niedziela, 15 marca 2020

Rozdział XXVIII

Jakoś się udało ;)

Od kilku godzin mrok zalał tokijskie niebo, a gwiazdy migotały radośnie, co nie zwiastowało nadchodzących kłopotów. Na ulicy wokół apartamentowca Usagi i Seyi zapanowała cisza, którą przerywał od czasu do czasu przejeżdżający samochód. Żadna zbłąkana dusza nie kręciła się o tej potrze na zewnątrz, gdyż nadciągający mróz rozgonił do domu nawet najwytrwalszych entuzjastów nocnego życia.
         W tym samym czasie złotowłosa pani Kou usypiała małą Chibiusę, tuląc w swych ramionach i nucąc cichutko ulubioną kołysankę dziewczynki. Siedziała w fotelu tuż przy łóżeczku, a nie wielka lampka na nocnej szafce rzucała mleczną poświatę na część pomieszczenia. Z kolei Seiya zamknął się w swoim gabinecie, Ichiro już spał wykończony po treningu piłki nożnej, Elza tradycyjnie gdzieś zniknęła, Ikuko okupowała wylicytowany przez siebie pokój. Przynajmniej tak wszystkim się wydawało. Natomiast Shona przebrana w piżamę na boso szła ostrożnie, trzymając w ręku tacę. Dźwięk brzękającego szkła odbijał się echem, kiedy wchodziła po schodach. Przemknęła przez korytarz skręcając do gabinetu, gdzie drzwi na szczęście były uchylone.
- Otou-san, przyniosłam kolację – z ledwością postawiła tacę na biurku.
Mężczyzna od razu rozpromienił się na widok córki.
- Moja śliczna, nie trzeba było – pogłaskał ją po głowie.
- Chciałam pomóc mamie i powiedzieć Ci dobranoc – posłała mu uśmiech, który zawsze zdobywał jego serce.
- Dziękuję CI bardzo. W takim razie kolorowych snów i poproszę buziaka – wskazał na swój policzek, a potem pochylił się.
Niebieskooka dała mu całusa i zadowolona poszła do siebie. Trochę zawiodła się, gdyż jej ulubiona niania wciąż nie wróciła, więc usiadła po turecku na łóżku i wyjęła z szuflady szczotkę. Rozpuściła swoje długie kruczoczarne włosy i powolnymi ruchami zaczęła je rozczesywać. Nie zauważyła, że Ikuko stoi i przygląda się jej z ukrycia. Niby niewinnie obserwowała wnuczkę, ale to spojrzenie było przeszywające.
         „Moja córka jest taka naiwna” – pomyślała
- Skarbie, nie śpisz? – postanowiła ujawnić się.
         10-latka przestraszyła się, bo nie spodziewała się wizyty babci. Zresztą, po ostatnich wydarzeniach nabrała do niej dystansu.
- Jeszcze nie – odparła nieśmiało
- Dziewczynki w Twoim wieku uwielbiają warkocze – Kobieta zachichotała sztucznie – Mogę?
- Mama zaraz przyjdzie, obiecała – brunetka przesunęła się dalej.
- Oj, nie będziemy jej kłopotać, no chodź.
- Naprawdę wolałabym, żeby to zrobiła mama.
- A mogę na chwilę pożyczyć Twoją szczotkę? – pani Tsukino zmieniła taktykę – Zaraz oddam.
- Nie… - dziewczynka schowała swoją własność za plecy, rumieniąc się.
- Nie wygłupiaj się! – złapała ją za rękę, próbując wyszarpać przedmiot. – Daj mi to! – przestała być miła.
         Nieoczekiwanie ktoś silniejszy wyrwał im szczotkę, a gdy spojrzała w górę, napotkała na pełen nienawiści wzrok zięcia. Stał podpierając się jedną ręką na kuli, a z jego ciemnogranatowych oczu szły iskry. Łatwo rozgryzł zamiary teściowej i nie zamierzał mieć litości.
- Shona, wyjdź na chwilkę – poprosił najstarszą latorośl.
- Se-chan… - kobieta próbowała udobruchać zięcia. – Ja naprawdę…
- Usagi! – Krzyknął donośnie, nie zważając na błagalny ton tamtej.
         Blondynka, która akurat nakryła różowowłosą kołderką, usłyszała wołanie męża, lecz pierwsze co się jej nie spodobało to, iż zawołał ją po imieniu. Nigdy tak do niej nie mówił. Wyprostowała się niczym struna, nasłuchując z niedowierzaniem. Czyżby był zły? Na pewno, inaczej nazwałby ją tak jak zawsze. W końcu jest Odango.
         Wołanie nasiliło się, dlatego też Usa poderwała się i pobiegła do pokoju z którego dobiegało. Tym razem, ze względu na nogę, Kou opierał się dodatkowo o ścianę, cały czas trzymając nieszczęsną szczotkę do włosów. Potem skierowała wzrok na skuloną postać swojej matki, która siedziała na krześle ze spuszczoną głową. Niczym dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
- Co się stało? – błękitnooka zapytała, lecz szybko tego pożałowała.
- Niech Ci mamusia powie, co chciała zrobić za naszymi plecami – muzyk odrzekł gorzko.
- Nie chciałam nic złego, przepraszam…
- A ile razy ja mówiłem, że nie potrzebujemy przeprosin?! Chcieliśmy jedynie spokoju, a mama co zrobiła?! Na własną rękę próbować sprawdzać, czy Shona jest naszym dzieckiem! To chore! – wyładował całą swoją złość.
         Biedna Usagi poczuła ogromny żal. Dotarło do niej, że jeśli nie wyznaczy granicy Ikuko, to straci swoje dziecko, a do tego nie mogła dopuścić.
- Mamo, jak mogłaś? – opadły jej ręce. – Zaufaliśmy Ci, wpuściliśmy do naszego domu. Miałaś dbać o wnuki, a Ty… Ty próbujesz rozbić naszą rodzinę… - rozpłakała się i usiadła na kolorowej macie na podłodze. – Po co to całe udawanie. – Łzy leciały ciurkiem po jej policzkach.
         Na widok zrozpaczonej żony, Seiyi od razu przeszła złość. Pomimo problemów z nogą, próbował pomóc jej wstać.
- Najwyższa pora, aby mama wróciła do siebie – odparł ponuro. – Chodź Odango, mała nas potrzebuje – wyprowadził ukochaną.

***


         W centrum miasta stojące obok siebie wieżowce zdawały się sięgać chmur, a wejście jednego z nich przekroczyła Thesa. Zatrzymała się przed tablicą informacyjną, aby sprawdzić czy trafiła pod właściwy adres i ruszyła w stronę wind. Wybrała jedno z najwyższych pięter, obserwując przez oszklone ściany, jak tłum ludzi oddala się od niej w ekspresowym tempie.
         Znalazła się na idealnie wysprzątanym korytarzu, gdyż zapach kwiatowego płynu jeszcze unosił się w powietrzu, a na połyskujących płytkach można było dostrzec swoje odbicie.
         Stanęła przed drzwiami kancelarii prawniczej i nacisnęła na dzwonek. Kiedy nikt się nie odezwał, pociągnęła za klamkę i weszła do środka. Było tak cicho, iż doznała szoku widząc siedzącą za biurkiem starszą kobietę.
- Dzień dobry, ja do mecenasa Usui’a – wydusiła z siebie.
         Sekretarka uniosła słuchawkę, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Jej siwe włosy zebrane w koczek na czubku głowy, bluzka z koronkowym kołnierzykiem, małe oczy mrugające zza śmiesznych okularów – nic nie pasowało do nowoczesnego wnętrza biura.
- Idzie tam dalej – seniorka pomachała ręką, jakby odganiała muchy.
         Aider niepewnie weszła do drugiego pomieszczenia i tu spotkało ją jeszcze większe zaskoczenie. Po tak osobliwej asystentce nie spodziewała się zastać przystojnego, dobrze ubranego , a przede wszystkim młodego mężczyzny. Już sam sposób w jaki się z nią przywitał, onieśmielił ją. Dopiero gdy za drugim razem zadał pytanie przypomniała sobie, że potrafi mówić.
- Nazywam się Thea Aider… - przełknęła ślinę. – Jestem kuzynką Diamanda Yamato…
        Teraz blondyn uważniej zaczął się jej przyglądać. Wyczuła, iż białowłosy nie jest tu mile widziany.
- Imada Ayane, zna ją pan na pewno…
- Po co właściwie pani przyszła? – zapytał wprost, wybawiając bursztynowłosą z kłopotu.
        Wyjęła z torebki zdjęcie, które zabrała z gabinetu i podała Usui’owi. Ten zlustrował je wzrokiem, a potem oddał.
- Podobna do Ayane, kim jest ta kobieta? – nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
- Nie dał się pan zwieść – ucieszyła się. – To żona Diamanda, kilka lat temu zginęła w wypadku samochodowym. Przez to, że Pana znajoma jest do niej łudząco podobna, on… On ma obsesję. Uważa, że jego żona nie zginęła przypadkiem i chce odnaleźć kierowcę, który spowodował wypadek. Proszę mi wierzyć, Diamand nie jest złym człowiekiem. Nie mam pojęcia po co, ale szuka też pana. Dla dobra nas wszystkich, trzeba w jakiś sposób odseparować Ayane od niego. Może wtedy rozejdzie się po kościach i on przestanie drążyć.
- Z jednym się zgodzę. Zdecydowanie wolałbym, żeby Ayene trzymała się od niego z daleka. W dalsze Pani zapewnienia wolę nie wnikać. Mogę tylko obiecać, że zrobię wszystko, aby tych dwoje nie widywało się.
         Zielonooka pokręciła twierdząco głową, a przez jej twarz przemknęła wyraźną ulga.
- Nie mam złych intencji, po prostu… Ta dziewczyna nie jest niczemu winna, a mój kuzyn nie potrafi pogodzić się z utratą żony. Nikomu nie jest potrzebne rozdrapywanie ran. No cóż… - westchnęła ciężko – Nie chcę, żeby to zabrzmiało niewłaściwie, ale oby to było nasze ostatnie spotkanie – podała rękę na pożegnanie.
- Proszę mi jeszcze powiedzieć, kiedy dokładnie był ten wypadek – Takumi zatrzymała ją, nie puszczając dłoni.
- Pięć lat temu.
Jego szmaragdowe tęczówki zalśniły złowrogo, a kiedy został sam, zamyślił się. Wszystko zaczęło układać się w jedną całość, lecz krew gotowała się w nim na myśl, iż jego przyrodni brat mógłby posunąć się aż tak daleko.
         Uderzył pięścią w biurko, aż rozsypały się długopisy z organizera. Chwycił za marynarkę wiszącą na oparciu fotela i podbiegł do szafy, w której wisiały płaszcze.
- Chłopcze, co Ci się stało – starsza pani zmartwiła się jego zmianą nastroju.
- Muszę złożyć komuś wizytę. Naoko-san, zajmij się biurem.
- Naturalnie, ale czy nie jesteś zbyt zdenerwowany, żeby prowadzić samochód?
- Jest w porządku, nie martw się.
- Zrobisz jak uważasz, ale migasz się mój drogi. Kiedy wreszcie przedstawisz mi swoją wybrankę?
- Niedługo – rozpogodził się na myśl o Chou.
- Ładna chociaż?
- I to bardzo.
- A wygadana?
- Oj, jeszcze bardziej.

***


         Yaten właśnie kończył jeść śniadanie w samotności, kiedy zadzwonił do niego kierownik ochrony, która zajmowała się jego domem. Chodziło o incydent z wybitym oknem, chociaż wtedy nic nie znaleziono na monitoringu. Wszyscy uznali to za głupi żart i aż do tego ranka sprawa była zapominania.
         Srebrnowłosy wypił kilka łyków soku pomarańczowego, a potem poszedł do salonu i włączył laptop. Zaczął przeglądać ponownie nagrania, aż zatrzymał w interesującym go momencie i powiększył obraz.  Zakapturzona postać wydawała się dziwnie znajoma, a gdy dostrzegł pewne charakterystyczne szczegóły, to miał ochotę krzyczeć.
- Nie wierzę! Ale po co?! – z wrażenia podniósł się z kanapy.
- Daliśmy się jej tak zwieść – przeczesał palcami swoje srebrne włosy. – Już ja Ci pokaże! – w pośpiechu założył kurtkę i pobiegł do garażu …
         Było późne popołudnie, kiedy Akane wysiadła z autobusu, rozmawiając przez telefon. Rozmowa nie należała do przyjemnych, ponieważ dziewczyna gestykulowała nerwowo.
- Staram się, ale oni naprawdę pilnują się!
- …
- Dobrze, będę skuteczniejsza – rozłączyła się i wykrzywiła usta w nieprzyjemnym grymasie, patrząc na oddalone kilka metrów studio nagrań.
         W końcu wbiegła zdyszana do środka w pośpiechu rozpinając czerwoną kurtkę. Odwiesiła ją na wieszak, a gdy się odwróciła, natrafiła na surowe spojrzenie Yatena. Mężczyzna siedział na skórzanym fotelu, dumny jak zawsze, mrużąc swoje kocie oczy.
- Gdzie to się włóczymy? Ja nie toleruję spóźnień – powiedział oschłym tonem, bawiąc się słuchawkami od telefonu.
- Yeten-san… Ja musiałam zostać dłużej na zajęciach… Matematyka! – wymyśliła na poczekaniu.
- Matematyka, powiadasz – westchnął teatralnie, stojąc naprzeciw niej z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. – Tobie to chyba nic nie pomoże. A tak w ogóle, fajny szalik – wskazał na pasiasty materiał, wystający z rękawa kurtki.
         Akurat na widoku był koniec z naszywką charakterystycznego logo The Rolling Stones.
- A, chodzi o te usta? Mój ukochany zespół – rozmarzyła się.
- O to też bym Cię nie podejrzewał – powiedział z przekąsem. – No dobrze gwiazdo – skrzyżował ręce. – Mikrofon na Ciebie czeka.
- Chwilkę, tylko skorzystam z łazienki.
         Srebrnowłosy został sam i dał upust swojej złości. Wyciągnął szalik należący do zielonowłosej, zwinął w kłębek oraz cisnął z całej siły o podłogę.
- Oszustka! – wychrypiał.


***


- Tak dbasz o moje interesy?! Tylko trwonisz pieniądze! – Diamand potrząsnął Rubeusem jak szmacianą lalką, a potem popchnął go na ścianę.
         Od dawna nikt nie wyprowadził go z równowagi, ale nagłe wejście sekretarki przerwało awanturę. Szepnęła mu coś na ucho i momentalnie przestał myśleć o przekrętach rudowłosego.
- Wynocha – rozkazał, nawet na niego nie patrząc.
         Białowłosy poprawiał koszulę, wypił jednym haustem szklankę wody i zasiadł za stołem na którym miał rozłożoną planszę z szachami. Następnie usłyszał ciche pukanie do drzwi.
- Usui Takumi – uśmiechnął się ironicznie. – Wiele słyszałem. Prawdziwy angielski gentelman zawitał w moje skromne progi.
         Prawnik zerknął na zdjęcie stojące na blacie.
- Piękna – wziął fotografię do ręki, odwracając w kierunku fioletowookiego. – Na pewno nie ze względu na nią uczepiłeś się Ayane Imady. Z pewnością  to zwykły przypadek, że gdzie jest ona, tam pojawiasz się Ty. Zapewne zbieg okoliczności sprawił, że trafiłeś do kancelarii w której pracuje i tak po prostu zażądałeś, żeby zajęła się Twoimi sprawami.
         Yamato bacznie obserwował, jak blondyn odkłada zdjęcie na miejsce.
- Domyślam się czego od niej chcesz – kontynuował swoją wypowiedź, wyraźnie akcentując każde słowo. – Nie robisz tego z miłości, bo nie jestem idiotą. Nie pozwolę zrobić z niej przynętę. Jeśli coś stanie się Ayane, to zapłacisz mi za to i nie zachowam się jak angielski gentelman, którym de facto nigdy nie byłem.
- Usui-san – Diamand starał się zachować zimną krew – nie wiem skąd te insynuacje, ale zapewniam, że Imada tylko dla mnie pracuje i…
- Pracowała – zielonooki nie pozwolił mu skończyć. – Ja niczego nie insynuuję. Na razie, grzecznie informuję. Lepiej, żebyśmy sobie nie wchodzili w drogę – zrobił krok do przodu. – Gra pan? – wziął do ręki akurat figurę hetmana.
- Nie – Yamato nerwowo stukał palcami prawej ręki o kolano.
- Szkoda, bo jestem w tym całkiem dobry – złotowłosy postawił przed nim wybraną figurę. – Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy – wyszedł bez pożegnania.
         Kuzyn Thei zadrżał ze złości, a potem jednym ruchem dłoni strącił szachownicę na podłogę.

2 komentarze:

  1. Hej. Przeczytałam całe opowiadanie i jest super. Bardzo dużo tu sie dzieje, a ile postaci... łatwo sie pogubić ale jak się czyta w ciszy i spokoju to da się radę. Jestem ciekawa co Diamand tam kombinuje. S woją drogą bardzo go też lubię. Te jego intrygi. Aż wyobraźnia działa. Może napiszesz osobne opowiadanie o nim i o Usie? Wiem, że najbardziej lubisz paringi S&U i M&Y. Ja też, ale może jakiś wyjąteczek będzie? Serdecznie pozdrawiam i czekam na kolejny rodział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i bardzo się cieszę 😊 Trudno mi coś powiedzieć, bo rzeczywiście jak czegoś nie czuję, to nie piszę. Narazie skupiam się na tym opowiadaniu, bo jednak powrót po 5 latach nie jest łatwy. Na pewno jeszcze z tydzień trzeba będzie poczekać na rozdział, bo piszę głównie po pracy i jak moje dziecko mi pozwoli 😉

      Usuń