Na ten rok, to już będzie ostatni rozdział. Z pewnością będę przez święta pracować nad kolejnym, ale opublikuję go już po Nowym Roku. Tak informacyjnie, żeby nikt nie pomyślał, że znowu porzuciłam pisanie. Na 100% chcę zakończyć to opowiadanie, a co dalej, zobaczymy :) W jednym z komentarzy padło pytanie, co wydarzyło się przed "Gwiazdą Nadziei". Dlaczego Trzy Gwiazdy wróciły i jak to się wszystko potoczyło. Hmmm...Może kiedyś przedstawię Wam tę historię w jednorazówce :)
Dzwonek
zwiastujący zakończenie lekcji już dawno rozszedł się po szkolnych korytarzach.
Zadowoleni uczniowie opuścili mury w których spędzali większość swojego czasu,
a wśród nich Ichiro oraz Shona. Rodzeństwo wybiegło na przeciw Usagi,
czekającej prawie na pustym parkingu. U jej boku stał wózek w którym wierciła
się niespokojnie Chibiusa, co oznaczało, iż w dalszą podróż wybiorą się
spacerem. Blondwłosa zaplanowała szybkie zakupy, a że najbliższy sklep
znajdował się dwie przecznice dalej, to nie było sensu podjeżdżać autem.
Zresztą, była już tak zmęczona bieganiem za najmłodszą latoroślą, a potem
ubieraniem jej do wyjścia, toteż wizja składania i rozkładania po raz setny wózka
przyprawiała ją o zawroty głowy. Odkąd Ikuko wyniosła się do hotelu, ogarnięcie
trójki dzieci stało się trudniejsze, ale na szczęście nie niemożliwe.
Niestety Usa popełniła ogromne faux
pas, wychodząc naprzeciw swoim dzieciom. Odruchowo pochwyciła synka w ramiona i
ucałowała w czoło, lecz reakcji na te czułości nie przewidziała. Policzki
chłopca zalał purpurowy rumieniec, a z uszu prawie poszedł dym. Odepchnął
rodzicielkę, naciągnął mocniej czapkę i wyminął siostrę. Tsukino osłupiała,
gdyż jej kochany maluszek, za którego go do tej pory uważała, nigdy tak się nie
zachowywał. Zły oraz naburmuszony coraz bardziej oddalał się od nich,
maszerując po oblodzonym chodniku, a pod wpływem jego energicznych ruchów, plecak
unosił się na ramieniu.
Zdenerwowana wzięła Shonę za jedną
rękę, a drugą chwyciła poręcz wózka i pognała za synem. Robiło się coraz
zimniej, więc z trudem pchało się spacerówkę po śliskiej nawierzchni.
- Mama, jaki wstyd! – 10-latek krzyknął, nadal utrzymując dystans. – Tak to
możesz robić przy fankach taty. Wszystkie odstraszysz, tylko nie wiem z czego będziemy
wtedy żyć.
- Ichiro!
- Daj spokój mamo, taki wiek – brunetka wzruszyła ramionami. – Miałaś pecha, bo
za nami szły dziewczyny z klasy Ichiego – oświeciła niczego nieświadomą matkę.
– Wiesz, jak tata po nas przyjeżdża, to parkuje w mniej widocznym miejscu.
- Po co?
- Wszystkie dziewczyny chcą od niego autograf i biedny Ichi wkurza się na
maksa.
- Ach tak…- blondynka wypuściła ciężko powietrze. – Dalej nie rozumiem, czemu
się nas wstydzi?
- Mamo – granatowooka uśmiechnęła się pobłażliwie. – On chce być traktowany jak
dorosły.
- Racja – kobieta westchnęła.
Nagle błękitnooki kopnął z całej
siły w zamarzniętą grudę śniegu, po czym przebiegł na drugą stronę ulicy,
przyprawiając ją o palpitacje serca.
- Ichiro-chan! – krzyknęła ostrzegawczo.
- Ja wolę tu, nic mi nie zrobicie! – wypiął język.
- Liczę do pięciu i natychmiast wracasz!
- Nic z tego! – zaczął skakać w zaspie.
Zrezygnowana Usa poczerwieniała na
twarzy, a pod wpływem zimnego powietrza para wyleciała z jej ust. Teraz zaczęła
żałować, że zostawiła samochód, bo zwyczajnie nie chciała szarpać się z
wózkiem, a potem przekładać Chibiusy z jednego miejsca na drugie.
Już docierała z córkami do
przejścia dla pieszych, aby jak najszybciej doprowadzić młodego rozrabiakę do
porządku, kiedy ten niespodziewanie zsunął się z impetem do rowu.
- Ichi-chan! – Shona pisnęła i rzuciła się bratu na ratunek.
Niestety sprawność fizyczna, którą
odziedziczyła po matce sprawiła, iż wywróciła się na środku jezdni. Złotowłosą
zmroziło i spanikowana nie wiedziała, co robić. Biec do najstarszej córki, czy
wyciągnąć syna z rowu? Jej wahanie zostało brutalnie przerwane, gdyż zza
zakrętu z dużą prędkością wyjechał samochód. Krzyknęła przerażona, ruszając
pędem na ratunek, a Shonę sparaliżowało. Już przymykała powieki, gdy czyjeś
ciepłe ramiona pochwyciły ją błyskawicznie. Usłyszała huk i zorientowała się,
że leży na śniegu. Powoli otworzyła oczy, lecz szybko tego pożałowała.
- Otou-san!!!
****
Przed gmachem Sądu Najwyższego stały w równej linii zaparkowane auta.
Tym razem Chou miała więcej szczęścia, niż feralnego dnia kiedy poznała
Diamanda, ponieważ nie musiała jechać swoim gruchotem. Jednak dobra passa
skończyła się równie szybko jak się zaczęła, ponieważ najgorsze dopiero miało
się zacząć. Przynajmniej tak myślała.
Idąc sądowym korytarzem, przebrana
w togę bardziej przypominała cień, niż pewną siebie prawniczkę. Nagle ktoś
uderzył ją w plecy, a kiedy odwróciła się, zobaczyła spieszącego w stronę
sekretariatu Kunzite, który jeszcze puścił do niej oczko. Westchnęła i ruszyła
dalej licząc, iż makijaż dobrze zakrył oznaki nieprzespanej nocy. W myślach
odliczała sekundy, że za chwilę zobaczy Usui’a, ale przed salą czekał jedynie
Taiki, ubrany w idealnie skrojony czarny garnitur. Przywitał się z nią podając
rękę, a potem wyraźnie spięty poprawił krawat.
Ayane oparła się o ścianę w napięciu
oczekując na przeciwników, docisnęła do piersi czerwoną teczkę na gumkę.
Niepokój niczym pędząca strzała przeszywał jej serce. Kou posłał jej pytające
spojrzenie, lecz pokręciła tylko głową. Za chwilę musiała zostawić wszystkie
prywatne sprawy za drzwiami.
W końcu długo wyczekiwane nazwiska
zostały wyczytane, ale Mizuno nie pojawiła się. Weszli na salę rozpraw, a za
nimi wszedł mężczyzna, jednak ewidentnie nie był to Usui. Oszołomiona nową
sytuacją Chou miała wrażenie, iż znalazła się w innym wymiarze. Z mowy sędziego
rozumiała coś o zmianie pełnomocnika, zwolnieniu lekarskim oraz odroczeniu
rozprawy.
Brązowowłosy wyszedł stamtąd
wściekły, mimo to jakoś go uspokoiła. W międzyczasie odebrał telefon, a z jego
ust padło słowo szpital. Uznała, że nie będzie dopytywać, więcej cudzych
problemów nie potrzebowała. Dopiero jak została sama, emocje trochę opadły.
Poluzowała kołnierzyk togi, gdy ktoś szarpnął ją mocno, aż uderzyła głową o
męski tors.
- Ty?! – rozpoznała Takumiego.
Blondyn mierzył ją zaciętym wzrokiem,
ściskając za nadgarstki.
- Puszczaj! – próbowała wyswobodzić się, ale nie ustępował. – Puszczaj, bo
zacznę gryźć! Wszyscy wokół twierdzą, że mam wściekliznę.
- Imada, już tyle razy zostałem przez Ciebie ugryziony, że już dawno zdążyłem
się uodpornić. A tak na poważnie, nie unikniesz rozmowy ze mną – przyciągnął
fioletowooką do siebie, aż straciła równowagę.
- Nie mamy o czym rozmawiać! Nie wiem, co wymyśliłeś razem z Mizuno, ale dowiem
się!
- Imada, jesteś głucha czy co? Przed chwilą sędzia wyjaśnił wszystko.
Mizuno-san nie jest już moją klientką.
- No urzekła mnie ta historia! – zakpiła. – Mam Ci dziękować na kolanach?!
- Nie jestem aż tak wymagający. Uspokój się i chodź ze mną.
- Niedoczekanie Twoje – szarpnęła z całej siły, lecz uzyskała odwrotny skutek.
Z daleka wyglądali jakby się
przytulali.
- Pani chyba nie ma ochoty rozmawiać – Diamand pojawił się nie wiadomo skąd, a
Chou zapragnęła zapaść się pod ziemię.
- Doprawdy? – Takumi uśmiechnął się pod nosem. – Ta pani często sama nie wie
czego chce, a poza tym, świetnie sobie radzimy.
Po tych słowach miała ochotę wybić
mu zęby i wtedy sam mógłby zostać klientem Saeko.
- Z tego co mi się wydaje, to chyba nie bardzo – białowłosy ciągnął dalej. –
Zresztą, ta pani pracuje dla mnie.
- A mnie się wydaje, że na dziś już skończyła pracę.
- A mnie się wydaje…
- Dość!!! – Ayane przerwała tę bezsensowną wyliczankę. – Panowie, jeśli macie
coś do siebie, to wyjaśnijcie to między sobą. Ja nie mam czasu. Przepraszam –
ominęła ich jak gdyby nigdy nic, a potem czym prędzej opuściła budynek.
Na zewnątrz zamotała się, gdyż
zdała sobie sprawę, iż nie zamówiła taksówki. Tymczasem, dziwnym trafem tuż
przed nią zatrzymało się czarne BMW.
- Może Panią podrzucić? W dniu dzisiejszym taryfa ulgowa – Kunzite uśmiechnął
się zawadiacko zza kierownicy.
Cóż, nie był to idealny kandydat na
wybawcę, ale w danym momencie jego propozycja wydawała się kusząca, a wręcz nie
do odrzucenia.
Widząc w odbiciu szyby, że ani Usui
ani Yamato nie zamierza jej odpuścić, wskoczyła na siedzenie pasażera.
- Wiesz co, Imada? Ja wiem, że nasze służbowe wdzianko jest całkiem ciepłe, ale
zapomniałaś płaszcza – parsknął śmiechem, pogarszając tylko jej humor. – Ech,
co te chłopy z Tobą robią. Pamiętasz jak Ci kiedyś powiedziałem, że przyciągasz
dziwadła? Zmartwię Cię, ale nadal to robisz – wybuch gromkim śmiechem.
- Kunzite! – podniosła rękę do góry. – Czy możemy jechać w ciszy? Wiesz, co to
cisza?
- Oczywiście, że wiem. Chcesz cicho, to będzie cicho. Też mi wymagania –
prychnął. – Imada, pamiętasz jak Ci kiedyś opowiadałem, że stryjeczna ciotka…
- Boże…- jęknęła, dociskając policzek do okna.
Chyba jednak lepiej było zostać i
pozwolić się rozszarpać, niż wysłuchiwać opowieści rodem ze średniej klasy
westernów.
****
Rozwścieczony do granic możliwości Yaten
siedział na szpitalnym krześle przed salą chorych licząc, że za chwilę sam
dorwie Seiyę i porachuje mu wszystkie kości. Minako zdążyła już ze sto razy
obrazić się na niego, bo jego teksty o naleśniku na asfalcie oraz personelu
wolniejszym od ślimaka nie były adekwatne do sytuacji. Z kolei outerki, które
siedziały na przeciw niego, wyglądały raczej jak zesłańcy śmierci niż
zatroskane przyjaciółki. Może z wyjątkiem Hotaru, ona jedyna życzyła mężowi
Usagi dobrze, bo Haruka miała minę, jakby sama chciała upewnić się, że ten nie
żyje, a w razie czego, po prostu go odbić. Srebrnowłosy nawet był w stanie
wyobrazić sobie, jak jego brat duszony jest poduszką, no ale przyjemności na później.
Zielonooki wzdrygnął się, kiedy zniecierpliwiona Mai pociągnęła za rękaw jego marynarki.
- Tatusiu, Oji-san nie będzie miał ręki? – zapytała, wykrzywiając smutnie usta.
- Nie.
- Nogi?
- Też nie.
- No to czego?
- Księżniczko, tatuś później kupi Ci cukierki jak będziesz grzeczna.
Minako posłała mężowi piorunujące spojrzenie.
- No co?! Zaraz pozbawi Seiyę wszystkich kończyn.
- To tylko dziecko.
– Ale nasze, dlatego spodziewam się najgorszego.
Wenus zapowietrzyła się i wykręciła do niego plecami. Przy okazji wyrywając synowi telefon z rąk.
W końcu z Sali wyszedł lekarz, wyrażając zgodę na wejście jednej osoby. Ku zaskoczeniu wszystkich, Tenoh zerwała się pierwsza i wykorzystała moment, wślizgując się do środka.
- „Tej to się dopiero śpieszy przeprawić Seiyę na tamten świat” – młodszy Kou zirytował się, iż został przechytrzony. Natomiast Hotaru posmutniała jeszcze bardziej, gdyż wcześniej ustaliła, że to ona wejdzie najpierw.
- Nie martw się kochanie, przecież nie udusi go od razu. – Michiru pocieszała podopieczną – Jakby co, lekarze są na miejscu.
- Nie było tematu – Tomoe mruknęła posępnie.
- Poza tym, jak trzeba, Haruka potrafi być potulna niczym baranek.
Saturn skuliła się, bo doskonale wiedziała jak wygląda potulny baranek w wykonaniu Urana. Mimo to, pozostało jej wierzyć, że żaden z lekarzy nie będzie musiał za chwilę interweniować.
W tym samym czasie Haruka ze spokojem rozglądała się po pokoju, który zajmował Seiya. Lider Trzech Gwiazd leżał na łóżku z prawą nogą w gipsie, a poza kilkoma zadrapaniami na twarzy chyba nic więcej mu nie dolegało. Wyglądał na zadowolonego, gdy siedząca obok niego Usagi mierzwiła dłonią jego czarną czuprynę. Najwięcej strachu najadły się dzieciaki, a Ichiemu było po prostu wstyd i teraz gdyby mógł, to schowałby głowę między nogi. Natomiast Shona siedziała w drugim końcu łóżka, zapatrzona w ojca jak w obrazek.
- Co się właściwie stało? – Tenoh przerwała krępującą ciszę.
-To moja wina. Na zbyt wiele pozwoliłam Ichiro, a potem wszystko potoczyło się tak szybko. Seiya znowu uratował naszą córkę. – Tsukino odpowiedziała za męża.
- Prawdziwy z Ciebie bohater, Kou – krótkowłosa skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nie przesadzaj, a Ty Odango przestań zadręczać się – granatowooki wyczuł ironię w jej głosie.
- Ty nie bądź taki skromny – Uran celowo usiadła na jego łóżku. – Chociaż jak zwykle wyszedłeś cało z opresji – uderzyła ręką akurat w nogę, która była w gipsie, a Kou jęknął z bólu. – Twarda z Ciebie sztuka, podziwiam – znowu niby niechcący powtórzyła czynność.
- Proszę Pana, tatę boli – Ichi stanął w obronie rodzica.
- Hy, dzieciaki – udała, że nie słyszała jak mały zwrócił się do niej i pogłaskała go po głowie. – Hotaru będzie spokojniejsza, gdy przekażę jej dobre wieści. Rychłego powrotu do zdrowia, Kou. Jak to mówią, do wesela się zagoi. No, chyba że mojego, wtedy nie liczyłabym na cud – puściła oczko do naburmuszonego bruneta i wyszła.
Zielonooki wzdrygnął się, kiedy zniecierpliwiona Mai pociągnęła za rękaw jego marynarki.
- Tatusiu, Oji-san nie będzie miał ręki? – zapytała, wykrzywiając smutnie usta.
- Nie.
- Nogi?
- Też nie.
- No to czego?
- Księżniczko, tatuś później kupi Ci cukierki jak będziesz grzeczna.
Minako posłała mężowi piorunujące spojrzenie.
- No co?! Zaraz pozbawi Seiyę wszystkich kończyn.
- To tylko dziecko.
– Ale nasze, dlatego spodziewam się najgorszego.
Wenus zapowietrzyła się i wykręciła do niego plecami. Przy okazji wyrywając synowi telefon z rąk.
W końcu z Sali wyszedł lekarz, wyrażając zgodę na wejście jednej osoby. Ku zaskoczeniu wszystkich, Tenoh zerwała się pierwsza i wykorzystała moment, wślizgując się do środka.
- „Tej to się dopiero śpieszy przeprawić Seiyę na tamten świat” – młodszy Kou zirytował się, iż został przechytrzony. Natomiast Hotaru posmutniała jeszcze bardziej, gdyż wcześniej ustaliła, że to ona wejdzie najpierw.
- Nie martw się kochanie, przecież nie udusi go od razu. – Michiru pocieszała podopieczną – Jakby co, lekarze są na miejscu.
- Nie było tematu – Tomoe mruknęła posępnie.
- Poza tym, jak trzeba, Haruka potrafi być potulna niczym baranek.
Saturn skuliła się, bo doskonale wiedziała jak wygląda potulny baranek w wykonaniu Urana. Mimo to, pozostało jej wierzyć, że żaden z lekarzy nie będzie musiał za chwilę interweniować.
W tym samym czasie Haruka ze spokojem rozglądała się po pokoju, który zajmował Seiya. Lider Trzech Gwiazd leżał na łóżku z prawą nogą w gipsie, a poza kilkoma zadrapaniami na twarzy chyba nic więcej mu nie dolegało. Wyglądał na zadowolonego, gdy siedząca obok niego Usagi mierzwiła dłonią jego czarną czuprynę. Najwięcej strachu najadły się dzieciaki, a Ichiemu było po prostu wstyd i teraz gdyby mógł, to schowałby głowę między nogi. Natomiast Shona siedziała w drugim końcu łóżka, zapatrzona w ojca jak w obrazek.
- Co się właściwie stało? – Tenoh przerwała krępującą ciszę.
-To moja wina. Na zbyt wiele pozwoliłam Ichiro, a potem wszystko potoczyło się tak szybko. Seiya znowu uratował naszą córkę. – Tsukino odpowiedziała za męża.
- Prawdziwy z Ciebie bohater, Kou – krótkowłosa skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nie przesadzaj, a Ty Odango przestań zadręczać się – granatowooki wyczuł ironię w jej głosie.
- Ty nie bądź taki skromny – Uran celowo usiadła na jego łóżku. – Chociaż jak zwykle wyszedłeś cało z opresji – uderzyła ręką akurat w nogę, która była w gipsie, a Kou jęknął z bólu. – Twarda z Ciebie sztuka, podziwiam – znowu niby niechcący powtórzyła czynność.
- Proszę Pana, tatę boli – Ichi stanął w obronie rodzica.
- Hy, dzieciaki – udała, że nie słyszała jak mały zwrócił się do niej i pogłaskała go po głowie. – Hotaru będzie spokojniejsza, gdy przekażę jej dobre wieści. Rychłego powrotu do zdrowia, Kou. Jak to mówią, do wesela się zagoi. No, chyba że mojego, wtedy nie liczyłabym na cud – puściła oczko do naburmuszonego bruneta i wyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz