sobota, 11 stycznia 2020

Rozdział XXIV

Krótki, ale za to Seiyowo-Odangowy :) No dobra, Ikuko i Galaxia też :D

- Seiya, mój Ty biedaku! - Ikuko prawie staranowała Usagi, która po pierwszych dźwiękach  dzwonka otworzyła drzwi i o mało nie stała się z nimi jednością.

     Spodziewałaby się każdego, nawet całej armii demonów, ale nie swojej matki , która przecież opuściła ich dom obrażona na wieki wieków. Teraz powróciła pod postacią tornada, obładowana paczkami jak ze świątecznego jarmarku. Nawet Luna i Artemis schowali się w najciemniejszy kąt domu, nie chcąc brać udziału w starciu dwóch gospodyń. Wielkimi krokami zbliżały się święta, więc kłótnia była ostatnią rzeczą na którą złotowłosa miała ochotę. Niestety Seiyi przytrafił się wypadek w najgorszym okresie w roku, co oznaczało, iż nadchodził ciężki czas.
     Poczłapała smętnie w stronę schodów, przygotowana na najgorsze. Stanęła w drzwiach sypialni i z niesmakiem patrzyła, jak pani Tsukino nadskakuje zięciowi. Jeszcze kilka tygodni temu był jej największym wrogiem, dziś w najlepsze poprawiała mu poduszkę pod plecami. Brakowało tylko, żeby zaczęła go karmić.
- Na co czekasz, Usagi? Rusz się i zagrzej mężowi zupy. Jest w torbie, sama gotowałam. Twoja kuchnia pozostawia wiele  do życzenia - pogoniła córkę.
     Błękitnooka nadęła policzki, bo od dawna nikt nie skrytykował jej umiejętności kulinarnych. Nigdy nie aspirowała na bycie drugim Gordonem Ramsay'em, ale odkąd wyszła za mąż, udało się jej opanować kilka przepisów i rodzina też jakoś nie narzekała na jedzenie.
      Wzięła przepełnione reklamówki i zniosła na dół do kuchni, złorzecząc w myślach. Rodzona matka uznała, że nie potrafi zająć się własnym mężem.
" Nie no, powinna jeszcze ogłosić konkurs na idealne święta. Sama pójdę po choinkę do lasu i zetnę ją siekierą. Upiekę tonę pierniczków, własnoręcznie pomaluję bombki, a na koniec zrobię szpagat" - cisnęła w kąt mokrą ścierkę do rąk.
      Ledwo zdążyła podgrzać zupę, a Ikuko ponownie popisała się i wyrwała jej talerz, sama udając się do z powrotem do Seiyi. Jedynie niczego nieświadoma Elza postanowiła sprawdzić, jak miewa się lider Three Lights, a tym samym przypomniała o swoim istnieniu.
      Oparła się o futrynę, z zaciekawieniem obserwując starania pani Tsukino. Natomiast brunet miał już umęczoną minę i gdyby dał radę, to uciekałby gdzie pieprz rośnie.
- Ohayougozaimasu! - przywitała się.
- A, to pani - kobieta spojrzała na nią niechętnie. - Wpadła pani w odwiedziny?
- Nie do końca - dziewczyny przygryzła dolną wargę.
     Na końcu języka miała inną odpowiedź, ale mogła tylko wywołać awanturę.
- Elza jest naszym gościem, ze względu na Shonę nocuje u nas - Kou uratował z opresji opiekunkę córki.
- Nocuje? A gdzie w takim razie ja mam spać?
- Mama? - granatowooki zdziwił się tak, aż zupa stanęła mu w gardle.
     Nie przypuszczał, iż nagły wylew gorących uczuć zakończy się definitywnym powrotem.
- A ile według Ciebie można mieszkać w hotelu lub u znajomych? Zostawiłam was na chwilę i zobacz, co się stało. Se- chan, tak nie może być - prawie siłą wcisnęła mu do  buzi łyżkę żółtym płynem.
- Se-chan? - Usa pojawiła się nagle, a w środku aż dusiła się ze złości.
     Już niewiele brakowało, by granice jej cierpliwości zatarły się bezpowrotnie i wyniosłaby nadgorliwą mamusię na łopacie. Z kolei panna Amiyake schowała się za drzwiami, bo trzęsła się ze śmiechu.
- Mamo - blondynka przymknęła powieki, aby opanować nerwy. - Skoro jeszcze nie otrułam nikogo, to wątpię żebym zrobiła to teraz. Z pozostałymi obowiązkami też nieźle sobie radzę.
- Usagi, dziecko drogie, po co się tak unosisz? Wszyscy wiemy, że mam rację. Lepiej wróćmy do tematu pokoju dla mnie.
      Żona Seiyi spąsowiała na twarzy, zaciskając dłoń na białym fartuchu z falbanką. Na myśl nasuwała się jedna odpowiedź - proszę się udać najkrótszą drogą w stronę drzwi wyjściowych.
- Chętnie posłucham, w końcu jestem ulubioną opiekunką Shony - Elza mrugnęła do Usy.
- A ja jestem matką, babcią i teściową! - Ikuko wyprostowała się niczym żołnierz na warcie.
- Chwileczkę, szanowne panie - czarnowłosy nareszcie odzyskał prawo głosu. - Jeżeli już mówimy o mojej córce, to chciałbym rozwiązać pewną kwestię. Mamo, jak zamierzasz traktować Shonę? Nie pozwolę na to, aby czuła się gorzej przez głupie domysły...
- Spokojnie, Se-chan - granatowowłosa położyła rękę na ramieniu mężczyzny. - Shona i Ichi to moje wnuki. Wiem, że przesadziłam z tymi domysłami.
- Yyy...Tak, zgadza się... - Kou zatkało, iż z taką łatwością kobieta zgodziła się z nim. - Odango, jak Ty myślisz?
- Co ja myślę? - odchrząknęła - Po prostu...Elza przeniesie się do pokoju Shony, a mama do gościnnego i zakończmy ten spór.
- Świetnie, zacznę od teraz - jasnowłosa wykręciła się na pięcia.
- A ja pani pomogę - matka Usy wybiegła za nią.
- No i co, Odango? - Seiya zamrugał podstępnie brwiami, wyciągając ręce do żony. - Czyż nie jestem geniuszem? - złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
- Seiya! - zapiszczała. - Twoja noga.
- Oj, jest w jak najlepszym stanie. A dzięki Tobie czuję się rewelacyjnie - zaczął całować jej szyję.
- Zaraz któraś z nich może tu wrócić.
- Kochanie, Twoja matka właśnie bije rekord w przenoszeniu ubrań z szafy do szafy i nie ma sensu jej powstrzymywać, bo zacznie nam latać na miotle pod domu. W zasadzie to miałem zamiar ukarać Ichiego, ale w inny sposób dam mu nauczkę.
- To znaczy?
- Zobaczysz, są przecież inne metody niż krzyk i bicie.
      Niespodziewanie para usłyszała dziwny trzask, a potem huk oraz głosy z oddali.
- Proszę to zostawić, bo zniszczy pani! - Elza zaprotestowała.
- A po co pani drewniana skrzynia?!
- To już moja sprawa!
- Wiesz Odango, przydałyby się drzwi na pilota - skwitował, wpijając się w usta ukochanej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz