł do szafy, w której wisiały płaszcze.
- Chłopcze, co Ci się stało – starsza pani zmartwiła się jego zmianą nastroju.
- Muszę złożyć komuś wizytę. Naoko-san, zajmij się biurem.
- Naturalnie, ale czy nie jesteś zbyt zdenerwowany, żeby prowadzić samochód?
- Jest w porządku, nie martw się.
- Zrobisz jak uważasz, ale migasz się mój drogi. Kiedy wreszcie przedstawisz mi
swoją wybrankę?
- Niedługo – rozpogodził się na myśl o Chou.
- Ładna chociaż?
- I to bardzo.
- A wygadana?
- Oj, jeszcze bardziej.
***
Yaten właśnie kończył jeść śniadanie
w samotności, kiedy zadzwonił do niego kierownik ochrony, która zajmowała się
jego domem. Chodziło o incydent z wybitym oknem, chociaż wtedy nic nie
znaleziono na monitoringu. Wszyscy uznali to za głupi żart i aż do tego ranka
sprawa była zapominania.
Srebrnowłosy wypił kilka łyków
soku pomarańczowego, a potem poszedł do salonu i włączył laptop. Zaczął
przeglądać ponownie nagrania, aż zatrzymał w interesującym go momencie i
powiększył obraz. Zakapturzona postać
wydawała się dziwnie znajoma, a gdy dostrzegł pewne charakterystyczne szczegóły,
to miał ochotę krzyczeć.
- Nie wierzę! Ale po co?! – z wrażenia podniósł się z kanapy.
- Daliśmy się jej tak zwieść – przeczesał palcami swoje srebrne włosy. – Już ja
Ci pokaże! – w pośpiechu założył kurtkę i pobiegł do garażu …
Było późne popołudnie, kiedy
Akane wysiadła z autobusu, rozmawiając przez telefon. Rozmowa nie należała do
przyjemnych, ponieważ dziewczyna gestykulowała nerwowo.
- Staram się, ale oni naprawdę pilnują się!
- …
- Dobrze, będę skuteczniejsza – rozłączyła się i wykrzywiła usta w
nieprzyjemnym grymasie, patrząc na oddalone kilka metrów studio nagrań.
W końcu wbiegła zdyszana do
środka w pośpiechu rozpinając czerwoną kurtkę. Odwiesiła ją na wieszak, a gdy
się odwróciła, natrafiła na surowe spojrzenie Yatena. Mężczyzna siedział na
skórzanym fotelu, dumny jak zawsze, mrużąc swoje kocie oczy.
- Gdzie to się włóczymy? Ja nie toleruję spóźnień – powiedział oschłym tonem,
bawiąc się słuchawkami od telefonu.
- Yeten-san… Ja musiałam zostać dłużej na zajęciach… Matematyka! – wymyśliła na
poczekaniu.
- Matematyka, powiadasz – westchnął teatralnie, stojąc naprzeciw niej z dziwnym
uśmieszkiem na twarzy. – Tobie to chyba nic nie pomoże. A tak w ogóle, fajny
szalik – wskazał na pasiasty materiał, wystający z rękawa kurtki.
Akurat na widoku był koniec z
naszywką charakterystycznego logo The Rolling Stones.
- A, chodzi o te usta? Mój ukochany zespół – rozmarzyła się.
- A, chodzi o te usta? Mój ukochany zespół – rozmarzyła się.
- O to też bym Cię nie podejrzewał – powiedział z przekąsem. – No dobrze
gwiazdo – skrzyżował ręce. – Mikrofon na Ciebie czeka.
- Chwilkę, tylko skorzystam z łazienki.
Srebrnowłosy został sam i dał
upust swojej złości. Wyciągnął szalik należący do zielonowłosej, zwinął w
kłębek oraz cisnął z całej siły o podłogę.
- Oszustka! – wychrypiał.
***
- Tak dbasz o moje interesy?! Tylko trwonisz
pieniądze! – Diamand potrząsnął Rubeusem jak szmacianą lalką, a potem popchnął
go na ścianę.
Od dawna nikt nie wyprowadził go
z równowagi, ale nagłe wejście sekretarki przerwało awanturę. Szepnęła mu coś
na ucho i momentalnie przestał myśleć o przekrętach rudowłosego.
- Wynocha – rozkazał, nawet na niego nie patrząc.
Białowłosy poprawiał koszulę,
wypił jednym haustem szklankę wody i zasiadł za stołem na którym miał rozłożoną
planszę z szachami. Następnie usłyszał ciche pukanie do drzwi.
- Usui Takumi – uśmiechnął się ironicznie. – Wiele słyszałem. Prawdziwy angielski
gentelman zawitał w moje skromne progi.
Prawnik zerknął na zdjęcie stojące
na blacie.
- Piękna – wziął fotografię do ręki, odwracając w kierunku fioletowookiego. –
Na pewno nie ze względu na nią uczepiłeś się Ayane Imady. Z pewnością to zwykły przypadek, że gdzie jest ona, tam
pojawiasz się Ty. Zapewne zbieg okoliczności sprawił, że trafiłeś do kancelarii
w której pracuje i tak po prostu zażądałeś, żeby zajęła się Twoimi sprawami.
Yamato bacznie obserwował, jak
blondyn odkłada zdjęcie na miejsce.
- Domyślam się czego od niej chcesz – kontynuował swoją wypowiedź, wyraźnie akcentując
każde słowo. – Nie robisz tego z miłości, bo nie jestem idiotą. Nie pozwolę
zrobić z niej przynętę. Jeśli coś stanie się Ayane, to zapłacisz mi za to i nie
zachowam się jak angielski gentelman, którym de facto nigdy nie byłem.
- Usui-san – Diamand starał się zachować zimną krew – nie wiem skąd te
insynuacje, ale zapewniam, że Imada tylko dla mnie pracuje i…
- Pracowała – zielonooki nie pozwolił mu skończyć. – Ja niczego nie insynuuję. Na
razie, grzecznie informuję. Lepiej, żebyśmy sobie nie wchodzili w drogę –
zrobił krok do przodu. – Gra pan? – wziął do ręki akurat figurę hetmana.
- Nie – Yamato nerwowo stukał palcami prawej ręki o kolano.
- Szkoda, bo jestem w tym całkiem dobry – złotowłosy postawił przed nim wybraną
figurę. – Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy – wyszedł bez pożegnania.
Kuzyn Thei zadrżał ze złości, a
potem jednym ruchem dłoni strącił szachownicę na podłogę.
Hej. Przeczytałam całe opowiadanie i jest super. Bardzo dużo tu sie dzieje, a ile postaci... łatwo sie pogubić ale jak się czyta w ciszy i spokoju to da się radę. Jestem ciekawa co Diamand tam kombinuje. S woją drogą bardzo go też lubię. Te jego intrygi. Aż wyobraźnia działa. Może napiszesz osobne opowiadanie o nim i o Usie? Wiem, że najbardziej lubisz paringi S&U i M&Y. Ja też, ale może jakiś wyjąteczek będzie? Serdecznie pozdrawiam i czekam na kolejny rodział.
OdpowiedzUsuńDziękuję i bardzo się cieszę 😊 Trudno mi coś powiedzieć, bo rzeczywiście jak czegoś nie czuję, to nie piszę. Narazie skupiam się na tym opowiadaniu, bo jednak powrót po 5 latach nie jest łatwy. Na pewno jeszcze z tydzień trzeba będzie poczekać na rozdział, bo piszę głównie po pracy i jak moje dziecko mi pozwoli 😉
Usuń