sobota, 18 stycznia 2020

Rozdział XXV

No i udało się kolejny rozdzialik :)

    Szarobure chmury kłębiły się na niebie i zwiastowały raczej nadchodący deszcz. Temperatura oscylowała w okolicach zera, więc powstałe wcześniej śnieżne kołdry topniały, zmieniając się w błotniste kałuże. Tego dnia nawet Emi Kou westchnęła smutnie, chociaż dotychczas nie bardzo interesowały ją warunki atmosferyczne za oknem. Dziewczynka była już przebrana w biały płaszczyk, a na głowie miała puchowe nauszniki w tym samym kolorze. Otrzepała granatowe rękawiczki, które ubrudziła dotykając parapetu okna wychodzącego na główny plac przed szkołą. Nie zdążyła wykręcić się, gdy ktoś znienacka przysłonił jej oczy.
- Zgadnij kto! – usłyszała radosny głos i w mig rozpoznała jego właścicielkę.
- Mizuki-chan – po raz pierwszy rozpogodziła się, widząc przyrodnią siostrę. – Co tu robisz? Nie skończyłaś wcześniej?
- Tak, ale tata zabiera nas do studia. Jejku, jeszcze nigdy nie byłam w prawdziwym studiu nagrań. Super! – 12-latka przeskakiwała z nogi na nogę, nie mogąc doczekać się wycieczki.
- Nic wielkiego – niebieskooka wzruszyła ramionami. – Tata spóźnia się.
- Spokojnie, zaraz na pewno będzie.
- Zobaczcie kogo my tu mamy – fioletowowłosa Miyuki chyba szukała odwetu za wcześniejszą potyczkę z Mai.
     Teraz wykorzystała okazję, iż Emi nie jest w towarzystwie wojowniczej kuzynki, a sama dobrała do siebie dwie koleżanki.
- Lepszej pary niż wy dwie nie ma w całej szkole. Jedna nie ma matki, a druga ojca – powiedziała z przekąsem.
- Co Ty masz za problem?! – zielonooka wysunęła się na przód, podczas gdy niebieskooka zaczęła drżeć, a jej policzki zalał rumieniec.
- Ja? To wy macie problem. Jej nie pomoże sławny tatuś, bo i tak nie ma przyjaciół. A Ty? Jesteś znajdą!
- To nieprawda!
- Akurat, znajda!
- Zamknij się! – 10-latka nie wytrzymała.-To moja siostra!
     Zapadła cisza. Chyba nikt nie spodziewał się takiego wyznania.
- Emi…- zahuczało w jej głowie.
- Emi…- znajomy dźwięk przedzierał się przez otchłań myśli.
- Emi! – ocknęła się w końcu, powracając do rzeczywistości.
      Siedziała w samochodzie na tylnym siedzeniu, a we wstecznym lusterku dostrzegła błysk fiołkowych oczu ojca.
- Córko, pytałem o coś – powiedział lekko zniecierpliwiony. – Obie zachowujecie się dziwnie – zwrócił się także do starszej córki, która dziwnym zbiegiem okoliczności nie rwała się do rozmowy.
     Skubała nerwowo frędzle czarnego szalika, a usta zwinęła w dzióbek. Jej szmaragdowe tęczówki wydawały się smutne, a to powinna być pierwsza oznaka do niepokoju.
- Otou-san… - córka Ami zebrała się na odwagę. – Bo my…To znaczy ja…Miyuki znowu…
- No dobra – Mizuki przerwała jej męczarnie. – Tamta dziewczyna nazwała mnie znajdą.
     Taiki zjechał gwałtownie na pobocze, a w środku aż się w nim gotowało. Musiał policzyć do dziesięciu, nim odwrócił się do dziewczynek.
- Dlaczego nie powiedziałyście mi od razu?
- Nie gniewaj się, Emi stanęła w mojej obronie. Nie wracajmy już do tego.
    W głębi duszy Kou ucieszył się, iż jego młodsza latorośl wreszcie zrozumiała, co jest dla niej dobre. W dodatku zaakceptowała siostrę, a to nawet przewyższało jego oczekiwania.
- Posłuchajcie. Jeżeli w przyszłości znowu się to stanie, macie do mnie przyjść. Jestem z was dumny i pamiętajcie, bo macie coś bardzo ważnego – siebie.
     Obie kiwnęły głową potakująco i cała trójka odjechała w lepszych nastrojach. Kiedy dotarli do studia, na miejscu był Yaten ze swoimi pociechami. Czekał jeszcze na Akane, ale ta spóźniała się, jednocześnie sama szykując na siebie bat.
    Natomiast córka Thei była oczarowana, że może zobaczyć miejsce, gdzie pracuje jej tata. Z drugiej strony, zainteresowała się nowym wujkiem, dlatego też śmiało podeszła do niego.
- Co tam, młoda?  - srebrnowłosy zapytał z rozbawieniem.
- Mogę do pana mówić Oji-san?
- A musisz?
- No…Właściwie to nie.
- No właśnie.
- Yaten…- najstarszy Kou posłał bratu złowrogie spojrzenie. – Idź sprawdź w socjalnym, czy Cię tam nie ma.
- Ja mam lepszy pomysł. Sam tam idź i przynieś mi kawę – odgryzł się.
- Razem pójdziemy! – Taiki złapał zielonookiego za ramię – Przyniesiemy dzieciakom coś do jedzenia – wyciągnął brata na korytarz.
- Oszalałeś – młodszy Kou z niesmakiem otrzepał koszulę. – Jedno dziecko więcej i już nie wyrabiasz.
- Jeżeli będziesz wygadywał takie bzdury, to Thea więcej nie puści tu Mizuki.
- Ahaaa…Nawet się z nią nie ożeniłeś, a i tak Cię zdominowała. Brawo! – zakpił.
- Nie chce mi się z Tobą dyskutować – szatyn machnął ręką i poszedł do socjalnego.
- Jasne, bo brakuje Ci argumentów. Skończysz jak Seiya z tym swoim zającem – powiedział sam do siebie, rozciągając się na skórzanej kanapie. – Poczekamy na Akane, popamięta mnie smarkula. Marnuje mój cenny czas.


****

       Chou wracała z wieczornych zakupów, dźwigając przepełnione torby. Pobliski sklep osiedlowy był otwarty do późnych godzin, więc postanowiła uzupełnić pustki w lodówce, gdyż od dwóch dni paliło się tam jedynie światło.
       Dziewczyna dotaszczyła pakunki do bloku w którym mieszkała, a potem zdziwiła się, że tyle nakupowała i czy w ogóle da radę tak często gotować, jak wróci z pracy. Niestety już nie miała wyboru, toteż popchnęła prawym barkiem drzwi od klatki schodowej. Poprawiła zsuwający się szyi, luźno zawiązany szalik w szkocką kratkę i już miała nacisnąć przycisk przywołujący windę, lecz ktoś brutalnie popchnął ją. Upadła na kolana, wypuszczając z rąk siatki. Huk tłukącego się szkła rozległ się echem po ścianach, a jabłka poturlały się pod same stopnie schodów. W pierwszej chwili niedowierzała w to, co się stało, ale napastnik chwycił ją za włosy, aż krzyknęła z bólu i przywarł do ściany obok windy. 
      Teraz doskonale widziała, kto ją zaatakował. W świetle przykurzonej żarówki stał naprzeciw niej wysoki, szczupły brunet. Chociaż momentami mogło się wydawać, iż pasam jego włosów mienią się granatową barwą. Natomiast w niebieskich oczach, które przewiercały Ayane na wylot, widziała złość zmieszaną z ekscytacją. Co jeszcze bardziej przyprawiało o gęsią skórkę.
- Pamiętasz mnie? – zasyczał tuż obok jej ucha. – Ostrzegałem Cię, a Ty okazałaś się głupsza niż myślałem.
     Spojrzała na niego odważniej, a rysy jego twarzy wydawały się całkiem znajome. Powoli zaczęła kojarzyć, że jest podobny…
- Trzymaj od niej łapy z daleka! – Usui oderwał nieznajomego od fioletowookiej, a ona nigdy nie widziała go tak wściekłego, kiedy dociskał łokieć do szyi tamtego. – To ja ostrzegałem Ciebie!
     W końcu mogła ich do siebie porównać i zdała sobie sprawę, z kim ma do czynienia.
- Gerald Walker…
- Bingo kretynko! Cały czas się zastanawiam, co mój głupi brat w to widział – wychrypiał przez zaciśnięte zęby.
- Przymknij się! – blondyn rozsierdził się jeszcze bardziej. – Po co tu przyjeżdżałeś?!  Zabroniłem Ci się do niej zbliżać. Czego znowu chcesz?! – chwycił brata za poły płaszcza, potrząsając nim z całej siły.
- Usui-san – Cedric wyłonił się z cienia, gotowy bronić swojego pana. – Proszę się uspokoić.
- Nie wtrącaj się! Z Tobą policzę się później, bo wiem co zrobiłeś!
- Nie bądź taki cwany. Uciekłeś od nas jak złodziej, a przypominam Ci, że mieliśmy umowę.
- To ja Tobie przypominam, że nie dotrzymałeś tej umowy i okłamałeś mnie!
- Mówisz o tym bękarcie? Wystarczy nam jeden w rodzinie, czyli Ty. Nie moja wina, że na matkę swojego dziecka wybrałeś prostą idiotkę. Nawet się wtedy nie zorientowała, że to ze mną rozmawia. Powinieneś mi podziękować, że pozbyłem się problemu. Cały czas musimy robić porządek, jak nie po naszej matce, to po Tobie. Z jedną różnicą – ja działam skutecznie.
     Takumiemu puściły nerwy. Uderzył brata w twarz, a ten zatoczył się pod drzwi klatki schodowej.
- Uderz jeszcze raz, tylko to Ci zostało – Gerald otarł krew z rozciętej wargi.
      Sprowokowany znowu rzucił się na niego z pięściami i nawet Cedric nie był w stanie ich rozdzielić.
- Usui!!!
      Dopiero krzyk Imady przerwał szarpaninę między mężczyznami. Złotowłosy ochłonął, gdy zobaczył ukochaną klęczącą na podłodze i zalaną łzami. Podbiegł do niej, próbując pomóc wstać.
- Mam dość – wyszeptała, a w jej fioletowych oczach odbijała się pustka. – Dajcie mi spokój – zaczęła trząść się na całym ciele. – Zostawcie mnie! – wydostała się na zewnątrz, ledwo trzymając się na nogach.
     Zielonooki ruszył za nią i chciał przytulić, lecz ta na odwrót odczytała jego intencje.
- Przestańcie mnie prześladować! – wykrzyczała przez łzy. – Czy przez całe życie mam pokutować za związek z Tobą?!
- Obiecuję, że nigdy więcej nie spotka Cię nic złego – wreszcie zakleszczył ją w swoich ramionach, mimo iż nadal szamotała się.
- Nic nie rozumiesz – zaszlochała. – Ja…Ja przez tego szaleńca nie mogę mieć dzieci… - zupełnie się rozkleiła.
     Usui zacisnął zęby, bo jego serce rozpadło się na tysiąc kawałków. Decyzja, którą podjął pięć lat temu zrujnowała im życie, zamiast je chronić. Teraz pragnął wyłącznie zemsty.
- Chou, nie możesz tu zostać. Chodź proszę, ze mną będziesz bezpieczna –zaprowadził załamaną Ayane do swojego auta.
- Takumi! Nie uciekniesz przede mną – brunet nie zamierzał im odpuścić. – Odbiorę to, co do mnie należy! A jej też nie zdołasz ciągle ukrywać! 
      Mimo to, prawnik nie przestraszył się tych gróźb.
- To Ty pożegnaj się z firmą! – trzasnął drzwiami, odjeżdżając z piskiem opon.
      Żaden z nich nie spostrzegł, że na parkingu po przeciwnej stronie ktoś ich obserwował. Elektryczna szyba luksusowego cruisera opadła powoli w dół. Tajemnicza postać wysunęła rękę, strzepując popiół z papierosa. Czerwone światełko rozpłynęło się w mroku równie szybko, jak się pojawiło…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz