Patrzyła
na swoje niewyraźne odbicie, malujące się na szybie kawiarni w której umówiła
się z przyjaciółką. Mokre płatki śniegu przyklejały się do śliskiej
powierzchni, by po chwili zmienić się w bezbarwne krople, które spływając w dół
pozostawiały po sobie rozmyte smugi.
Zamieszała łyżeczką cappuccino z
cynamonem, zamówione aby umilić sobie czas oczekiwania i szybkim ruchem warg
oblizała aksamitną piankę. Niewielka knajpka na obrzeżach miasta jak na wczesne
godziny południowe, była prawie zapełniona. Ludzie gawędzili w najlepsze, podczas
gdy ona zamyśliła się. Jej intensywnie fioletowe oczy cały czas patrzyły w
jednym kierunku, ale myśli uleciały zupełnie gdzieś indziej. Od dawna nie czuła
się tak samotna jak teraz, mimo iż na co dzień otaczała się wieloma osobami.
Już samo słowo samotność nabrało nowego znaczenia, bo zabrakło tej bratniej
duszy i wreszcie zrozumiała jak to jest. Niby wokół było głośno, a ona miała
wrażenie jakby znalazła się w próżni.
Nagle ciężarówka wjechała w kałużę
przed budynkiem, aż woda rozbryzgała się na boki. Ayane ocknęła się z letargu i
rozejrzała się po wnętrzu. Życie toczyło się własnym rytmem. Wreszcie zadzwonił
dzwoneczek przy drzwiach, obwieszczający przybycie nowego gościa i ujrzała
znajomą twarz, zmierzającą w jej stronę.
- Fumi-chan – przytuliła przyjaciółkę, nawet nie czekając, by ta zdjęła
przemokniętą kurtkę. – Cieszę się, że przyszłaś – powiedziała z ulgą.
- Daj spokój. Myślisz, że mogłabym nie przyjść? – dziewczyna poprawiła charakterystyczny,
zielony warkocz z którego pod wpływem wilgoci wystawały pojedyncze włoski. –
Byłabym szybciej, ale Usui poprosił, żebym spakowała część Twoich rzeczy, bo
przenosisz się do waszego starego apartamentu. Wspaniała wiadomość – oznajmiła radośnie,
zajmując miejsce.
Niestety prawniczka ewidentnie nie
była przygotowana na takie „rewelacyjne” wieści, ponieważ skamieniała niczym
posąg. Yoshida obawiała się, iż wulkan zaraz wybuchnie, ale skąd miała
wiedzieć, że została wplątała w podchody przyjaciela?
- Co.Ten.Zboczeniec.Znowu.Wymyślił?! – jasnowłosa przemówiła.
- Chou, wybacz. Ja chciałam tylko pomóc. Takumi był przekonywujący. Zresztą,
jak zawsze. Jejku, ale się porobiło – brązowooka jęknęła, kuląc się niczym
zbity piesek.
- Już dobrze, Fumiko. Nie po to Cię zaprosiłam, żeby kłócić się przez tego…
Ech, nieważne – żachnęła się. – Nie mam nikogo poza Tobą i moje potyczki z Usui’em
nie mogą mieć wpływu na nasze relacje. Wiem, to ja zrobiłam awanturę i
obraziłam się. Dlatego chciałam Cię przeprosić, bo kocham Cię jak siostrę.
Zielonowłosej odebrało mowę.
Dumna, zawsze nieugięta Chou pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę. Zaczęła się
zastanawiać, czy nie powinna jakoś uwiecznić tej chwili. Zapisać, zrobić
zdjęcie, a może zadzwonić do radia? Albo najlepiej nagrać, żeby później mieć
asa w rękawie.
- Nie… Nie dałabym rady gniewać się na Ciebie… Jakoś wszystko się poukłada…
Zobaczysz… - wydukała, zgrabnie pomijając temat byłego faceta.
- Racja… Domówmy coś – Imada pomachała kelnerce.
Kiedy młodziutka dziewczyna w
falbaniastym stroju wzięła okrągłą tacę pod pachę, w tym samym momencie do ich
stolika dosiadł się Diamand.
- Nie masz nic przeciwko – stwierdził z ironicznym uśmiechem na twarzy.
Rozsiadł się wygodnie, kompletnie ignorując towarzyszkę Ayane.
- Yamato, jestem tu prywatnie – syknęła, już lekko podminowana. – Umowa zerwana.
Czego jeszcze chcesz?
- Bardzo nieładnie się wobec mnie zachowałaś – zaczął bawić się chusteczkami,
wystającymi z podajnika. – Boisz się mnie, że był Ci potrzebny pośrednik?
- Wszelkie formalności załatwiałeś z Kunzite. Po co teraz ten cyrk?!
- Oj, ale ja moja droga nie mówię o nim.
- Dość tego!!! – krzyknęła, aż cała uwaga pozostałych zgromadzonych skupiła się
na nich. – Zmieniamy lokal – zerwała się z miejsca jak poparzona.
W przypływie złości nie
zauważyła, iż białowłosy również wstał, jeszcze bardziej rozbawiony niż na
początku. Złapał ją za szyję, obracając w swoją stronę, a potem pocałował na
oczach wszystkich.
Po sali przebiegł niespokojny
szum. Yoshida otworzyła szeroko usta, czekając na reakcję Imady, która mierzyła
fioletowookiego lodowatym wzrokiem. W końcu chwyciła za szklankę z wodą i
chlusnęła nią prosto w jego twarz, a potem wyszła bez słowa. Na pewno nie była
to scena na jaką liczyli zebrani goście, którzy wrócili do swoich zajęć, gdy tylko
opuściła kawiarnię.
Z kolei na zewnątrz czekała na nią
kolejna niespodzianka.
- Jasna cholera, jeszcze Ty! – popchnęła Usui’a stojącego na ostatnim stopniu
schodów i żołnierskim krokiem ruszyła chodnikiem.
- Co za ciepłe powitanie – skwitował. – Jesteś z siebie zadowolona?!
„Nie zaczynaj z nią” – Fumiko modliła
się w duchu.
- Pytałem, czy jesteś z siebie zadowolona! – powtórzył głośniej.
- O nieee… - pokręciła głową z bezsilności, podczas gdy prawniczka zawróciła.
- Czy Tobie się wydaje, że będziesz mną manipulował jak tamten?!
- Nie – zielonooki zachował spokój. – Ale panu Yamato świetnie to wychodzi.
Chyba mu się profesje pomyliły. Powinien zostać reżyserem.
- Słucham?!
- A jak sądzisz, dlaczego Cię pocałował? Widział, że was obserwuję – odparł gorzko.
- Co ciekawego jeszcze powiesz? – zmarszczyła nos, krzyżując ręce na piersiach.
- Ciekawego? Bardzo proszę. Podstawiasz się mężczyźnie, którego zmarła żona
jest do Ciebie łudząca podobna. Łykasz każdy kit, który Ci wciśnie i wchodzisz
do jego domu, jak do jaskini lwa. Mam dalej wymieniać? A, zapytałaś chociaż,
kiedy był wypadek w którym zginęła? No?
Pokręciła przecząco głową.
- Dokładnie pięć lat temu. Chyba jesteś na tyle bystra, żeby to sobie łatwo
zliczyć.
- Drań… - zacisnęła pięści. – Muszę pomyśleć – wyszeptała.
- Odwiozę Cię – chciał wziąć ją pod ramię, ale mu nie pozwoliła, oddalając się.
- Zostawisz ją samą? – Fumiko zdziwiła się.
- Nie znasz mnie chyba – blondyn schował ręce do kieszeni.
- No właśnie znam, dlatego się boję.
- Do odważnych świat należy. Weź to sobie do serca, Yoshida.
- Usui Takumi!!!
****
Minako prawie staranowała drzwi do mieszkania Usagi i Seiyi. Całą drogę
zastanawiała się, jak przekazać złe wieści i chyba wybrała najgorszy z
możliwych sposobów. Jak to bywa w przypadku roztrzepanej Wenus, wejście miała
spektakularne. Już wchodząc do środka, zawadziła o próg, upadając na kolana
przed Ichim. Chłopiec akurat chodził ze słuchawkami w uszach, rytmicznie
kołysząc się na boki.
- Ciocia to potrafi, bombowo – zachichotał.
- Ichi-chan, idź po mamusię.
- Hai!
Maluch pobiegł po swoją
rodzicielkę, a blondynka doprowadziła się do porządku.
- Mina-chan, nie spodziewałam się Ciebie – Usa była trochę zdezorientowana
widokiem przyjaciółki. – Stało się coś?
- Oj, od razu stało – roześmiała się teatralnie. – Skąd takie myśli? Jakie
stało w ogóle – gestykulowała nerwowo. – Po prostu wpadłam zapytać, co słychać.
Może w czymś pomóc? Wyprowadzę Lunę i Artemisa na spacer. Stare kocury, kości
im się zastoją.
- Minako, Yaten miał przywieść Shone ze szkoły. Gdzie ona jest?
- No… Jakby Ci to powiedzieć… Przykro mi, ale nie mamy pojęcia gdzie jest.
Złotowłowsa zbladła i gdyby nie
Aino, która ją podtrzymała, to upadłaby na podłogę. Nawet Seiyę zaniepokoiły
dziwne odgłosy, więc wychylił się z kuchni i ku swojemu przerażeniu, ujrzał
ledwo przytomną żonę.
- Odango! – najszybciej jak mógł podszedł do niej. – Kochanie, co się dzieje? –
dotknął jej policzków.
- Znowu zaginęła, nie zniosę tego – jej błękitne oczy wypełniły się łzami i
wtuliła się w jego ramię.
Kou poczuł jak zalewa go zimny pot. Cały
czarny scenariusz przeleciał mu przed oczami, tylko co miał teraz zrobić? Co
ich córka musiała czuć, że zdecydowała się na ucieczkę? Robił wszystko aby
chronić ją przed dziwnymi insynuacjami Ikuko, lecz na nic się to zdało.
Największe pretensje miał do samego siebie, zwłaszcza iż złamana noga sprawiła,
że był najmniej przydatny.
- Spokojnie Odango, znajdziemy naszą córkę. Masz moje słowo. Pamiętasz, kiedy
praz pierwszy przyprowadziłem ją do domu? Tu jest jej miejsce, przy nas –
starał się pocieszyć złotowłosą, chociaż powoli przestawał wierzyć w to, co
mówi.
„Szkoda, że Twoja matka zniszczyła naszą pracę” – pomyślał, bo nie chciał zrobić ukochanej większej przykrości.
„Szkoda, że Twoja matka zniszczyła naszą pracę” – pomyślał, bo nie chciał zrobić ukochanej większej przykrości.
- Pójdę do Ichiego, nie powinien być sam. Pewnie w końcu zacznie pytać – żona Yatena
zaoferowała pomoc.
Zanim weszła na górę, pani Tsukino
zdążyła uciec przed jej wzrokiem, a wcześniej podsłuchała całą rozmowę.
Niestety na skruchę było już za późno…
- Co to za grobowy nastrój? – Elza wróciła obładowana torbami prezentowymi.
- Shona zaginęła – brunet wyznał z ciężkim sercem.
Wcześniej skończył rozmawiać z
policją i nie mógł wytrzymać z bezsilności. Najchętniej roztrzaskałby kule,
które teraz były zbędnym balastem.
- Zostawić was na chwilę samych – pokręciła głową z dezaprobatą. – Biorę sprawy
w swoje ręce – zniknęła i został po niej tylko złoty pył…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz